[Opowiadanie] Wish you were here |
Slonamyszka « Censeur » 1443289020000
| 0 | ||
noonecaresqt a dit : Bardzo mnie to cieszy :DD |
Therezi « Citoyen » 1443290880000
| 0 | ||
swietny fanfik, dodaje do ulubionych i z niecierpliwoscia czekam na nastepne rozdzialy |
Noonecaresqt « Consul » 1443357300000
| 0 | ||
lenkashowx a dit : Wielkie dzięki! ♥ // Jest i Rozdział IV, ;w; Dernière modification le 1443357840000 |
Slonamyszka « Censeur » 1443358980000
| 0 | ||
Już czytam, co tam, że jestem na telefonie hihi |
Ashedxx « Citoyen » 1443362520000
| 0 | ||
Extra! :D Czekam na Rozdział V! |
Speednoote « Censeur » 1443378600000
| 0 | ||
Czekam. Na. 5. Rozdział. Jak nie napiszesz będę zła. >:D |
Noonecaresqt « Consul » 1443379380000
| 0 | ||
speednoote a dit : Groźba czy obietnica? >8) |
Speednoote « Censeur » 1443379920000
| 0 | ||
noonecaresqt a dit : Groźbotnica. :D Piszaj a nie! XD |
Magicjagoda « Censeur » 1443386160000
| 0 | ||
Ale słodziaki z nich :D Czekam na dalsze rozdzialy |
Nullalkeed « Consul » 1443389700000
| 0 | ||
Rzygam lizakami z mafiozy przez rozdzial Dernière modification le 1443389760000 |
Noonecaresqt « Consul » 1443455040000
| 0 | ||
Acomitam, tutaj też zhotlinkuję Kliknij mnie, senpai. (⁄ ⁄•⁄ω⁄•⁄ ⁄) Mam prośbę do wszystkich osób, które to czytają, a udzielają się również na Wattpadzie: |
Noonecaresqt « Consul » 1443885660000
| 0 | ||
Chalo, chalo, czy ktoś byłby zainteresowany opowiadaniem tego typu? Jeśli się podoba - proszę o napisanie. (⁄ ⁄•⁄ω⁄•⁄ ⁄) Nie, to nie oznacza zarzucenia low stori o Ali. (⁄ ⁄•⁄ω⁄•⁄ ⁄) - Powiedz mi, moja droga Cadwyn… Jak bardzo musisz mnie wielbić, że zawsze kończę w tej komnacie? - odezwał się głos dochodzący z kąta pokoju, do którego światło świecy stojącej na drewnianej ławie nie docierało. - Choć jeszcze nie byłem tu pod tą postacią i w hmm… W tak niekorzystnym położeniu. - Dodał zaraz, a dźwięk zdawał odbijać się od ścian. - Na bogów, Cadwyn. Słyszę jak tam dyszysz. Cadwyn westchnęła i podniosła się, ruszając w stronę, z której dochodził głos. Podniosła coś okrytego ciemną jak noc narzutą i z hukiem postawiła na stole. Pociągnęła za materiał, odsłaniając tym samym wysoką klatkę z ażurowym wykończeniem, niby kwiaty przeplatane między grotami dzid. Połyskiwała od światła równie okazale, co oczy stworzenia uwięzionego wewnątrz. Zwinięte w kłębek zaczęło się powoli poruszać, przewracać z boku na bok ospale, mruczeć, skomleć i wzdychać, aż w końcu znalazło dobrą pozycję i zamachało smolistym ogonem. Jego kocie źrenice zwęziły się. - Czym sobie zasłużyłem na taką, a nie inną gościnę? Kobieta naprzeciw niego nie odpowiedziała, a jedynie wbiła widelec w kawałek mięsa i zaczęła go kroić, co kot skwitował: - Jak zwykle jesteś równie elegancka co małomówna. - Dodał zaraz: - Czy to nie klatka kanarka, którego ci podarowałem? Kąciki jej ust drgnęły. - Powiedzmy że… Kanarek nie śpiewał tak pięknie, jak dawniej. A jak będzie z tobą? - Czy mam zacząć ci śpiewać, moja droga? - jego pyszczek zdawał wykrzywiać się w uśmiechu. - Oszczędźmy sobie krwi w uszach, Braigh. Dobrze wiesz dlaczego tu jesteś. - Bo mnie uwielbiasz? Jestem najzwyklejszym magiem, wiem tyle, co mi na targu powiedzą. - Mruknął bezwiednie i spojrzał na jej łoże. - Piękny baldachim. Zwykle widuję go tylko od dołu. - Znów wykrzywił pyszczek w uśmiech. - Dość ryzykownie jest żartować w twojej sytuacji. - Odsunęła od siebie talerz i przysunęła klatkę z Braigh’iem, po czym zmrużyła na niego oczy. - Jak na maga wiesz nader dużo o rzeczach, które dziwnym przypadkiem mnie też interesują. Mów, psiamać, czasu jest coraz mniej. Niewzruszony zamachał jedynie ogonem i odwrócił łeb w stronę talerza. - To jagnięcina, prawda? Trzymasz mnie tu o głodzie, w małej, ciasnej klatce i nęcisz zapachem mięsa. Sam sobie się dziwię, że najprościej w świecie stąd jeszcze nie zniknąłem. - Spróbuj, mój drogi. Wróć do ludzkiej postaci. - Cadwyn uśmiechnęła się ironicznie. Braigh przeklął cicho w starszej mowie i przesunął pazurami po drutach klatki. - Srebro. Sprytnie. - Na bogów, Braigh, jestem czarodziejką, a nie leśną wróżką. Myślałeś, że przywiążę cię do szalem do krzesła? Jeszcze pamiętam co hamuje moc takich jak ty. Oderwała palcami kawałek mięsa i wetknęła mu do środka, po czym złożyła ręce na piersi i oparła się wygodniej. Braigh nie czekając długo chwycił kawałek i zaczął go zajadać, marszcząc przy tym pysk. Oblizał językiem sierść dookoła. - Jeśli aż tak chcesz wiedzieć, dlaczego nie wyciągniesz tego ze mnie urokiem? - Bo jesteś mi bliski. - Uśmiechnęła się szeroko, ukazując perliste zęby. - Po trzech kuflach może i jestem, ale nie, gdy potrzebujesz pilnie informacji. Choć zwykle pierwsze łączy się z drugim. Więc moja droga Cadwyn, co jest w wielkim mordzie pod Pariasem takiego, że chcesz o tym jak najszybciej wiedzieć? Zagryzła wargę, przyglądając mu się pilnie, a Braigh ciągnął dalej: - Wcale nie sądzę, że dziwne jest pytanie o to już 2 dni później, podczas gdy Parias jest tydzień drogi stąd i nikt nie myśli, że ktoś wróciłby żywy. Ty i ja, oboje dobrze wiemy co się tam stało. Zwracasz się z pytaniem do maga, który takie rzeczy może raz dwa wyczytać chociażby z tego ile kruków wczoraj usiadło mu na oknie. Ale nie wiem skąd wiesz o tym ty. Dlaczego wspaniała i piękna Cadwyn Asilven, jedna z Wielkiego Kręgu, nie ma wystarczająco sił, by wyciągnąć to od niżej postawionego? I to pod postacią kota. - Ostatnie zdanie dodał z przekąsem. Cadwyn siedziała, wgryzając się jedynie we własną wargę coraz bardziej i wbijając w niego niebiesko-szafirowe oczy. - Psiamać, Braigh, nie pyta się damy o takie rzeczy. - Odpowiedziała w końcu. Zaśmiał się cicho. - Racja, racja, proszę mi wybaczyć. Jeśli chcesz odpowiedź, zadaj mi pytanie. Konkretne. - Szlag by cię. Jeśli chcesz jeszcze kiedyś stąd wyjść to mów, co wiesz. Naprawdę nie mam czasu. Przeciągnął się leniwie i zamruczał rozkosznie, po czym powoli zaczął: - Jakiś czas temu do Kasztułki, może z cztery, pięć lat temu, w odwiedziny wpadł król Pariasu. Chodziło o jakieś układy. Krasnoludowe miasto, całkiem dobrze się rozwijało, więc stary Murdach wpadł na pomysł, żeby zawrzeć z nimi współpracę. On ich tam by trochę wsparł - dał narzędzia, postawiłby gdzieś strażnicę, a oni by mu dawali udziały. - Sprytnie - przerwała mu Cadwyn. - Słyszałam, że u nich za dwa kryształy można kupić jedynie rybę. Sporo by się wzbogacił na ludzkim rynku. - Otóż to - przytaknął. - Nie obiło mi się jednak o uszy, żeby taki układ miał miejsce. - Bo widzisz, wszystko szło po myśli Murdacha, dopóki nie urządzili biesiady. Słyszałaś o jego córce, tej najmłodszej? Nie? No to się nie dziwię. Brzydka jak noc. Mówią, że jej ojciec miał w rodzinie jakiegoś krasnoluda i to przez to, ale nikt nie wie jak było naprawdę. Ta mała, Zirka, przypadła do gustu synowi pana Kasztułki, on jej zresztą też, więc wyszło z tego coś więcej, niż miało. - Konkretnie, Braigh - ponagliła go. - Dziecko, moja droga, dziecko. Murdach nie powiedział jaki jest powód końca tej nawet na dobre nie zaczętej współpracy i do tej pory nikt o nim nie wiedział, ktoś z wewnątrz musiał się wygadać. W Kasztułce zaczęli się denerwować, bo dla nich jest oczywiste, że dziecko powinno być u ojca. Zgadali się z innymi krasnoludami... - Giganty jak Barivka. - Przerwała mu. - Właśnie tak, wciągnęli w to nawet ów królestwo w imię jedności, psiamać, topora, czy co tam ich jeszcze łączy. Parias małego oddać nie chciał, więc przypuścili atak. - Ale dlaczego nie zaatakowali samego Pariasu? - Murdach może i jest stary, ale ma głowę na karku. Ponoć ukrył brzdąca w niepozornym miejscu, ale o tym też ktoś się znowu wygadał. Zresztą w stolicy straży jak mrówek. Krasnoludy zrównały z ziemią ponad połowę wiosk - urwał i spojrzał na nią. - Teraz twoja kolej, Cadwyn. - Nie rozumiem, mój drogi. - Również na niego spojrzała, cały czas bawiła się w palcach wisiorkiem z opalu. - Widzę, że coś wiesz, a ja też umiem być ciekawski. Już nie chodzi o to, skąd wiesz o mordzie i czemu brak ci sił, chcę wiedzieć, jakie ty masz informacje. Uśmiechnęła się. - No, no. To pierwszy raz. Mam te same informacje, które mieli krasnoludzi, chociaż do tej pory nie do końca rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Widzisz, Wyrocznia szepnęła, że magnolia skał i morza pięć lat temu rozkwitła tylko raz, dając na świat coś, na co ten nigdy nie byłby przygotowany. - Z całym szacunkiem dla Wyroczni, jednak ani trochę nie rozumiem o czym mówisz. - Braigh, jestem zawiedziona. - Zacmokała cicho i przymrużyła oczy. - Parias to morski gigant, a Kasztułka, jak i zresztą pozostałe krasnoludzkie miasta utrzymują się z górnictwa. - To akurat już wiem. - Przerwał z przekąsem. - Więc jeśli chcesz wiedzieć więcej, to łaskawie nie przeszkadzaj. Magnolia kwitnie dwa razy w roku, mój drogi. Dwa. - I dlaczego miałaby rozkwitnąć tylko raz? - Może rozkwitła raz dlatego, że wszystkie owoce wydała już wtedy? Nie znam się na zielarstwie, psiamać, nawet jeśli to tylko metafory Wyroczni. - Więc tych dzieciaków może być więcej niż jedno? Zresztą nie pamiętam, żeby kiedykolwiek obchodziły cię sprawy państwowe. Cadwyn przytaknęła. Wstała i odwróciła się, powoli rozwiązując sznury trzymające jej suknię. - Bo nie obchodzą. Ciekawi mnie dlaczego Wyrocznia mi to powiedziała. Jestem już zmęczona, Braigh. - Odwróciła głowę i uśmiechnęła się zalotnie, po czym podeszła do klatki i otworzyła ją. Wyjęła Braigha za sierść i podstawiła na posadce. Nie minęła chwila, a już zaraz stał przed nią wysoki mężczyzna z jasnymi blond, niemal białymi włosami, ubrany cały w czerń. Włosy miał związane, lecz mimo to kilka niesfornych kosmyków padało na jego twarz. Na prawym policzku, pod okiem, widniała cięta blizna, która nigdy do końca się nie wygoiła. Odwzajemnił wcześniejszy uśmiech i złapał ją w tali, sunąc palcami po jej nagich plecach. - Chyba jest za późno, byś teraz szedł. - Masz rację, Cadwyn. Masz rację. Dernière modification le 1443887880000 |