[Galeria|Opowiadania] Cygańska chatka Namir~ |
Zephyraxx « Consul » 1522001280000
| 3 | ||
Mój cygański dom jest wszędzie, pogódź się z tym. (Mój mały Luluś dla uwagi <3) To jest Scorpio <: Ta większa to ktoś tam, a ten mały pseudo-aniołek wielkości skrzata to ja >:( Yumiko Rozalia i Jelly ^-^ Haralambi Cyrkowa dziewoja Nie umiem w ludzi, ok? Znowu Yumiko-
Paint always g00d <_> Wolę B O O M X 4 meme >:(
"Nie chcę być już kulą u nogi" To wszystko się zaczęło bardzo niewinnie... Zwykła zabawa braci na dworzu. Był pogodny, ciepły dzień, kiedy Garmadon i Wu trenowali pod okiem ojca. Jednak jak to zawsze w najlepszej zabawie bywa: coś musi się zepsuć... Podczas walki, oczywiście w ramach rozrywki oraz treningu, katana młodszego z braci, Wu, wyleciała poza ogrodzenie. Starszy, Garmadon, wiedząc, że ojciec będzie wściekły wiedział, że trzeba odzyskać broń. Niestety chłopcy mieli zakaz wychodzenia poza teren klasztoru, więc odzyskanie katany było złamaniem zasad. A jednak mimo ostrzeżeń przed niebezpieczeństwami na zewnątrz Garmadon przeszedł na drugą stronę. Rozejrzał się i dostrzegł ją w krzakach. Schylił się, ale coś odwróciło jego uwagę... Był to dźwięk syczenia... Starszy z braci postanowił szybko wrócić do domu, ale kiedy wyciągał rękę ugryzł go wąż. Najgorszy z najgorszych: Pożeracz Światów. Chłopiec bardzo źle się poczuł i zemdlał. Tymczasem Wu zaczął się martwić o brata. Brak syna zauważył ich ojciec, który nerwowo wypytywał młodszego o pobyt Garmadona. W końcu Wu nie widząc brata od kilku minut powiedział, gdzie jest. Mistrz szybko wybiegł i go znalazł... Ale było już za późno... Za późno dla obu braci... Rozdział 1 Minęło już 3 dni odkąd Garmadona spotkał straszny los ukąszenia przez węża. Chłopiec leżał w łóżku i co jakiś czas krzyczał. Wtedy ojciec do niego przychodził. Trucizna rochodziła się po ciele starszego z braci w wolnym tempie, dzięki czemu były szanse na to, że jednak nie odniesie to żadnych skutków. Całe zachowanie Garmadona obserwował jego młodszy braciszek, Wu. Nie wiedział czemu brat krzyczy lub płacze, ale wiedział, że to jego wina. Od tego czasu chłopiec ani razu nie wziął kawałka jedzenia do ust. Siedział pod drzwiami płacząc, ponieważ Garmadon źle się czuje i to jego wina. Przez te dni zaczął chudnąć w oczach. Wreszcie jakiś tydzień później, kiedy Garmadon ponownie opanował sztukę chodzenia oraz rozmawiania, ojciec i syn wspólnie jedli obiad. - Gdzie Wu? - Spytał mistrz patrząc na syna. Ten z zaskoczeniem po usłyszeniu tego pytania odłożył widelec i wskazał na drzwi od pokoju chłopczyka. Ojciec wstał od stołu i lekko zapukał w drewniane drzwi, ale nie usłyszał odpowiedzi. Stukał jeszcze z pięć razy, aż wszedł bez "zaproszenia". Na łóżku leżał Wu owinięty granatowym, małym kocykiem. - Wstawaj synek - powiedział sensei, ale on nie odpowiadał. - Śpisz? - usiadł na łóżku syna i pogłaskał go po plecach, ale on drgał. - Płaczesz synku? - spytał i spojrzał na jego twarz wcześniej wtuloną w małą poduszkę. Teraz jego cudne błękitne oczy były czerwone oraz pełne łez. Na policzkach widziały łezki. Ogólnie, chłopcu burczało w brzuchu. - Czemu nic nie jesz? Mamy obiadek, chodź Wu! - Usłyszał od ojca, ale ten tylko z powrotem zanurkował twarzą w poduszce. Mistrz westchnął. - Dalej płaczesz przez los Garnadona? - powiedział, a Wu usiadł obok taty. - T-ta-tato bo Garmadon cierpi przeze mnie... - wyszeptał. - Ale to nie twoja wina! To... To moja wina... Mogłem was lepiej pilnować... Nie możesz się za to obwiniać. Nic nie zrobiłeś, to był wypadek - odpowiedział i przytuli go. - Ale Garmadon... Teraz jest przeklęty... - To nie Twoja mała główka w tym synku, czy brat jest pod wpływem trucizny czy też nie... Musisz teraz mu dotrzymywać kroku - tłumaczył mistrz, kiedy jad węża zaczął działać bardzo negatywnie. Chłopczyk, który siedział sam w pokoju zaczął wszystko niszczyć, krzyczeć i płakać. - Co to było?! - krzyknął sensei wybiegając z pokoju Wu. Pędem wszedł do kuchni, gdzie wszystkie naczynia były potłuczone. Pomiędzy kawałkami szkła leżał starszy syn, który ciężko oddychał. - Garmadon! - podbiegł do syna i wziął go na ręce. Położywszy go na kanapie w salonie Wu wyszedł ze swojego pokoiku. Zobaczył bladego niczym ściana brata i znowu się rozpłakał. Szybko go przytulił i zaczął przepraszać, ale starszy zaraz po przebudzeniu odtrącił jego rękę i krzyczał: "To wszystko wina Wu!". Zaraz potem Pierwszy Mistrz Spinjitzu przyleciał i próbował uspokoić synów. - Garmadon! Przestań! To nie wina Wu! - krzyknął. - Nie tatusiu, to moja wina... - powiedział zapłakany chłopiec i uciekł na dwór. Zdezorientowany i prawie zrozpaczony ojciec nie wiedział co ma zrobić. Musiał zostać przy Garmadonie zarazem jak i pójść za młodszym. Postanowił najpierw zaopiekować się starszym z chłopców. Zajęło mu to znacznie więcej czasu niż przewidywał, dlatego bardzo mocno zaczął obawiać się o Wu. Wreszcie kiedy Garmadon zasnął ojciec wyszedł na dziedziniec klasztoru rozglądając się za synkiem. Niestety nigdzie nie mógł go znaleźć. Bardzo mocno przestraszył się ale zachował zimną krew. Szukał go ponad 5 godzin, ale ponieważ było naprawdę późno postanowił poszukać synka z samego rana. Tymczasem Wu siedział w swojej kryjówce, która znajdowała się na wiśniowym drzewie. Kiedy mrok go otulił, niczym kołderka na wieczór, a ciemność zasiała w jego głowie niepokój, zaczął znowu płakać. Myślał, że ojciec go już nie kocha, że cieszy się z ucieczki syna... W końcu nie poszedł go szukać. Bardzo smutny i wychłodzony chłopiec w końcu zasnął na gałęzi drzewa. Miał koszmary, że Garmadon przyszedł się na nim zemścić... Najgorsze jednak było to, że Wu w to wierzył... Rozdział 2 Śpiący, zagubiony chłopczyk zaczął płakać przez sen. Co jakiś czas udało mu się krzyknąć "Garmadon, nie bij!" lub "Tato! Pomóż!"... Ale nikt nie odpowiadał. Wreszcie, kiedy koszmar dobiegł końca Wu obudził się zlany potem. - Tato! Braciszku! - wrzasnął i rozejrzał się dookoła. Zdał sobie sprawę, że ucieczka nie była snem. Znowu zaczął płakać zastanawiając się co mu przyszło do głowy uciekając. Wokół niego widniała jedynie ciemność, stare drzewa oraz gwiazdy na zachmurzonym niebie. Było około 3:00 w nocy, to bardzo niebezpieczna pora dla dziecka, co chyba oczywiste. Chłopiec zaczął podążać wzdłuż rzeki, niestety nie zauważył wystającego korzenia starego drzewa, w taki oto sposób spadł do zimnej rzeki. - Pomocy! Pomocy! - zaczął krzyczeć. Nieopodal przechodziła pewna tajemnicza dziewczyna, która usłyszała krzyki. Chłopiec zmęczony w końcu zemdlał w lodowatej wodzie. Nazajutrz obudził się na kanapie, w ładnym, ciepłym pokoju z bandażem na nodze. - Kim jesteś?! Nie bij mnie! - rzucił Wu zaraz po przebudzeniu. Kobieta siedząca na krześle uśmiechnęła się przyjaźnie. - Spokojnie... Nie zrobię tobie krzywdy. Wczoraj moja... Uczennica... usłyszała Twoje krzyki i zaniosła ciebie do mnie. Zaraz znajdziemy tatę i wrócisz do domu - powiedziała pani w długich, czarnych włosach spiętych w bardzo długą kitkę. Na głowie widniał wianek, a całość podkreślał bordowy płaszcz. Dziewczyna robiła coś na drutach, ale jeszcze trudno było to nazwać czymkolwiek. - Mogę czuć się tu bezpiecznie? - spytał nagle chłopiec. - Och... Oczywiście... Właśnie, jak masz na imię? Ja jestem sensei Sakura - odpowiedziała czarnowłosa. - J-ja jestem Wu - przełknął ślinę i w tym momencie tak za burczało mu w brzuchu, że prawie woda w szklance zadrżała. Sakura ściągnęła chłopczykowi koszulkę i wtedy zobaczyła, że jest okropnie wychudzony. Szybko nalała mu ciepłego rosołku. - Nie jestem głodny sensei... - powiedział i położył się na bok. - Tata ciebie bije? - spytała nagle. - Nie - A daje tobie jedzonko - Tak, proszę pani - Więc co się dzieje? - Mój brat jest chory... I to moja wina... - powiedział po cichu i zaczął jeść zupę. - Twoim tatą jest pierwszy mistrz Spinjitzu? - spytała. Wu pokiwał zgodnie głową. Starsza pani wzięła kartkę oraz pióro z zaczęła pisać, kiedy chłopiec kończył obiad. - Co pani pisze? - zapytał nagle. - List do taty, gdzie jesteś - odpowiedziała. - A co mam teraz robić? - Może idź spać? Jesteś dalej okropnie przemęczony - powiedziała głaszcząc chłopca po głowie. - Dobrze... Ale kto to ta uczennica? - - O-ona? - westchnęła. - To jest... Aktualnie nie potrzebna tobie ta informacja, Wu - pokiwała głową i wyszła z pokoju, a Wu zasnął. Chłopca obudziły czyjeś kroki na korytarzu. Nie wiedział kto to, ponieważ pani Sakura już spała. - Kim jesteś? - spytał nieśmiało z pokoju. - Ja? - usłyszał głos obcej dziewczyny. - Ja jestem mieszkanką... Jestem "uczennicą" pani Sakury - usłyszał odpowiedź i zamykane drzwi na taras. Ciekawski chłopiec zszedł z łóżka i pobiegł za tajemniczą osobą. Na dworzu dziewczyna posiadało ciemny płaszcz, który ukrywał ją od głowy do stóp, przez co jej nie widział. W rękach trzymała kwiat w doniczce. Roślina świeciła na niebiesko. - Ale ładny kwiatek! Co to za rodzaj? - zaczął pytać chłopczyk. - Ten kwiat? - zaczęła opowiadać ze spokojem. - To jest kwiat dla Pani Nocy. Słyszałeś tą legendę? - - Nie - odpowiedział zainteresowany. - Dawno temu, jeszcze przed naszym światem, jedyne istoty żyły w kosmosie. Ich przywódcą była Pani Nocy. Ona zsyłała dla nas światło słońca oraz księżyca. Niestety, kiedy krainy zaczęły się rozprzestrzeniać nie była w stanie opiekować się wszystkimi ludźmi. Chcąc wybrać "najlepszą" krainę postanowiła zrobić mały test. W każdym z wymiarów pomogła jednej osobie. Nie jakiejś bogatej, tylko zwykłej. U nas, w Ninjago, najbardziej znany jest mit o cygance, która chciała kogoś kto by ją pokochał. Księżycowa Pani spełniła życzenie, ale musiała oddać jej pierwsze dziecko. Tak więc, kiedy nastąpił ten dzień przepowiednia się spełniła. Cygan myślał, że żona go zdradza, więc ją zabił, a dziecko zostawił w wysokich górach. Kiedy znalazłam ciebie miałam zadanie udać się tam, aby znaleźć ten kwiat - wskazała na niebieską roślinę. - Wyrósł on tam, gdzie syn cygański umarł - skończyła opowiadać, a niebieskie, wielkie oczy chłopca patrzyły z podziwem to na księżyc, to na kwiat... Rozdział 3 - To prawdziwa legenda? - spytał z podziwem. - Owszem, ale teraz idź już spać... Dobranoc, Wu - Powiedziała i rozpłynęła się w powietrzu. Wtedy usłyszał głos pani Sakury. - Wu! Do domu, ale już! - stanęła za nim. - Ale to była ta uczennica z takim kwiatkiem i ona opowiedziała mi legendę o Pani Nocy! - Zaczął opowiadać. Sakura stała jak wryta. - Wu... Posłuchaj... - wzięła go na ręce - moja uczennica tylko ciebie zostawiła i nie zdążyła jeszcze zdobyć kwiatu. - - A-a-ale ja ją widziałem! - krzyknął. - Wierzę tobie, ale jej tu nie było... - powiedziała ze spokojem i wróciła do domu z chłopcem na rękach. - Teraz posłuchaj Wu - nagle z wesołej i miłej kobiety stała się poważna. - Teraz nie słuchaj nikogo innego niż ja - wypowiadając te słowa Wu nie rozumiał co się stało. - Ale czemu? Nawet taty? - Posłuchaj... Dla twojego dobra zaufaj mi. - D-dobrze... - powiedział z lekką nieufnością. Kiedy Sakura poszła spać chłopiec leżał i zastanawiał się nad tym co mówiła sensei. - Ale dlaczego? Czy ona mnie porwała? Czy coś zrobiła tacie? - zaczął płakać - A może mnie zabije? - mówił sam do siebie. - Ale ja na to zasługuje! - Kiedy jego lamentowanie nie ustawało usłyszał głos dochodzący z pod łóżka. - Kim jesteś?! - wstał szybko z łóżka i poczuł wielki ból w kostce, w końcu miał ją skręconą. - Ja? - Odezwał się głos, jednak trudno było domyśleć się jakiej płci jest rozmówca. - Jestem... Twoim przyjacielem... - - N-nie wierzę! Poza tym pani Sakura zakazała mi rozmawiać z kimś takim jak ty! - A skąd możesz wiedzieć, że ona mówi prawdę? Przecież mówi, że nie było żadnej dziewczyny... - Wu próbował odpowiedzieć, ale nie mógł, gdyż postać miała rację. - Teraz słuchaj mnie dzieciaku. Pójdziesz do kuchni i znajdziesz coś ostrego... Jak nóż lub nożyczki... - Co?! NIE! - wykrzyknął chłopiec i schował się pod kołdrą. Dziwne stworzenie wyciągnęło mackę i dotknęło ramienia Wu. Dziecko zamarło w bezruchu wstrzymując oddech. Stwór już wyciągał drugą mackę, kiedy w pokoju nastała jasność bijąca od świecy. Sakura weszła do pokoiku, w którym miał spać chłopiec. - Co się dzieje?! Słyszałam jak krzyczałeś i płakałeś... - usiadła obok niego. Wu przerażony patrzył to na nią, to na ziemię, na której jeszcze parę chwil temu wiła się macka. - J-j-ja chcę do taty... Nawet jeśli jest na mnie zły... Ale nie chcę widzieć Garmadona, bo na pewno jest na mnie zły i będzie mnie bił - wyszeptał. -Ehhhh... - westchnęła - tata do mnie pisał, że będzie jutro dlatego musisz dzisiaj jeszcze u mnie spać... - wstała. - Ale tu jest potwór! - Rozpłakał się. Sensei chwilę myślała, po czym posmutniała. - R-rozumiem... Zostawię tutaj świecę... Postaraj się zasnąć. Potwór powinien już spać... - powiedziała po chwili zastanowienia. - A-a-ale ja się boje - powiedział z łzami w pięknych, niebieskich oczkach. - Dobrze... Wezmę moje druty i zaczekam aż zaśniesz - usłyszał z ust kobiety, na co się zgodził. Sakura zgodnie z obietnicą czuwała przy nim aż cztery i pół godziny. Wreszcie, kiedy blondyn zasnął słońce właśnie wstawało. Cisza związana ze snem chłopca niestety nietrwała długo, bo już trzy godziny później obudził go ból brzucha. - Co jest? - Boli mnie brzuszek. - A gdzie dokładnie? - No tak w środku. - A może chcesz zupki? - Nie jestem głodny... - mówiąc to za burczało mu w brzuchu. - Musisz jeść... - westchnęła. - Ale ja nie mogę jeść, bo na to nie zasłużyłem - znowu się rozpłakał. - Każdy zasługuje na jedzenie, dom, miłość... Masz kochającego brata i tatę. Nikt nie jest na ciebie zły... - - Wszyscy są! Bo jestem najgorszy! - krzyknął i okrył się kocykiem. - Obawiam się o ciebie, Wu... - powiedziała do siebie, kiedy usłyszeli pukanie. - Zaczekaj tu, pójdę zobaczyć kto to... - powiedziała i odeszła. Wu siedział teraz sam w pokoiku. Wtem w drzwiach stanął ojciec, który od razu go przytulił. - Nigdy nie uciekaj ode mnie synku... Nigdy! - Ale tato nie kochasz mnie i jesteś na mnie zły z Garmadonem, bo on cierpi! - wykrzyknął i wtulił się w ramię ojca płacząc. - Nigdy nie będę na ciebie zły synku. Jesteś moim skarbem, tak jak twój brat. Kocham was najbardziej na świecie... - wyszeptał to, ale chłopczyk usłyszał każdy wyraz. - A teraz zaczekaj... Pójdę tylko podziękować sensei Sakurze za gościnę i za uratowanie ciebie - powiedział i pocałował go w nos. W końcu od dwóch tygodni na twarzy chłopca zagościł uśmiech, po czym zasnął w objęciach taty. Kiedy Pierwszy Mistrz Spinjitzu wychodził Sakura złapała go jeszcze za ramię. - Uważaj na niego... Ma poważny problem... - powiedziała i zniknęła za drzwiami, a ojciec trzymając śpiącego syna zastanawiał się o co chodzi... Rozdział 4 Ojciec szedł ze śpiącym synkiem na rękach. Czuł jak chłopiec poczuł się bezpiecznie, ale pewnie nie za długo... W sumie, sam był niespokojny. W końcu kobieta, która uratowała życie Wu mówi, że coś mu jest... Kiedy zapadł zmrok byli już blisko klasztoru, w którym urzędował Garmadon. Nagle ni stąd ni zowąd blond chłopczyk się odezwał: - Tato, a Pani Nocy istnieje? - A czemu takie pytanie synu? - No bo uczennica sensei Sakury mi opowiadała o niej... - w tej chwili mistrza olśniło. W końcu Sakura niema uczniów. - A jak ona wyglądała? - No tato... Ona była ukryta pod peleryną i jej nie widziałem, ale miała taki ładny niebieski, świecący kwiat! - wykrzyknął podekscytowany. Wtem dotarli do klasztoru, gdzie od progu czekał na nich starszy syn z mordką umazaną czekoladą. - Część Wu! - krzyknął jak tylko ich zobaczył. Chłopczyk wtulił się bardziej w ramię ojca. - Oj no już Wu... Garmadon wie, że to nie twoja wina... - pogłaskał go po głowie i postawił na ziemi. Brunet pierwsze co zrobił to przytuli braciszka. - N-nie jesteś na mnie zły? - spytał chłopiec. - To ja mogłem słuchać się taty, ty mnie ostrzegałeś... To moja wina... - powiedział starszy. - Chcesz się bawić? - - Zaraz idziecie spać - odezwał się starszy i pomógł blondynkowi wejść do domu, gdyż dalej miał skręconą nogę. - Ale tatooooo, Wu dopiero wrócił, a ja tęskniłem! - oburzył się. - Ehhh... - westchnął - Niech wam będzie. Macie czas dopóki wam nie powiem, że macie iść do łóżek. - powiedział ojciec i udał się do biblioteki w klasztorze. Chłopcy przez ten czas zgodnie się bawili. - Słuchaj Wu, które klocki wybierasz na fort? -Eeee... Te czerwone. - Okej, to ja zielone. Teraz wybierz swoich rycerzy! - Tego z mieczem! - To ja tego króla. - Mój rycerz jest silniejszy! - Nigdy! Pierwszy mistrz słysząc zabawę chłopców uśmiechał się pod nosem. Teraz ma czas aby poszukać coś na temat tego kwiatka, o którym mówił Wu. Zaczął przeglądać każdy zwój po kolei, ale nic nie mógł znaleźć. W końcu przypomniał sobie o "Pani Nocy", o którą pytał chłopczyk. Wtem sobie przypomniał, że ma gdzieś zwój o tematyce starych legend. Po krótkim szukaniu go znalazła. - Niebieski, świecący kwiat. Niebieski, świecący kwiat. Niebieski, świecący kwiat... - powtarzał sobie w kółko, aż znalazł o tym wzmiankę. "Kwiat Księżyca nigdy nie wróży nic dobrego. Zwiastuje on..." nie doczytał, ponieważ usłyszał płacz młodszego z braci. - Garmadon! Co robisz?! - wparował do pokoju chłopca, ale on przestraszony patrzył to na niego, to na brata. - J-ja tato nic nie zrobiłem! - odpowiedział po chwili. - To dlaczego Wu płacze?! - wziął go do przedpokoju, aby go sprać. - Tato! Wu sam się rozpłakał! - powiedział zapłakany brunet. - Nic samo się nie robi Garmadon! - ojciec był stanowczo zły. - Tato, teraz posłuchaj! - z pokoju, gdzie był blondyn dało się usłyszeć jak szepcze do siebie "Garmadon, nie bij". Ojciec po cichu wszedł do pomieszczenia i zobaczył, jak jego synek płacze skulony w kulkę. - Wu! Czemu płaczesz? Przecież Garmadon nic nie zrobił! - próbował go uspokoić. - Garmiś przynieś kołdrę Wu z dużego pokoju i zanieść na jego łóżko - rozkazał ojciec, na co synek posłusznie to zrobił. - Nie bij mnie, nie bij mnie, nie bij mnie... - powtarzał chłopiec. Tata wziął go na ręce i zniósł go na miejsce spania. - Spokojnie Wu... Nic ci nie grozi... - powiedział mistrz i przytulił synka, ale ten nic. - Zaczekaj chwilę... - wstał z łóżka Wu i podszedł do Garmadona za drzwiami. - Słuchaj synu. Twój braciszek chyba jest chory, dlatego nie wchodź tam teraz. Zrozumiano? - Syn pokiwał zgodnie głową i poszedł spać. Ojciec zajrzał przez lekko uchylone drzwi co robi chłopiec i wcale go to nie cieszyło. Wręcz przeciwnie, prawie się popłakał. Jego syn przerażony siedział w kącie pokoju błagając o pomoc. Mistrz dopiero teraz zrozumiał, że problem Wu jest poważniejszy niż cokolwiek innego aktualnie... Ojciec wziął świecę i położył się obok synka, miał nadzieję, że może to pomoże... "Na deskach teatru" Ciemne chmury zajęły całe niebo Ninjago. Od dwóch tygodni padał tylko deszcz. Rudy chłopak trzymał kwiaty zniszczone od deszczu, które przyniósł na jej mogiłę. Płakał. Jego łzy padały na grób razem z kroplami deszczem. Dziś były jej urodziny, które jeszcze 6 lat temu świętował... Wszystkie wspomnienia wróciły... Nawet te za czasów ninja... Jak ćwiczyli... Jak się nią opiekował. Ile serca jej podarował... - Dla-dla-dlaczego? Dlaczego to mnie spotkało? D-dla-dlaczego mnie wtedy nie było? Czemu szybciej nie zareagowałem? - pytał się sam siebie. Wiedział, że jej śmierć to tylko i wyłącznie jego wina. Upadł na kolana i spojrzał na zwiędłe kwiaty w swej dłoni. - Przepraszam... Ninja x reader :'D Kai x reader Rozdział 1 *Ti* - Twoje imię Właśnie minął kolejny piękny i słoneczny dzień w Ninjago. Ptaki śpiewają swoje wieczorne serenady, a świerszcze wesoło grają w trawie. Ciepły, letni wiatr powiewa na Twoją twarz. Nikogo nie było w pobliżu, więc postanawiasz zbliżyć się do małego strumyczka pełnego kolorowych stworzonek. Moczysz rękę w zimnej wodzie i odpływasz w krainę wyobraźni. Nagle z Twoich myśli wyrywają ciebie kroki (bagiet) policjantów. Przestraszona chowasz się za drzewem licząc, że nie zobaczą jak depczesz trawnik - własność publiczną Ninjago. Na szczęście przechodzą dalej, jednak ich głosy... Są w miarę znajome... Postanawiasz gonić policjantów (bagiety) w celu zdemaskowania ich. Skradasz się za nimi przez całą drogę, aż do mało znanej restauracji "Pod kaczką". Również tam wchodzisz i siadasz 3 stoliki dalej, tak dla ostrożności. Wtedy widzisz jak czwórka ludzi wchodzi przez zaplecze. Tak, to byli ninja. Dokładnie to Kai, Cole, Lloyd i Zane, którzy dosiadają się do funkcjonariuszy. Oni, bez większego zdziwienia, okazują się być Jayem i Nyą. Chcesz posłuchać co mówią, ale nic nie słyszysz. Przeklęta ostrożność! Ale skoro już tu jesteś to postanawiasz coś zjeść. Nagle wszyscy wstają i biegną w stronę wyjścia. Chłopak w czerwonym wdzianku potrąca Ciebie i cała Twoja kawa/herbata/kakao (wybierz sobie xD) ładuje na ziemi. - Oj przepraszam... - wstaje z ziemi u wyciąga do Ciebie rękę. - Odkupię to panience, panno? - - Jestem *ti* - odpowiadasz lekko zakłopotana cała tą sytuacją. - Jedna kawa/herbata/kakao dla panny *Ti* - krzyknął, a kelnerka podała Ci napój. - Sorka jeszcze raz! - krzyknął chłopak i zniknął za drzwiami. ~~Kiedyś wrócę i uzupełnię <3 Koniec klocków, pora na coś "normalnego" "Cztery gwiazdy, cztery żywioły jedna historia" Rozdział 1 *Oczami Sary* Otworzyłam powolnie oczy czekając aż mój "bliski przyjaciel" budzik zadzwoni. Minuty leciały bardzo powoli, więc postanowiłam spojrzeć na godzinę. Była jedenasta dwadzieścia-trzy. Niczym torpeda wystrzeliłam do kuchni, bowiem miałam ważny test na jedenastą trzydzieści. Zrobiłam na szybko śniadanie, którego nawet nie zjadłam, bo poszłam się umyć. Myjąc zęby nerwowo chodziłam po łazience szukając bardzo ważnego dla mnie pierścionka. Niestety nigdzie go nie było. Bardzo spięta wybiegłam z pokoju i zbiegałam po schodach. Niestety było to złym pomysłem, bo wyrąbałam orła na połowie schodów. Bardzo nie miłe uczucie... Kiedy mój bolesny "lot" zakończył się uderzeniem w ścianę spadł na mnie wielki kalendarz od znajomych ze szkoły. "Cholera! Pomyliłam dni!" Powiedziałam zła w myślach. W końcu prawie się zabiłam spadając ze schodów. Niestety to, że dziś nie było testu, nie było dla mnie największym pocieszeniem, bowiem dalej nie mogłam znaleźć pierścionka. Przeszukałam wszystkie szafki, zobaczyłam pod każdym krzesłem, zajrzałam w każda dziurkę, która znajdowała się w moim domu. Niestety jak nie miałam pierścionka, tak go nie mam. - Ech... - westchnęłam na głos. Potargane i brudne włosy opadły mi na twarz. "Skoro nie muszę się śpieszyć, to porządnie się wyszoruję." Ucieszyłam się. Poszłam do łazienki, zatkałam korkiem wannę i zaczęłam napuszczać do niej ciepłą wodę. W końcu woda to mój żywioł... Dosłownie i w przenośni... Wzięłam mydło, szampon o zapachu jagodowym oraz twardą szczotkę do pleców. Weszłam do wanny, a mydło wystrzeliło mi prosto pod pralkę. - No to po mydle... - powiedziałam do siebie otwierając szampon. Wtedy przypomniałam sobie, że nie włączyłam pralki. Wyszłam z ciepłej wody i szybko pobiegłam ją włączyć. Kiedy wreszcie spokojnie ponownie weszłam do wody zadzwonił telefon. - No nie! - krzyknęłam i zeszłam na dół naga i mokra. Spojrzałam na dzwoniącą komórkę. Dzwonił mój przyjaciel Jeremy. - Co mnie downie wyciągasz z wody?! - wydarłam się. - Spokojnie Sara. Ja tylko chciałem się zapytać, czy wypad naszej paczki dalej aktualny.- - Ja... Jaki wypad? - straciłam trochę orientację. - No... Dziś jest Święto Smoka Gwiazd... Zapomniałaś? - w jego głosie dało się wyczuć zdziwienie. - Nie, nie! Pamiętałam... Ale muszę już kończyć... - rozłączyłam się i wróciłam do wanny. Spotkanie mieliśmy umówione na trzynastą, więc zostało mi już mało czasu. Szybko umyłam głowę, ubrałam się i znowu zaczęłam szukać pierścionka. W to święto bardzo ważny jest dla mnie... Szukałam go ponad godzinę, ale jak go nie było, tak go nie ma. "Kur... Już muszę iść" spojrzałam na zegar, który wskazywał dwunastą czterdzieści-pięć. Zamknęłam drzwi, wzięłam plecak, który naszykowałam wczoraj wieczorem i sprawdziłam czy mam bilet. Już miałam iść, kiedy uznałam, że lampion zamiast pierścionka może coś pomoże. Tak więc szybko jeszcze raz weszłam do domu i zabrałam potrzebny mi przedmiot. Znowu zamknęłam drzwi na klucz i pędziłam niczym wiatr, tym razem nie dosłownie, do kawiarni LoveisLove, miejsca naszego spotkania. - Prze-pr-pra-szam... - ledwo wydawałam z siebie te dźwięki. - Za spóźnienie? Nic nie szkodzi. - powiedział Jeremy. - Chodźcie! - pokazał ręką stacje. Teraz, kiedy idziemy w spokoju mogę się wam przedstawić. Jestem Sara Li, jedna z czterech sióstr żywiołów. Nie jestem zwykłym człowiekiem. Jestem nimfą wody, ale to mój sekret. Jako człowiek mam długie, do pasa, ciemnobrązowe, proste włosy. Noszę białe spodnie i ciemnozieloną koszulkę na ramionczka. Jestem średniego wzrostu i mam nienaturalnie pomarańczowe oczy, które wyróżniają mnie z pośród tłumu. Jeremy ma 21 lat i jest wysokim blondynem. Jest to przyjacielski kujon, który kocha czytać. Jego młodsza siostra, 19 letnia Kathe, jest totalnym przeciwieństwem. Ma krótkie, potargane czarne włosy, również zielone oczy oraz swój własny styl. Ona kocha rocka i z chęcią przywali naszym wrogom. Już dziewiętnaście razy została zakzana w szkole na kozę. Naszym trzecim przyjacielem jest Zishu, który kocha zwierzęta. Sam ma ich w domu bardzo dużo, między innymi: siedemnaście papug, dwadzieścia-jeden królików, siedem kotów, dziesięć psów oraz trzy myszy. Posiada on szarawe włosy, niebieskie oczy oraz granatową bluzę, którą zawsze nosi. Naszą ostatnią przyjaciółką jest Erni, różowo włosa wariatka, która kocha ciastka i czekoladę. - Doszliśmy - powiedział Zishu, który wyrwał mnie z myśli. - Zaraz przyjedzie nasz pociąg. - - Już nie mogę się doczekać! - wykrzyknęła Erni. - A ty co taka zaspana? - powiedział Jeremy zwracając się w moją stronę. - Nic, nic... Tylko trochę denerwuję się, że czegoś zapomniałam z domu - próbowałam się wybronić, aby nie mówić im o istnieniu pierścionka. - Ale co mog - nie dokończył, bo przerwała mu Erni. - Ludzie! Tam jedzie nasz pociąg! - wskazała na pojazd. - Spokojnie. Jedziemy tylko na jeden dzień i tylko do połowy drogi - powiedziała Kathe i wszyscy wsiedliśmy do pociągu. Usiedliśmy w naszym przedziale i moi kumple zaczęli grać w Monopoly. - Nie grasz z nami? - spytała Kathe dopijając colę. - Nie... Podziękuje...- usmiechnęłam się i patrzyłam w okno. Podróż mijała spokojnie i bez większych przeszkód. Kiedy wysiedliśmy z pociągu poszliśmy na wzgórze za miastem. Ciągle dało się słyszeć jazgot Erni, wzdychanie Zishu na uroki przyrody oraz braterskie kłótnie rodzeństwa. Tylko ja szłam w ciszy rozmyślając czy smok będzie dla mnie znowu łaskawy. W końcu doszliśmy na miejsce i rozłożyliśmy wielki koc, wyjeliśmy termosy z herbatą i kakaem. Chłopaki wyjęli ciepłe koce, a my ciastka, kanapki oraz czekolady. Teraz pozostało nam tylko czekać na noc, bowiem Smok, na którego czekamy jest zorzą polarną, która wygląda jak smok. Nasze miasto nie ma gwiazd, więc takie coś jest wielkim widowiskiem. Kiedy moi przyjaciele grali w gry ja poszłam rozłożyć lampion. Wbiłam w ziemię pręta i zawiesiłam śliczny czerwony lampion z wizerunkiem smoka. Do środka włożyłam świeczkę, ale jej jeszcze nie zapalałam. Później wróciłam do przyjaciół i zagrałam z nimi jedną rundę Monopoly, w którym znowu zwyciężył Jeremy, co bardzo oburzyło Kathe. Powoli robiło się ciemniej i chłodniej, więc owineliśmy się kocami. - Czekajcie... - powiedziałam i poszłam po lampion. - Co to? - spytała skrzywione Kathe. - To jest chyba lampion jaki stosowały pradawne nimfy, aby udobruchać smoka gwiazd. Jeśli się nie mylę, one teraz mają inne sposoby na to... - wytłumaczył Jeremy. - Interesujesz się tym? - spytałam zapalając świeczkę w lampionie. - Trochę - odpowiedział i przykrył mnie kocem. Wreszcie kiedy było wystarczająco ciemno zobaczyliśmy Smoka Gwiazd. - Jaki on piękny... - powiedział Zishu. - Noo... - odpowiedziała Erni. - A ty jak myślisz Sara? - usłyszałam słowa szarowłosego. - Tak, piękny - spojrzałam na lampion - Ciekawe czy też tak łaskawy... - powiedziałam po cichu. Jako nimfa rzadziej spałam, więc ten jeden raz, gdy całą noc będę patrzeć w niebo nic nie zaszkodzi. W końcu wszyscy wpadli w objęcia Morfeusza, a ja czekałam na znak od smoka, ale nic się nie stało przez całą noc... Smok się na mnie obraził... Rozdział 2 Rankiem, czyli ok. 09.34, moi przyjaciele zaczęli się budzić. Ja udawałam, że wstałam po prostu wcześniej. - Zaraz musimy się zbierać, aby nauczyć się na jutrzejszy test - oznajmił Jeremy wstając z ziemi i składając koc. - Testy, testy, testy... A kiedy wolne?! Weekendy są dla nauczycieli. Podobnie jak ten ich dzwonek. Skoro tak bardzo uważają za swoje te rzeczy, to oznacza, że możemy sobie przyjść z 40 minutowym spóźnieniem, bo dzwonek jest tylko dla nauczyciela - powiedziała niezadowolona Kathe siedząc na kamieniu dopijając wczorajszą colę. - A gdzie Zishu? Nie widziałam go jeszcze, i chyba wy też nie, to oznacza, że zniknął - mówiła z szybkością światła Erni. Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać, no może prawie wszyscy, bo Kathe dalej siedziała na kamieniu zgniatając puszkę i rzuciła ją gdzieś w dal. - Ała! - zawołał Zishu, który znalazł się na dole wzgórza. - Co ty tam robisz? Teleportacja?! Magia?! Jak?! - pytała różowo-włosa. - Tak bardzo się rozpychałaś, że mnie strąciłaś w nocy... - odpowiedział zmęczony, na co nasza "bad girl" wybuchła śmiechem. - Bawi cię to? - spytał z sarkazmem. - Jeszcze bardziej niż twój ryj - odpowiedziała z uśmiechem. - Kathe! Przestań! To nie jest miłe... Poza tym musimy już iść, bo mamy pociąg na 11. - odpowiedział straszy brat i ruszyliśmy w stronę stacji. Kiedy byliśmy na miejscu zostało nam jeszcze 30 minut, więc wszyscy używali telefonów... Ja nie. Nie lubię nowoczesnej technologii. Jest dziwna... Nawet nie mam telefonu komórkowego. Pociąg zajechał na stacje, ale jeszcze nie można było wchodzić. Maszynista też wysiadł, ale zapomniał zamknąć kabiny. Wtem jakaś banda łobuzów, poubieranych w czarne kolory, z zakrytą twarzą. Zaczęli rzucać w nasz pociąg kamieniami. Tak zwani policjanci przegonili ich, ale jeden zdążył jeszcze rzucić kamieniem, który wyleciał do kabiny. Los chciał, że tym samym włączył pociąg, który ruszył ze stacji. Tak oto powstała tragedia. Pusty pociąg jechał na oślep, a my nic nie mogliśmy zrobić. Nagle wszystkie kanały na tym magicznym pudełku, co raz jest płaskie, a raz nie, włączył się obraz "uciekającego" pociągu. Wszyscy pasażerowie patrzyli na to z zapartym tchem, ja również. Nie mogłam dopuścić, aby komuś się coś stało. Wtem wielki hałas rozległ się w okolicy. Okazało się, że na torach została położona mina! Mieliśmy jechać tym pociągiem... Może jednak duchy nieba nie są tak bardzo złe za ten pierścionek... Ale z drugiej strony jutrzejszy test... Wszyscy coś mówili, ale ja ich nie słyszałam. Po pewnym czasie nawet nie widziałam. Obudziłam się ponownie w szpitalu. Koło mnie siedział Zishu, a Jeremy schował ten telefon. - Słuchajcie mnie! Jutro test napiszemy w pobliskiej szkole! - zawołał. - A już myślałam, że nam się uda... - obraziła się Kathe. - A teraz możemy idziemy do hotelu, za który płaci stacja. Chodźmy! - usłyszałam głos Zishu. Tak więc kilka minut później szliśmy ulicami miasta. Od Erni dowiedziałam się, że zemdlałam na stacji, prawdopodobnie przez hałas. Ogólnie nikt z naszej paczki nie umie być cicho... Ale, że też do niej należę, również postanowiłam nawijać. Jednak wciąż zastanawia mnie, czemu Smok jest miły... Kiedy doszliśmy do noclegu od progu przywitała nas pokojówka... Dziwnie znajoma. Miała długie, proste, rude włosy, pomarańczowe oczy oraz strój sprzątaczki. Wtem to zauważyłam. Nosiła ona mój pierścionek! TEN CO ZGUBIŁAM! A to złodziej... "So lost, I'm Faded..." Rozdział 1 Już od zarania dziejów żyły Mudeny. Są to małe stworki, które nie są określonego kształtu. Jedne mogą wyglądać jak żyrafa, innym razem jak zwykły dym... Powstają one po zrobieniu piosenki. Każda piosenka, która kiedykolwiek została stworzona ma Mudenę o nazwie tytułu. Za każdym nowym remixem dana piosenka zyskuje nowy kolor. Ja jestem Mudeną piosenki Alana Walkera "Faded". Nie jestem zbyt śmiała i raczej oryginalna... Jestem strasznie podobna do mojej siostry: Fade. Jednak mówią o mnie, że jestem przebojem... Ale jakoś w to nie wierzę. Powstałam w sypialni mojego pana i stałam się hitem. Chociaż... Większość mówi, że to zasługa Fade. Często czytam Wattpada i szukam opowiadania z moim władcą... Okazuje się, że często ukazują Zarę Larson jako wredną osobę... Co się zgadza z charakterem jej Muden. Podłe i wredne: tylko tak można je opisać. Moim ulubionym zajęciem jest zamienianie się w formę "elfa" i przypatrywanie się co robi Alan. Ostatnio zaczął chyba robić nową piosenkę... Ale nie jestem pewna. Ciągle siedzi przy tym czymś co robi Mudeny i klika myszką. Ciągle *klik, klik, klik*. Niby powinnam spać lub pilnować wyświetleń tam... na tym jutubie czy coś, ale mój pan właśnie coś robi. Muszę patrzeć. Być może to właśnie moja siostra... Oryginalna, a nie jak ja... Taka sama jak Fade... Rozdział 2 Od rana do nocy patrzyłam na palce mojego pana ślizgające się po tej tak zwanej klawiaturze i myszce. Chociaż, czemu to jest myszka, skoro to nie jest zwierze? Wiem, że pytania, które zadaję są dosyć... Dziwne i oczywiste dla was, ale ja, mudena, nie pochodzę z tego świata... To znaczy pochodzę zarazem jak i nie. Od razu przychodzimy z pewną mądrością i tak nam zostaje... My nigdy nie mieliśmy dzieciństwa... Jak iż jestem mudeną należąca do Alana Walkera to on jest moim ojcem. Jednak siedzenie w jednym miejscu, przy stworzycielu, jest nudne. Liczę na to, że moja siostra w końcu powstawstanie. - Hejka! - zawołała Fade siadając na rogu monitoru. - Hej... - odpowiedziałam smętnie. - Coś nie tak? - Po prostu nie czuję się oryginalna... Jestem twoją kopią... - No co ty. Ty masz tekst, ja nie... Spójrz na taką Spectre. Ona praktycznie nic nie mówi, a jednak jest radosna. - No niby tak, ale jednak... Ona... Jest oryginalna. - Spójrz Faded... Ja nie zyskałam nowego koloru, tylko ty powstałaś, co oznacza, że NIE jesteś moją KOPIĄ - poklepała mnie po ramieniu i odeszła szukać Force. - Może ona ma rację... - mówiłam na głos. - Przesadzam. Nie jestem jej kopią, tylko remakiem! - wtem zza moich pleców wysunęła się macka Spectry. - Hmmm? - spojrzałam na nią, a ona gigantycznymi oczami pokazała na mój plik w komputerze stwórcy. - Czyli stwierdzasz, że nie jestem kopią? - spytałam. Starsza siostra pokiwała mi głową i zniknęła zarówno jak i Fade. Teraz zostałam sama moja jeszcze tworzona siostra... Sing me to sleep, w skrócie SMTS lub Kołysanka. Rozdział 3 Nagle chłopak wstał i wyszedł z pokoju zostawiając otwarty komputer. Po cichu podeszłam do monitora. Gdzieś tam kryła się moja siostra... Dopóki piosenka nie zagra w całości skończona mudena nie może wyjść z tego pudełka. - Co tu robisz? - Usłyszałam znajomy, choć dawno nie słyszany głos. - H-Hope? - odwróciłam się w jej stronę. Dawno nie widziałam takiego soczystego zielonego jaki ona posiada... Jest chyba najzieleńszą mudeną ever! Starsza pokiwała głową na moje pytanie, nie chciała na nie odpowiadać, skoro było oczywiste. - Chcesz zobaczyć nową siostrę? - Spytała podchodząc do mnie zmieniając kształt na taki, który będzie bardziej mnie przypomniał. - T-tak... - odpowiedziałam zawstydzona. Myślałam, że zrobię to szybko i nikt tego nie zobaczy... - To chodź za mną - ,odpowiedziała tajemniczo. Nie chciałam jej ufać... Nigdy jej nie było przy nas... Trzyma się sama, gdzieś w tle. Ale co miałam zrobić? Szłam w ciszy do tego czegoś, gdzie gra muzyka. - To jest głośnik - nagle się odezwała. - Kiedy nowa mudena pojawia się tu, na świecie, wtedy właśnie wychodzi, a wręcz wylewa się głośnikiem... Ale skoro można tędy wyjść, można też wejść... - uśmiechnęła się. Podeszłam do tych śmiesznych kratek, aż tu poczułam zimno na plecach i poleciałam... Hope wepchnęła mnie do głośnika, a tamtędy dostałam się do wnętrza komputera... Temat będzie ciągle uzupełniany. <_> Jak coś się spodoba to powstawiam więcej ;3; Dernière modification le 1522001580000 |
2 | ||
szanuję za lego ninjago |
Zephyraxx « Consul » 1522007700000
| 0 | ||
Opaaal a dit : A dziękuję, dziękuję |
Spedmyha « Consul » 1522016040000
| 1 | ||
sliczne obrazki i super avatar >:D |
Luna1928 « Consul » 1522053540000
| 1 | ||
AAAA szanuje bardzo za takie wyjatkowe umilowanie do lego i za cudne rysunki i sliczny wuntek i swietne postacie owo powodzonaka kocham boom x4 meme |
Zephyraxx « Consul » 1522069440000
| 0 | ||
Spedmyha a dit : Ja wiem >;D Luna1928 a dit : c': Dziękuję Jeśli znasz to, to... Super |
Luna1928 « Consul » 1522073940000
| 0 | ||
^^^ to jest zle.... . onie nie znalam tego i wtedy to byly czasy :') a teraz moje oczy . .... . to bylo zle bardzo zle ;o; |
Zephyraxx « Consul » 1522078380000
| 0 | ||
Luna1928 a dit : JA JESTEM ZŁA >:) Tak, to moje. >:) |
Zephyraxx « Consul » 1523057940000
| 2 | ||
Ja musiałaaaaam Moje małe slime-dziecko imieniem Jelly UWIELBIA arbuzy |
Zephyraxx « Consul » 1523290680000
| 2 | ||
|
Luna1928 « Consul » 1523298480000
| 1 | ||
oooo ale ona urocza ;^; |
Zephyraxx « Consul » 1523630760000
| 0 | ||
Luna1928 a dit : <3 |
Zephyraxx « Consul » 1526326080000
| 2 | ||
|
Zephyraxx « Consul » 1527278520000
| 2 | ||
Lubi ktoś kucyki? |
Zephyraxx « Consul » 1545505620000
| 0 | ||
smoooooooooook |