[Ukończone] [Fanfiction] Mechaniczny Szaman |
Agamyszka « Citoyen » 1389810000000
| 4 | ||
[1] Fanfiction [2] Informacje [3] Postacie [4] Muzyka/Soundtracki [5] Zgłoszenia i kilka słów ogółem Ostatnio zauważyłam, że bardzo popularne robią się Fanfiki. Postanowiłam też napisać takowy. Więcej znajdziecie w dziale Informacje. PROLOG Trzeba cofnąć się kilka tysięcy lat w tył, aby zamiast obecnego świata ujrzeć pustkę. Niezmąconej ciszy nie przerywało nic. Nie było myszy. Nie było magii. Po prostu pustka. Wtedy Wielki Szaman postawił zstąpić ze sklepienia niebieskiego, aby tchnąć cząstkę swojej magii w żywą istotę. Jako odzwierciedlenie wielkiej potęgi stworzył mysz. Dokładniej mówiąc, szamana. Utworzył konstrukcję bardzo złożonego świata, w którym szamani prowadziliby swoich podopiecznych ku chwale i zwycięstwu. Stworzył więc proste myszy, poddanych szamanów. Na dwadzieścia myszy przypadał jeden szaman. W ten sposób utrzymał równowagę i ustalił zasady niepodzielnie rządzące w tym świecie. Minęły lata. Życie toczyło się powolnym trybem. Świat rozwijał się z upływem czasu. Wówczas Wielki Szaman postanowił ukazać się po raz drugi. Podzielił szamanów i ich magię na trzy rodzaje. Władców Wiatru, Duchowych Przewodników i Mechaników. Sądził, że w ten sposób jeszcze bardziej udoskonali owy świat. Jednak niesprawiedliwość istniała od chwili istnienia pierwszej myszy. Marzeniem każdego młodego szamana było stać się Władcą Wiatru. Byli bezdyskusyjnymi królami magii. Ich cudowne czary imponowały każdemu. Gdy na swych skrzydłach sunęli śmiało po niebie, gdy królowali nad wiatrem. Pewni i odważni, bo tacy byli Władcy Wiatru. Duchowi Przewodnicy także zaskarbili sobie uwielbienie ludu. Swą zdolnością nekromancji, czarów po śmierci. Majestatyczną, a zarazem delikatną magią. Mechanicy stali się zaś wyrzutkami. Budzili pogardę swymi prostymi czarami. Byli uważani za prostaków. Mówiono, że nie ma lichszego powołania, niż być Mechanikiem. Oznaczało to wstyd i hańbę. Odrzucenie. Podczas gdy inni szamani chętnie współpracowali, łącząc się w pary, Mechanicy trzymali się razem, z dala od innych. Oficjalnie było trzech przedstawicieli szamanów, po jednym z każdego typu magii. Jednak przedstawiciel Mechaników nie budził aprobaty tłumu i nie udzielał się publicznie. Wydawało się, że aż po kres los Mechaników będzie wyglądał tak samo. Aż pojawił się ktoś, kto odmienił wszystko. ROZDZIAŁ 1 Życie Agimyszki wypełniały marzenia. Ilekroć zadzierała głowę w górę, podziwiając szybującego po niebie Władcę Wiatru, widziała samą siebie. Rozwijała powoli skrzydła i wznosiła się majestatycznie ku niebu. Frunęła niesamowicie wysoko, zdawało się, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby dotknąć księżyca. Podziwiała odwieczny taniec zorzy polarnej, migotliwy błysk gwiazd i chłód nocnego nieba. Czuła pod palcami wir wiatru, jedną myślą zmieniała jego kierunek i prędkość, królowała nad jego potęgą. Jednak zawsze brutalna rzeczywistość spychała ją z powrotem do jej ciasnego, małego świata. Stara, obskurna szkoła magii dla mechanków. Niewielka, rodzinna chatka położona w jednej z biedniejszych dzielnic. Chora, wyprana z uczuć matka z podkrążonymi oczami. Śmiech, pogardy, szyderstwa. Skromny cmentarz na skraju lasu, grób ojca. To był jej świat. Tylko marzenia i wąski krąg przyjaciół pozwalały jej nie pogrążyć się w apatii po stracie ojca. Zdawało jej się, że czasem słyszy jego śmiech, tak charakterystyczny, gdy tarmosił jej włosy i mówił ,,moja myszko". Jego nagła śmierć wstrząsnęła całą okolicą. Każdy, kto znał jej tatę, mawiał potem: ,,Był jedynym takim Mechanikiem. Nie, jedyną taką osobą. Altruistyczny. Życzliwy. Wyrozumiały. Lubił i szanował każdego, niezależnie od typu magii. To bardzo przykre, że odszedł" Wszystko, co mówili było prawdą. Szczerą prawdą. Jednak gdy inni mówili jej, że pod każdym względem przypomina ojca, zaprzeczała. On cieszył się z tego, co otrzymał od losu, ona pragnęła zmienić swoje życie za wszelką cenę. Bywały takie chwile, gdy zapominała jednak od przepaści dzielącej Mechaników i Władców Wiatru. To Myrshka, bliska jej sercu przyjaciółka pozwalała zapomnieć o okrucieństwu świata. Były niczym ogień i woda - różniły się pod każdym względem. Te różnice czyniły ich przyjaźń jeszcze bardziej szczerą. Były mniej więcej w takiej samej sytuacji - jej ojciec wstąpił do Armii, więc razem z matką musiały zarabiać na utrzymanie - więc rozumiały się doskonale. Tyle, że Myrshka była od niej dwa lata starsza i za niedługo skończy Szkołę Szamanów. Wyjedzie wtedy setki - jak i nie tysiące - kilometrów od domu, do Szkoły Praktycznej, gdzie będzie szkolić się na szamankę. Liczyła, że zacznie więcej zarabiać i zapewni swojej rodzinie godne życie. Agamyszka, oczywiście, rozumiała to. Mimo to, odczuwała ogromny smutek. Nikt nie był jej tak bliski, jak ona. A teraz miała wyjechać. Opuścić ją, być może na zawsze. Zmagając się z myślami, wyszła z domu, nie mając konkretnego celu. Jeszcze nie wiedziała, że nad jej głową zbierają się czarne chmury. Czarne, niczym ... śmierć. ROZDZIAŁ 2 a dit : Włóczyła się powoli, krok za krokiem, pogrążona w świecie własnych marzeń i wspomnień. Na jej twarzy odbił się głęboki smutek. Był chłodny, rześki, jesienny poranek. Korony drzew przybrały kolor głębokiego szkarłatu, a liście wirowały po niebie w cudownym tańcu prowadzonym przez wiatr. Nie zwróciła na to uwagi. Nie zwróciła także uwagi na pojdedynczy ruch w krzakach i szelest poszycia. - Proszę, proszę. Nasza mała Mechaniczka. Odwróciła się błyskawicznie, gotowa do ucieczki. Za późno. Otoczyli ją ze wszystkich stron, wyłaniając się z lasu, niczym duchy. Niczym ... Duchowni przewodnicy. To był Xalexiix i jego banda. Sami okrzyknęli się ,,Bandą ponad Prawem", bo niepodzielnie rządzili w tej okolicy. Żyli głównie z kradzieży, atakując podróżników. Dzięki temu zapewniali sobie dostatnie życie. I nienawidzili Mechaników. Gardzili nimi. - Czego ode mnie chcecie ? - splunęła. Zachichotali; było ich sześciu. Sześciu na jedną. - Znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze - powiedział jeden z nich. - Ostatnio dużo się słyszało o twoim ojcu. Zginął w nieszczęśliwym wypadku ? - wyszczerzył zęby Xalexiix - prędzej władze pozbyły się niewygodnej osoby. - Tak, niewygodnej - przytaknął jeden z nich. Agamyszka cofnęła się powoli, czując, jak nienawiść i zażenowanie kipi w jej żyłach. - Czego chcecie ? - powtórzyła. Zbliżali się do niej, niczym stado wygłodniałych wilków, nieustannie zaciaśniając krąg. Szydzili, kpili, wyśmiewali. - Źle cię traktujemy ? Możesz biec do tatusia, on cię obroni - śmali się - Nie, zaraz, on tego nie zrobi. On nie żyje - dopowiadał jeden z nich. Zacisnęła ręce w pięści. Wszystko się w niej burzyło, wściekłość brała górę nad rozsądkiem. - Twój ojciec był nikim. Hańbił samego siebie i swój ród - warknął Xalexiix. - Jeśli w ogóle Mechaników dało się shańbić jeszcze bardziej. Przelała się w tym momencie czara goryczy. - TY PARWSZYWY GNOJU - wrzasnęła, rzucając się na niego z pięściami. Właściwie nie wiedziała, co chciała wskórać. Sama jedna na sześciu ? Wiedziała tyle, że kieruje nią ślepa nienawiść, chęć zadania bólu. Xalexiix uniósł ją w powietrze, zaciskając palce na jej szyi w żelznym uścisku. Czuła, że traci oddech. A później rzekł: - Potrzebuje trochę dyscypliny. I szacunku do Duchownych Przewodników. Gdy upadła na ziemię, spadły pierwsze ciosy. Później już tylko leżała, a uderzenia zmieniły się w powolny rytm bólu. Na sekundę, nim zapadła ciemność, ujrzała gwiazdy. ROZDZIAŁ 3 a dit : - Agamyszka ! Zbudź sie, proszę. Wciąż śniła ? Teraz wszystko wydawało jej się być tylko zwykłym koszmarem. Koszmarem, z którego można się spokojnie wybudzić. - Agamyszka ! Głos zdawał się płynąć z daleka i nieustannie zbliżać. - Zbudź się ! Nic ci nie jest ?! Powoli otwarła oczy. Zobaczyła klęczącą nad nią postać, z troską na twarzy. Troską ? - Nie, tylko mnie omal nie zabili. Ale nie martw się, czuję się dobrze - warknęła sarkastycznie Agamyszka. - Kim jesteś ? - dodała po chwili. - Thesaphusia - rzekła, podając jej rękę. - A ty, jak mniemam, Agamyszka. - Czy wszyscy mnie tu znają ? - prychnęła poirytowana, próbując wstać. Ból rozlał się po całym jej ciele, zmuszając do okrzyku bólu. - Nie wstawaj. Masz pogruchotaną nogę i złamany obojczyk. No i mocno krwawiącą ranę na piersi. Jest głęboka - wskazała na jej pierś. - Potrzebny ci będzie opatrunek. Wykrwawienie raczej ci nie grozi, ale zakażenie już tak. Agamyszka dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zna Thesaphusię. A przynajmniej z widzenia. Zazwyczaj trzymała się na uboczu, ale inne dziewczyny ze szkoły ją lubiły. Pochodziła z zamożnej rodziny, więc pewnie nigdy nie wiedziała, co to głód. - Dlaczego tak ważną i wspaniałą osobę, jak ty, miałby interesować los prostej i biednej Mechaniczki ? - powiedziała z pogardą. Thesaphusia wzdrygnęła się, jakby Aga ją spoliczkowała. - Też jestem Mechaniczką - zauważyła łagodnie. Jęknęła cicho w bezskutecznej próbie wstania. - Potrzebujesz lekarza. Trzeba opatrzyć twoje rany ! - zaprotestowała. Jej głos był niczym uparte brzęczenie muchy wokół głowy. - Daj mi spokój ! - wrzasnęła. - Może się zdziwisz, ale umiem sobie poradzić bez twojej pomocy. Wiele razy radziłam sobie w gorszych sytuacjach. Mechaniczka pokręciła głową, a w jej oczach odbił się głęboki smutek. Poczuła nagle wyrzuty sumienia. Ona chciała tylko pomóc. Nic więcej. - Słuchaj - rzekła Agamyszka łagodnie. - Możemy iść do mojego domu. Mam tam wiele maści i bandaży. Jeśli się na tym znasz, możesz mnie opatrzyć. Thesaphusia cofnęła się. - Ja ... to nie najlepszy pomysł. Lepiej chodźmy do mnie. Nie sądziła, aby ten pomysł przypadł do gustu jej rodzinie. - Nie bój się. To tylko dwa kilometry. Raczej uda ci się dojść - rzuciła kpiąco. Zwiesiła głowę ze smutkiem. - Oh, Ago, tak mi przykro. Twój dom spłonął. Znaleźliśmy zwłoki twojej matki. ROZDZIAŁ 4 a dit : Słowa były niczym cios w pierś. Zamarła, próbując przypomnieć sobie, jak się oddycha. Popatrzyła na Thesaphusię z nadzieją, że to tylko okrutny żart. Jedno jej bezgranicznie smutne spojrzenie szczerych oczu wystarczyło, aby obrócić tę nadzieję w proch. - Nie. Nie, nie, nie. Jej oczy zaszły łzami. Nie. - Tak ... tak mi przykro ... Nie, nie, nie, nie, nie. Nie. Przed oczami stanęły jej obrazy z przeszłości, w uszach dźwięczał własny głos. ,,Wiem, jak ciężko ci jest, matko, po śmierci ojca. Jednak nie możesz żyć pogrążona w żałobie wiecznie. Zaczniemy wszystko od nowa. Znajdę pracę, i zarobię pieniądzę. Będziemy oszczędzać. Zapewnię nam lepsze życie. Pewnego dnia opuścimy to miejsce. Przysięgam ci to. Już niedługo." Osunęła się powoli na kolana. Złamanie obietnicy było dla niej gorsze od wszystkiego. Dała słowo. Wyobraziła sobie szalejące wokoło płomienie, strach, przerażenie i samotność jej matki. Agamyszka ją opuściła. Powinny stawić temu czoła razem. Razem. Pozwoliła, aby ból wypełnił jej serce, mieszając się z gorzkim smakiem prawdy. Jej rodzice nie żyją. Jest sierotą. Została sama, jedyna na świecie. Czy cokolwiek miało jeszcze sens ? Żyła, aby ujrzeć uśmiech na twarzy osoby, którą kochała. Żyła marzeniami, które nigdy nie miały prawa się spełnić. Czas obudzić się z transu. Wstała, i kuśtykając, ruszyła powoli ścieżką. A, choć o tym nie wiedziała, w jej sercu burzyła się magia. * * * Stary, zdezelowany samolot krążył wysoko ponad chmurami. Niewielka maszyna nie była w stanie zostać wykryta. Na pokładzie znajdowało się trzech, milczących pasażerów. Pilotka szarpnęła drążek, a maszyna nabrała prędkości, - Zwolnij - mruknęła skryta w cieniu oficerka. - Jeszcze nie spieszno mi na tamten świat. Pilotka wyszczerzyła zęby. - Czyżbyś się bała, Wiiikiii ? - To był rozkaz - odparła tamta, obnażając zęby. Z pogardliwym prychnięciem Serozjadka zwolniła bieg samolotu. Jej spojrzenie powędrowało w stronę trzeciej pasażerki - przerażonej, białej myszki. Jej oczy biegały dookoła w panice, szarpała więzami w nadziei na ich rozwiązanie. - W każdej chwili mogę was obie wysadzić - warknęła z wściekłością pilotka. - A ja mogę cię skazać na śmierć za niesuboordynację. Twój wybór. Stalowy ptak zaczął kołować nad ziemią, szykując do lądowania. - Cóż, trzeba pozbyć się zbędnego balastu - powiedziała Serozjadka, łapiąc brutalnie białą myszkę. - Święte słowa - przytaknęła Wiiikiiixp unosząc dłoń - Zbędny balast - cofnęła się do tyłu. Pilotka zbyt późno zorientowała się, o co chodzi. Na ręce oficerki zatańczyły świetliste ogniki magii. Oślepiający błysk na sekundę przeciął niebo. A już w następnej chwili maszyna z cichym warkotem oderwała się od ziemi. Opuszczone, pozbawione przytomności Serozjadka i biała myszka leżały na ziemi, przykrywane powoli warstwą śniegu. ROZDZIAŁ 5 a dit : Z domu zostały tylko przyprószone popiołem szczątki. Rozkopywała gruzy, aby znaleźć cokolwiek, co ostało się po pożarze. Wyciągnęła rozbie, oprawione w skromną ramkę zdjęcie. Przedstawiało jej ojca i roześmianą matkę, jak za starych, dobrych czasów. Znów poczuła palące łzy, jednak nie starała się już tłumić tego w sobie. Po prostu pozwoliła im płynąć swobodnie po policzku. - Hej, co ty tu robisz ? - rozległ się głos. Uniosła głowę. Przed nią stała kolorowo ubrana mysz, o błyszczących serdecznością oczach. Wzruszyła obojętnie raminami. - Przedstawiciel Mechaników będzie przemawiał na Placu Głównym. Czemu tam z nimi nie jesteś ? - spytał nieznajomy. - A czemu ty nie jesteś ? - odparła pytaniem na pytanie. Gdy Przedstawiciele Mechaników przemawiali na Placu Głównym, każdy Mechanik miał obowiązek być tam obecnym. Obcy zachichotał. - Ja ? Ja nie jestem Mechanikiem. Jestem ... - zawahał się, ale Agamyszka go poznała. - Jesteś tym pół Władcą Wiatru, pół Duchowym Przewodnikiem - domyśliła się. - W większości Władcą Wiatru, ale tak - wyszczerzył zęby. - A ty ? Widzę twoje łzy. Czy coś ci się przydarzyło ? - Nie chcę o tym mówić - odparła, ale on zrozumiał, o co chodzi - Nazywam się Tombard. Chodźmy na Plac. Ja też chcę się tam stawić. Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Gdy dotarli na miejsce, Główny Mechanik zaczął już przemawiać. Jego wzmocniony magią głos niósł się wśród tłumu, który otwarcie pokazywał swoją dezaprobatę. Nie zwracała uwagi na jego słowa, zmagała się bowiem z własnymi myślami. Nie robił nic, aby ulżyć cierpieniom Mechaników. Żyli tak, jak przed laty, wciąż znienawidzeni, wciąż pogardzami. Żył w dostatku, nie dbając o przestrzeganie nadanych im praw. To przez nigo jej życie zmieniło się w koszmar. Przez niego jej marzenia nie spełnią się nigdy. Nigdy. Czuła, jak nienawiść bierze panowanie nad jej ciałem. Nienawiść wezbrała niczym wściekła rzeka, blokowana tamą. Tama pękła. - A CO ROBISZ, ŻEBY NAM POMÓC ?! TO MY, MECHANICY JESTEŚMY WYRZUTKAMI SPOŁECZEŃSTWA. JESTEŚMY MARTWI DLA NICH WSZYSTKICH ! Jej głos torował się między zgiełkiem panującym na Placu. Wszyscy zebrani zamilkli, nawet Przedstawiciel Mechaników, stojący na balkonie Pałacu Mechanicznego. Błysnęło światło błękitne jak czyste, letnie niebo. Ujrzała wir powietrza, czując chęć stanięcia twarzą w twarz z Głównym Mechanikiem. Stanęła przed nim. To nie było złudzenie. Cofnęła się do tyłu i natrafiła na barierkę balkonu. Jej serce zdjął lęk. Użyła magii Władców Wiatru. ROZDZIAŁ 6 a dit : Wśród tłmu zapanowało poruszenie. Każdy wytykał ją palcami, wrzeszcąc. - To ona ! - Mechaniczka, a użyła magii Władców Wiatru ! - Niemożliwe ! - Widziałem ją ! Najpierw była koło mnie, a później już tam ! Znów znalazła się wśród nich. Wystarczyła tylko jedna myśl. Nie czekała jednak, aż pojmą ją biegnący ku niej strażnicy. Rzuciła się do ucieczki. Przecieskała sie przez tłum używając rąk, pazurów i - jak jej sie zdawało - magii. Ogarniała ją panika. - Łapcie ją do cholery, łapcie ! Dwadzieścia sztuk złota dla tego, kto ją złapie ! - wrzasnął głos z tłumu. To ostatecznie przekonało zgromadzonych. Rzucili się za nią w pościg. Tysiące myśli przebiegały przez jej głowę, ale teraz skupiła się tylko na jednym: na zgubieniu pościgu. Opuściła Plac, klucząc między uliczkami. Nikt nie znał miasta tak dobrze, jak ona. Liczyła, że teraz okaże się to przydatne. W szaleńczym biegu wpadła na kogoś. Impet uderzenia powalił ich obu na ziemię. Ból eksplodował w jej zranionej klatce piersiowej. Zwinęła się, nie mogąc wstać. Ten ktoś złapał ją za rękę, podnosząc. - Dalej ! Biegnij, uciekaj ! - krzyknął Tombard. Wciąż stała jak wryta, próbując złapać oddech. Popchnął ją naprzód. - Biegnij ! Biegnij, Agamyszko ! Spojrzała na nieg wdzięcznie, i nie czekając na dalsze zachęty, pobiegła. Gdy okrzyki tłumu zostały w tyle, odważyła się zwolnić i obejrzeć. Znajdowała się w małej, ciemnej uliczce. Jej kroki niosły się echem między murami. Odetchnęła z ulgą i oparła się o mur, pragnąc poukładać myśli. Pierwsze pytanie, jakie przyszło jej na myśl, było ,,Jak to mżliwe" ? Historia nie znała Mechanika władającego obcą magią. To nie było możliwe. A jednak. Być może to był tylko sen. Piękny, wspaniały sen, który miał zakńczyć się w chwili, gdy rozwinie skrzydła, gotowa do lotu. Nie zdawała sobie sprawy z obecności drugiej osoby. Aż do ostatniej chwili, gdy rzucił się na nią, zaciskając jej ręce w brutalnym uścisku. - Tylko krzyknij, a zginiesz - jego ton świadczył, że nie żartuje. Zaczęła wić się i wyrywać, jęcząc z bólu. Napastnik odciął jej dopływ krwi do nadgarstków. Szarpnęła się, próbując wyswobodzić. Wtedy napastnik wyciągnął z pochwy błyszczący sztylet. ,,A więc zginę" - pomyślała Agamyszka, dziwnie obojętna. Uderzył ją w głowę rękojeścią broni. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętała przed utratą przytomnści, był ból. ROZDZIAŁ 7 a dit : Obudził ją tępy ból w skroni. ,,Tracenie przytomności chyba weszło mi w nawyk" - pomyślała sucho. Otworzyła oczy, ale pokój, w którym się znajdowała, pogrążony był w ciemności. Próbowała wstać lecz odkryła, że jej ręce i nogi krępują mocno zaciśnięte więzy. Zacisnęła zęby, próbując zignorować pulsowanie w czaszce. Wrzeszczała, aż drzwi otworzyła się z donośnym zgrzytem, zalewając pomieszczenie światłem. W progu stanęła postać. Agamyszka musiała zmrużyć oczy, po tak długim czasie spędzonym w ciemności. Był wysoki. Wzrostu dodawał mu imponującego rozmiaru hełm z białym pióropuszem. Twarz miał pooraną bliznami. Na ogonie kołysał się miarowo błękitny diament. - Nareszcie się obudziłaś - rzucił. - Gdzie ja jestem ? Co tu robię ? - spytała, szarpiąc więzy. Zamyślił się. - Trochę trudno mi będzie to wytłumaczyć. Usiądźmy ... a, już siedzisz. Spojrzała na niego spode łba, ale zamilkła wyczekująco. - Nie jesteś w lochach Pałacu Mechanicznego, jeśli tak pomyślałaś. Jesteśmy setki kilometrów stąd, w samym sercu gór. Znajduje się tutaj cała ogromna baza Rebeliantów, zbuntowanych przeciwko Władcom Wiatru i Duchowym Przewodnikom. - Ty jesteś Władcą Wiatru - zauważyła. - Tak - przyznał. - I szanuję swój ród. Tak samo, jak wszystkich innych. Ale walczę z niesprawiedliwością przeciwko nim. Jeśli będzie trzeba, poświęce wiele, aby osiągnąć cel. Pewnie zastanawiasz się, co ty masz z tym wspólnego. Otóż właśnie dowiedzieliśmy się, że to o tobie mówi Przepowiednia. - Przepowiednia ? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Dokładnie. Wszyscy z nas to dalsi lub bliźsi potomkowie autora Przepowiedni. Nazywał samego siebie Prorokiem. Jego dzieło mówiło o Mechaniczce, która wyzwoli swój lud z kajdanów władzy. Zniszczy przepaść dzieląca nas wszystkich. Będzie miała moc przewyższającą każdego szamana. Ta potęga objawi się późno, ale w końcu objawi. Wiemy już, że jesteś to ty. - Ale ... - Agamyszka próbowała to wszystko ogarnąć myślami, ale to ją przerastało. Ona ? - To n-niemożliwe. Nikt z mojej rodziny nie był potężnym magiem. Dlaczego miałabym to być ja ? - To wiedzą tylko bogowie. Nie przedstawiłem się, gdzie moje maniery. Mam na imię Patkall. A ty jesteś Agamyszka. Postanowiła nie pytać, skąd to wie. - Jednak - jego twarz spoważniała. - Chcemy, abyś została symbolem naszego buntu. Abyś walczyła razem z nami. Taka jest wola Przepowiedni. - A jeśli się nie zgodzę ? - poczuła napływający gniew. Nie była ich własnością, miała własną wolę. I nigdy nie życzyła sobie, aby jej życie tak się potoczyło. - Umrzesz - odparł po prostu Patkall. - Nie zabijecie mnie. Jestem wam potrzebna - odrzekła nieufnie. Wzruszył obojętnie ramionami, wstał, a wychodząc rzucił jeszcze: - Jeśli odmówisz, wiedz, że będzie to oznaczało wojnę. Przemyśl sobie dobrze, czy tego właśnie pragniesz. Masz czas do jutra. Z tymi słowami zamknął drzwi, pozostawiając ją samotną. [1] Fanfiction [2] Informacje [3] Postacie [4] Muzyka/Soundtracki [5] Zgłoszenia i kilka słów ogółem Fanfic wymyślony i napisany przez gracza ~Agamyszka Oparty na motywach gry Transformice. Przedstawia historię młodej szamanki, Agimyszki, Mechaniczki o wielkich ambicjach, lecz małych możliwościach. Jej niezwykła moc przeprowadzi ją przez krętą i wąską ścieżkę przygód i niebezpieczeństw. Pozna zarówno przyjaciół jak i zdrajców. [Przygoda],[Fantasy]. Rodzaj fanfiku: [Character Dislocation], [Genre Shirting]. UWAGA ! Oczywiście przedstawiona w Prologu legenda, oraz wszelkie inne wątki są jedynie wymysłem twórczym autorki. ;D [1] Fanfiction [2] Informacje [3] Postacie [4] Muzyka/Soundtracki [5] Zgłoszenia i kilka słów ogółem Legenda: ♣ - Postać główna ♣ - Postacie drugoplanowe ♣ - Postacie epizodyczne ♣ - Postacie wspomniane ♣ Agamyszka a dit : ♣ Myrshka a dit : ♣ Thesaphusia a dit : ♣ Serozjadka a dit : ♣ Tombard a dit : ♣ Patkall a dit : ♣ Lectral a dit : ♣ Weronika (Weronikasika) a dit : ♣ Boszka a dit : ♣ Eli (Krzykozgonka) a dit : ♣ Zuziaxa a dit : ♣ Bibrysek a dit : ♣ Xalexiix a dit : ♣ Wiiikiiixp a dit : ♣ Ojciec Agimyszki a dit : [1] Fanfiction [2] Informacje [3] Postacie [4] Muzyka/Soundtracki [5] Zgłoszenia i kilka słów ogółem Muzyka, która towarzyszyła mi przy pisaniu i dała natchnienie. Uznaję te piosenki za soundtracki do fanfiku. Wielki pokłon dla autorów poniższych piosenek. Radioactive - Imagine Dragons Golden Lace - Elane Circles - Hollywood Undead Hail to the king - Avenged Sevenfold Crying Wolf - Enya My Immortal - Evanescence I am no hero - MandoPony My Demons - Starset Break - Three Days Grace Jeśli masz jakąś ciekawą piosenkę, która wg. ciebie da wenę i pomoże w pisaniu, czekam na link. [1] Fanfiction [2] Informacje [3] Postacie [4] Muzyka/Soundtracki [5] Zgłoszenia i kilka słów ogółem Zgłoszenia, aby postać pojawiła się w fanfiku: ZAMKNIĘTE Wymagane: • Zdjęcie myszki (najlepiej z Dressrooma) • Krótka charakteryzacja. • Sprecyzowanie, czy postać ma się pojawić jako czarny, czy dobry charakter. • Sprecyzowanie, czy postać ma być drugoplanowa, epizodyczna, czy wspomniana. Kolejne rozdziały będę zamieszczała co około 3-4 dni. Proszę o uszanowanie praw autorskim, oraz zgłaszanie postaci z kulturą. Wszelkie uwagi mile widziane. Dernière modification le 1465749420000 |
Myrshka « Censeur » 1389810660000
| 0 | ||
Szamanka wiatru, miła , uczciwa..I nieśmiała.Nie widzi różnicy między mechankami wladcami wiatru a duchowymi przewodnikami Dobry charakter Super się czytało prolog *-* |
Agamyszka « Citoyen » 1389810900000
| 1 | ||
ROZDZIAŁ 8 a dit : Przyszedł po nią następnego dnia rano. Była pogrążona w głębokim śnie z nadzieją, że przyniesie on odpowiedź, której oczekiwała. Jednak, gdy tylko zamknęła oczy dręczyły ją krwawe wspomnienia z przeszłości. Nie było od nich ucieczki nigdzie. Czy mogła wbrew własnej woli stać się ich kukiełką ? A z drugiej strony - wojna. Czy była w stanie do tego doprowadzić ? Ponieść odpowiedzialność za śmierć wielu niewinnych ofiar, które zginęłyby na wojnie ? Nie. Przełknęła ciężko ślinę, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. - Dzień dobry. Jak spałaś ? - rzekł Patkall na powitanie. Milczała. Czuła suchość w gardle, mocno bijące serce, stalowy uścisk na gardle. - Nie jesteś już taka rozmowna, jak wczoraj, prawda ? Cóż, przyszedłem tylko po prawdę. Zauważyła, że u jego pasa wisi sztylet, ten sam, którego użył, aby ją ogłuszyć tamtego dnia. - Ja ... stanę po waszej stronie - powiedziała drżąco. Patkall rozpromienił się. - Ale na pewnych warunkach. Jego uśmiech zbladł nieco. - Pierwsze: gdy to się już skończy, będę mogła dobrowolnie odejść - on kiwnął lekko głową. - To nie koniec. Po drugie: nauczycie mnie walki. - Czyżbyś miała zamiar walczyć razem z nami ? - zapytał, szczerząc zęby. - Muszę umieć się bronić. Poza tym powinnam się podszkolić z magii ... ja nic o niej nie wiem. - Zgoda. Jeszcze coś ? - Tak. Uwolnij mnie wreszcie. Zaśmiał się wesoło, wziął sztylet, i przeciął nim krępujące ją więzy. - Uważaj. Krążenie w nadgarstkach za chwilę powróci, ale będzie bolało. Miał rację; próbowała poruszyć rękoma, ale przeszył je rozdzierający ból. Krzyknęła. - Powinniśmy opatrzyć twoje rany. Krwawiłaś, jak zarzynane prosię. To cud, że jeszcze żyjesz. Pokiwała bezsilnie głową. - Oprowadzę cię po obozie, vanyan sòlda. To będzie ważna chwila. Oni powinni cię zobaczyć na własne oczy, abyś zaszczepiła w ich sercu nadzieję. - ,,Oni" ? A właściwie, to ile ich jest ? I co to znaczy vanyan sòlda ? - Około setki. Nasz kult działał w tajemnicy, a większość w końcu zapominała o Przepowiedni. Zostaliśmy tylko my - Rebelianci. Żyjemy jedynie dla niej, jesteśmy jej wierni. A vanyan sòlda oznacza wojowniczka. Teraz każdy cię tak nazywa. A teraz chodź ze mną. Z drżącym sercem wkroczyła w nowy świat. Teraz było już za późno na zmianę decyzji. Stała się Rebeliantką. ROZDZIAŁ 9 a dit : W oddali rozciągał się niesamowity górski krajobraz. Zachodzące słońce kładło się pasmami czerwieni na niebie. Postrzępione szczyty gór sięgały tak wysoko, że ginęły ponad granicą mgły. Ale najbardziej niesamowite było to, co ujrzała poniżej. W niewielkiej kotlinie między skałami przypucnął sporych rozmiarów obóz. Namioty wszelkiego rodzaju, oraz prowizoryczne szałasy tłoczyły się obok siebie. Z tej odległości Agamyszka nie była w stanie dostrzec Rebeliantów, ale widziała nieustannych ruch pomiędzy namiotami. Zmrużyła oczy. - Pięknie, prawda ? Obóz jest ukryty w samym sercu największy gór kraju. Nikt nie jest w stanie nas wykryć - głos Patkalla pękał z dumy. Przyglądała się temu ponuro, rozmasowując nadgarstki. - Może opowiem ci legendę ? Z pozoru to blisko, ale droga do obozu jest daleka - zaproponował. - A nie możemy użyć do tego magii ? - Jeśli używamy magii do wszystkiego, stajemy się leniwi i ospali, a nasza magia - niechlujna, aż w końcu zanika całkiem. Jeśli możemy przejść, przejdziemy. - Skąd ty się tak na tym znasz ? - spytała Aga podejrzliwie. - Jestem w tym bardzo doświadczony. Muszę być, jak na przywódcę Rebeliantów przystało. Spojrzał na nią wyczekująco. Trawiła te słowa ze spokojem odbitym na twarzy. - Jako wasza przewodniczka chyba jestem wyższa rangą od wszystkich. No to jak z tą legendą ? Patkall westchnął zrezygnowany. - To było setki lat temu. Może nawet i tysiące. Wszechmocna Bogini Szamanów przybrała postać cielesną, pragnąc poznać bliżej ten niezwykły świat. Była najpiękniejszą istota na ziemi. Jej niesamowite piękno nie mogło pozostać niezauważone, toteż już wkrótce otoczyły ją tysiące zakochanych młodzieńców. Każdy z nich obsypywał ją prezentami, czułościami. Każdy pragnął jej miłości. Był wśród nich pewien ubogi rybak. Jakie nosił imię - los zapomniał. Żył bardzo ubogo, ale on jedyny pokochał Boginię nie za urodę - za jej niezwykły charakter. Ona odwzajemniła jego miłość, odrzucając pozostałych. Serca odrzuconych zalotników przepełnił jad nienawiści. Udali się do świątyni, modląc do Bogów Nocy o śmierć kochanka. Ich modlitwy zostały wysłuchane - bogowie przemienili go w kamień. Bogini widząc, jak wielu osobom zniszczyła życie, zdjęta rozpaczą, przeminiła się obok niego w litą skałę. Legenda głosi, że gdzieś na świecie te kamienie wciąż stoją. W ich środku znajdują się najwspanialsze diamenty świata. Wiele śmiałków próbował je odnaleźć, żadnemu się nie powiodło. Między nimi zapanowała cisza. Tylko kamienie chrzęszczały pod stopami. - To ... to było piękne - wydusiła Agamyszka. - Umiesz wspaniale opowiadać. Patkall uśmiechnął się łagodnie. - W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. Ta jest moją ulubioną. Później długo szli w pełnej napięcia ciszy. ROZDZIAŁ 10 a dit : Zanim dotarli do bramy obozu, słońce całkowicie znikło za górami, a gwiazdy taczyły na niebie. Ten widok przywołał wspomnienia Agi. Przypomniała sobie tatę, uśmiechniętą, szczęśliwą mamę, noce spędzane pod gołym niebem, dom. Dom. Ukradkiem otarła łzy. Strażnik tylko rzucił okiem na Patkalla i wpuścił ich od razu. Każdy schodził im z drogi. Zauważyła, że większość z Rebeliantów kłania się nisko na jej widok. Ich nerwowe szepty otoczyły ją ciasnym kręgiem. Mogła przysiąc, że słyszy padające słowa ,,vanyan sòlda". - Pewnie jesteś wyczerpana - powiedział Patkall łagodnie. - Powinnaś iść spać. Skinął głową w stronę namiotu, przed którym stanęli. Był ogromny, obciągnięty zwierzęcą skórą dla ochrony przed zimnem. I, co dziwne, oddalony od ogniska, wokół którego skupiała się większość prowizorycznych mieszkań. Ostatkiem sił zaprotestowała, choć wiedziała, że ma rację. - Nie co się bać - rzekł. - To mój namiot. Popchnął ją w stronę namiotu, po czym się oddalił. W środku krążył ledwie wyczuwalny zapach dymu i ziemi. Nie zwóciła uwagi na stosik broni, leżący obok niej. Z cichym westchnieniem padła na koce i momentalnie zasnęła. * * * Zbudził ją zgiełk budzącego się do życia obozu, a przynajmniej tak sądziła. Wiedziała, że już nie zaśnie. Patkall zwinął się w kocach obok niej. Odrobinę zbyt blisko. Rozważała, czy go nie zbudzić, ale w końcu postanowiła przejść się po obozie. Patkall powiedział jej, ze Rebeliantw jest około setki. Ale patrząc na te tłumy, zastanawiała się, czy nie minął się z prawdą. Notowała starannie w pamięci każdą nowo poznaną twarz, choć wiedziała, że i tak ich wszystkich nie zapamięta. Podeszła z zaintersowaniem do niewielkiego, szarego namiotu. Dookoła rozstawione było kilka stołów, zagraconych najróżniejszymi przedmiotami, których nazw nawet nie znała. - Witaj, pani. Szukasz tu czegoś ? - odezwał się ktoś niespodziewanie. Odwróciła się. Stała za nią szara myszka w krawacie, z drucianymi okularami. Wyglądał na nieco nierozgarniętego, ale wzbudził jej sympatię. - Ja ... tylko przechadzałam się po obozie - odparła. - Bardzo mi miło, o Pani. Jestem Kot, a przynajmniej wszyscy mi tak mówią. Pełnię tu rolę technika i medyka. Nie jestem co prawda Szamanem, ale mój ojciec był Mechanikiem. - Patrz, to tak samo, jak mój - uśmiechnęła się. Kot spoważniał. - Nasz przywódca ... - Patkall ? - Tak, Patkall. Mówił, że masz rozpocząć treningi. Masz zamiar walczyć, Pani ? - Czemu tak do mnie mówisz ? Aga wystarczy - wzruszyła ramionami. - Ja też muszę się umieć bronić. Nie wiem, jak to się dalej potoczy - poczuła ogromną chęć zwierzenia się komuś. - W ciągu zaledwie jednego dnia moje życie całkowicie się zmieniło. Znalazłam się w całkowicie obcym miejscu i mam poprowadzić nieznanych mi ludzi na śmierć. Widzą we mnie przywódczynię, a ja nie czuję magii w sercu. Technik uśmiechnął się troskliwie, obejmując ją ramieniem. - Nie martw się. Moja mama zwykła mawiać, że życie jest jak cukierek ... czasem psuje zęby. Ale musisz go skosztować, żeby poczuć jego smak. Jeszcze wszystko się jakoś ułoży. Przyjęła jego poradę do serca, po czym pożegnała się i ruszyła dalej. Zdążyła poznać jeszcze wiele ciekawych osób, zanim zjawił się Patkall. - Czas na trening - oznajmił. ROZDZIAŁ 11 a dit : Ciężarówka przekroczyła granicę o północy. Całe miasto wydawało się być pogrążone we śnie. Mieszkali w nim niczego nieświadomi Władcy Wiatru. Śpiący na warcie strażnik już nigdy się nie budzi, aby zawiadomić pozostałych, upewnili się co do tego. Cicha niczym cień, armia pod przywództwem Shizophremii ruszyła między uliczkami. Czekali na znak. Przywódczyni skinęła głową. Nie wystarczyło im nic więcej. Unieśli karabiny. A później rozpoczęła się rzeź. Huk wystrzałów zagłuszył idealną ciszę. Strzelali do każdego, kogo zauważyli. Mieszkańcy byli wyciągani z łóżek i zabijani we własnych domach. Nie było litości. Tylko ślepa żądza krwi, chęć zemsty, nienawiść i bunt Mechaników. Władcy Wiatru nie bronili się. Zostali zaatakowani z zaskoczenia. Ich magia nie mogła wiele zdziałać przeciwko karabinom. Nie byli nawet w stanie wezwać pomocy. Wybuchła panika. Jeden z żołnierzy u boku przywódczyni zawahał się. Okrucieństwo armii go przerażało. Nie o takiej przyszłości myślał. Był gotowy teraz się wycofać. - Nie mogę tego zrobić - odmówił. Spojrzał jej prosto w oczy. Zimne, okrutne oczy. Skinęła głową. W następnej chwili osunął się na kolana, umierający, podziurawiony przez kule. - Niesuboordynacja musi zostać ukarana. * * * - Skup się - instruowała Zuziaxa. - Naciągaj cięciwę powoli. Uwzględnij wiatr. Wyceluj dokładnie. Została osobistą trenerką Agimyszki. Uczyła ją walki, posługiwania się bronią, magii. Była sympatyczna i zabawna. Polubiły się. Agamyszka wzięła poprawkę na wiatr i skupiła się na celu. Zwolniła cięciwę, a strzała z cichym świstem przecięła powietrze. Wbiła się w sam środek drewnianej tarczy. Lotka drżała jeszcze lekko. - Jesteś coraz lepsza ! - pochwaliła ją trenerka. - Może koniec na dzisiaj ? - zasugerowała w odpowiedzi Aga. Miała już za sobą ciężkie ćwiczenia fizyczne, treningi z bronią i lekcje magii; opadała z sił. - No dobrze. Możesz wziąć łuk. Ruszyła w stronę namiotu przywódcy, ale jej uwagę przykuł tłum zebrany u bram obozu. Przepchała się między zgromadzonymi, szukając Patkalla. Zawołała go. - Tu jestem - mruknął. - Nie drzyj się. - Co się dzieje ? - spytała. - Nasi zwiadowcy powrócili z misji. Nie było ich bardzo długo. Myśleliśmy, że zaginęli. Rebelianci odsunęli się, aby zrobić im miejsce. Na przedzie szła jedna osoba, kaptur osłaniał jej twarz. Z tyłu kilku zwiadowców niosło nosze. - Z drogi ! - krzyknął. - Niesiemy ranną ! Odsłonił kaptur. Jego twary wyrażała zdenerwowanie. Poznała go. - Tombard ?! - Znasz go ? - zdziwił się Patkall. - On ... on mnie ocalił. Tam, na placu. Mieszkał niedaleko mnie, każdy go znał. Jakim cudem jest Rebeliantem ? - Zawsze działał w terenie. Jego ojciec, a także ojciec jego ojca należeli do nas. Jest jednym z najlepszych buntowników. Lojalny, szlachetny, zawsze był gotów poświęcić się Przepowiedni. Agamyszka pobiegła w jegos stronę. - Tombard ! - chwyciła go za ręke. - Tombard, to ja ! Spojrzał na nią nieodgadniętym wzrokiem. - Ona cię potrzebuje - powiedział po prostu. Wskazał na nosze. Podeszła do nich, z mocno bijącym sercem. O co mu chodziło ? Czemu widziała chłód w jego oczach ? Wystarczyło jedn spojrzenie na ranną transportowaną noszami, aby jej ciało ogarnął nieopisany chłód. To była Myrshka. ROZDZIAŁ 13 a dit : Prowizoryczny szpital polowy mieścił się na obrzeżach obozu. Nie brakowało tu chorych i rannych. Lekarze mieli mnóstwo pracy. Widziała wcześniej, jak wstrzykują jej przyjaciółce morfinę i usztywniają złamaną nogę. Zacisnęła zęby, obserwując, jak miota się bezwładnie na łóżku. Nie mogła bezradnie oglądać jej cierpienia. Nie mogła. - Jakim cudem - powiedziała, przerywając niezręczną ciszę, jaka zapadła między nią a Patkallem. - ona się tu znalazła ? Wyruszyła zupełnie w przeciwnym kierunku. To bez sensu. - Na pewno na wszystkie pytania wkrótce poznasz odpowiedź - odparł. - Co mówią lekarze ? - Liczne złamania i obrażenia wewnętrzne - zamilkł. Zastanawiał się, czy jej to powiedzieć. Westchnął. - Musisz wiedzieć ... to nie był wypadek. Ani atak. To była robota magii. Magii. Agamyszka wlepiła w niego czujne spojrzenie. Zastanawiała się, czy to nie jeden z typowych dla niego żartów. - Poskręcane, połamane, zmiażdżone żebra, a brak jakichkolwiek obrażeń klatki piersiowej. Wewnętrzny krwotok bez wyraźnego powodu. Kość piszczelowa wyglądała, jakby przecięto ją na wpół. To nie jest normalne. - Kto mógłby zrobić coś takiego ? - ukryła twarz w dłoniach. Patkall wziął głęboki wdech. Wiedział, że to, co czeka go teraz, bedzie trudne. Spodziewał się każdej reakcji. - Ja ... muszę ci coś powiedzieć. Coś, czego dowiedziałem się od Tombarda. Między Mechanikami, a pozostałymi ... wybuchła wojna. Stanęła jak wryta. - Ty ... przecież dołączyłam do was ! - krzyknęła oskarżycielsko. - Zrobiłam to, czego ode mnie żądaliście ! - To nie tak - cofnął się do tyłu. Po raz, chyba pierwszy w swoim życiu, ustąpił. - Wczoraj d miasta należącego do Władców Wiatru wjechała ciężarówka. Wyrżnęli wszystkich mieszkańców. Władze ogłosiły stan wojenny. - Przecież oni wszyscy zginą ! - jej głos załamał się. - Nie mają szans. - Przykro mi, na prawdę. Proszę ... Odwróciła się. Łzy ciekły jej strumieniami po policzku. Uciekła. Biegła, byle dalej od wszystkich. Od świata. * * * Stanęła na krawędzi przepaści. Głęboko w dole widniała tylko czerń. Nie widziała dna. Chwiała się niebezpiecznie, gotując do skoku. Rzuciła się w przepaść. Wiatr ryczał w jej czaszce, wypierając wszelkie myśli. Czuła wir powietrza i magię, magię. Pulsowała w jej żyłach, wiła się i skręzała w kościach, ściskała ją za serce. Oddała się w jej ręce, doznając niesamowitego uczucia, które zapamięta na całe życie. Uczucie wszechobecnej magii. A później rozwinęła skrzydła. Kierowała wiatrem, pozwalała skrzydłom nieść ją ponad obozem. Utworzyła cudowną grę świateł, mgłę o przesyconej barwie czerwieni. Gwiazdy płynęły wokół niej, a w jej umyśle panowało spustoszenie. Wyrzuciła wspomnienia, wyrzuciła myśli. Było tylko tu i teraz, tylko ona i bezmiar nieba. W obozie wszyscy wytykali ją palcami, krzyczeli. - Tak mi przykro, vanyan sòlda - szepnął Patkall. ROZDZIAŁ 14 Trenowała z Tombardem walkę mieczem. On milczał, nie wspominał nic o wczorajszym dniu. Pojawiło się między nimi jakieś napięcie, więc nie mówili do siebie nic. Normalnie zaproponowałaby to Patkallowi, ale starała sie go unikać za wszelką cenę. Znajdowali się poza granicami obozu, ale wiedzieli, że jeszcze dalej czuwał strażnik. Nikt, oprócz Rebeliantów nie wiedział o obozie. Dawało im to poczucie bezpieczeństwa. Patkall przedstawił jej wcześniej Korin. Była spokrewniona przez linię krwi matki z autorem Przepowiedni. Choć pozostali traktowali ją z szacunkiem, nie lubili jej. Była cicha i zamknięta w sobie. Nie odzywała się do nikogo. Zdarzało jej się znikać na godziny, czasem całe dni. Nie zapałała do niej sympatycznymi uczuciami. Uniosła miecz, ale opuściła go z wahaniem, wpatrzona w postać biegnącą w oddali. Coś było nie tak. Czuła to w kościach. - Co do cholery ... - powiedział Tombard, blednąc. Strażnik miał zmierzwione futro, a twarz naznaczoną lękiem. Krew z rany postrzałowej ciągnęła się za nim szkarłatną linią. Zachwiał się i padł kilka metrów przed nimi. - Bogowie - Tombard ujął go delikatnie - Co się stało ? Strażnik drgnął na dźwięk jego głosu. Zwinał się z bólu. - Oni ... nadchodzą ... zdrada ... - Kto nadchodzi ? Strażniku, kto ? Agamyszka poczułą ogarniającą ją grozę. Próbowała użyć magii uleczającej, ale ona odeszła, odeszła, odeszła. Nie umiała nad nią panować. Nad ich głowami zebrały się szare chmury, z których zaczął sypać śnieg. - Władcy, Przewodnicy ... zdrada ... Korin była z nimi. Oni nadchodzą tu ... nadchodzą ... Zamknął powoli oczy, aż w końcu jego ruchy osłabły. Tombard złapał ją za rękę. - Musisz uciekać ! Oni tu zaraz będą. Weź tylko łuk. Uciekaj, biegnij jak najdalej. - Muszę zostać z wami ! Ja ... Przypomniał jej się moment na placu. Moment, w którym ją ocalił. Zazdrżała. - Biegnij. Czym prędzej. Rzuciła się do biegu. Kamienie obsuwały się pod jej stopami. Ból otaczał ją, a w sercu czuła pustkę. Przywódca Rebeliantów już wiedział. Oni też. Dobyli broni i czekali gotowi. Na zwycięstwo, albo śmierć. Bez słowa rozstąpili się przed nią. Biegła, tłumiąc palące łzy. Patkall tam stał. Spojrzał na nią przelotnie. W jego oczach był niepokój. I strach. W oddali rozbrzmiewał huk pocisków i krzyki rannych. Wciąż biegła. Odwróciła się, bojąc tego, co zobaczy. Postrzeleni leżeli na ziemi, zbrukanej czerwienią. Gwardziści wzmieszali się w tłum. Czy ona była tam ? Czy na prawdę zdradziłą ich wszystkich ? Stała, ubrana w zielony mundur. Jej włosy falowały na wietrze. Wyszczerzyłą zęby obserwując swoje dzieło. W oddali dostrzegła też Kota. Chwiał się, trzymając za krwawą ranę na brzuchu. Tyle śmierci. Tyle bólu. Tyle cierpienia. W końcu wszystko ucichło. Ale wtedy była już daleko. ROZDZIAŁ 15 Szła, a każdy krok był cierpieniem. Zagłębiała się w śniegu i drżała z zimna. Płatki wirowały wszędzie wokół, ograniczając jej pole widzenia do kilku metrów. Wszędzie wokół tylko biel, biel, biel. Bała się powrócić do obozu. Oni tam wciąż mogli być. Łzy żalu za poległych zamarzły jej na policzku. I pozostała już tylko pustka. Była wyprana z uczuć i emocji. Każdy krok przychodził z trudem. Co chwilę upadała. Wiedziała, że za którymś razem już sie nie podniesie. - Magio - wyszeptała, drżąc. - Magio, gdzie jesteś teraz ? Próbowała czarów. Usiadła na śniegu, zaciskając mocno zęby. Przypomniała sobie wszystko, czego nauczyli ją Rebelianci. Bezskutecznie. Czuła się jak świeca, która zgasła. Jak udało jej sie wykrzesać ogień ostatnim razem ? Nie była w stanie tego kontrolować. Jej magią kierowały silne emocje. Gniew, nienawiść, smutek, żal. Była już tego pewna. Ach, gdyby był tu Tombard, albo Patkall ... Padła prosto w objęcia nieskończonego chłodu. Nie była w stanie już walczyć. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Pragnęła już tylko śmierci. To wydawało się być bardziej realne niż kiedykolwiek. * * * - Czekajcie ! Tu jest ktoś jeszcze ! - Żyje ? - Ledwo ! Bardzo słaby puls. Prawie zamarzła na śmierć. Krwawi. - Weźmiemy ją razem z pozostałymi. Chyba starczy miejsca. - Cholera, co za mróz. Skąd ona się tu wzięła ? - Dopisz to do listy zagadek. Wracamy. - Pomyśl: po raz kolejny jedziemy na zwiad, znajdujemy w śniegu trzy, ledwie żywe osoby, w niewielkiej odległości od siebie. One muszą być jakoś ze sobą powiązane. - Cicho bądź i jedź. Będziemy debatować przy ciepłym ognisku. - Ale ... - Jedźmy już. Masz ją ? Może lepiej przywiąż ją do sań. Nie chcemy, żeby nam się zsunęła podczas jazdy. - Mam. Strzelił batem i sanie ciągnięte przez zaprzęg ruszyły przez śnieg. Agamyszka wciąż jeszcze nie była pewna, czy to nie sen. ROZDZIAŁ 16 Nie mogła uwierzyć, że wciąż żyje. Po tym wszystkim co przeszła, zasłużyła na śmierć. Na świecie nie spotkało ją nic szczęśliwego. Wszyscy bliscy jej sercu umarli. Pozostała tylko ona. Nie otwierając oczu strała się dosłyszeć rozmowę dwóch osób, najprawdopodobniej stojących obok niej. Nie mówili w żadnym znanym jej języku. - ... drakhen mala ... - He, vero ... - ... que pimes jazzo ... - Wiem, że nie śpisz. Otworzyła oczy ze zdumieniem. - Ty ... ty mówisz w moim języku. Stała nad nią wysoka postać z pióropuszem. Jego czarne oczy błyszczały czujnie, a uniesione kąciki ust sugerowąły lekki uśmiech. - Wszyscy mówimy. - A ... to co mówiłeś wcześniej ? - Niektóre słowa przeznaczone są tylko dla właściwych uszu. Próbowała się podnieść; miała sine końcówki palców u rąk i nóg. Zwróciła uwagę na jego rozmówcę. A właściwie rozmówczynię. Miała śnieżnobiałe włosy i futerko pokryte delikatną warstwą lodu. Nie zwróciła na Agę uwagi. Czuła się w środku wyprana pusta i bez uczuć. Wszystko stało się obojętne. - Jesteś Mechaniczką - orzekł tamten. - Ale czuję w tobie ducha Władcy Wiatru. Nienawidzimy ich. Zadali cierpienie naszym przodkom. Wciąż odczuwamy jego skutki. Skierowała w jego stronę spojrzenie obojętnych oczu. Zmróżył oczy, a jego mięśnie napięły się. - Pewnie chcesz wiedzieć, gdzie jesteś - nie czekał na odpowiedź, tylko ciągnął dalej. - Słyszałaś kiedyś o Zaginionym Mieście ? To miasto położone za granicą państwa, tuż za górami, gdzie trwa wieczna zima. Mieszkają tu potomkowie potężnych magów, którzy żyli w czasach, gdy magia nie była podzielona na typy. Nie utrzymujemy kontaktów ze światem zewnętrznym. Czasami wyruszamy w góry na polowania. - A więc nie wiecie nic o obozie Rebeliantów ? - spytała sennie. Jego słowa nie wywarły na niej wrażenia. - Nie - zacisnął wargi. Dopiero teraz Agamyszka rozglądnęła się dookoła. Była w niewielkim mieszkaniu. Farba łuszczyła się na ścianach, ogień trzaskał w kominku, a ona leżała na podartym materacu. Zasinęła ręcę, mocno, aż do bólu. Chciała czuś ból. Nawet nie zauważyła, kiedy on wyszedł. Zaczęła się obłąkańczo śmiać,a łzy ciekły po jej policzku. W końcu zasnęła. * * * - Ago ? Próbowała rozpoznać w ciemności postać, która zakradła się do jej pokoju. - Skąd znasz moje imię ? - Wiem, kim jesteś. Neyhmas się wścieka, bo jesteś kolejną gębą do wykarmienia. Kończy nam się pożywienie. Ale tylko ja zdaję sobie sprawę, że jesteś jedyną osobą, która może nam pomóc. - Nie wiem, co powiedzieć - odparła szczerze. - Znaleźliśmy oprócz ciebie jeszcze dwie inne osoby. Podejrzewamy, że byli razem z tobą. Serce Agimyszki zabiło mocniej. Czyżby Patkall, albo Tombard ? - Zaraz. Nie powiedziałaś mi nawet, jak ty się nazywasz. - Jestem Lectral. Nie zdążyła jej odpowiedzieć. Nieznajoma wymknęła się w noc. ROZDZIAŁ 17 Kiedy ból głowy ustał, poczucie winy zelżało, a w pokoju nie było już nic nadającego się do zdemolowania, wyszła przyjrzeć się miastu. Było okryte maską szronu, a śnieg sypał się ospale z nieba. Zliczyła wszystkie budynki - siedem, nie licząc domu wodza. Obliczyła, że w jeśli w jednym budynku mieszkają trzy rodziny, to mieszkańców jest mało. Bardzo mało. Zadrżała. Choć cały czas towarzyszyło jej uczucie, że ktoś za nią stoi, krzyknęła, czujac dotyk zimnej dłoni na ramieniu. Poznała w niej szamankę po szkarłatnych znakach na rękach, plecach i policzku. Mechaniczkę. Wyglądała staro, a w jej oczach czaiła się śmierć. - Czego chcez ode mnie ? - spytała Aga. - Napój prawdy - odparła tamta. - Wypijasz, a widzisz prawdę. Patrzysz bogów. Oni mówią ci coś ważnego - szamanka kaleczyła język powszechny, ale na słowo ,,bogowie" wzrygnęła się. - Coś ważnego, co słyszeć tylko ty. Tylko ty. U boku masz wielki wojownik. On wskazać ci drogę. On być wielki, potężny, doświadczony. Nie tak jak ty, wojowniczka W ręce trzymała prostą, kamienną miskę z wyrytymi na niej runami. W środku znajdował się srebrny płyn. Gdy tylko spojrzała, w jej czasce rozległy się głośne szepty. Zdawało jej się, że może rozróżnić głosy, ale nie pojedyncze słowa. Wydawały jej się oskarżające, pełne gniewu i nienawiści. Minęło kilka sekund, nim ucichły, a ona wciąż słyszała ich echo. - Co ... - jęknęła, gdy kobieta wręczyła jej miskę. Chwyciła ją drżącymi rękami. - Przeznaczenie - wymamrotała ona. Z dziwnego powodu ufała jej. Miała wrażenie, że zna ją od lat, choć nie była w stanie tego wytłumaczyć. Zacisnęła mocno ręce. Uniosła płyn do ust. I wypiła. Miało paskudny, kwaśny smak. Przez ułamek sekundy pomyślała, że być może to była trucizna. Ale już w następnym ułamku sekundy nie była w stanie myśleć nic. Fala cierpienia targnęła jej ciałem. Wnętrzności eksplodowały kakofonią bólu, kości zmieniły się w proch, skórę przebijały miarowo noże, kwas spływał po ciele. W żyłach płonął żywy ogień, wyciskając palące łzy z oczu. Upadła na kolana, wrzeszcząc. Świat przed oczami zdawał się być okryty szkarłatnym całunem krwi. Miotała się na śniegu, otoczona płomieniami. Przeżywała męki. Czuła, że jej ciało ściska potężna dłoń. Traciła oddech, płuca nie dostarczały mózgowi tlenu. A później poczuła, że opada. Wszystkie zmysły znikły, otoczyła ją czerń, świat zawirował. Dusza opuściła ciało, wirując w powietrzu, niczym wiatr na wietrze. Dernière modification le 1437043380000 |
Myrshka « Censeur » 1389811020000
| 0 | ||
Agamyszka a dit : Dobrze ^^ Ale ten prolog...Cudowny.. :) Edit zedytowałam taki może być? Większy mniejszy? Zmieniłam ubranie by pasowalo bardziej do szamanki wiatru :) |
Antoine « Citoyen » 1389811680000
| 0 | ||
Czy można? Zapowiada się fajnie :D Czy taka wielkość odpowiednia? Chciałabym być czarnym charakterem Zła, samotna, trudno z nią porozmawiać a tym bardziej się zaprzyjaźnić Bardzo chciałabym być drugoplanowa, ale jeśli byś się nie zgodziła to epizodyczna Czy tyle starczy, chyba nic nie pominełam I z niecierpliwością czekam na rozdział ----- Przynajmniej kolor czerwony pasuje mi do włosów |
Agamyszka « Citoyen » 1389811800000
| 0 | ||
Korinxd a dit : Dokładnie taka wielkość. : D Okej, wstawię ją, jako ... albo nie, nie będę zdradzać. x D Dziękuję, miło mi. ;u; |
Niedorzeczny « Censeur » 1389814740000
| 0 | ||
Czekam na dalszy ciag o3o Czy mozna by bylo wstawic ot taka postac :) ? Szaman wiatru lub duchowny zalezy jak chcesz I to jest taka arogancka postac ktora wysmiewa sie z Mechanikow .-. wystepowac raczej epizodycznie xD i oczywiscie jest zla i nieprzyjemna Jezeli mozna :3 wow nie sadzilam ze moja postac zostanie drugoplanowa :o ---- Czyzby na nasza glowna bohaterke czychala smierc czy mis ie wydaje :o |
Schierke « Citoyen » 1389815160000
| 0 | ||
Niedoczekam się następnego rozdziału O3O Chciałam bym być dobrym bohaterem Miła,uczciwa lecz czasem agresywna..Zawsze chętna do pomocy I chciałambym być mechanikiem c; |
Serozjadka « Citoyen » 1389875280000
| 0 | ||
Władczyni wiatru Lubi poczuć dreszczyk emocji, kocha szybkie latanie i adrenaline. Na zewnatrz jest arogancka, wredna i oschła, nie przejmuje się nikim poza soba, wyśmiewa mechaników, ale w głębi duszy jest bardzo wrażliwa. Miała bardzo trudne dziecinstwo i teraz wyżywa się na innych. Nigdy nie zdejmuje swojej czapki. Chciałabym byc zła ewentualnie potem przejść przemianę Raczej drugoplanowa, chociaż jeśli nie chcesz to epizodyczna Super się zapowiada *u* |
Agamyszka « Citoyen » 1389889740000
| 0 | ||
ROZDZIAŁ 17 Krwawa mgła opadła. Powoli, niczym w transie, podniosła się. Czuła dziwną lekkość, coś uwierało ją w plecy. Przed nią wznosiły się ogromne, potężne, dębowe drzwi. Wyryte na nich były sceny walk oraz niezwykłe wizerunki wojowników w pełnym uzbrojeniu. Uniosła głowę w górę, ale miast nieba ujrzała tylko głęboką czerń. Postąpiła krok na przód, a komnatą targnął silny powiew wiatru. Drzwi otwierały się powoli, rozjaśniając mrok sali. Wstrzymała oddech. Skrzydła Agi rozwinęły się. Magia zebrała się w jej sercu, czekając na uwolnienie. Przekroczyła próg. Widok który ujrzała, zaparł dech w piersiach i pozbawił wszelkich myśli. Znalazła się w sali tronowej. A przed nią stali pradawni bogowie czterech żywiołów. Wiara w nich zostało uznana przez władze za pogańską ponad sto lat temu. Odrzucono ją publicznie, przyjmując religię Wielkiego Szamana i jej małżonki, Wszechmocnej Bogini Szamanów. Jednak wielu Mechaników pozostało wiernym swoim tradycjom. Agamyszka należała do nich. Ujrzała cztery postacie. Pierwszy z nich był żywym ogniem. Płomienie wiły się wokół jego ciała, oplatały ręcę, nogi. Oczy miał koloru dzikiej czerwieni. Ogromne futro na jego ramionach zdawało się być uszyte z ognia. Dzierżył płonący miecz. Druga była kobietą niesamowitej urody. Związane w warkocz włosy falowały, oczy miała błękitne i wesołe, a w suknie wplotła morską pianę. Spływały po niej strumienie wody. Trzecia, jej ulubienica, miała ponury wyraz twarzy. Oczy barwy głębokiej czerni zdradzały niepokój. Potrafiła dojrzeć przyszłość. We włosach swobodnie rozpuszczonych, opadających na plecy, miała liście i kwiaty. Wyglądała cudownie, ale niematerialnie. Królowa wiatru. Ale najpotężniejszy z nich wszystkich siedział na wielkim tronie. Oplatały go korzenie i gałęzie. Był barczysty, w pełni uzbrojony. Twarz miał poważną, oczy twarde i obojętne. - Bogowie - wyszeptała drżąco. Skłoniła się przed nimi. - Czego chcesz, śmiertelniczko ?! - ryknął bóg ognia, unosząc miecz. - Jakim prawem przekraczasz bramy naszej komnaty ?! - Potrzebuję waszej pomocy. - Wy, śmiertelnicy - włączył się bóg ziemi, prychając. - Zawsze potrzebujecie naszej pomocy. Nie umiecie sobie sami z niczym poradzić. - To nie tak. Nie tak. Cofnęła się do tyłu. - A jak ma być ? Czego w ogóle tu szukasz ? Odrzuciliście nas. Czemu mmay wyświadczać wam przysługi ? - spytał ognisty władca. - Głupcy - odezwała się milcząca dotąc bogini powietrza. - Zamknęliście swoje serca na prawdę. Moje dziecko - przemówiła do Agi. - Zajrzałam w przyszłość. Widziałam, jak bierzesz do ręki sztylet i wbijasz go sobie w serce. Widziałam twoją krew. Twoją śmierć. Nie cenisz sobie wartości życia ? Te myśli krążyły wokół niej o dawna, ale teraz dopiero zdała sobie sprawę, jak żywe były. Tak blisko, tak blisko. - Dziecko - powiedziała ona, już łagodniej. - Śmierć nie jest ucieczką od wszystkich problemów. Twoim celem jest poprowadzić wojska ku zwycięstwu. Wyzwolić Mechaników. - Nie wiem jak - odparła szczerze. - Moja magia uwalnia się pod wpływem silnych emocji. Nie panuję nad nią. - Nauczysz się - rzekła bogini wody z uśmiechem. - Tak wielkiej mocy nie da się opanować szybko. - Wielkiej mocy ? Nie mam ... - Masz - orzekł pan ziemi, wstając z tronu. - Jesteś o wiele potężniejsza niż my wszyscy bogowie razem. Nie czujesz jej w swoim sercu, ale ona tam jest. Czeka - Tej wojny nawet ja nie jestem w stanie wygrać - bóg ognia pokręcił głową i opuścił miecz. - Wracaj z powrotem, Agamyszko. Walcz. Masz nasze błogosławieństwo - rzekła bogini powetrza. Wszyscy czterej powstali. Później sala rozmyła się przed jej oczyma, a ona osunęła się w nicość. ROZDZIAŁ 18 Obudziła się znów w tym samym, obskurnym pokoju. Fale wspomnień obijały się o brzeg jej umysłu stopniowo, powoli. Przypomniałą sobie spotkanie z pradawnymi bogami. Czy to był tylko piękny sen ? Odpowiedziała sobie w myślach, że nie. To było zbyt realne. Ze zdziwieniem zauważyła pod poduszką miecz. Wyjęła go powoli. Był wręcz idealny. Doskonale leżał w jej dłoni i został świetnie wyważony. Rękojeść była wysadzana kamieniami szlachetnymi, których nazw nawet nie znała. Broń miała wartość wręsz astronomiczną. Gdyby ją sprzedała, byłaby w stanie wyżywić wszystkie głodne rodziny w kraju, a wciąż cieszyłaby się tytułem bogacza. Skąd więc się tu wzięła ? Z tyłu wygrawerowano napis ,,vanyan sòlda". A więc to nie był sen. Niemal natychmiast przystąpiła do ćwiczeń. Neyhmas przyglądał jej się ponuro, gdy wybiegała z budynku. Uniosła broń i zamachnęła się. Czuła, jakby ostrze kierowało się samo, gdzie tylko chciała. Uderzyła bokiem miecza w drzewo. Na korze pozostał głęboki ślad, zaś ostrze wciąż było gładkie. Idealna stal. - Może przyda ci się pomocnik, mała ? Odwróciła się. Za nią, oparta o mur, stała Lectral, krzyżując ramiona. - A więc tak zwraca się do swojej przywódczyni ? - żachnęła się Agamyszka. Ona wciąż szczerzyła zęby. - Pokaż mi, co umiesz. Czegoś musieli cię nauczyć w tym obozie Rebeliantów. - Skąd ty ... ?! - wykrzyknęła Aga. - Wiem dużo, o wiele więcej, niż zdajesz sobie z tego sprawę - odparła tajemniczo Lec. - No dalej. Uderz tym mieczem. Tylko porządnie. W ręce miała łuk. Cudowny, srebrny łuk refleksyjny. Łęczyska były wyraźnie zgięte do przodu, wzmocnione skórą zwierzęcą. Był krótki - siła naciągu także nie powinna sprawiać jej problemu. - Wspaniały - westchnęła. - Łuk ? - spytała biała myszka. - Właściwie nie jest mój. Znaleźliśmy go na śniegu, niedaleko ciebie. Wyglądał, jakby leżał tam zaledwie od kilku minut. - Jakby tam na mnie ... czekał - przygryzła wargę. - Bierz - powiedziała bez wahania. - Nie potrzebuję łuku. Chwyciła go, delikatnie, niepewnie. Spojrzała na Lectral pytająco, ale ona skinęła głową. - Pokaż, na co cię stać. Rozejrzała się. W odległości około stu pięćdziesięciu metrów wznosiła się mała, drobna, osika. Za cel obrała sobie pęknięcie na białej korze. Najpierw wiatr. Północno - zachodni, słaby. Przesunęła nieco łuk. Cofnęła się o krok, nałożyła strzałę na cięciwę, naciągnęła - naciąg był silniejszy niż się spodziewała - i wystrzeliła. Strzała przecięła niebo i wbiła się dokładnie w sam środek celu. Lotka jeszcze drżała lekko. Jej towarzyszka gwizdnęła przeciągle. - Coś niesamowitego. Uczyłaś się strzelania z łuku od urodzenia ? - Nie - wzruszyła ramionami. - Pobierałam trochę lekcji wśród Rebeliantów. Po prostu czuję, że jestem w tymdobra. - To coś więcej, niż talent. To czysta magia. Magia ... wizja odwiedzin w Komnacie Bogów znów powróciła. Wciąż realna. - A teraz bierz miecz. Musimy trochę poćwiczyć. Pierwsza lekcja: złap za rękojeść. Druga: celuj zawsze w przeciwnika. Trzecia: ta zabawka potrafi naprawdę mocno dziabnąć, więc nie próbuj się nią strzyc. Agamyska czuła, że to będzie długi trening. ROZDZIAŁ 19 Wiatr wzbijał w powietrze tumany śniegu, temperatura niebezpiecznie opadała w dół. Zbliżała się śnieżyca. Agamyszka patrzyła obojętnie, jak inni kryją się w domach i zatrzaskują okna. Nie czuła chłodu. Ani ciepła. - Rusz się ! - krzyknęła Lectral. - Zamarzniesz. Mechaniczka podążyła powoli za nią, zastanawiając się, o co chodzi tym razem. Drzwi domu zaskrzypiały głośno, gdy wchodziły. Musiała zmrużyć oczy, bo w pokoju panował półmrok. Dziewczyny leżała związane obok siebie. Jedna z nich, biała o sympatycznym wyglądzie, spała, a druga rzucała się wściekle. Na widok Agi zmrużyła oczy z nienawiścią. - Nie mieliśmy wyboru - Lectral wzruszyła ramionami. - Znasz je ? - Skąd. Już mówiłam. - Znaleźliśmy ich niedaleko ciebie. To nie mógł być przypadek - naciskała. - Tak jak ten łuk, co ? Może to jakiś cholerny dar bogów. - Wybaczcie, że przerwę - odezwała się jedna z nich. Miała na szyi brudną, zdartą czapkę. Kaskada loków spływała jej na kark. Twarz przecinała długa, ledwie zagojona rana. W myślach Agamyszka nazwała ją Dzika. - Możecie skończyć z komplementami. Co ja wam zrobiłam, że musicie mnie wiązać ? - Rządzimy się nieco innymi prawami. Nie ufamy Władcom Wiatru - mruknęła Lec chłodno. - Ja i moja przyjaciółka miałyśmy wypadek - Serozjadka łgała po mistrzowsku. - Nie wiemy, jak wrócić. Wskażcie nam drogę i już nas tu nie ma. - Możecie chwilowo zostać z nami, rąk do pracy się przyda. Będziemy mieć was na oku. Aga - skinęła w stronę Mechaniczki. - Rozwiąż je. Znała to spojrzenie, naturalnie. Najważniejszą rzeczą, jaką nauczyła się o magii, to nie chwalić się nią. Jednak - co mogłoby się stać ? Błysk, spirala światłą otoczyła sznur i momentalnie rozpadł on się w proch. - Jak ... - oczy uwięzionej powiększyły się. Jej towarzyszka zbudziła się ze snu, jękneła i potarła ręce. - Niszczenie. Magia Mechaników - zrozumiała. Biała myszka zaszlochała cicho; wszystko, co sie tu zdarzyło było ponad jej siły. - Neyhmas się nimi zaopiekuje. Chodźmy. Drzwi zamknęły się za nimi, rozległ się zgrzyt klucza w zamku. Pilotka spojrzała na myszkę skuloną obok. Później pomyślała o tej Mechaniczce. W jej głowie zaczął tworzyć się plan. * * * Biel spowiła cały świat. Agamyszka rozejrzała się wokół. Widziała tylko śnieg, śnieg, śnieg, nieskończoność śniegu. Wycie wiatru rozdzierało czaszkę, a zimno ... czuła, jak łzy spływające po policzku zamarzają, jej trenerka drżała lekko. - Musimy stąd odejść ! Jak najszybciej ! - krzyknęła, nie wiedząc, czy Lectral usłyszy. Ona jednak pokiwała głową i pobiegła. A robiło się coraz zimniej. ROZDZIAŁ 20 Szanowny Panie Generale ! Czuję, że dobrą decyzją było oddanie wojsk pod Pana pieczę. Podoba mi się sposób, w jaki zaprowadza Pan porządek w armii. Już wkrótce będą nam potrzebne wszystkie Wasze siły. Jak zapewne wiecie, Mechanicy wypowiedzieli wojnę Władcom Wiatru. Duchowi Przewodnicy utrzymują, iż są neutralni, ale stoją po naszej stronie. Czas pokoju się skończył. Pora pokazać, kto jest prawowitym władcą tego kraju. Spędza mi sen z powiek ta cholerna, za przeproszeniem, Mechaniczka. Plotki o niej rozniosły się chyba na cały świat. Dzięki niej odżyła na nowo nadzieja ... i bunt, który muszę dusić w zarodku. Kryła się w obozie Rebeliantów w samym sercu gór. Wybiliśmy ich co do jednego, ale ona uciekła. Teraz nasze oddziały patrolują północ w poszukiwaniu zbiegłej. Jest tam na pewno. Powołałem pluton egzekucyjny, który dopilnuje, aby zdrajców spotkała należna kara. Mamy także wśród Mechaników kilku naszych. Wydałem rozkazy, aby każdego podejrzanego o zdradę stracić. Co więcej, aresztowaliśmy Przedstawiciela Mechaników. Jego żałosna magia raczej nie stanie nam na przeszkodzie. Ośmieszyła nas, ośmieszyła przed wszystkimi. Wciąż z nas kpi, unikając kary. Jednak tylko odwleka nieuniknionie. Nie będę litościwy, gdy tylko ją złapię. Postaram się o jej jak najdłuższą śmierć na oczach całego narodu. Błagania o litość będą dla mnie najlepszą zapłatą. W sprawie dyplomacji ... zerwaliśmy wszystkie kontrakty handlowe z innymi krajami. Wyposażamy wojsko. Uczyniliśmy się największą potęgą i wciąż pniemy się w górę. Wkrótce zerwiemy także traktat pokojwy z Duchowymi Przewodnikami. Przyszłość przyniesie wiele niespodzianek. Bądźcie w stanie gotowości i oczekujcie na nowe rozkazy. Karty już rozdane. A my mmay kilka asów w rękawie. Z oczekiwaniem na odzew, Główny Władca Wiatru Witam! Przeczytałem otrzymany list, lecz wystąpiły pewne problemy z dojściem. Jesteśmy w bardzo trudnym położeniu, a warunki są ciężkie. Jeśli Mechaniczka uciekła natychmiat po ataku na obóz, to ma nad nami sporą przewagę. Straciłem kilku ludzi podczas napaści, następnych paru zmarło w czasie drogi. Kiepsko byłoby z nami, gdyby nie przybyła porucznik Korin ze swoimi gwardzistami. Twierdzi, że jeszcze dalej na północ znajduje się pradawne miasto, w którym mieszka grupa mieszańców. To nasza jedyna nadzieja, więc ufamy jej i podążamy we właściwym kierunku, wicąż przeczesując teren. Jest zimno jak diabli. Mam nadzieję, że już wkróce powrócimy. Pozdrawiam, Generał Shadis CIĄG DALSZY NA STRONIE 2 Dernière modification le 1437043500000 |
Myrshka « Censeur » 1389892200000
| 0 | ||
Wow bardzo ciekawe *---* |
Agamyszka « Citoyen » 1389893760000
| 0 | ||
Myrshka a dit : W Rozdziale 2 będzie się działo. ;D |
Myrshka « Censeur » 1389894000000
| 0 | ||
Agamyszka a dit : Napisz go jutroo D: Nie wytrzymam ! D:Muszę go czytać! :3 |
Tombard « Citoyen » 1389897600000
| 0 | ||
Przeczytałem wczoraj prolog i dzisiaj rozdział 1...super pomysł. :] Można zgłosić bohatera? :D EDIT: MS Ląduje w moich polecanych FF w Dardamonium. ^^ \/ Zaraz dam screena. :) EDIT: Już daje i zaraz dam opisik...jak za duży to przepraszam i zmniejsze. :) • EDIT: Zmieniłem na mniejszy rozmiar. :) • W większej połowie Władca wiatru z domieszką Duchowego przewodnika. Jest zupełnie inny,niż pozostali znawcy powietrza. Szanuję innych,lubi pomagać,a gdy trzeba wstawia się za mechanikami narażając siebie samego na skutki działań.Większość mechaników go lubi,ale pozostali przewodnicy,mechanicy i władccy nie ufają mu ze względu na jego odmiennośc bycia w połowie Skrzydlatym,a w drugiej Przewodnikiem,co czyni go samotnikiem. • Dobry charakter,ale potrafi być stanowczy. • Fajnie,jakby postać była drugoplanowa,ale to zależy od Ciebie. :) |
Agamyszka « Citoyen » 1389899340000
| 0 | ||
Tombard a dit : Zaskakuję samą siebie czasem. ^^ Oczywiście, zgłoszenia ciągle ON. Dzięki Ci wielkie, to dla mnie bardzo wiele. ;u; |
Cubozoa « Citoyen » 1389903480000
| 0 | ||
Bardzo fajnie się czyta *-* Mogłabym się zgłosić? Władczyni wiatru Niemiła dla duchowych przewodników i mechaników. Straszy, szantażuje ich. Dobrze czaruje. Uwielbia szybkość i adrenalinę. Nie pomaga nikomu poza sobą i swoimi znajomymi (kilka innych wrednych władców wiatru). Czarny charakter Chciałabym, żeby występowała epizodycznie c: |
Shizophremia « Citoyen » 1389907200000
| 0 | ||
Jeśli można. (nie mialam pomyslu na wygląd.) Mechanik. Czarny charakter. Nie miła dla wszystkich ''ras'' łącznie z mechanikami, szanuje małą ilość myszy. Jest arogancka i nie chętnie podchodzi do życia, rzadko się uśmiecha, zazwyczaj tylko w tedy, gdy widzi czyjeś cierpienie. (Czarny charakter 100%) Jeśli chodzi o występ pozostawiam go w Twoich rękach. |
Holyhound « Censeur » 1389970020000
| 0 | ||
Super piszesz *-* (To moja mysz, tylko po kjustomajzie na biało) Władca wiatru. ,,Biały" charakter. Nienawidzi, gdy ktoś wyśmiewa się z mechaników. Sama chce nim być. Bardzo nieśmiała, bardzo wrażliwa, bardzo delikatna. Straciła matkę i ojca, jej pełnoletnia siostra jej nienawidzi. Mieszka w sierocińcu, doszła już do takiej perfekcji w szamanowaniu, że umie na kilka sekund wznieść się w powietrze. Rozumie Agęmyszkę, ponieważ obie prawie lub całkowicie straciły swoją rodzinę. Postać drugoplanowa. |
Agamyszka « Citoyen » 1390044540000
| 0 | ||
Kolejny rozdział gotowy. Matko, nie wiem, gdzie ja was poupycham. x D |
Myrshka « Censeur » 1390050120000
| 0 | ||
Ciekawie się robi *-* 3 rozdzial ? :p A..Nie drugi? ;p |