[Opowiadanie] Tajemnice "Biedronki" 2: Ostateczne Starcie |
Karikob « Citoyen » 1427654100000
| 0 | ||
Witajcie w kontynuacji mojego opowiadania! Skończyło mi się miejsce w dwóch pierwszych 'głównych postach', toteż założyłam zupełnie nowy wątek! Będą tu rozdziały XXXI+ oraz postacie dodane w tej części. Moje prośby, prawa autorskie, postacie z części pierwszej itd. będą w pierwszej części opowiadania, do której link podałam wyżej. A rozdziały będę dodawała z dopiskami I, II itd., bo może wybuchnąć zamieszanie i dawanie od razu XXXI może dać wiele nieprzyjemnych, nieprzewidywalnych rezultatów. Myślę, że nic więcej pisać nie muszę, a jeśli jednak chcecie dowiedzieć się więcej - zapraszam na mój profil, a w razie nie uzyskania wystarczających informacji - na pw (co nie znaczy, że będę zdradzać wszystkie informacje na swój temat). To będzie na tyle. Rozdział I - Strata czy Zysk? Nie kierował mną wtedy rozsądek, nie rządziła inteligencja. Znowu poczułam niezwykłą żądzę zemsty. Żądzę... zabójstwa. Podniosłam siekierę nad głowę i nim Ventus się zorientował, że mam na myśli właśnie jego, minęła dobra chwila. Ta chwila wystarczyła, żeby broń przecięła powietrze i trafiła go centralnie w prawe oko. Widziałam, jak krwawi, słyszałam, jak ostatkami sił jęczy, łka i krzyczy, ale nie czułam wyrzutów sumienia, jak przy śmierci Ziemian. Ten na to zasłużył. On sam mnie w końcu próbował zabić, tego byłam pewna. Nigdy nie ufałam żadnemu z Nich, nie licząc Starca i Aika. I nie miałam zamiaru ufać. W ogóle, straciłam zaufanie do wszystkich. Osoba, którą uważałam za najlepszego w tym momencie przyjaciela, zdradziła mnie. Tak, dobrze myślicie, chodzi mi o Eddy'ego. Nikodem znowu zmusił mnie do uniknięcia broni lecącej ku mnie - ponownie miecza - i pobiegliśmy do... Po prostu pobiegliśmy. Mijaliśmy dobrze znane nam budynki, których prawie nie poznawaliśmy - bloki, w których mieszkało tak wiele naszych przyjaciół były w ruinie, a w ruinach leżeli właśnie ci przyjaciele. Przeraziło mnie, jak wielu z nich zginęło. Ale i tak jeszcze więcej było ciał zupełnie nieznanych mi ludzi, który rzucili się do walki z Nimi nie wiedząc nawet, o co walczą. I tego właśnie w nich nie rozumiałam. Istnieją ludzie, którzy mają wyznaczony cel i ludzie, którzy walczą o... zwycięstwo. Mogą ginąć tylko po to, żeby nic nie wygrać. - I tak właśnie sobie myślałam, zwinnie, a przecież bez wysiłku, unikając rzucanych i wystrzelanych w moją stronę najróżniejszych przedmiotów. W jednej chwili mignął mi nawet przed oczami dżem truskawkowy. Kto takie coś bierze na wojnę?! Cóż, zapewne ktoś, kto główną bazę ma w sklepie spożywczym... Nagle, nieoczekiwanie, usłyszałam głos prezydenta, nadawany przez alarmowe głośniki rozmieszczone gęsto po całym mieście: - Drodzy Mieszkańcy! Nikt z was zapewne nie chce, by ta wojna przeniosła się na teren całej Polski, z tego też powodu odgradzamy wasze miasto od reszty świata! Dobrze wiecie, że tak będzie najlepiej! - I nim ktokolwiek zdążył zareagować, spuszczono na miasto niezwykłą, kwadratową, przeźroczystą kopułę, wyglądającą na szklaną, ale z pewnością będącą z niesamowicie mocnego materiału, którego zniszczenie powinno być niemożliwe. - No to mogiła... - mruknęłam, ciągnąc za rękę Nikodema, który tak się zapatrzył na to całe wydarzenie, że nie zauważył lecącego ku niemu noża. Wierzyłam, że da się porwać, że się opamięta i zacznie uciekać razem ze mną, ale on tylko stał jak słup i gapił się z uwagą na jedno z urządzeń, które postawiło kopułę. - Niko, uciekaj! - krzyknęłam widząc, że nóż jest już blisko. - Niko!!! - Ale on był jakby... nieobecny. Wiedziałam, że nie jestem już w stanie nic zrobić. Nóż nie był ostry, ale siła uderzenia przeszyła na wylot jego prawe przedramię. Trysnęła krew, poczułam, jak spływa na moją dłoń. Usiłowałam ją wyszarpnąć, a jednak mój przyjaciel ścisnął ją jeszcze mocniej. Upadł na ziemię, a ja za nim. W końcu mnie puścił, dysząc ciężko. Okropnie się pocił i wyglądał, jakby wrócił z zaświatów i dopiero teraz zorientował się, co się stało. Chciałam wyciągnąć ostrze, ale i ja, i Niko nie byliśmy jeszcze na to gotowi. Psychicznie, bo teraz jedynie próbowaliśmy wyjść z głębokiego szoku i zdumienia, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Pierwsza odezwałam się ja: - Boli?... - To było wręcz śmieszne pytanie, bo odpowiedź była oczywista, ale chciałam się dowiedzieć, czy w ogóle żyje. - Jeszcze jak... - jęknął. - Sprowadź pomoc. Albo nie. Uciekaj, sam kogoś znajdę. - Nie mogę cię zostawić... Zabiją cię jak nic. - Jeśli przy mnie zostaniesz, ciebie też zabiją - zauważył Nikodem i, jakby na potwierdzenie jego słów, obok mojej dłoni wbił się miecz. - Ze mną nie jesteś bezpieczna. Daj im mnie zabić, zabierz Medalion i zabij ich wszystkich. Wygraj dla Ziemi, wygraj... dla mnie. Liczę że wiesz, co to Medalion?... Przytaknęłam i uświadomiłam sobie, że nie mówiłam mu o tym, że władam Powietrzem. - To dobrze. Bo zasługujesz. Ale ostrzegam, że przez to będziesz musiała zabić Edwarda i Władcę Powietrza, ktokolwiek to jest, w ciągu miesiąca. - Ale... ja już mam Powietrze. Wie o tym już tylko Edward i Król i Królowa Żywiołów. Zapomniałam ci powiedzieć... - Więc już tym bardziej go weź - powiedział zdecydowanym tonem i spojrzał mi prosto w oczy. - Proszę. - Ja nie potrafię... Sprowadzę pomoc. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - Mój przyjaciel z trudem machnął lewą ręką mimo, iż ta była zdrowa. - Nim ktokolwiek mi pomoże będę już martwy. Aha... - zawahał się i w końcu dodał: - ...i zabij Edwarda. Masz przeżyć, jasne? - po czym zemdlał i, mimo moich długich wysiłków, nie dał się obudzić. Spojrzenie skierowałam na urządzenie, które go tak bardzo zainteresowało go kilka chwil temu. Jaskawy napis głosił "Biedronka". Były dwie opcje: Albo ten sklep wrócił pod kontrolę Ziemian, albo ludzie-zwierzęta opanowali już całą Polskę, może planetę i tylko moje miasto się wciąż opiera. Jedno było pewne: za tą kopułą nie dzieje się nic dobrego. Rozdział II - Złoty Łuk Nagle rozejrzałam się z przerażeniem. Zupełnie zapomniałam o wojnie, która teraz rozkręcała się na dobre: latały najprzeróżniejsze ostrza, grupki najeźdźców napadały tubylców... A oni wszyscy tak naprawdę chcieli mnie. Tak, jeden z ludzi-zwierząt utkwił we mnie swoje bystre oczka i szykował się do ataku. Doprawdy nie wiedziałam, co robić. Spoglądałam nerwowo na nieświadome niczego ciało Nikodema, bałam się, że w jego dłoni ujrzę Medalion Wody, że obudzi się, ale już Po Tamtej Stronie... Ułożyłam fakty: człowiek-zwierzę z mieczem + brak mojej reakcji = moja śmierć. Szturchnęłam Niko z nadzieją, że jednak się obudzi. Wojownik z uwagą obserwował moje ruchy, jakby czekał, aż dobędę jakiejś broni i stanę z nim do walki. Tego chciał. Nie był z typów, które dobijają bezbronnego, w moim przypadku - również leżącego. Rozejrzałam się wokół, ale jedyne, co mogłabym wziąć za 'broń' był dość ostry odłamek popękanego, szklanego słoika po dżemie, który kilka minut temu mignął mi przez oczami. Brać czy nie brać? - oto jest pytanie. Jeśli wezmę, będę bardziej narażona na śmierć niż bez broni. Jeśli jednak nie wezmę może zginę nie tylko ja - najeźdźca może przecież spróbować rzucić mieczem, i co wtedy? Trafi w Niko i będzie tzw. "bul i rzal". Niewiele więc myśląc porwałam z ziemi odłamek szkła i ruszyłam w stronę wojownika. To go trochę zdziwiło, spodziewał się ujrzeć jakąś "broń super, wow", a ma szkło. I ta chwila wystarczyła, by stał się kupką popiołu. Ani na chwilę nie zapominałam o swojej mocy. Ani na chwilę nie zapominałam też o moim przyjacielu, dlatego też odwróciłam się w jego stronę natychmiast. Ale jego ciała już nie było. Rozpłynęło się w powietrzu. Na szczęście wśród tych jęków i wrzasków, jego krzyku czy płaczu słychać nie było, to mnie trochę pocieszyło. Rozglądałam się na wszystkie strony, mając nadzieję, że ujrzę tych, którzy go porwali. I w końcu ujrzałam. Przy ruinach sierocińca grupka ludzi-zwierząt dźwigała jego ciało. Biegłam, chciałam do niego dotrzeć jak najszybciej i owszem, miałam nadzieję, że w ogóle do niego dotrę... Obcy poruszali się stosunkowo wolno, ale nie powinnam ukrywac, że zaszli już daleko. "Obcy" - to słowo mnie uderzyło. Obcy. Kosmici. Tak naprawdę po raz pierwszy pomyślałam o nich, jak o kimś spoza Ziemi. To mnie zdziwiło niezwykle, przecież od dawna wiedziałam, jak odległy jest ich prawdziwy Dom. Odległy... zaraz będzie tutaj, jeśli czegoś nie zrobię. Starałam się nie tracić ich z oczu ani na sekundę, ale nie było to łatwe: wszędzie były zakręty, bramy i mury, przez które ledwo widziałam zarysy sylwetek tych okrutnych, brutalnych KOSMITÓW. W końcu straciłam ich z oczu zupełnie. Otoczyły mnie nienaturalnie wielkie rośliny i już wiedziałam, co się święci: Edward mnie znalazł, chce przejąć Powietrze i Ogień, potem dobić Nikodema i stać się Władcą Żywiołów. Ale ja na to nie pozwolę. Powiodłam wzrokiem po żonkilach i dopiero po chwili zorientowałam się, że siedzi na tulipanie, który przecież krwistą czerwienią tak bardzo wyróżniał się z tłumu. Zmiana, jaka w nim zaszła, była nie do opisania: był bledszy niż zwykle, liczne blizny zdobiły jego ciało, a w oczach widziałam jedynie brutalność i pożądanie władzy. Dyszał ciężko i patrzył na mnie z nienawiścią. - Co się z tobą stało?! - krzyknęłam. - Spójrz na siebie, jesteś potworem! - Myślałam, że tej bezdusznej bestii nie poruszy już nic, ale chyba uderzyło go określenie "potwór". Wyjęłam lusterko. - Spójrz na siebie - wyszeptałam błagalnym tonem, gdy do mnie zeskoczył. - Spójrz, co pragnienie władzy z tobą zrobiło! Gdy spojrzał w popękaną powierzchnię przedmiotu, wyglądał na zalęknionego i zrozpaczonego. - Co się ze mną stało? - szeptał, cofając się w stronę swoich roślin. - Co ja zrobiłem? - Osunął się po łodydze jednego z żonkili. - Co się ze mną stało? Nic nie rozumiem... - Pragnienie posiadania wszystkich Mocy zmieniło cię nie do poznania. Zabiłeś wielu naszych, ale wrogów też. - Zabiłem... - powtórzył jak echo. - Ja nie wiedziałem. To wszystko moja wina. Chcę umrzeć. - Złapał mnie za kurtkę i przyciągnął do siebie. - Zabij mnie, zabij, i to już! - To nie twoja wina! - krzyknęłam, wyszarpując się z jego uścisku. - Nie byłeś świadomy tego, co robisz! - Mój umysł jest dziwnym miejscem - rzekł Eddy w zamyśleniu. - Nie byłem do końca świadomy swoich czynów, ale wiedziałem jako-tako, co robię. Zabij mnie - powtórzył, wręczając mi swój miecz. Odtrąciłam go i pokręciłam głową. Wolałam się nie odzywać, ciężko byłoby mi ukryć drżenie głosu. - Zabij, albo zrobię to sam. Wyrwałam mu miecz z ręki. - Nie dam ci umrzeć, nie w takiej chwili!... - Ale mimo moich starań, jeden z ludzi-zwierząt i tak napiął cięciwę swego złotego łuku i wpakował mu strzałę prosto w serce. A miałam wrażenie, że celował we mnie. Rozdział III - Pierwsze Łzy Strzała przeszyła mu serce... Tak przynajmniej na początku myślałam. Niestety nie. "Niestety" bo umierał będzie dłużej, a szans nie ma na ratunek. - Boję się śmierci - wyznał mi w końcu. - Ale i tak chcę umrzeć. - Nie bój się - wyszeptałam do niego, bo to było jedyne, co mogłam teraz zrobić: pocieszyć go i pomóc prześć Na Tamtą Stronę. - Bo tam już nigdy nie będziesz się lękał. Spotkasz swoich przodków i ojca, zmarłych w wojnie i przez twoją Moc. Wszystkich nieżywych bliskich i przyjaciół i już nigdy nie będziesz smutny. - Będzie mi cię brak. - Z jego oczu pociekły łzy, na wpół ze smutku i żalu, na wpół z bólu. - Nie chcę cię opuszczać. Kocham cię. Będę tęsknił. - Ja też, ale wiesz dobrze, że tak będzie najlepiej dla nas obojga - powiedziałam, ale jakoś bez przekonania. - A tam nie będziesz tęsknił. Zapomnisz o mnie i będziesz szczęśliwy już zawsze. - Ale ja nie chcę o tobie zapomnieć... - To były ostatnie słowa, jakie do mnie wypowiedział. Przestałam czuć pod palcami bicie jego serca i jego spokojny, łagodny oddech. Umarł z otwartymi oczyma, wpatrzonymi tam, gdzie były, nim zginął - w moje oczy. Gdy umierał, ani na chwilę nie straciliśmy kontaktu wzrokowego. Nie chciałam tego ja i wierzę, że nie chciał też on. Spojrzałam na jego prawą dłoń. Połyskiwał w niej Medalion Ziemi, znamię zniknęło. A więc żyły jeszcze tylko dwie osoby z przynajmniej jedną Mocą. Jeszcze jedna, o ile brać pod uwagę prawdopodobieństwo śmierci Nikodema i fakt, że mogą poczekać z wykorzystaniem Medalionu. Nie, nie mógł jeszcze umrzeć. Dostał w rękę, nim się wykrwawi minie dobra godzina, jak nie więcej... Tak myślę. Spojrzałam na zabójcę Edwarda. Tak, znów napinał cięciwę i tym razem nie planował spudłować. Pogłaskałam lekko Edwarda po ranie i rzekłam: - Ja też nie chcę zapomnieć - po czym poderwałam się z ziemi i zaczęłam uciekać. On już Tam jest. Już jest szczęśliwy. Mam nadzieję. A Niko nie. Nie pozwolę mu na to. Pobiegłam w stronę uliczki, do której mogli skręcić ludzie-zwierzęta z moim przyjacielem i poczęłam przeszukiwać cały teren. Tak też czyniłam przez cały tydzień, obchodziłam miasto wzdłuż i wszerz, nie spałam przez wiele nocy, odwiedziłam chyba wszystkie sklepy, bloki i chatki w mieście, ale nie znalazłam nic. Dnia wojny ósmego nadzieję straciłam zupełnie i siadłam na starym, pokrytym ziemią i kurzem kamieniu, chcąc dać się zabić i dołączyć do wszystkich, którzy zginęli w wojnie, którą mogę zakończyć. Ale najgorsze było to, że nie spełniłam prośby Nikodema. Zabiłam już Eddy'ego, prawda, ale co z Medalionem Wody? Pragnął, bym to ja zdobyła go po jego śmierci. A ja nawet nie wiem, gdzie pochowali jego ciało, tym bardziej nie znajdę jeszcze mniej rzucającej się w oczy, złotej błyskotki. I się rozpłakałam, rozpłakałam z bezsilności. Tyle dni pragnęłam to zrobić, a teraz już nic mnie nie mogło od tego powstrzymać. "Proszę, zwierzaki, patrzcie, jaka jestem bezbronna i zabijcie mnie!" myślałam błagalnie. Naraz poczułam, że ktoś stoi za mną i wpatruje się w ciało Edwarda. - Nie żyje? - Znałam ten głos. Fakt, że znów go usłyszałam, był dla mnie powodem euforii. Odwróciłam się i wstałam, uradowana. - A ty żyjesz! - krzyknęłam z radością i nutą zdumienia, nie odpowiadając mu na pytanie. - No?.. - rzekł krótko i ze szczerym zdziwieniem, jakby myślał, że wiem, że żyje. - Czemu miałbym nie żyć?.. - Bo ci Kosmici... Oni cię zabrali i... - Ci Kosmici, to był nie kto inny, jak Starzec z Lidla i jego przyjaciele, pragnący zwycięstwa Ziemian. - Ale gdzie cię zanieśli? Przeszukałam chyba całe miasto, i ciebie nie było. - Do szpitala. - Faktycznie, tam nie wpadłam. - A gdzie mieliby mnie indziej zanieść z nożem w prawym przedramieniu? Sprowadziłam wzrok na ziemię, i tylko wyjąkałam: - Jest blizna? - Nie ma gdzie być - rzucił z nutą wściekłości w głosie. Podniosłam na niego wzrok. - Jak to? - spytałam, nie kryjąc już zdumienia. - A tak - rzekł i podwinął prawy rękaw. do skóry gdzieś przy łokciu przymocowane było mechaniczne przedramię i takaż dłoń. Stałam jak sparaliżowana, byłam zrozpaczona i przerażona, aż wreszcie trochę się opanowałam i wyszeptałam: - Ale... ale co z twoim Wodnym Znamieniem? Rozdział IV - Poszukiwania - Ono jest niezwykłe. - Powinął rękaw jeszcze trochę. Przy jego łokciu widniało coś na kształt kropli wody, ale przypominało bardziej bliznę, nie znamię. - Przenosi się, gdy musi. - I czarować nadal możesz? - upewniłam się. - Pewnie - odrzekł i jakby na potwierdzenie jego słów, po jezdni popłynęła strużka wody. - A teraz chodź, tu jest niebezpiecznie - dodał i pociągnął mnie w krzaki. Nie odrywał wzroku od ciała Edwarda. Uświadomiłam sobie, że nie odpowiedziałam mu na pytanie. - Tak, nie żyje. - Wyrwałam go z zadumy tak nagle, że aż podskoczył. - Nie martw się. - Masz Medalion? - spytał, wodząc niespokojnym wzrokiem po nienaturalnie wielkich kwiatach. - Mam - przytaknęłam i wsunęłam mu go w mechaniczną dłoń. Chciał mi go oddać, ale zaprzeczyłam: - U ciebie będzie bezpieczniejszy. To mnie prędzej zabiją, to ja mam aż dwie moce. Ty tylko jedną. A w razie potrzeby mi go oddasz. - A jeśli ciebie przy mnie nie będzie? - zapytał, wreszcie zwracając na mnie błyszczące od łez, bladoniebieskie oczy. - A po co miałabym cię zostawiać? Otarł pot z czoła i znów zamyślonym wzrokiem zapatrzył się przed siebie. - Pomyśl - zaczął, jakby był w wojnie czas i miejsce na myślenie. - Przecież razem jesteśmy bardziej narażeni na śmierć. Jeśli znajdą ciebie, znajdą i mnie, więc tym samym będą mieli okazję zabić nas oboje. - Ponownie spojrzał na mnie. - Nie możemy być blisko siebie. A ty weź Medalion. - Wsunął mi błyskotkę do kieszeni. - W razie niebezpieczeństwa po prostu go założysz. Będą musieli cię zabić, by odebrać ci tedy Moc Ziemi. - Nie zawahają się, gdy będą mogli to zrobić - przypomniałam mu, patrząc prosto w jego przerażone ślepia. Bał się. Ale nie o siebie. Bał się o nią. - Proszę, weź go - dodałam, wyciągając naszyjnik z kieszeni i wyciągając w jego stronę. - Przy tobie będzie bezpieczniejszy. Tm razem bez słowa go przyjął. Od razu było widać, jakie wrażenie wywarły na nim moje słowa. Nagle szturchnął mnie w ramię i wskazał na postać zbliżającą się do ciała Eddy'ego. Po raz pierwszy od ośmiu dni ktoś się nim zainteresował. A była to ta sama kobieta, kobieta-zwierzę, którą spotkałam na początku wojny - Agile. Szukała czegoś i była wyraźnie wściekła. - Szuka Medalionu - stwierdził szeptem Niko. - Trochę późno się zorientowała, że wśród tych nienaturalnie wielkich roślin może leżeć ich twórca, martwy. Przytaknęłam. - Może lepiej uciekać? - Przed czym? - wzruszył ramionami. - Nie wyżyje się chyba na krzakach. - Na krzakach nie, ale na nas - owszem. - A przez te krzaki nas nie widać. Nie bądź pesymistka. Spojrzałam na niego dość dziwnie. Przecież wiedział, jaka jestem. Nagle Agile wykonała niepokojący ruch i wyjęła miecz z pochwy. Wyglądała jak kot, którego zbudził ze snu pisk myszy. - Ona wie... - wyszeptałam. Nie wiedziałam, o co mi chodziło ani co wie, po prostu taka myśl naszła mnie nagle i równie nagle zniknęła. Podniosłam z ziemi sztylet, czekając na atak, ten jednak nie nadszedł. Zobaczyłam, jak podchodzi do jednego ze swoich towarzyszy i... zabija go. To stało się tak szybko, że prawie niezauważalnie. Jedynym dowodem, że to naprawdę się stało, było nieruchome ciało leżące na jezdni i ból, jaki czuliśmy w uszach po usłyszeniu nadnaturalnie głośnego jęku. Jak mówiłam, ona jest niezwykle sprytna, zwinna i wysportowana. Jednym mocnym ciosem w splot słoneczny odebrała komuś życie. I odeszła, jak gdyby nigdy nic. Zaczęłam przypuszczać, że Oni jej towarzyszą tylko po to, by miała na kim się 'wyżyć'. Z zamyślenia wyrwał mnie głuchy krzyk Nikodema "Padnij!" i syk strzaly przecinającej powietrze nad moją głową. Odwróciłam się. Stał za mną mój dobry znajomy - zabójca Edwarda - i znów napinał złotą cięciwę swego łuku. Usłyszałam urywany wrzask kogoś, w kogo trafiła strzała i zapominając o przyjacielu popędziłam tam, gdzie chwilę wcześniej zniknęła Agile. Nie przejąl mnie właściciel złotego łuku, w furię wprowadziła mnie ona, nieuzasadnionym zabójstwem. Czułam to samo, co wtedy, gdy zauważyłam Ventusa z mieczem w dłoni: żądzę mordu... Jak się domyślacie, tutaj przedstawię Wam postacie, które pojawiły/pojawią się dopiero w II części "Tajemnic »Biedronki«". Bez dłuższych wstępów przedstawiam Wam Formularz: Imię/Pseudonim/Nazwa, ewentualnie również nazwisko: Wygląd*: Charakter/Cechy/Opis: Wiek: Postać zła/dobra/neutralna. Gatunek: człowiek/człowiek-zwierzę *Jeśli z jakiegoś powodu nie chcesz/nie możesz wstawić rysunku, proponuję zaprojektować postać tu lub tu, a jeśli wszystko zawiedzie - po prostu opisać jej wygląd. Aha, ważne: postać musi być człowiekiem, nawet nadnaturalnym, byle by była nim w jakiejś, może nawet małej, części. Nabór na bohaterów: OTWARTY To będzie chyba na tyle, jeśli chodzi o zgłaszanie postaci. Przejdźmy więc do postaci z tej części "Tajemnic »Biedronki«": ~Na tę chwilę nie doszedł nikt nowy.~ Dernière modification le 1428314940000 |
Karikob « Citoyen » 1427654160000
| 0 | ||
Zaklepuję post. Proszę go nie moderować. Potrzebuję go, w razie braku miejsca w pierwszym. |
Mysiolko « Citoyen » 1428234720000
| 0 | ||
No Karji pośtarałaś śem weź zrub powyszej 50 roźdźałyu |
Wozniiak « Citoyen » 1428752460000
| 0 | ||
Gdy skończę pierwszą część od razu zabieram się za za drugą. // Mogę postać? Screen : Nazwa : Ann Charakter : Sympatyczna, miła, przyjacielska, sprytna i wielbicielka FNaF'a. Jest też miłośniczką psów. Jest też pół człowiek i pół psem. Wielbi grymasy i zabawy. Wiek : 15 lat Dobra Gatunek : człowiek/zwierze Dernière modification le 1428753120000 |
Rzigorzut « Citoyen » 1438950720000
| 0 | ||
/Odkop po tylu latach xDDD |
Nekote « Consul » 1438951200000
| 0 | ||
A można zgłosić postać nawet jeżeli się nie czytało 1 części tajemnic biedronki? |
Karikob « Citoyen » 1438962120000
| 0 | ||
lucjamyszka a dit : *piiip*, myślałam nad zamknięciem tego wątku. Agulalove a dit : Raczej tak, kto by zabronił? Czy ktokolwiek chce, bym kontynuowała to fanfiction? Wkrótce zajmę się Psychopatą z Dreambreak Street, od Freddy Fazbear's Pizza (konfa prywatna) robię sobie małą przerwę, ogarniam prywatne fanfiction, które muszę skończyć do urodzin kolegi, nie wiem, czy warto kontynuować również to. Co Wy o tym myślicie? |
Nekote « Consul » 1438962360000
| 0 | ||
Kontynuuj co prawda przeczytałam tylko do 3/4 rozdziału w 1 serii ale mi się podoba. Czytam dalej. Zgłosze postać :D (mg z grafiki google w typu anime? :c) |
Nekote « Consul » 1438964820000
| 0 | ||
Imię/Pseudonim/Nazwa, ewentualnie również nazwisko: Yuka Wygląd*: Charakter: Kocha koty. Jest koto-człowiekiem. Interesuje się japonią i rysowaniem. Jej ulubionym daniem jest sushi. Lubi towarzystwo wielu osób i poznawać nowe osoby. Nikt jeszcze nie znudził się w jej towarzystwie! Wiek: 14 Postać zła/dobra/neutralna. Dobra Gatunek: Człowiek-Zwierzę Postać tu zgłaszam. Ide czytać dalej 1 serie Tajemnic Biedronki :D |