[Fanificiton] Dzieje Draco Refgium |
Lectral « Citoyen » 1388080380000
| 0 | ||
Antosikgirl a dit : Tak, potrzebny mi tylko twój wygląd :) Tombard a dit : Dzięki ;) Ostatnio jak pisałam, wszystko wzięło w łeb, ale już się zreflektowałam ^^; Podliczyłam strony na Wordzie, troszkę mało, bo 21.. Trzeba by to nadrobić! :) |
Tombard « Citoyen » 1389543420000
| 0 | ||
Lectral a dit : Czekam,czekam... :] |
Noraaxd « Citoyen » 1389654900000
| 0 | ||
Świetne *-* Czytając to miałam wrażenie, że znajduję się koło nich i sama jestem tego świadkiem. |
Rapidasz « Citoyen » 1389771600000
| 0 | ||
Świetne ^^ Będę to regularnie czytać ^^ Choć nie lubię zbytnio to twoja jest super! Aż skłoniło mnie do czytania tego xD P.S. Mogłam bym wystąpić? :3 A jeśli tak to: Albo: To moje najbardziej ulubione style :3 |
Lectral « Citoyen » 1389971400000
| 0 | ||
Rapidasz a dit : A dziękuję, dziękuję :-) Bardzo chętnie Cię dodam, tylko mogłabyś dodać opis? Byłoby mi łatwiej odwzorować twoją myszkę ^^ Mogę jeżeli chcesz wymyśleć też coś, by obydwa wyglądy mogły być używane :) Spodziewaj się swojego udziału w ostatnim rozdziale kończącym sezon ;) Noraaxd a dit : No o to chodzi przecie, prawda? :D |
Rapidasz « Citoyen » 1389979500000
| 0 | ||
Lectral a dit : Czyli chcesz opis mojej myszki? To bardzo proszę:3 : Jest pesymistą, która bardzo łatwo wpada w złość ale tak łatwo się nie poddaję. Służyła w imie zła, ale została zdrajcą. P.S. Może być takie coś? xD Jak nie to wymyślę troszkę inczej xd |
Lectral « Citoyen » 1390061640000
| 0 | ||
Rapidasz a dit : Hmm.. Prawdopodobnie mnie ratujesz! Miałam myśl o myszce, wojowniczce króla, dezerterce, ale porzuciłam myśl, bo przeraża mnie kolejne wymyślanie postaci. Jeszcze raz powiem, ratujesz mnie! Dobry opis, dzięki za pomoc :-) |
Djlilixd « Citoyen » 1390091340000
| 0 | ||
Świetne! Czekam na kolejne rozdziały! ;-) Co do 1 rozdziału. Jest tam taki mały błąd w nazwie. Jest tam napisane: "Skreloza nie boli" A powinno być: "Skleroza nie boli" |
Lectral « Citoyen » 1390161660000
| 0 | ||
Djlilixd a dit : Aj, faktycznie, wybacz! Mam mały problemik z wymawianiem ''r'', więc czasem mi się myli ^^'' --- Ogłaszam, że do lutego nie będę dodawać żadnych rozdziałów, gdyż ponieważ szykuję się do dodania jednego, długiego, kończącego sezon. Tak więc na razie jedyne co mogę zrobić to prosić was o cierpliwość ^.^ |
Djlilixd « Citoyen » 1390311780000
| 0 | ||
Lectral a dit : Dobrze, warte będzie czekać, byle by zostało dodane. ;D |
Tombard « Citoyen » 1390502100000
| 0 | ||
Djlilixd a dit : Popieram. :] |
Lectral « Citoyen » 1391350380000
| 0 | ||
Rozdział XV - Zbliża się odwet.. Dzień powoli chylił się ku końcowi. Słońce bez pośpiechu znikało za horyzontem, ustepując wschodzącemu z drugiej strony księżycowi. Powoli wzmagał się wiatr, ale zmierzch był bezchmurny. Na odległym wzgórzu, oświetlony blaskiem księżyca stał zamek. Jego strzeliste wieże jakby wbijały się w nieboskłon, Forteca wydawała się nie do zdobycia. Masywne mury czujnie strzegły wnętrza. Żołnierze na basztach przysypiali jednak, powoli przegrywając walkę ze snem. Ciemny cień zleciał jakby znikąd. Błysnęło ostrze miecza i najbliższy strażnik jęknął w przedśmiertnym spaźmie bólu. To samo stało się z innymi, strzegącymi wejścia. Postać syknęła z obrzydzeniem, ścierając krew z ostrza. Następnie podeszła do najbliższej wyrwy i zaczepiwszy sznury drabiny, zrzuciła ją na dół. Rozległ się cichy brzdęk. Po chwili ciemne postacie zaczęły wspinać się na górę. Lectral wyszła z cienia, obserwując czy nikogo nie brakuje. Nachyliła się i zaczęła liczyć nadchodzące postacie. - Gruuba, Tombard, Noora, Dafuq.. Wszyscy. Dafuq rozejrzał się. W ciemnościach jego oczy stawały się czerwone niczym węgielki. Zaś jego futro wtapiało się w mrok nocy, czyniąc go niemalże niewidzialnym. Wąskiki mu zadrgały. Wyprężył się. - Pójdę do lochów. Uwolnię ich, a wy znajdźcie miejsce, gdzie przetrzymują waszego towarzysza. Tam się spotkamy. - Uważaj na siebie. - powiedziała Lectral. Kiwnęła głową i Dafuq zniknął. Lectral odwróciła się do reszty. - Musimy się spieszyć. Nie wiemy kto jeszcze tu się czai. Pobiegli do najbliższej wieży i zniknęli w jej wnętrzu, kierując się do serca zamku. *** Rapidasz, księżniczka Króla, przyglądała się intruzom z okna przeciwnej wieży. Zanim znikli jej z oczu, zdążyła zlustrować każdego. Jedna biała, z szarymi włosami i chustką we włosach. Druga również biała, bardzo podobna do niej. Trzecia, TEŻ BIAŁA, z kosturem w łapce, zielono-żółto-czerownym hełmem i zieloną chustą. Czwarta czarna, z ostrymi zębami i żażącymi się oczami. Nie wiedzieć czemu, poszła w innym kierunku. I ostatnia, o śnieżnobiałym futerku. Miała białe włosyz błękitnymi pasemkami. Na szyji nosiła coś na kształt żabotu. Z jej ogona zwisał połyskujący, perłowobiały diament. W łapce trzymałą miecz. Za pasem zaś bardzo ciekawa rzecz. Drewniana maska, z dziwnymi rzeźbieniami, emanowała bladym światłem. Rapidasz zorientowała się, że zanim ją zdjęła na jej plecach gościły skrzydła. Teraz ich nie było. ,,Czyżby to była jedna z tych słynnych masek?'' - przeszło jej przez myśl. - ,,Trzebaby powiadomić Króla.'' - zasunęła kotary i ruszyła korytarzem w głąb zamku. Wiedziała, że jej władca nadal męczy tego nieszczęśnika w sali tronowej. Zapewne zechcą go uratować. Może by im pomóc? Rapidasz od kilku miesięcy knuła ze plecami Króla spisek. Chciała go raz na zawsze zrzucić z tronu i pozbawić go mocy. Albowiem Król miał moc wielką. Mało kto mógł mu dorównać. A dzięki tym myszom mogła wprowadzić swój plan w życie. Księżniczka zatarła ręce. - Tak.. - mruknęła do siebie. - To będzie ciekawa noc.. *** Czarna wnętrze lochów było duszne i zakurzone. Przy wejściu na krześle siedział strażnik, patrzacy tępo przed siebie. Przy pasie miał zawieszone klucze do cel. Drgnął lekko, gdy usłyszał szelest za sobą. Chwilę później poczuł chłód ostrza na swojej krtani, a następnie z cichym krzykiem zszedł z tego świata. Dafuq otarł nóż o mundur trupa. Pochylił się, wziął klucze i idąc wzdłuż cel, patrzył, która jest zamieszkana. Odskoczył gwałtownie, usłyszawszy cichy szloch. W ostatniej celi ujrzał trzy myszki siedzące na słomie. Zdecydowanie członkowie Draco Refgium. Złapał łapkami kraty i mrugnął kilka razy, bowiem jego oczka były niczym lampki. Szloch się urwał. Za to rozległy się zduszone okrzyki strachu. - Kim jesteś? - zapytał męski głos, najwyraźniej silący się na spokój. - Nazywam się Dafuq. - Kto cię przysłał? - zapytała nieufnie mysz. - Lectral mnie przysłała. Uwolnię was! Z głębi celi rozległ się dziewczęcy głosik. - Zabrali Irghila! Od strażnika podsłuchaliśmy, że jest w sali tronowej. Tygrysowa wyszła z cienia i spojrzała z przestrachem na ich wybawiciela. Dafuq wybrał właściwy klucz i otworzywszy zamek, wrzucił go do wiadra stojącego w rogu, pełnego jakiejś żółtej substancji. Zmarszczył nosek kiedy poczuł nieprzyjemny zapach. - Wątpię by teraz ktoś zechciał to wyciągnąć. Maro, Tygrysowa i Ellenour wyszli ze swojego więzienia, lekko się chwiejąc. Byli bladzi, a ich futerka nie były aż tak błyszczące jak przedtem. Dafuq wyciągnął z kieszeni płaszcza trzy batony. Maro przyjrzał się im zaintrygowany. - Co to jest? - wziął niepewnie jeden smakołyk. - To Hlawa.* Regeneruje energię i przywraca siły. Zjedzcie, musicie być wypoczęci. Jeszcze czeka nas walka. Myszki uspokojone wyjaśnieniem, zaczęły łapczywie chrupać przysmak. - Teraz musimy dołączyć do reszty. Będą na nas czekać. - Pora odbił Irghila! - zakrzyknęłą Ellen. Chwilę później lochy opustoszały. Pozostał jedynie odór śmierci. *** Król siedział na swoim tronie, patrząc z góry na swojego więżnia. Zbroczona swoją zakrzepłą krwią myszka, drżąc, klęczała na ziemi, wbijając uparcie spojrzenie w podłogę. Król zmrużył oczy. Do tej pory nie dowiedzieli się niczego istotnego. Już uniósł łapkę by wydać kolejny rozkaz do swojego żołnierza, gdy do sali z impetem wpadł zziajany pomagier o dzikim spojrzeniu. - Królu! - padł na kolana i stóp władcy, chciwie łapiąc powietrze. - Mamy intruzów! Wszyscy strażnicy na murad wymordowani! Uciekli też więźniowie! Król słysząc te złe nowiny zacisnęł łapkę w pięść. Jego usta były teraz jedną, prostą kreską. Spojrzał wyniośle na Irghila, klęczącego trochę z tyłu roznosiciela nowin. Ten zastygł bez ruchu, słuchając z zaciekawieniem. Przybyli z odsieczą? Precel zszedł z podwyższenia. Podszedł do więźnia i kopnął go między żebra. Irghil przewrócił się na ziemię z cichym stęknięciem. Dręczyciel złapał go za włosy i podniósł na wysokość swojej twarzy. Nachylił mu się do ucha. - Najchętniej bym cię teraz zabił. Ale możesz jeszcze się przydać. - powiedział złowrogo. - Zostawcie go tutaj. Zna moje zamiary, zobaczymy jak wykorzysta je w praktyce. - polecił. Podniósł leżący na ziemi zielony kapelusz i rzucił go pod nogi Irghila. - Będziesz jeszcze żałował, że nie powiedziałeś sekretu maski. - rzucił na odchodnym i wyszedł ze swoimi podwładnymi tylnymi drzwiami. *** Biegli korytarzem, co chwilę chowając się we wnękach i cieniach z dala od światła pochodni. Czasem tylko musieli pozbawić życia tego czy tamtego Przeszkadzającego. Wedle porad elfki z miecza Irghila, sala tronowa powinna być na końcu tego korytarza. Lectral zacisnęła łapkę na swoim mieczu - Durendarze. Nie wyjmowała go z byle powodu. Uznała jednak, że musi porzucić ten zwyczaj. Sytuacja tego jak najbardziej wymagała. Rozległ się szczęk wyciąganej broni. Muszą się spieszyć, Król już mógł zostać poinformowany. Przyspieszyli. W oddali już widać było zarys siedmiometrowych drzwi, prawdopodobnie prowadzących do sali tronowej. Gdy zbliżyli się, zobaczyli wielką kłódkę, przymocowaną do łańcuchów, odgradzających wejście od reszty świata. Lectral dotknęła kłódki i przez chwilę stała nieruchomo. - Zabezpieczone zaklęciem. Ja nie dam rady tego zdjąć. Noora niepewnie wyszła do przodu. - Ja.. Ja mogłabym pozbyć sie tej przeszkody.. - powiedziała cichutko. Lectral spojrzała na Noorę badawczo. Dziwna aura otaczająca myszkę nasiliła się. Nasza bohaterka cofnęła się, robiąc jej miejsce. Noora zbliżyła się do kłódki i położyła na niej łapkę. Wyszeptała jakieś słowa, a jej ogon poruszał się w dziwny sposób. Ona cofnęła łapkę, gdy kłódka zaczęła zmieniać się w proch i ulatywac w górę. Łańcuchy poszły za jej przykładem. Po chwili droga była wolna. Tombad gwizdnął cicho. - Niezłe! - uśmiechnął się do niej. Noora spłonęła rumieńcem i opuściła głowę. Lectral podeszła i już miała pchnąć skrzydło drzwi kiedy usłyszała za sobą kroki. Reszta towarzyszy także się odwróciła, trwając w gotowości. Kto biegł? Z cienia wypadł Dafuq z trzema znajomymi myszkami. Lectral poczuła, że kamień spadł jej z serca. - Opuście broń. - poprosiła. Potem odwróciła się do zbiegów i podbiegła do nich. - Maro! Tygrysowa! Ellen! Dzięki Bogu, że żyjecie! - cały jej entuzjazm ulotnił się, gdy zobaczyła ich niezbyt przyjazne miny. - Zostawiłaś nas. - powiedział chłodno Maro. - Dlaczego? - Przepraszam, że nie zostawiłam żadnej wiadomości.. Musiałam lecieć do miasta, instynktownie wiedziałam, że muszę tam iść.. - w głębi duszy wiedziała, że to słabe wytłumaczenie. - Musiałam sprawdzić, czy ktoś nie ocalał.. Maro przyjrzał jej się sceptycznie, ale nie wyczuł kłamstwa. Pozostawało mu jedynie uwierzyć. - Nie mamy dużo czasu. - upomniał ich Tombard po czym pchnął drzwi i przekroczył próg. Nagle zamarł. Inni zaniepokojeni, podeszli do niego. - Co się stało? - Lectral położyła mu łapkę na ramieniu, lecz nie traciła czujności. Tombard w niemym przerażeniu wyciągnął pokazał kosturem przestrzeń przed sobą. Tygrysowa spojrzała we wskazanym kierunku i krzyknęła. - Irghil! - chciała podbiec do leżącej na ziemi myszy, ale Dafuq złapał ją mocno za ogon. - Nie! To pułapka! Wyczuwam jakieś ukryte zaklęcia. Noora obrzuciła salę przelotnym spojrzeniem. - Te zaklęcia nie są jakoś specjalnie zaawansowane. Spróbuję je zdjąć. Wyciągnęła z kieszeni kamizelki kredę i narysowała na kamiennej posadzce krąg ze skomplikowanymi wzorami. Stanęła w jego środku i tupnęła nóżką. Wszystkie ukryte zaklęcia i pułapki znikły w jednej chwili. Tygrysowa wyrwała się Dafuq'owi i podbiegła do Irghila. To samo zrobiła Gruuba, stojąca do tej pory cicho. Zanim do niego dopadły, Irghil rzucił przez zamglone oczy smutne, a zarazem błagalne spojrzenie na Lectral. Podeszła do niego. - Jestem tu. - szepnęła mu do ucha. Wyraz twarzy Irghila stał się spokojniejszy. Gruuba i Tygrysowa próbowały go opatrzeć, ale nie miały wprawy. Irghil co chwilę pojękiwał z bólu i zaciskał łapki w pięści. Lectral nie mogła patrzec na cierpienia swego przyjaciela. Odwróciła głowę i przygryzła wargę. ,,Zabiję tego, który mu to zrobił.'' - poprzysiągła sobie w duchu. Nagle przypomniało jej się, że niedawno Tombard uleczył jej rany. Może mógłby i teraz? Nie mają jednak wiele czasu, w tej chwili nie są bezpieczni. Przed starciem muszą się gdzieś ukryć. Podeszła do dziewczyn, teraz podpierających rannego. Wyjęła z kieszeni płaszcza małą fiolkę. Odkorkowała ją. Ująwszy delikatnie w wolną łapkę twarz Irghila, spojrzała mu w oczy. - Proszę, wypij to. Zaoszczędzi ci cierpień. Irghil posłusznie wypił dziwną miksturę. Magiczne więzy na jego przegubach wyparowały, tak jak wcześniej kłódka i łańcuchy. Powierzchowne rany zniknęły, te poważniejsze w połowie się zagoiły. Irghil zamrugał. - Zwędziłaś to z moich zapasów. - powiedział z udawaną irytacją. - Musiałam. Jak widzisz przydało się. - rzekła przepraszająco. Dotknęła jego torsu, a jej oczy zabłysły na chwilę. Strużka światła powoli otoczyła ciało Irghila, jakby w niego wsiąkała. - To powinno pomóc. Przelałam trochę ,ocy, powinieneś być w stanie walczyć. Patrzyła ze zdumieniem jak jej przelana energia miesza się z jego w jego wnętrzu. Kilka chwil później stał przed nią cały i zdrowy. Gruuba pociągnęła nosem i wcisnęła mu coś do ręki. - Kasana! - powiedział w jakimś dziwnym języku. Zdumiony spojrzał na czerwony miecz, idealnie psaujący do wgłębień jego łapki. Przez chwilę w powietrzu zamajaczyło coś wyglądającego jak cień kobiety, lecz po chwili zniknęło, jakby zwiane wiatrem. - Nie ma czasu na wyjasnienia. Musimy szybko rozprawić się z tym ułomem i wracać do Transfortown. Czas nagli, niedługo nastanie świt. To mówiąc ruszyli na tyły zamku,instruowani przez Irghila. _____________________ Część I zakończona. ~By Lectral _____________________ Już niedługo 2 część tego rozdziału! :) Dziękuję wam za wsparcie i cierpliwe czekanie! Naprawdę wiele to dla mnie znaczy ^^ ______________________ Przypisy: Hlawa - baton energetyczny pomagający regenerować utracone siły. Skąd wzięła się nazwa? Zdażyło mi się kupić chałwę w szkolnym bufecie, a że akurat omawialiśmy ''Krzyżaków'' przezwałam baton ''Hlawą'' i tak zostało ^^ |
Tombard « Citoyen » 1391351400000
| 0 | ||
Lectral a dit : Wybuchłem tęczą!!! (*).(*) |
Noraaxd « Citoyen » 1391351760000
| 0 | ||
WOW *___* MEGASUPER jak zaczęłam, to po prostu nie mogłam się oderwać |
Lectral « Citoyen » 1391351760000
| 0 | ||
Tombard a dit : Tylko błagam, nie cytuj CAŁEGO tekstu XD Noraaxd a dit : Dzięki :) Zaczynam się zastanawiać, czy warto dawać 2 sezon D: |
Tombard « Citoyen » 1391352060000
| 0 | ||
Lectral a dit : Okey... ^^'' i...tak...warto,a czemużby nie? :C |
Lectral « Citoyen » 1391352300000
| 0 | ||
Tombard a dit : Z jednej strony chciałabym stworzyć conajmniej 4 sezony, ale z drugiej nie wiem czy dam radę, bo mi to jako tako wychodzi ;/ |
Tombard « Citoyen » 1391353080000
| 0 | ||
Lectral a dit : Wychodzi Ci bardzo dobrze...moim skromnym zdaniem. ^^ :P |
Rapidasz « Citoyen » 1391448960000
| 0 | ||
Super jest tylko czemu tak mało mnie D: xD. Nie no żartuję xD warto było poczekać i proszę zrób sezon 2 najwyżej Ci mogę trochę pomóc ^^ Pozdrawiam ~~ Rapidasz |
Lectral « Citoyen » 1392490080000
| 0 | ||
Rozdział I z ,,Zaginione Opowieści Rodu Atuanu'' - Upadek Lirigonu Od dawien dawna nad Królestwem Annaru panował Ród Atuanu. Tworzył on jedną wielką rodzinę, porozrzucaną aż po horyzont tejże krainy. Rządził mocną i twardą, lecz sprawiedliwą ręką. Plony zawsze były obfite, a mieszkańcom nigdy nie dokuczał głód. Wszelkie epidemie niszczone zostawały w zarodku za pomocą wyrafinowanych zaklęć i mikstur. Tego wszystkiego pilnowała Królowa, zwana Najmilejszą - Lo Kilin. Piękna biała mysz, ze złotymi włosami, wyglądającymi niczym płynne słońce. Młoda, rozważna, jednak nieostrożna. Zakochała się w generale swojej armii, Dyuny'm. Każdej nocy wymykała się ze swojej komnaty by odwiedzać go w koszarach. Biała mysz o płomiennych włosach jaką był generał, bardzo chętnie przyjmowała ją do swojego mieszkania. Kilka miesięcy od bliższego poznania swojego kochanka, Królowa powiła trójkę dzieci. Dwie córki i jednego syna. Ponieważ Lo Kilin władała każdym z czterech żywiołów, zachowała dla siebie żywioł ziemi, a pozostałe oddała dzieciom. Syn, nazwany Cadvanem otrzymał żywioł Wiatru. Starsza córka o płomiennych włosach, Alison otrzymała żywioł Ognia. Najmłodsza zaś, myszka o śnieżnobiałym futerku i włosach - jakże niespotykanych w tej krainie - białych z błękitnymi pasemkami, otrzymała żywioł Wody, który z biegiem czasu przeistoczył się w zaawansowaną Magię Lodowych Gór Eldeln. Owej córce nadano imię Lectral. Dzieci dorastały w Lirigonie, twierdzy Królowej, która była równocześnie ich placem zabaw. Rozpieszczane przez dworską służbę, poznawały gruntownie cały zamek. Gdy przyszło im dorosnąć, poznały swojego ojca. Niestety los chciał by zginął w bitwie o obronę terytorium zachodniego. Potem było tylko gorzej. Sąsiedni Ród Atnini, za przewodnictwem syna władcy, Vifina najechał na żyjące w pokoju państwo. Królowa nieprzygotowana na taki atak, zebrała resztki swojej armii i ruszyła do boju. Jej dzieci trwały u boku matki do samego końca. Królowa zginęła w starciu z Vifinem. Osłabiona po stracie męża, poległa w kulminacyjnym momencie bitwy. Cadvan został pojmany przez kilku członków piechoty, do tej pory go nieodnaleziono. Alison walczyła dzielnie, sama zmiotła swoim ogniem 3/7 wojska wrogiej armii. Niestety poległa u boku matki, przeszyta na wylot obsydianowymi strzałami Vifina. A Lectral? Lectral udało się przeżyć, lecz słono za to zapłaciła. Walczyła tak długo jak mogła. W końcu na polu bitwy została sama, stojąc na ścierwach poległych żołnierzy. W oddali, wbity w piasek naderwany sztandar powiewał posępnie na wietrze. Na samotnym drzewie krakały kruki, zlatując co chwilę by się pożywić. Ona umorusana błotem i krwią - zarówno własną jak i żołnierzy - stała opierając się o swój miecz, Durendal. Usłyszawszy za sobą kroki, odwróciła się. Vifin stał kilka metrów od niej. Jego kozie rogi, jakże ostre, co chwilę przecinały powietrze, gdy przekręcał głowę by się rozejrzeć. W łapce trzymał koronę Lo Kilin. Spojrzał w znękane, szafirowe oczy córki Królowej i cisnął swoim trofeum pod nogi myszki. - Pozwolę Ci żyć. - powiedział. - Ale oddasz mi połowę swojej mocy i wspomnień. To powiedziawszy pstryknął palcami. Z korony wyrosły czarne ciernie i oplotły Lectral aż po szyję. Vifin podszedł do niej i bez większego wysiłku wyciągnął z niej coś, wyglądającego jak błękitna kula, otoczona mgiełką. Zacisnął na niej palce i odwrócił się. Ciernie puściły, a myszka upadła na kolana. Czuła się jakby wydarto jej coś bardzo cennego. Vifin wyszeptał jakieś zaklęcie i w jego łapce zmaterlializowało się misternie zdobione berło. Koniec był wydrążony w sam raz by pomieścić kulę. Vifin wetknął ją na miejsce. Powietrze wokół zmętniało na chwilę. Ochłodziło się. Ostatni raz odwrócił się do niej. - Kiedyś zechcesz je odzyskać. Wiem to. Ale zanim to się stanie, minie dużo czasu. - uśmiechnął się jakby do siebie i zniknął we mgle zaściełającej pole bitwy. Ona zmrużyła oczy i zwaliła się na ziemię. Leżała tak dobre kilka godzin, wdychając zapach krwii i… Śmierci. W końcu usłyszała czyjeś kroki. Przestraszona mocniej ścisnęła miecz w łapce. Bardziej poczuła niż zobaczyła, że ktoś się nad nią pochyla. - Przynajmniej ona żyje.. – Dotarło do niej jakieś mruknięcie. Potem dźwięk odkorkowywanej butelki, zapach whisky i odgłos połykania napoju. – Do licha, co tu się działo? Obcy ostrożnie wziął ją na ręce. Poczuła zapach owej whisky oraz… Coś jak dym z fajki. O zapachu róży. - Białe włosy z błękitnymi pasemkami… Jesteś siostrą Alison? – Mimo iż miała wielką dziurę we wspomnieniach, imię siostry pamiętała znakomicie. Tak jak jej wygląd. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Zanim wybuchła płaczem, zdążyła jedynie kiwnąć głową. - Nie płacz.. Jesteś już bezpieczna. – Nieznajomy pogładził ją po głowie. – Dołącz do mojego plemienia. Zajmiemy się Tobą, bo tutaj raczej nic Cię już nie czeka. Prawdziwość tych słów boleśnie ukłuła ją w serce. Więc jej Ród.. Można było uznać za wymarły. No, nie tyle wymarły, co prawie doszczętnie zniszczony. - Smocza Ostoja jest drugim domem dla każdej zagubionej myszy. Nie martw się, będzie dobrze. – pocieszył ją nieznajomy. - On zabił moją rodzinę.. Zabrał mi moc i wspomnienia.. – wyszeptała. Zanim jej wybawiciel zdążył zapytać o kim mowa, zasnęła snem głębokim, pozostawiając go z własnymi myślami. Tymczasem słońce powoli zachodziło, barwiąc niebo takim samym szkarłatem jaki zalegał na polu bitwy… A bitwę tę nazwano potem Bitwą pod Lirigonem lub Upadkiem Lirigonu.. Ale to wy już wybierzcie jaką nazwę wolicie. |