[Ukończone] [Fanfiction] Mechaniczny Szaman |
![]() ![]() « Citoyen » 1455222480000
| 0 | ||
*Rzuca drugą część* Już jest, czytajcie, radujcie się. c:< -- Rozdział 46 - Część II Witaj znów, wojowniczko. Charyzmatyczny, cichy, pogardliwy głos. Głos, który poruszał tłumy. Odwróciła się powoli. Przywódca Władców Wiatru. Stał na dachu, kilka metrów od niej, otoczony smolistym dymem. Potężny jak nigdy. Aga czuła bijącą od niego moc. Na głowie miał hełm i maskę, spod której wymykały się burzliwe białe pasma włosów. Stalowe oczy, zimne i pewne siebie spoglądały na nią. Usta miał wykrzywione w uśmiechu, ale nic w tym uśmiechu z radości. Był pełen okrucieństwa. Wiatr przybrał na sile i stał się dzikim wichrem, miotającym wokół nich, podsycającym płomienie i śmiejącym się szyderczo. Niemal była w stanie słyszeć jego szepty, szepty wiatru. Rozstawiła pewniej nogi. Zacisnęła pięści. Tatuaże szamana, te, z którymi rodził się każdy zdolny do magii, u niej krwistoczerwone, jak to u Mechanika, zapłonęły dzikim blaskiem, niemal parząc skórę. Nigdy jeszcze nie doświadczyła podobnego zjawiska. Była Wojowniczką i wybraną przez bogów. A jednak bała się stojącej przednią osoby. Nie mogła powstrzymać tego lęku. Potem on odezwał się: - Wiedziałem, że w końcu tu przybędziesz. Staniesz u mych bram. Naiwne jagnię, porywające się prosto w paszcze wilka. Odruchowo cofnęła się i odwróciła. Nie widziała już tłumu, nie słyszała jego ryku, nie widziała żadnej innej części świata, wszystko dookoła spowite było dymem, otoczone szalonym wiatrem. Spojrzała w górę. Czarne, burzowe chmury formowały się w wir tuż nad ich głowami. Z nieba na ziemię spływały w furii błyskawice, grzmoty brzmiały jak ryk dzikiego zwierzęcia głodnego ofiar. Nie było już żadnego świata. Był tylko skrawek dachu, ona i Przywódca Władców Wiatru. - Nie jestem już jagnięciem – wokół jej nadgarstków zatańczyły ogniki, które przeistoczyły się w krwistoczerwony ogień. Starła się powstrzymać drżenie głosu. Poczuła się pewniej. – Nigdy więcej. Odpowiedział jej tylko śmiech. - Możesz mi się oddać dobrowolnie. Tak jak tamtego dnia, na oczach wielu Rebeliantów. Nie zabiję cię od razu. O nie. – Śmiech. Przerażający śmiech. – Nie doceniłem cię w dniu egzekucji. Jest w tobie ogromna moc. Rzekłabyś, boska moc. Nie można jej pozwolić przepaść. Wyssę z ciebie tę moc do cna. Nie pozostawię nic, prócz skorupy ciała z wyblakłymi znakami szamańskimi. Strącę twoją duszę w otchłań. Jesteś dotąd moim najpotężniejszym wrogiem. To zasługuje na docenienie. A potem, z mocą trojga i potęgą pradawną całe Transformice uklęknie przede mną, czy tego chce, czy nie. Złamie Rebeliantom kręgosłupy obcasem buta. Bo nie ma takiej siły, która by mi dotąd przeszkodziła i nie będzie. - Nie. Nie jesteś w stanie. Nawet ty nie możesz posiąść aż tak wielkiej mocy. To by cię zabiło! - Ależ tak? – uśmiech Władcy Wiatru stawał się coraz szerszy i straszniejszy. Białka oczu zastąpił fiolet, a źrenice stały się pionowe, jak u kota. Wił się z nich ciemnozielony dym. Czarna magia. – Bo ja nie jestem do końca mysią istotą. Ja jestem półbogiem! Półbogiem wiatru! Dym, czarniejszy, niż najgłębsza czerń, strzelił wysoko w górę, otaczając ją. Wystrzeliła na skrzydłach w górę, usiłując uciec od formujących się czarnych macek. Z dymu wyłaniały się kształty zwierzęce i twarze. Nie mogła w nieskończoność uciekać. Kryć się za bezpieczną barierą Obozu Rebeliantów. Po to tu przybyła. Aby walczyć. Czuła w sobie siłę, była gotowa do walki, nawet jeśli musiała zmierzyć się z mocą półboga. Zaczęła gwałtownie pikować w dół, skupiając wokół siebie tyle mocy, ile była w stanie. Zamieniła się niemal w żywą kule ognia. Powietrze stawało się coraz gorętsze, ale nie robiło jej krzywdy. Coraz szybciej zbliżała się w stronę przeciwnika. Zwykła mysz na ten widok padłaby na kolana i zmówiła modlitwę z przerażeniem, błagając o życie, ale nie on. On patrzył prosto na nią i wybiegł jej naprzód. Biła od niego potęga, która krzesała błyskawice, która nakłaniała wiatr, aby stawiał Adze opór. Potem nastąpił wybuch. Dwie potęgi – wiatru i ognia – starły się ze sobą, z okropnym hukiem. Pałac zadrżał w posadach, na dachu pojawiła się siatka pęknięć, posypał się tynk, ale budynek zdołał ustać. Gdy opadł pył, Adze wróciło czucie w ciele. A wraz z nim ból. Była poobijana. Leżała na brzuchu i szybko wstała. Miała poobcierane całe ciało, ale nic poważniejszego jej się nie stało. Podobnie jak Przywódcy Władców Wiatru. Także powstał, z klęczek, ocierając krew z rozciętej skroni. Ryknął ze złością i przypuścił na nią atak, wznosząc się w powietrze. Nie zdołała się jakkolwiek obronić przez pędzącą błyskawicą, ledwie udało jej się uchylić, ale i tak zawadziła o jej ciało. Całe ramię zapłonęło bólem. Nie mogła powstrzymać krótkiego okrzyku. Poczuła swąd palonego mięsa. Szybko zaczęła regenerować ranę, ale wtedy wróg natarł po raz kolejny. Tym razem uderzył całą mocą Władców Wiatru, jakby pochwycił sam wicher, nadał mu postać czystej magii i cisnął w jej stronę. Stworzyła tarczę, ale ledwie oparła się atakowi. Odpowiedziała tym samym, czystą Mechaniczną magią. Czuła się wyczerpana, jej mięśnie drżały, ledwo walczyła. Ból przeszywał wiele miejsc w jej ciele. W którymś momencie w jej stronę strzeliła iskra, prosto w szyję. Zaskwierczała skóra. Cierpienie wytrąciło ją z równowagi, co pozwoliło okrutnemu Władcy Wiatru na kolejne natarcie. Zostawała spychana powoli do obrony, tracąc siły. W którymś momencie się potknęła. Po prostu. Ze zmęczenia i trudności z koncentracją. Wtedy poczuła, jakby w jej pierś uderzył ciężar całego świata. Stęknęła i poleciała w tył, prosto w smolistą czerń dymu, który formował się wokół dachu. Spadała w tę czerń i spadała w nieskończoność, jakby nie istniała ziemia. Niebo zaczęło zamykać się nad jej głową. Wiedziała, że gdy ją pochłonie, nie będzie dla niej nadziei. Nie była w stanie się ruszyć, zrobić cokolwiek, mogła jedynie spadać w otchłań czerni. W czaszce rozbrzmiewały dziwne szepty i sykliwe głosy. Zamknęła oczy. W jednej chwili przez jej głowę przewinęły się setki wspomnień. Tych radosnych, które tworzyły szczęście Agi. Jak gdyby umierała i widziała radosne przebłyski z życia. A może rzeczywiście umierała? Mama, tata, dom. Taniec i zapach storczyków wiosenną porą, śmiech. Myrshka trzymająca ją za łapki i frunąca nisko nad ziemią. Uśmiech Tombarda, jego uścisk. Wspólny trening z przyjaciółmi z Obozu. Każde uderzenie mieczem i strzał z łuku. Te drobne rzeczy sprawiające, że była tym, kim była. Agąmyszką. Vanyan Sòldą. Poczuła w sobie nagłą siłę, jakby w jej żyłach zamiast krwi płynęła magia. Otworzyła oczy, rozpostarła skrzydła i wybiła się w górę. Przebiła dym i wniosła się ponad miasto. Ku zdumieniu Przywódcy Władców Wiatru, który natychmiast ruszył do kolejnych ataków. On także jednak miał ograniczenia i słabł, a ona czuła, że nie istnieją ograniczenia. Nastąpiła wymiana najróżniejszych zaklęć, od których jarzyło się niebo, jednak tym razem szala zwycięstwa zaczęła przechylać się w stronę Agi. W końcu, w którymś momencie Władca Wiatru stanął na krawędzi dachu, broniąc się z całych sił, dziko, jak gdyby oszalał, wykorzystując resztki swojej mocy. Siatka pęknięć na dachu pod jego stopami powiększała się, aż w końcu pękła i z okrzykiem, wśród czerni dymu opadł w dół i zniknął jej z oczu. Szybko, szybciej, niż zdążyła pomyśleć, wróciła z powrotem na plac. Sytuacja wyglądała kiepsko. Bariera stworzona przez nią zaczęła pękać pod wściekłym naporem Skrzydlatych, Mechanicy byli coraz bardziej wyczerpani. Otaczały ich jednak zniszczenia, płomienie, a w górze wciąż powiewała ich flaga. Zebrała w sobie całą moc, objęła nią wszystkich Rebeliantów, krzyknęła, wyrzuciła pięści w powietrze i z rozbłyskiem przeniosła ich z powrotem do Obozu. Po tym wyczynie cała moc ją opuściła i upadła na kolana. Dernière modification le 1455223080000 |
![]() ![]() « Consul » 1455311160000
| 0 | ||
No nie...! A było tak pięknie! :( |
![]() ![]() « Sénateur » 1455317220000
| 0 | ||
Epicki rozdział |
![]() ![]() « Citoyen » 1455376920000
| 0 | ||
maarfinka a dit : Dzięęęki c: nullalke a dit : Przecież jest, udało im się, wygrali. 0: *tymczasem pisze rozdział bo ma wenę, ale wolno, gdyż nie chce jednocześnie zbyt bardzo rozbestwiać czytelników XD* |
![]() ![]() « Citoyen » 1455383340000
| 0 | ||
Agamyszka a dit : Pisz, pisz szybko bo czekam na wiecej agopączku c; |
![]() ![]() « Citoyen » 1456343640000
| 0 | ||
Już jest! Rozdział 47 wyszedł. Wybaczcie, że tak długo. ;.; Akcja się rozkręciła, wreszcie. <D -- ROZDZIAŁ47 Cała moc, euforia i uczucie, jakby w jej żyłach zamiast krwi płynęła czysta magia, zniknęły. Czuła tylko potworne przemęczenie ciała wyczerpanego walką i pokrytego ranami. Nie straciła przytomności, ale przez chwilę była pewna, że upadnie. Boszka i Serozjadka pomogły jej się podźwignąć z kolan. Aga rozejrzała się niepewnie. Panowało zamieszanie. Wszyscy biegali dookoła, potrącając się. Podtrzymywana z obu stron przez przyjaciółki, wykuśtykała z teleportera. Świat zamglił się na chwilę, a po otwarciu oczu Mechanicy, którzy brali udział w ataku, wymieszali się z żołnierzami z Obozu, wykrzykującymi polecenia. Tuż przed nią zaś stał Patkall. - Aga. – Wycedził. – Cóżeś ty zrobiła?! Nie czekał na odpowiedź, tylko odwrócił się i ruszył przed siebie, przedzierając ze złością tłum, a one w trójkę poszły za nim. W końcu dotarli do spokojniejszego zakątka, gdzie krzątało się tylko parę myszy. Posadził ją na łóżku i zasłonił parawanem. Posłał znaczące spojrzenie Boszce i Serozjadce, nakazując im odejść, co zrobiły z ociąganiem. Potem wybuchł: - Czy ty sobie, do ciężkiej cholery, zdajesz sprawę, co zrobiłaś?! – Chwycił wilgotną szmatkę, wodę utlenioną i bandaże, po czym zaczął ją opatrywać. – Jak mogłaś tak zawieść nasze zaufanie i narazić tak wiele osób na niebezpieczeństwo?! Bogini, wy wszyscy mogliście zginąć! Przerwał na chwilę, żeby odetchnąć. Przetarł i zabandażował jej rozcięte czoło. Wściekły Patkall. Zazwyczaj spokojny i opanowany, teraz trząsł się ze złości w tym momencie stanowił komicznie niecodzienny widok dla Agi, która parsknęła śmiechem i zaczęła rechotać, mimo bólu i pieczenia ran. - To nie jest śmieszne! Zachowujesz się jak pijana! Była pijana. Pijana triumfem, upojona zwycięstwem. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo rozjuszyli i zszokowali Skrzydlatych swoim śmiałym atakiem. Ba, ona pokonała samego Przywódcę Władców Wiatru! Potem jednak w jej głowie wybuchło na nowo wspomnienie z owej walki. Zdecydowanie nie należąca do istoty mysiej twarz, oczy, uśmiech, głos. Aura przerażającej potęgi. Czarna magia. ,,Ja jestem półbogiem!” Zadrżała i jej śmiech się urwał. Jak mogła pokonać go po raz kolejny? Jak mogli walczyć z Władcami Wiatru, z kimś takim na czele? I czego on tak naprawdę chciał? Jaki był jego cel, prócz zniszczenia rasy Mechaników? - Jesteś dość poraniona. Masz rozcięte czoło, paskudną ranę na plecach, przypaloną skórę na szyi i ramieniu oraz wiele otarć na całym ciele. Ale przeżyjesz. Poboli, przejdzie. Może to cię czegoś nauczy – rzekł, już spokojniejszym tonem, ale jakby mówił do dziecka, które napsociło. - A inni? - Jeden z Mechaników został postrzelony w rękę. Dużo innych ran na skutek walki, ale żadnej śmiertelnej. Odetchnęła z ulgą, a po chwili rzekła: - Patkall. Słuchaj. Wiem, że możesz być wściekły. Naraziłam wielu z was. Złamałam dany mi zakaz. Wypuściłam się w najniebezpieczniejsze miejsce w całym Mieście. Ale musiałam. Chciałam pokazać, że oni nie są nietykalni. Wiedziałam, że mi się uda. Nie wytrzymałabym, siedząc w miejscu i obawiając się ruszyć tyłka, bo szpieg patrzy. Jestem vanyan sòlda, ale to nie znaczy, że trzeba mnie traktować jak skorupkę od jajka. - Rozumiem – westchnął. – Chyba. Zdajesz sobie jednak sprawę, że za ten akt nieposłuszeństwa mogłabyś trafić do sądu wojskowego? - I co mogliby mi zrobić? Jestem ich legendą. Nie chodzi o czcze przechwałki, ale irytuje mnie to, że z jednej strony klękają przede mną na kolana, a z drugiej mówią, co mam robić, a co nie. Jeśli mam prowadzić wojnę, powinnam dostać swobodę ruchów. - Dojrzałaś. – Stwierdził. – Zmieniłaś się od tego dnia, gdy pierwszy raz rozmawialiśmy w jaskini. - Tak – zaśmiała się. Często ją irytował, matkował, zanudzał. Uparł się, że jest jej ,,opiekunem”. Był bardzo tajemniczy i gdy myślała już, że go rozgryzła w całości, zaskakiwał ją czymś nowym. Ale mimo wszystko, uratował jej życie. Dbał o nią. Na swój dziwny sposób lubił, nie jako vanyan sòldę, ale jako Agęmyszkę. Pomyślała o tej więzi, która połączyła ją z Władcą Wiatru. Po chwili za parawanem ujrzała poruszające się cienie i do środka wkroczyła reszta jej drużyny. Serozjadka i Boszka trzymała się nieco z tyłu, zerkając na siebie niepewnie. Były obandażowane w niektórych miejscach i nie wyglądały na w najlepszym stanie fizycznym. Lectral patrzyła na nią z mieszaniną różnych emocji: niepokoju, złości, zmieszania. - Aga, Aga, Aga – westchnęła. Eli podeszła do jej łóżka i spytała cicho: - Wszystko dobrze? Jak się trzymasz? - Boli i czuję się, jakby przygniótł mnie anvilgod, ale jakoś daję radę. – Uśmiechnęła się, ucieszona lekko, że cicha myszka w masce zaczęła się przełamywać. Lectral dodała jeszcze: - Szybko dowiedzieliśmy się, że zniknęła część członków Obozu, także ty, a teleporter został aktywowany. Szybko skojarzyliśmy fakty. Nawiasem mówiąc, trochę głupio postąpiłaś… ale cieszę się, że żyjesz, wiesz? Agamyszka burknęła coś w odpowiedzi i mruknęła: - Żyjemy. Wszyscy. Czego nie można powiedzieć o moralach Władców Wiatru. Wtedy naprzód wystąpił Tombard, a jej tętno gwałtownie przyspieszyło, choć jednocześnie poczuła nagłe wyrzuty sumienia i skrępowanie. Pół Skrzydlaty, pół Duchowny Przewodnik unikał jej wzroku, ale wiedziała, że był zaniepokojony. - Mam tu jako jeden nielicznych moce uzdrawiania, więc pozwól, że cię uleczę. Odpręż się. – Położył łapkę na jej klatce piersiowej i przymknął oczy. Mechaniczka poczuła nerwowe mrowienie. Zranione miejsca zapiekły, a po chwili przestały być odczuwalne. Miała wrażenie, że wstępują w nią nowe siły. Otarcia schodziły na oczach, choć nie całkowicie. Odetchnęła z ulgą i pewniej poruszyła mięśniami. W końcu jej uzdrowiciel odsunął się i wyglądał na trochę bardziej zmęczonego. - Dziękuję – rzekła Aga. Po tych słowach zapadła niezręczna cisza. A potem nagle wszystkie wydarzenia potoczyła się w jednej chwili, zbyt szybko, aby choćby zareagować. Patkall zaczął mówić, aby wszyscy wyszli, gdy nagle rozległ się wybijający bębenki w uszach ryk syren, a światło zaczęło wszędzie gwałtownie mrygać na czerwono. Eli otworzyła usta do krzyku, ale nie dało się jej usłyszeć. Nastąpiła potworna wrzawa. A później huk, gdzieś w górze. Na ich głowy posypały się drobne kawałki sufitu wraz z pyłem. Alarm wył. Następnie huki zaczęły następować jeden po drugim. Jakby waliło się niebo. W głowach każdego z nich pojawiło się rozpaczliwe pytanie: Co się dzieje tam na górze? |
![]() ![]() « Sénateur » 1456346520000
| 0 | ||
Super rozdział! Czekam na kolejny! |
![]() ![]() « Consul » 1456347600000
| 0 | ||
O kurczaczku! Spoiler. Notka dotyczy ostatnich zdań! Jeżu Jeżusieńki!! Władcy Wiatru kontratakowali?! Kurwe. Nie chcę aby ktoś z nich zginął, a w szczególności mój Agopączek! Aga! Nie spodziewałabym się takiej zmiany akcji. Gdzie oni się później podzieją?! D: |
![]() ![]() « Citoyen » 1456348860000
| 0 | ||
maarfinka a dit : Dziękuję. :3 nullalke a dit : Główna bohatetka, Agapączek miałaby zginąć? No way! Ona musi żyć, żeby było co pisać. I właśnie o taki niespodziewany plot twist chodziło. Hehe. Wszystko się okaże w następnych rozdziałach. x3 |
0 | ||
Omgomgomg Wyczuwam kolejne sensacje Czy Aga i Tombard byndo razem? *^* Nie marudż mi tu o Prith x Reeve plz |
![]() ![]() « Citoyen » 1456396620000
| 0 | ||
krzykozgonka a dit : Zobaczymy. hehehe cx Wszyystko zobaczymy. Ale Prith x Reeve umarło śmiercią naturalną, a Tombard x Aga zaistniało w FF. >D Prith x Initrax Dernière modification le 1456396680000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1457035980000
| 0 | ||
/double Zaparkował Rozdział 48. Zniszczenie! Akcja na całego! <w takich słowach zachęcam was do czytania. Specjalnie dla was wysiliłam się, aby napisać go dzisiaj do końca, gdyż dziś obchodzimy Dzień Pisarza, nomen omen moje święto. Tak na marginesie, heh. tak,Aga uważa się za pisarza lel XD -- ROZDZIAŁ 48 Nie wiedziała nawet, jak długo tam stała, przytłoczona lękiem, wsłuchana w melodię zniszczenia. Syreny zawodziła, dając przerażający sygnał, że coś jest nie tak. Po chwili dopiero zdała sobie sprawę, że ktoś wrzeszczy jej prosto do ucha. Patkall. - NALOT! WŁADCY WIATRU ZABRALI SIĘ DO KONTRATAKU! MUSIMY EWAKUOWAĆ WSZYSTKICH DO PODZIEMNYCH POZIOMÓW OBOZU! - ZOSTAW TO MNIE! – odkrzyknęła. -I MNIE! –prawie w jednym momencie krzyknęły Serozjadka i Boszka, które aż paliły się do działania. - Oraz mnie – zabrał głos Tombard. Chyba nie miał teraz zamiaru spuszczać jej z oczu. - Mnie też – odezwała się, ku zdumieniu wszystkich, Eli. - DOBRA. SŁUCHAJCIE. MUSICIE DOPROWADZIĆ MIESZKANCÓW OBOZU DO CENTRUM WE WNĘTRZU GÓRY, GDZIE ŻOŁNIERZE ZAJMĄ SIĘ EWAKUACJĄ. ,,Uważajcie na siebie” usłyszała jego słowa, tym razem w głowie. - JUŻ, JUŻ, JUŻ! BIEGNIJCIE, TU NIE JEST BEZPIECZNIE! – jakby na potwierdzenie tych słów z sufitu oderwało się kilka rur, które omal nie spadły prosto na nich. Jako drogę na powierzchnię wybrały schody ewakuacyjne, którymi pędziły, ile sił w skrzydłach i łapkach. - Najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy. Część z nas zajmie się ewakuacją do Oka, a część spenetruje uliczki. Ja poprowadzę mieszkańców z centrum. - Idę z tobą. – Powiedział niemal natychmiast Tombard. - W takim razie my sprawdzimy uliczki i pogonimy maruderów – odparła Sero. - Chwila, będę potrzebowała trzeciej osoby. Tam na górze może być na prawdę gorąco – powiedziała Aga. Oczy wszystkich zwróciły się ku szarej myszce, trzymającej z boku. - Pójdę z Agą. –Mruknęła Eli. Po chwili wydostały się na powierzchnię, gdzie tłumy pędziły ku wnętrzu góry. Wszyscy byli doskonale zdyscyplinowani i nie dali się ponieść panice. Ale zastał je iście przerażający widok. Chmara śmigłowców i samolotów Władców Wiatru niemal przesłaniała niebo, niczym mroczny całun chmur burzowych. Chmurz, z których padał śmiercionośny deszcz bomb. Wybuchy wstrząsały Barierą, która stała się widoczna i na której pojawiła się siatka pęknięć. Nawet magia Agii nie byłaby w stanie długo ją podtrzymać. Od wstrząsów część wyższych budynków przeistoczyła się w ruiny, gdzieniegdzie tlących się. Czarny dym dopełniał apokaliptycznej scenerii. Prawie słyszała pełen triumfu śmiech Przywódcy Władców Wiatru. ,,Jeśli ktoś dzisiaj straci życie… nie daruję zdrajcy. Dopadnę go za wszelką cenę” pomyślała ponuro. Czasu nie było wiele. - Lećcie – zwróciła się do dwóch Władczyń Wiatru, które pokiwały głowami i ruszyły, klucząc między uliczkami, omijając gruzy i nawołując głośno. Aga z resztą polecieli zaś ku wylotowi Oka. Wnętrze dosłownie rozpadało się na kawałki. Minuty i wszystko się zawali. Aga podparła magią walące się ściany i strop, aby powstrzymać deszcz odłamków. Miała nadzieję, że wytrzyma tak długo, aż wszyscy zdołają uciec. Ciężar był jednak miażdżący, jakbym wzięła na swoje barki całe Transformice. Na jej czole pojawiły się krople potu i zmarszczka wysiłku. Po chwili delikatnie zelżał i ujrzała Tombarda, robiącego to samo, co ona. Stęknął i zamachał skrzydłami. Po chwili nastąpił kolejny wybuch, wstrząs i niespodziewanie wielka kolumna pękła i runęła w dół. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, zadziałała Eli. Chwyciła marmur magią i z ogromnym wysiłkiem przytrzymała kilka sekund i opuściła na dół, ocalając tym samym kilka istnień. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Nie było następnych wybuchów i Aga pozwoliła sobie na nadzieję, że Skrzydlaci odpuścili, a góra wytrzyma. Ostatni spóźnialscy zniknęli w korytarzach ewakuacyjnych. Z ulgą i pewną niepewnością wypuścili strop z objęć magii. Wytrzymał. Wtedy bramy Oka zaczęły się zamykać. - Nie! – krzyknęła Aga z paniką. – Sero i Boszka wciąż tam są! -Spokojnie. – Pół Władca Wiatru, pół Duchowny Przewodnik przytrzymał ją, gdy chciała pobiec. – W centrum jest jeszcze jedna droga do podziemi. Dadzą sobie radę. Musimy iść. Ruszyli tam, gdzie wcześniej tłum i po jakimś czasie znaleźli się w długim korytarzu prowadzącym w dół. - Zrobiło się spokojniej. To już chyba Kon… - nie zdążyła dokończyć Mechaniczka. Kolejny wybuch był najgorszy ze wszystkich. Huk wydawał się nieskończony, a ziemia pod ich stopami zatrzęsła się. Wtedy tuż za Agą zawaliło się sklepienie. Dokładnie w miejscu, gdzie stał Tombard. W jednej sekundzie cały świat się zatrzymał. Potem Agamyszka poczuła paraliżujące zimno. W jednym momencie był tam, a drugiej został pogrzebany pod zawałem gruzu. Rzuciła się na tę stertę i zaczęła ją rozpaczliwie odgarniać. Po chwili dołączyła do niej Eli. Próbowały go odkopać. Mechaniczka odsunęła od siebie myśl, że miał niewielkie szanse przeżyć coś takiego. Trwało to kilka chwil, które wydawały się być przerażającymi godzinami. W końcu poczuła na swoim ramieniu łapkę myszki w masce. - Aga. To… to koniec. - Nie – zaszlochała. – Nie, nie, nie, nie, nie, nie. – Odgarniała, a gorzkie łzy zalały jej policzki. Łapki miała całe poranione i we krwi. – Nie, nie, nie, nie… Opadła na kolana. - Musimy iść, Aga. - Nie. Idź sama. - Nie możesz dać się tu pogrzebać. Chodź. – Chwyciła ją za rękę i podźwignęła na nogi. Nagle pod gruzami coś się poruszyło. - Bogini! Ze zdwojoną siła wróciły do odgrzebywania. Tym razem nadzieja dodawała im sił. Nie czuły bólu, słabości, ani duszącego pyłu, nie słyszały grzmotów. Po chwili wyłoniła się najpierw ręka, potem reszta Tombarda. Podniosły go. Oddychał. Żył. Z trudem trzymał się na nogach. Aga zapłakała z radości. - Zdążyłem się w porę zasłonić, ale nie do końca. Myślałem, że tam zginę. - Dzięki bogom, nie stało się tak. – Podtrzymała go, gdy prawie upadł. Brnęli dzielnie przed siebie, schodząc na coraz niższe poziomy. Wkrótce wybuchy przestały być odczuwalne. Aga czuła wściekłość, że musieli poddać się bez walki, podkulić ogon i uciec. Ale nie mieli żadnych szans. Czuła ból, że znaczna część Obozu na powierzchni znikła. Była pełna nienawiści dla zdrajcy i dostatecznie zdeterminowana, aby go wytropić. Szalała też z niepokoju o Boszkę i Serozjadkę. Oto i na własnej skórze mogli posmakować wojny i odczuć jej skutki. Władcy Wiatru odpłacą im za to. Dernière modification le 1457037780000 |
![]() ![]() « Consul » 1457036220000
| 0 | ||
Mialam zawal ;-; Dlaczego i to mu zrobilas ;-; |
0 | ||
Jak mi serce biło :O Niech Aga i reszta rozdupcą złych Władców c: Czekam na 50 rozdział :3 |
![]() ![]() « Citoyen » 1458134700000
| 0 | ||
Ehh, wiem, macie nadzieję, że rozdział. Niestety, nie. ;-; Mam ostatnio jakiś zastój, nic nie mogę z siebie wykrzesać. Ani dalszego ciągu opowiadania, ani żadnego rysunku, czy choćby i referatów do szkoły. Także wybaczcie, ale przez jakiś czas jeszcze nie będzie. Odmeldowuję się na razie w oczekiwaniu na wenę, bye. ;w; |
![]() ![]() « Citoyen » 1459277700000
| 0 | ||
/doublepost Wygrałam z weną! c: Ostatecznie i dumnie prezentuje wam ukończony Rozdział 49. Mój Fanfik dobija do połowy setki i robi się z niego niezły tasiemiec. Ale ja nie narzekam. Szkoda tylko, że w tym momencie Mechaniczny Szaman jest bliżej końca, niż początku. Ale przede mną wciąż jeszcze dużo rozdziałów do napisania. Nie przedłużając, miłego czytania. ;3; -- ROZDZIAŁ 49 – To na nic. Nikogo tu nie ma. – Serozjadka kopnęła kawałek gruzu. Jeśli uważała, że Obozie ciężko się odnaleźć, co miała powiedzieć teraz? Ruiny tworzyły splątanie uliczki, a kroczenie między nimi było śmiertelnie niebezpiecznie. Na ich głowę wciąż zwalały się szczątki. Zręcznie lawirowały między nimi. Ziemia co jakiś czas drżała, nadchodził kres Bariery. Obóz Mechaników. Mechaników, którzy wierzyli w ideę buntu mimo znikomych szans. Którzy wyczuli wojnę, zanim ona nadeszła i którzy w tajemnicy sumiennie wznieśli prężny ośrodek walki przeciwko Władcom Wiatru i Duchownym Przewodnikom. Trwało to lata, a pozostały zwęglone szczątki i kilka solidniejszych, tlących się budynków, których przeznaczeniem także było się zawalić – i to wszystko w ciągu zaledwie kilku minut. Boszka mimo niebezpieczeństwa, wzniosła się jeszcze wyżej i czujnym wzrokiem powiodła po morzu popiołów, starając się wypatrzyć kogokolwiek. - Jest tu ktoś? – zawołała. - Wracajmy. Nie ma sensu się tu narażać. Wszyscy znają procedury i na pewno się wynieśli – mruknęła myszka pilotka. Zatrzymała się jednak i wbiegła w uliczkę obok, gdzie bloki mieszkaniowe jeszcze się trzymały, choć to mogła być kwestia sekund. Przy tej uliczce mieszkała Shaiylo, a Sero miała złe przeczucie. Powinien być pusty. Wszyscy powinni byli zgodnie z procedurami ewakuować się do podziemi. Mieli dwie drogi – albo przez Oko, albo strażnicą w centrum. Ale mimo to była niemal pewna, że dostrzegła ruch w jednym z okien. - Ktoś tam jest – powiedziała. – To może być Shai. Chodźmy tam. Jej towarzyszka pokiwała głową, ale w tym momencie usłyszały kolejny huk. Głośniejszy niż wszystkie i wstrząsający ziemią. Zadarły głowy w góry , aby ujrzeć, że pod kolejnym natarciem Bariera kruszy się na kawałki. Miliony pęknięć pojawiły się na całej jej powierzchni , a potem blask, jaki wydzielała, przygasł, po czym rozbłysł na sekundę z ogromną mocą i Bariera pękła. To było tak, jakby ktoś nad ich głowami rozbił gigantyczne lustro, którego miliardy maleńkich odłamków. Odłamki magicznej bariery. Widok był poruszający, a towarzyszyło temu potężne wyładowanie magii. Obie zachwiały się, w uszach zabrzmiał jednostajny pisk. Potem Władcy Wiatru zaatakowali z podwójną mocą. Bomby spadały z nieba niczym deszcz. Coraz więcej słupów ognia i dymu. - Nie mamy dużo czasu. Szybko! Nie zawracały sobie czasu biegnięciem po schodach, podfrunęły do okna i rozbiły je. Tak jak się spodziewała, była tam Shaiylo. Skulona przy oknie, z chłodnym, ale lekko wystraszonym spojrzeniem. Na widok białej myszki, jej oczy rozbłysły wściekłością. - Czego tu chcesz? Mówiłam, żebyś zostawiła mnie w spokoju! Była bardzo blada, miała podkrążone, trochę szalone oczy, ślady łez na policzku i potargane włosy. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Sero poczuła przypływ poczucia winy, że to ona doprowadziła ją do takiego stanu. - Wstań, Shai – powiedziała łagodnie. –Musimy uciekać. Nie widzisz, co dzieje się na zewnątrz? - Widzę. I właśnie o to chodzi. Nigdzie się stąd nie ruszam. - Shai. – Położyła łapkę na jej ramieniu i wskazała na niebo. – Tego właśnie chcesz? Zginąć pogrzebana pod gruzami? Umrzeć tu? - Nie dotykaj mnie – syknęła i odepchnęła ją. Zerwała się na równe nogi i zaczęła płakać rozpaczliwym, urywanym szlochem. Wyglądała jak szalona. Boszka chciała interweniować, ale pilotka powstrzymała ją ruchem łapki. – Nie rozumiesz, do diabła? Nie mam już nic. Rodziny, domu, przynależności. Zostałam wykluczona, wyrzucona, Władcy Wiatru się mnie pozbyli. Straciłam wszystko. Nie pasuję do tej Rebelii! – z każdym wyrzuconym słowem krzyczała coraz głośniej i głośniej. – Nie zostało mi nic więcej, jak umrzeć. Ty zresztą tego chcesz. Zostaw mnie! – rozpłakała się na dobre. - Nie chcę twojej śmierci. Zmieniłam się. Mówiłam. Tak bardzo chciałabym zachować to nowe życie. - Sero przytuliła zrozpaczona przyjaciółkę. Może i cała ich znajomość podszyta była kłamstwem, ale nie chciała być nienawidzona przez białą myszkę. Tak bardzo pragnęła jej pomóc. Budynek drżał w posadach i jej towarzyszka musiała stworzyć bańkę ochronną, nie przerywając doniosłości tej chwili. Wydawać by się mogło, że świat zatrzymał się. Była ona i jej przyjaciółka, szlochająca w objęciach. – Pamiętasz, co sama kiedyś mówiłaś? Że po burzy nastaje tęcza? Przeżyłaś naprawdę potężną burzę, po której na niebie ukaże się wspaniała tęcza. Nie możesz się poddać, nie teraz. Musisz wstać i żyć dalej. Odpowiedział im huk i krzyk Boszki: - Musimy się stąd wynosić! Coś zmieniło się w spojrzeniu białej myszki, ale rzekła: - I tak mam zranione skrzydło. – rozłożyła je, aby pokazać wielką opuchliznę, rozciągającą się na lewym skrzydle, zapewne od opadających szczątków. - Nie mogę lecieć. Idźcie beze mnie. - Nie ma mowy. – pilotka złapała ją pod pachami i rozwinęła skrzydła. – Lećmy. Sam Wielki Szaman musiał im pomagać, bo udało im się cało i w jednym kawałku dotrzeć do strażnicy, która trzymała się dzielnie mimo płomieni. Dostały się do środka i odnalazły przejście. Schodziły coraz niżej i niżej, a huki cichy w miarę ich drogi. Shaiylo już się uspokoiła i szła razem z nimi, czasami niespokojnie pociągając nosem. Potrzebowała pomocy medycznej. Po chwili marszu krętymi, ale dobrze zabezpieczonymi korytarzami, odezwała się się: - Sero… - Hm? - Przepraszam za to. Wszystko. Chyba chciałam cię obwinić o całe zło, jakie mnie spotkało Nie zasłużyłaś. Starałaś się być dobra. - To ja powinnam przepraszać. Za to, co wtedy zrobiłam. Czyli między nami zgoda? - Oczywiście. Boszki uśmiechnęła się, słuchając w milczeniu pogodzenia się dwóch przyjaciółek. To była piękna i poetycka rzecz, w jak dziwnych okolicznościach odnalazły przyjaźń i jaką próbę przetrwała. To było godne pieśni. W tych czasach każda przyjaźń musi przejść próbę wojny. W końcu dotarły do podziemnych schronów. Wyglądały niczym wnętrze Oka, ale tutaj tunele były o wiele większe, światło jarzeniówek o wiele słabsze i bardziej sztuczne, a całość sprawiała jeszcze bardziej postapokaliptyczne wrażenie. Ale byli tu bezpieczni i mieli dach nad głową, a to było najważniejsze. W samym centrum, ogromnym podziemnym hangarze, zebrał się cały tłum Rebeliantów. Wszyscy wsłuchiwali się w polecenia z głośnika, który oznajmiał, że każdy musi zostać zarejestrowany, odebrać przydział żywności i niezbędnych rzeczy i udać się do przydzielonego pokoju. - Ciekawe, jak poradziła sobie reszta – mruknęła Boszka. - Miejmy nadzieję, że dobrze. Ale najpierw zajmijmy się tym, co niezbędne, potem to wybadamy. I doprowadźmy Shai do medyka – westchnęła. – Jesteśmy już bezpieczne. - Bezpieczeństwo – powtórzyła kremowo-biała myszka i rozejrzała się wokół. - Bezpieczeństwo – również powtórzyła Shai. Bezpiecznie. Czy jeszcze gdziekolwiek i kiedykolwiek będą mogły się tak czuć? |
![]() ![]() « Citoyen » 1459280160000
| 0 | ||
Tasiemiec ale strasznie ciekawy a kazdy koniec daje nowy poczatek. Mam nadzieje ze dobijesz 100 rozdzial (ahh te marzenia xde) |
![]() ![]() « Citoyen » 1459282380000
| 0 | ||
dczuchra a dit : Sama bym marzyła - może gdybym wszystkie wątki ff rozciągnęła do absolutnego maksimum, wyszłoby 100. Ale za bardzo nużąca być nie mogę, musi się dziać. |D Dziękuję za twoją opinę! |
![]() ![]() « Consul » 1459325760000
| 0 | ||
Kyaaaaa!~ Agopączku pragnę więcej tasiemców! |
![]() ![]() « Citoyen » 1459677180000
| 0 | ||