![]() |
![]() ![]() « Sénateur » 1415994120000
| 5 | ||
Nie myślałam, że stworzę Fanfiction. Wyskoczyło to tak nagle. W opowiadaniu nie skupię się na opisie świata, choć pewnie będzie go sporawo. Bardziej chodzi mi o charaktery, osobowości, sposoby myślenia itd. Piszę w pierwszej osobie głównie. Będzie to opowieść od strony Leny. Rozdziały będą pojawiać się nieregularnie. (od bardzo rzadko do bardzo często) Nie twierdzę, że potrafię pisać dlatego pozwalam krytykować. Zamknięte przyjmowanie nowych bohaterów, chyba, że podeślecie płci męskiej. Formularz Nick z gry lub jakiś wymyślony, ewentualnie imię. Screen myszki, najlepiej korzystajcie z dreesroomu. Płeć: Co lubi? Wady: Zalety: Jak sobie radzi w trudnej sytuacji? Jaki ma stosunek do twórcy? Formularz trochę dziwny, ale myślę, że to mi pomoże tworzyć postać. Zastanawialiście się kiedyś (ten początek XD) co robi myszka kiedy nią nie gracie? Myszki mają normalne życie po za byciem sterowaną. Niewiele myszek pamięta okres, kiedy twórca nią steruje. To jak zaniki pamięci. Kiedy mysz nie jest sterowana ma własną wolę. Myszki się nie rodzą, nie ma dzieci, po prostu są tworzone. Ale to nie znaczy, że mają taki charakter jaki wymyśli im twórca. Twórca może mieć pod sobą kilka myszek. Związki, rodziny wytworzone przez twórcę, w większości przypadków poza sterowaniem, nie mają znaczenia. Myszy wtedy mają inne związki, jeśli w ogóle je mają. Poruszają się po świecie po którym prowadził je twórca. Czyli typowe mapki do zbierania sera, chatki plemienne itd. Wystarczy, że pomyślą, że chcą się tam znaleźć, a się znajdą. Są nieśmiertelne, odradzają się po prostu w nowym miejscu, na ogół w chatce. Chatka nie jest związana z plemieniem i na ogół jedna chatka przysługuje na jedną mysz. Nie istnieją tu sąsiedzi, nie ma miast, jakichkolwiek szerszych obiektów. Przynajmniej w takim mniemaniu żyją myszki transformice. To tyle o świecie na początek, będzie jeszcze w trakcie rozdziałów dokładniejszy opis. ![]() Nie posiada twórcy. Narodziła się po prostu w grze, jest jednym z błędów. Nie może chodzić, porusza się za pomocą chmurki, którą udostępniła jej Elisa. Myszki jej współczują, ale nie chcą z nią nawiązywać większych kontaktów, wszyscy uważają ją za upośledzoną. Dziewczyna o wielkim umyśle. Twardo stąpa po ziemi (w sensie psychicznym), wszystko sobie tłumaczy pod względem pseudonaukowym. Lubi obserwować inne myszki i wymyślać różne historie. Ma talent do tworzenia opowiadań, nawet potrafi pisać (rzadka umiejętność) co wykorzystuje. Ma niskie poczucie wartości. Nieśmiała, często samotna, lubi towarzystwo. ![]() Od samego początku była królikiem, mimo, że twórca miał inne zdanie na ten temat, ona zawsze się przebierała na swoje. Dziewczyna uparta, pełna nadziei, radosna, często bujająca w obłokach, pomocna, bezwzględna, samotniczka, z wielką wyobraźnią. Podąża własnymi ścieżkami. Stroni od towarzystwa. Lubi podziwiać zieleń, co nie zawsze jest jej dane. Świat transformice jest ograniczony i ona to czuje, ale nie szuka rozszerzenia. Woli czekać niż działać. ![]() Nie posiada twórcy. Odkrył jak można otworzyć przestrzeń poza ograniczonym światem transfomice. Wieczny podróżnik, odkrywca, filozof. Potrafi grać na kilku instrumentach (na tfm nie grają na instrumentach wcale), śpiewać i tworzyć sztukę. Otwarty umysł o wielu płaszczyznach. Wiele przeszedł w życiu, jednak mimo wszelkich niedogodności zawsze świetnie sobie radził. Uwielbia rozmawiać, ale także i milczeć. Jest szczery, bezpośredni, odważny, pewny siebie, nie boi się innych. Niekiedy odzywają się stare rany, wtedy znika ze świata i nikt go nie może znaleźć. ![]() Dziewczyna, która nie wychyla się poza krąg. Spokojna, miła, pomocna. Czasami bywa wredna i marudna. Jako jedna z niewielu myszek potrafi malować. Bardzo lubi to zajęcie, jednak nie chwali się pracami. Maluje dla siebie. A jeśli maluje dla kogoś to często jako anonim. Nie ma ograniczonego umysłu i potrafi dostrzec w myszce coś pięknego. Nie zwraca uwagi na to jak myszka wygląda, lecz na to jaki ma charakter. ![]() Dziewczyna kochająca wolność. Niestety nie jest ona jej dawana na długo. Twórca kontroluje ją godzinami. Ona ma dla siebie tylko chwilę. Żywi wielką nienawiść do twórcy za to, że więzi jej wolę. Odznacza się sprytem i mądrością, co często wykorzystuje, by zwieść twórcę. Jest opanowana, spokojna, uległa i pomocna, nie przejdzie obojętnie obok potrzebującego. Bywa niekiedy chamska, ale to zależy od jej humoru i sytuacji. Nie boi się trudnych sytuacji, w każdej potrafi sobie poradzić. Często pomaga jej spryt, dzięki czemu szybko rozwiązuje problem. ![]() Nieśmiała dziewczyna do nowopoznanych myszek. Na ogół milczy w towarzystwie obcych. Jak już kogoś pozna to jest bardzo rozmowna. Chowa sekrety (kilka osób zwierza jej się, a ona nic nikomu innemu o tym nie mówi). Jeśli ktoś ją zdenerwuje bywa wybuchowa i jest niecierpliwa. Uwielbia się przebierać, patrzy co aktualnie noszą myszki. Podąża za modą. Kocha podróżować i pisać opowiadania. Jest ciekawa kim jest jej twórca, a także nie chce wiedzieć. Uwielbia styl jej twórcy. Ma za złe, że twórca czasami ją wzywa w nocy, a także czasami jest zła o długi czas jej wezwania. ![]() Uwielbia wilki. Spotkała jednego na pewnej mapie i od razu się nimi zainteresowała. Uwielbia je obserwować, choć niewiele można ich spotkać w świecie Transformice. Lubi swojego twórcę, ale on spędza z nią mało czasu. Za to może spotykać się z przyjaciółmi, opowiadać im różne historie. Mimo spotykania się ze znajomymi często czuje się osamotniona. Lubi malować, choć nie ma jakiegoś rewelacyjnego talentu. Jest nieśmiała w stosunku do innych, ale potrafi być odważna jeśli wymaga tego sytuacja. ![]() Niekiedy bywa agresywna, nie panuje nad swoimi emocjami. W niektórych momentach traci pewność siebie. Mimo swoich wad lubi pomagać i jest pracowita. Jej cierpliwość ma swoje granice, większość widzi kiedy i jak to się kończy. Kocha twórcę i uwielbia kiedy razem z nim zbiera serki na mapach. Natomiast smutno jej, kiedy twórca długo do niej nie przychodzi. Akurat twórca spędza z nią mało czasu, więc trochę się ukrywa, trochę popłacze. ![]() Jest wredną myszką, ale gdy ktoś potrzebuje pomocy, zawsze pomaga. Z wierzchu wydaje się niezbyt przyjazna, jednak przy bliższym poznaniu to się zmienia. Uwielbia ona wszystko co wiąże się z żywiołami (woda, ogień, wiatr, ziemia). Jest jedną z niewielu myszek, która zbiera pamiątki. ![]() Uwielbia szybkość i adrenalinę. Często ściga się z innymi myszkami. Co jakiś czas bierze udział w wyścigach dość często organizowanych w świecie Transformice. Dobrze czuje się tylko podczas biegu, na ogół nie jest taki pewny siebie. Prócz szybkości i sprawności cechuje się jeszcze mądrością. Bywa nieprzyjemny, ale to tylko w kryzysowych sytuacjach. Uwaga! Myszy, które nie posiadają twórcy umierają. ![]() Su jest otwarta dla wszystkich myszek. Kocha wolność. Ma trochę za złe, że twórca zabiera ją od przyjaciół dla biegania po mapach. Jest bardzo miła, pomocna i potrafi rozwiązać każdy problem. Chętnie pomaga przyjaciołom. Styl jej twórcy nie jest wg niej zły, ale Su woli swój własny. Nigdy nie rozstaje się z jej ulubioną kokardką na ogon, kwiatem hibiskusa i różowym krawacikiem. Bardzo jest przywiązana do swoich przyjaciół. ![]() Woli własne towarzystwo. Mało się odzywa, jedynie do swojej przyjaciółki. Wobec niej jest bardzo uczynna i miła. Pozostałych traktuje chłodno albo jak powietrze. Jest dziewczyną, która kocha leniuchować co też przekłada się na odzywanie Siudo innych – za leniwa by się odezwać. Twórca rzadko ją wzywa. Ona zaś go lubi i podoba jej się styl, który on dla niej wymyślił. ![]() Uśmiechnięta dziewczyna, która lubi zarażać innych swoim śmiechem. Stara się podchodzić do wszystkiego optymistycznie. W głębi serca jednak cierpi. Nie okazuje swoich uczuć, a zakrywa się uśmiechem. Zawsze pogodna na wierzchu i niepewna w środku. ![]() Chłopak, który zdołał nauczyć się widzieć poszczególną osobę wśród tłumu, świeci mu w innym kolorze. Potrafi poruszać się po specjalnych mapkach, na których na ogół są sterowane myszki. Dzięki temu pamięta niektóre chwile sterowania, choć nie zdarza się to zbyt często. Zapamiętuje zwłaszcza mapy eventowe. Nie ma jednak wtedy kontroli nad sobą. Uwielbia mapy eventowe i trenowanie swoich umiejętności. ![]() Lubi gdy twórca nią nie steruje. Uwielbia swoje rogi i muszkę (nigdzie się bez nich nie rusza). Jest jej smutno gdy jest sama. Kocha swoich przyjaciół (po przyjacielsku). Jest uprzejma i uczciwa, trochę nieufna. Bywa niekiedy strachliwa, wyćwiczyła w ten sposób uniki i chowanie się pod kołdrą. ![]() Myszka chciwa, pragnie posiadać coraz więcej dóbr i nie przejawia szczególnych chęci do ich oddania. Z reguły jest wredna. Nie zależy jej na życiu innych, jak i o swoje nie dba szczególnie. Wszelkie uszczerbki na zdrowiu traktuje jako codzienność i twierdzi, że nie wymagają szczególnej uwagi. Często traci wątek rozmowy i przez to mówi niestworzone historie, nie potrafi panować nad emocjami. Szybko się denerwuje, a najbardziej widoczną cechą w charakterze jest cynizm i ironia. Nie należy do przesadnych altruistów. Nie potrafi pojąć logiki poświęceń. Mimo iż postać myszy otacza złowroga, mroczna aura wydająca się barierą niezdolną do przebicia, w rzeczywistości gdzieś wgłębi kryję się jeszcze dziecko, co pragnie poczuć ból w policzkach od nadmiernego uśmiechania się. ![]() Pełna energii dziewczyna, która zawsze tryska radością. Zaraża innych swoją wesołością. Jest pozytywnie nastawiona do życia. Miewa wiele pomysłów do zabaw. Jest otwarta, radosna, tryskająca energią. Wszędzie jej pełno. Lubi pomagać innym myszkom. Ma wielu znajomych. ![]() Grywa w piłkę nożną jak i w inne gry stworzone przez Stwórców. Jest sportowcem, który lubi rywalizację. Należy do najlepszych zawodników. Jest pewny siebie, odważny, niczego się nie boi. Często chadza na różne spotkania innych myszy. Inaczej koniec. Pewnie oczekiwaliście rozdziału? Nie ma tak dobrze. Zacznę od końca, taki spoiler, bo w sumie od końca najlepiej zacząć. Potem będzie początek, ale skupicie się na tym co ważne, znając już koniec ;) - Hej Ana – wpadłam do chatki na deskorolce. Na czterech łapkach, nawet łatwo się nią steruje, choć mi to nie zawsze wychodzi. Zahamować nie potrafiłam, więc uderzyłam w ścianę. Szybko się pozbierałam i wybuchłam śmiechem. Uderzyła mnie cisza. - Ana? – zapytałam ciszy. Cisza milczała dalej. Napierała na mnie ze wszystkich stron. Dreszcz przeszedł mi po plecach, zrobiło się zimno. - Ana? – powtórzyłam pytanie ciszej. Żadnej odpowiedzi. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany jakby zbledły, kolorowe rysunki, które namalowaliśmy z Kalikiem już nie tryskały radością. Coś było nie tak. - Ana! – krzyknęłam. Przeszłam do kolejnego pokoju, tym razem weszłam od razu do sypialni. Zastałam tam Anę z rozplątaną kokardą i zapłakanym pyszczkiem. - Ana? – w moim głosie pojawił się strach. Bałam się usłyszeć odpowiedzi na moje pytanie, jednak musiałam wiedzieć co się stało. Weszłam na łóżko i usiadłam tuż obok. Ana próbowała coś powiedzieć, jednak łzy nie pozwalały jej wydusić słowa. Poczekałam chwilę jak się uspokoi. Przybliżyłam się tylko, by poczuła ciepło mojego futerka. - Coś …..się …s-s-stało ….z…. Ka-li-kiem – wybełkotała. - Z Kalikiem? – nie zrozumiałam. Jak mogło się z nim coś stać? Dla mnie on był niezniszczalny. - Nie przyszedł dziś, ani wczoraj – mówiła przez łzy – nie odpisuje. Przez moją głowę przetoczyło się tysiąc powodów. Większość była negatywnych. Miałam myśleć pozytywnie, ale te wyblakłe kolory są chyba znakiem. - Odwiedzimy go – stwierdziłam spokojnie, choć w duszy szalał mi huragan. Bałam się, także chciałam usiąść i płakać, tak jest prościej, ale ktoś musiał być silny. Nie oczekiwałam tego od Any, Ana sporo wycierpiała. To ja lekką ręką przeszłam przez dotychczasowe życie. - Ale ja nie umiem… - zaczęła Ana. - Ale ja umiem. – powiedziałam stanowczo. Ana nie potrafiła się przenosić za pomocą myśli. Miała takie ograniczenie od samego początku. Wiecznie skazana na ściany chatki. Zeskoczyłam z łóżka i poczekałam aż Ana wdrapie mi się na plecy. Przenoszenie siebie to łatwizna. Wystarczy pomyśleć o miejscu. Przenoszenie się z kimś to już sztuka. Nauczył mnie tego Kalik, bym mogła zabierać ze sobą Anę, kiedy jego nie ma. Zamknęłam oczy. Myślami szukałam, gdzie mógł się udać nasz przyjaciel. On bywał w tylu miejscach, nie posiadał jakiegoś określonego. Po krótkiej chwili znalazłam miejsce w którym przebywał. Pojawiłyśmy się tam obie. Udało mi się. Chwilową radość dość szybko zastąpiła rozpacz. Zobaczyłyśmy przed sobą konającego Kalika. Podbiegłam z Aną na plecach do niego. Jeszcze oddychał, choć to były ostatnie jego oddechy. Jego serce biło ciszej, prawie w ogóle się go nie słyszało. - Kalik – krzyknęłam. W oczach miałam łzy. Ana rozpłakała się jeszcze bardziej, wtuliła pyszczek w moje futro. Kalik ostatkiem sił otworzył oczy. Jak nas zobaczył uśmiechnął się i wyciągnął łapkę by otrzeć jedną z moich łez. - Nie płacz – szepnął prawie niesłyszalnie – życie to opowieść, pamiętasz? Pokiwałam tylko głową. Słowa utknęły mi w gardle. Ciężko było cokolwiek powiedzieć, patrząc na konającego przyjaciela. Kiedy zdobyłam siłę by powiedzieć cokolwiek, wyszeptałam rozpaczliwie: - Nie zostawiaj nas. - Będę z wami – wyszeptał – w każdym słowie, we wspomnieniu i w waszych sercach. – tym razem łapkę skierował do Any. Wykorzystywał ostatnie siły, by nas pocieszyć. Ana zaś nie potrafiła spojrzeć na Kalika. Wprost nie wierzyła w to co się dzieje. - Kalik – powiedziałam już głośniej – nie damy sobie rady bez ciebie – uspokoiłam płynące łzy i łyknęłam zbliżający się szloch. Chcę by zapamiętał mnie uśmiechniętą, choć aktualnie uśmiech uciekł i widniał tylko smutek. - Jesteście obie zdolne i macie otwarte umysły – odparł Kalik bardzo cicho, rozkaszlał się po tych słowach, ale kontynuował – opowiadajcie innym to co ja wam opowiadałem. – zamknął oczy i ponownie je otworzył, by zobaczyć zapłakany pyszczek Any. – Jesteś silna Ana, wiele zdziałasz – po tych słowach zamknął oczy i na koniec wyszeptał – żegnajcie. Przez chwilę jego ciało było widoczne, a potem zamieniło się w bąbelki. Bo tak giniemy my nieśmiertelni. Jednak Kalik już nie powstanie. Zostałyśmy same z całym bólem. Ana rozpłakała się na dobre, ja zaś milczałam myśląc o ostatnich słowach Kalika. „Muszę być silna” – pomyślałam. - Ana – szepnęłam – zbudujmy chatkę, gdzie zamieszkamy razem. Nie będziesz już sama. Lena i Chuck narysowani przez Mirindaaaaa ![]() Spiro i Lena narysowane przez Drumsa ![]() Rozdział Pierwszy: „Spotkanie” Padłam na kanapę bez tchu. Mój twórca to chyba jakiś bezlitosny tyran. Jak można kazać myszce biegać przez kilka godzin. Spróbowałam się przekręcić, jednak moje ciało przeszył ból. Odzywały się wszelkie upadki z wysokości, pułapki i inne rzeczy wymyślone przez innych popapranych twórców. Bolały mnie łapki, biodra, nogi, a nawet ogon. Gdybym chociaż pamiętała co mną wyprawia twórca. Niestety na czas kiedy twórca steruje myszkami, stają się jak puste lalki. Nic z tego nie pamiętają. Ja do takich myszy należałam. Najchętniej bym zasnęła i poczekała na kolejne sterowanie. Takie życie jest znacznie prostsze, nieświadomość. Ale ja nie chciałam takiego życia. Większość myszy stworzonych przez twórców po prostu egzystowała. Ja chciałam odkryć coś więcej, być sobą, mieć świadomość. Mimo bólu zeszłam z kanapy i przeciągnęłam się. Zdusiłam krzyk, który narastał w moim gardle. Bez krzyku, cicho, by nikt się nie zorientował, że wyszłam spod kontroli. Nie mam pojęcia jakby zareagowały inne myszy. Myszy transformice. Ciekawe czemu wybieram jako odpoczynek kanapę. Jest twarda, niewygodna, łóżko zresztą to samo. Ci którzy stworzyli ten świat nie dbali o nasze wygody, raczej o wygody twórców. Chcieli im dać namiastkę rzeczywistości, tymczasem to była nasza rzeczywistość, do której byliśmy zmuszeni się przystosować. Kiedyś mi nie przeszkadzała faktura kanapy, ale jak poczułam miękkie futro jednej z myszek, zapragnęłam tej miękkości na co dzień. - Trzeba się zbierać nim tyran wróci – powiedziałam do siebie. Ściągnęłam te śmieszne dodatki w które ubrał mnie twórca. Na mojej głowie pojawiły się uszy, przyczepiłam do ucha stokrotkę i wymyłam futro z farby. Znowu wanna będzie cała do mycia. Gdyby nie to, że woda poza chatką bywa niebezpieczna, pewnie bym nie używała tego ceramicznego pudła. Wyszłam z chatki i poczułam się wolna. Nie ważne, że pewnie to będzie trwało krótko. Ważne, że jest jakakolwiek wolność. Miło poczuć wiatr w futerku, trawę pod łapkami i ciepło słońca. Nawet przyjemnie jest lekko przebiec by na chwilę się zapomnieć. Zapomniałam się tak bardzo, że aż potknęłam się o kamień i rozciągnęłam się jak długa na trawie. Do moich boleści dołączyła kostka. - eh, niezdara – stwierdziłam krótko. Westchnęłam. Wokół mnie nie było nikogo. Większość myszy nie opuszczała chatek. Lekko poruszyłam nogą, wszystko wydawało się w porządku. Czas udać się do Any, porozmawiać z kimś i wyrwać się z tej ciszy. Zamknęłam oczy. Pod powiekami przemykały obrazy. Skupiłam się na chatce Any. Po krótki czasie znalazłam i przy kolejnym zamknięciu oczu już tam byłam. Chatka Any była zwykła, tak jak moja chatka czy każdej innej myszy. Wygląd chatki zależy od tego jak twórca za pomocą naszych łapek stworzy chatkę. Moje chatki były nawet znośnie estetycznie. Chatka Any miała wiele do życzenia. W sumie wyglądało jak marna budowla z meblami ustawionymi byle jak. Jednak Ana nie miała twórcy, chatkę dostała w spadku po jednej z myszek, której twórca nie miał talentu do budowania. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Poczułam inny zapach niż dotychczas, a także radość. Usłyszałam śmiech Any. Ana rzadko się śmieje. Na ogół ma dość swojego egzystowania. Zamknięta w czterech ścianach i wystawiona na szyderstwa myszy. Nie ja jedna zbuntowałam się twórcy, jednak nie każda mysz charakteryzowała się dobrym charakterem. - Ana? – zapytałam głośno. Śmiech ucichł. Podeszłam do pokoju w którym Ana spędzała większość czasu. Zobaczyłam mysz ufarbowaną, ale w sumie, nie tak do końca. Kolorowe futra transfomice wydawały się takie sztuczne. Futro tej myszy lśniło, słońce na jego łydce wręcz błyszczało. W oczach miał jakby nowy świat, a na głowie królicze uszy, dokładnie jak ja. Patrzył na mnie tak jak ja na niego patrzyłam. W oczach mu coś zalśniło. - Miło spotkać innego królika, myślałam, że są na wymarciu – zaczęłam. Naprawdę byłam zaskoczona. Rzadko kiedy wyzwolona mysz zakłada uszy królika. - Królików jest pełno – odparł. – Jestem Kalik – przedstawił się – A ty jak siebie zwiesz? - Lena – powiedziawszy to uśmiechnęłam się. On był świadomy, co bardzo mnie ucieszyło. Ciężko spotkać wyzwolone myszy. Spojrzałam na niego jeszcze raz i mnie zamurowało. - Nie posiadasz twórcy – powiedziałam zaskoczona. - Nie posiadam, o ile można posiadać twórcę – odpowiedział Kalik. – To czasem nie myszy są ich własnością? – zapytał. Uderzyło mnie to pytanie. Wiedziałam, że tak jest, żyłam przez długi czas w taki sposób, ale jednak usłyszeć to od wolnej myszki to zupełnie coś innego. Byłam kogoś własnością, niewolnikiem, który wykonywał każde polecenie swojego pana. Prawda ta zabrała mi głos. Nie odezwałam się. Zbyt bardzo przeżyłam to pytanie. - Lena? – spróbowała wyrwać mnie z zamyślenia Ana. – Wszystko w porządku? Zmartwienie Any zadziałało. Nie mogłam stać jak słup i się zawieszać. - Masz rację Kalik – powiedziałam – jesteśmy własnością twórcy. Nic mi nie jest Ana – uspokoiłam Anę. Ana odetchnęła z ulgą. Jednak atmosfera była za gęsta. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Wyjść? Zostać? Obrazić się? Czułam w środku pustkę. Ciszę przerwał Kalik: - Jednak ty masz swoją wolę i nie do końca podlegasz twórcy. Zwróciłam oczy na niego. Patrzył na mnie uważnie. Mną zaś targały różne emocje. Walczyłam z napływającymi łzami. „Nie pokażę mu swoich słabości” – postanowiłam w myślach. - Jesteś silna – kontynuował – Może chcesz zobaczyć swojego twórcę? – zapytał od niechcenia. - Można zobaczyć swojego twórcę? – prawie krzyknęłam. - Oczywiście – odparł z uśmiechem – można zobaczyć wiele rzeczy. A ty potrafisz patrzeć. - Ale jak? – zapytałam zmieszana. - Pokażę ci – tylko powiedział. – Zobaczymy się później Ana, wpadnę jutro po ciebie i Lenę – dodał na pożegnanie i wyszedł. Tymczasem ja zostałam z mętlikiem w głowie. Kim on był? Rozdział 2: „Mętlik” - Kim on był? – powtórzyłam pytanie na głos zwracając się do Any. - No przecież ci się przedstawił – odparła Ana. Przyglądała mi się uważnie. - No wiem – zaczęłam – Ale kim on był? – nie przestawałam pytać. Jego osoba wywarła na mnie spore wrażenie. Jeszcze nikt mnie tak nie zaszokował. Niby nic nie powiedział, ale jednak te słowa zadziałały na moją psychikę. W głowie panował chaos. Do końca nie wiedziałam co wydobywa się z moich słów. - Zaczynasz się powtarzać – stwierdziła zmartwiona. Zrobiła ruch jakby chciała wstać, szybko zrezygnowała z zamiaru. Ja niczego nie zauważyłam. Aktualnie walczyłam z narastającym chaosem. - Skąd on się w ogóle wziął? – rzucałam już pytania w przestrzeń. Tak szczerze, nie oczekiwałam odpowiedzi. - On jest wolny jak ja – Ana próbowała nadal nawiązać ze mną kontakt. Lecz powoli miała mnie dosyć. Słowa Any nie docierały do mojego umysłu. Chciałam rozwiązać jakąś zagadkę, ale czy to była zagadka? Namnażały się pytania. Nie nadążałam by złapać sens większości. Tylko nieliczne wydostawały się na zewnątrz. Powstawał jakby bełkot, bez ładu i składu pytania. - Ale jak to silna? – zapytałam – przecież jestem sterowana przez twórcę, jak mogę być silna? Ana nawet już nie próbowała odpowiadać. Czekała aż mi przejdzie. Mój szok przerodził się w coś dziwnego. Nigdy wcześniej tego nie widziała, w sumie ja także. Pierwszy raz mnie ktoś tak zaszokował, wyprowadził z równowagi. Dokładnie, moja równowaga została zachwiana. Wszystko w głowie się mieszało, waliło, spadało i przemieszczało. - Ja potrafię patrzeć? – kontynuowałam pytania bez odpowiedzi – O co mu chodziło z tym patrzeniem? Przecież wszyscy patrzą. On ma jakieś dziwne pojęcie patrzenia? – Coraz bardziej pogrążałam się w pytaniach. Tworzyłam same pytania, nawet nie próbując szukać odpowiedzi. Za dużo pytań narosło w mym umyśle, nie potrafiłam wybrać, które najważniejsze. Przez co pytania wręcz gniotły swoją ilością. - Twórcy nie można zobaczyć, on się myli – tym razem zamiast pytania dałam zaprzeczenie. Nie mogłam w sumie uwierzyć w to co powiedział. Bo jak niby można zobaczyć twórcę? Przecież on nas stworzył, kieruje nami, ale się nie pokazuje. Jest jakby w innej przestrzeni świata, do której nie mamy dostępu. – Nie da się go zobaczyć – uczepiłam się tematu. W końcu znalazłam coś co było dla mnie najważniejsze spośród tego chaosu. – On jest dla nas przecież niematerialny. Nie da go się zobaczyć. – uczepiłam się zdania. Moje bredzenie przerwał dźwięk otwierających się drzwi. W drzwiach stała myszka. Miała długie jasne włosy, a w nie wczepioną stokrotkę. Na nosie zaś okulary. - Hej wam – powiedziała zamykając za sobą drzwi. W łapkach trzymała koszyk, z niego zaś unosił się cudowny aromat. Ten aromat wyrwał mnie z zamyślenia i powstało kolejne pytanie, które znalazło ujście na zewnątrz. - Co tak ładnie pachnie? - Ciastka – odpowiedziała uradowana myszka. Weszła głębiej do mieszkania i zobaczyła minę Any. – Co się stało? – zapytała z niepokojem. Ana w odpowiedzi pokręciła głową. Zepsułam jej humor, do mnie jeszcze nie docierały bodźce z zewnątrz, więc tego nie zauważyłam. Myszka spojrzała w moją stronę. W jej oczach pojawiła się stanowczość i pewna doza złości. - Co jej zrobiłaś? – spytała oskarżycielko. - Że ja? – odpowiedziałam pytaniem rozkojarzona – Ale komu? Myszka bez słowa wskazała łapką na Anę. Ana miała spuszoną głowę, była opatulona kocem. Powoli docierały do mnie niektóre znaczenia. Chaos cichł, mimo, że nie otrzymałam odpowiedzi na pytania. Zobaczyłam smutek Any, który ja wywołałam. - Przepraszam Ana – powiedziałam szczerze podchodząc do niej. Ona w odpowiedzi odwróciła głowę. Była na mnie zła. – przepraszam – dodałam ciszej – powinnam bardziej panować nad sobą, w końcu przyszłam cię odwiedzić, a nie gnębić – dokończyłam szeptem. Sama spuściłam głowę. Było mi naprawdę wstyd. Czułam się jak jakiś chuligan, który wdarł się do domu by zgnębić mieszkańca. Uważałam się za jej koleżankę, a nawet przyjaciółkę. Zachowałam się okropnie. Nie wiedziałam jak to naprawić. Stałam ze spuszczoną głową i milczałam. Próbowałam wymyślić słowa, które choć trochę pocieszą Anę. - Ale powstała atmosfera – powiedziała głośno myszka przerywając smutną ciszę. – Ej króliczyco nie stój tak bo dziwnie wyglądasz. Znajdź jakieś krzesło i usiądź – rozporządziła – zaraz wszystko naprawimy. Posłuchałam bez słowa polecenia myszki. Przeszłam do innego pokoju i przytargałam krzesło. Nie jest łatwo nosić krzesło będąc myszką. Ciągnęłam po dywanie trzymając za oparcie. Ustawiłam krzesło niedaleko myszki i usiadłam. - Aż dziw, że bez protestów wykonałaś moje polecenie – zaśmiała się myszka. – dobrze ja zacznę. Nie znam ciebie króliczyco. Ja zaś mam na imię Elisa, a ty króliczyco? – pytanie brzmiało jak rozkaz. - Lena – odpowiedziałam. - Lena – powtórzyła moje imię. – dobrze. Co się dokładnie stało? – zadawała dalej pytania. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie. Nie pamiętam co się stało. Byłam w amoku, straciłam panowanie nad sobą. Co ja wtedy mówiłam? - Chyba… - zaczęłam. Elisa ponaglała mnie wzrokiem. – Chyba się wyłączyłam. - Aha. Rozumiem. – pokiwała głową. Następnie mnie zignorowała i zajęła się Aną, a ja siedziałam jakby za karę na tym krześle. Czekałam aż Elisa powie cokolwiek co mam robić. Na pyszczku Any zagościł uśmiech. Powoli powracał jej humor i to nie za moją sprawą. Ja nadal siedziałam w tym samym miejscu, w którym zostawiła mnie jasnowłosa myszka. Czarne myśli narastające w mojej głowie ponownie przerwała Elisa pytaniem: - Chcesz ciasteczko? - Ciasteczko? – w pierwszym odruchu powtórzyłam słowo. Nigdy nie jadłam ciasteczka. Widziałam je w chatkach, ale jakoś nie pachniały tak ładnie. - Chyba znowu się wyłączyłaś – zaśmiała się. – Ana masz do niej jakiś guzik? Króliczyca nam się znowu wyłączyła. Ana się zaśmiała. - Nie, nie mam – powiedziała ciągle się śmiejąc. Ja za to uśmiechnęłam się nieśmiało. - Tak poproszę – powiedziałam i wyciągnęłam łapkę. Ciastko było cudowne w smaku, chciałam się rozkoszować, ale szybko pochłonęłam słodycz. Wywołałam tym zachowaniem śmiech obu dziewcząt. - Śmiało częstuj się – powiedziała potulnie Elisa – Mam tego więcej – zapewniła. Pytania nie narastały. Moje myśli zajęły głównie ciastka. Były takie dobre. Chciałabym ciągle rozkoszować się ich smakiem. Przy kolejnych ciastkach już panowałam nad sobą i wolniej jadłam. Dziewczyny wesoło ze sobą rozmawiały. A ja cicho jadłam ciastka słuchając ich rozmowy. Rozdział 3: „Ciasteczka” - Widziałam mysz, która miała na głowie majtki – opowiadała Elisa – Zastanawiałam się czemu nosi to na głowie – próbowała mówić poważnie, ale widać było, że ledwo powstrzymuje śmiech. – A w ogóle po co myszy są majtki? – zadając to pytanie zaśmiała się, Ana jej zawtórowała. Świat Transformice jest pełen absurdów. Jesteśmy zalewani dziwnymi ubraniami, przedmiotami i mamy o nich szczątkowe informacje. W większości wypadków nawet nie wiemy do czego służą. Ja niedawno się przebudziłam. Wszystko dla mnie było nowe. Noszenie tzw. majtek nie było dla mnie czymś niezwykłym. W końcu to tylko przedmiot, podobnie jak moje uszy królika. Mimowolnie dotknęłam jednego ucha. Lubiłam je nosić, nawet potrafiłam nimi poruszać. Miękkie w dotyku i dające trochę ciepła. Każdą rzecz, którą zakładamy, przejmuje naszą temperaturę. - A dziś zderzyłam się z myszką, która miała jakąś beczkę na szyi. Aż dziw, że się nie wywróciła pod ciężarem – śmiała się Elisa – nawet mi trochę zmoczyła futerko. A jak spytałam co tak biegnie, odpowiedziała mi: Lubię cię i pobiegła dalej. – zaśmiała się. - Może ciągle jest spragniona dlatego nosi na szyi – zastanowiła się Ana. Ona zawsze próbowała znaleźć logiczne wytłumaczenie zachowania jakiejś myszy. Śmiała się wraz z Elisą, ponieważ śmiech jest zaraźliwy, no i zresztą tak przyjemnie się śmiać. - Być może – zamyśliła się Elisa – Nawet się nad tym nie zastanawiałam. A co myślisz o jej zachowaniu? - Luuubi cię – przeciągnęła głoskę w odpowiedzi i uśmiechnęła się szeroko. Elisa śmiała się, a wraz z nią Ana. Miło było patrzeć jak Ana się śmieje. Śmiech jest zaraźliwy, ale nie dla mnie. W głowie kotłowały mi się pytania. Starałam się nie przeszkadzać dziewczynom. W ciszy jadłam ciastka przypatrując się ich gestom. Obie były takie rozchichotane. Czułam, że nie pasuje do tego towarzystwa. Spojrzałam na okno. Było na nim widać tylko to co stworzył, któryś z twórców. Ciągle ten sam widok. W tym oknie było widać zachodzące słońce, przynajmniej tak myślę. Niebo na nim było pomarańczowe. Tak naprawdę za oknem był zupełnie inny widok. Zlepek kilku przestrzeni stworzonych przez twórców. Nasz świat nie miał ciągłości. To jak chodzić po innych planetach i przemieszczając się w kosmosie. - Lena – wyrwała mnie z zamyślenia Elisa – A ty co tak milczysz? – zapytała – wygląda jakbyś siedziała na tym krześle za karę – zaśmiała się. Mnie do śmiechu nie było. Akurat coś sobie uświadomiłam. Od razu przeszłam do pytania, które nurtowało mnie od jakiegoś czasu: - Skąd masz ciastka? - Co? – zamrugała oczami zaskoczona. - Skąd masz ciastka? – powtórzyłam pytanie. - Aleś ty teraz poważna – pokręciła głową. - Nie odpowiedziałaś – nie dawałam za wygraną. Zeskoczyłam z krzesła. Zamachałam lekko ogonem. - Ty też nie odpowiedziałaś – odbiła piłeczkę Elisa. - Dziewczyny…- zaczęła Ana. Sytuacja zaczynała być napięta. Nie należałam do osób, które odpuszczają, a czułam się jakby mnie odgradzali od odpowiedzi. - Milczałam szukając odpowiedzi na pytania. Jednak sama sobie nie odpowiem – odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie Elisy. - Stresujesz Anę – pokręciła głową, jednak widząc mój wyraz pyszczka postanowiła odpowiedzieć na pytanie. – Upiekłam. - Upiekłaś? – Tym razem to ja byłam zaskoczona. To można je piec? Nie wpadłam na to. Do tej pory ciastka były dla mnie tylko dekoracją, niewiele znaczącą. Nawet nie miały zapachu. - Tak upiekłam – potwierdziła całkiem poważnie. – Mogłabyś już skończyć z robieniem tej dziwnej atmosfery? – zdenerwowałam ją i widać było, że także nie odpuści. - Nie chciałam – odparłam – Chcę tylko znać odpowiedzi, a wy…. – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Jak dokończę to zdanie obie się na mnie obrażą. Nie chciałam takiego obrotu spraw. W oczach Elisy czaiła się groźba, spuściłam wzrok. Ana zaś milczała uważnie mi się przypatrując. - Co my? – zapytała Elisa. - Znacie odpowiedź – pominęłam większość tego co myślałam. Nie patrzyłam w stronę dziewczyn. Zaczynałam czuć się dziwnie obco. - Lena… - Ana była zmieszana. Nie wiedziała co o tym sądzić, a ja wcale jej nie pomagałam. - Przepraszam – przerwałam jej. – Już przestaję – powiedziawszy to usiadłam na krześle z którego wcześniej zeskoczyłam. – to wystarczy upiec? – ponowiłam pytanie już spokojniejszym tonem z nutką zaciekawienia. Elisa pokręciła głową z niedowierzeniem. Nie spodziewała się takiego zachowania. - Tak, wystarczy – odpowiedziała. - Ale tak normalnie w piekarniku?- drążyłam dalej. O piekarniku słyszałam lub ta informacja pojawiła się w mojej głowie. A tak naprawdę to niewiele wiedziałam. - Nie musi być piekarnik – zaprzeczyła – może być coś podobnego do piekarnika. Ważne by było to podgrzane małe pomieszczenie z możliwością otwarcia. - mhmm – skomentowałam. Czyli ciastka po prostu można upiec. Nie wpadło mi to do głowy, a wydaje się takie proste. - Ale trzeba jeszcze pamiętać o jednym – kontynuowała Elisa. Podniosłam głowę przerywając myśli krążące wokół piekarnika. - Tak? – ponagliłam niecierpliwie. - Trzeba jeszcze chcieć upiec ciastka – dokończyła. - Co? – patrzyłam na nią czekając na dalszy ciąg. Można nie chcieć upiec ciastek? Jak się je piecze to chyba się chce je upiec? - Musisz całą osobą chcieć upiec ciastka i widzieć je upieczone – mówiła dalej – Smak, wygląd, zapach – wymieniała – wszystko zależy od ciebie. Od tego jak się do tego zabierzesz. Możesz także coś dodać do ciastek by poprawić smak, ale lepiej nie ryzykować – pokiwała głową – pieczenie ciastek to sztuka – dodała na koniec. Czyli pieczenie ciastek zależy od naszego umysłu? To znaczy, że możemy sterować naszą rzeczywistość umysłem. To była bardzo ważna informacja. Niby proste zajęcie, a otworzyło bramę do innej rzeczywistości. Ciekawe co jeszcze można zrobić za pomocą umysłu. Chciałam wypróbować natychmiast sposób na ciastka. Zeskoczyłam z krzesła i udałam się do wyjścia. - Lena – krzyknęła za mną Ana. Odwróciłam się. Znowu zapomniałam, że nie jestem sama i wokół mnie żyją myszki. Głupio postąpiłam. Tak wstawać bez słowa i wychodzić. - Przepraszam – powiedziałam, jednak nie cofnęłam się – Chcę od razu wypróbować przepis na ciastka. Bardzo mnie zaciekawiły. – w oczach Any dostrzegłam smutek – No i nie chce zjeść ci wszystkich ciastek – dodałam ze śmiechem – prawie wszystkie ci zjadłam, jaki łakomczuch ze mnie – zaśmiałam się. Tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu. Dowiedziałam się dziś ważnych rzeczy, rzeczy, które być może odmienią moje dotychczasowe życie. - Wpadnę do ciebie jutro – odparłam – w końcu jestem umówiona – uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz. - Czekaj – krzyknęła za mną Elisa. Podbiegła do mnie lekko zdyszana. – ty to wiesz jak namieszać w otoczeniu, co? – zapytała. Nie odpowiedziałam. Spojrzałam się na nią. W rękach trzymała koszyk z którym przyszła. - Weź na drogę – podała mi go. Wyciągnęłam łapkę i chwyciłam uchwyt. Otoczył mnie zapach ciastek. - Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością. - Czasem wyrwij się ze swoich myśli – powiedziała na koniec – jeszcze się w nich zagubisz. – powiedziawszy to wróciła do chatki. Jak ona szła z koszykiem w ręku? Przecież przemieszczamy się na czterech łapkach. Westchnęłam. Postanowiłam wykorzystać do tego ogon. Dość komicznie wyglądałam, ale ciastek nie odpuszczę. Za dobre były. Już mogę wyglądać śmiesznie. Szłam ostrożnie by nic nie wypadło z koszyka. Strasznie mi kołysał. W najbliższym czasie spróbuję opanować sztukę trzymania przedmiotów ogonem. Jak na razie szło mi tragicznie. W pewnym momencie koszyk zakołysał mi mocniej powodując wyrwanie koszyka z uścisku. Szybkim ruchem wyciągnęłam łapki by złapać koszyk. Udało mi się, ale rozciągnęłam się jak długa na ziemi. A nad sobą usłyszałam śmiech. Rozdział 4: „Brak powietrza” Spojrzałam do góry, nad sobą zobaczyłam myszkę. Śmiała się do rozpuchu. Miała futro pandy. O dziwo nie wyglądało tak jak te przyklejone futra z tfm. Było tak piękne jak futro Kalika. Wydawała mi się olbrzymia jak tak patrzyłam na nią z ziemi. Na głowie widniała bujna kitka. We włosy zaczepiony był hawajski kwiat. Wszystko się fajnie komponowało. W łapce trzymała wachlarz. Leżałam tak długą chwilę zamyślona. - Hej myszko – zaczepiła mnie – długo masz zamiar leżeć na ziemi? – zapytała – chyba, że ci tu wygodnie. – po tym zdaniu położyła się obok mnie. Pokręciłam jedynie głową w odpowiedzi. Przyciągnęłam do siebie koszyk i usiadłam. Nadal przyglądałam się uważnie nowopoznanej myszce. - Co tak milczysz? – spytała i obróciła się w moją stronę. Napotkała mój pełen skupienia wzrok. Uśmiech znikł z jej pyszczka. – Odpowiesz wreszcie? – zdenerwowałam ją. Odsunęłam się od myszki. Koszyk ponownie zaczepiłam na ogon, jednak nie wstałam. Dalej siedziałam. - Co tam masz? – jeszcze w trakcie zadawania pytania wyciągnęła łapkę do koszyka. Zadziałałam instynktownie. Cofnęłam się jeszcze bardziej, machnęłam ogonem w drugą stronę by oddalić koszyk od myszki, a w oczach pojawiła się determinacja. Ponownie byłam na czterech łapach. Ogon był w górze, w sporej odległości od przeciwnika. - Zostaw – powiedziałam ostrzegawczo. Nie potrafiłam walczyć, jedynie umykać. Mogłam tak ciągle unikać jej wyciągniętych łap, ale nie o to chodziło. - O rany chciałam tylko zobaczyć co tam masz. Strasznie sztywna jesteś – prychnęła. Stałam w jednej pozycji przez krótką chwilę, jednak ponownie usiadłam. Dotknęłam swojej piersi. Musiałam o coś uderzyć, bo chyba miałam siniaka. Ignorując myszkę zaczęłam delikatnie pocierać bolące miejsce. Futro nie wszystko zamortyzuje, szczególnie jak się upada na wystające przedmioty. - ej mówię do ciebie – powiedziawszy to podeszła do mnie, ja szybko uskoczyłam. – no, no, niesamowicie szybka jesteś. Aż tak cię wytresował? – myszka zaczynała być nie miła. - kto? – zapytałam powiększając przestrzeń między mną a myszką. - Twórca – odpowiedziała głosem pełnym nienawiści. Lekko przechyliłam głowę. Nie myślałam o tym, że twórca może nas tresować. Myślałam, że raczej zapominamy co robimy kiedy nami steruje. Choć jakby się zastanowić pewnie coś z nami zostaje. Pewne zachowania, umiejętności. Możliwe, że faktycznie jesteśmy wytresowani. - Nikt mnie nie tresuje – zaprzeczyłam. - Umykasz jak tresowana mysz – powiedziała ze złością. - Tresowane myszy nie uciekają – odparłam spokojnie. - Co ty wiesz o tym jak zachowują się inne myszy poza tymi tresowanymi, co? – spytała kąśliwie. - Nie uważam się za mysz tresowaną – odpowiedziałam. Patrzyłam jak w myszce narasta złość. Jeszcze trochę a wybuchnie i wtedy może stać się coś niedobrego. – Jestem Lena – przedstawiłam się. - Co? – spojrzała na mnie zaskoczona. - Lena – powtórzyłam – to moje imię, nie Nick, który nadał mi twórca. – dotknęłam swoich uszu – to moja ulubiona opaska, nie mojego twórcy. Nadal uważasz, że jestem tresowana? – zapytałam. Myszka przyglądała mi się chwilę. Po dłuższym namyśle westchnęła. - Mam na imię Nina – powiedziała. – Co masz w tym koszyku? – zapytała zaciekawiona. Cała złość z niej zeszła. Była ponownie radośnie nastawiona do życia. - Ciastka – przybliżyłam ogonem bliżej koszyk, by Nina mogła zobaczyć. - Ciastka? – wyciągnęła łapkę w stronę koszyka. Tym razem nie odsunęłam go. – Nie myślałam, że można je jeść. - Ja do dziś też nie wiedziałam – zaśmiałam się. Przysiadłyśmy obok siebie. Czułam z Niną więź. Poznałam ją niedawno, a już się spodziewałam wspaniałej przyjaźni. Miałyśmy podobny charakter i obie odkrywałyśmy możliwości tego świata. Jadłyśmy razem ciastka. Nina wsuwała je z takim apetytem. Zrozumiałam śmiech Any i Elisy na mój widok. To faktycznie wygląda zabawnie. Zaśmiałam się, Nina mi zawtórowała. Nie było to sztuczne, wszystko było tak jak być powinno. Było wspaniale. - Naprawdę dobre te ciastka – oznajmiła Nina. Pokiwałam głową na potwierdzenie. Gdy sięgnęłam do koszyka poczułam jego dno. - Zjadłaś mi wszystkie ciastka – powiedziałam z wyrzutem. Nina w odpowiedzi zaśmiała się. Ciężko się na nią gniewać, jej śmiech rozbraja. Pośmiałam się z nią chwilę. – Już nie ma ciastek – stwierdziłam ze smutkiem. - Ale zawsze można je zrobić? – zapytała w odpowiedzi. No tak! Przecież Elisa powiedziała mi jak upiec ciastka. - A więc trzeba je upiec – oznajmiłam poważnym tonem. Nina ledwo powstrzymywała śmiech, aż zasłoniła łapkami pyszczek by nie parsknąć śmiechem – Ale nie wystarczy upiec – kontynuowałam – ty musisz czuć te ciastka każdą cząsteczką ciała! – dokończyłam mrocznym głosem. Moja nowa znajoma śmiała się w najlepsze. Położyła się na trawie i trzymała się za brzuch. Śmiałyśmy się dłuższy czas. Nie pamiętam kiedy się tak ostatnio śmiałam. Jakoś tak lepiej się na Zycie patrzy po takiej dawce dobrego humoru. Wszystko co mnie do tej pory martwiło bądź zastanawiało zniknęło. Problemy, smutki, ograniczenia – przestało mieć znaczenie. Liczyło się tu i teraz. - Och nie! – krzyknęła Nina. - Co jest? – zmartwiłam się. Na pyszczku Niny malował się strach, po chwili został zastąpiony oczami pełnymi nienawiści. - Twórca – powiedziała głosem, który mógłby zabić po czym zniknęła. - Nieeeee – wyciągnęłam łapkę w miejscu w którym stała. Pierwszy raz czułam się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Patrzyłam na leżący koszyk, z oczu zaczęły uciekać łzy. Nie płakałam, nie miałam do tej pory powodu. Znalezienie miejsca w Transformice to pestka. Gorzej jest ze znalezieniem osoby. Mimo swego ograniczenia, świat ten jest ogromny. Mogę już nigdy jej nie odnaleźć. - Obiecuję, że cię odnajdę – przysięgłam w przestrzeń. Może gdzieś tam Nina mnie usłyszy i także będzie szukać. Nie poddam się i znajdę moją bratnią duszę, choćbym miała udać się poza horyzont Transformice. Rozdział 5: „By przekroczyć jedną z granic” Przeciągnęłam się. Znowu twórca sterował mną wiele godzin. Zastanawiałam się co on robi w swoim życiu. Przecież sterowanie myszek ogranicza jego ruchy, czas i ogólnie życie. Jedynie steruje myszką to wszystko. Czyżby tak się wciągnął, że nie miał własnego życia? Żył tylko życiem oszukanym, istniejącym w świecie Transformice. W sumie nawet nie zdaje sobie sprawy z moich uczuć, tożsamości itd. On po prostu ma frajdę w sterowaniu mną. Ślepy na to co naprawdę dzieje się w świecie myszek. Widzi to co chce i co mu się podoba. Zeszłam z twardej kanapy. Wystrój wokół się zmienił. Na ścianie wisiał wieniec z serkiem pośrodku. Ogólnie wszędzie wokół dominowała czerwień. Kanapy, ściany i inne dodatki były czerwone. Niedaleko od kanapy stał stół. Na stole znalazłam ciasteczka, kurczaka, mleko, soki. Powąchałam ciastka. Pachniały tak jak zwykle. - A może wypróbuję sposób Elisy? – zapytałam sama siebie. Zaciekawiona rozglądałam się dalej. Szukałam piekarnika albo czegoś podobnego do piekarnika. Przeszłam do kolejnego pokoju. Przed oczami pojawił się duży ekran, oczywiście koloru czerwonego. Niedaleko od niego znajdowała się choinka, z dużymi bombkami i gwiazdą na czubku. Przed ekranem stały czerwone kanapy. - Mój twórca lubi chyba te kanapy – zadrwiłam. Nie znosiłam tym kanap. Kojarzyły mi się z czymś okropnym i wyglądały jakby były mocno używane. Przeszłam dalej. Zatrzymałam się przy wodzie. Zapewne ta woda podnosiła do góry by umożliwić dostanie się na wyższe piętro. Zadrżałam. Dość niewygodny sposób na przemieszczanie się. Futro wtedy szybko moknie, czuje się chłód, ociężałość i ciężko je potem wysuszyć, ale chciałam znaleźć piekarnik. Najpierw wyciągnęłam łapkę w stronę wody, poczułam jej chłód oraz lekki prąd. Następnie weszłam całym ciałem. Woda uniosła mnie do góry. Nieśmiertelni nie topili się w wodzie. Unosili się w niej, jakby od zawsze pływali, choć nie musieli przebierać łapkami by pływać. Złapałam się podłogi piętra by zatrzymać swoje ciało, które było pchane ku sufitowi. Prawie jak latanie, szkoda, że tak mokro. Pokój na piętrze miał znienawidzoną przeze mnie wannę, sedes i umywalkę. Ściany w tym samym kolorze co pozostałe pokoje, zaczynało to przytłaczać. Dobrze, że przedmiotów sanitarnych nie przemalował. Było jedno wejście, więc musiałam się cofnąć. Po drugiej stronie wody widniała sypialnia, tak przynajmniej wywnioskowałam po kilku łóżkach i miśku. Piekarnik pewnie znajdował się gdzieś wyżej, a może odchodził od tej sypialni? Przeskoczyłam niechętnie przez wodę, która była pośrodku, między pokojami. Sypialnia była duża. Walało się tu dużo łóżek. Miałam problem by przejść obok nich. Talentu do wystroju mój twórca nie posiadał. Dostałam się z trudem do drzwi. Drzwi specjalnie skonstruowane zacięły się. Może tam nie było piekarnika, ale musiałam sprawdzić. Szarpałam, popychałam ciągnęłam te drzwi, ale nie chciały się przesunąć. Wolałam zwykłe konstrukcje, wymyślne tylko funkcjonowanie utrudniały. Użyłam łóżka do otworzenia drzwi. Pchałam łóżko z całych sił. Nic nie dawało, postanowiłam odpocząć. Usiadłam przed drzwiami zastanawiając się jak je otworzyć. W drzwiach była lekka wypustka, wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi. Dotknęłam jej. Myślałam, że to mechanizm otwierania, jednak drzwi pozostały nieruchome. Przyjrzałam się lepiej drzwiom. Może należało je podnieść za pomocą przepustki? Spróbowałam. Chwyciłam wypustkę obiema łapkami i zaczęłam pchać wypustkę do góry. Drzwi drgnęły. Zobaczyłam szparę z której pokazało się ciepłe światło. Gdy szpara była na tyle duża, bym się przepchnęła zablokowałam ją ogonem. Następnie schyliłam się by przejść na drugą stronę. Niewiele było tej podłogi za drzwiami, zorientowałam się po czasie, że nie starczy mi miejsca nawet by usiąść. - aaaaa – krzyknęłam spadając w przepaść. Mimowolnie zasłoniłam łapkami oczy. Upadłam na fotel. Upadek odebrał mi trochę tchu. Co za diabelstwo wymyślone przez twórcę, tak mnie narażać. Choć w sumie nic mi nie groziło. Nie mogłam nic połamać, moje ciało było niezniszczalne. Odczuwałam jedynie poobijania i zmęczenie, jednak nic wielkiego nigdy mi nie groziło. Tak nas stworzyli Stwórcy gry. Odsunęłam łapki od oczu by zobaczyć miejsce w którym wylądowałam. Pokój był koloru pomarańczowego. Przy każdej ścianie stała pochodnia. Blask pochodni ocieplał srogi wygląd pokoju. Prócz pomarańczowego fotelu na którym siedziałam znajdował się jeszcze stół i kwadratowe pudełko przewrócone na bok. Zeskoczyłam z fotelu i podeszłam do niego. W środku pudła zobaczyłam płomyki. Pewnie to był ten piekarnik o którym opowiadała Elisa. Nagle coś sobie uświadomiłam. - Nie wzięłam tych ciastek – dotknęłam łapką czoła z niedowierzeniem. Co za strata czasu. Szukałam piekarnika nie biorąc ze sobą ciastek. Ten pokój wyglądał na taki, który ma jedynie wejście, bez wyjścia. Chciałam upiec te ciastka. Musiałam się wrócić na sam początek swej podróży po chatce. Chodziłam wzdłuż ścian. Ciepło pochodni suszyło moje futerko. Przynajmniej farby z futra się pozbyłam. Jakiś plus. Zobaczyłam szparę między dwiema pochodniami. Łapką nacisnęłam na szparę. Poczułam szarpnięcie. Znalazłam się z powrotem na początku. Potrząsnęłam głową by pozbyć się resztki otumanienia. Podbiegłam do stołu i chwyciłam ciastka znajdujące się na talerzu. Następnie przebyłam całą drogę do pieca. Musiałam je dobrze trzymać gdy wchodziłam w prąd wody, by nie zgubić ani jednego. Gdy dotarłam do imitacji piekarnika ciastka łącznie ze mną były mokre, a ja zdyszana. Włożyłam mokre ciastka do piekarnika. - Wysuszą się – stwierdziłam. Usiadłam przy jednej z pochodni. Ogrzałam się obserwując ciastka w piekarniku. Nie wiedziałam w którym momencie je wyjąć. Za stosowny czas na wyciągnięcie ciastek uznałam zapach. Czekałam aż poczuje zapach ciastek, który czułam w koszyku Elisy. - Udało się! – krzyknęłam. Zapach ciastek rozniósł się po całym pomieszczeniu. Poparzyłam trochę łapki, ale nie zwróciłam na to uwagi. Za bardzo cieszyłam się z sukcesu, który osiągnęłam. - A masz świecie, pokonałam granice, które na mnie nałożyłeś! – z radością krzyczałam. Wzywały mnie obowiązki. Włożyłam ciastka do koszyka. Na szczęście moja skrytka przenosi się wraz ze mną. Mam niewiele rzeczy. Przywiązałam koszyk do ogona wstążką znalezioną w skrytce. Nadszedł czas by spotkać się z Kalikiem. Przez ten krótki czas nauczyłam się wiele. Zrozumiałam czym jest strata, walka, cierpienie, radość i więź. Byłam gotowa na odpowiedzi, których wcześniej się obawiałam. Wyszłam z chatki. O dziwo przed chatką znajdowało się podwórze ze sporą ilością niebieskich kwiatów. Ich zapach otumaniał. Tuż za ogródkiem była przepaść. Jak przy większości chatek plemiennych. Podeszłam do krawędzi, zamknęłam oczy i pomyślałam o Anie. Następnie skoczyłam w przepaść. Po ponownym otworzeniu oczu ujrzałam chatkę Any. Na ogonie nadal zawieszony był koszyk z ciastkami. Żadne mi nie uciekło. Pchnęłam drzwi. Ana ich nie zamykała, nie musiała. - Jestem – oznajmiłam pewnym głosem. „…gotowa” – dokończyłam w myślach. Weszłam do pokoju w którym na ogół przebywała Ana. Zastałam już tam Kalika. Spojrzał się na mnie. W jego oczach błysnęła ciekawość i zrozumienie, obok Ana patrzyła wystraszona. - Cześć wam – przywitałam się. – przyniosłam ciastka – przesunęłam ogon bliżej nich. Ana wlepiała we mnie wzrok z niedowierzeniem, zaś Kalik uśmiechnął się. - Szybko się uczysz – odparł. - Skąd pewność, że tego nie potrafiłam? – odpowiedziałam uśmiechem. - Zmienił ci się wzrok – chwycił koszyk – przybyło ci iskierek. Miał odpowiedź chyba na każde pytanie. Spodziewałam się trochę innej odpowiedzi, ale ta była znacznie ciekawsza. - Chciałabym ci zadać kilka pytań… – zaczęłam, ale Kalik przerwał mi unosząc łapkę do góry. - Pytania zawsze mogą poczekać, najpierw spróbujmy ciastek – wyciągnął jedno z koszyka – ładnie pachną. Siegnęłam łapką drugie i wyciągnęłam kolejne dla Any. - Ana już się tak nie patrz – zaśmiałam się – Spróbuj. Wzięła ciastko ode mnie i powąchała, a potem ugryzła. Uśmiechnęła się, w końcu. Od mojego przybycia to był jej pierwszy uśmiech. - Dobre są – pochwaliła. - Mają inny smak niż te od Elisy – odparł Kalik, przyglądał się mojej reakcji. Jadłam dalej ciastko, chciał mnie sprowokować, jednak w głowie miałam obietnicę, którą złożyłam. - No oczywiście, że mają inny smak – powiedziałam – przecież to moje pierwsze ciastka. Pokręcił głową. - Czuć w nich coś więcej niż same ciastka. – uniósł jedno z ciastek – w nich można wyczuć odwagę, pewność siebie oraz chęć odkrywania. To nie są zwykłe ciastka –okręcił ciastkiem w łapce – one wywołują u osób, które ich skosztują, pewne uczucia. Dokładniej dodają pewności siebie – uśmiechnął się. – Wyszłaś poza granice Lena. Ciastka wywołujące jakieś emocje? Nawet nie wiedziałam, że tak się da. A więc się da i można dokonać rzeczy niemożliwych. - Dla mnie nie ma już granic – oznajmiłam na głos. Rozdział 6: „Umysł” - Sami tworzymy sobie granice – Kalik przerwał moje napawanie się chwilą. - Serio? – spytałam z powątpieniem i nutką sarkazmu. Odrobinę podniosłam głos. Jak to sami tworzymy granice? Sama niby stworzyłam ten podły świat w którym jesteśmy niewolnikami? W głowie mi się to nie mieściło. Ostatnie promyki radości znikły w zatrważającym tempie. Narastała we mnie wściekłość. - Tak – potwierdził jakby nigdy nic. Spokojnie przyglądał się jak w moich oczach pojawiają się niebezpieczne iskry groźby. – Jeśli chcemy dokonamy wiele, granice rosną tutaj – wskazał na głowę. - Oj no pewnie – odpowiedziałam ze złością – Bo ten świat wcale nie ma granic. Jestem marionetką - podkreśliłam agresywniej niż zamierzałam. Ana chciała coś od siebie dodać, także się zdenerwowała. Zorientowałam się po czasie, że ona również z nami była w pomieszczeniu. Jak zwykle zapomniałam o istnieniu innych myszek i zanurzyłam się we własnym świecie. Zbyt bardzo pragnęłam odpowiedzi, wolności. Zapominałam o rzeczach ważniejszych niż niepewność w mym umyśle. Skupiłam się na poszukiwaniach zamiast skupić się na teraźniejszości. Kalik powstrzymał Anę uśmiechem. Zadziałało. Mi na opanowanie się pomogła Ana. Ciągle ją krzywdzę. Co ze mną jest nie tak? - Świat ma granice – zgodził się – Ale przed granicami jest wiele miejsca, które wychodzą poza nasze rozumowanie – powiedział spokojnym głosem. Uspokoił mnie zupełnie, ale i zaciekawił. W głosie wyczułam, że Kalik wie coś więcej i z pewnością jest tego sporo. – Ten świat daje nam wiele możliwości – mówił dalej na moment wyrywając mnie z zamyślenia – wystarczy odkryć gdzie są jego granice. Do granicy raczej nie dojdziemy. – oznajmił na koniec. - To gdzie w końcu się kończy granica? – spytałam skołowana. - Sama musisz odkryć – odpowiedział. No oczywiście, bo jakby mogło być inaczej. Sama odkryć. Niby jak? Gdzieś jest narysowana kreska oznaczająca granice? Skąd mam wiedzieć co może być granicą? Wszystko może określać granice. W sumie nie ma jednej granicy, jest wiele granic i którą granicę mam odkryć. Wszystkie? Przecież to niemożliwe. - Co? – tylko takie pytanie udało mi się sformułować ze wszystkich powstałych pytań. - Sami tworzymy granice – powtórzył – Sami także orientujemy się gdzie są granice. Każdy może mieć inną granicę. – wzbudził we mnie jeszcze większy mętlik. - Co? – ponowiłam pytanie. Kompletnie byłam skołowana. Pogubiłam się w tłumaczeniu Kalika. Usiadłam z wrażenia na podłodze. Dobrze, że myszki siadając nie zmieniają w sumie zbytnio pozycji. Jedynie dają odpocząć przednim łapkom. Kalik zamiast mi odpowiedzieć przysiadł obok na podłodze. Ana przesunęła się na skraj łóżka by nas lepiej widzieć. W jej oczach zobaczyłam zainteresowanie. Czekała na moją reakcję, Kalik też czekał. Czemu mi nikt nie mówi dosłownie co mam zrobić? Rozumiem, że muszę odkrywać, ale bez przesady. Robiąc mi bałagan w moich myślach wcale mi nie pomagają. Zdobyłam się na odwagę by sięgnąć do koszyka po ciastko. Na chwilę zapomnieć o mętliku i wyciszyć się. Ciastko było idealnym pretekstem do milczenia. Chciałam się w nim zatracić, wyłączyć się. Oni czekali, nie wiem dlaczego. Na co im to? Pogryzałam ciastko, pytania przestały krzyczeć w mojej głowie. Próbowałam chwycić najważniejszą myśl, od niego zacząć poszukiwania. Granice, granice – co z nimi. Myślałam, że nie ma dla mnie granic. Świat przede mną stał otworem, a Kalik mi wszystko zrujnował. Na nowo musiałam tworzyć definicje. Jakie granice mogą stanąć na mojej drodze? Co w ogóle jest granicą i czym jest granica? - Lena – zaczepiła mnie Ana. Uniosłam pyszczek by spojrzeć na Anę. Już się nie bała, podobnie jak ja chciała odkrywać. Nawet moje zachowanie jej nie przytłaczało. Kalik chyba dobrze na nią działał. Ja do tej pory szkodziłam głównie innym. Przed oczami pojawiła się Nina. O mało nie krzyknęłam z rozpaczy. Nie o tym powinnam myśleć. By ją znaleźć muszę pokonać wszelkie granice. - Jak odkryć? – zagłuszyłam smutek, który powoli wychodził na powierzchnię. - Dobre pytanie – Kalik pewnie zobaczył jakie emocje mną miotają. On wszystko chyba widział i tak dużo wiedział. - Tyle to sama wiem – odparłam zrezygnowana. Wcale mi nie pomagał, wcale. - To dobrze, że wiesz – miałam ochotę po tej wypowiedzi krzyknąć. Zaczynał mnie drażnić. - Ale to mi niewiele daje – próbowałam cokolwiek z niego wyciągnąć. Niech w końcu odpowiada jak normalna mysz. - Daje ci wiele właśnie – tym razem postanowił rozwinąć myśl. Nareszcie. – Wiesz, które pytanie wybrać z narastającej liczby pytań. To ważna umiejętność. Zadajesz pytania – to kolejna umiejętność. To są podstawy by znaleźć odpowiedzi i granice. – dał mi czas na przemyślenie tego co powiedział. - A więc odpowiednie pytania – zastanowiłam się – jednak to nadal nie odpowiedzi. - Odpowiedzi przychodzą z czasem – powiedział – cierpliwości. - Kiedy ja mam czas ograniczony – westchnęłam – przypominam, że jestem sterowana. - Jak wspomniałem można zobaczyć twórcę – oznajmił spokojnie. A mnie do zdanie zabrało skupienie. - Co? – kolejny raz zadałam to pytanie. Tym razem Kalik nie odpowiedział. Zerknęłam na Anę. Myślałam, że udzieli mi odpowiedzi, ale jak w przypadku ciastek milczała. Ona coś wiedziała, ale jak zwykle sama musiałam się dowiedzieć. Nie ma to jak karmić mnie szczątkami informacji, a potem wymagać cierpliwości. „Zadawać odpowiednio pytania powiadasz? – zadałam to pytanie w myślach – ja ci dam odpowiednie pytania”. Zezłościłam się. Co on sobie w ogóle myślał. Nie ogarniałam większości tego co on mówi, a jak ogarniałam to wszystko mi psuł. Niby była w tym logika, ale ja nie mogłam dostrzec spójności. - To pewnie to przekraczanie granic – powiedziałam nie czekając na potwierdzenie. – Chciałabym byś wskazał mi drogę. – Koniec z pytaniami na głos i oczekiwania aż ktoś mi odpowie. Sama odnajdę odpowiedzi. - Wiedziałem, że na to wpadniesz – uśmiechnął się. - A czego ty nie wiesz? – zapytałam z sarkazmem. Cierpliwość ma swoje granice i mam gdzieś co on mówił na temat granic. - Wiele jeszcze muszę się nauczyć. Mysz uczy się przez całe swoje życie – zignorował mój sarkastyczny ton – Całe życie odkrywamy i odpowiadamy na swoje pytania. Poznajemy wiele nowych osób, które pomagają nam w poszukiwaniach – opowiadał – Życie to ciągłe poszukiwanie i kończy się ono w chwili śmierci. Poszukiwanie jest najlepsze i najciekawsze. - Jest strasznie drażniące – naburmuszyłam się. Ana się zaśmiała. - Lena ty to potrafisz rozśmieszyć – stwierdziła śmiejąc się. - Ja nie widzę w tym nic śmiesznego – machnęłam łapkami próbując odpędzić śmiech. - Nie chodzi o to, że jesteś śmieszna – uspokajała mnie – chodzi o to w jaki sposób odbierasz niektóre fakty. Sposób odbierania? Że co? Choć jak się chwilę zastanowiłam to faktycznie. W mojej głowie panował chaos, ale nie panowałam nad tym co dzieje się na zewnątrz. Mogło to kogoś rozśmieszyć. Jednak Kalik się nie śmiał. Cierpliwie odpowiadał na pytania. Co z nim jest nie tak? Dernière modification le 1459339320000 |
![]() « Citoyen » 1415994540000
| 0 | ||
Formularz :) Nick : Elisa Screen myszki : ![]() Płeć: Dziewczyna Lubi : Malować , Pomagać. Wady: Czasami jest marudna i wredna. Zalety: Jest miła i zna się z Ana od kiedy przyszła do tej krainy. (ewentualnie. :3) Jak sobie radzi w trudnej sytuacji : Chcę ja wytłumaczyć , Czasami jest naciagana , Zawsze pomaga Anie w trudnych sytuacjach. Twórca : Hardkorowa Dernière modification le 1415994840000 |
![]() « Citoyen » 1415994720000
| 0 | ||
/Double post\ Zapowiada się dobrze. :) Dernière modification le 1415994840000 |
![]() 1415994780000
| | ||
[Modéré par Rekichan] |
![]() ![]() « Sénateur » 1415995380000
| 1 | ||
Twoja postać jest dodana. Ja tam nie opisuję kto kogo zna, to się z czasem pojawi. Ponieważ jesteś pierwsza, twoja myszka będzie się częściej pojawiać ;) Mogę nawet uznać, że to Elisa dała chmurkę Anie :) Rozdział 7 „Egoistka”: - Dobra koniec – ucięłam wszelkie filozoficzne rozważania. Zrobili mi oboje mętlik w głowie, choć to najbardziej Kalik mi namieszał. - Lena spokojnie – pokręciła głową Ana – Nie musisz się od razu tak denerwować. - Ja się wcale nie denerwuje – swoją postawą zaprzeczyłam wypowiedzianemu właśnie zdaniu. - No tak … - przeciągnęła te dwa słowa. Głosem jednak oznajmiła, że nie mam racji. A no nie miałam racji, myliłam się zupełnie. Nie panowałam nad swoimi odruchami, w głowie szumiało od wściekłości. - Niesamowite – Kalik przerwał moje próby opanowania emocji. - Co znowu? – opuściłam łapki zrezygnowana. Przekonałam się, że nie ma sensu walczyć czy nawet się wściekać. Kalik po prostu wiedział więcej, a ja nie panowałam nad tym natłokiem informacji. - Twoje opanowanie jest niesamowite – rozwinął myśl. - Jakie znowu opanowanie? – powrócił do głowy chaos, a negatywne emocje ulotniły się, przez ten bałagan przebijało się jedynie powątpienie, szok i niedowierzenie. Czułam się taka zagubiona, potrzebowałam jakiejś wskazówki. - Świadomość twoja została przebudzona niedawno – sposób mówienia nawet miał denerwujący, jakby nie mógł mówić jak normalna myszka – To normalne, że targają tobą emocje, ale ty nad nimi panujesz – uniósł łapkę bym mu nie przerywała – Normalnie każda inna myszka rzuciła by się na mnie ty tego nie zrobiłaś pomimo wielkiej pokusy. - Ale .. –zaczęłam nie kończąc. Zapomniałam co chciałam powiedzieć. Słowo owo wyrwało się z pyszczka bez mojej woli. Nawet nie myślałam, że wyglądam na istotę, która chce się rzucić. Takie wrażenie sprawiałam? Czyli jestem niebezpieczna? Dziwne, nawet mi do głowy nie wpadło by się rzucić. Owszem zdenerwowałam się. Kalik bardzo mnie rozdrażnił, ale to nie powód by coś złego robić. Czyli tak wygląda opanowanie według Kalika? Dla mnie opanowanie jest wtedy jeśli powstrzymamy się od wykonania jakiegoś niepożądanego działania. Moje rozmyślania przerwała Elisa swoim przybyciem - Hej wam! – zawołała od progu. – Przyniosłam ciastka. – Stanęła w drzwiach przyglądając się całej sytuacji. Na pyszczku pojawiło się zrozumienie i kiedy chciała zwrócić się w moją stronę opuściłam przednie łapki na ziemię i wybiegłam na zewnątrz. Nie wiem co chciałam przez to osiągnąć. Biegłam z zamkniętymi oczami. Chaos w głowie ucichł, a jego miejsce zajęła pustka. Nic nie myślałam, nic nie planowałam. Po prostu biegłam przed siebie. Biegłam tak długo dopóki nie skończył mi się grunt pod nogami i nie spadłam w przepaść. ********* - A jej co się stało? – zapytała Elisa. – Ta dziewczyna ciągle ma jakieś problemy. – prychnęła na koniec. - Zadaje pytania – stanął w jej obronie Kalik. - Co z tego? – zezłościła się – Przecież świat nie kręci się tylko wokół niej. Są jeszcze inni – machnęła ręką. – A ta nic by tylko psuła atmosferę – ponownie prychnęła – jak chce zwracać tak na siebie uwagę to niech znajdzie sobie chłopaka – postawiła koszyk na stoliku przy łóżku na którym siedziała Ana. Elisa miała serdecznie dość zachowania Leny. Najchętniej by jej przywaliła, by dziewczyna się wreszcie obudziła. - Kalik trzeba by było za nią pójść – powiedziała Ana. W odpowiedzi pokręcił głową. - Ona tu wróci. – zapewnił – Była blisko odkrycia części prawdy o sobie. - Wróci i znowu narobi zamieszania – marudziła Elisa – Jej w głowie tylko jej własna osoba – chwyciła gniewnie ciastko z koszyka. Nie zauważyła, że obok koszyka, który postawiła stał drugi. Sięgnęła ciastko z koszyka Leny. Na chwile świat jej zawirował. - Nie narobi zamieszania – zaprzeczyła Ana – Ona po prostu chce uzyskać odpowiedzi. - Do tej pory świat wokół niej się kręcić – mówił Kalik – Dzielnie dziewczyna z tym walczy. - Ja jakoś nie miałam takich problemów – stwierdziła Elisa. - Bo nie zadawałaś pytań – odparł spokojnie – Lena zaś może przekroczyć granice świata nałożonego przez stwórców. - pffff – prychnęła w odpowiedzi – że niby jest wybrana? - Nie – zaprzeczył, ale nic więcej nie dodawał. - Nie i… - chciała uzyskać odpowiedź. - Nie jest wybrana – rozwinął swoją wcześniejszą wypowiedź – każdy może być taki jak Lena. Oczy Elisy rozszerzyły się. Zapanowała nad nią wściekłość, jednak nic z tym nie robiła. Odwróciła się od Kalika i spojrzała na Anę. Ana zaś ze spokojem patrzyła na Elisę, uśmiechnęła się by ją trochę uspokoić. Powoli zaczęła opuszczać ją złość. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową. Odpuściła sobie drążenie tematu. - Jak ci smakują ciastka? – spytała Ana Elisę. - Dobre, nie wiedziałam, że potrafię tak piec. – zaśmiała się. - Jeszcze nie potrafisz – odparł Kalik – To ciastka Leny. ********* Było ciemno. Wstałam, ziemia pod moimi łapkami była twarda. Zamrugałam wiele razy oczami, jednak to nie pomogło. Nadal panowała ciemność. Nie chciałam stać w miejscu, więc powolnym krokiem szłam przed siebie, dokładnie sprawdzając przestrzeń przed sobą. Nie miałam zamiaru znowu gdzieś spadać. Pewnie się przeniosłam do jakiegoś miejsca podczas spadania. Szkoda tylko, że nie wiedziałam gdzie jestem. No to się wpakowałam. Czemu w ogóle uciekłam? Po co biegłam i co chciałam osiągnąć? Tym razem nie miałam mętliku w głowie. Narastające pytania ucichły. Moim priorytetem było wydostanie się stąd. - Halo – krzyknęłam, usłyszałam echo. To dowodziło tego, że znajdowałam się pod ziemią. Gdzieś głęboko, skoro było echo. Długo szłam. Wędrówka ciągnęła się chyba godzinami. Po czasie zobaczyłam światło. Przywitałam je z wielką radością. Niewiele myśląc pobiegłam w stronę światła, a gdy wybiegłam znowu straciłam grunt pod nogami. Na całe szczęście jedynie się sturlałam z górki. Padłam na trawie jak długa. To już był kolejny raz kiedy ląduje tak na ziemi. Straszna niezdara ze mnie. Podniosłam łepek. Przede mną stało kilka drzew. Obok drzew znajdowały się wysokie kępy trawy. Wygramoliłam się z trawy w którą wpadłam. Zaplątałam się ogonem w jakiś złoty łańcuch. Odplątując go przyjrzałam się dokładniej. Na końcu znajdowało się słońce. Od razu skojarzyło mi się to z Kalikiem. On był taki słoneczny i tak samo wkurzający jak palące słońce. Łańcuch miał przywieszkę na ogon. Ktoś musiał zgubić, ale czy można gubić swoje przedmioty? Nie myślałam, że to w ogóle możliwe. Niewiele myśląc zaczepiłam słońce na ogon. Dziwnie się czułam z taką ozdobą. Jak szłam łańcuch kołysał się w rytm moich kroków. Było to trochę denerwujące, ale zależało mi by zachować zawieszkę, tak na pamiątkę. Pierwszy raz byłam w miejscu, gdzie znajdowało się tyle drzew. Maszerowałam od dłuższego czasu i nadal mnie otaczały. Co jakiś czas spotykałam kwiaty, krzewy, kilka kasztanów. Kasztany były mojej wielkości, więc odpuściłam sobie zabieranie ich na pamiątkę. Z góry nie padało na mnie światło. Ten zbiór drzew był zaciemniony. Panował ogólny półmrok. - Halo – krzyknęłam przy okazji się zatrzymując. Wydawało mi się, że kogoś widzę w cieniu jednego z drzew. A gdy ponownie mi coś mignęło pobiegłam w tamtą stronę. Biegłam ze wszystkich sił, a łańcuch trochę utrudniał mi przyspieszenie. W pewnym momencie zahaczył o jedną z gałęzi i wyłożyłam się. Straciłam na moment dech. Uderzenie było dość silne, więc także odebrało mi chwilową świadomość. Ocknęłam się po krótkim czasie. A gdy otworzyłam oczy, wystraszona tym co zobaczyłam, mimo bólu odskoczyłam. Nie za daleko, ponieważ zraniłam się i nie miałam sił uciekać dalej. Byłam zdana na łaskę istoty, którą ujrzałam przed sobą. Rozdział 8 : „Piękno” - Nic ci nie jest? – spytała się zatroskana istota. Nie ruszałam się w obawie, że może mi coś zrobić. A ona widząc moją reakcję westchnęła. Dało się słyszeć zawód i smutek. Zrobiło mi się żal tej istoty. Wyciągnęłam łapkę w jej stronę, ale ona już była odwrócona i biegła w stronę zbiorowiska drzew. Wstałam z zamiarem biegu, ale powstrzymał mnie silny ból w nodze. Pisnęłam z bólu. Leżałam sobie na trawie czekając aż się samo zagoi. Pierwszy raz czekałam aż mnie zabierze twórca. Nie miałam siły wracać do swojej chatki, ani tym bardziej iść do Any. Słońce przygrzewało moje futerko. Zaczęło się robić gorąco. Spróbowałam kolejny raz wstać. Ból nie minął. Zacisnęłam pięść na kępie trawy obok by skupić się na czymś innym. Po chwili ktoś zasłonił mi przygrzewające słońce. Podniosłam głowę i nad sobą zobaczyłam istotę, która wcześniej uciekła. Uśmiechnęłam się blado wykończona nieustającym bólem. Niewiele dzieliło mnie od stracenia przytomności. Jej futro mnie raziło, było całe białe i odbijało promienie słoneczne. Jej pysk zakrywała straszna maska, przy bliższym przyjrzeniu można było dostrzec czarne włosy oraz uszy myszki. Czyli była to myszka. Zamknęłam oczy, spokojna o swój los. Wzbudziła we mnie zaufanie wracając się. Ciekawe czy usłyszała mój pisk. Poczułam na swoim ciele dotyk. Mimowolnie zadrżałam. Futro było już bardzo ciepłe. Istota ocierała moje bolące miejsce. Jakby wiedziała co mi dokładnie dolega. Ja nie wiedziałam. Usnęłam ukojona jej dotykiem i cichym oddechem. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wkoło. Znajdowałam się w jakiejś chatce. Czyżbym wróciła do siebie? A może twórca mnie jednak zabrał by mną sterować? Przysiadłam i poczułam ukłucie w nodze. To mnie przekonało, że twórca mnie nie zabrał. Wypróbowałam nogę delikatnie dotykając podłoża. Towarzyszył temu głuchy ból, ale do zniesienia przy chodzeniu. Zeszłam z wygodnego łóżka by poszukać myszki, która mnie tu przyprowadziła. Długo nie szukałam, ponieważ pojawiła się w progu jak tylko zrobiłam kilka kroków. - Nie powinnaś chodzić – pokręciła głową. Przechyliłam głowę w odpowiedzi. Jeszcze nie wszystko do mnie docierało, działałam na odruchach niż na myśleniu. Biała myszka podeszła do mnie. Nadal miała maskę na pyszczku. Chyba lubi ten styl. Ciekawe czy ściąga maskę do jedzenia. Spojrzałam w stronę, gdzie powinna znajdować się jama gębowa. Znalazłam ją tuż pod maską, czyli nie musiała ściągać jej by się pożywić. Bardzo sprytne. Podziwiałam wykonanie przedmiotu nie zdając sobie sprawy, że wgapiam się w gospodarza. Myszka za to westchnęła i popchnęła mnie z powrotem na łóżko. Straciłam równowagę, zamachałam łapkami próbując ją odzyskać. Na niewiele się to zdało i zatopiłam się w miękkim łóżku. Dodatkowo zaplątałam się jeszcze w koc, który tam spokojnie leżał. Prychnęłam zdenerwowana próbując się wyplątać. - Jakaś ty niezdarna – usłyszałam w głosie politowanie, ale nie takie przykre. Możliwe, że była bliska roześmiania się i trochę jej pogodny ton nie wyszedł. Pomogła mi jednak z kocem, dała jeszcze poduszkę bym się wygodnie oparła. Było mi bardzo przyjemnie, co pewnie dało się zauważyć na moim pyszczku. Poczułam, że biała myszka się uśmiecha. - Jestem Aniu – przedstawiła się. Ściągnęła przy tym swoją maskę. Otworzyłam pyszczek zaskoczona. Aniu była naprawdę piękną myszką. W życiu takiej nie widziałam. Aż przyjemnie się na nią patrzyło. Przekonałam się, że maska nie jest do niej przytwierdzona. Uśmiechnęła się do mnie zakłopotana. Zauważyłam nawet rumieńce. Rumieńce!!! Przebiły się przez białe futerko i bardzo wyraźnie je widziałam. Niesamowite. Coraz bardziej podobała mi się ta myszka. - Jak się nazywasz? – wyszeptała cicho zamykając tym mój pyszczek. - Lee..naa- wydukałam. Ona w odpowiedzi zasłoniła z powrotem pyszczek i odetchnęła z ulgą. Nastąpiła między nami krępująca cisza. Chciałam ją jakoś przerwać, lecz nie potrafiłam. Ciągle miałam przed oczami pyszczek Aniu. - Pewnie jesteś głodna – powiedziała jednym tchem i wyszła czym prędzej z pomieszczenia w którym się znajdowałam. Wyglądało jakby uciekała ode mnie, a może od sytuacji? Przekręciłam się w łóżku z niecierpliwością czekając na gospodarza. Długo nie wracała, więc z nudy oglądałam pokój. Naprzeciw łóżka była spora kolekcja misiów. W świecie Transformice wszystkie są takie same, ale tutaj zobaczyłam takiego, którego jeszcze nie widziałam. Zeszłam z łóżka ignorując polecenie Aniu, mój ból i mdłości. Podeszłam do misia, który mnie zainteresował. Wyróżniał się bielą, trzymał serce z jakimś napisem. Dotknęłam go. Zaskoczył mnie swoją miękkością. Przytuliłam go i od razu poczułam się znacznie lepiej. Po chwili ponownie spojrzałam na misia i zorientowałam się, że na plecak ma skrzydła. „Jaki on słodki” – rozczuliłam się powtórnie przyciskając pluszaka do siebie. Stałam sporo czasu jak zaczarowana. - Podoba ci się miś? – spytała Aniu. Wystraszyła mnie swoim cichym przybyciem i ze strachu wypuściłam misia, który upadł na ziemię. Szybkim ruchem chciałam podnieść go i odstawić na miejsce, jednak odezwał się ból nogi i uderzyłam o półkę z książkami. - Ałć – powiedziałam tylko zawstydzona swoim zachowaniem. Czułam się głupio. Aniu zaś nie zezłościła się na mnie tylko zaczęła się śmiać. Śmiech miała przepiękny. Oczarowała mnie nim jak wcześniej swoim wyglądem. Pomyślałam o niej jak o aniele. - Możesz sobie wziąć misia – odparła podchodząc do mnie. Sięgnęła misia i mi go podała. - Dzięę..k –k – uj-e – wydukałam. Wzięłam w łapki podarunek. Za dużo nie mówiłam. W sumie mogłam wyjść na jakiegoś niedorozwoja. Przełknęłam ślinę zbierając w sobie odwagę. - Proszę bardzo – odpowiedziała uprzejmie – przygotowałam coś smacznego – to powiedziawszy przyciągnęła stolik, którego wcześniej nie zauważyłam. – Zapraszam – wskazała na stół. Podeszłam ostrożnie z misiem w pyszczku. Misia postawiłam obok siebie jakbym się bała, że ktoś może mi go okraść. Zasiadłam to pełnego milczenia posiłku. Gospodyni nie za wiele mówiła, a ja także się niczym nie popisałam. Bałam się, że mogę stracić okazję, jednak nie miałam odwagi powiedzieć cokolwiek mądrego. A nawet gdy próbowałam z mojego pyszczka nic się nie wydostawało. Zaczynało robić się nieswojo. Obie milczałyśmy powoli przeżuwając pokarm. Bardzo mi smakowało danie. - Bardzo dobre – powiedziałam cicho. W końcu udało mi się coś powiedzieć. Za mądre to nie było, ale komplement zawsze jest na miejscu. - Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem. Cisza znowu zalęgła między nami. Nie wiedziałam jak ją zbić. O czym mogę rozmawiać z tak niesamowitą myszką? Nie miałam nic ciekawego do powiedzenia. Nic do zaoferowania. Czułam się przy niej jak mało ważna myszka. Powoli do mnie docierało, że nie tylko wokół mnie świat się kręci. Aniu swoją osobą sprowadzała mnie na ziemię. Cisza przestała być nie swoja. Zobaczyłam przed oczami pytania, które chciałam zadać Kalikowi i odpowiedzi, które poznałam. Wszystko zaczęło układać się w całość. Powstały co prawda luki, które zapełniłam pytaniami. Pierwszym priorytetem był twórca. Kalik powiedział, że mogę zobaczyć twórcę. Czy to prawda? Strach zniknął zastąpiony pytaniami. Pytania to moja broń na wszelkie wątpliwości. A niby pytania rodzą wątpliwości. U mnie było inaczej. Pytaniami mogłam określić kierunek w który idę i lepiej poznać świat po którym stąpam. Poczułam się pewniej. - Czy znasz swojego twórcę? – zapytałam. - Twórcę? – usłyszałam w jej głosie zaskoczenie moim pytaniem. Pokiwałam głową z zapałem. - Znam – ponowiła – Znaczy się wiem kim jest twórca – poprawiła się – ale osobiście go nie znam. - Och – odparłam zawiedziona. - Chcesz poznać swojego twórcę? – spytała z zaciekawieniem - Tak – kiwnęłam głową – Kalik powiedział mi, że mogę go zobaczyć. Bardzo mi zależy – wyznałam. - Mhmm – zamyśliła się. – Niestety nie mogę ci pomóc – smutno odpowiedziała. - Nic nie szkodzi – uspokoiłam Aniu – Kalik wie. Byłam ciekawa czy ty znasz swojego twórcę. To wszystko. - Jeśli mowa o twórcy… - zaczęła – właśnie po mnie idzie. Lepiej uciekaj z chatki – popędziła mnie w stronę drzwi. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić znalazłam się na zewnątrz, a chatka zniknęła. - Dziwne… - powiedziałam do pustego miejsca. Dernière modification le 1459339440000 |
![]() « Citoyen » 1415996100000
| 0 | ||
mesmera a dit : Dzięki. :) |
![]() « Citoyen » 1415996160000
| 0 | ||
Mesiu ładnie się zapowiada |
![]() ![]() « Consul » 1415996220000
| 0 | ||
Prolog* wygląda fajnie dodam do ulubionych. *Jeśli w zakładce świat to to prolog. |
![]() ![]() « Sénateur » 1415998080000
| 0 | ||
hardkorowaaa a dit : Proszę :) Nawet fajnie mi się opisywało XD barciomysz a dit : Dziękuję. elsaxelsa a dit : Nie ma prologu, jest epilog, a świat to po prostu opis świata, taki prologowaty XD Jak napisałam zaczynam od końca, by pokazać potem na spokojnie początek :) Rozdział 9: „Krew” Stałam w miejscu długi czas przytulając do piersi pluszaka. Chatki znikają jak się z nich wyjdzie? Chatka Any stała ciągle w jednym miejscu. Szukałam myślami obecności Aniu, jednak nic z tego. Zniknęła jak jej chatka. Nie wiedziałam czy jeszcze spotkam tę sympatyczną myszkę. Może chatka wróci na swoje miejsce, gdy twórca przestanie nią sterować? Pozostaje zapamiętać to miejsce. Westchnęłam. Przypomniałam sobie o znalezisku przywieszonym do ogona. Spojrzałam w tamtą stronę. Na słońcu znajdowały się czerwone ślady. Przybliżyłam ogon do pyszczka i powąchałam. - Krew! – krzyknęłam upuszczając misia, ogon, dodatkowo się przewracając. Skąd ta krew wzięła się na ozdobie? Przejechałam łapką po futrze. Nic. Dokładniej zaczęłam się przyglądać futerku. Na ciele miałam rany. Krew już na nich zakrzepła. W niektórych miejscach futerko było wilgotne od czerwonej cieczy. Byłam ranna. Pokręciłam głową by odegnać narastające przerażenie. Najważniejsze to wrócić do Kalika. Jest pytanie na które muszę poznać odpowiedź, natychmiast! Podniosłam maskotkę leżącą na ziemi. Zamknęłam oczy i myślami znalazłam się przed chatką Any. Po uchyleniu powiek zobaczyłam jej chatkę. Robiłam się w tym coraz lepsza. Już nie musiałam skakać w przepaść by się przenosić. Co bardzo podnosiło na duchu. Sposób z przepaścią był nieprzyjemny i przerażający. Przeniosłam misia z łapek do pyszczka wchodząc do środka. Przeszłam przez salon by dojść do sypialni Any. Od kiedy weszłam tylko do chatki słyszałam śmiech Elisy. Najchętniej bym zawróciła. Nie przepadałam za reprymendami tej myszki. Miała dużo racji w tym co mówiła, jednak być ciągle strofowanym – to nie jest fajne. - No i kto wrócił? – zapytała Elisa z wyższością. Od razu wyczułam, że za mną nie przepada. Podpadłam jej dwa razy, a może trzy. Nie mogła znieść mojego charakteru co od razu było po niej widać. Zignorowałam jej zaczepkę podchodząc do Any z przepraszającym spojrzeniem. Myszka w odpowiedzi pogłaskała moje zielone uszy. - Nic się nie stało Lena – uspokajała mnie. – Co trzymasz w pyszczku? – zapytała wyciągając łapkę do misia. Cofnęłam się w odruchu, jednak szybko oprzytomniałam i spokojnie usiadłam wypuszczając z pyszczka misia. - Jaki on słodki – rozczuliła się Ana. Elisa także spojrzała i pojawił się w jej obliczu uśmiech. – Skąd go masz? - Dostałam – odparłam. - Poznałaś kogoś ciekawego? – pytała dalej. Kiwnęłam głową. Bardziej zależało mi na rozmowie z Kalikiem. To też rozejrzałam się za nim. Stał oparty o framugę ściany. Zobaczyłam zainteresowanie w jego oczach, dlatego postanowiłam odpowiedzieć na pytanie Any. - Tak – zaczęłam – Poznałam bardzo miłą myszkę i naprawdę piękną – rozmarzyłam się – miała bardzo wygodne łóżko i górę maskotek. Jedną z nich trzymasz w łapkach – uśmiechnęłam się. - To miłe z jej strony, że dała ci misia – przyznała Ana. - Zaskoczyła mnie tym gestem – zgodziłam się z nią – Szczególnie, że nie za ładnie się zachowałam – dodałam. - To chyba u ciebie normalne – stwierdziła uszczypliwie Elisa. - Elisa – upomniała koleżankę Ana. – Nie dokuczaj Lenie. - Pobłażasz jej – prychnęła – Tak nie powinny zachowywać się myszki. Głosy stawały się jakby odległe. Na ścianie zobaczyłam czarne plamki. Przyglądałam się jak tańczą ze sobą. Mnożyły się zakrywając kolorowy świat. Powoli zamykałam oczy. - Lena!!! – usłyszałam z oddali nim zupełnie straciłam świadomość. * - A ta znowu się popisuje – Elisa była wściekła, bo przez Lenę znowu jej nie słuchali. - Straciła dużo krwi – stwierdził Kalik ucinając dalsze narzekanie myszki. Ana zmartwiona patrzyła na cicho oddychającego królika. - Wyjdzie z tego? – spytała, bojąc się usłyszeć swoje myśli na głos. - Jest nieśmiertelna – odparł. – Niedługo jej przejdzie. – zapewnił dziewczyny – Ale dojdzie do siebie dopiero jak twórca zacznie nią sterować. Wziął do łapki łańcuch zawieszony na ogonie rannej myszki. Potarł słońce by nie było plam krwi. Na chwilę zalśniło ono własnym światłem. - Trzeba przemyć jej rany wodą – zwrócił się do Elisy. Ona w odpowiedzi kiwnęła głową udając się do łazienki. Po chwili wróciła z mokrym ręcznikiem i podała Kalikowi. On zaś delikatnie przesuwał mokrym ręcznikiem po zaschniętych ranach. * Było mi zimno, ale nie chciałam się budzić. Czułam taki przyjemny dotyk, który łagodził mój ból. Do głowy powróciło mi pytanie. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. - Chce zobaczyć twórcę – oznajmiłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Przed chwilą leżałam na ziemi i nagle wstaje z takim zdaniem. Ana nie wytrzymała. Roześmiała się głośno. Kalik także zaczął się śmiać, jedynie Elisa na mnie dziwnie patrzyła. - Pokażę ci twojego twórcę – obiecał Kalik przestając się śmiać. - Jak się czujesz? – spytała Ana przerywając chłopakowi tłumaczenie. - Dobrze – przechyliłam głowę. Dostrzegłam misia leżącego na ziemi. Wyciągnęłam do niego łapkę i szybko go do siebie przytuliłam. - Aż dziw – stwierdziła zaskoczona – przed chwilą zemdlałaś. - Ja? – zapytałam zaskoczona – Czuję się normalnie – próbowałam rozeznać się w sytuacji. Nie kojarzyłam utraty przytomności, ogólnie niewiele pamiętałam. Rozmawiałam, a potem budzę się na podłodze. – Nadal chce zobaczyć twórcę – ponaglałam Kalika. On w odpowiedzi wyciągnął do mnie łapkę. Bez chwili zastanowienia chwyciłam ją. - Zabiorę cię do niego, ale musisz mi pomóc. - Zrobię wszystko – powiedziałam. - Ano, Eliso na razie was przeproszę – odwrócił się do dziewczyn – Na tę wyprawę nie mogę was zabrać. - Czemu ją tak wyróżniasz? – spytała Elisa ze złością. Kalik podniósł tylko łapkę by ukrócić dalsze żale. - Nie czas na to, ani miejsce – odparł ciągnąc mnie w stronę wyjścia. Szłam za nim posłusznie. Ciekawiło mnie jak wygląda mój twórca. - By zobaczyć twórcę musisz mnie zabrać do swojej chatki – tłumaczył. - A to w ogóle możliwe? – zadałam pytanie, choć ciężko było mi myśleć. Chodziłam jak w amoku. - Tak – chwycił mocniej moją łapkę – Pomyśl o swojej chatce, zobacz ją w wyobraźni – instruował – A potem spróbuj mnie tam zobaczyć. Będę cię trzymał by ci było łatwiej. - Dobrze – odpowiedziałam zamykając oczy. Wybrałam jedną z chatek, które lubiłam. Prostą z małą ilością dodatków. Kalik przybliżył się do mnie. Jego futerko ogrzewało moje. Nastąpiła cisza. Wszystko wokół zastygło w czasie. Trwało to kilka sekund, lecz ja czułam się jakby mijały godziny. Padłam na kanapę z wysokości. Chyba źle wymierzyłam. Szybko wstałam by odnaleźć Kalika. W obecnym pokoju go nie widziałam. Może ja nie umiem przenosić innych osób? Po krótkich poszukiwaniach, które skończyły się w pokoju z dużym ekranem, odnalazłam chłopaka siedzącego na kanapie. - Wystraszyłeś mnie – zaśmiałam się. - Prawie ci wyszło – pochwalił mnie. – Trochę poćwiczysz i będziesz mogła przenosić góry – zażartował. - To po co do twórcy moja chatka? – spytałam. - On tworzył tą chatkę twoimi łapkami. – powiedział – W chatkach wytwarza się więź między twórcą a myszką. Twórca dużo serca i czasu wkłada w tworzenie. - Wow – wyrwało mi się. - Tą więź można wykorzystać poprzez ekran – wskazał na ekran – Dzięki niemu twórca może słuchać muzyki ze swojego świata, a także inne animowane produkcje. On widzi zalążek twojego świata – kontynuował – a ty możesz zobaczyć kawałek jego świata. - I mogę zobaczyć go teraz? – zapytałam podekscytowana. - Tak – przytaknął – Dotknij ekranu, zamknij oczy i myśl o twórcy. O chwilach, kiedy cię sterował, o chatkach, które zbudował twoimi łapkami. Myśl tylko o nim. Reszta jest nie istotna. Wykonałam polecenie. Z początku nic się nie działo. Stałam z łapkami na ekranie. Czułam się głupio. Wierzyłam w słowa Kalika, że mogę tak się skontaktować. Ta wiara pomogła mi go zobaczyć. Otworzyłam oczy i spadłam z kanapy. Nie takiego obrazu się spodziewałam. Rozdział 10 „Twórca” Na ekranie widniało jakieś ohydztwo. Nie miało na sobie futra. Kolor różowawy, dokładnie jak skóra pod moim futerkiem. Taki łysy stwór. Pysk miał spłaszczony jakby uderzył o ścianę. Krwi nie zauważyłam czyli taki wizerunek od urodzenia. Oczy różnokolorowe. Pełno kół w środku. Aż dziwnie się na to patrzyło. Po środku jakaś przegroda z dziurami na końcu. Odstawało to od reszty. Czy to było doczepione? Pod spodem były grube czerwone kreski. Ruszały się w zależności od tego co robiło to coś za ekranem. Za kreskami, chyba znajdował się jakiś otwór. Ciemna otchłań. Mogło by mnie połknąć w całości. Myślę, że to była głowa, która znajdowała się na tyczce. Tyczka była gruba, w sumie bardziej kolumna, tego samego koloru co głowa. Owa kolumna łączyła się z resztą ciała. Na niej zaś gęsto rosły włosy. Jedynie włosy wydały się w miarę znajome. Choć te za ekranem nie miały barwnego koloru. Raczej szarawe, bez blasku. Na ciele znajdowały się jakieś rzeczy. Nie miało futra, więc zakrywało swą nagość ubraniami, bardzo sprytne. Kiedy minął mi pierwszy szok wstałam. Kalik stał obok ekranu przyglądając się mojemu twórcy. Wyglądał na zaskoczonego. A ja by przerwać ciszę zadałam pierwsze pytanie jakie wpadło mi do głowy, gdy ekran pokazał obraz: - To jest mój twórca? – nie chciałam w to uwierzyć. Inaczej sobie wyobrażałam twórcę. Ale to przeszło myszowe pojęcie. - Niesamowite – zachwycił się zamiast mi odpowiedzieć. Zirytowałam się tym faktem, więc użyłam ogona by przebudzić chłopaka z otępienia. Odwrócił się do mnie. W oczach miał podziw. Z początku myślałam, że chodzi o mojego twórcę, ale ten podziw miał skierowany w moją stronę. - Co jest? – spytałam zmieszana robiąc krok w tył. - Powiedziałem ci jak zobaczyć twórcę – zaczął – moje tłumaczenie było mętne, bo niewiele o tym wiedziałem. Udało ci się dość szybko tego dokonać – pokręcił głową z niedowierzeniem – Na dodatek sprawiłaś, że ja także zobaczyłem obraz. Nikomu przed tobą się to jeszcze nie udało – zamilkł i nastała cisza, której po prostu nie da się opisać. Coś z niedowierzenia, podziwu, mojego zmieszania, aura wielkości i dumy. - Co?- tylko to byłam w stanie wydusić z siebie. Nie do końca dotarły do mnie słowa Kalika. Niby pierwsza? A inni? To ktoś był przede mną? Pewnie wiele osób się przebudza jak ja. No jasne, że byli przede mną. Moje egoistyczne myślenie jak zawsze utrudnia mi szersze spojrzenie na sytuację. Nie jestem tylko ja. Obok mnie, gdzieś w świecie Transformice jest pełno myszy. Pewnie w tym momencie jakaś mysz przebudza swoją świadomość. Pewnie jest nas tysiące, a może i miliony. Ciągle myślałam tylko o sobie, jakby świat kręcił się wokół mojej osoby. A przecież tak nie było. Nagle sobie coś przypomniałam, co zamknęłam w sercu by nie cierpieć. Cierpienie wyszło na wierzch. Kalik od razu zorientował się w moim nastroju. Tym razem nawet mnie to ucieszyło. Nie musiałam nic tłumaczyć. Dokładnie wiedział co zrobić by mnie pocieszyć. Podszedł na czterech łapkach, podniósł przednie do góry i przytulił. Ciepło jego ciała ukoiło moje nerwy. Poczułam się znacznie lepiej. Miałam chwilę by się pozbierać i zebrać myśli. Kalik o nic nie pytał. Czekał na słowa, które wypowiem. Chwila ciągnęła się w nieskończoność. Mogłabym tak stać zatopiona w jego objęciach. Przycisnęłam mocniej jego łapkę, a on ode mnie się odsunął. - Poznałam pewną osobę. Niestety twórca nas rozdzielił – z ledwością powstrzymywałam łzy. Przy mętliku w głowie i mnóstwem pytań schowałam wspomnienia o niej głęboko, a gdy wyszły na wierzch… smutek powrócił. – To była moja bratnia dusza – przełknęłam ślinę – jest sposób by ją odnaleźć? – zapytałam z nadzieją. Nie odpowiedział od razu. Zamknął oczy, a ja czekałam, o dziwo, cierpliwie. - Jest – odparł na co się ucieszyłam. Jednak szybko zgasił moją radość – ale nie jesteś jeszcze na to gotowa? - Jak to? – spytałam załamana. - Najpierw musisz nauczyć się podstaw działania świata – kontynuował, czułam jak wbija mi igły w duszę. Chciałam spotkać Ninę natychmiast. Nie w głowie była mi nauka. Nawet nie próbowałam skupić się na tym co mówi. Kalik widząc moją reakcję spoliczkował mnie. Nie zrobił tego ze złości. Jego oczy wyrażały spokój i stanowczość. Dotknęłam spoliczkowanego miejsca. Było ciepłe. Czułam ból z nim związany, ale nie o ból chodziło. Zrozumiałam właśnie kim dla mnie jest Kalik i kim ja jestem dla niego. - Skup się – powiedział – Nie czas na użalanie się. Kiwnęłam głową nadal czując ból uderzenia. Przestałam myśleć o Ninie. Miał rację. Nie czas na to. By czegoś dokonać trzeba działać. - Zaczniemy od Twórcy – wskazał na ekran – Już go znasz, jest to kobieta o ile dobrze się zorientowałaś. - Nie zorientowałam się – odpowiedziałam. - Teraz już wiesz. Wiesz jakie to stworzenie? – zapytał. - Nie – pokręciłam głową. - To człowiek – odparł – Istoty rozumne w ich świecie. W naszym także można spotkać ludzi. - Można? - Można, ale nie przerywaj mi – polecił – Są uwięzieni na mapach, o czym wspomnę potem. Na razie skup się na twórcy. To ważne by twoje myśli skupiły się na nim. – spojrzał na mnie wyczekująco. Musiałam szybko zbić otępienie, które mi towarzyszyło od spoliczkowania. Już nic nie czułam. - Przepraszam – powiedziałam. Przymknęłam oczy. Wyciszyłam myśli i na przedzie ustawiłam pytania dotyczące twórcy. Mój wzrok się zmienił. Przestałam być otępiała. Kalik uśmiechnął się w odpowiedzi. - Nie przepraszaj, to ja przepraszam za to, że cię uderzyłem. - Należało mi się – odparłam – Przynajmniej mnie obudziłeś. No dobrze… - chwilę się zastanowiłam – Mój twórca to kobieta. I widzę, że włosy mamy po twórcach? - Oni wzorowali się na sobie gdy tworzyli ten świat. Potem przekonasz się jak wiele mamy z nimi wspólnego – przyznał – Ekranem możesz ocenić kiedy twórca będzie tobą sterować. - To da się ustalić? - Da się, ale ty tu już robiłaś instynktownie. Wybierałaś czas kiedy twórca nie będzie tobą sterować przez dłuższy czas –oznajmił. - Instynktownie? – zapytałam samej siebie. Widać z przebudzeniem dostałam kilka umiejętności. Z tego co twierdzi Kalik i czego się od niego dowiedziałam, wiem, że mogę się jeszcze rozwinąć. Jak silni byli nieśmiertelni? Jakie mieli ograniczenia? Jak się nad tym zastanowić nieśmiertelni mogą być bardzo niebezpieczni. - Tak – odpowiedział – Możesz także oglądać jego świat i co w nim robi. Tutaj jest wejście do sieci z której on…. Ona – poprawił się – korzysta. Spojrzałam na ekran. Przede mną otworzyły się wrota poza granice Transformice. Musiałam lepiej poznać twórcę… znaczy twórczynię. Było mi to potrzebne do tego by poznać jak skonstruowany jest ten świat. Znając podstawy mogę przekraczać granice ustalone przez twórców do woli. - To potężna wiedza – stwierdziłam – Nie boisz się? - Nie – pokręcił głową – Jesteś osobą, która może dokonać zmian. Nie w głowie ci agresja – powiedział – wiem, ze będziesz przekazywać tę wiedzę odpowiednim osobom. - Skąd ta pewność? – spytałam – Przecież podobno jesteśmy nieobliczalni. - Instynkt – odpowiedział tylko – Zostawię cię teraz i wrócę do Any – dotknął miejsca uderzenia. Poczułam ciepło spływające po ciele. W sercu urodziło się kolejne uczucie. – Do zobaczenia – pożegnał się zostawiając mnie zamyśloną. Rozdział 11: „Ekran” Po wielu sterowaniach zostawałam w chatce. Odwiedzanie innych myszy zostawiłam na potem. Byłam nieśmiertelna, miałam bardzo dużo czasu. Ekran stał się moim życiem. Od kiedy odkryłam świat swojej twórczyni – inne rzeczy przestały mieć dla mnie znaczenie. Zagłębiałam się coraz bardziej w ludzkie życie. Nie mogłam sterować swoją twórczynią, ale samą satysfakcją było podglądanie jej. Zobaczyłam wiele przedmiotów powiązanych z Transformice. Łóżko z miękką pościelą, lampkę, poduszkę, kilka maskotek, książki. Tak wiele rekwizytów. Stwórcy nie wymyślali sami z siebie tylko wzorowali się na swym własnym świecie. To ważna informacja, ponieważ umniejszało to ich moc. Ciekawiło mnie jak wyglądają stwórcy. Twórcy tworzyli tylko myszki, ewentualnie chatki, zaś Stwórcy stworzyli całe Transformice. Życie w niewolnictwie, gdzie jesteśmy pustymi marionetkami. Bardzo przykry, pełny bólu i niekiedy nieświadomości żywot. Jakim potworem trzeba być by stworzyć coś takiego? Dlaczego stwórcy skazali nas na taką podłą egzystencję? Dotykałam łapką ekranu i zmieniałam sobie obraz, który mi się ukazywał. Zorientowałam się, że twórczyni używa ekranu by mną sterować, lecz ten ekran nie służy jej tylko do sterowania. Robi na nim mnóstwo rzeczy. Przegląda jakieś wiadomości z jej własnego świata. Natknęłam się w ten sposób na definicję żywiołów, broni, wojny i wszelkiej maści podobnych tematów. Chłonęłam te wiedzę jak gąbka. Różne sposoby gotowania, przepisy, różne ciasteczka. Tyle możliwości. Aż chciałam wyjść poza ekran by móc zakosztować niektórych z tych dań. Zapragnęłam prawdziwej wolności. Niestety byłam skazana na życie w ograniczonym świecie. Oczywiście nie wszystko do końca rozumiałam. Te znaczki występujące na ekranie nic dla mnie nie znaczyły. Były po prostu dodatkowym elementem. Na moje szczęście twórczyni oglądała strony ze sporą ilością obrazów. Jednego dnia odkryłam czym jest film. Z początku widziałam przesuwające się obrazy na ekranie. Twórczyni także się poruszała, ale to było coś innego. Cała akcja, wątek, przygody, dużo słów. Z tych ruszających się obrazów uczyłam się znacznie więcej. Był podział na wersję rysowaną przez kogoś i ludzi, którzy kogoś udawali. Kobieta, która mnie stworzyła, bardzo dużo czasu spędzała przed monitorem. Korzystałam z tego ile się dało. Coraz częściej mną sterowała. Zmęczona siadałam przed kanapą popijając sok oglądałam filmy. Świat Transformice przestał mieć dla mnie znaczenie. Liczyły się tylko obrazy, nowa wiedza, a także ciekawość dalszych przygód. Odkryłam czym są seriale, anime, filmy. Siedziałam cały czas przed ekranem, między sterowaniami. Żyłabym pewnie tak nadal gdyby nie Kalik. - Co ty robisz? – wszedł bez pytania do mojej chatki. - Odpoczywam sobie po sterowaniu – odpowiedziałam nawet się do niego nie odwracając. Podszedł do mnie. Nie zareagowałam gdy stanął obok mnie, zbyt bardzo pochłonęły mnie losy bohaterów na ekranie. Kalik widząc moje nikłe zainteresowanie postanowił być brutalny. Najpierw zasłonił mi ekran swoim ciałem. - Ocknij się – mówił poważnie. W głosie dało wyczuć się groźbę. Nawet nie spojrzałam mu w oczy, wiedziałam co tam jest. Przesunęłam lekko głowę by widzieć ekran. Nie musiałam się wiele wysilać. Ekran był ogromny. Kalik nie był w stanie zasłonić ekranu. On jednak miał inny pomysł. Chwycił mnie z całej siły, próbowałam walczyć, jednak siedząc tylko przed ekranem, byłam zbytnio osłabiona. A on zapewne ćwiczył. Poczułam jak mnie niesie. - Puszczaj mnie! – krzyknęłam oburzona. - Zaraz cię puszczę – powiedział z nutką złośliwości w głosie. Przestałam się na moment szarpać. Wystraszyłam się postawy Kalika. Co on chciał mi zrobić? Szybko uzyskałam odpowiedź. Wrzucił mnie do wanny zaczął oblewać wodą. Krztusiłam się od nadmiaru wody, ale on mnie nie puszczał. W pewnym momencie błagałam go by przestał, jedynie umocnił uchwyt. Dopiero kiedy z moich oczu poleciały łzy puścił mnie. Opadłam bez sił na dno wanny. Nie było wody, wszystko spłynęło do odpływu. Gdy złapałam oddech zapytałam: - Dlaczego? - Byś się ocknęła – miał spokojny głos. Cała jego bezlitosność minęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą się stało. Miałam nawet pewne obawy wyjścia z wanny. Bałam się, że znowu zacznie mnie topić. Wyciągnął do mnie swoją łapkę. Spojrzałam się na niego. W oczach były ponownie jego iskierki. Chwyciłam ją, a on pomógł mi wyjść z wanny. Wtuliłam się w jego futerko. Trzęsłam się jak osika. Nie byłam pewna czy to z zimna czy ze strachu. Kalik przytulił mnie i gładził moje futro bym się uspokoiła. Po chwili byłam już spokojna, choć nie do końca obudzona. - Musisz stąd wyjść – stwierdził ciągnąć mnie w stronę wyjścia. - Ale ja nie chcę – chwyciłam framugi drzwi. Tym wyczerpałam cierpliwość chłopaka. Mój policzek ponownie był gorący. Już nie opierałam się Kalikowi i pozwoliłam mu wyprowadzić siebie z domu. Słońce zaskoczyło moje oczy, musiałam je przymrużyć. - Ile razy jeszcze będziesz się tak nade mną znęcał? – spytałam zasłaniając bolący policzek. - Tyle ile będzie trzeba – odparł krótko. Puścił moją łapkę jak chatka zniknęła nam z oczu. - Ale to boli – poskarżyłam się pocierając policzek. Chciałam by mnie przeprosił za całe zdarzenie. - Ma boleć – powiedział bez uczuć. Wrócił do wcześniejszego drażniącego typu udzielania odpowiedzi. Tym razem jednak byłam za bardzo wystraszona by się denerwować. Kalik mnie dziś trochę poturbował. Czułam w niektórych miejscach, że mam siniaki, a policzek nadal płonął. - Co znaczy, że ma boleć? - Masz wielki potencjał – mówił – Nie pozwolę ci go marnować. To zdanie nie dało mi tego na co czekałam. Nie zamierzał mnie przeprosić i nawet powiedział, że będzie powtarzał znęcanie się nade mną. Świetnego kolegę sobie znalazłam. Westchnęłam. - To nie powód by się nade mną znęcać – podjęłam próby przemówienia do niego. - Nie znęcam się nad tobą – pokręcił głową. - Jak to nie? – pokazałam na policzek. - Jeśli czujesz, że się nad tobą znęcam to bardzo za to przepraszam – odpowiedział na moje oskarżenie. Czekałam na przeprosiny, ale jakoś nie czułam się usatysfakcjonowana, tak bardziej czułam się podle. - To chyba ja powinnam przeprosić – pochyliłam głowę. Znowu robię coś nie tak, zapominam o innych zatracając się we własnym świecie. - Nie masz za co – stwierdził. – Chyba, że czujesz się winna. - Nie wiem do końca co czuję. Kalik przytulił mnie. Nic nie mówił, nawet nie musiał. Wiem co chciał mi przekazać. - Zagalopowałam się znowu, co? – odsunęłam się od niego by spojrzeć mu w oczy. - Tak trochę przesadziłaś – uśmiechnął się – Trzeba znać umiar. Ale chyba muszę cię jeszcze tego nauczyć. - Chyba jestem strasznie oporną uczennicą – zaśmiałam się. - Zdolne uczennice zawsze są oporne – powiedział. – Chciałem ci coś pokazać. - A co? - Zobaczysz jak dojdziemy na miejsce, ale sama musisz za mną iść. Nie chcę cię ciągnąć – odparł. - Dobrze, będę już grzeczna i posłuszna – uniosłam łapki do góry. Rozdział 12 : „Pędzel” - Nie musisz być posłuszna i grzeczna – pokręcił głową Kalik. - Nie? – przechyliłam głowę jakby miało mi to pomóc w uzyskaniu odpowiedzi. - Nie – potwierdził. – Miałaś się ocknąć i ponownie zadawać pytania. Na tym polega nauka. - Na pytaniach? – spytałam zaskoczona. – A nie przypadkiem na odpowiedziach? - By były odpowiedzi, najpierw muszą pojawić się pytania – tłumaczył. - Nie mam teraz w głowie żadnych pytań – stwierdziłam smutno. - Bo nadal jesteś pod wpływem ekranu – odpowiedział. Pod wpływem ekranu… Nie myślałam, że ekran może tak zadziałać. Przed poznaniem twórczyni wiedziałam czego chcę. Może wiele razy mój umysł pogrążał się w chaosie, ale wtedy było wiadome, że trzeba jakoś to uporządkować. Aktualnie w głowie panowała pustka, przewijały się jedynie wspomnienia zdarzeń oraz tego co zobaczyłam na ekranie. Bym mogła się czegoś nauczyć muszę wyciągnąć pytania, które gdzieś są, ale schowały się przede mną podczas tego maratonu obrazów. Zamknęłam oczy, wyrównałam oddech. Kalik dotknął łapką mojego futra poniżej szyi. Jego obecność bardzo mi pomagała, w końcu to on stworzył w mym umyśle największy mętlik. - Jak rysować? – po chwili wyrwało mi się pytanie. Co prawda nie o takie pytanie mi chodziło, ale lepsze to niż żadne. - Potrzebny jest pędzel i kartka – odparł zaskoczony tak szybkim zadaniem pytania. A także tematem tego pytania. Otworzyłam oczy. Ponownie miałam swoje pytania. - Widziałam rysunki na ekranie i osoby, które rysowały – tłumaczyłam swoje pytanie – nawet te rysunki się ruszały. Kalik chwilę milczał. Widziałam, że nad czymś się zastanawia. - Może w swoich przedmiotach, które dał ci twórca posiadasz pędzel. Spróbuj go wyciągnąć – polecił. Wyciągnęłam łapkę i pomyślałam o pędzlu. Przy okazji postanowiłam znaleźć lepszy sposób by posegregować rzeczy, które dał mi twórca. Może jakaś szafa? O ile dobrze pamiętam w jednej z chatek była szafa. Jakby się ją powiększyło, można by było zmieścić tam większość przedmiotów. Usłyszałam świst i łomot. Przed sobą zobaczyłam szafę. Kalikowi udało się uniknąć zgniecenia przez szafę, ponieważ szybko uskoczył. Szafa pojawiła się na wyciągnięcie mojej łapki. - oj – wyrwało mi się. Chłopak patrzył na mnie groźnym spojrzeniem. Nic dziwnego. Ja byłam nieśmiertelna, on niestety nie. Mogłam mu poważną krzywdę zrobić. - Wybacz – powiedziałam bardzo cicho wystraszona tym co zrobiłam. On jedynie pokręcił głową. Przejechał łapką po swoim pyszczku i cała złość znikła. - Następnym razem skup się na jednej rzeczy – westchnął. – Wystraszyłaś mnie. - Przepraszam – czułam się winna. Naprawdę mogłam mu zrobić krzywdę. - Już nie przepraszaj – uśmiechnął się do mnie, odpowiedziałam mu tym samym. Ja bym na jego miejscu uciekła, a on przy mnie pozostał. Czyżby ufał mi bezgranicznie? Ja sama sobie nie ufałam. Przed chwilą wyczarowałam szafę! Jestem niebezpieczna. Spojrzałam na swoje łapki jakby to one były winne tego wszystkiego. - Niesamowite – powiedział dotykając szafy, ja za bardzo się bałam. On zaś otworzył ją i wypadło z niej kilka przedmiotów. – Masz w niej bałagan – stwierdził zachęcając mnie do zajrzenia. Podeszłam bliżej i zobaczyłam wszystkie rzeczy, które tak ściągałam gdy tylko przestawałam być sterowana. Szukałam wśród nich pędzla. Rzeczywiście panował bałagan, nie mogłam go znaleźć. - Jest – Kalik wyciągnął pędzel spod szalika – To mamy pierwszy element potrzebny nam do malowania. Ucieszyłam się. Chwyciłam pędzel, który mi podał. Pierwszy raz byłam wdzięczna twórcy za kupienie mi jakiegoś przedmiotu. Mając szafę mogłam dowolnie przebierać w tym co zakupił mi twórca. - Jak ja przeniosę te szafę do swojej chatki? – spytałam, gdy uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy w chatce tylko na jakiejś polanie. - Przeniosłaś ją tutaj to przeniesiesz do swojej chatki – wzruszył łapkami w odpowiedzi. - A nie lepiej ją przepchać? – wątpiłam w to, że dam radę przenieść. - A pchałaś ją? – odpowiedział pytaniem. Mogłam się tego po nim spodziewać. Nie pomoże mi. Sama musiałam sobie poradzić. Pędzel położyłam na trawie obok siebie. Dotknęłam obiema łapkami szafy. Wcześniej myślałam o szafie. Może na tym to polega? Skupiłam się na obrazie szafy w mojej chatce. Widziałam jak ona tam jest i powoli stawała się wyraźniejsza. Ponieważ opierałam się łapkami, gdy szafa zniknęła padłam na ziemię. - Auć – jęknęłam na wydechu. - Nauka boli – stwierdził Kalik. - Kiedy mam ciebie za nauczyciela to na pewno – powiedziałam zgryźliwie wstając. - Sama chciałaś być oporną uczennicą – zaśmiał się. - Nie chciałam – uniosłam łapki do góry – jesteś okropnym nauczycielem. – prychnęłam. Nie powiedziałam tego złośliwie, o czym chłopak wiedział. Cały czas się do mnie uśmiechał, a w oczach iskierki złośliwości. Jedyny przedstawiciel płci przeciwnej, którego poznałam, a on jest taki…. Okropny w pozytywnym sensie. - Jak to jest z partnerstwem? – zadałam kolejne pytanie. - Najpierw rysowanie – pomachał pędzlem, który położyłam na ziemi. - Ale ja chce teraz znać odpowiedź – tupnęłam nogą. Nauczyłam się tego z Ekranu. - To nie poznasz – odpowiedział krótko. Wziął kij z mojej szafy i lekko dotknął nim mojej głowy – Skup się. - Ej – machnęłam łapkami by odpędzić kij – Znalazłeś sobie narzędzie na karanie mnie? - Być może… - Ej no – powiedziałam z pretensją w głosie. – Mógłbyś zaprzeczyć, ale ty chyba lubisz mnie bić – skrzyżowałam łapki na piersi. - Być może – powtórzył z uśmiechem – A ty tak się dajesz. - Wcale się nie daję – zaprzeczyłam, a on w odpowiedzi machnął kijem w moją głowę. Tym razem mocniej. - Przestań – odsunęłam się od niego – To przestaje być śmieszne. - Miałaś się skupić – pokazując mi pędzel. - To nie powód do bicia mnie – prychnęłam. - Nieposłuszne uczennice się karze – powiedział i zrobił gest jakby ponownie chciał mnie zdzielić kijem. - No weź – powiedziałam z wyrzutem odsuwając się bardziej. - Skupisz się wreszcie czy mam cię do tego zmusić? – spytał na poważnie. - Już się skupiam – podniosłam łapki w geście poddania. Usiadłam na trawie. - Wreszcie – stwierdził. - Nie wiem gdzie ci się tak spieszy – odparłam – przecież mamy mnóstwo czasu. - Poprawka, ty masz mnóstwo czasu – poprawił mnie. Nagle sobie uświadomiłam. No tak, przecież on jest śmiertelny. Kto wie ile takie myszy lat żyją. Chciał mi przekazać wszystko co wie, bym lepiej funkcjonowała w tym świecie, bym mogła coraz więcej odkrywać, a ja mu przeszkadzałam w tym. - Przepraszam. Już będę słuchać – obiecałam. - Widzę, że powraca stara Lena – ucieszył się – W końcu oderwałaś się myślami od Ekranu, ale przez to zaburzyłaś porządek, który udało ci się stworzyć. - Jestem złą uczennicą. - Cóż początki bywają trudne – nie zaprzeczył mojego stwierdzenia. – Chciałem ci coś pokazać, co powinnaś poznać zaraz po tym jak poznałaś twórcę, ale jak widać miałaś inne plany. - Nie no – pokręciłam głową – Możesz mi pokazać. - Nie – nie zgodził się – Zadałaś pytanie i ważne byś uzyskała odpowiedź na nie. Inaczej nie skupisz się. Kalik był bardzo poważny. Wolałam już nie wtrącać się swoimi wypowiedziami. Po co w ogóle zadawałam to pytanie? Co mi do głowy strzeliło? Zastanowiłam się chwilę nad śmiertelnością Kalika. Skoro powiedział, że on nie ma tyle czasu, to ile go ma? To znaczy, że niedługo może go już nie być? Jak umierają myszki bez twórcy? Moje rozmyślania przerwało uderzenie kijem, w sumie nie takie uderzenie, ale raczej mocniejsze dotknięcie. - Już się skupiam – zasłoniłam łapkami głowę. - Pędzel potrzebuje farby by nim malować – mówił, jakby nic się nie stało, a ja nadal czułam kij na swojej głowie – Farby możemy znaleźć na jednej z map stworzonych przez innych Twórców. - Czyli wycieczka? - Tak – kiwnął głową – wybierzemy się na wycieczkę. - A na czym będziemy malować? – nie mogłam powstrzymać się by nie zadać pytania. - Na ścianie jednej z opuszczonych chatek – odpowiedział. - To są takie chatki? – zapytałam zaskoczona. - Oczywiście, że tak, ale opowiem ci o nich po drodze. - A nie możesz teraz? - Nie – odparł – Na początek wrócimy się do chatki i uszykujesz jakiś prowiant na podróż. - Ej a moja twórczyni? – spytałam. Ona mogła zniszczyć mi wycieczkę. - Nie będzie nam przeszkadzać. - Skąd wiesz? - Pokazałaś mi swój ekran i swoją twórczynię – odpowiedział – Dzięki temu wiem kiedy twoja twórczyni będzie tobą sterować. Mamy mnóstwo czasu na wycieczkę. Nie byłam przekonana jego pewnością siebie, ale bardzo chciałam tej wycieczki, więc swoje wątpliwości zepchnęłam na bok. - Super wycieczka – podskoczyłam uradowana – to właśnie uczniowie lubią najbardziej. - Ale ten bambus to ja wezmę – stwierdził Kalik. - Ej – zaprotestowałam, jednak nie miałam z nim szans. Jak by nie patrząc był ode mnie starszy. Rozdział 13: „Nowy nauczyciel” Wpadłam szybko do chatki podekscytowana wyprawą. Kalik poszedł za mną. - A co ja muszę zabrać, właściwie? – zapytałam. - Coś do jedzenia, jakiś worek nie przepuszczający wody, możesz użyć prezentów, coś do picia – wymieniał. – także jakiś koc, światło... Gdy on wymieniał ja to wszystko wrzucałam do ekwipunku. Wycieczka będzie dłuższa, więc trzeba było się porządniej przygotować. Przeszłam do chatki świątecznej by zabrać spod choinki kilka prezentów, otworzyłam jeden. W środku okazał się pusty. „Idealnie – powiedziałam do siebie w myślach”. Ekwipunek wydawał się być przeładowany. - Kalik, a gdzie ty chowasz rzeczy? – uświadomiłam sobie fakt bycia przez Kalika śmiertelnikiem. On był ograniczony w tym świecie, nie mógł jak ja przenosić się za pomocą myśli. - Nie noszę. - Jak to? – spytałam zaskoczona. Nie musiałam formułować drugiego pytania, które cisnęło mi się do pyszczka. - Nie pierwszy raz udaję się na taką wycieczkę – odparł. - No taak… - przeciągnęłam głoskę. Niekiedy zapominałam jak Kalik odpowiada na zadawane pytania. – Ale przecież to długa droga – próbowałam jakoś otrzymać satysfakcjonującą mnie odpowiedź – trzeba jeść i pić. - Ty to wszystko zabierasz – uśmiechnął się. - Czy ty mnie właśnie wykorzystujesz? – spytałam z niedowierzeniem. - Nie wykorzystuje – zaprzeczył spokojnie – Po prostu korzystam z tego, że masz ekwipunek do którego wszystko chowasz. - To wykorzystywanie – trzymałam się swojego stwierdzenia. - Jak ci to przeszkadza nie muszę korzystać z twojej pomocy – powiedział krótko – gotowa? - Ale to nie tak, że nie chce tobie pomagać – nie chciałam tak łatwo dać się zbyć. - Wiem – uspokoił mnie – Gotowa? – powtórzył pytanie. - Myślę, że tak – kiwnęłam głową. - To możemy ruszać. - A nie potrzebujesz pełnego zapewnienia? – zastanawiałam się czy przypadkiem nie uraziłam czymś Kalika. Wydał mi się taki oddalony. - Nie – pokręcił głową – Najlepiej uczyć się na własnych błędach. No to miałam zapewnienie, że z nim wszystko w porządku. Był czasami niemożliwy ze swoimi wypowiedziami. Wyszłam za nim z chatki. Kalik skierował się w inną stronę niż poprzednio. - Skąd wiesz którędy iść? – zapytałam się. - Jak wspomniałem wcześniej to nie moja pierwsza wycieczka. - Ach no tak – zrobiło mi się głupio. Wyszło na to, że go wcześniej nie słuchałam. Podążałam za Kalikiem. Dość długo już szliśmy. Nie spodziewałam się tak rozległej mapki. W ogóle taka istniała? Sceneria nam się zmieniła, a w oddali widzieliśmy kilka chatek. - Daleko jeszcze? – spytałam. Chciałam jak najszybciej zebrać te farby by spróbować malować. Malować zapewnie nie potrafiłam, ale sama frajda z maziania po ścianie już mnie satysfakcjonowała. - Chciałaś wycieczkę – odpowiedział spokojnie. Jak zwykle krótkie odpowiedzi. By cokolwiek się dowiedzieć to trzeba się dopytać. - Ale przecież mapki nie są takie długie – tłumaczyłam – No gdzieś powinna już być granica. Za długo idziemy – stwierdziłam. - Kto powiedział, że mapki mają granice? – zatrzymał się. - No przecież jak się przenoszę to widzę ich granice. - Bo używasz patrzenia, które dał ci twórca – dobił mnie tym zdaniem. - Wcale nie! – zaprzeczyłam ze złością. - Ależ tak. Rozejrzyj się wokół – pokazał polanę łapką – Widzisz tu jakieś granice? - No nieeee. - Świat Transformice jest ze sobą połączony. Każda przestrzeń, choćby najmniejsza jest połączona w jedną całość – tłumaczył – A jest on tworzony przez wielu twórców, jak i stwórców. Ich jest tysiące jak nie więcej, z czego myszek jest jeszcze więcej. Każdy twórca tworzy niekiedy po więcej niż jedną przestrzeń. Wszystko to się tu pojawia – wskazał na chatki – Jesteśmy w strefie chatek dla myszek. Tutaj możesz odwiedzać inne myszki. Nazwaliśmy je osiedlami. Takich osiedli jest kilka. Wszystko zależy od tego do jakiego plemienia twórcy przydzielili swoje twory. - Plemienia? – słuchałam z uwagę tego co mówi. Odkrywał przede mną świat, który powinnam znać, ale z powodu ograniczeń nadanych przez twórczynię, nie znałam. - Na temat plemion dokładnie dowiesz się od pewnych osób – powiedział – Ale wytłumaczę ci po krótce. Plemie to takie powiązania myszek w grze. Jeśli myszka należy do danego plemienia i jeśli plemie jest duże, powstaje osiedle chatek członków tego plemienia. - A można odejść z plemienia? - Dobre pytanie – pochwalił mnie – Widać wróciła stara Lena – uśmiechnął się do mnie – Można. Nawet wiele razy odchodzą z jednego plemienia i wracają. - A co wtedy z osiedlami? - Chatki zostają – odpowiedział – Wszystko co zostało stworzone w plemieniu zostaje. Nie znika wraz z graczem. - A co wtedy z graczem? - W większości wypadków myszki nie są świadome istnienia plemion. Ty też do jakiegoś należysz – odparł. - Należę? – byłam zaskoczona, ale nie samym faktem przynależności do plemienia, ale też ogólnym istnieniem plemion. - Tak – potwierdził – Na pewno w późniejszym czasie odkryjesz do jakiego plemienia należysz. - Ale czy to mi coś da? - To zależy tylko od twojej postawy. - Od mojej postawy? – zaczynałam powoli znowu mieć mętlik w głowie, ale pytaniami udało mi się go jakoś ułożyć. - Tak – przyznał – To znaczy w jakim stosunku będziesz do tej informacji i jak do tego podejdziesz – wytłumaczył – Ale o plemionach dokładnie ci opowie ktoś inny. - A kto? – byłam ciekawa, chciałam już wiedzieć. - Najpierw farby – zgasił mój zapał. - Oj dobra – naburmuszyłam się – Ale możesz powiedzieć kto. - Pewne wyjątkowe osoby związane naprawdę silną więzią – odpowiedział – Poznasz je w swoim czasie. Opowiedzą ci o plemieniu jak i o innych rzeczach. Są nieśmiertelni jak ty. - Naprawdę? – zaciekawiłam się bardziej – Chcę ich teraz poznać. - Cierpliwości – zaśmiał się widząc mój entuzjazm – Poznasz ich w swoim czasie – powtórzył – Chodźmy dalej. - Eh – westchnęłam zrezygnowana. Czy to mi chciał pokazać Kalik przed moim pytaniem z malowaniem? Czemu ja musiałam zadać to pytanie? Chciałam poznać te myszki o których mówił. - Ciągle o nich myślisz? – przerwał mi rozkojarzanie się. - Tak – przyznałam skruszona. - Zaraz poznasz kogoś nowego – zadeklarował. - A kogo? – moje zainteresowanie ponownie wzrosło. - Swoją nową nauczycielkę. - Co? – Nauczycielkę? Czyli byłam uczniem? - Jest to osoba z dość ciekawymi przygodami. Na pewno przypadnie ci do gustu – zapewnił mnie. - A kiedy ją poznam? - Jak tylko dojdziemy – odpowiedział. - A daleko jeszcze? – spytałam - Jesteśmy już w miarę blisko. Przyspieszyłam by iść koło Kalika. Mijaliśmy pełno chatek. Większość z nich nie miała okien, były to po prostu kwadratowe budynki. Chatki między sobą różniły się wielkością, kolorem, a nawet kształtem. Co jakiś czas otwierała się przed nami przestrzeń ukazują różne drzewa, chatki na drzewach, kawiarnie, minęliśmy nawet basen. Osiedle myszek naprawdę wydawało się ciekawe pod względem oryginalności. Tylko… nie widzieliśmy żadnych myszek. - Czemu tu tak pusto? – przerwałam ciszę. - Przechodzimy przez rejon myszy nie obudzonych. - Nieobudzonych? - To znaczy – tłumaczył – że nie są świadome. Czekają w chatce aż twórca znowu nie zacznie nimi sterować. - A jak ktoś z nich się przebudzi to znika z tego rejonu? - Nie – pokręcił głową ze śmiechem – Podobnie jak ty przenoszą się myślami. Dotarliśmy. Zobaczyłam pełno przechadzających się myszek. Każda zmierzała do jakiegoś miejsca, ale witały się ze sobą. Gdy zobaczyły Kalika każdy go widział. Chyba wszyscy go dobrze znali. Podszedł do jednej z chatek. Była to ładna chatka. Miała okno zajmujące całą ścianę, a przez nie można było zobaczyć bogate wnętrze. Drzwi były koloru błękitnego zaś ściany jasno zielone. Dość dziwne połączenie, ale ładnie się to wszystko komponowało. Zapukał do drzwi. Stałam obok niego ciekawa myszki którą zobaczę. Otworzyła nam myszka o przyjemnym uśmiechu. Czuć było, że jest naprawdę ciekawą osobą. W jej oczach były iskierki zainteresowania. Miała niebieskie włosy, ale ciemniejszego koloru niż drzwi, sięgające jej za szyję. Na szyi znajdował się krawat, zaś na ogonie widniała niebieska kokarda. - Hej Kalik – przywitała go radośnie – O, a to kto? – spytała się patrząc na mnie. - To Lena – przedstawił mnie, a ja pomachałam – Obudziła się niedawno, to jedna ze zdolniejszych myszek. - Witaj Lena – przywitała się – Mam na imię Shes. - Cześć – odpowiedziałam na przywitanie – To będzie moja nowa nauczycielka? – zapytałam Kalika. Kiwnął głową potwierdzając moje pytanie. - Ja nauczycielką – ucieszyła się Shes – Ale super. Czego będę uczyć? – zwróciła się do Kalika. Widać Kalik zaplanował to nie informując dziewczyny o swoim pomyśle. - Malowania – odpowiedział – No i tego co wiesz, a ona nie. - To czeka nas wspaniała zabawa – stwierdziła. Już zaczynałam ją lubić. Spodziewałam się ciekawych przygód no i mniej drażniącego charakteru niż Kalik. Rozdział 14: „Siostry” Ściany w środku gryzły wściekłym różem. Naprzeciwko wejścia wisiał ogromny biały ekran. Przed nim były niebieskie kanapy. Pokój był przestronny. Shes zaprowadziła nas w głąb mieszkania. Drzwi w środku chatki zamykały się od góry. Miałam do czynienia z takim systemem. Otwierały się one od kuchni. Po drodze do niej zobaczyłam fioletową trampolinę. Chyba jeszcze gorsze niż woda. Przy wodzie tylko się zmoczymy, futro nawet łatwo wysuszyć. Trampolina niekiedy mocniej odbija. Podczas skoku musimy ustalić jak wylądować, ile razy musimy jeszcze się odbić by sięgnąć celu. Często uderzamy o sufit albo po prostu nietrafiany. Skakanie na trampolinie uważam za bardzo stresujące, szczególnie jak nad głową jest dach. - Usiądźcie sobie – zaprosiła nas Shes do białego stolika. Przy stoliku stały tylko dwa krzesła ustawione naprzeciwko siebie. Usiadłam i próbowałam choć trochę przesunąć krzesło. Niezręcznie się czułam siedząc naprzeciwko Kalika. Nawet nie wiem dlaczego tak się czułam. Przecież to mój kolega, który pokazuje mi granice Świata Transformice. - To może teraz powiesz mi o parach? – spytałam z nadzieją. To krzesło wprawiło mnie w dziwny nastrój, nie mogłam się opanować by nie zadać pytania. - Dokładniej ci nie wytłumaczę, mogę jedynie po części – odpowiedział – Wiem jak to jest u myszek stworzonych przez grę. Łączymy się w pary. - A jak się łączycie? - To już ciężej wytłumaczyć, musiałabyś zobaczyć – westchnął – to takie jakby przyciąganie. Gdy to poczujesz to od razu zrozumiesz. Uczucie, że chce się być z tą drugą osobą, spędzać z nią razem chwile, myśleć o niej bezustannie i śnić – opowiadał. - Ach miłość – wtrąciła Shes przynosząc nam soki. - Miłość? – zastanowiłam się – Słyszałam o niej. U nas też istnieje? - Miłość jest wszędzie – zrobiła łapkami półkolisty gest nad głową – Nieważne gdzie jesteśmy. - Nie spotkałam się jeszcze z miłością – stwierdziłam. - Ty pewnie niedawno się przebudziłaś, prawda? – zapytała. Kiwnęłam głową w odpowiedzi. - To wszystko wyjaśnia. Na początku próbujemy odkryć po co tu jesteśmy – mówiła – Dlaczego spotkał nas taki los. Próbujemy jak najwięcej odkryć – westchnęła do własnych wspomnień – A potem kiedy już przystopujemy i nie gnamy na złamanie karku nadchodzi zastanowienie. Wtedy uświadamiamy sobie czym są więzi.– kontynuowała - Poznajemy wiele myszek. Te myszki zapadają w naszych wspomnieniach, a niektóre nawet w sercach. Pamiętam jak kiedyś poznałam fajnego chłopaka – uśmiechnęła się – To była wspaniała przygoda, dobrze się przy nim czułam. Ale to już wspomnienie. – skróciła swoją opowieść. - Ale co się stało? – nie chciałam tak szybko kończyć tego tematu. - A no nie wyszło – odpowiedziała krótko – Droga do farb nie jest daleka. – powiedziała zmieniając temat – Choć nie wiem czy dla naszej nowicjuszki to nie będzie za daleko – zaśmiała się. Nie słuchałam jej dokładnie. Zaczęła tak pięknie opowiadać i wszystko zbagatelizowała. Co takiego się wydarzyło, że Shes nie jest z tym chłopakiem? Dręczyła mnie ciekawość dotycząca jej przygód. Na pewno dużo czasu z nim spędzała. Zerknęłam na Kalika. Tak się zastanawiając spędzam z nim bardzo dużo czasu, ale nie chciałabym takiego chłopaka. Jest dla mnie dobrym kolegą. Ja nawet nie wiedziałam czy chcę w ogóle chłopaka. Do tej pory spotykałam same dziewczyny. - To kiedy ruszamy? – trochę znużyła mnie ta cała sytuacja. Kalik na mnie spojrzał badawczo, a ja mu w odpowiedzi wytknęłam język. - Jak wezmę potrzebne rzeczy – odpowiedziała. Wskoczyła na trampoline i po kilku odbiciach zniknęła nam z oczu. - To nie było miłe z twojej strony – zganił mnie Kalik. - Z jej także nie. - Nie jest ważne jak ona się zachowuje, ale jak ty – odparł. - Dlaczego niby? – prychnęłam. - Zawsze należy postępować tak jakbyśmy chcieli by podług nas postępowali. - Zaraz, zaraz – wstałam na krześle – Czyli mam być miła mimo tego, że ktoś dla mnie jest nie miły? – moje pytanie zabrzmiało jak drwina. - Źle to odbierasz – pokręcił głową. - A jak ja niby mam to odbierać? – podniosłam głos. - Czy coś się stało? – spytała Shes wracając do nas z torbą. - Nie – zaprzeczyłam siadając naburmuszona z powrotem na krzesło. - Lena jest dziś bardziej oporna niż zwykle – odpowiedział na spokojnie. - Hahaha – zaśmiała się – No właśnie widzę. Nagle wpadła do chatki biała myszka. Jej włosy miały ten sam kolor co futro. Na końcu łapek widniał brąz. Widziałam już wcześniej to futro. Włosy przewiązała sobie chustą, czy jak to się zwie, a na szyi przywiązała krawat. - Nigdzie beze mnie nie idziesz – oznajmiła z progu. Zwracała się do Shes. - Czy ty przypadkiem nie byłaś łowić? – spytała. - Byłam – kiwnęła głową – Ale dowiedziałam się, że Kalik wpadł na osiedle, więc czym prędzej przybiegłam. Shes westchnęła. - Lena poznaj – wskazała na białą myszkę – To moja siostra Sweetie. Sweetie wyciągnęła do mnie łapkę na powitanie, a ja patrzyłam się otępiała. Patrzyłam to na Shes, to na Sweetie. Potem przeniosłam wzrok na Kalika. - Siostry? – udało mi się zadać pytanie mimo otępienia. - A tej co? – spytała zmartwiona białowłosa myszka. - Zaraz jej przejdzie – uspakajał dziewczyny Kalik. – Lena ocknij się. - Jakby ocknij się miało na mnie zadziałać – prychnęłam. - Zadziałało – rzekł zadowolony z siebie. - Można mieć tu siostrę? - A nawet i całe rodziny – odpowiedziała Sweetie. – Ona chyba niedawno się obudziła? - Tak – potwierdziła jej siostra – Stworzył nas jeden twórca i nazwałyśmy się siostrami. Twórcy tworzą nam całe rodziny, ale nie zawsze myszki uznają takie pokrewieństwo. – tłumaczyła – A my w sumie mamy jednego rodzica, co nie? – trąciła białą myszkę. - A no – przyznała rację – Mamy wspólne chatki. Pewnie też masz jakieś rodzeństwo – zwróciła się do mnie. Nie przypuszczałam, że twórczyni może stworzyć więcej niż jedną myszkę. Nawet się nad tym nie zastanawiałam. Wstałam i zaczęłam udawać się do wyjścia. - Lena – zatrzymał mnie Kalik – Nigdzie teraz nie idziesz – rozkazał groźnie – Po pierwsze to nieuprzejme z twojej strony, a po drugie farby. - Ale ja chce poznać swoje rodzeństwo – wyciągnęłam łapkę do drzwi. - Nie ucieknie ci – próbował mnie uspokoić – Jak ktoś zostanie stworzony nie umiera od tak, więc będziesz miała mnóstwo czasu na poznanie rodzeństwa. Przestałam się wyrywać do drzwi. Sweetie i Shes patrzyły na mnie z wyrzutem. - Przepraszam – powoli przyzwyczajałam się do przepraszania, to chyba mój stały element nowego życia. – Trochę mnie poniosło. - Narwana jesteś – stwierdziła Shes. - A no trochę jestem – zgodziłam się z moją nową nauczycielką. - To będzie ciekawa wyprawa – powiedziała jej siostra. Rozdział 15: „Farby” Wyruszyliśmy dość szybko. Dziewczyny próbowały nas czymś poczęstować, ale mnie spieszno było wrócić do chatki, a im wcześniej wyruszymy tym wcześniej wrócę. Obie kręciły na mnie głowami. Nic sobie z tego nie robiłam. Kogo by nie kusiło poznać swoje rodzeństwo? Jeśli mam dużą rodzinę to chce wszystkich poznać jak najszybciej. W mojej głowie tworzyła się silna więź do rodzeństwa. Nie znałam ich, nie wiedziałam ile ich jest, ale wiedziałam jedno: mamy jedną twórczynię, więc będziemy doskonale się rozumieć. Przejście przez całe osiedle myszek sporo nam zajęło. Nie przypuszczałam, że twórcy za pomocą naszych łapek stworzyli tyle chatek. Patrząc na niektóre chatki byłam zaskoczona kreatywnością. Chatki na drzewie, chatki na wodzie, chatki w chmurach, na latających wyspach i na wyspach. Różnorodność wręcz piła w oczy. Wiadomo, że powtarzały się wyglądem niekiedy, ale też bywały zupełnie oryginalne. Aż zazdrościłam takich chatek. Moja twórczyni jakoś nie była oryginalna i te chatki wyglądały na takie nijakie, robione na odczepne. Mogłam zachwycić się pięknem, kreatywnością oraz pomysłowością w tworzeniu. Na moment zapomniałam o rodzeństwie podziwiając po prostu mijane budowle. Dziewczyny rozmawiały między sobą, a Kalik przyglądał się mojej osobie. - Co? – spytałam gdy jego wzrok zaczął mnie drażnić. - Obserwuję – odpowiedział. - To zauważyłam – prychnęłam. - Lena, prosiłabym o więcej kultury – zwróciła mi uwagę Shes. - Co? - K u l t u r a – przeliterowała Sweetie – O ile wiesz co to jest. - A nie wiem – stwierdziłam już wściekła – Może mi wytłumaczysz? - Lena – powiedział cicho z wyrzutem Kalik. - No co? – byłam już naprawdę rozdrażniona. Piękno chatek, chęć podróży prysnęła jak bańka mydlana. W głowie chodziło mi jedynie możliwe rodzeństwo. - Dziewczyno co z tobą jest nie tak? – spytała równie rozdrażniona Sweetie. - Wszystko! – krzyknęłam w odpowiedzi. Kalik położył mi łapkę na głowie. - Uspokój się – powiedział kojącym głosem. Jego głos o dziwo mnie nie wkurzał. Chciałam krzyczeć, wyżyć się, jednak ciało odmawiało. Wszyscy stanęliśmy w miejscu – Na wszystko przyjdzie pora, Lena – uspokajał mnie – Wszystko ma swój czas. Delektuj się chwilą. Niektóre chwile do nas nie wracają, więc marnotractwem było by ich ignorowanie. Milczałam. Znowu przesadziłam. Chyba naprawdę było coś ze mną nie tak. Kalik pokazał dziewczynom by ruszyły dalej, a ja bez słowa za nimi podążałam. Ciężko się było cieszyć chwilą gdy w głowie panował mętlik. Myśli krążyły wokół jednego tematu i nijak szło skupienie się na czymś innym. Chciałam wyjść poza ramy Transformice, które znałam do tej pory. Poznać świat lepiej, by móc się mu przeciwstawić. Jednak informacja o możliwym rodzeństwie wszystko zepchnęła na drugi plan. Możliwość posiadania kogoś bliskiego zasłaniała prawdziwy cel. Nawet mi do głowy nie przyszło, że miałam takie marzenie, by mieć przy sobie kogoś kto wie co dokładnie czuję. Miałam ochotę pobiec do chatki by się przywitać, porozmawiać, pośmiać się. Tymczasem szłam ze spuszczoną głową za moją nową nauczycielką. Jestem beznadziejną uczennicą. Łatwo mnie rozkojarzyć. - Lena – szepnął do mnie Kalik. Spojrzałam się na niego. Wyglądał na zmartwionego. Ciągle go czymś martwiłam, od kiedy go poznałam sprawiałam mu same problemy. Jako nieśmiertelna byłam uciążliwą myszką. - Przepraszam – odszepnęłam – Chyba nie nadaję się jeszcze do kontaktów z innymi myszkami. - Starasz się – pocieszał mnie – Wiesz kiedy przesadzisz, szybko się uczysz. - Ale.. - Musisz czasami pomyśleć przed tym nim coś powiesz – przerwał mi. - Próbuję – powiedziałam, choć czułam, że nie jestem do końca szczera. Nigdy nie zastanawiałam się przed wypowiedzeniem jakiegoś słowa. Mówiłam to co chciałam powiedzieć i co aktualnie chodziło mi po głowie. Nie myślałam o konsekwencjach słów, które padają z mojego pyszczka. - Nie spróbowałaś. - Za dużo ode mnie wymagasz – poskarżyłam się. - Zdolna z ciebie osoba tylko za dużo chcesz poznać naraz – stwierdził ignorując moją skargę – Próbując poznać wszystko naraz nie poznaje się nic – poczęstował mnie kolejną ze swoich mądrości. Westchnęłam. Kalik jak zwykle miał rację. Za bardzo się spieszyłam. Dziewczyny przysłuchiwały się idąc przed nami. Widziałam po ich pyszczkach co o mnie uważają. Nie miałam im tego za złe. Ja bym pewnie miała podobne myśli o sobie. W sumie jakby mam. Dogoniłam Shes. - Możesz mi więcej powiedzieć o malowaniu? – spytałam. - Teraz to cię zainteresowało, co? – naskoczyła na mnie Sweetie. - Cały czas mnie to interesuje – prychnęłam. Moja skrucha też uleciała. - Dziewczyny – przypomniał o sobie Kalik. - Ja nie wiem jak ty tak możesz jej odpuszczać – powiedziała gniewnie. – Przecież ona nic tylko myśli o sobie. Kogo ty do nas ściągnąłeś? - Ej – zaczęłam, ale Kalik spojrzał na mnie groźnie, więc nie dokończyłam tego co chciałam powiedzieć. - Shes – zwrócił się do mojej nauczycielki – dasz sobie radę z Leną? Kiwnęła głową, przez cały czas obserwując swoją siostrę. Sweetie za to sapała wściekle. Kalik powstrzymywał nas wszystkie przed wybuchem. - Lena – oderwała wzrok od przyjaciół – jestem twoją nauczycielką, tak? - Taaak – potwierdziłam jednocześnie zastanawiając się co chce mi powiedzieć. - W takim razie zostaniesz po lekcjach – oznajmiła zadowolona. - Co? Kalik wybuchnął śmiechem, Sweetie na początku patrzyła się z niedowierzeniem na siostrę, ale zawtórowała Kalikowi. Oboje się śmiali. Tylko ja byłam jakaś skołowana. - Jak to po lekcjach? – spytałam. - Normalnie – odparła – Byłaś niegrzeczna to zostajesz po lekcjach. - Ale… - nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczyła mnie. Błagalnie spojrzałam na Kalika. - Ona ma rację, Lena – powiedział z uśmiechem. - Przecież ty też jesteś moim nauczycielem – stwierdziłam skołowana. - Owszem, ale po moich lekcjach zostać nie musisz – zapewnił mnie – Mi wystarczy bambus . - Uh – już nie wiedziałam co gorsze, zostanie po lekcjach czy grożenie bambusem – Jak wygląda zostanie po lekcjach? – skoro i tak chce mnie ukarać, najlepiej upewnić się jak kara będzie wyglądała. -Mieliśmy skończyć zajęcia zaraz po wycieczce, ale zostaniesz dłużej – odpowiedziała – Przy okazji sprzątniesz pracownie. - Dobrze – zgodziłam się. W sumie nie miałam wyboru. Dotarliśmy na miejsce. Znaleźliśmy się przed zieloną chatką z dużymi drzwiami. - Wybrałam bliższe miejsce – oznajmiła Shes – Jest bezpieczniejsze. Potem możemy pójść dalej po farby i pędzle. To nam na początek wystarczy. - Ja tam się cieszę – stwierdziła Sweetie – Nie będę musiała znosić twojej uczennicy. Shes pokręciła głową i pchnęła drzwi. Weszliśmy za nią. W chatce znajdował się jeden pokój. Naprzeciwko widniał duży ekran, a zaraz obok paleta z farbami, a obok pędzel. - By zebrać farby trzeba się wspiąć – tłumaczyła – może ci się wydawać to nieosiągalne, ale to stan umysłu. Kiwnęłam głową. Przed ekranem ustawiona była kanapa. Postanowiłam ją przesunąć pod farby. Z kanapy miałam bliżej. Z mojej mętnej pamięci kojarzyłam, że można się odbijać. Podskoczyłam, by sprawdzić swoją teorię. Za wysoko mnie nie odbiła. - Jak sięgnąć? – spytałam nauczycielki. - Pomogę ci – powiedziała. Stanęła przy mnie na kanapie i wyciągnęła łapkę. Po chwili miała w łapce trochę czerwonej farby. - Chyba nieuważnie patrzyłam – stwierdziłam. - To kwestia umysłu – przypomniała. Skupiłam się. Wyciągnęłam przed sobą prezent, który wzięłam z chatki. Pomyślałam o tym by farba znalazła się w pudełku. Umysł niewiele mi pomagał, ale zdążyłam zauważyć, że udaje mi się sięgać. Zabrałam tyle farby ile dałam radę zmieścić. O dziwo na tej palecie barw ta farba się nie kończyła. - Brawo – pochwaliła mnie Shes- Możemy wracać. Schowaj farby. - To było dosyć łatwe – odparłam zawiedziona. - Bo jesteś zdolna – odpowiedziała nauczycielka – Sweetie to dłużej zajęło. Zerknęłam na Sweetie. Patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem. Nie odezwała się przez cały ten czas. - Aha - powiedziałam. - Mówiłem – odezwał się zadowolony z siebie Kalik. Mogłam się spodziewać, że nie odpuści sobie takiej okazji. - Masz rację, mówiłeś – potwierdziłam- To teraz wracamy bym mogła zostać po lekcjach? - Tak – zgodziła się Shes. - A może sprzątnie w moim pokoju… - zaproponowała Sweetie złośliwie. - Nie przeginaj – odpowiedziała siostra. - Nie jesteś moją nauczycielką – rzekłam. Sweetie spojrzała wściekle na mnie, ale nic nie odpowiedziała. Czułam, że odegra się za te słowa. Nie bałam się jej, ale miałam jakieś dziwne przeczucie. Dernière modification le 1434028920000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1415999160000
| 0 | ||
Na 100% procent będę czytać ;) spodobał mi się ten... hmmm.. epilog xD Ale.. czemu napisałaś fun fiction? XD powinno chyba być fan fiction Dernière modification le 1415999640000 |
![]() ![]() « Consul » 1415999280000
| 0 | ||
mesmera a dit : Aaaaa |
![]() ![]() « Citoyen » 1415999520000
| 0 | ||
//usuniete Dernière modification le 1492288260000 |
![]() ![]() « Sénateur » 1416093480000
| 1 | ||
Skojarzyłam z zabawą. Może koniec jest smutny, ale cała reszta będzie zabawą. Dlatego też fun :) (z angielskiego, aż sprawdziłam, bo zwątpiłam XD). Pierwszy rozdział pewnie pojawi się niedługo, ale na drugi rozdział już poczekacie. Tu nie ma prologu XD Rozdział 16 „Samotność krzywdzi” Powrót do domu Shes zajął nam mniej czasu niż sama podróż. Po drodze Kalik rozmawiał z Shes i Sweetie. Ja w tym czasie pogrążyłam się we własnych myślach. Nikt mi nie przeszkadzał. Widocznie postanowili mi dać czas na przemyślenie wszystkiego. Tak naprawdę nie miałam zamiaru niczego przemyślać. Bardziej skupiłam się na fakcie dotyczącym rodzeństwa. To pochłonęło moją całą uwagę. Szansa na bliską przyjaźń, poznanie osób, które mnie zrozumieją. Ceniłam sobie myszki, które do tej pory poznałam. Jednak te najbliższe memu sercu zniknęły i nawet nie wiedziałam jak je spotkać. Przed oczami pojawiła się Nina. Tęskniłam za nią. Może to była moja siostra? To była szansa by ją odzyskać. Niestety byłam skazana na polecenia nauczycieli. Zgodziłam się na naukę, więc nie mogłam narzekać. Kalik miał rację. Potrzeba mi cierpliwości. Posiadałam jej naprawdę niewiele. - Lena – Kalik przerwał mi rozmyślanie. Znajdowaliśmy się przed domem dziewczyn. Podniosłam głowę na znak, że słucham. - Zostawię cię z Shes – powiedział – Ja muszę iść. Ale proszę cię byś wypełniła wszelkie polecenia Shes. Dobrze? Kiwnęłam głową. Faktycznie dużo czasu ze mną spędził. Pewnie nie tylko ja należałam do jego znajomych. A on poświęcał mi naprawdę dużo czasu. Patrząc na to ile dla mnie zrobił, byłam naprawdę niewdzięczną uczennicą. - Dziękuję – wyszeptałam. Spojrzał na mnie zdziwiony. Pewnie tego się nie spodziewał. Szczerze powiedziawszy ja też nie. Wyszło to tak nagle, bez zastanowienia. Wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Dotknął łapką mojego policzka. - Spotkamy się w najbliższym czasie – obiecał – Nie rozrabiaj. - Nie mogę tego obiecać – uśmiechnęłam się. Jego oczy zalśniły w blasku słońca. Odwzajemnił uśmiech a potem poszedł w swoją stronę. - Chodź Lena – zaprosiła Shes – Zjesz coś na początek, a potem sprzątniesz pracownię. - Już widzę jak ona to robi – zaśmiała się Sweetie. Weszłam do chatki nauczycielki. Bez słowa usiadłam przy stole. Sweetie przez cały czas mierzyła mnie wzrokiem. Było mi obojętne co ona o mnie myśli. Chciałam jak najszybciej wykonać pracę i wrócić do siebie. Gdy Shes postawiła przede mną danie szybko je skonsumowałam. Nawet nie skupiłam się na tym co jem, jak smakuje. Była to zbędna czynność. Którą musiałam wykonać. - Gdzie pracownia? – spytałam po skończonym posiłku. - Jest na piętrze – odpowiedziała Shes. Wyczułam smutną nutkę w jej głosie. Pewnie ją czymś uraziłam. Postanowiłam ją przeprosić później, gdy załatwię sprawę z rodzeństwem. Podeszłam do trampoliny. Bałam się jej. Jednak to była moja kara. Należy przyjmować kary. Weszłam na nią i zaczęłam się odbijać. Moje ciało było podrzucane w górę, czułam jak wszystko w środku skacze. Zaczynałam mieć lęk wysokości. Byłam coraz wyżej, dodatkowo jeszcze spadałam. Zatęskniłam za wodnymi windami. Obiecałam sobie już na nie nie narzekać. Spojrzałam w bok i zobaczyłam swoją nauczycielkę przy jednym z pokoi. Trzymała drzwi bym mogła wejść bez przeszkód. Odbiłam się ostatni raz hamując wysokość dodatkowym skokiem i wylądowałam obok nauczycielki. Znajdowałyśmy się dość wysoko. Upadek może boleć. Przede mną rozpościerał się duży pokój. Na końcu znajdował się stół z dwoma krzesłami, obok nich przeklęta trampolina. Na podłodze znajdowały się różne opakowania z których ściekały farby. Za stołem zaś było płótno. Podeszłam by lepiej się przyjrzeć. Ktoś narysował na nim piękną chatkę i myszkę. Nie przypuszczałam, że można tak tworzyć. - Ładne – pochwaliłam. - Dziękuję – powiedziała Shes – Twoim zadaniem jest ogarnięcie farb. Połóż je na stole. Te, które zebrałaś także. Jak skończysz to mnie zawołaj. – Odwróciła się i zeskoczyła. Wzdrygnęłam się. Nie wiem czy dam radę zeskoczyć. Wskoczyć jest prosto, bo nie patrzy się w dół, ale przy próbie zeskoczenia trzeba spojrzeć, gdzie wylądować. Najgorsza chwila. Czemu Stwórcy tak nad nami się znęcają? Zabrałam się za zbieranie farb. Dość szybko się uwinęłam. Zebrane przez siebie farby postawiłam obok. Cały stolik był zawalony. Wzięłam ścierkę, która na moje szczęście była jeszcze wilgotna. Szukanie łazienki z trampoliną nie wchodziło w grę. Przerażała mnie ta chatka. Wytarłam plamy farby na podłodze. - Skończyłam! – zawołałam z góry. Shes pojawiła się prawie natychmiast. - Dobrze się spisałaś – pochwaliła mnie – Myślę, że na tym dziś skończymy. Na następnych zajęciach powiem jak używać farby. - Dobrze – zgodziłam się – Mogę już iść? – spytałam niecierpliwie. - Tak – odpowiedziała i spuściła głowę. A ja niewiele myśląc zeskoczyłam. Znowu podskoczyłam w powietrzu by bardziej się nie odbić. Zastanawiało mnie skąd wiedziałam o tym triku. To chyba przeczyło wszelkim prawom grawitacji. Wybiegłam z chatki i ruszyłam do swej przystani. Sweetie jeszcze coś krzyknęła mi na pożegnanie, ale zignorowałam to. Gdy dobiegłam do chatki serce biło mi jak oszalałe. Weszłam i poczułam się zawiedziona. Czego ja się spodziewałam, że rodzeństwo mnie przywita? Podeszłam do kanapy i usiadłam. Skupiłam się tak samo jak w przypadku wizji twórcy. Niestety nic nie czułam. Czekałam na te chwilę, ale ona nie nadchodziła. Przygniatała mnie samotność. Odrzucałam wszelkie znajomości by podążać za uzyskaniem odpowiedzi. W rezultacie pozostawałam sama. Zakryłam łapkami swój pyszczek. Rozpłakałam się. Sama zrzuciłam na siebie taki los. Możliwe, że rodzeństwo wie o moim istnieniu, ale nie chce mnie poznać. Moje futerko stało się mokre od łez, które nie przestawały lecieć z oczu. - Jestem głupia – wyszeptałam do siebie. Kalik mi tyle oferował, chciał bym przyzwyczaiła się do świata, lepiej go poznała. A ja swoim zwyczajem wszystko niszczę. - Nie płacz – usłyszałam, jednak nie podniosłam głowy. Ciałem wstrząsał szloch. Poczułam jak ktoś mnie przytula – Jestem przy tobie. Po dłuższym czasie zorientowałam się, że nie jestem sama. Podniosłam łepek. Mój wzrok zetknął się z brązowymi oczami, które podkreślały słoneczne futro. Myszka przede mną lśniła promieniami słońca. - Kim jesteś – wyszeptałam. - Mam na imię Melania – odpowiedziała. - A co robisz w tej chatce? – coś nie dawało mi spokoju. - Płakałaś to przyszłam – oznajmiła. Wtuliłam się w nią. Czułam, że coś nas łączy. Może to moja siostra? - Tak głośno płakałam? – oczy mi się powoli zamykały. Ze wszystkich sił walczyłam z sennością. - Nie – zaprzeczyła. - To jak? – głos miałam coraz cichszy. - Nie wiem dokładnie, ale czułam, że musze przyjść. - Znasz swojego twórcę? – powoli odpływałam w stan nieświadomości. Ostatkami sił zadawałam dręczące mnie pytania, choć powoli przestawało mieć to znaczenie. Czułam się bezpiecznie i dobrze w objęciach Melanii. - Nie - Ja znam, może mamy tego samego. - Śpij – uspokajała moje myśli. - Zostań przy mnie – mocniej ścisnęłam jej futerko – Nie zostawiaj mnie, nie chce być sama. - Zostanę – obiecała – Jesteś zmęczona. Odpoczynek ci pomoże – jej słowa brzmiały jak kołysanka. Już nie walczyłam. Pogrążyłam się we śnie. A we śnie poznałam odpowiedź kim dla mnie jest Melania. Rozdział 18: „Chuck” Ciemność, a w ciemności ogniki. Wyciągnęłam łapkę do jednego z ogników. Mój mózg zarejestrował ból, ale nie bolało. Ogniki unosiły się w powietrzu. Oświetlały ciemność, jednak tylko ogniki było widać. Wysunęłam łapkę przed siebie. Zobaczyłam ją. Była oświetlona światłem padającym od jedynego źródła w tej ciemności. Z ciekawości policzyłam ilość ogników przede mną. Było ich osiem. Ponownie dotknęłam jednego z nich. Pojawił się ból, ścisnęłam mocniej. Ogień przedzierał się przez zaciśniętą łapkę. Reszta w buncie zaczęła się powiększać i nabierać formy. Przestraszona rozluźniłam uścisk. Przede mną pojawiły się myszki. Nie były zdenerwowane. Patrzyły się zainteresowane. Zamachnęłam się rękoma w powietrzu by bliżej przyjrzeć się myszkom. Ciemność trzymała mnie w swoich objęciach. Chciałam coś powiedzieć, ale coś powstrzymywało moje struny od drgania. Jedna z myszek podpłynęła bliżej. Słoneczne futerko promieniowało wewnętrznym światłem. Włosy idealnie dopasowane do futra falowały własnym życiem, a wieniec zrobiony z liści podkreślał urodę myszki. - Wszyscy jesteśmy jednością – usłyszałam, bowiem myszka nic nie mówiła. Głos unosił się wokół jakby wypowiedziany przez wszystkie myszki, ale jednym głosem. Naprawdę to było dziwne. Wszystkie myszki zbliżyły się do mnie. Zasłoniły świat. Poczułam jak stajemy się jednością. - Nie chcę – pomyślałam. Próbowałam walczyć, machałam łapkami, wierciłam się. To nie powstrzymało myszek…. Obudził mnie mój własny krzyk. Nigdy do tej pory nic mi się nie śniło i jeśli tak mają wyglądać sny to ja podziękuję. Cała się trzęsłam. Siedziałam sama na kanapie przykryta kocem. Koc. O ile dobrze kojarzyłam w żadnej z chatek nie widziałam koca. Choć może to jedna z tych śmiesznych kołder na twardych łóżkach. Wtuliłam się bardziej. Był miękki, a tamte kołdry na ogół bywały twarde i szorstkie. Właściwie nie dało nimi się przykryć. Przypomniałam sobie historię z ciastkami. A w sumie, to od nas zależy jakie będą te przedmioty. Od naszego umysłu. Powinnam to w końcu zapamiętać. Przypomniałam sobie, że nie zasnęłam przecież sama. Towarzyszyła mi pewna myszka. Melania…tak. Takie miała imię. W śnie się pojawiła. Jedność. Ciekawe co to oznaczało. - Melania? – podniosłam głos. Cisza oburzyła się na mnie za to, że przerwałam jej egzystowanie. Głos w pomieszczeniu jakby zamarł i nie chciał iść dalej. Cisza walczyła o swoje względy. - Melania! – Krzyknęłam na złość ciszy, która nie chciała dać za wygraną. Odrzuciłam ze złością koc i zeskoczyłam z kanapy. Postanowiłam sama poszukać Melanii. Przecież nie jest daleko. Zajrzałam do wszystkich pomieszczeń, zmoczyłam futerko, powstał mi nieład na głowie, a uszy się nastroszyły, jednak nigdzie nie widziałam Melanii. - Miałaś mnie nie zostawiać – wyrzuciłam siadając bezradnie na twardej podłodze. Gdy tak siedziałam, myśli spokojnie krążyły. Olśnienie jak promień z jasnego nieba trafił mnie tak, że aż się przewróciłam. - Widziałam swoje rodzeństwo – wydusiłam z niedowierzeniem. Te myszki, które widziałam we śnie, ta jedność. Wszystko ułożyło się w całość. Przecież widziałam tam też Melanię! Oni byli moim rodzeństwem. Ucieszyłam się z tego odkrycia. W końcu coś osiągnęłam. Tylko jak ich spotkać? Wiedziałam dokładnie jak wyglądali, ale nie miałam pojęcia jak się do nich dostać. Spróbowałam się skupić przywołując obraz ze snu. Myszki zamieniły się w ogniki. Dopiero w tej chwili odkryłam, że jeden z nich inaczej świeci. Ciekawe co to oznaczało. Coś mi mówiło, że nie mogę tego dotknąć, bo może się to źle skończyć. Machnęłam na ognik, który znajdował się obok. Otworzyłam oczy z nadzieją na powodzenie. Niestety nic takiego się nie stało. Krzyknęłam ze złości uderzając łapką o podłogę. Ból przeszył moje ciało. - Auć – skomentowałam swoją głupotę. - Bo sobie jeszcze zrobisz krzywdę – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się. Moim oczom ukazała się myszka w szarym futerku, brzuch był biały, łącznie z końcówką pyszczka. Na głowie znajdował się kapelusz. Oczy zakryte były okularami. - Eeeee – nie wiedziałam co powiedzieć. Po chwili uświadomiłam sobie, że gdzieś już widziałam tę myszkę. – Ooooo. - Jesteś bardzo wymowna – zaśmiał się. - Nie, nie, nie – zaprzeczyłam szybko, choć nie wiem dokładnie czemu. Szybko wstałam co wywołało małe zawroty głowy. Stanęłam pewniej na tylnych łapkach. – Jesteś moim bratem – stwierdziłam. - Bratem? - Tak. Mamy jednego twórcę – pokiwałam głową chcąc w ten sposób potwierdzić swoje słowa. - Bratem – powtórzył jakby pierwszy raz wypowiadał to słowo. Dźwięk słowa pobrzmiewał jeszcze wokół. - Noooo – Znalazłam brata i nie wiedziałam co dalej począć z tym faktem. Marzyłam o tym by mieć kogoś podobnego do mnie, kogoś z kim jestem związana, a nie miałam pomysłu co dalej. W głowie panowała pustka. Choć jeden raz przydałby mi się ten mętlik, który zawsze mi towarzyszył. - Fajnie – ucieszył się – Nie myślałem, że ktoś jeszcze jest. – okręcił się na nodze.- To wspaniale. A ty jesteś moim bratem? - Raczej siostrą – poprawiłam. - Siostra! – zawołał uradowany. A potem zaczął się śmiać. To nie był śmiech szyderczy, bynajmniej. Przypominał szczęście, jakby od dawna na to czekał. Uśmiechnęłam się. Także byłam szczęśliwa. W końcu nie czułam się samotnie. - Mam na imię Lena – zagaiłam. - Chuck – odparł. - Myślałam, że już nikogo z rodzeństwa nie poznam – wyznałam. - Ja nawet nie wiedziałem o ich istnieniu. Myślałem, że jestem zupełnie sam. - Ja także – przyznałam zadowolona. – Jest nas więcej. Nasza twórczyni nie próżnowała. - Twórczyni? – spytał. - Tak. Widziałam ją. - Widziałaś? - Tak. Za pomocą ekranu. – mówiąc to wskazałam na ekran znajdujący się za kanapą. - Wow – odparł zaskoczony – To da się tak? - Kalik mnie tego nauczył – odpowiedziałam. - Kim jest Kalik? To nasz brat… siostra? - Nie – zaprzeczyłam ze śmiechem – To mój nauczyciel. Ogólnie mam dużo nauczycieli. - Nauczyciel… - widziałam to jego zdziwienie. Powiedziałam mu chyba o wielu nowych rzeczach o których nie wiedział. Musiał to przetrawić. - Umiem też piec ciastka! – pochwaliłam się. - Te ciastka da się jeść? – zapytał zaskoczony. - Też w to nie wierzyłam, a jednak – zaśmiałam się. - Chyba jeszcze wiele rzeczy nie wiem – stwierdził – Opowiesz mi? - No pewnie! – odpowiedziałam z entuzjazmem. Opowiedziałam wszystko bratu. O myszkach, które spotkałam, o tym czego się dowiedziałam, o pewnych wnioskach. Chuck patrzył się na mnie z zainteresowaniem. Wchłaniał wszystko jak gąbka. Od czasu do czasu dawał komentarze. Rozumiał mój mętlik w głowie, ponieważ miał podobny. Zadawał dużo pytań, podobnie jak ja zadawałam pytania. Dzięki niemu lepiej pojęłam to co do tej pory poznałam. Z nim na nowo przeżyłam te przygody. Na koniec wszystkiego upiekłam ciastka, które zajadał ze smakiem. Nauczyłam go tej sztuki, by sam mógł także piec. - To chyba teraz ja opowiem co wiem – odparł jedząc ciastko. - No pewnie - Czasami zdarza mi się – zaczął – obudzić w czasie gdy mną twórca steruje. - Naprawdę? – nie mogłam uwierzyć. Ja nic nie pamiętałam z tego okresu, a Chuck się budził. Ciekawiło mnie jak się czuł, jak wyglądały myszki, którymi ktoś steruje. W głowie powstało mnóstwo pytań. - Tak – kiwnął głową – Wszystko ci opowiem, chcesz? - Głupio pytasz – pokręciłam głową – No jasne, że chce! - Dobrze. A więc… Rozdział: „Myszy sterowane” - … to bardzo dziwne uczucie. Masz wtedy sprawny tylko umysł, bo nawet nad oczami się nie ma kontroli. Można tylko obserwować tam gdzie twórca skieruje twoje oczy.. – wzdrygnął się – Nie można mrugać. Bezradnie patrzy się na myszki z pustymi oczami. Miejsca, które się mija są takie puste i bez wyrazu. Wszystko takie sztuczne… - Okropne – stwierdziłam ze smutkiem. Wyobraziłam sobie jak to jest widzieć a nie móc nic zrobić. Marionetka z cichym błaganiem – Chyba wolałabym się nie przebudzić podczas sterowania. - Eeee tam – machnął łapką – Wydaje się to straszne, ale są takie chwile dla których warto pocierpieć. - Warto? – w moim głosie zabrzmiała nuta niedowierzenia. - No tak – rozweselił się – Zwykłe miejsce do których przenosimy się co rundę.. - Jaką rundę? – przerwałam mu. - To może zacznę od początku? – zaśmiał się. Poprawiłam mu znacznie humor swoimi pytaniami. Zaczynam mieć to w zwyczaju. - Przepraszam – spuściłam głowę, ale szybko została podniesiona przez Chucka. - Za co? Sam pewnie bym nie wytrzymał by nie spytać – oczy błyszczały od radości. Nie zasmuciłam go swoim pytaniem, ale uszczęśliwiłam. Jakby nigdy nie miał okazji rozmawiać z myszkami. - To opowiadaj – zachęciłam – Jestem ciekawa. - Rundy to taki określony czas. Wszystkie myszy dostają określony czas na zdobycie sera – mówił – Twórcy nami sterują by ten ser zdobyć. Niekiedy jest bardzo trudno. Wiele razy spadałem w przepaść – wyznał – Wtedy następuje takie niemiłe uczucie rozrywania… - Zatrzymał się chwilę czekając czy coś powiem, ale ja nie chciałam mu przerywać, kontynuował dalej – Ciało zamienia się w bąbelki i jest zawieszone w ciemnej pustce. Miejsca, które się potem pojawiają są naprawdę różne. Trzeba skakać, wspinać się. Nie raz oberwie się kulą. Jak jest się świadomym podczas kontroli to odczuwa się ból upadku i uderzenia, a także inne nieprzyjemności. - I na co zbierają nami te serki? – spytałam – Nie widzę w tym sensu. - Dla itemów – odpowiedział – Itemy to coś co masz na sobie. Uszy – wskazał na moje królicze uszy – włosy, futro, kapelusze i inne rzeczy. - Ale jak to? – zapytałam z powątpieniem. Czyli to Twórczyni kupiła mi królicze uszy? Myślałam, że to mój indywidualny wybór. Poczułam się oszukana przez swoją własną świadomość. - Jak Twórcy nas tworzą to wszyscy mamy jednakowe futro –kiwał głową – takie brązowe. Potem nam z czasem zmieniają futro i dokupują różne rzeczy dla ich satysfakcji. - To okropne – stwierdziłam cicho. Moja dolna warga zadrżała. Byłam bliska płaczu. - Czemu? – Chuck spojrzał się na mnie nie do końca rozumiejąc moje myślenie. - Zawsze myślałam, że to mój wygląd – rozłożyłam łapki – A tymczasem prawda jest inna. - W pewnym sensie wybrałaś – próbował mnie pocieszyć. - Nieprawda! – krzyknęłam, a łzy leciały po moich policzkach – Oszukiwałam sama siebie. Cały czas.. Chuck przytulił mnie. Na chwilę się uspokoiłam. - Nie płacz – poprosił – Wybrałaś sama z tego co miałaś. Dla mnie to jest wybór. Twórcy kupują nam wiele rzeczy, ciągle zmieniają nam styl. Wiesz czego chcesz, więc wybrałaś. Przemyślałam w milczeniu to co mi powiedział. Miał rację, choć i tak czułam się oszukana przez mózg. - Masz rację – przyznałam po chwili – Mówiłeś, że warto czasami pocierpieć, czemu? - Co? – zastanowił się przez chwilę – Zapomniałem o tym – zaśmiał się – dobrą masz pamięć. Ja bym zapomniał. - Ktoś mi powiedział, że wiem jak zadawać pytania – wyznałam. - No i miał rację – odpowiedział z radością – Chodzi o takie specjalne miejsce. Normalnie te miejsca w których się pojawiamy są takie nijakie. Nawet ta trawa co po niej depczemy jest jak nie trawa. Ale rzadko i to tylko w wybrane dni przez Stwórców można zobaczyć wyjątkowe miejsca. – oczy mu zalśniły – Wszystko w dotyku jest takie wyjątkowe jakby… jakby…. – szukał słowa – istniało naprawdę. - Wiesz…- zaczęłam – Poza sterowaniem nasz świat jest prawdziwy. - Naprawdę? – zdziwił się. - Nie wyszedłeś z chatki? - To my tu mamy drzwi? – odpowiedział pytaniem. Rozejrzałam się po chatce. W tym momencie zrozumiałam czemu zadał pytanie. Nie mieliśmy drzwi! Jakim cudem ja wychodziłam z domu? W sumie…Kalik mówił, że wszystko jest kwestią naszego umysłu. Pewnie je wymyśliłam i wyszłam. Albo pomyślałam o wyjściu i znalazłam się za chatką. Ze mną wszystko jest możliwe. - Nie mamy… Ale da się wyjść. Potem ci pokażę – machnęłam łapką w stronę ściany – opowiedz o tych miejscach. Chwilę jeszcze patrzył na ścianę nim wrócił do tematu. - Wyjątkowe miejsce… - zbierał myśli – Przenosi się wtedy do innego świata. Pełnego tajemnic. Z chęcią pobiegałbym po takim miejscu – rozmarzył się. Zastanowił mnie opis. Wyglądało kusząco, ale nie wiedziałam, gdzie można takie miejsce znaleźć. Przypomniała mi się Aniu i jej dom w lesie. Las także wydał się wyjątkowy, a wręcz magiczny. Transformice skrywał wiele tajemnic. - Nazywają to eventem – przerwał moje rozmyślania. - Co? – spytałam zdębiała. - Te wyjątkowe miejsca to event. Bardzo rzadko się pojawia, ale można go spotkać. Dla tej chwili można pocierpieć. - Ja nadal twierdzę, że wolę nie obudzić się podczas sterowania – stwierdziłam z mocą. - A ja czasem lubię być świadomy – zamyślił się. - Musisz poznać Kalika i świat, bo mało wiesz o naszym świecie – doszłam do wniosku. - Ty też nie za dużo wiedziałaś – odbił piłeczkę w moją stronę. Przyznam, że spodobało mi się drażnienie z bratem. - Czepiasz się. Co innego świadomość podczas sterowania, a co innego czas poza sterowaniem – przybrałam mądry ton – Tutaj masz kontrolę nad własnym ciałem. Myślę, że ta wiedza ci się przyda. Dostałam poduszką. Padłam na ziemię. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, a potem podniosłam się. Chuck zanosił się śmiechem. Kiedy on zdążył pójść po poduszkę? Nie analizowałam tego. Po prostu chwyciłam poduszkę i odrzuciłam bratu. Mieliśmy zabawę przez dłuższy czas. Dobrze mieć rodzeństwo. Ciekawe czy ze wszystkimi się tak dogadam. I gdzie podziała się Melania? Rozdział 19: „Wkurzająca siostra” Zabawę przerwał nam głos. Oboje zaskoczeni spojrzeliśmy się w stronę dźwięku. - Byłeś niesamowity – powiedziała myszka o dziwnym futerku. Brzuch, łapki było koloru białego. Bliżej grzbietu przebiegała czarna linia, która oddzielała brązowe futro od białego. Włosy były dwukolorowe: brąz i ciemna zieleń. Na głowie zaś nosiła wstążki zielonożółte, specjalnie ustawione do góry. - Mecz był niezły – przyznał chłopak o futrze jasnej żółci, na udzie ukazała się piłka. Końcówkę łapek i znak na pyszczku były koloru zielonego. Włosy zielone trzymane przez opaskę ze znakiem sera. Oczy miał zniewalające. Błękitne, głębokie i pełne życia. Można było wpaść i się zatracić. Myszki z początku nas nie zauważyły, a my cicho ich obserwowaliśmy. - Jaki niezły – dziewczyna pokręciła energicznie głową – był N I E S A M O W I T Y – przeliterowała dodatkowo gestykulując – świetnie grałeś i zdobyłeś dużo goli. - Drużyna pomogła – skromnie zbył chwalenie myszki. - Oooooo – myszka ze wstążkami nas zauważyła. Patrzyła chwilę z otwartym pyszczkiem – Ktoś się włamał do naszej chatki – stwierdziła spokojnie. - Co? – zerknął w naszą stronę. Ja z Chuckiem nadal uparcie milczeliśmy, ale widząc wyraz pyszczka jasnożółtej myszki, trzeba było zareagować. - Spokojnie – podniosłam łapki do góry by ich uspokoić – To też nasza chatka. - Niemożliwe – zaprzeczyła – Do tej pory było nas dwóch. Jakim cudem weszliście do chatki? - To nasza chatka! – nie wytrzymał Chuck. - Jakoś wcześniej was nie było – odparł gniewnie nastawiony sportowiec. - Zaraz, zaraz! – podniosłam głos. Zaczynało robić się nieprzyjemnie. Myszka z piłką na udzie była bliska rzucenia się na Chucka, on zaś nie pozostawał dłużny. Dziewczyna również przygotowana, tylko nie mogłam ocenić na co – O ile dobrze kojarzę was z mojego snu to mamy jednego twórcę. - Twórcę? – przybyłe myszki zapytały równocześnie. - No tak… - zaskoczyło mnie pytanie – Tworzy nas twórca, który nami steruje. Nie pamiętamy chwil sterowania. - Coś kręcisz – zarzucił mi chłopak. - Nie kręcę – pokręciłam głową. Narastała we mnie frustracja. – Nie wiem jak możecie tego nie wiedzieć. Skoro wchodzicie do tej chatki tak swobodnie to znak, że mamy tego samego twórcę – mysz o zielonych włosach próbowała mi przerwać, ale mówiłam dalej jakby nigdy nic – Do chatki, gdzie twórca jest aktywny, a nasz jest, nie mogą wejść inne myszki bez pozwolenia. – wypuściłam powietrze. Powiedziałam wszystko na jednym wydechu. - Rozumiem – pokiwała dziewczyna – Jestem Kami, a to Mao – przedstawiła się. - Lena i Chuck – wskazałam na brata – Jak mamy jednego twórcę to też znaczy, że jesteśmy rodzeństwem. - Ty masz być moim rodzeństwem? – spytał oburzony Mao – Nie chce takiego rodzeństwa. Wystarczy mi Kami. - Rodzeństwa się nie wybiera – syknęłam. - Z wzajemnością – odpowiedział równocześnie ze mną Chuck. - Zrobiła się nieprzyjemna atmosfera – podsumowała Kami – Nie ma sensu walczyć. Skoro jesteśmy tym rodzeństwem naszym zadaniem jest zapoznanie się. Tak więc poznawajmy się – rozkazała z entuzjazmem. Wszyscy na nią spojrzeliśmy oczekująco. Czego ona oczekiwała? Chyba nie nagłej zgody. Choć patrząc na jej wyraz pyszczka nabierałam przekonania, że ona jednak wierzy w spokój. - Niby jak mamy się poznać? – zadałam pytanie. - Normalnie – machnęła łapką. – Opowiedzmy coś o sobie! - Zacznij… - zaproponowałam niepewnie. Jej entuzjazm mnie przerażał. Było w niej coś takiego co kazało mi się trzymać z daleka. - Nieśmiała, co? – zaśmiała się – Dobrze to ja zacznę marudy – mówiąc to usiadła na podłodze poklepując miejsce koło siebie. Mao zamarudził chwile, ale szybko przysiadł koło Kami. – Lubię kibicować i chodzić z Mao na różne mecze. - Jakie mecze? – spytałam. - Nie przerywaj! – krzyknęła, a potem opowiadała dalej spokojnym tonem, a ja zostałam z pytaniem bez odpowiedzi – Sama też czasem w coś gram, ale nie jestem taka dobra jak Mao. Od czasu do czasu pobiegam z innymi myszkami. Niekiedy organizujemy wyścigi. Na tym skończę, teraz ty – powiedziała do Mao. Chłopak nie był skory do opowiadania o sobie. Kami przez cały czas go zachęcała, aż w końcu Mao się złamał. - Jestem sportowcem, lubię rywalizację i różne gry zespołowe. Zawsze zabieram ze sobą Kami, bo świetnie kibicuje. – zamilkł po ostatnim zdaniu. - Nieźle jak na początek – pochwaliła go siostra. - Zanim ja zacznę opowiadać, chce odpowiedzi na moje pytanie – oznajmiłam. - Jakie pytanie? – zdziwiła się. - Jakie mecze? - Ach to… Jak można nie wiedzieć o meczach? - Ty nie wiedziałaś o twórcy, jakoś się nie czepiałam – wytknęłam jej. Powoli traciłam do tej osoby cierpliwość. Drażniła mnie swoim charakterem. - Czepiasz się – stwierdziła – Mecze to takie gry zespołowe z różnych dziedzin. Dziś na przykład graliśmy w piłkę nożną. - Piłka nożna? - O raaaany – Kami już straciła cierpliwość – Może pytania na potem? Opowiedz o sobie wreszcie. - Eh – westchnęłam zrezygnowana. Nie lubię, gdy nie znam odpowiedzi, to mi zaburza obraz świata – uczę się wszystkiego dotyczącego świata Transformice, mam dwóch nauczycieli. Zadaję dużo pytań to moje ulubione zajęcie. Nie przepadam za brakiem odpowiedzi. - Marudna – rzekła Kami – To jeszcze został nam Chuck. - Lubię spędzać czas ze swoją siostrą i chodzić po miejscach magicznych – odpowiedział krótko. - No to lepiej się znamy – ucieszyła się. - Bynajmniej – zaprzeczyłam. - Ty nie marudź – poleciła. – Tylko byś marudziła i męczyła myszy pytaniami, pomyśl czasem o uczuciach. Mówiłam, że dobrze mieć rodzeństwo? Aktualnie myślałam inaczej. Siostra mnie wkurzała. Miałam ochotę zrobić jej krzywdę. Gdy już chciałam coś odpowiedzieć w drzwiach pojawiła się Melania. Rozdział 20: „Spacer” Melania przystanęła w drzwiach niepewna co robić. Patrzyliśmy na nią w wyczekiwaniu. Cisza narastała między nami i zaczynała się robić nieznośna. Postanowiłam skrócić cierpienie Melanii. Myślała o ucieczce, jednak bała się ruszyć by nas nie prowokować. - Melania – przerwałam ciszę – Gdzie byłaś? - Nie pamiętam – odpowiedziała – Chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku z tobą. – rozejrzała się po osobach w pokoju. - Tak, jest w porządku – uspokoiłam ją – Zobacz mamy więcej rodzeństwa – wskazałam na Chucka, Mao i Kami. - Cześć – przywitała się nieśmiało. - Cześć – powitali ją równocześnie Mao z Kami. - Hej – powiedział Chuck. - A jest nas jeszcze więcej! – rzekłam uradowana. - Jak to więcej? – spytał zirytowany Mao – Chyba nie takich jak ty? - No oczywiście, że nie takich jak ja – syknęłam – wy jakoś podobni do mnie nie jesteście – wytknęłam. - Na całe szczęście – skwintował. Kiedy już miałam wypowiedzieć kolejną ripostę wtrącił się Chuck. - Dobra, nie kłóćmy się. To nie ma sensu – stwierdził – jesteśmy rodzeństwem i trzeba zaakceptować fakt, że się różnimy. - To on zaczął – wskazałam na Mao. - A ty jak głupia kontynuowałaś. - Tsss – skomentowała Kami. Miałam ochotę zrobić coś Mao. Wkurzał mnie jeszcze bardziej niż Kami. Co to za rodzeństwo? - Może spróbujemy się dogadać? – zaproponowała Melania cichym głosem. Złość przestała we mnie buzować. Przypomniałam sobie jak Melania mną się opiekowała gdy było mi naprawdę smutno. Nie pamiętała co prawda gdzie zniknęła, podejrzewałam, że nasz twórca wziął ją w obroty, ale liczył się gest. Nie mogłam pozwolić na to by źle się czuła. A ona tymczasem wyglądała na przerażoną. - Masz rację Melania – zgodziłam się z nią – Nie powinniśmy się tak kłócić. Rodzeństwa się nie wybiera. Twórca nas takich stworzył, nic na to nie poradzimy. Możemy się wymienić doświadczeniami. - Ciekawe czego ty doświadczyłaś? – nie dawał za wygraną Mao. - Jakbyś słuchał to byś wiedział – zbyłam jego pytanie – Ciekawią mnie te mecze. Chce na jeden pójść. - A to nie w najbliższym czasie – odpowiedziała Kami – Ten był ostatni z mistrzostw. - Mistrzostw? - Rany, nie chce mi się wszystkiego ci tłumaczyć – westchnęła. - Leniwa z ciebie myszka – podsumowałam – A ja jak już wspomniałam lubię wiedzieć i zadawać pytania. Więc skoro wy mi nie chcecie wytłumaczyć spytam o to kogoś innego. - Lepiej pójść na mecz i konkretne pytania zadawać dotyczące meczu. Kibice ci na pewno odpowiedzą na pytania – włączył się Mao. - Dobrze więc, przejdę się z wami na mecz – doszłam do wniosku. W sumie nie chciałam by mi cokolwiek tłumaczyli. Już i tak ledwo ich znosiłam, ale dla Melanii mogłam się poświęcić. - Ja też chce pójść – oznajmił Chuck. - Wszyscy możemy pójść – przyspieszyła z odpowiedzią Kami. – Przecież to nie problem. - Zastanawia mnie fakt jakim cudem was wcześniej nie spotkałam – zastanowiłam się. - Mieliśmy po prostu szczęście, ale jakoś dziś nam nie dopisało – odpowiedział. Zignorowałam jego wypowiedź. Chciał mnie sprowokować, a ja nie miałam zamiaru dać mu tej satysfakcji, choć na końcu języka kryło się kilka kąśliwych uwag. - Chyba nasz twórca stworzył kilka chatek i pewnie nie korzystaliśmy z tej samej – powiedziałam po dłuższym zastanowieniu – trzeba opracować technikę by częściej się widzieć. - Ale po co? - spytał Mao z pretensją w głosie. - By jeszcze lepiej się poznać – odparłam – Nie możemy być tak wrogo do siebie nastawieni. Mamy jednego twórcę, wiemy jakie to życie, no może nie wszyscy. Ale jesteśmy złączeni. A ja chce was lepiej poznać. - Ja też ! – krzyknęła Kami z entuzjazmem – Oj Mao nie miej takiej skwaszonej miny, będzie fajnie. - Musicie poznać Kalika. Jest po prosty świetnym nauczycielem – stwierdziłam. - Nam niepotrzebny nauczyciel – odpowiedział. - Nie wiesz wszystkiego, a Kalik wie sporo o świecie. Nie jest taki jak ja – zapewniłam – Jest ciekawą myszką. - Ja chce go poznać! – zawołała radośnie Kami. - Widzisz? – Ucieszyłam się. - Dobra, to go poznamy potem. Teraz chce odpocząć po meczu – powiedziawszy to udał się do jednej z sypialni. - A ja nie jestem zmęczona to możemy wszyscy przejść się na spacer – rzuciła Kami. - Możemy – zgodziłam się. Wyszliśmy razem poza chatkę. Przed nami ukazała się przepaść. - Chyba ze spaceru nici – powiedział Chuck. - Znam miejsce idealne na spacer – uderzyłam łapką o łapkę. Wyciągnęłam do rodzeństwa łapki w taki sposób by za nie złapali. Pojęli o co mi chodzi. Gdy stworzyliśmy koło, zamknęłam oczy i przypomniałam sobie dżunglę w której kiedyś przez przypadek się skaleczyłam. Tam gdzieś była Aniu. Chciałam ją ponownie spotkać. - ooo – usłyszałam zachwyt w głosie. Naszym oczom ukazał się niezwykły krajobraz. Był piękniejszy niż go zapamiętałam. Drzewa rosły blisko siebie, a liście całkowicie zakrywały światło słoneczne. Mogłoby się wydawać to straszne, jednak poświata, którą one dawały tworzyła niesamowitą atmosferę. Czuło się jakby się przeniosło do naprawdę niezwykłego miejsca. - To piękne miejsce – pochwaliła Kami – Nigdy w takim nie byłam – mówiła wzruszona, co do niej było niepodobne. Poznałam ją jako niepoprawną optymistkę, wręcz drażniącą, a widzę jak ma łzy w oczach. Być może zbyt szybko ją oceniłam. - Gdzieś tu mieszka pewna wyjątkowa osoba, ale trzeba jej chatkę znaleźć – powiedziałam. - To na poszukiwania! – siostra wróciła do swojego stylu bycia. Melania złapała pyszczkiem mój ogonek jakby się bała, że zniknę. Chuck wraz z Kami szli koło mnie. Zagłębiliśmy się w las. Aż w pewnym momencie światło słoneczne przestało do nas docierać. Zrobiło się ciemno. Zbiliśmy się w kupkę, by nie pogubić siebie nawzajem. - Boję się – wyznała cicho Melania. Wypowiedziała na głos moje myśli. Czułam, że krążymy w kółko. Ledwo widzieliśmy co jest przed nami. Nagle Kami się potknęła przez co straciłam równowagę. W krótkim czasie wszyscy leżeliśmy na ziemi. - To co robimy? – spytał Chuck. - Lena potrafi wybierać miejsca – zaśmiała się przerażona Kami. - Ostatnio tak tu nie było – próbowałam tłumaczyć, ale miała rację. Co mnie podkusiło by na pierwszy wspólny spacer wybierać takie miejsce. Nie mogłam po prostu wyjść z chatki i oglądać inne chatki? - Możemy spróbować wrócić – zaproponowała Melania. - Ja nawet nie wiem skąd przyszliśmy – westchnęłam zrezygnowana. - Ja pamiętam – wyszeptała. - To prowadź – wskazałam na liście za nami. Melania kiwnęła głową i niepewnie ruszyła przed siebie. Szliśmy blisko siebie w milczeniu. Nasz pierwszy spacer jest porażką. - Przed nami jest duch – krzyknął Chuck. Spojrzałam w stronę, którą pokazał brat. Rodzeństwo było wystraszone, na moim pyszczku zaś zagościł uśmiech. Rozdział 21: „Światło dżungli” - Aniu! – zawołałam radośnie. Oblicze białej myszki się rozjaśniło. Pyszczek, jak przy pierwszym spotkaniu, miała zasłonięty maską. - Lena – odpowiedziała melodyjnie. Zapomniałam brzmienia jej głosu. Był jak muzyka, którą nuci się przed zaśnięciem. Podbiegłam do niej. Rodzeństwo stało zaskoczone. - Tak się cieszę – przytuliłam ją. Stęskniłam się za tym miękkim futerkiem, dobrocią płynącą z jej serca. - Także się cieszę – uśmiechnęła się – A to kto? – wyjrzała za mnie. - To moje rodzeństwo – odsunęłam się, by lepiej widziała – Chuck, Melania i Kami – wskazałam kolejno. - Cześć? – przywitał się niepewnie Chuck. Dziewczyny chwilę milczały nim zdołały się pozbierać po szoku, który właśnie doznały. - Hej! – krzyknęła Kami ukrywając swoją niepewność. Jej radość była trochę naciągana, nadal się bała, ale nie chciała tego pokazywać. - Hej – szepnęła niepewnie Melania. - Właśnie ją chciałam wam przedstawić – powiedziałam. - Miło mi was poznać – rzekła Aniu. Nastała niezręczna cisza. Rodzeństwo nie wiedziało co zrobić, a ja nie miałam pomysłu co zrobić, by lepiej się poczuli. Staliśmy tak zastanawiając się gorączkowo nad następnym ruchem. Z pomocą przyszła Aniu. - Lepiej nie chodzić po tej dżungli jak się jej nie zna – ale mogę was oprowadzić jak chcecie. - Właściwie skąd ta dżungla? Ktoś potrafi tak budować z twórców? – moja osobowość wracała na swoje dawne tory. - Twórcy jej nie stworzyli – pokręciła głową – To dzieło Stwórców. Faktycznie wyglądała na bardziej dopracowaną, no i nie miała końca. - A właściwie jak duża to przestrzeń? – spytałam. - Niewielka – odpowiedziała – Jednak jak się tu raz wejdzie to gorzej wyjść. Można krążyć godzinami w kółko. - Nie myślałam, że takie miejsca w ogóle istnieją – stwierdziłam. - To nie jest jedyne. Ale znam tylko to jedno. - Ta dżungla jest taka dopracowana… - nie mogłam się nadziwić. - Dobra do zabawy w chowanego – odezwał się Chuck. Odwróciłam się w jego stronę. Właściwie zapomniałam o istnieniu rodzeństwa. Bardzo odpowiedzialna ze mnie siostra, nie ma co. Rozejrzałam się wokół. Pełno zakamarków, różnych przejść. Nie tylko drzewa stanowiły świetną kryjówkę. Może słabo docierało tu światło, ale wszystko było widać. - Masz rację Chuck – odpowiedziałam zamyślona. - Możemy zabawić się w chowanego! – zawołała z entuzjazmem Kami. - Nie znamy tego miejsca – Melania ostudziła nas zapał – I pełno jest tu ukrytych przejść. Raz jeden zaszliśmy do jakiejś jaskini, w której znajdowała się przepaść. Lepiej nie ryzykować. - Bez ryzyka nie ma zabawy – wytknęła Kami. - Melania ma rację – uspokoiłam siostrę – Zresztą Aniu chciała nas oprowadzić. - Chyba jest takie miejsce, które też zostało stworzone przez stwórców i można dojść z tej dżungli – rzekła Aniu. Przez cały ten czas zastanawiała się gdzie nas zabrać. – Chodźcie za mną – poleciła. Położyła przednie łapki na ziemi i ruszyła przed siebie. Spojrzeliśmy się na siebie. Chuck wzruszył ramionami. Nie wiedzieliśmy gdzie biała myszka chce nas zaprowadzić, ale wszyscy byliśmy ciekawi. No prawie wszyscy. Melania miała wątpliwości. Szła za nami co jakiś czas rozglądając się wokół. Gdy mieliśmy przewodnika dżungla nie wyglądała już tak strasznie. Widzieliśmy różne kwiaty, fruwające motyle. Na wszystko pokazywaliśmy palcem, śmiejąc się głośno. Aniu także przyłączyła się do zabawy. Umiejętności spostrzegania rozwinęła lepiej niż my. Przez co więcej dostrzegała, a my podążaliśmy za jej łapką. Dotarliśmy do małej sadzawki ukrytej pod drzewem. O dziwno pod drzewem prócz korzeni znajdował się mur. Jakby ruiny. - Ruiny? – spytałam – stworzyli ruiny? - Te ruiny to pamięć – odparła Aniu – W ich świecie jest tego pewnie pełno. Dotknęłam jednego ze starych kamieni. Pod łapką poczułam mech oraz chłód. Wyglądało to jakby już miało swoje lata, a przecież tutaj nic się nie starzeje. Po co Stwórcy tworzyli stare ruiny? Chuck tymczasem podszedł do sadzawki znajdującej się tuż przy ścianie. Nabrał wody w łapki i oblał Kami. Dziewczyna nie pozostała mu dłużna i po chwili oboje pryskali się wodą. - Ładnie tu – stwierdziłam. - Mhmm- przytaknęła Aniu – Ale nie to chciałam wam pokazać. Jak wejdziemy na górę – pokazała stromy pagórek – to tam jest piękne miejsce. Ruiny wyglądały stabilnie, mimo widocznych lat. Stwórcy to stworzyli, więc samo się nie zestarzało. Wnioskując: nic się nie zawali. Mimo tej wiedzy niepewnie podeszłam do korzenia wystającego z kamieni. Ufałam Aniu, to skąd ten strach? Biała myszka widząc moje niezdecydowanie wspięła się pierwsza. Szybko jej to poszło. Kami, nie chcąc być gorsza weszła za nią skacząc. Zerknęłam na pozostałe rodzeństwo. Chuck był cały mokry i właśnie walczył z nadmiarem wody na futerku, Melania zaś nie wiedziała co robić. Wyciągnęłam do niej łapkę. W oczach słonecznej siostry zobaczyłam strach, a także coś na wzór błagania. - Nie będzie tak źle. Na pewno tam jest coś ciekawego – uspokajałam siostrę. Kiwnęła głową, jednak nie uwierzyła mi do końca. Została z nami tylko dlatego pewnie, że nie wiedziała jak wrócić. Ostatni wspiął się Chuck. Chwilę szliśmy wśród drzew. Nagle otoczenie rozjaśniło jasne światło. Przed naszymi oczami pojawił się wodospad. Promieniował własnym światłem. Był duży, przed nim znajdowały się ruiny i jakiś ołtarzyk. - Jak tu pięknie – powiedziała Kami zachwycona. Szybko zbiegła do wody. Moc wodospadu była ogromna, jednak woda gdzie spadał ten nadmiar wody wydawała się niewzruszona. Entuzjastyczna myszka wskoczyła z rozpędu do wody. Chuck poszedł za przykładem Kami. Ja wraz z Melanią i Aniu podeszłam do ołtarzyka, choć może to raczej taki mały stolik. - Piękne miejsce – przyznałam. - Możemy trochę pochodzić po tych ruinach. Czasem można coś znaleźć. – zaproponowała Aniu. Weszłyśmy głębiej w ruiny. Towarzyszył nam śmiech Chucka i Kami. Chyba się polubili. Tutaj ruiny były w lepszym stanie. Nad głowami mieliśmy łuk, jakby jakiejś bramy. - Tu jest akwarium – powiedziała Melania. Wśród zarośli leżało sobie akwarium. Ba! Nawet miało w sobie rybkę. Rybka pływała jakby nigdy nic. - To jest dziwne – stwierdziłam. - Całe Transformice jest dziwne – zaśmiała się Aniu – To nie jedyny tego przypadek. Spróbowałam chwycić akwarium w kształcie kuli, jednak było przytwierdzone do mchu pod nogami. - Przykleili – powiedziałam z wyrzutem. - A to też się zdarza. Przybiegł Chuck. Gdy tylko na niego spojrzałam od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. - Kami zniknęła! – krzyknął. Wszyscy pobiegliśmy do wodospadu. Przy wodzie znalazłam fikuśne nakrycie głowy, które nosiła Kami. - Ale co się stało? – spytałam. - Nie wiem. Taplaliśmy się w wodzie, Kami dodatkowo pływała, sam też próbowałem i coś jakby ją wciągnęło – mówił na jednym wydechu. Zanurzyłam głowę w wodzie. Była przyjemna w dotyku. Zupełnie inaczej niż ta woda, którą mamy w chatce. Otworzyłam oczy. Pływało tu kilka ryb, jednak nie za wiele widziałam. Kamienie pod wodą były czarne, uniemożliwiając lepsze widzenie. Nie było sensu bym nurkowała i szukania. W wodzie jej nie było. - Co teraz? – zadałam pytanie, gdy wynurzyłam głowę z wody. Rozdział 22: „Biała gałąź” Chłód kamienia przebił się przez ciepłe futerko. Robiło się chłodno. Otworzyła oczy. Wszędzie ciemność, a może nie do końca je otworzyła. Oparła łapki o ziemię, by wstać. Zimno przeszyło ciało. Wzdrygnęła się. Przetarła oczy łapką by lepiej widzieć, jednak to nic nie pomogło. Szła powoli po omacku. Natrafiła na przeszkodę. W dotyku zimne i jednocześnie miękkie. Wywnioskowała, że to pewnie mech, a pod mchem kamień. Była w jednej z jaskiń, tylko jak tu trafiła i czemu tak ciemno? ****** - Znajdziemy ją – uspokajała Aniu. - Ale jak się zgubiła? – spytałam wystraszona. - Może jest jakieś przejście? – zaproponowała cicho Melania. - Pod wodą?! – krzyknęłam. Myszka w słonecznym futrze cofnęła się trochę. Nie chciała wchodzić mi drogę, a ja jak zwykle kłapię pyszczkiem nie myśląc. - Wybacz – powiedziałam smutno. - Ja spróbuję znaleźć to przejście – oznajmił Chuck – Zniknęła w wodzie to pewnie jest pod wodą. - Ale jak patrzeć pod wodą? Prawie nic tam nie widać – wyrzuciłam – A co jeśli i ciebie wciągnie? - Nic nie będę dotykać – obiecał – Jak coś ciekawego znajdę to się wynurzę i wszyscy to obejrzymy. Zgoda? Kiwnęłyśmy głową. Zamartwiałam się o nową siostrę. Mój pomysł ze spacerem okazał się bardziej niebezpieczny niż myślałam. Nie obwiniałam Aniu za to, że nas przyprowadziła. Choć ona sama pewnie myślała inaczej. Jej ciało wyrażało niepokój podobny do naszego. Chuck zanurzył się w wodzie. Czekałyśmy z niecierpliwością wyciągając głowy, jakby to pomogło nam dojrzeć co dzieje się w głębinach. Co jakiś czas pokazywała się głowa. - Czuję się winna – wyznała ze smutkiem Aniu. Pokręciłam głową. - Ty nas tu tylko przyprowadziłaś – powiedziałam spokojnie – Nie mogłaś wiedzieć o ukrytym przejściu. Kto wie, może potem będziemy się z tego śmiać – zaśmiałam się trochę mało przekonująco. - Nie powinno się to stać – trzymała się swojego zdania – Zapomniałam o fakcie, że tu potrafi być niebezpiecznie. Stwórcy takie właśnie miejsca tworzą. - Nie mam do ciebie pretensji – oświadczyłam – Kami po prostu ma szczęście do kryjówek, jak widać. Uda nam się znaleźć ją i może odkryjemy coś nowego. Patrząc na pyszczek Melanii i smutek Aniu musiałam być spokojna. Ktoś powinien wspierać i być pewnym sukcesu. Zmartwienie odłożyłam na bok. - Coś znalazłem! – usłyszałyśmy krzyk Chucka. Podeszłyśmy bliżej brzegu. Byłyśmy już i tak blisko. Ja nawet weszłam do wody. Chuck podpłynął i usiadł na kamieniu. - Tam jest taki rysunek. Myślę, że jak dotknie się oka to otworzy się przejście. - A jak wygląda ten rysunek? – spytałam. - To taka myszka z długimi włosami. Ma skrzydła i ręce tylko. Reszta ciała nie jest narysowana. - Bogini! – powiedziała Aniu. - Bogini? - Nie wiem kto to dokładnie, wiem tylko, że to Bogini – westchnęła – Słyszałam o niej tylko, nie myślałam, że istnieje. Wiedzieliśmy o przejściu, pozostało nam podjąć decyzję. Ryzykujemy i idziemy w ciemno, czy jednak dalej badamy. Czułam, że to ja powinnam zdecydować. - Powinniśmy wszyscy razem pójść i dotknąć tego guzika – rzekłam – wtedy mamy szansę się nie pogubić. Weszłam bardziej w wodę. Reszta bez słowa poszła za mną. Chwyciliśmy się łapkami. Chuck wysunął się na prowadzenie, bo tylko on wiedział, gdzie dokładnie jest rysunek. Zatrzymaliśmy się. Brat pokazał rysunek. Kiwnęłyśmy głową wzmacniając uścisk. Gdy dotknął ściany wciągnął nas wir. Zabolały mnie łapki. Chciało nas rozdzielić, ale nie mogłam na to pozwolić. Trzymałam Chucka i Melanię ze wszystkich sił. Potem straciłam przytomność. ****** Pojawiło się światło. Poszła w jego kierunku. Zderzyła się ze ścianą. Powietrze dochodziło z góry. Ale jak się tam dostać? Łapkami badała ścianę przed sobą. Nie była zupełnie gładka. Nawet dało się po niej przejść. Łapką chwyciła jednego z wystających kamieni. Wydawało się stabilne. Mogła rozpocząć wspinaczkę. W szybkim tempie traciła siły. Wyobrażała sobie jak wydłuża się tunel którym idzie. Pokręciła głową. „To tylko wyobraźnia” – powiedziała do siebie – „Na pewno tam jest wyjście”. Uparcie parła na przód. Jej wysiłek został nagrodzony końcem wędrówki. Jednak nie ujrzała nieba. Nad głową miała sklepienie. Podobne do kamieni po których się wspinała. Przed sobą ujrzała garnek z wodą. Spróbowała wody, była nawet smaczna. Wypiła jej trochę. Po wspinaczce czuła się spragniona. Korytarz oświetlały pochodnie. Podeszła do nich, bo chciała ogrzać futerko. Nie patrzyła pod nogi, przez co potknęła się. Gdy zobaczyła o co to cofnęła się w przestrachu. ******** Ocknęłam się. Byłam cała zesztywniała. Spróbowałam się przesunąć, ale coś mi przeszkodziło. Nadal trzymałam swoje rodzeństwo. Nie zwolniłam ucisku. To była dobra wiadomość. Puściłam łapki rodzeństwa. Trzeba było jakoś dojść do siebie. Rozciągnęłam się. W korytarzu panował półmrok, ale coś było widać. W rogu zobaczyłam wodę. Oświetlała ona ścianę. Podeszłam z ciekawości. Unosiły się nad nią jakieś światełka. - eh – usłyszałam westchnięcie Chucka. Po chwili Melania też się ocknęła. - Gdzie Aniu? – uświadomiłam sobie, że nie widziałam białej myszki. - Chyba ją puściłam. Przepraszam – wyszeptała siostra. - Ciężko było utrzymać kogoś – pocieszyłam ją- Na pewno się znajdzie – powiedziałam głośno, zaś w myślach nie byłam tego pewna. Gdzie mogło ją wciągnąć. Czy pojawiliśmy się w innym miejscu? Nagle usłyszeliśmy śmiech dochodzący z góry. Podbiegliśmy wszyscy do miejsca gdzie tunel podchodził pod górę. Gdy nasze głowy stanęły na wysokości podłogi zobaczyliśmy Kami bambusem uderzającą o białą gałąź. Obok niej stała Aniu. Obie się śmiały. - Kami! – zawołałam. - O hej wam. Co tak długo? – spytała – Chcecie pograć na kościach? – zachichotała. - Kościach? W odpowiedzi wskazała na białą gałąź przed sobą. Podeszłam. Za mną wdrapało się rodzeństwo. - Czym są dokładnie kości? - Kości każdy z nas ma w środku – pokazała na sobie Aniu. - To jest coś ze środka? – spytałam. Kami kiwnęła głową. - Sama się wystraszyłam, ale na tym fajnie się gra. Chciałam to ze sobą wziąć, niestety jest to większe niż byłabym w stanie udźwignąć – mówiła Kami – Wykorzystałam bambus i wyszedł zabawny dźwięk. - Czy stąd jest jakieś wyjście? – zadała pytanie Melania. Wszyscy się rozejrzeliśmy. Na pierwszy rzut oka nic nie było. Czyżbyśmy utknęli? Rozdział 23: „Rajskie miejsce” - Chyba kojarzę to miejsce – oznajmił Chuck. - Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. Przecież byliśmy tu po raz pierwszy, a brat przed spotkaniem mnie nigdzie nie wychodził. - Tak – kiwnął głową – Jak się bardziej przyglądam to coś kojarzę. Byłem tu. Patrzyłyśmy na niego wyczekująco. - To miejsce zwie się mapą eventową – kontynuował – o ile się nie mylę w tym wiadrze łowiło się różne rzeczy – wskazał na wiadro przy nodze Kami. - Eventowa? - Tak – ponownie potwierdził – Pojawia się raz na jakiś czas. Jest powtarzalna, dlatego zapamiętałem. Zawsze tutaj panowała inna atmosfera. Dotknęłam kamienia. - A wiesz jak stąd wyjść? – spytałam. - Niezbyt – westchnął zrezygnowany – Jak twórcy nami sterują w takich miejscach po prostu się pojawiamy. Nie mamy nad tym kontroli. - Wystarczy się przyjrzeć każdemu kamieniowi! – zawołała Kami – Na pewno znajdziemy przejście. Zgodziliśmy się z Kami. Nie było sensu stać w jednym miejscu i się zastanawiać nad wyjściem, skoro można go po prostu poszukać. Rozdzieliliśmy się poszukując tajnego przejścia. Melania ostrożnie stawiała stopy na kamieniach i jako pierwsza coś znalazła przewracając się przy próbie pominięcia wiadra. Zniknęła. - Tam jest przejście! – krzyknęła Kami od razu podbiegając. Ona również zniknęła. Poszliśmy za przykładem kami. Chwila ciemności została rozjaśniona bielą chmur. - Jak tu pięknie – stwierdziła Aniu. Otaczały nas chmury, a przed nami rozciągały się schody. Po obu stronach był druciany płot zakończony strzałką. Nad nami świecił księżyc oświetlając miejsce. Melania stała kilka stopni wyżej. - Raj – wyszeptała. - To też mapa eventowa – zniszczył chwilę upojenia – w tych sadzawkach się łowiło. - Na bombę!! – krzyknęła Kami mijając nas i skacząc w sadzawkę ukrytą między chmurami. Ochlapała Melanię stojącą niedaleko , o dziwo nas też dosięgły krople z tego małego zbiornika wodnego. - Kami – powiedziałam z wyrzutem próbując wysuszyć futerko. - Nie marudź – wytknęła język w odpowiedzi – No chodźcie. Co tak stoicie? Chuck w tym momencie badał puszystość chmury zachwycony tym co odkrył. Wspięłam się wyżej po schodach, Melania podeszła bliżej sadzawki. Aniu zaś nadal patrzyła z zachwytem na miejsce. Musiałam przyznać. Miało coś w sobie. Stwórcy się postarali. Chodząc po chmurze czułam miękkość obłoków. Rozmyślanie przerwała entuzjastyczna siostra rozlewając wodę z sadzawki. - Przestań – powiedziałam. - Nie bądź taka sztywna – odparła Kami ze śmiechem – Rozluźnij się. Ładne miejsce trzeba korzystać. Bym jej przyznała racje, gdyby nie fakt, że nie miałam ochoty na zabawę. Nie w tym momencie. - Dziękuję Kami, ale nie – rzekłam. - Zabiorę tu Mao, on to doceni – odpowiedziała urażona. - A zapraszaj. - A zaproszę – droczyła się dalej. Westchnęłam zażenowana. Kami naprawdę mnie drażniła. Za każdym razem mnie prowokowała. Skąd w ogóle taki charakter? Zastanawiało mnie jak to możliwe, że mamy tak różne charaktery będąc od jednego twórcy. W końcu on tworzy według swojego charakteru. To skąd ta różnica? - Chce wracać – oznajmiłam. - Co? Już? – spytała Kami – Czemu tak szybko? - Bo już długo tu siedzimy. Mao się pewnie martwi. - No masz rację, może się martwić – wyszła z sadzawki. - Chyba mam pomysł jak wrócić. Aniu odprowadzić cię? – spytałam białej myszki. - Nie trzeba – pokręciła głową. – Wiem jak wrócić. Odwiedź mnie jeszcze. - Odwiedzę – obiecałam. - Idziemy? – odezwałam się do pozostałego rodzeństwa. - Jeszcze tu wrócimy? – chciał się upewnić Chuck. - Może nawet w najbliższym czasie. Chwyciłam rodzeństwo za łapki. - Czas wracać do domu – mówiąc to zamknęłam oczy skupiając się na powrocie. W krótkiej chwili znajdowaliśmy się w swojej chatce. Usiadłam wykończona podróżą. Chuck usiadł tuż obok, Melania poszła w głąb chatki, a Kami: - Mao! Mao! Muszę ci opowiedzieć gdzie byłam! – Krzyczała od progu biegnąc przez całą długość chatki. Jakim cudem on wytrzymywał z nią do tej pory? Poprawka..jakim cudem on z nią wytrzymuje cały czas? Stwierdziłam, że czas odwiedzić Kalika. Dawno go nie widziałam, a dokonałam nowych odkryć. Coś czułam, że znowu o czymś zapomniałam. Rozdział : „Ana” Rodzeństwo szybko zniknęło mi z horyzontu. Zawróciłam w stronę wyjścia, nie czekając na reakcję kogokolwiek. Do Any nie miałam daleko. Wystarczyło wyjść przed chatkę i zamknąć oczy. Niewiele. Nieśmiertelność miała swoje zalety. Po chwili znajdowałam się przed chatką Any. Bezceremonialnie weszłam do środka. Miałam ogromną nadzieję, że nie spotkam Elisy. Myszka należała co prawda do miłych osób, ale nieszczególnie przepadała za moją osobą. Widziałam ją chyba ze dwa, trzy razy, a już zdążyłam ją zrazić do siebie. Nie przepadała za mną, co mnie nieszczególnie dziwi. Moje zachowanie ma wiele do życzenia. Zawsze patrzę najpierw na siebie, potem na innych. Już taki charakter. - Hej Ana! – zawołałam wchodząc do pokoju. - Lena? – spytała zdziwiona – Dawno nie byłaś – powiedziała z wyrzutem. - Dawno? – zastanowiłam się. Nie odczułam jakoś upływu czasu. Czy tutaj w ogóle jakiś czas płynął? Wydawało mi się, że wcale aż tak dawno nie byłam. - Tak – potwierdziła – Zastanawiałam się czy nic ci nie jest. Ale widzę, że jesteś zadowolona z życia. No bardzo się cieszę – wyrzuciła z siebie. Chyba ją zdenerwowałam. Gdyby to był pierwszy raz. Do znudzenia mogłam przepraszać, ale co to da? Pewnie znowu powtórzę swój błąd, znowu ją wkurzę. Z jaką łatwością popełniałam błędy. I to niekiedy ciągle te same. Ciekawe czy kiedykolwiek będę uczyć się na błędach. Jak na razie nic na to nie wskazywało. - Eh, przecież niedawno się obudziłam – przypomniałam, zamiast przyznać się do błędu wolałam bronić swoją osobę – Nie mam poczucia czasu. Dla mnie czas w ogóle nie istnieje. Zamiast mnie wyzywać to lepiej mi powiedz jak płynie czas – wytknęłam. Martwiła się o mnie, a ja ją dodatkowo krzywdzę. Jaką jestem myszką? Czemu szłam w zaparte skoro ona miała rację? Co ze mną było nie tak? Zadawałam te pytania ciągle w myślach. Nie próbowałam szukać odpowiedzi. Marudziłam. Jak zwykle marudziłam. Powinnam z tym walczyć. Powinnam się ukorzyć. Skąd wziął się ten chory upór? - Jak to nie czujesz upływającego czasu? Każdy go czuje! – powiedziała z pretensją w głosie. - A nie czuje – w głowie odezwał się głos „milcz, nie kontynuuj”, jednak zignorowałam go – Nie muszę wszystkiego wiedzieć. A ty rozumiem wiesz wszystko? - Wyjdź! – krzyknęła ze łzami w oczach. Sięgnęła jedną z poduszek i rzuciła w moją stronę. - Ależ ty gościnna – stwierdziłam na odchodnym. Musiałam dać ostatnie zdanie, musiałam. Jestem idiotką. Wyszłam przed chatkę. Jeszcze przed wyjściem słyszałam szloch Any. Co ja najlepszego zrobiłam? Znowu… znowu ją skrzywdziłam. Tym razem jeszcze gorzej. Nie powstrzymałam się, nie było pokory. Głos mojego rozsądku krzyczał, a ja go olałam. Doskonale wiedziałam jak Ana się aktualnie czuje. Jak moje słowa ją zraniły. Miałam ją chronić. Pomogła mi gdy byłam świeżo po przebudzeniu. Była moją pierwszą przyjaciółką. Potraktowałam ją jakby była moim wrogiem. To smutne. Do oczu napłynęły łzy. Co się ze mną stało? Ogon padł mi na ziemię. Usłyszałam brzęk łańcucha. No tak. Słońce, które znalazłam. Przyczepiłam do ogona i zapomniałam ściągnąć. W wyobraźni zobaczyłam Kalika. Pewnie zwróciłby mi uwagę, dodał coś mądrego. O dziwo, nie widziałam go u Any. Czyżby nie wpadł do niej? Może dlatego była wściekła? Kogo ja oszukuje? Sama ją wkurzyłam, swoim głupim i podłym zachowaniem. Westchnęłam. Nigdy się nie nauczę, nigdy. Miałam zbyt dużą dumę i upór. Nawet teraz zamiast naprawić stałam pod drzwiami. Dość długo tkwiłam w jednym miejscu. Do końca nie wiedziałam co z sobą począć. Wracać jeszcze nie chciałam. Chyba bardziej czekałam na Kalika. W sumie zastanawiało mnie co robi Kalik, czy wpada tu co dzień? Może codziennie odwiedza wszystkich znajomych. Zapewne ma sporą ich ilość. Chyba nie będzie go w najbliższym czasie. Lepiej by było gdybym wróciła, ale coś trzymało mnie przy drzwiach. Poczucie winy. To musiało być to. Bo co innego by nie pozwalało mi wrócić do siebie? Chciałam dodatkowo zapytać o Kalika. Westchnęłam. Trzeba było się przemóc i przeprosić. Ile to jeszcze czeka mnie przeprosin? Pchnęłam drzwi. - Ana – powiedziałam cicho. - Czego jeszcze chcesz? – wyksztusiła słabym głosem. Łzy na jej policzkach wydrążyły drogę w jasnym futerku, oczy miała zeszklone, pełne łez, które jeszcze nie wypłynęły. Szloch zadziałał na jej struny głosowe, dlatego chrypiała lekko. Jestem potworem. - Chciałam cię przeprosić – wyszeptałam z pokorą, zniżyłam głowę. - Ciągle przepraszasz – wytknęła – czy te przeprosiny są szczere, czy tylko powtarzasz bezmyślnie słowo? Świat nie kręci się tylko wokół ciebie Lena. - Wiem – powstrzymałam pretensje, która już chciała dostać się do mojego głosu – Bardzo dobrze wiem, że świat nie kręci się wokół mnie, ale jakoś nie potrafię zachować się inaczej. - Ja już nie mam sił, Lena – rzekła – Ciągle mnie krzywdzisz i mam ci wybaczać, jakby nigdy nic? - Naprawdę przepraszam, nie chciałam – słowa stały się jeszcze cichsze, choć w moich uszach wszystko brzmiało tak, jakbyśmy krzyczały. - Nie chciałaś, ale zrobiłaś – Ana była nieugięta. Jej słowa wbijały się we mnie jak sztylety – Lena, ty myśl zanim coś powiesz i przestań myśleć tylko o sobie. - Nie mogę – powróciłam do normalnego głosu – To nie takie proste. Nie potrafię się tak szybko klimatyzować. - Dla mnie też nie jest łatwe wybaczanie twoich wybryków – stwierdziła – Ale jakoś daje radę. To czemu ty nie dajesz? - Bo jestem słaba – westchnęłam. Ana miała całkowitą rację. Mogłam panować nad sobą, ale wygodniej było popełnić błąd, nawet ten który się powtarzał. Przeprosiny do łatwych nie należały, ale dało je się znieść. - Wymówka – usłyszałam – Ciągle się bronisz. Zastanów się czasem co czują inni wokół ciebie. Nie poznawałam Any. Była taka bezlitosna. Z reguły cechowała się łagodnością. Wyszukanymi słowami, mądrością. Aktualnie czułam od niej złość. Nie wyżywała się na mnie w sposób normalny, po prostu mówiła to co myślała. Bez hamulców, zupełnie jak ja. Myślę, że chciała mi pokazać jak to jest. Choć powoli zdawałam sobie sprawę, że ona jednak tak na serio. - Masz rację – przyznałam – Bronię się. Ale wiem, że znowu nawaliłam. Nadal nie wiem co to jest czas – odparłam. - Eh – westchnęła zrezygnowana – Jak Kalik wróci to ci wytłumaczy. Ja nie mam do ciebie cierpliwości. - Kalik wróci? – powtórzyłam bezmyślnie. - Wyruszył na wyprawę – odpowiedziała z niechęcią na pytanie. - To pójdę do niego – stwierdziłam – Nie chcę znowu nawalić. - Chyba nigdy się nie zmienisz – skwintowała moją wypowiedź i machnęła łapką. - Chyba nie – potwierdziłam wychodząc z pokoju. Znalazłam się przed chatką. Właściwie nie miałam pojęcia w którą stronę się udać, by go znaleźć. I jak go w ogóle szukać? Zamknęłam oczy. Przed oczami miałam obraz Kalika. Skupiłam się ze wszystkich sił by go odnaleźć. Poczułam znane mrowienie. Po chwili moje otoczenie się zmieniło. Otworzyłam oczy i osłupiałam. Dernière modification le 1444426440000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1416094620000
| 0 | ||
mesmera a dit : No dobra będzię taki unikalnu fun fiction xD |
![]() ![]() « Sénateur » 1416227100000
| 1 | ||
Rozdział pierwszy już napisany, miałam niezły ubaw go pisząc. Trochę więcej opisów niż dialogu, ale myślę, że przetrwacie. Może się pojawić błąd typu stwórca zamiast twórcy, wiele razy poprawiałam, jak znajdziecie to fajnie, a jak nie to znak, że wszystkie te błędy znalazłam. Miłej lektury :D Rozdział 25: „Czarna biel” Otaczała mnie woda. Nie taka z chatek czy innych miejsc. Przy tamtej wyraźnie widać było dno, choć zafalowane. Ta woda była tajemnicza. Przezroczysta, jednak widoczność nie była pełna. Ziemia była poza moim zasięgiem. Podeszłam bliżej brzegu. Zbliżyłam nos i użyłam wąsów do zbadania substancji. Ciesz miała inny smak. Jakby słony. Słowo opisujące to zjawisko samo pojawiło mi się w głowie. Jeszcze nie byłam w taki miejscu. Wszystko wyraźne, dopracowane. Łapką zgarnęłam trochę piasku spod stóp. Przesypywał mi się przez palce. Słońce grzało moje futerko. Rozejrzałam się. Wysepka była mała. Właściwie sam piasek i jedna palma. Postanowiłam wspiąć się na drzewo, by mieć lepszy widok. Powierzchnia drzewa była chropowata co ułatwiło wspinaczkę. Dość szybko znalazłam się na szczycie. Stąd rozpościerał się niesamowity widok. Aż zapierało dech w piersi. Woda wydawała się nie mieć końca. Stykała się z niebem, jakby stanowiły jedność. Przed tą wysepką znajdowała się druga, większa. Różniła się od wysepki na której siedziałam. Ta druga miała wybujałą roślinność, drzewa oraz dobrze mi znane pędy. Chyba już tam byłam. Zeskoczyłam szybko z drzewa i wskoczyłam do wody. Zaskoczyło mnie uczucie ciężkości. Woda ściągała mnie na dno. Do tej pory nie spotkałam się z podobnym problemem. Na ogół woda podnosiła do góry. Przecież służyła jako winda w chatkach. Jakim cudem ta ściągała mnie na dno? Przerażona machałam łapkami. Nic nie pomagało. Woda niemiłosiernie ciągnęła mnie w swoje odmęty. Machnęłam desperacko łapkami i ogonem. Udało mi się dotknąć dna. Chwyciłam się tego z całych sił. W krótkim czasie całe ciało znajdowało się na piasku. Powoli szłam w stronę powierzchni. Piasek utrudniał mi chód. Gdy opuściłam już gęstą powierzchnię odetchnęłam z ulgą. Potrząsnęłam ciałem by osuszyć futro. Słońce nadal grzało, co dodatkowo pomagało w osuszeniu się. Chwilę postałam ciesząc się ciepłem. Drzewa porastał mech dobrze mi znany. Już tu chodziłam. Byłam niedawno w tym miejscu. Weszłam w gęstwinę. Dość szybko znalazłam ścieżkę, którą przebyłam z rodzeństwem. Czyżby Kalik tu gdzieś był? Dlaczego mnie tu przeniosło? Nigdzie go nie widziałam. On sam przenosić się nie mógł, wszędzie chadzał na piechotę. Postanowiłam tak samo jak on iść o własnych nogach. Dość szybko doszłam do znanego mi wodospadu. Tym razem wolałam uniknąć podziemia. Spodziewałam się za wodą spotkać jakieś przejście. Niestety zawiodłam się. Żadnej jaskini, jedynie ściana z rysunkiem. - Eh – westchnęłam zawiedziona. Poszłam wzdłuż ściany. Gdzieś musiała się kończyć. No i skończyła się zaroślami gęstymi tak, że trudno było przejść. O ile w ogóle dało się pokonać gęstwinę. Kusiła rezygnacja. O wiele łatwiej przenosić się za pomocą myśli niż chadzać o własnych siłach. Powstrzymywała mnie chęć złapania Kalika. On przecież nie potrafił przenosić siebie. Ponownie westchnęłam. Trzeba było znaleźć inną drogę. Kojarzyłam, że przez kamienny stolik, czy cokolwiek to było. Można było wejść wyżej po murze. Spróbowałam tej drogi. Tym razem dobrze wybrałam. Nic nie blokowało drogi. Mogłam iść bez przeszkód. Sceneria się minimalnie zmieniła. Było więcej sadzawek, przy okazji śmignęło mi coś przed oczami. Po chwili zobaczyłam ostrze. Co to? Co jakiś czas ostrze wysuwało się z ziemi. To chyba była pułapka. Czemu Stwórcy stworzyli ten mechanizm? Usłyszałam trzask. Obejrzałam się i zobaczyłam jak z góry spada na ziemię metalowy bolec. A dokładnie nie spada a zgniata. Pod spodem zauważyłam krew. Przecież niedawno tam przechodziłam! Wystraszyłam się. Raczej Kalik tędy nie szedł. A co ja mam zrobić? Iść dalej w zaparte czy ratować swoje zdrowie? Stojąc niezdecydowana usłyszałam krzyk. Podbiegłam do źródła głosu, zapominając o pułapkach. Przy jednej z sadzawek stała biała myszka z króliczymi uszami. Chyba te uszy są ulubionym strojem wśród myszy. Włosy miała koloru czarnego, zdobiła je kokarda czerwona kokarda przyczepiona do ucha. Patrzyła ze złością w jeden punkt. Także tam spojrzałam. Zobaczyłam wychylające się ostrze. - Co to w ogóle jest? – zadała dręczące mnie pytanie. – Mysz normalnie wybrać się nie może na spacer. Podeszłam bliżej by mnie zobaczyła. Pomyślałam, że się ucieszy z towarzystwa. Kolejny raz się pomyliłam. - Czego chcesz? – spytała opryskliwie. - Jestem Lena – przedstawiłam się. - Co mnie to obchodzi? – prychnęła. Widać, nie lubiła poznawać nowych osób. - Zgubiłam się i próbuję stąd wyjść. Razem szybciej sobie poradzimy – zaproponowałam, choć kusiło mnie by porzucić nieznajomą. Myszka milczała uważnie mnie się przypatrując. - A w sumie … sama nie dam rady – machnęła łapką – Jestem Marciaq. - Te pułapki wysuwają się raz na jakiś czas – powiedziałam – można wyliczyć w jakim czasie je przeskoczyć. - Głupie to – stwierdziła w odpowiedzi. - Dla mnie to raczej dziwne – odparłam – Co Stwórcy chcieli tym osiągnąć? - Utrudnić i tak zniszczone życie – warknęła i ścisnęła łapkę w pięść machając w niebo – Zmrok! – zawołała. Rozejrzałam się w koło. Nad nami górowało błękitne niebo, które co jakiś czas przebijało się przez liście. O jakim Zmroku ona mówiła. Nagle jakiś cień zakrył te odrobinę światła, która oświetlała nam miejsce. - Boginii bąbelków, czyżbyś utknęła? – zapytał łagodnie. - Zabierz mnie stąd – rozkazała. Cieniem okazała się chmurka, którą przybysz ze sobą miał. Myszka, która do nas zeszła miała ciemne futro. Na głowie czarne włosy i ciemny kapelusz w czarne paski. Jedno ucho ozdabiał czarny kolczyk. Zeskoczył z chmury i podał łapkę Marciaq. - A to kto? – spojrzał w moją stronę. Nie spodobał mi się błysk w jego oczach. - Lena. Pomagała mi – wyjaśniła krótko. - Pomagała? – powtórzył cicho, jakby coś rozważał – Chcesz pomocy, czy sama dasz sobie radę? - Z chęcią skorzystam z pomocy – oznajmiłam szybko. Podał mi łapkę. Jego chwyt był pewny. Usiadłam na chmurce koło Marciaq. Ona zaś wygodnie się rozłożyła. Kojarzyłam te chmurkę, podobną posiada Ana. Dzięki niej się porusza. Istniało więcej takich chmur? - Umiesz tym sterować? – z zamyślenia wyrwał mnie głos białej myszki. - Niezbyt – wzruszył ramionami – Wolę runy, ale ciebie nie przewiozę runami – uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu tym samym. Nie rozumiałam co się dzieje. Coś mi nie dawało spokoju. - Jesteś Lena? – zwrócił się do mnie. - Tak, a ty? - Zmrok – przedstawił się – To moje imię, nick i życie. Umiesz sterować chmurą? - Nigdy tego nie robiłam. - To jakoś trzeba sobie poradzić – stwierdził. Uniósł obie łapki do góry. Zobaczyłam światło, a w głowie powstało tysiące pytań. Rozdział 26: „Nowe znaczenie domu” Przed Zmrokiem pojawił się dziwny kształt. Miał on niebieskawą poświatę. - Runa? – spytała Marciaq. - Wiesz jak lubię runy – uśmiechnął się w odpowiedzi. - Bardziej wolisz canony – prychnęła. - Chcesz? – zagroził ze śmiechem. Dziewczyna zrobiła urażoną minę, ale nie gniewała się na niego. Przekomarzali się między sobą. W czarnej myszce było coś niebezpiecznego. Nie wiem co dokładnie. Przecież był miły, ale coś w środku mnie krzyczało: Niebezpieczeństwo! - Jak? – przerwałam te miłą chwilę. Zmrok ostrzegawczo spojrzał w moją stronę. Trzymałam Marciaq, by nie spaść chmury. - Przepraszam, czy pytał się ciebie ktoś o głos? – zapytał z groźbą w głosie. - A potrzebuje pozwolenia? – uniosłam brew. Zmrok zbliżył się do mnie i popchnął na tyle mocno, że spadłam na ziemię. Na szczęście nie znajdowaliśmy się zbyt wysoko, więc krzywdy sobie nie zrobiłam. - Ałć – skomentowałam. - Pyskata jesteś jak na ofiarę – odparł z pogardą. - Odpuść jej – Marciaq stanęła w mojej obronie – Co ty taki dziś nie w humorze? - Ja? Nie w humorze? – uśmiechnął się paskudnie, a potem wzrok skierował na mnie. Milczałam. Jego oczy wiele mówiły, łącznie z tym bym nie próbowała czegokolwiek. Wyczarował kolejną runę, którą przyczepił do chmury. - Wsiadaj, bo odjedzie bez ciebie – polecił. Bez słowa wskoczyłam na chmurę. Chciałam się wydostać z tego miejsca. Chęć odnalezienia Kalika zeszła na drugi plan. Zmrok leciał na runie obok chmury. Balansował na niej. Zastanawiałam się jak on się utrzymuje i dodatkowo pilnuje równego lotu chmury. Marciaq była całkowicie spokojna. Wylecieliśmy z dżungli i mogłam śmiało obserwować drzewa od góry. Na horyzoncie widziałam głównie zieleń w różnych odcieniach. Potem obrazy zaczęły migać. Stroma góra, wulkan, chatka na drzewie, las, jezioro, morze, wilk, smok. Wszystko to jakby w jednej chwili. Nim się obejrzałam nasz transport zbliżał się do lądowania. Na dole rozpościerał się obraz usiany chatkami. Osiedle, które spotkałam miało różny charakter. Tutaj chatki także różniły się między sobą, ale wszystkie były jakby połączone. Stanowiły całość w swojej różnorodności. - Gdzie my jesteśmy? – spytałam, a po chwili leżałam na ziemi popchnięta przez Zmroka. - Miałaś się nie odzywać – odparł w odpowiedzi. Pomógł Marciaq zejść z chmurki. Uśmiechnęła się do niego. - Chyba przesadzasz – zwróciła uwagę. - Wkurza mnie – rzekł na usprawiedliwienie. Do tej pory milczałam, ale ten osobnik pobudził moją egoistyczną stronę. Co on sobie myśli? Myśli, że może tak mnie traktować? A może myśli, że przez cały czas będę potulnie milczeć? Bałam się go, ale nie pozwolę na takie traktowanie. - To, że cię wkurzam nie znaczy, że możesz mnie tak traktować – powiedziałam z mocą. Podniosłam się z ziemi i dumnie stanęłam przed czarną myszką. - Bo co? – zapytał szyderczo – Myszka coś chce mi zrobić? Czy po prostu piszczy? A co ja mu mogłam zrobić? Moją bronią były tylko słowa. Nie potrafiłam nic tworzyć, co jak zobaczyłam nie dotyczyło samego Zmroka. - Nie piszczę tylko mówię – sprostowałam – A ty za kogo niby się masz? - Za chama – odparł ponownie mnie popychając. Prawie straciłam równowagę. - Cham czy nie cham nie pozwolę by ktoś mnie tak obrażał – powrócił mój stary ton, pewność siebie i ta wiara we własne słowa – ani popychał – po tych słowach odsunęłam się na bezpieczną odległość. - A co masz zamiar zrobić? – zastanowił się chwilę – O już wiem, będziesz płakać – zaśmiał się po wypowiedzeniu tego zdania. Byłam wredna, egoistyczna, prędzej mówiłam niż myślałam, ale Zmrok mnie ze wszystkim przebił. On nawet nie próbował być inny. Kalik uczył życia w nowym świecie, a ta czarna mysz w nim żyła ze swoją osobowością. Ciekawe czy ja też tak będę potrafiła. - Mam płakać? – zaśmiałam się – Nie będę marnować swoich łez na taką mysz jak ty – dodałam z pogardą. W oczach mu błysnęło. Nie odezwał się, lecz widziałam, że go zdenerwowałam. Jednak nic nie robił. Patrzył się na mnie zimnym spojrzeniem. Wolałabym wściekłość, ostre słowa. Chłód mnie przerażał. Cofnęłam się bardziej. - Zmrok, odpuść jej – odezwała się dotychczas milcząca Marciaq. Wysunął łapki do przodu, coś wyszeptał i zaczął tworzyć się przed nim czarny kształt. Zamurowało mnie. Stałam w miejscu i czekałam na efekt jego czaru. Uśmiechnął się do mnie złowrogo. A potem poczułam ból. Uderzyłam o jedną ze ścian. Nie straciłam przytomności. Próbowałam się rozeznać w sytuacji. Obok mnie leżała czarna kula. A czarna mysz powolnym krokiem się zbliżała. - Zmrok starczy – usłyszałam kobiecy głos. Zatrzymał się jakby jej słowa miały wpływ na ruchy myszy. Kogoś się słuchał. Nade mną przystanęła myszka z króliczymi uszami. Ostatnio spotkałam wiele takich myszy. Nawet to było zabawne. Z wysiłkiem się zaśmiałam. - Spokojnie – wyszeptała do mnie – Niedługo ból ustąpi. Miała łagodny głos. Otworzyłam szerzej oczy by móc się lepiej przyjrzeć. Jej futerko było tego samego koloru co moje. Włosy jasne, zaplecione w warkocze, które utrzymywała opaska z królikami. Wszystko kolorystycznie dobrane. Niedaleko leżała różowa parasolka. - Zmrok przynieś wody – poleciła, a on bez słowa odszedł. - Przepraszam cię za niego – westchnęła – on ma takie ciężki charakter, ale też i złote serce jeśli już kogoś pozna. Czarna mysz wróciła po chwili wręczając mi szklankę wody. Królicza myszka pomogła mi napić się wody. - Już mi lepiej – powiedziałam i usiadłam. Jeszcze czułam ukłucia bólu, ale faktycznie powoli przechodziło – Co się stało? - Zmrok wyczarował canon – wskazała na czarną kulę – Ona nie jest wrogiem. Przeproś ją. - Przepraszam za to uderzenie – powiedział machinalnie. - Eh Zmrok. - Co? Przeprosiłem, choć uważam, że zasłużyła. Przynajmniej się nie rzuca – stwierdził. - Zero wniosków, co? – odparła łagodnie. Wzruszył ramionami. - A gdzie ja jestem? – to pytanie dręczyło mnie od początku. - To Zmrok ci nie powiedział? – spojrzała się na niego, on jedynie powtórzył gest- Jesteś w naszym domu. W plemieniu No chyba nie. A ja jestem Sijaka. Rozdział 27: „Plemie” - Plemie? – spytałam. Już raz słyszałam to słowo. Kalik je użył. Powiedział, że któregoś dnia poznam odpowiedzi. Czyżby wywróżył spotkanie? Niekiedy mnie zaskakiwał swoją przewidywalnością. - Plemie to … - zaczęła – Dość trudno to wytłumaczyć. Chyba to więź – zdecydowała. - więź? - O rany – odezwał się Zmrok – głupia jesteś czy co? Powtarzasz te słowa jak jakaś tępa. - Zmrok! – Sijaka zwróciła uwagę z naciskiem – Ona po prostu jest zdezorientowana. Ja jej odpowiem na pytania. - No jasne! – podniósł głos – Sijaka wszystkim pięknie wytłumaczy, bo każdemu można ufać. - Nie jest to nic takiego co by mi zaszkodziło – oznajmiła zimno. - No dobra – zgodził się - tłumacz sobie co chcesz. Ale przejedziesz się na tym jak ostatnio. - Wiem, że się martwisz – rzekła łagodnie i przytuliła go. – Ale nic mi nie grozi. Jestem gotowa na ryzyko. - Tylko po co? – nie odsunął jej, ale także nie odwzajemnił. - Czuję, że Lena będzie inna – odpowiedziała. - Przepraszam – przerwałam te scenę. Oczywiście wybrałam odpowiednią chwilę na odezwanie się. Taka mało cierpliwa myszka. Ryzykowałam ponownym atakiem ze strony czarnej myszy. - Co znowu? – Zmrok odsunął się od Sijaki. - Zmrok, nie denerwuj się niepotrzebnie – powiedziała Sijaka. - Ale ona ma rację – wtrąciła dotychczas milcząca Marciaq – Ona ciągle odzywa się w dziwnych momentach. - Co to za kłótnia? – odezwał się nowy głos. Mysz miała brązowe futro, na głowie czarną czapkę kota, a uszy zdobiły sercowe kolczyki. - Pani – Zmrok lekko się skłonił. - Małe nieporozumienie – wyjaśniła Sijaka. - O cześć – przywitała mnie nowo przybyła. - Cześć… - w głosie nie miałam zwykłej pewności siebie. Coś biło od tej myszki. Podobnie jak Zmrok, ona miała dziwną aurę. - To jest Lena – przedstawiła mnie moja wybawicielka. - Wichira – odparła krótko – Wybieram się na sery. Brakło nam. Zmrok idziesz? - Z tobą zawsze Pani! – powiedział pełen entuzjazmu. Zniknął mrok, który mi przedstawił wcześniej. Był normalną myszą jak większość. Jakoś wszyscy wydawali mi się tutaj pełniejsi niż ci, których spotkałam do tej pory. Wszystkim czegoś brakowało. A plemie „No chyba nie” dopełniało się. Marciaq bez słowa podeszła do Zmroka. Po chwili pojawiła się kolejna mysz o podobnym futrze co Wichira. Jedynie co miała na sobie to szalik w zielone paski. - Ja zostanę z Leną chwilę – oznajmiła Sijaka – potem was znajdę. - Spoko – machnęła łapką i wszyscy odeszli. Zrobiło się cicho. - Więź? – powtórzyłam pytanie. - Więź to takie jakby przywiązanie. Spędzanie razem czasu – próbowała wyjaśnić – To takie uczucie bliskości. Odczucie bezpieczeństwa. Chęć chronienia. - I tym jest plemie? - Tym powinno być plemie – poprawiła. - A nie jest? – zdziwiłam się. - A czujesz coś do osób ze swojego plemienia? – zamiast odpowiedzieć zadała pytanie. - Ja należę do jakiegoś plemienia? - Prawdopodobnie tak, ale sama musisz to odkryć. Znowu miałam coś odkrywać. Czemu nie mogli mi normalnie odpowiedzieć. Choć Sijaka przynajmniej dawała mi konkretne odpowiedzi, nie to co Kalik. A właśnie Kalik! Przez całe to zamieszanie zapomniałam. - Ale jak mam to odkryć? – jednak wolałam nadal zadawać pytania. Jakoś nie mogłam się powstrzymać. - Sprytna jesteś, na pewno na coś wpadniesz – mrugnęła do mnie – Te osoby, które zobaczyłaś zostały przypisane do jednego plemienia. Takie plemie stworzyli nam Twórcy, a my zbliżyliśmy się do siebie. Twórcy przelali w nas wiele swojej duszy. A wszyscy Twórcy, którzy nas stworzyli byli ze sobą jakoś powiązani. Dlatego od początku byliśmy ze sobą. Ale nie wszędzie więź stworzona przez twórcę jest kontynuowana tutaj – zakreśliła łuk nad sobą. Odpowiedziała na kilka pytań, które zrodziły mi się w głowie. Czyżby odkryła o co chce spytać? To było bardziej przerażające niż inteligencja Kalika. - Lubisz swojego Twórcę? – spytałam. - Lubiłam – Sijaka pokręciła ze smutkiem głową – Kiedyś.. – spojrzała na jedną z chatek – Kiedyś Twórca poświęcał mi wiele czasu. Znałam jego emocje, myśli. Wiele się nauczyłam. Nie miałam za złe, że mną steruje. Cieszyłam się. Na ogół spędzałam czas podczas sterowania z moimi współplemieńcami. A ich kocham całym sercem – odwróciła się do mnie a w oczach zobaczyłam łzy – Potem przez pewne zdarzenie Twórcy nas opuścili. Prawie równocześnie. Mój Twórca jeszcze mną sterował, za co mu byłam wdzięczna, ale stopniowo i to się uspokoiło. – pokręciła głową by zbyć łzy. - To przykra historia – skomentowałam tylko, bo co mogłam więcej dodać? Nie myślałam, że ktoś może pragnąć sterowania. Przecież wtedy nie mieliśmy jakby duszy – Nie przeszkadzało ci sterowanie? - Nie – zaprzeczyła – Od początku byłam przebudzona. Dalej wszystko mi pokazał. Ja byłam świadoma podczas sterowania, więc szybciej się uczyłam. Dzięki temu wiem wiele – uśmiechnęła się. - A czy znasz Kalika? – powróciłam z powrotem myślami do pierwotnego celu mojej wycieczki. W końcu trzeba się dowiedzieć czegoś o czasie. Pewnie Sijaka by mi wszystko wytłumaczyła, ale i tak chciałam go odszukać. - Znam – potwierdziła – Był u nas niedawno. My go przemieszczamy w inne miejsce, by szybciej się dostał do ostatniego celu podróży. - Co? – moje ulubione pytanie. Wyraża tyle, a jednak nic. Po prostu wyrywa się z pyszczka niekiedy bez mojej woli. - Kalik podróżuje i odkrywa nowe tereny – wyjaśniła – Dzięki takim jak on mamy lepszy podgląd na świat. A świat tworzy się przez cały czas. Twórcy i Stwórcy nie przestają tworzyć. Tak naprawdę nie znamy całego Transformice. - A gdzie go przenieśliście? – spytałam. - Musiałbyś spytać Daleja. On go przenosił. Ja akurat zajmowałam się Okruchem. - A gdzie Dalej? – zapytałam zniecierpliwiona. Najchętniej bym pobiegła bez żadnego planu, ale miałam znaleźć Kalika, a nie się zgubić i błądzić po nieznanym. - Pewnie niedługo wróci – zapewniła Sijaka – Na razie zostawię cię z Firletką i pójdę do pozostałych. - A tak właściwie to po co wam ser? - No jak to po co? – odpowiedziała pytaniem. - Przecież jedzenie pojawia się po jakimś czasie – stwierdziłam. - Ser, który występuje w chatkach jest niezbyt smaczny. Nie wiem czy go próbowałaś. A ser w takich specjalnych miejscach jest znacznie smaczniejszy. A my lubimy ser – zaśmiała się – W końcu jesteśmy myszkami. Na chwilę zniknęła i przyprowadziła ze sobą brązową myszkę. Jej włosy były koloru złotego ozdobione czerwoną kokardą na głowie. Na uszach wisiały czerwone kurczaki. - Cześć – przywitała się nieśmiało złotowłosa – Jestem Firletka. - Lena – przedstawiłam się – Miło mi cię poznać. - To ja idę – oznajmiła Sijaka – Nie bój się, ona nic ci nie zrobi – zwróciła się do Firletki. - Ufam ci – uśmiechnęła się do króliczej myszki. Sijaka szybko zniknęła. Pozostałam sama z nieśmiałą myszą. Firletka lubiła ciszę. Siedziała tylko naprzeciw mnie nie racząc mnie słowem. Nudziłam się przeogromnie. Nie wiedziałam na jaki temat zagadać. Czy mogłam o cos zapytać? Czy moje słowa by ją zraniły? Myszka sprawiała wrażenie kruchej. Jakby wietrzyk mógł zrobić jej krzywdę. - Firletka, kim jest twój gość? – usłyszałam pytanie. Głos różnił się od wszystkich głosów razem wziętych. Jakby to był jeden z pierwszych głosów. Miał w sobie tyle historii. Nawet nie potrafiłam tego opisać. A jego wygląd wprawił mnie w osłupienie. Rozdział 28: „Wilk” - To nasz wódz Dalej – przedstawiła myszkę Sijaka. Ja nadal stałam w osłupieniu nie mogąc wydobyć głosu. Pierwsze wrażenie minęło gdy odezwała się królicza myszka, drugie wrażenie było jeszcze bardziej szokujące. Miał brązowe futerko, najzwyklejsze. Reszta jego rzeczy miała podobny kolor co ubarwienie sierści. Jakby podkreślał ten kolor. Mimo zwykłości tej barwy i tak od niego bił blask. Nie w dosłownym sensie. - A to jest Lena – przerwała ciszę Sijaka – Zmrok z Marciaq ją znaleźli. Kręciła się po pułapkowych mapkach. - Witaj – uśmiechnął się do mnie, a ja z wrażenia otworzyłam pyszczek. Jego głos jeszcze kilka sekund rozbrzmiewał w mojej głowie. - Chyba ją zamurowało – stwierdził. - Lena? – spytała niepewnie Sijaka – Wszystko w porządku? - Co?- zamrugałam próbując pozbyć się otępienia. - Ona mówi! – zaśmiał się Dalej wywołując tym rumieniec na moim pyszczku. - Chyba ją onieśmielasz – doszła do wniosku królicza myszka – Ciekawe czemu? – to pytanie zabrzmiało tak jakby odpowiedź była oczywista. Ciekawiła mnie relacja tych myszek. W oczach Sijaki przy jej wodzu prócz podziwu znajdowała się także czułość. Ona uwielbiała tę myszkę, ale inaczej niż ja zareagowałam na jego osobę. Nawet nie potrafię opisać wszystkich uczuć, emocji krążących w powietrzu. - Spytaj jej się – polecił Dalej – O ile będzie w stanie odpowiedzieć. Oboje się roześmiali. Śmiech nie należał do tych przykrych. Był raczej życzliwy, serdeczny. Chcieli wyciągnąć mnie z zakłopotania. Zauważyli moje oszołomienie i próbowali żartami dać mi czas bym się pozbierała. Zamknęłam pyszczek, który przez cały ten czas miałam otwarty. - Cześć – wyszeptałam ledwo słyszalnie, jakby mój głos był niegodny tej dwójki. - Ona szuka Kalika – powiedziała za mnie Sijaka nie pozwalając niezręcznej ciszy wedrzeć się między nas. - Kalik – powtórzył Dalej – Czyli go poznałaś? Kiwnęłam głową. Ponowne odezwanie się było ponad moje siły. - Wybrał nowe tereny – oznajmił bardziej Sijace niż mnie – Ostatnimi czasy te mapki robią się niebezpieczne. - Twórców coś opętało – oburzyła się Sijaka – Nawet nie patrząc na nowe myszki. - Sijaka – odezwał się. - Ach racja, wybacz Lena – zwróciła się do mnie – Możemy cię przenieść do Kalika. Raczej daleko nie odszedł. - To wiecie gdzie on jest? – pytanie wyskoczyło z mojego pyszczka. Na moment zapomniałam o zakłopotaniu. - No tak – potwierdziła – Chyba o tym wspominałam. Mogę cię do niego przenieść. - Możesz? – mętlik połączony z chaosem wrócił na miejsce pustki, która powstała po zobaczeniu Daleja. Wstyd zniknął, a w miejsce niepewności przybyło tysiące pytań. - Oczywiście! I chyba zabiorę cię od razu – powiedziała szybko. Podeszła do mnie i chwyciła za łapkę. Nim się obejrzałam znaleźliśmy się w innym miejscu. - Gdzie jesteśmy? – spróbowałam zorientować się w jakie miejsce zostałam przeniesiona. Dużo nie było do oglądania, jedynie zmrożona trawa i góra lodowa. - Tu był ostatnio – wskazała łapką na górę – pewnie jest gdzieś w pobliżu. Ja wracam do wodza i reszty współplemieńców. Do zobaczenia – pożegnała się z uśmiechem i znikła. Zostałam sama. Gdy ogarnęła mnie cisza do mych uszu dotarł dźwięk. Jakby mlaśnięcia. - Jest tu kto? – podniosłam trochę głos, bałam się zawołać. Nagle wielka góra lodowa poruszyła się. Ziemia się zatrzęsła. Utrzymałam równowagę, choć straciłam ją na moment. Gdy ziemia unieruchomiła się na powrót, spojrzałam w górę. Tchu mi zabrakło. Wystraszona cofnęłam się o krok, a góra zbliżyła się do mnie. Przede mną znajdował się ogromny pysk. Oczy tego samego koloru co całe ciało iskrzyły wrogością. Za mną przepaść. Nie miałam nawet gdzie uciec. Gdzie też Sijaka mnie przeniosła? Prosto w objęcia śmierci? - Spokojnie – usłyszałam gdzieś z boku. Zmusiłam się do spojrzenia w stronę z której dochodził głos. Przy potworze stała myszka kremowego ubarwienia. Jej włosy koloru niebieskiego powiewały na wietrze. Nawet niekiedy zlewały się z potworem. Przyjrzałam się bardziej. Ja znałam tę myszkę. - Shes? - Lena! – podbiegła do mnie – Co ty tu robisz? - Eeee – nie wiedziałam co odpowiedzieć. Od ostatniego spotkania przecież tyle się wydarzyło. - Opuściłaś lekcje – powiedziała z wyrzutem. - Lekcje? – powtarzanie po kimś słowa jako pytanie chyba będzie moim drugim mistrzostwem obok pytania: „co?” - No tak – kiwnęła głową wyciągając pędzel zza ucha – malowania. - Aaaaa – monosylaby i samogłoski. Jestem bardzo inteligentną rozmówczynią, nie ma co. - Nie chcesz już się uczyć? – spytała smutno. Potwór na górze zawarczał. Chciałam się cofnąć, ale tylna łapka zahaczyła o krawędź. - Spokojnie Ilis – pogłaskała lodowego stwora. - Ilis? – normalnie złoty medal konwersacji. Powinnam się pacnąć w głowę. - Tak. Jest wilkiem – wyjaśniła mi – Kocham wilki i czasami je odwiedzam w ich więzieniach. - Więzieniach? – chyba powinnam przestać się odzywać. Nic nie wnosiłam do rozmowy, chyba tylko to, że powtarzałam zasłyszane słowo. - Tak – ponownie potwierdziła – Jest uwięziony w tym miejscu. Kiedy twórcy mapki, tej po której się poruszamy, umieszcza w niej jakieś zwierze to ono zostaje uwięzione. Ten wilk nie może wyjść poza tą ziemię – rzekła smutno – Ma mało miejsca na bieganie nawet. Tkwi w jednym miejscu. - Więcej jest takich uwięzionych istot? - Setki, jak nie tysiące. Twórcy tworząc nie myślą o tym, że skazują stworzone osoby na samotność i wieczną udrękę – w jej oczach pojawiły się łzy. - Twórcy nigdy nie myślą – stwierdziłam z mocą – Odwiedzasz miejsca takie jak to? - Głównie wilki – poprawiła – Nie byłabym wstanie odwiedzać wiele. Czasami Kalik informuje mnie o nowo znalezionym wilku. - Kalik!- krzyknęłam strasząc Shes i wywołując kolejne warknięcie u wilka – wybaczcie. Zapomniałam, że go szukam. - ach – westchnęła zrezygnowana – Wejdź do norki. On jest zaraz za przejściem. - Norka? – rozejrzałam się wokół. Faktycznie stałam przy norce – A to czasem nie przenosi w różne miejsca? - Przenosi – zgodziła się – Ale dzięki norce możesz ukierunkować to gdzie chcesz się znaleźć. Weź ser będący koło Ilisa i wejdź do norki. Podeszłam do wilka. Chyba niezbyt mnie polubił. Shes schowała się za nogami swojego przyjaciela. - To na razie – powiedziałam chwytając ser – Wpadnę potem do ciebie na zajęcia – obiecałam. Weszłam do nory myśląc o Kaliku. Chciałam mu zadać mnóstwo pytań. Droga do niego zamiast odpowiedzi dawała mi jeszcze więcej niewiadomych. Moja głowa tego nie wytrzyma. - Lena? - Kalik! – zawołałam przytulając myszkę. - Miałaś iść do Shes, a potem do Any. Czemu tu jesteś? - Bo chcę z tobą porozmawiać – odpowiedziałam. - To trochę nie miejsce na twoje pytania – pokręcił głową – Powinnaś sama szukać odpowiedzi. Ja mogę cię jedynie prowadzić. - Ale rozmawiając z tobą je znajduje! – zaprzeczyłam. - Dobrze – podniósł łapkę do góry – Zatem chodź ze mną, ale uprzedzam cię, że czeka nas spora droga. - A gdzie idziemy? – spytałam zadowolona. - W nieznane – powiedział cicho i ruszył przed siebie. Rozdział 29: „Nora” - Mam mnóstwo pytań – oznajmiłam po kilkudziesięciu sekundach. - Domyśliłem się – westchnął Kalik – Widać to po twoich oczach. - To mogę je zadać? – spytałam pamiętając co mówił o braku czasu. - Poczekaj – podniósł łapkę – Udamy się w spokojniejsze miejsce. - A to nie jest spokojne? – wokół nas była tylko trawa z niewielką ilością kwiatów i małym gruntem nad nami. A i jeszcze na końcu rosło drzewo. - Nie o taki spokój mi chodziło – pokręcił łepkiem. - To gdzie chcesz iść? W odpowiedzi wskazał na norę. Nigdzie nie widziałam serka, a potrzebowaliśmy go do przeniesienia. - A gdzie ser? – wypowiedziałam na głos dręczące mnie pytanie. Pytania w mojej głowie niekiedy jak igły napierały na mój mózg z okrzykiem: „zadaj mnie, no zadaj”. Czasami miałam tego dosyć. Można oszaleć z głową pełną pchających się na powierzchnie pytań. Ciekawe czy każdy tak miał. Kalik podniósł głowę w górę. Jego wzrok padł na grunt wiszący w powietrzu. - Tam jest? Jak mamy niby tam się dostać? – zastanowiło mnie skąd Kalik bierze tyle cierpliwości. Ja bym nie wytrzymała milczenia czy moich ciągłych pytań. Normalnie ostoja z niego. - A po co chcesz się tam dostać? – odpowiedział pytaniem. - No bo… - zwątpiłam. Kalik znowu wiedział coś czego ja nie wiedziałam. To nie nowość – By się przenieść potrzeba sera? - Masz rację – zgodził się, jak zwykle nie dokańczając tłumaczenia. - No to trzeba się dostać do sera – mówiłam zirytowana. - Niekoniecznie – ponownie zatrzymał się na jednym zdaniu, o ile można to nazwać zdaniem. - Ale przecież potrzeba sera by wyjść – nie rezygnowałam. - No potrzeba – znowu przytaknął. Chyba świetnie miał niezły ubaw. Mnie za to cierpliwość ulatywała, a w sumie już się skończyła. - Kalik! – krzyknęłam zdenerwowana. - Słucham cię cały czas – uśmiechnął się mnie. - Nadal nie mówisz jak zdobyć ser – wytknęłam mu wściekła – Ciągle mówisz to co oczywiste. - A ty się nie skupiasz – odbił piłeczkę. - Co ma moje skupienie do obecnej sytuacji?! – wybuchłam. - Zastanów się chwilę – rzekł – Weź oddech i wtedy zadaj pytanie. - Co?? – zapomniałam jaki Kalik potrafił byś denerwujący. Jak w ogóle mogłam o tym zapomnieć? - Weź oddech i uspokój się – powtórzył. Zignorował moją wściekłość. Miałam ochotę krzyczeć. Łapkami zedrzeć z jego pyszczka spokój. Jednak opanowałam się i spełniłam polecenie Kalika. Głęboki wdech zatrzymał wszystko w środku. Negatywna energia buzowała, czekała na upust. Przymknęłam oczy. Zebrałam rozpraszający myślenie gniew i wrzuciłam go do oddechu. Potem powoli wypuściłam powietrze z cząsteczkami wcześniejszego wybuchu. - Okej – mój umysł był wolny, więc mogłam się skupić – To dlaczego nie musimy się dostawać? Kalik uśmiechnął się zadowolony z osiągniętego przeze mnie efektu. Nie od razu raczył odpowiedzieć. Tym razem postanowiłam się nie denerwować. Krzykiem niczego nie osiągnę, a jedynie rozbawię kolegę. - Mam ser potrzebny do przejścia – powiedział po naprawdę długiej chwili. - Ale jak to? Udało ci się tam wejść – grunt był wysoko, za wysoko by do niego dosięgnąć bez latania, a przecież nie mieliśmy skrzydeł. - Nie – pokręcił głową. - To skąd masz ser? – pogubiłam się we własnych pytaniach i zdawkowych wypowiedziach Kalika. - Zdobyłem w poprzednim miejscu. - Ale ten ser czasem nie znika jak go oddajemy? I proszę wytłumacz normalnie – poprosiłam. Zmęczyło mnie ciągłe doszukiwanie się sedna. Chciałam w końcu usłyszeć choćby jedną odpowiedź. - I tak i nie – a gdy mu nie przerwałam kontynuował – Nieśmiertelni nie zwracają na to uwagi. Wy po prostu pamiętacie, że płacicie serkiem za przejście, ale nie wiecie komu. Wchodzicie i pojawiacie się w nowym miejscu – zrobił pauzę. Przez cały czas uważnie go słuchałam. Pierwszy raz poznałam taki sposób podróży, wcześniej przenosiłam się za pomocą myśli – U śmiertelnych wygląda to inaczej. My wchodzimy do tej nory i wiemy co dokładnie jest w środku. Płacimy także mniej niż nieśmiertelni. Wy płacicie całym serem, my tylko częścią. Odczekałam chwilę nim zadałam pytanie. Powoli układałam sobie to w głowie. - Zatem w środku nory coś jest – zastanowiłam się – Ale czy będąc nieśmiertelną mogę tam tak po prostu wejść? Nie mam czym zapłacić. - Wejdziesz ze mną – uspokoił mnie – Myszki w norze są wyrozumiałe. Zresztą nie będziesz pierwszą nieśmiertelną, która w ten sposób wchodzi do nory. A na pewno dużo sera już zapłaciłaś. - Ale czy uda mi się tak wejść? – nie ustępowałam. Ogarnęły mnie wątpliwości. Nie przypuszczałam, że ta nowa ma w sobie jakieś życie. - Więcej wiary – popchnął mnie w stronę nory. - Idź pierwszy – pisnęłam przestraszona. - Lepiej wejdźmy razem – chwycił moją łapkę i przysunął mnie do siebie – Bo jeszcze cię nie wpuszczą. Wzmocniłam uścisk i poczułam się pewniej. Nora tkwiła w powietrzu. Dolną krawędzią dotykała podłoża. A w niej stała brązowa mysz. Zawsze tam była, chyba nigdy nie zdarzyło się by jej tam nie było. Im bliżej nory tym bardziej sytuacja wydawała się nierzeczywista. Otwór wyrobiony na tle nieba, za nim wolna przestrzeń. Od drugiej strony figurował jedynie czarny kształt. Jak stwórcy osiągnęli coś takiego? Gdy podeszliśmy do brązowej myszki, Kalik wyciągnął ser z plecaka. Dopiero teraz go zauważyłam. Miał na sobie zielony plecak, a raczej torbę czy worek z ramiączkami. Ramiona połączone były na torsie, co zapobiegało zsuwaniu z grzbietu. Nim zdałam pytanie, stróż nas przepuścił. Znaleźliśmy się w długim korytarzu. Panowała na nim niespotykana poświata. Różne światła padały na posadzkę. Podłoga zachwycała prostotą wykonania. Jednolity ciemnobrązowy kolor idealnie komponował się z światłami. Na ścianach korytarza, jedna obok drugiej, były nory. Każda prowadziła do innego miejsca. A korytarz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. - Wow – wydusiłam zachwycona – To tak wygląda w środku? - Tak – przytaknął. Przy każdej norze stała brązowa myszka. - A im się nie nudzi? – spytałam. - Raczej nie. Są inaczej stworzone niż my – mówił patrząc na jedną myszek. Podeszła do nas brązowa mysz. Rozejrzałam się po norach. Żadna w pobliżu nie opuściła swojego stanowiska. - Witaj Kalik – przywitała się Kto ci towarzyszy? Miała żeński głos. Wywnioskowałam, że to dziewczyna. Wyróżniała ją od pozostałych różowa kokarda na prawym uchu. Niby niewiele, ale w tym miejscu kuło to w oczy. - To Lena – przedstawił mnie – Leno, poznaj Marlen. - Cześć – machnęłam łapką. - Jest gdzieś w pobliżu jakaś łąka? – zadał pytanie Kalik. Łąka? Na co mu łąka? Czyżby to spokojne miejsce o którym wspominał wcześniej? - Chyba jest – Marlen ruszyła przodem. Pozostało nam pójść za nią. Zerkałam na nory, ale stróże wszystko mi zasłaniali. Jedynie trochę kolorów przesiąkało przez odkryte szczeliny. - Może nie jest to łąka, ale myślę, że przypadnie wam do gustu – wskazała na jedną norek. - Dziękuję – odparł. Całe szczęście, że za wyjście się nie płaciło. Kalik poszedł przodem. Otoczyła nas błękitna poświata. Zmrużyłam oczy. Za dużo czasu spędziliśmy w przyciemnionym pomieszczeniu. - Nada się – stwierdził, po czym usiadł na murku. Wyszłam na zewnątrz. Poczułam, że nogi są mokre. Nieprzyjemne uczucie. Westchnęłam niezadowolona. - Zadowolona? – spytał. Szłam przez wodę próbując walczyć z podnoszącym prądem. To była ta sama woda, co w mojej chatce. Głównie służyła do tego by podnosić myszki do góry. - To okropne miejsce. - Marudzisz – dotknął łapką murku koło siebie, sugerując bym usiadła. Z ogromną przyjemnością spełniłam prośbę uwalniając się od mokrej cieczy. - Możesz zadawać pytania – pozwolił – Na pewno zajmie to dużo czasu. Rozdział 30: „Czas okołokrężny” Wygodnie usadowiłam ogon. Chłód murku wywołał dreszcze. - Jak to u nas z jest z czasem? – od razu zaczęłam od pytania. - Sprecyzuj pytanie – polecił Kalik. Zmarszczyłam brwi. Tym razem lepsza reakcja Kalika, do tej pory sam mi kazał dochodzić do odpowiednich pytań. Tą wypowiedzą trochę pomógł, ale nie byłby sobą, gdyby od razu mi powiedział o co mu chodzi. - Ana wytknęła mi, że długo mnie nie było – spróbowałam – Ja nie odczułam upływającego czasu. Stąd moje pytanie. - U śmiertelnych myszek czas inaczej płynie – zanurzył łapkę w wodzie – Nieśmiertelni dostosowują się do rozkładu dnia swojego Twórcy, a u każdego wygląda to inaczej. - To jak ja mam zdążyć na umówione spotkanie nie odczuwając upływu czasu? – przerwałam mu pytaniem. - Próbując wyczuć czas panujący w Transformice co nie jest prostym zadaniem – odparł nie kontynuując myśli. - Kalik obiecałeś! - To nie jest proste zadanie, jak również nie jest proste do wytłumaczenia – wstał i stanął naprzeciwko mnie – Cierpliwości. - Cierpliwa to ja byłam dopóki mi czasu nie wytknęli – naburmuszyłam się – Teraz czuję jakby on mnie gonił! - Do znalezienia upływającego czasu potrzebna jest cierpliwość – uśmiechnął się. - grrrr – ze zdenerwowania machnęłam nogą opryskując wodą Kalika. - Cierpliwości – powtórzył. Miałam ochotę machnąć nogą jeszcze raz, ale pamiętając te „cierpliwość” Kalika, nic w ten sposób nie osiągnę. Ponownie usadowiłam się na murku. - To jak to jest z tym czasem w Transformice? – spytałam spokojnie. - Nie jest on jeden. Jest kilka czasów działających jednocześnie, a jednak tak od siebie różnych – chwilę zamilkł by przyjrzeć się mojej reakcji. Miałam na pyszczku zupełny brak zrozumienia – To może inaczej. Transformice nie jest jednolite, choć tak się wydaje. Jest podzielone na kilka stref. - Stref? – nie mogłam się powstrzymać. - Stref. Są myszki, które mówią w innym języku. A tak właściwie wszyscy powinniśmy mówić w jednym języku. - Języku? - Język to coś czym się porozumiewamy, słowa. Wszystko rozumiesz, ponieważ jesteśmy z tej samej strefy – wyjaśnił. - A co z innymi strefami? – nie mógł się powstrzymać i moje proste pytanie zagmatwał bardziej. Mogłam się tego po nim spodziewać. - Są niedostępne dla zwykłych myszy. Lepiej nie przekraczać granicy by się do nich dostać – ostrzegł. - A to jest widoczna granica? – zdziwiłam się. - Łatwo ją rozpoznać, ale raczej nie zajdziesz tak daleko – machnął łapką by zbyć moje dalsze pytania. - A ty zaszedłeś? – zignorowałam jego znak bym przestała. - Byłem przy granicy – westchnął – Jednak nie o tym mowa, chodzi o strefy. Oprócz różnicy językowej jest także różnica czasu. Czas jest tak samo długi jak u nas, ale w innych porach mają noc czy dzień. - Dziwne to – skomentowałam. - Na samym początku tak nie było, potem nastąpił drastyczny podział. - Dlaczego? - Nie wiem. Nie było mnie wtedy. Słyszałem od Sijaki o tym podziale. Wracając do tematu – podkreślił z groźbą w głosie – Czas dla każdej strefy płynie inaczej. Nieśmiertelni i śmiertelni także mogą mieć różny czas. Wszystko zależy od twórcy nieśmiertelnego. - To jak się dostosować? – musiałam uważać przy zadawaniu pytań. Kalik mógł mi przecież przestać odpowiadać, a to by na dobre nie wyszło. - Musisz znaleźć rytm, wyczuć rytm śmiertelnych myszek, jak i tych nieśmiertelnych – nakreślił. - Jak mam wyczuć rytm? - Podobnie jak zobaczyłaś obraz swojego twórcy czy też się obudziłaś. Musisz zajrzeć w głąb siebie – odparł. - Niby jak? - A to już twoja sprawa, ja w tym ci nie pomogę – strząsnął z futerka kilka kropek, które jeszcze zostały po tym jak go oblałam. - ok… - zrezygnowałam z dalszej próby dowiedzenia się co mam robić. Już i tak dużo mi powiedział jak na niego – Śniło mi się rodzeństwo – zmieniłam temat – a potem spotkałam prawie wszystkich z mojej wizji. Jak to się stało? - A to ciekawe – zainteresował się – Zaraz po śnie wszystkich spotkałaś? - Nie tak zaraz – zaprzeczyłam – w pewnych odstępach czasowych. - Jeszcze tego nie spotkałem – wyznał – To pierwszy taki przypadek. - Serio? – aż wstałam z wrażenia i straciłam równowagę wpadając pyszczkiem do wody. Kalik pomógł mi odzyskać równowagę. - Każdy na swój sposób spotykał myszkę z tego samego twórcy, przez ciebie i wielu innych nazwaną rodzeństwem. Ale pierwszy raz komuś objawiło się to w śnie – zastanowił się chwilę – Widać twoja twórczyni naprawdę dużo duszy w ciebie wtłoczyła podczas tworzenia. - Skoro tworzy nas jeden twórca, to czemu moje rodzeństwo ma różny charakter? Jakby wcale nie byli od jednego twórcy – wyrzuciłam z siebie. - Zależy w jakim momencie twórca was tworzył – rzekł spokojnie Kalik. - Co? – zadałam moje ulubione pytanie. - Twórca tworzy mysz w danym okresie. Niektórzy twórcy mają tylko jedną mysz, inni mają ich bardzo wiele. Niektórym swoim tworom wlewają duszę, a niektórym nie. To zależy od ich nastroju – wytłumaczył. Nie skomentowałam. Nie było czego komentować. Byłam tak zaszokowana tą wieścią, że odebrało mi mowę. - Plemie – wydusiłam po dłuższym czasie. Kalik nie przerywał ciszy cierpliwie czekając – czym jest plemie? - Nie wytłumaczyli ci? - Wytłumaczyli, ale chciałam wiedzieć jak sama mogę odkryć do jakiego plemienia należę – sprecyzowałam. - To ci dokładnie mogą wytłumaczyć tylko osoby posiadające plemie lub czujące silną więź – powiedział – Ja sam nie znam się na plemionach. To wymysł stwórców. Myszki śmiertelne nie posiadają plemion. - mhmmm – wymruczałam niezadowolona. – A zwierzęta na mapach? - Są uwięzione, ale byś lepiej zrozumiała musimy zmienić miejsce – skierował się w stronę norki. - Po co? Tutaj źle? Nie możesz mi po prostu powiedzieć? – wstałam. - Mogę, ale wolę jak to zobaczysz i sama poczujesz – odwrócił się do mnie tuż przed norką. Westchnęłam i podeszłam do niego. Po chwili razem weszliśmy do środka. Rozdział 31: „Uwięzieni” Tym razem przejście przez norę zajęło kilka chwil. Kalik zabrał mnie w niebieskie miejsce. Nie było nieba tylko ten niebieski bezkres. Staliśmy na drewnie. Nie czułam już takiego ciążenia. Podskoczyłam lekko, by coś sprawdzić. Uniosło mnie w górę. Przez moment jakbym leciała, potem się skończyła i delikatnie opadłam na deskę. - Co to za miejsce? – spytałam. - Chciałaś poznać uwięzionych – odparł Kalik. - Chciałam? Tak – zgodził się i następnie ruszył przed siebie. A pod i nad nami znajdowały się deski. Ta z góry podnosiła się powoli ku górze. Kalik doszedł do krawędzi i spojrzał na mnie. Odwrócił głowę i skoczył. Chwycił się górnej krawędzi i wdrapał się znikając mi z oczu. Podeszłam blisko przepaści. Przede mną i pode mną ciągnął się niebieski kolor. Wiedziałam czym skończ się dla mnie upadek. Zamknęłam oczy by nabrać odwagi. - Nie myśl zbyt dużo – usłyszałam z góry – Zdaj się na instynkt. - Ta… łatwo powiedzieć – szepnęłam do siebie. Bałam się skoczyć, choć nie groziło mi nic prócz bólu i zgubienia Kalika. On zaś ryzykował swoim życiem. Skąd miał tyle odwagi? Deska nad głową wydawała się być bardzo blisko. Niby skok nie wymagał wysiłku, a jednak niebieski bezkres przerażał. Wzięłam oddech, podeszłam tak blisko jak byłam w stanie i z całych sił odbiłam się od podłoża. Skupiłam się na desce po której miałam potem chodzić. Chęć latania trochę rozpraszała. Oczy miałam wbite wyżej, tak bardzo chciałam chwycić deskę, aż uderzyłam w nią głową. Dla efektu zrobiłam salto w powietrzu i lekko wylądowałam na nogach łapiąc się za głowę. - Auć – skomentowałam. - Co tak tam długo robisz? – spytał Kalik – Już dawno powinnaś być na górze. - Nie pospieszaj mnie – odkrzyknęłam – Pierwszy raz to robię. - Nie pierwszy – zaprzeczył. - Jak to nie? Nie przypominam sobie.. - No właśnie – przerwał – Nie pamiętasz tego, bo byłaś sterowana, ale twoje ciało zna tą mapkę. Mówiłem byś za dużo nie myślała. - Agrrr – warknęłam – Jak mam nie myśleć? Nie da się. - Da się – odparł spokojnie – Skup się. Czemy za nim poszłam? Co mnie skusiło by mu towarzyszyć? Dobrze wiedziałam jak mnie drażnił, ciągle poprawiał, wytykał błędy. - Lena skocz – polecił. Ze złości usłuchałam. Chciałam pyszczek w pyszczek coś mu powiedzieć. Skoczyłam i znalazłam się nogami w powietrzu, a potem desperacko machnęłam łapką nieszczęśliwie odbijając się od deski. - Kalik! – krzyknęłam przerażona opadając w dół ku bezkresowi. - Złap się – wyciągnął bambus, który mi wcześniej zabrał. Dosięgłam go i mocno ścisnęłam, a Kalik wciągnął mnie na deskę. Wystraszona wtuliłam się w jego futerko. - Nieźle ci poszło – pochwalił mnie uspakajającym głosem. - Tragicznie – zaszlochałam – O mało nie spadłam. - Ale nie spadłaś – stwierdził fakt – Nie ma czasu na dąsy. Patrz! Podniosłam głowę i wyjrzałam zza Kalika. Zobaczyłam misia? Nie białego, którego dostałam od Aniu. Nie brązowego, którego można spotkać w chatce. Nie… to był miś biało-czarny. Miał czarne oczy i otoczkę czarnego futra wokół nich. Łapy i nogi były tego samego koloru, zaś brzuch świecił bielą. - Co to? – wydusiłam. - Uwięziony – odpowiedział – A dokładnie panda. Witaj – przywitał ją. Panda uniosła się na nogach i po chwili usiadła. - Cześć. Kto się za tobą chowa? - To Lena – przedstawił mnie wypychając do przodu. Nie miałam gdzie się schować, więc skuliłam się w sobie. - Cześć – wyszeptałam ledwo słyszalnie. - Co ona taka trzęsawka? – panda zbliżyła swoje ciało. Pisnęłam wystraszona próbując uciec, co udaremnił mi Kalik. - Lena, zadawaj pytania. Nie marnuj czasu na strach. W środku mi zawrzało. Jak można być takim nieczułym. Przecież widzi, że umieram ze strachu. Pocieszyłby mnie, a nie… - Daj mi chwilę – powiedziałam ze złością. Panda cofnęła się słysząc agresję w moim głosie. - Czego ty się boisz? – spytał spokojnie. - Czemu od razy mam zadawać pytanie? – podniosłam głos – Nie mogę mieć chwili do przyzwyczajenia się? A może ja nie mam pytań? - Właśnie kilka zadałaś – odparł niewzruszony moim wybuchem. - och! – sapnęłam wściekła. - Czemu ona krzyczy? – zapytała panda. - To jej sposób poznawania świata – odpowiedział z uśmiechem. - Wcale nie – zaprzeczyłam. - Nie? – Kalik powtórzył słowo pytaniem. Ucichłam. Dało mi to do myślenia. Przeanalizowałam wcześniejsze sytuacje gdy spotkałam coś nowego. I pierwsze spotkanie z Kalikiem. Miał racje, ja tak poznaje świat. Oklapły mi uszy. - Nie masz czym się smucić – poklepał mnie. - Nie chciałam nakrzyczeć – zwróciłam się do pandy. - Jesteś niezrównoważona – stwierdziła – Ja bym ją zrzuciła w przepaść. - Co? – wydusiłam gniewnie. To ja przepraszam, a ona mi jeszcze grozi? Co ona sobie myśli? - Spokojnie – wtrącił się Kalik. Atmosfera była napięta. - Jak mam być spokojna? – spytałam – Ona mi grozi. - Spokojna? Przecież to agresor – powiedziała prawie równocześnie. - Ona jest nieśmiertelna – zwrócił się do pandy – Niedawno się obudziła. - Nieśmiertelna? - Lena, uspokój się i przestań tak łypać na pandę. - Kiedy ona… - zaczęłam, ale uciszyłam się widząc spojrzenie Kalika. - Czemu ją tu przyprowadziłeś? – wyrzuciła panda – Przecież wiesz, że nie lubię tych bezmózgich marionetek. Sapnęłam wściekła, jednak milczałam. Jedynie co mogłam zrobić to groźnie na nią patrzeć. - Niektórzy się przebudzają i ona jest jedną z nich. - Czemu? – nie dawała za wygraną. - Ona mnie zastąpi… - Co? – krzyknęłyśmy równocześnie. - Będziesz nauczać za mnie – spojrzał w moją stronę. - Ale… ale ja nic nie umiem – wytknęłam. - Umiesz zadawać pytania i kojarzysz fakty. - Ale czemu ja? Są lepsi! – spytałam rozpaczliwie. - Masz potencjał i wiem, że będziesz dobrą nauczycielką. Nie wybrałem tylko ciebie – pokręcił głową – Będzie kilka osób. Każdy w swej dziedzinie, ale o tym później. - Ale… - Później – podkreślił – Uwięzieni to osoby, które zostały stworzone w danym miejscu. Tak jak są tworzone mapki chatki, tak samo są tworzone takie mapy. Uwięzieni nie mogą wyjść poza. - Czyli przez całe życie widzi tylko jedno? – nie chciałam odpuszczać tamtego tematu, ale wiedziałam, że Kalik w tym momencie i tak nie odpowie. - Tak – potwierdził. - Nie nudzi im się? Kalik spojrzał na pandę. - I ja mam jej to wyjaśnić? – zapytała ze zdziwieniem. W odpowiedzi kiwnął głową. - Nie nudzi nam się – odpowiedziała. Odczekałam chwile, by móc usłyszeć ciąg dalszy, ale było widać, że dalej nic nie powie. - A co robisz tutaj? – spróbowałam z innej strony. - Siedzę sobie. Była gorsza od Kalika. On przynajmniej chciał odpowiadać na pytania. - I nie nudzi cię takie siedzenie? – nie dawałam za wygraną. - Nie nudzi – ona także. - A oprócz siedzenia i patrzenia się w przestrzeń co robisz? – kontynuowałam pytania. Może po którymś razie się złamie? - A co tu trzeba więcej robić? – przekrzywiła głowę. - Powiedz jej jak spędzasz czas – odezwał się Kalik – Szczegółowo. Panda westchnęła. Widać, że miała mnie dość, a ja postanowiłam, że jeszcze bardziej ją pomęczę pytaniami. Mnie się tak nie traktuje. - Obserwuję myszki i czasami im przeszkadzam dojść do sera lub wrócić z serem. - Myszki? – powtórzyłam słowo. - Cały czas je widzę, nawet gdy z tobą rozmawiam. - Jak to możliwe? – zrobiłam wielkie oczy. Zaskoczyła mnie. Cała złość gdzieś prysła, zastąpiła ją ciekawość. Rozdział 32: „Zabójcza naprawa” - Nic jej nie tłumaczyłeś? – spytała Kalika. - Nie miałem okazji – odparł – Nie spodziewałeś się, że będzie mnie szukać. - I ja mam jej to tłumaczyć? – podniosła się na tylnich łapach. - Ja nadal tu jestem – przypomniałam o sobie – I chcę znać odpowiedzi. - Grrrr – warknęła machając łapą w moją stronę. Nie ruszyłam się z miejsca. Nawet nie mrugnęłam. Stałam pewnie podpierając się ogonem. - Chce znać odpowiedź – powtórzyłam z naciskiem. Panda była znacznie większa ode mnie. Górowała nad nami. Mogłaby mnie zabić jednym uderzeniem potężnej łapy. - Ty chyba głupia jesteś – stwierdziła opadając z powrotem na cztery łapy. - Nie zaprzeczę – kiwnęłam głową na zgodę. - Czuję ich cały czas, ponieważ jestem w kilku miejscach naraz – westchnęła zrezygnowana – Takie miejsce jak to – wskazała niebieską przestrzeń – takie osoby jak ja nie odpoczywają. Zrobiła przerwę. Chyba myślała, że jej jakoś przeszkodzę. Kusiło mnie by zadać pytanie, ale wolałam poczekać. - Tylko, że czując myszki nie ruszam się – kontynuowała – Tak jak myszki nie wiedzą, że skaczą po mnie, ponieważ są sterowane. Ucichła. Odczekałam chwilę, a gdy upewniłam się, że nie będzie już mówić, zadałam pytanie. - Tam się nie ruszasz, ale tu tak. To jak teraz czujesz te myszki? - Na plecach – odpowiedziała – na ogół leżę na brzuchu z łapką wyciągniętą ku dołowi. A one sobie skaczą. - Nie przeszkadza ci to? - Nie. Nie wiem jak to jest nie czuć myszek. - To okropne – doszłam do wniosku. Całe swoje życie czuć jak po tobie chodzą, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić – A kto cię stworzył? - Ktoś z twórców. Twój twórca pewnie też stworzył takie miejsce. Kiwnęłam głową. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że twórcy to potwory. Było pewnie więcej takich istot uwięzionych w jednym miejscu. Wpadł mi do głowy pomysł. - A widzisz ich? - Jak się skupię to tak. Jak nie mam z kim rozmawiać to patrzę jak myszki wyglądają – zaśmiała się – niektóre mają fikuśne stroje. - Czy widząc myszki sterowane da się określić gdzie się pojawią w świecie Transformice? - Lena – przerwał Kalik – Co chcesz osiągnąć? - Nie przerywaj – rozkazałam nie patrząc na niego. Wzrok skupiłam na pandzie. - Za dużo ich – spoglądała na mnie zaskoczona – Ale są takie myszy co potrafią to określić. - A jakie to myszy? - Jakieś stare, a o to dopytaj Kalika – usadowiła się na deskach – Idźcie już, męczycie mnie. - Jakie myszki? – zwróciłam się do Kalika. - Chodź – odparł tylko ciągnąc mnie do nory. Pokornie za nim poszłam. Schodzenie było prostsze niż wchodzenie. Toteż po chwili byliśmy na korytarzu pełnym nor. Kalik nie wyglądał na zadowolonego, raczej na zirytowanego. - Kalik? Wszystko w porządku? – odezwałam się, by wypełnić ciszę. Jakaś pustka wypełniała przestrzeń wokół. - Nie – wybrał jedną z norek i wszedł do niej. Bez zastanowienia poszłam za nim. Szybko zasłoniłam oczy. Zaskoczył mnie blask bijący z nieba. Było jasne z kilkoma chmurkami. Staliśmy na równo skoszonej trawie, a wysoko nad nami górował kawałek ziemi z niewielką ilością zieleni. Kalik odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok był zacięty. - Lena, nie zadawaj pytań, które nie dotyczą tematu. Sama robisz sobie mętlik w głowie – powiedział spokojnie. Spodziewałam się krzyku, wytykania, reprymendy, ale nie… on jedynie zwrócił mi uwagę. I to nawet nie do końca. Wszystko ze swoim stoickim spokojem. - Zadawałam pytania na temat – zaprzeczyłam. - Nie – znowu zaczynał z tymi swoimi krótkimi odpowiedziami. I ponownie musiałam się dociekać o co mu chodzi. Po co mówić wprost? Lepiej pomęczyć rozmówcę. - Czemu nie? – postanowiłam grać w jego grę mając nadzieję, że pęknie pierwszy. Jednak znając jego cierpliwość byłam na przegranej pozycji. - Skakałaś z tematu na temat. „No to już coś wiem” – pomyślałam. Mam konkret, ale nadal nie wiem o co chodzi. Nim cokolwiek odpowiedziałam zastanowiłam się chwilę. Przesuwając w głowie przeprowadzoną rozmowę. Nie zobaczyłam zmieniania tematów. - Nie rozumiem – w końcu odezwałam się zrezygnowana. - A powinnaś wiedzieć – pokręcił głową i spojrzał na grunt nad nami. - Niby skąd? – oburzyłam się. – Nie jestem wszechwiedząca, zresztą jestem uczniem. Tak czy nie? - Ale myślisz – jego oczy skupiły się na mojej myszce. - I znowu zaczynasz – wybuchłam – Czemu nie możesz normalnie odpowiedzieć? No czemu? - Odpowiadam normalnie – zignorował wybuch i ze spokojem dodał – To ty nie odczytujesz do końca odpowiedzi. Więcej cierpliwości. Łapkami zakryłam pyszczek. Nie miałam sił by się z nim kłócić. Za słaba byłam na niego, a agresją reagować nie mogłam. - Nadal nie rozumiem – wyszeptałam. Nie próbowałam mówić głośniej. Jak nie usłyszał to trudno. - Zastanów się czy nie przegapiłaś jakiegoś pytania dotyczącego osób uwięzionych na mapce. - Myślę, że nie – dodałam po chwili. - Nie zastanowiłaś się nad tym. - Jak to nie? Zastanowiłam – założyłam łapki na piersi. Nie wiem do czego Kalik zmierzał, ale nie podobało mi się to. W sumie od dłuższego czasu mnie drażnił, a martwiłam się, że to on na mnie się zdenerwował. - Nie… – chciał coś jeszcze dodać ale zgiął się w pół. - Kalik – wystraszyłam się. Chciałam do niego podejść bliżej, pomóc mu, ale straciłam świadomość. Przed oczami pozostał cierpiący Kalik. Dernière modification le 1479246300000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1416227400000
| 0 | ||
//usuniete Dernière modification le 1492288260000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1416251220000
| 0 | ||
mesmera a dit : Dopiero teraz miałam czas na przeczytanie... Cudny rozdział ;) masz talent do pisania, czekam na ciąg dalszy :) |
![]() ![]() « Citoyen » 1416252600000
| 0 | ||
Nick: Nina Screen: ![]() Płeć: Dziewczyna Co lubi: Lubi spędzać czas wolna, niekontrolowana przez stwórcę. To ją fascynuje. Wady: Uległa, czasem chamska. Zalety: Opanowana, spokojna, pomocna, mądra i sprytna Jak sobie radzi w trudnej sytuacji: Stara się podchodzić do trudnych sytuacji realistycznie, oceniając wady i zalety przeszkody. Potem próbuje wykorzystać wadę z korzyścią dla siebie. Jaki ma stosunek do twórcy: Nienawidzi go za to, że bardzo często sprawuje nad nią kontrolę. Właściwie, zaledwie parę godzin dziennie może spędzić wolna. |
![]() ![]() « Sénateur » 1416261720000
| 0 | ||
serozjadka a dit : Jeśli bardzo przeszkadza, możesz poprosić Coskę by zmieniła te jedną literę. Dla mnie to aż takiego dużego znaczenia nie miało, a mi bardziej pasuje fun :) myszojom a dit : Dziękuję za komplement, ja zaś twierdzę, że jeszcze muszę się wiele nauczyć :) Lenkashowx - dodam twoją myszkę. Bardzo dobrze trafiłaś mi ze stworzeniem bohaterki, akurat myślałam nad właśnie taką myszką XD. Czytasz mi w myślach? Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Nie obiecuję, że szybko. Mam na niego pomysł, gorzej z czasem na napisanie. |
![]() ![]() « Citoyen » 1416263220000
| 0 | ||
mesmera a dit : Tak. Musisz się oczywiście poduczyć ale tak jak każdy, heh ;) A na rozdziały poczekamy ;3 |