Portrety myszek! |
0 | ||
Henryk_walezy a dit : Kopu kopu... |
Maarfinka « Sénateur » 1535039580000
| 7 | ||
dziękuję wszystkim...... niestety @atelier801 mn nie docenia...... Lilly a dit : czemu -------- narysowalam marfu jako edgy neckbearda/mafiozo k r e w tip tip *dźga* @smutny_nalesnik srry zapomnialam odpowiedziec nie, to stare kredki firmy herlitz Dernière modification le 1535039640000 |
1 | ||
c u d o w n e |
Maarfinka « Sénateur » 1535397000000
| 8 | ||
Piku a dit : t h x ------- niskiej jakosci trypophobia to nie vent art. ja po prostu jestem edgy |
Czupaczup « Censeur » 1535397360000
| 3 | ||
Maarfinka a dit : Piekna mucha |
1 | ||
niskiej jakosci ale jednak brrrrrrr tak to ladne |
Khonshu « Sénateur » 1535398200000
| 2 | ||
Fajna mucha zaczynasz mnie przerażać |
Maarfinka « Sénateur » 1535904180000
| 10 | ||
Roksiula a dit : Piku a dit : dzięki! Lothcat a dit : ja sama siebie czasem nie poznaję ._. ---------- sassy |
Koteceqxd « Sénateur » 1535906340000
| 1 | ||
dziękuje kochanie przesyłam buziaczki |
Arbuzeek « Consul » 1535907060000
| 1 | ||
podoba mi się |
Maarfinka « Sénateur » 1545649380000
| 9 | ||
W tym roku rysunku nie bylo. Zamiast tego, napisalam opowiadanie Zima. Już od paru godzin było ciemno, a myszy pospiesznie udawały się do swoich domków. Mimo ogólnego pędu i presji wyczuwalnych w powietrzu, wydawały się szczęśliwe. Zaledwie kilka dni do świąt sprawiało, że wszystkim momentalnie poprawiał się humor. Te smakołyki, prezenty, ciepło domowego ogniska... Ah, doprawdy, cudowna to wizja! Dwie młode myszy przebiegły pod oknami domu, zrywając z brzękiem sople z parapetu. Widząc swój łup pogoniły dalej z chichotem. Lokator owego domu był natomiast o wiele mniej zadowolony; był wręcz zirytowany. Przekrwione oczy łypnęły żółcią. Podniósł się z łóżka i zrezygnowany popatrzył za metalową żaluzję w oknie. Do środka wdzierała się przeraźliwa ciemność zimowego popołudnia. Był istotą nocną. Mało tego, n i e ś m i e r t e l n ą. Przeżył wiele trudów i wojen. Wszystko zniósł bez zająknięcia. Tego jednak było za wiele. Nie mógł się wyspać, a ciemność gwałtownie wyrywała go ze snu, tak samo jak innych wybudzałoby świecenie latarenką po oczach. Co roku zimą miał ten problem; mianowicie, im dzień stawał się krótszy, tym mniej spał. I tak rok w rok. Można by oszaleć. Przestał się łudzić, że uda mu się ponownie zasnąć i zaczął szykować się do spotkania ze swoim przyjacielem. Na dworze dalej panował mrok. Morumotto maszerując rozbijał łapkami śnieżną pluchę skumulowaną na krzywych chodnikach. Jak zwykle w te dni zmierzał do starego pałacyku, ukrytego w głębi parku. Jak zwykle nie było tam żywego ducha. Jak zwykle Artur już na niego czekał. Tym razem jednak nie ekscytowała go wizja pracowania nad planem uprzykrzenia żyć zwykłym śmiertelnikom. Młoda mysz zeszła do piwnicy. To już trzeci raz w tym tygodniu! Trzeci raz kiedy nie może się wyspać! Przeczesał ręką kasztanowe włosy, a zmęczone miodowe oczy skierował na piwniczne klepisko. Na podłogę rzucił garść słodyczy skradzioną z kuchni. Trzeci raz... Akurat dzisiaj miał ważne plany, ale macocha jak zwykle musi mu je zepsuć. I Ingrid. Ona też. Umościł się na prowizorycznym legowisku zrobionym z bielizny pościelowej. Czuł się wtedy taki mały i nierozumiany. Pomimo warunków, zmorzyła go senność. Błogi sen nie trwał jednak długo, bo na twarz młodzieńca padł jasny promień światła. Jego siostra, Ingrid, stała w drzwiach i zadawała mu nieistotne pytania. Patrzył na nią zdziwiony, kiedy ta furgotała swoją koszulą nocną w złości. -Dajże mi spać, siostro...-wychrypiał gardłowo. -Wyśpisz się po śmierci, braciszku! Teraz jest pilna praca do wykonania! W odpowiedzi wybrzmiało stłumione warknięcie spod poduszki, którą przykrył głowę. 'Wyśpię się po śmierci.', pomyślał. Zerwał się nagle jak oparzony. -Nie! Ja chcę się wyspać teraz! Nie po śmierci, nie jutro, lecz dziś! Mam tego dość! Wasze świergotanie doprowadza mnie do szewskiej pasji! I to światło...To światło!-spojrzał na nią ze wściekłością. -Bracie, majaczysz. -Nie! A wcale że nie! Już ja wam pokażę! Odepchnął siostrę na bok i wybiegł z pomieszczenia, pozostawiając w środku skonfundowaną dziewczynę. Nie była ona jednak zbytnio zdziwiona, bo jej brat już taki był: egocentryczny, przewrażliwiony i zdecydowanie zbyt dramatyczny. 'A chciałam tylko, by pomógł mi z ubraniem choinki.' Z parku wybiegł młodzieniec. Pędził na oślep, aż futro w uszach mu trzepotało. Przebiegł drogę, nieomal wpadając pod dorożkę, pędzącą przez zimową ciemność. Skręcił gwałtownie, a jego ogon załopotał na wietrze. Wpadł przez jakąś bramę i biegł żwawo naprzód. Oczywiście dopóki się nie potknął. Zdezorientowany podniósł się z gruntu i popatrzył za siebie na sprawcę. Był to mały i wykrzywiony nagrobek. Impakt zdmuchnął z niego okrywę śnieżną, tak, że mógł zobaczyć nazwisko denata pomimo kompletnej ciemności. Morumotty nieporuszony tym widokiem pomaszerował jednak dalej. Przemieszczając się w głąb cmentarza, z zainteresowaniem i nihilistycznymi myślami oglądał opatulone bielą epitafia. W pewnej chwili wpadł na szalony pomysł: A co jakby położył się na nagrobku? Jak pomyślał, tak zrobił. Wybrał prostą płytę, umiejscowioną w centrum cmentarza. 'Tutaj nikt mi nie będzie przeszkadzał.' Zapadł się w białym puchu. Było mu zimno i mokro. Drobne krople moczyły mu futro. Morumottemu to jednak nie przeszkadzało. Chciał się wyspać tu i teraz, a nie po śmierci. Ponownie mimo warunków zaczął morzyć go sen. Uradował się, czując ciężkość powiek. Jego szczęście nie trwało jednak długo. Spod śniegu wystrzeliły kościste ręce i złapały go w pasie. Mysz wystraszona tym atakiem zaczęła tak gwałtownie wierzgać, aż jej spadła szlafmyca. -Za twój brak szacunku zabiorę cię do grobu!-spod ziemi rozległ się gardłowy charkot. -Ja?! Brak szacunku? Ależ coś ty! Nigdy w życiu!-odkrzyknął zdyszany chłopak. -Tak? Wyjaśnij więc, chłopcze, co twój szanowny zad robi na moim pomniku?-zaszeptała ironicznie zjawa, wprost do ucha myszy. -Kim jesteś i czego ode mnie chcesz. -Ja? Oh, ja jestem tylko dobrym dżinem, a to był test!-odpowiedział ironicznie duch. -Naprawdę? Spełnisz więc moje jedno życzenie? 'Co za egocentryczny bubek!'-pomyślała zjawa. -Jasne, chłopcze!-umarlak puścił go, a następnie wynurzył się spod ziemi obok epitafium.-Czego więc pragniesz?-duch z trudem powstrzymywał ironiczny śmiech. Mysz patrzyła na zjawę z niedowierzaniem. 'Co ja mógłbym chcieć?' -Chciałbym...wyspać się. A najlepiej to już zawsze się wysypiać.-powiedział niepewnie. 'Zaraz tobie dam do wiwatu' Szkielet odwrócił się i zawołał: -Panie Sędzio! Mamy tutaj robotę do zrobienia! Kilka metrów dalej wyłonił się inny umarlak. Z niedowierzaniem spojrzał na zaszłą scenę i czym prędzej zbliżył się do bohaterów. -Mamy drogi Auguście, drobną robótkę. Otóż ten to tutaj-'dżin' wskazał na Morumottego-przeszedł mój test i zasłużył na życzenie. Czy byłbyś mu w stanie pomóc? -Za przeproszeniem, ale chyba sobie w kulki lecisz. Śmiertelnikowi pomagać? Czy tobie już kompletnie robale mózg zeżarły? Zjawa siarczyście sieknęła Augusta. -Oj, głupi ty, czemu by robale miały mi mózg zeżreć? W końcu jestem dżinem!-roześmiał się dobrodusznie. -W sumie, to mało wyglądasz na dżina...-rzekł chłopak. -Cicho! Oczywiście, że jestem dżinem! Tak właśnie wyglądają dżiny! -Ale-zmarszczył czoło. -Zamilknij! Chyba nie chcesz stracić swojego życzenia, hmm?-duch stawał się widocznie niecierpliwy. Jego pysk wykrzywił grymas. Wizja spokojnego i głębokiego snu przegnała z głowy Morumottego wszelkie podejrzenia. -No, więc czego pragniesz, chłopcze?-tym razem odezwał się August. Chłopak nie dostrzegł ewidentnej zmiany w jego zachowaniu. Mysz nie była pewna jak sformułować swoje życzenie. Dżiny to w końcu przewrotne stworzenia i mogą planować podstęp. -Chcę, aby światło mnie nie budziło i myszy przestały mówić mi 'wyśpisz się po śmierci'.-powiedział z pewnością w głosie-Strasznie mnie to denerwuje. Moja siostra i macocha niszczą mi swoim zachowaniem życie. Dżiny spojrzały po sobie. 'Idiota.' 'Widzę przecież.' -Skoro tak, to masz.-sędzia wzruszył ramionami i uderzył zmurszałym młoteczkiem o najbliższy nagrobek. W okolicy zgasły wszelkie latarnie. Przez moment jedynym źródłem światła były blade zjawy. Nawet księżyc nie świecił. Wtem rozległ się upiorny krzyk. Płyta nagrobna na której stał chłopak pękła i zgniłe ręce poczęły wciągać go do środka. Próbował zapierać się, drapał pazurami o marmur i śnieg, lecz były zbyt silne. Zniknął momentalnie. Duchy spojrzały po sobie. Nie było to coś, czego się spodziewały. August wiedział, że nawet pośmiertnie ma moc decydowania o losie innych stworzeń, nigdy jednak jej nie wykorzystywał. -Czy za życia twoje procesy też były takie dramatyczne?-zapytał pierwszy duch. -Cóż...działo się trochę rzeczy, lecz takich dziwów to nie było.-przyznał zadumany sędzia. Podrapał się zbutwiałym palcem po łysiejącej czaszce. Nagle spod ziemi wynurzył się Morumotty. Był jednak zmieniony; jego oczy złowrogo błyskały żółcią, a ciało pokryte było wzorem, przez który wyglądał jak szkielet. Jego piżama wyglądała natomiast jak czarodziejska szata. Sędzia był zbity z tropu. Popatrzył na swojego kompana, który wyglądał na równie zadziwionego. Ten jednak ocknął się po chwili i uśmiechnął się szyderczo. Przedstawienie musi trwać. -Stałeś się drogi chłopcze, kreaturą nocy! 'Czym??? Na Boga, co ty wyczyniasz, Zygmuncie!' 'Przecież śmierdzi od niego nadnaturalnością na kilometr! To już nie żywy, a także nie zmarlak.' -Czym się stałem?-spojrzał beznamiętnie na zjawy. Przemiana musiała w pewnym stopniu upośledzić jego percepcję. -Nocną istotą. Nieśmiertelną. Jednakże, rokrocznie musisz wracać tutaj i zdać mi raport z niszczenia spokoju śmiertelników. To od teraz twoja praca.-zełgał Zygmunt. August starał się wyglądać na tak samo poważnego jak on, lecz przychodziło mu to z trudem. W jego zgniłej głowie roiło się od pytań. -Tak jest.-Morumotty nie był tym ani trochę zdziwiony. -Idź więc i czyń zamęt i popłoch! Chłopak obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Ciemność paliła go w oczy, a jednocześnie przyciągała; skierował więc swe kroki w stronę czarnego zagajnika. -Nie przesadziłeś trochę? -Coś ty! Kto by uwierzył w taką głupotę! A nawet jeśli, to jak go straże spacyfikują, to mu to przejdzie! Musi się szczeniak nauczyć! -No nie jestem przekonany... Co on ci takiego zresztą zrobił? Zygmunt popatrzył na sędzię poważnie. -On mnie znieważył. Duch spojrzał na swojego kompana równie poważnie i powiedział: -Jesteś tak samo durny jak on. Zjawa położyła łapy na sędziowskich barkach. Zbliżyła swój pysk i świdrująco wejrzała mu w oczy martwymi ślepiami. -Wiem. August zrezygnowany wzdychnął. -Ciesz się, że to tylko śmiertelnik. Morumotty w tym czasie szwendał się po lesie. Oglądał swoje wzorzyste futro w nikłym świetle księżyca. Jego kontemplację przerwał jednak odległy wrzask. Bohater zamarł i czym prędzej ruszył w tamtą stronę, momentalnie zapominając o przykazaniu szkieletora. Słyszał w końcu historie o grasujących po tym lesie wampirach. Razem z Arturem usadowili się w wygodnych, aczkolwiek nieco znoszonych fotelach. Nikt w tym domostwie nie mieszkał od niepamiętnych czasów. Przyjaciel zaproponował mu ciepły napój, a on jak zwykle odmówił. Wiedział bowiem, że mówiąc 'napój' miał na myśli ciepłą krew młodych myszek. Jak zwykle nie miał planu, a musiał coś zrobić, bo rocznica zbliżała się wielkimi krokami. -Jak zwykle nie wiesz co uczynić, hmm?-Artur zamieszał czerwonym płynem w porcelanowej filiżance. -Męczy mnie to już powoli. Rujnowanie innym czegokolwiek to chyba nie moja bajka. Rozparł się na fotelu i przymknął oczy. -Wyśpisz się po śmierci!-zaśmiał się wampir, doskonale wiedzący, że klątwa na niego nie działa. Chłopak otworzył oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. -Już wiem! Zniszczmy święta! Wtedy chociaż ludzie przestaną mi łazić pod oknami i hałasować, a zaszyją się smutni w domach! Przyjaciel spojrzał na niego unosząc brew. Wzruszył jednak ramionami i zerwał się z fotela, gotów do pracy. W końcu tylko pomagał Morumottemu w wywiązaniu się ze swojej pracy. Rozmyślali nad wieloma strategiami. Większość jednak by nie zadziałała, bo do świąt było już zbyt mało czasu. Poproszenie duchów o pomoc 'nie wchodziło w grę', jak to ujął Morumotty. Postawili więc na klasyczny sabotaż. Artur zmienił się w wampira i udał się do Świętego Myszołaja. Jego przyjaciel wolał nie myśleć co tam się wydarzy, zajął się więc sprawami lokalnymi. Okradał sklepy z papieru prezentowego, rozbijał szopki, a świątecznym dekoracjom przecinał kable. Nic nie musiał robić ze śniegiem, bo ten sam się rozpuścił zanim nawet o nim pomyślał. W ciemną, zimową noc działał niezauważony przez nikogo. Do rana udało mu się całkowicie ogołocić miasto ze wszelkich oznak nadchodzącego Bożego Narodzenia. Słońce już dawno zdążyło wzejść kiedy oglądał swoje dzieło. Nie zauważył otaczających go myszy, dopóki jakieś dziecko nie rzuciło w niego śnieżką z błota. Dopiero wtedy odwrócił się i ujrzał tłumy zdezorientowanych zwierzątek. Rozglądały się za światłem dekoracji i pięknymi ozdobami, które do niedawna upiększały paskudny krajobraz. Dzieci lepiły błotne bałwany, a przygnieceni możliwością pójścia do pracy dorośli starali się je uspokoić. W końcu ktoś musiał to posprzątać i doprowadzić do poprzedniego stanu. Morumotty udał się zadowolony do domu. Jutro była Wigilia. A dziś natomiast, była rocznica wydarzeń na cmentarzu. Chłopak mijał po drodze niezliczoną ilość myszy. Każda z nich była coraz mniej zadowolona. Wewnątrz czuł lekkie wyrzuty sumienia, lecz wiedział, że musi tak być. Z Arturem spotkali się już po zmroku. Opisując jak to 'zajął się' Myszołajem, wyglądał na szczęśliwego, chociaż jego przyjaciela aż skręcało w środku. A jeszcze gorsza była świadomość jego winy w tym wszystkim. Zrezygnowany rozparł się w fotelu. Czuł się fatalnie. Pierwszy raz ktoś zginął z jego winy. Wampir widząc to, postanowił go podnieść na duchu. -Ee, nie przejmuj się! Dziadyga i tak by już niedługo przeszedł na tamtą stronę. Położył pazurzastą łapkę na jego ramieniu. -Sam nie wiem...Mimo wszystko, ktoś przez mnie zginął. -A bo to pierwszy raz? Sam pamiętasz, co się stało z tym Samem, po tym jak uszkodziłeś tą tamę... -Tak, ale to był wypadek! Artur ponownie uniósł brew. Czasem tok myślowy jego kompana go zaskakiwał. -No, ale przynajmniej teraz się wyśpisz... -Taa...Tak, to jest najważniejsze.-odrzekł zdecydowany. Rozmowa ucichła, a obaj poczęli kontemplować rzeczy mniej i bardziej ważne. Morumotty nie mógł jednak przemóc poczucia winy skrytego głęboko w jego sercu. Zapach pałacowej stęchlizny dał im się we znaki i postanowili się przejść. Obeszli cały park, a mysz nawiedziły wspomnienia z poprzedniego życia. -Morumotty! Gdzie tak biegniesz, bracie?-rozległo się w zasypanym liśćmi parku. Młodzieniec znów się nie wyspał. Jednakże tego dnia, był szczególnie wściekły i w przypływie emocji, postanowił uciec z domu. -Mam dość! Mam was wszystkich dość!-wykrzyczał. Kiedy biegł, wiatr smagał go po twarzy, a łapki tonęły w liściach. W mózgu miał pustkę, a w sercu gniew. Ostatecznie jednak nie zbiegł zbyt daleko, bo zimno było dlań nie do zniesienia. Znów obudziło go światło. Pod drzwiami jego pokoju przechodziła złota strużka, padająca akurat na jego powieki. Zdenerwowany szarpnął za klamkę i zobaczył czytającą w swoim pokoju siostrę. 'Tego już za wiele!' Z twarzą skrzywioną niczym demon, podbiegł do Ingrid i wyrwał jej książkę. Następnie otworzył okno i wyrzucił ją do pobliskiego strumienia. Nie obejrzał się na nią i wyszedł trzaskając drzwiami. Pomimo protestów i płaczu nie otworzył jej drzwi. Rano znalazł ją śpiącą na podłodze, ściskającą kawałek kartki, który udało jej się uratować. Przeszedł obok niej obojętnie. Choć wspomnienia te były już stare, nieco wyolbrzymione i nierzeczywiste, to wstrząsnęły one bohaterem do głębi. Padł na kolana i rozpłakałby się, gdyby był w stanie. Był w szoku. Z niedowierzaniem uświadamiał sobie, że był taki przez całe swoje istnienie. Na dodatek, po wydarzeniach sprzed dwustu trzynastu lat, uciekł z domu i nie powrócił tam aż ten nie popadł w ruinę. Jego rodzina już od dawna nie żyła, a jedynym kompanem był mu krwiopijczy wampir. Wgapił się w zgniłe liście, jakby oczekiwał od nich odpowiedzi. Artur natomiast stał zaniepokojony obok. Nigdy nie widział by jego przyjaciel się tak zachowywał! Prawdę mówiąc, to tylko swoje ofiary widywał w takim stanie... Podniósł Morumottego z ziemi. Tam, gdzie spodziewał się ujrzeć czerwone oczy i potok łez, ujrzał upór i zdecydowanie. -Nie mogę tak dłużej żyć. Muszę udać się do ducha i mu o tym powiedzieć. Wampir nie śmiał mu się sprzeciwić. Kiwnął tylko głową i razem z drugą myszą udał się w stronę starego cmentarza. Kiedy tam dotarli było już bardzo ciemno. Morumotty, rozbudzony tym widokiem, wahał się nad swoją decyzją. W końcu kto wie, co takiego zrobią te duchy! Im bardziej wchodzili w głąb cmentarza, tym bardziej miał ochotę uciec. I tak też się stało. Uciekł kilka metrów zanim został zatrzymany przez Artura. Nie przejął się tym jednak i próbował biec dalej. Szarpał się, wyrywał. Obudziło to instynkt wampira. Wystawił kły i przymierzył się do ataku na odsłoniętą szyję myszy. Ostre kły dotknęły lekko szyi wzorzystego, co momentalnie go sparaliżowało. Serce mu zaczęło walić, kiedy Artur wyszukiwał pulsu. Tragizm jego sytuacji spowodował, że postanowił kopnąć przyjaciela z całej siły. Udało się; wampir upadł na ziemię, tylko delikatnie zadrapując szyję myszy. W tym momencie ocknął się z transu i zobaczywszy co nieomal zrobił, wytrzeszczył oczy. Morumotty machnął na to ręką i sam ruszył do centrum nekropolii. Dotarłszy do pękniętego grobu, wystukał na płycie rytm. Po chwili dołączył do niego zakłopotany Artur. Razem wystukiwali rytm starej pieśni, dopóki ta nie wezwała zmarłego. -Kto tam?! Kto zakłóca mój spokój?-rozległo się pod nimi. -Zygmuncie, to ja, Morumotty. Zjawa wynurzyła się. Wyglądała tak upiornie jak zawsze. Upiór kiwnął głową na wampira w geście powitania. Następnie zwrócił się do myszy: -A więc? Co w tym roku namieszałeś? -No właśnie...-głos ugrzązł mu w gardle. Na ramieniu poczuł zimną dłoń zmarłego przyjaciela, co dodało mu odwagi.-nie chcę już dłużej tak żyć. Mam dość bycia egoistą!-wykrzyknął ku niebiosom. Upiór patrzył na niego z niedowierzaniem. Zawołał ducha sędziego, po czym zwrócił się do bohatera: -Robisz to z dość egoistycznych pobudek, ale doceniam twoją zmianę. Zszokowany Morumotty zdołał wydusić z siebie tylko ciche 'Jak to?' Za ich plecami pojawił się drugi duch. -A tak to. Mój przygłupi kolega postanowił się tobą pobawić, w imię 'moralizacji'.-odpowiedział z irytacją w głosie August. Widząc nadciągającą pięść drugiej zjawy, zrobił szybki unik. Myszy były zbite z tropu. -Co racja to racja. Nie musiałeś wcale niszczyć nikomu życia, ani nawet zakłócać porządku. W głowie Morumottego panował chaos. Był wściekły na zjawy, ale jednocześnie zdezorientowany i zszokowany. -ZNISZCZYLIŚCIE MI ŻYCIE!-wykrzyknął z furią w oczach. Miał ochotę rozszarpać trupy i spalić cały ten cmentarz. -Nie to samo mówiłeś o swojej macosze i siostrze?- odrzekł zaczepnie Zygmunt.-W sumie pewnie też to słyszały, bo leżą tutaj razem z nami... Na te słowa jakby wybuchł granat. Mysz rzuciła się na ducha, zrywając jego zgniłą twarz i rzucając na błoto. Trup padł na ziemię i leżał w bezruchu. Morumotty obrócił się w stronę ducha sędzi. Był tak zszokowany, że nawet nie próbował uciekać. -Jak ty to...śmiertelniku...-wybełkotał. -Nie jestem śmiertelnikiem.-uśmiechnął się złowrogo. Zamachnął się na Augusta, lecz ten uniknął śmiertelnego ciosu. Sięgnęły go jednakże kły Artura, który wyssał z niego wszystkie duchowe soki, pozostawiając zgniłą skorupę. Następnie skrzywił się i zwymiotował na pobliski nagrobek. -Bardzo zgniła krew...bardzo... Wynieśli się stamtąd czym prędzej. Mimowolnie udali się w kierunku miasta, z nad którego unosiła się pomarańczowa łuna. Kiedy podeszli, okazało się, że były to race i pochodnie, a ludność wyległa na ulice. Biedni sklepikarze uciekali w popłochu przed wściekłymi myszami domagającymi się karpia i barszczu. Ktoś z wyrzutnią rakiet celował w niebo. Przyjaciele czym prędzej ukryli się na klatce schodowej jakiegoś budynku. -Musimy to naprawić.-wyszeptał Morumotty. -Dobrze, ale jak? Masz jakiś plan? -Poprzedni plan niezbyt wyszedł, proponuję więc spontaniczność.-rzekł i wybiegł na zewnątrz. Wampir tylko pokręcił głową w niedowierzaniu i ruszył za nim. Wzorzysta mysz stała na środku ulicy, za wściekłym tłumem. Szukała wzrokiem czegoś, co mogłoby zwrócić uwagę innych, ale nic nie znalazła. Krzyknęła więc ile powietrza w płucach, wymachując kapeluszem: -Hej wszyscy! Wiem jak naprawić święta!!! Tłum usłyszawszy obrócił się w jego stronę. Młodzieniec planował wyjawić swój udział w tej sytuacji, ale widząc ich wściekłość, postanowił tylko naprawić swój błąd. -Zbierzmy się razem w centrum miasta! Niech każdy przyniesie ze sobą coś do jedzenia, ja zajmę się dekoracjami, a on-wskazał łapą na Artura-przyniesie drobne upominki! Myszy po krótkiej naradzie, o dziwo, przystały na ten plan. Morumotty i Artur wzięli się więc do pracy; jeden pobiegł na cmentarz i ukradł trochę dekoracji z grobów, a na ziemi rozsypał trochę mąki, drugi natomiast wyleciał na biegun północny i wrócił z prezentami Myszołaja. Był to dość ryzykowny plan, ale mieszkańcy ochoczo wzięli się do pracy i zaczęli ustawiać stoły i znosić jedzenie. W końcu wszyscy zasiedli do Wigilijnej kolacji i spędzili miło czas. Pierwszy raz od dawna Morumotty czuł się tak dobrze w towarzystwie 'przeszkadzających' mu myszy. Coraz częściej myślał o innych, a nie tylko o swoim śnie. Dlatego też został po kolacji i pomógł sprzątać. Mieszkańcy w pewnym momencie się rozeszli i na placu został tylko on z Arturem. -I co teraz? Będziesz już zawsze nieśmiertelny? Tylko sędzia mógł zdjąć klątwę.-zapytał zmartwiony wampir. -Na to wygląda...-oparł się na miotle.-Ale nie czuję się z tym źle; teraz mam całą wieczność by się poprawić. -Poetycko to brzmi, ale kłamiesz.-uśmiechnął się pod nosem wampir. -I tu mnie masz! To co, podpalamy ten cmentarz? Artur tylko kiwnął głową i pobiegli w stronę nekropolii, po drodze kradnąc benzynę i zapałki z przydrożnego sklepu. O mało nie spalili lasu obok cmentarza, ale udało im się. Następnego dnia wyjechali do innego miasta. Noce spędzali na robieniu szalonych rzeczy, na które tylko nieśmiertelni mogą sobie pozwolić, a dnie przesypiali, chociaż Morumotty nie traktował już snu tak poważnie. KONIEC |
Maarfinka « Sénateur » 1548775140000
| 14 | ||
Mesmera zainspirowana rysunkiem L1v_9. |
1 | ||
Boże drogi jakie cudo. :0 Tak pięknie narysowane i te kolory świetnie pasują, że aż trudno oderwać wzrok. Dernière modification le 1548779460000 |
Tinaijula « Consul » 1548786300000
| 1 | ||
Te kolory.. aw |
Maarfinka « Sénateur » 1549116000000
| 7 | ||
L1v_9 a dit : Tinaijula a dit : dzięki! :0 --- szybkie takie uwaga krew. O.o mialam niedawno drobna operacje i zainspirowalam sie :0 (pomine, ze rysunek lezal w folderze juz tydzien xD) |
1 | ||
auuć, ładny rysunek |
Maarfinka « Sénateur » 1558022520000
| 1 | ||
siema siema SIEMA zrobie komus wyczesany rysunek za czapke verki serduchki (120 truskawek) ok koniec ogloszenia :* |
Maarfinka « Sénateur » 1646411040000
| 11 | ||
transformice 2022 |
Neyumiyelin « Sénateur » 1647280020000
| 1 | ||
to jest ładne |
Suleazru « Censeur » 1650615960000
| 0 | ||
Świetne rysunki i anatomia, uwielbiam tą ekspresję i dynamiczne pozy. Zostawię, będę wdzięczna jeśli zechcesz narysować Jeśli z jakiegoś powodu nie chcesz rysować takich oczu, to zrób je proszę niebieskie |