| Plod_zaglady #0000 « Citoyen »
Date d'inscription : 29/05/2017 Communauté : Internationale Messages : 0 Prestige : 0 Niveau : 1 Hors ligne Tribu : |
Jestem maskotką plemienia Psychopatyczne Płody Zagłady.
Chcesz dołączyć ? Serdecznie zapraszam. :)
Było późno.
Za późno.
Obudził się, gdy księżyc oświetlał pyski jego rodziny.
Ta rutyna powoli wkraczała do jego życia i właśnie przez to cholernie bał się każdego kolejnego dnia.
Podniósł się ze swojego ulubionego miejsca i wstając, rozprostował swoje zdrętwiałe kości.
Co poszło nie tak?
Wyszedł z nory powoli i spojrzał na chmury, które nieco przysłoniły piękne niebo.
Uśmiechnął się, nieco żałośnie. Nie czuł się tu dobrze i właśnie to było złe. Miał rodzinę, przyjaciół i dom.
Był zwyczajny. Był myszą, którą można było spotkać co chwilę, był kimś, kto niewarty jest uwagi.
A przecież nigdy nie chciał się kimś takim stać.
Kiedy cierpimy, robimy to w ciszy, a światu to opowiada.
Nienawidził siebie za to. Nie chciał być jak każdy, nie chciał być każdym. Nie chciał być też nikim.
A powoli się nim stawał. Rutyna pojawiła się już kilka lat temu.
Robił dokładnie to samo od lat, czasem wręcz zapominał swojej przeszłości.
To bolało. Wszystkich boli, wszystkich, którzy powoli tracą siebie samych i znikają.
Po prostu znikamy, jakbyśmy nigdy nie istnieli.
Chmury powoli przesunęły się i powoli pozwoliły księżycowi oświetlić ziemię.
Ruszył w stronę lasu, który znajdował się tuż koło jego nory.
Doskonale znał każde przejście, każdy korytarz, każde drzewo i każdą kryjówkę.
Znał każdego przeciwnika, sojusznika i nie lubił, gdy ktoś nowy zakłócał jego pokój. Nie. Stop.
Cholerna rutyna.
Już chciał zawrócić do nory, ale przeszły go dreszcze, które wręcz nie pozwoliły odwrócić się na jego łapkach.
Płód był dość inteligentny i nieraz zauważył, że osoby walczące z rutyną dziwnie znikały.
Nie było to opuszczenie wioski, nie było to też pożegnanie i wyruszenie w podróż. Nie. To można łatwo rozróżnić.
Oni po prostu znikali z powierzchni ziemi – zupełnie jakby komuś nie pasowało istnienie innych (różnych) myszy.
Jego przyjaciel był jednym z nich. Pewnego dnia złapał płoda, gdy ten zbierał zapasy sera spod starej fabryki.
Ów mysz zaczęła mieć wątpliwości do działania władz ich wioski. Opowiadała o historii jego znajomych,
Płód uważnie słuchał jego monologu, jednak nie zdawał sobie sprawy, że jego majaczenie może znaczyć coś więcej.
Grają nami jak pionkami.
Zniknął. Na drugi dzień już go nie było. Gdy go szukał, pytając kolejnych osób, zdał sobie sprawę
o zepsutym algorytmie tej wioski. Nikt nie pamięta jego przyjaciela. Nikt nie wie, gdzie mógł pójść.
Nikt. Zupełnie jakby ktoś wymazał jego istnienie.
A Płód nie mógł pozwolić na niewyjaśnione zniknięcie.
Błąd.
On się tego bał. Bał się, że zniknie i nie pozostanie po nic wartego uwagi.
Że stanie się tylko jedną z tysiąca takich samych myszy.
Cicho chłopcze.
Nie mów ani słowa.
Stanął w cieniu drzewa, jednego z wyższych w tym lesie.
Zaczął się obracać w każdą stronę, obserwując wszystko uważnie.
Nie widział niczego nadzwyczajnego, ale wyraźnie coś nie grało.
Jakby nagle wszystkie myszy zniknęły, a on jeden jedyny został uwięziony w innym wymiarze.
Było późno. Za późno.
Obrócił swoją głowę w stronę północną. Nigdy nie powinno się zapuszczać w tamte strony – tak uczono go od dziecka.
Wioska nie pozwalała na samotne wędrówki tak daleko. Władze nie były zadowolone, gdy ktoś nie wykonywał ich polecenia.
I Płód to wszystko wiedział. I mimo to ruszył w tamtą stronę.
Połączył fakty – to było zbyt proste, nawet dziecko mogłoby się tego domyśleć.
Chora gra.
Zagraj w naszą małą grę
Nie zagrasz ze mną?
Jego powolny chód zmieniał się w coraz szybszy i szybszy – aż w końcu przybrał kształt desperackiego biegu.
Płód błyskawicznie opuścił granice jego wioski i w momencie opuszczenia jej poczuł
jakby cała negatywna energia zniknęła w powietrzu.
Zatrzymał się dosłownie na chwilę. By ostatni raz zerknąć na miejsce jego narodzin. Ale nic tam nie było.
Nigdy tam nic nie było. Nigdy nic tu nie istniało.
Więc kim on był? Kim był przez te kilka lat?
Uśmiechnął się. Pierwszy raz tak szczerze, pierwszy raz był tak pewny siebie i szczęśliwy.
Znów odwrócił się w stronę północy i tym razem nie zatrzymał się, aż nie spotkał osób, które zmienią jego przyszłe życie.
Mała gra.
Czasem wraca w miejsce wioski, ale nadal jej nie ma. Jakby nigdy nie był jej częścią.
I może nigdy nie było tam dla niego miejsca. W końcu swoje miejsce znalazł gdzie indziej.
W kręgach niektórych myszy można usłyszeć o strasznym więzieniu.
O najgorszym miejscu na świecie. Ale nikt nie wie, jak się tam dostać. To bilet w jedną stronę.
A ty? Jak stamtąd uciekłeś? Opowiesz mi? W zamian powiem, co ja zrobiłam, by oszukać tego diabła.
No dalej. Czekam.
Dawno, dawno temu w niedalekiej przeszłości, za górami i rowami,
a dokładniej 1000 metrów pod ziemią, a może i więcej.. odbywała się mega impreza
(niestety musiało obyć się bez sławnego na cały musi świat Mysztofa Krawczyka,
ponieważ zatrzymały go pewne sprawy łazienkowe, no cóż...).
Wszyscy bawili się i świętowali, a trzeba wiedzieć, że takie imprezy nie odbywały się zbyt często.
Raz na tysiąc lat na świat przychodziła wyjątkowa mysz.
W odróżnieniu od innych podziemnych myszy mogła wyjść na powierzchnię.
Nie zagrażały jej promienie słońca ani jasne światło. Mysz ta miała przekazać nadziemnym istotom pewną wiadomość.
To było bardzo trudne zadanie wymagające wielkiej odpowiedzialności.
Tym bardziej że ta wyjątkowa mysz nie miała zielonego pojęcia kim jest i do czego jest przeznaczona.
Zgodnie ze starodawnymi zapiskami wiadomość ta miała objawić się w postaci znaków na futerku.
Jest to wiadomość od pradawnych (pewnie już i zapomnianych) bóstw, które dla swojego kaprysu równie dobrze mogłyby zesłać
apokalipsę na cały mysi świat, ale kto by się tym przejmował.
Teraz mamy imprezę, starszyzna błogosławi małą myszkę i nikt jeszcze nie spodziewa się przyszłej katastrofy.
Myszy tańczą i podskakują w rytm muzyki.
Prowadzą małą myszkę do starej windy która poprowadzi ją na górę, do słońca, ciepła i światła.
Do wszystkiego co jest nieznane dla plemienia z podziemnego świata.
Tam w spokoju spędzi swoje dzieciństwo w towarzystwie opiekunki, która została wyznaczona do tego zadania.
Przedstawiciel starszyzny kładzie dziecko w koszyczku, po czym wkłada koszyk do małej windy.
Wszystko idzie zgodnie z planem. Myszka jedzie na górę, towarzyszą jej dźwięki starych desek, które skrzypią przy każdym ruchu windy.
Gdy już dociera na powierzchnię okazuje się ze nikt na nią nie czeka.
Nie ma nikogo w pobliżu, tylko drzewa. Jest cicho... Cisza ta tak bardzo kontrastuje z panującym na dole zgiełkiem i muzyką.
Mała myszka zaczyna płakać, ale kto może ją tu usłyszeć?
Chyba tylko jakiś zboczony psychopata aka pedofil-homofob
(z pewnym emotkowym natręctw ;-;). Tak też się stało.
Płacz dziecka usłyszała czarną mysz z elegancką muszką, która w ogóle nie pasowała do lasu, ale jak kto woli.
Ciemna postać pochyliła się nad małą myszką, która rozpłakała się jeszcze bardziej. Speszyło to trochę nieznajomego.
Pojawiła się myśl żeby zostawić to dziecko i iść dalej, ale sumienie nie pozwalało.
- Nie nadaje się do dzieci ._.
Zabrał koszyczek i ruszył z nim w drogę. Jako że dziecko ciągle płakało, próbował je jakoś uspokoić.
- Dlaczego ty cały czas płaczesz, ćśś, już dobrze. Jestem Bel.
Wtedy myszka przestała płakać, popatrzyła w oczy swojego wybawiciela i wypowiedziała swoje pierwsze słowa.
- Ble ble.
- ;-;
Bel zaniósł dziecko do plemiennej chatki. Na warcie stała wtedy niejaka Ola.
- Bel.. Co to za dziecko? To mały Belgur? Miałeś mieć termin w sierpniu.
- Ale nieee, to nie moje.
- O nie, jesteś pedofilem? Komu zabrałeś dziecko?
- Znalazłem w lesie ._.
W tym momencie pojawiła się Czarna.
- Ktoś mówił coś o dziecku?
- Bel znalazł dziecko w lesie.
- Szanuje.
- Nie jestem pedofilem, ok?
- To też szanuję.
- Trzeba się nim zająć. Liz, Neko chodźcie tutaj!
Bel wyjaśnił wszystkim okoliczności znalezienia dziecka, po czym dziewczyny zaopiekowały się dzieckiem, bo Bel nie potrafił.
Zwołano naradę Trójkątnego Stołu, na której zaczęto omawiać plemienne sprawy. Zastanawiano się co zrobić z dzieckiem.
Nikt nie chciał go zostawić, ani oddać do domu dziecka. Na aborcję też było już za późno. Wreszcie podjęto decyzję.
- Więc maluch zostanie z nami. Całe nasze plemię będzie się nim opiekowało.
- Trzeba jeszcze o tym napisać w naszej kronice.
- Trzeba wszystkich o tym zawiadomić.
I od tej pory Płód Zagłady stał się ulubionym członkiem plemienia. Każdy chciał się nim zajmować.
Sam Płód również polubił swoją nową rodzinę. Nawet do Bela się przekonał, bo przecież to dzięki niemu ma teraz dom.