[FF] Przyjaźń i zdrada |
Maarfinka « Sénateur » 1439749140000
| 1 | ||
Formularz: -Screen -Krótki opis (Jak się nazywa, kim jest, jakie ma cechy, co lubi) Marcelina jest główną bohaterką i narratorką tego FF. Jest mądrą i uczciwą myszką. Lubi kolor niebieski oraz spędzanie czasu na dowiadywaniu się wszystkiego o jej świecie. Paweł to jeden z bohaterów pierwszoplanowych. Jest przyjacielski i lojalny, trochę zakręcony. Uwielbia słońce, wiatr, chmury (jego marzeniem jest latanie), oraz kolor żółty. Sebastian jest także bohaterem pierwszoplanowym, chociaż zawsze znajduje się trochę "z boku". Jest mądrą, umiejętną, lecz także najbardziej tajemniczą i mroczną myszką spośród głównych postaci. Uwielbia spędzać czas na czytaniu i ćwiczeniu umiejętności. Jego ulubiony kolor to pomarańczowy. Lena jest ostatnią główną postacią. Jest mądra i uzdolniona, pięknie śpiewa. Uwielbia ciemne kolory, m.in. granatowy i czarny. Jej pasją oprócz śpiewu jest także taniec. Marco to Brazylijczyk. Jest wysportowany, ma wysoki poziom i ogólnie jet świetnym szamanem. Umie powiedzieć kilak słów po Polsku, chociaż głownie mówi po Portugalsku i Angielsku. Uwielbia grać na racingu i bootcampie. Jego ulubiony kolor to jaskrawa zieleń. Kuba jest przebojowym romantykiem. Bywa też nieuczciwy. W gronie znajomych jest uważany za "lalusia" Jego ulubiony kolor to szary. Anioł Nocy, alias Stefan jest "swatem" wysłanym przez boginię Katsumi. Wciąż w to wierzy i dlatego terroryzuje przypadkowych ludzi w wesołym miasteczku. Od wielu lat Czesio i Mariusz próbują się go pozbyć. Lubi noc, chmury, miłość i swatanie. Jego ulubionym kolorem jest kolor czerwony, kolor miłości. Sira mimo że wygląda na tą "złą" to jest dobra. Jest tajemnicza i bardzo odważna, jest dowódczynią trybunału. Miła, lecz bywa czasami złośliwa. Lubi przebierać się za zwierzęta. Jej ulubiony kolor to beż. Przygoda grupki przyjaciół: Dernière modification le 1487614320000 |
Maarfinka « Sénateur » 1439749200000
| 0 | ||
Część 1 Rozdział I. Cześć! Jestem Marcelina i opowiadam tą historię, jednocześnie będąc jej pierwszoplanową bohaterką. Jest to więc coś w guście pamiętnika, ale nie będę wam tu wylewać moich żali, nie, nie! To będzie nawet trochę interesujące... Ale do rzeczy- jak to wszystko się zaczęło? Otóż cała magia rozpoczyna się, gdy Gracz stworzy nowe konto. Wtedy powstaje nowa mysz. Tak też było w moim przypadku. Przy akompaniamencie harf i blasku światła, powstała oto piękna i idealna mysz gotowa ruszyć na podbój świata, w którym odtąd będzie żyć. Żartuję. Całe przedstawienie odbyło się bez gapiów i niepotrzebnego patosu, natomiast ja, wyszłam z tego jako naga, brązowa myszka . Tak zaczyna każdy, więc nie ma się czego wstydzić. Kompletnie nie znałam tego świata, nie rozumiałam też tej dziwnej siły, która za każdym razem kazała iść mi w tą, a nie w inną stronę. Teraz już wiem co to jest; to sterowanie. W gruncie rzeczy nie jest ono tak nieprzyjemne, jak to się innym wydaje. Dostaje się wtedy nadludzkich (nadmysich) sił, dzięki którym można biegać, skakać oraz wspinać się po pionowych ścianach bez cienia zmęczenia! Natomiast po całej nie męczącej grze, kiedy Gracz już sobie poszedł, mogłam sobie iść do Mysiej Strefy. Jest to miejsce dla myszy które chcą zbierać ser, pograć na evencie, lub zdobyć kilka save'ów bez pomocy gracza. Jednak nie zapisuje się to wtedy do tych śmiesznych profili, które ponoć ma każda mysz, a interesują tak tych graczy. I mniej więcej tutaj, w Mysiej Strefie zaczyna się ta właściwa historia. Znalazłam to miejsce przypadkiem, ale postanowiłam tutaj zostać i trochę się rozejrzeć. W sumie wyglądało to identycznie jak miejsce w którym byłam z Graczem. Szłam więc dalej ścieżką między trybami gry, którą tak dobrze znałam. Lecz wtedy wpadła na mnie mysz; wyglądała na przestraszoną, trochę jakby ktoś ją gonił. Zapytałam się jej: -Czemu tak uciekasz? -Bbo mnie ggonią... nie wygglądają jak zwykłe myszy... one... to wampiry! Uciekaj! Myszka nagle przestała dukać ze strachu i w końcu wykrzyknęła pokazując palcem w stronę kłębiącego się tłumu szarych myszek. Chciałam uciekać, lecz nogi mnie nie posłuchały. Rozdział II. Część I, Rozdział 2, "Znajomości" Stała tam jak słup soli, nawet gdy myszką obok ciągnęła mnie za ramię. Chyba musiałam nadwyrężyć jej cierpliwość, bo do tej pory mam bliznę... W każdym razie, dzięki niej udało mi się wreszcie ruszyć z miejsca i pobiec za nowo poznaną myszką za bramę, pod którą najwyraźniej przechodziłam przedtem. Dostrzegłam na niej napis: "Survivor". Hmm, dziwne, a nie powino być "Survival"? Chciałam się o to zapytać myszki obok i dopiero teraz dostrzegłam, że nie powinnam nazywać jej myszką. To był chłopak! Oniemiała wgapiałam się w niego i zapewne miałam szeroko rozdziawiony pyszczek, bo popatrzył na mnie jak na ułomną. -Wszystko okej?- Zapytał. -Cco, ale o co chodzi?- Wzdrygnęłam się. -Hehe, zabawna jesteś. Poczułam jak na moim pyszczku rozlewa się rumieniec. -Jaa... Tak trochę nie usłyszałam... Czemu ja się muszę tak wkopywać?! - Skarciłam samą siebie w myślach- Tylko pogorszam sytuację! W porę się opanowałam, żeby nie wymierzyć sobie policzka, bo mysz najwidoczniej szykowała się aby coś powiedzieć. -Jestem Paweł. A ty? -Marcelina.- Tym razem odpowiedziałam to bez cienia zmieszania- Co to jest "Survivor"? -To taka gra, w którą grają myszy, kiedy znudzi im się zbieranie sera. -Czekaj, czekaj, to jest GRA?! Te wampiry mogły nas stratować!- Wcięłam się. -Spokojnie, to na tym polega. Myszy mają przetrwać rundę, a szaman im to utrudnia, strzelając w nie kulami i kowadłami. Natomiast wampiry mają za zadanie złapać i przemienić jak najwięcej myszek. -Aha. Tak szczerze mówiąc, to nie miałam pojęcia jaki sens ma obrywanie żelazną kulą po głowie. Kto wymyśla takie gry? Moje rozmyślania przerwał Paweł, który teraz wskazywał na moje ramię. -Ręką ci krwawi. Nie zauważyłaś? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę tego, że z mojej ręki obficie leje się krew i przesiąka mi futerko. -Ojej, musiałam się skaleczyć. -Wiesz, głupio mi, ale... to ja ci zrobiłem tą ranę... w zasadzie, to cię ugryzłem. Ale dzięki temu nie stratowały cię wampiry. Nie gniewasz się? -Nnie, nie gniewam się... Powoli czułam, że od upływu krwi robi mi się słabo. Oby ktoś miał jakiś bandaż! Wiesz co, zaprowadzę cię do mnie do chatki i opatrzę, a potem wypijemy herbatkę. Co ty na to? -To myszki mogą mieć własne chatki? -No jasne! A to ty tego nie wiedziałaś? Opowiem ci o tym, tylko muszę wiedzieć, czy się zgadzasz. To jak, idziemy? -No jasne. Mój głos nadal drżał, lecz teraz poczułam się szczęśliwa. Co ja gadam! Nawet bardziej niż szczęśliwa! Przecież właśnie zyskałam przyjaciela! Rozdział III Część 1, Rozdział 3 "Sprawca omdleń" Niewiele pamiętam z drogi do domu Pawła, prawdopodobnie dlatego, że byłam bliska omdlenia. A może faktycznie zemdlałam? Możliwe, jako że w pewnym momencie obudziłam się na chmurce ciągniętej przez Pawła. Pewnie wypożyczył ją od jakiegoś szamana. Gdzie był wtedy Gracz kiedy był najbardziej potrzebny? O, właśnie, zapomniałam wspomnieć o tym, że jak Gracz wezwie mysz to ulega ona ozdrowieniu. Taka mysia magia. Kiedy się ocknęłam, ranę miałam już zabandażowaną. Paweł natomiast stał w kuchni przy czajniku i czekał aż woda na herbatę się zagotuje. Postanowiłam za ten czas obejrzeć pomieszczenie w którym leżałam. Podniosłam z lekka nieruchawą głowę i zaczęłam wodzić oczyma po ścianach. Wyglądało na to, że leżę w jakimś pokoju. Chyba salonie. Wszystkie ściany były pokryte niebieską tapetą w jaśniejsze paski. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo Paweł chyba nie sądził że się teraz obudzę i nie zapalił światła. Jako że byłam jeszcze wtedy naiwnie ciekawa (i nadal jestem), postanowiłam wstać z mojego chmurzastego łoża. Przecież to ramię miałam uszkodzone, nie nogę. Niestety, byłam trochę otempiała po tym całym omdleniu. Najgorzej było chyba z kordynacją ruchów, a jak wspominałam, w pokoju było ciemno. Domyślacie się co się stało? Otóż trochę nie wycelowałam i potknęłam się po ciemku o jakąś torbę, a głową uderzyłam o blat solidnego, drewnianego stołu. A może to była ława? Godzinę później siedzieliśmy z Pawłem w wygodnych fotelach z czerwonego pluszu przed kominkiem. Jego migotliwe światło rozświetlało teraz pokój. Trafiłam z tą tapetą. -Jakie to uczucie zemdleć dwa razy jednego dnia przez tą samą osobę? Podrapałam się po opatrunku zakrywającym pół mojego czoła. -Za drugim razem byłam sama sobie winna. -To by się nie stało gdybym zapalił światło. -Ech... -No co? W jego oczach płonęły teraz iskierki radości, nadając ciepły blask jego siwym oczom. Właśnie, zapomniałam wam go opisać! Otóż, Paweł był tak jak ja brązową myszką, z tą różnicą, że był odrobinę wyższy. Jak już mówiłam, jego oczy były siwe, wręcz stalowo szare. Na głowie miał skrzydlatą czapkę, a na szyi muszkę. Postanowiłam zmienić temat, aby nie dołować go, chociaż on o dziwo był zadowolony. -A jak to jest z tymi chatkami? -Każda myszka może sobię taką zbudować w gmachu nazywanym Edytorem Map. Cały nasz świat składa się z map! Lecz ten, mysi świat, w przeciwieństwie do tego który ma do dyspozycji Gracz, jest scalony. -A co oznacza "scalony"? -Mapy są wtedy połączone, np. mapy chatek tworzą wielkie osiedla. Każda chatka tu trafia. -Więc kiedy stworzę chatkę, to ona będzie na takim osiedlu? -Tak. -Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie: dlaczego inne myszki mają inne kolory futerka? Paweł zamyślił się na chwilę. -W pewnym momencie życia, zazwyczaj w nocy, myszka przechodzi transformację; podczas snu zmienia jej się kolor futra, wyrastają inne włosy. Ze wzrostem jest już normalnie. Mysz po prostu rośnie przez jakiś czas, dopóki nie osiągnie przypisanego jej wzrostu. -Czyli mnie to też kiedyś czeka? -Tak, większość myszy przez to przechodzi, chociaż bywają wyjątki. Niektórzy mawiają, że futerko jakie będziemy mieli zależy po części od naszych cech charakteru. -A czy można wybrać sobie futerko? -Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że jak mocno zapragniesz jakiegoś konkretnego futerka, to może takie ci wyrośnie. W tym momencie zaczęłam marzyć o futrze pantery śnieżnej; o, tak, takie chciałabym mieć. -Czekaj, czekaj, a skąd ty tyle wiesz? Paweł tylko uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: -O tym dowiesz się jutro. Á propos jutra, ty przecież nie masz chatki! Jako sprawca twych nieszczęść nalegam, byś została tutaj na noc. W dodatku mam tutaj sypialnię dla gości z bardzo wygodnym łóżkiem! Tak, zdecydowanie zyskałam przyjaciela. Rozdział IV Część 1, Rozdział 4 "Wszystko zależy od charakteru" Idę przez las. Nie jest to jakiś zwyczajny las. Zamiast liści drzewa mają kowadła. Gdy pod nimi przechodzę, to groźnie grzechoczą. Nie boję się, bo Paweł idzie obok, a on zna drogę. Nagle zatrzymujemy się. -Co się stało? -Tutaj właśnie umrzemy. Spoglądam na niego. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Dopiero teraz zauważyłam, że to co wcześniej brałam za drzewa, to tak naprawdę lita ściana kowadeł. Nie mamy gdzie uciec. Z tą myślą wpatruję się w ścianę, lecz coś nagle rozkazuje mi odwrócić głowę. Przed sobą widzę małą myszkę, która zmierza w naszą stronę. Nie widzę jej pyszczka, bo zakrywa go kaptur. Strach paraliżuje moje ciało. Wiem, że to właśnie tutaj się wydarzy. Paweł ma rację. Nagle myszka zrzuca kaptur. Moim oczom ukazuje się twarz z dziwnie wydłużonymi uszami, oraz dziwnym, wielkim nosem. Wampir! -Wszystko zależy od charakteru! Nie mam zielonego pojęcia o czym on mówi. Czy nie może nas zabić od razu? -Synowie i Córy, chodźcie tu do mnie! Powstańcie! Ziemia zaczyna się trząść; gdzieniegdzie zaczynają wyłaniać się części ciała; ręce, nogi, głowy. Przed nami stoi armia mieniących się różnobarwnie wampirów, każdy z nich powtarza słowa swego mistrza. -Wszystko zależy od charakteru! - Teraz wampiry już krzyczą. Ja natomiast czuję mrowienie w całym ciele. Spoglądam w dół i widzę, jak moje ciało powoli zmienia się w większe, oraz futro robi mi się czarne. Patrzę na Pawła i widzę jak on się kurczy, a w zasadzie jego skóra się kurczy; już widać mu żebra. Lada moment i pęknie. -Wszystko zależy od charakteru...- Paweł jak w transie powtarza te słowa. -Nie, Paweł przestań! Paweł słyszysz mnie? PAWEŁ!!! Zauważyłam, że już nie widzę umierającego Pawła, lecz niezgłębioną ciemność. Spróbowałam otworzyć oczy. Znajdowałam się w pokoju dla gości, w wygodnym łóżku. A więc to był sen! Chociaż raczej nazwałabym to koszmarem. Paweł patrzył się na mnie przerażonym wzrokiem. Krzyczałam? Jak głośno? -Miałam straszny sen...-Zaczęłam cicho i nieśmiało, lecz nie skończyłam, bo Paweł mocno mnie przytulił. -Ciii, już po wszystkim... To był tylko sen... Jego głos i uścisk podziałały tak kojąco, że aż zmusiły mnie do zamknięcia oczu. Przez to nie zauważyłam przedmiotu który wbił mi się w skórę ramienia. Gdy chciałam otworzyć oczy aby zobaczyć co to było, poczułam w sobie jakąś niemoc i pustkę; w końcu co mnie obchodzi jakiś przedmiot? Przecież czuję się tak błogo... i sennie... dziwne... Nie zdążyłam dokończyć tej myśli, ponieważ momentalnie zasnęłam. Rozdział V Część 1, rozdział 5"Szalik" Kiedy się obudziłam, musiało już być koło południa. Przynajmniej tak sądzę. Jak długo spałam? I dlaczego... Nagle przypominało mi się dziwne ukłucie w ramię, tuż przed snem. Spojrzałam więc tam, gdzie sądziła znaleźć rankę po ukłuciu. Rzeczywiście, była tam. Co ten Paweł zrobił? Chwiejnym krokiem wstałam z łóżka. Oj, rzeczywiście długo spałam. Na zegarze naprzeciwko widniała godzina czternasta. Zeszłam na dół do kuchni, tam gdzie spodziewałam się znaleźć Pawła. -Akuku! Zza ściany wyskoczył na mnie Paweł. Był bardzo wesoły, a w rękach targał jakąś paczkę. Trochę mi było nieswojo patrzeć tak na niego, z powodu tego dziwnego snu. Paweł chyba to zauważył, bo podszedł do mnie i przytulił mnie. Było mi tak wygodnie w jego ramionach, że aż wtuliłam jeszcze głębiej pyszczek w jego futerko. Gdy już skończył mnie przytulać, to wręczył mi pakunek. Zaskoczona wpatrywałam się tępo w ozdobny papier paczki. -To dla mnie? - Wydukałam. -Oczywiście, a dla kogóż by innego? Zaczęłam szybkimi ruchami rozdrapywać papier. I zgadnijcie, co wyciągnęłam? -Szalik? Tak bardzo mi się podoba! -Och no wiesz, tak pomyślałem, że czasem może być ci zimno, ale spójrz na ten kolor, dopasowałem go do twoich... Paweł mówił dość szybko, lecz nie udało mu się dokończyć, bo rzuciłam się mu na szyję i cmoknęłam go w policzek. -Ooczu... Było widać po nim, że jest zaskoczony i trochę otępiały; rumieniec zaczął już zalewać jego policzki. -To cześć!- Wykrzyknął i wybiegł z domu zasłaniając rękoma twarz. Zanim jednak zdążyła się zastanowić nad tym głębiej, poczułam To. Gracz mnie wzywa! Jakaś dziwna siła zawsze mi wtedy każe iść w jakieś miejsce. Tym razem padło na szufladę szafy. Faktycznie, gdy ją otworzyłam zamiast typowej zawartości widziałam w niej wielką, ciemną dziurę. Jak zwykle, To okazało mi skoczyć, więc tylko włożyłam na szyję swój niebiesko- szary szalik ( tak, takie są jego kolory) i skoczyłam w otchłań. Obudziłam się. Popatrzyłam i zobaczyłam zupełnie inny krajobraz niż zwykle, no wiecie: drzewo, domek, piłka na której się budzę... Tym razem, obudziłam się na dziwnym, niebiesko -różowym czymś. Pachniało cukrem. Po dłuższych oględzinach stwierdziłam, że jest to cukierek. Miętus. Otaczały mnie natomiast same słodycze; karmelki, cukrowe laski zamiast drzew, wata cukrowa rosnąca na ziemi... Ale nie czas na to, Gracz wzywa! Zamknęłam oczy i poczułam, że siedzę na czymś twardym. Otworzyłam je i jak zwykle ujrzałam trybuny. Ej, chwila, wy nie wiecie co to jest! No więc trybuny, to miejsce z którego myszka patrzy na inne myszki, na to, jak grają. Dzieje się tak na początku wejścia do gry, oraz po śmierci. Momentalnie teleportowało mnie na mapę. Dzwonek zabrzmiał, a my pobiegliśmy. Udało mi się doskoczyć do wielkiej kostki poskładanej z miksu gruntów, lecz ta przebiegle mnie odbiła swym fioletowym blokiem. No nic, trudno, tutaj upadki nie bolą, przynajmniej dobrze, bo spadłam ze znaczej wysokości. I znowu To mną pokierowało. Tym razem w stronę bloku czekolady, po którym nienawidzę chodzić, bo później łapki mi się kleją. Ale sile nie można się sprzeciwiać. Pobiegłam więc dalej, w stronę bloku i zaczęłam rytmicznie się wspinać. Gdy byłam na górze, nagle znów zadzwonił dzwonek i mapa się zmieniła. Tak czasem bywa, ale się nie przejmuję, w końcu to gracz mną kieruje, a wtedy lepiej mi idzie. Z tą myślą zagrałam jeszcze kilkanaście rund i już czułam, że niedługo będę szamanem. Po prostu, intuicja. Kiedy już miałam wejść do norki, ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się i poczułam, że się uśmiecham. -Paweł! Co ty tu robisz? -A wiesz, Gracz mnie wezwał... Jakaś myszka popchnęła nas, krzycząc "z drogi!". -Pójdziesz że mną do wesołego miasteczka?- Powiedział to szybko, z napiętym od nerwów głosem. -Oczywiście, tylko czy tutaj są wesołe miasteczka? -No tak, są. Czyli jesteśmy umówieni? -Tak! Paweł chyba jednak tego nie usłyszał, bo Gracz kazał mu odejść, w każdym razie, ja jak przeczuwałam, zostałam szamanem. I jestem, pewna, że cały czas uśmiechałam się jak idiotka. Rozdział VI Rozdział 6, Część I, "Wesołe miasteczko" Wstałam z łóżka i poczułam, że to będzie ciekawy dzień. Pierwszy raz idę do wesołego miasteczka! I to z... Ta myśl nie uformowała się do końca, bo ktoś zapukał do drzwi. Kiedy ototworzyłam, ujrzałam bardzo małą myszkę, a na dodatek miała ona zakrwawiony pyszczek. Krew sączyła się z wielkiej rany przecinającej czoło i nos. Byłam przestraszona tym widokiem. Myślałam już, że to mysz morderca która szuka nowych ofiar. Ale nie, zaprzeczyłam sama sobie i wpuściłam ją do środka. Myszka była bardzo przestraszona. Co więcej, była o wiele niższa ode mnie. -Co się stało? Myszka nie odpowiedziała i przestraszonym wzrokiem potoczyła wokół. Chatka w której się znajdowaliśmy nie była stworzona przeze mnie, ale odkupiłam ją od jakiejś strojnej w diamenty myszki, której ta się już znudziła. Trzeba było przyznać, była to piękna chatka. Położona na kwiecistym wzgórzu, drewniana i udekorowana kwiatami, w sam raz dla mnie! -Hej, czemu się tak boisz? Nadal cisza. -No dobrze... Oddaliłam się do pokoju i szukałam bandarza. Gdy wróciłam z bandarzem i wodą utlenioną, myszka nadal stała tam, gdzie ją zostawiłam. -Usiądź. Myszka niepewnie spojrzała na krzesło, a następnie usiadła na samym jego rożku. -Właśnie, zapomniałam o wacikach! Poczekaj jeszcze chwilę. Znów poleciałam do pokoju, by przeszukiwać szafki i szuflady. -Okej, zaczynamy. Delikatnie polałam waciki wodą utlenioną i przyłożyłam je do rany przybysza. Myszka zawyła z bólu, ale trzymała się dzielnie. -Wytrzymaj... Po odkażeniu rany obmyłam ją wodą i zaczęłam zawiązywać bandarz. -No, wyglądasz prawie jak mumia! Myszka rzuciła mi przerażone spojrzenie. Dobra, zrozumiałam, to nie pora na żarty. -Na pewno jesteś głodna... Nie czekałam na odpowiedź, lecz po prostu poszłam zrobić kanapki. Gdy wróciłam, myszki już nie było. Zdezorientowana stanęłam z tacą pełną kanapek w drzwiach. -Ojej, spóźnię się na spotkanie z Pawłem! Rzuciłam tacę na stół, zarzuciłam szalik na szyję i wybiegłam z domu. Po namyśle wróciłam i szybko pozbierałam kanapki z podłogi. Szybko, a w zasadzie na tyle, ile pozwoliły mi nogi, dotarłam pod dom Pawła. Zapukałam do drzwi, lecz nikt mi nie otworzył. Już miałam odejść, gdy poczułam powiew wiatru na moim ramieniu, odwróciłam się, to Paweł przemieniony w szamana teleportował się obok mnie. -Szukałaś mnie?- powiedział przekornie. Prychnęłam z żartobliwego oburzenia. -Możesz się teleportować? Wesołe miasteczko jest dosyć daleko. -Hmm, no nie wiem... Przemieniłam się w szamana; moje tatuaże miały kolor nieba. Spróbowałam się teleportować; zamknęłam oczy i skupiłam się, lecz po otwarciu ich nadal stałam w tym samym miejscu. -Czyli że zrobimy sobie spacerek... Gdy dotarliśmy do miasteczka, było już późne popołudnie. Kupiliśmy bilety i poszliśmy szukać fajnych atrakcji. Dwie godziny później, gdy słońce zaczęło już zachodzić, usiedliśmy zmęczeni na ławce. Był to błąd, że wybraliśmy akurat tą. Chwilę później podleciała do nas mysz; nie była to taka zwykła mysz. Miała skrzydlatą czapkę jak Paweł, togę rozwianą przez wiatr, łuk i... skrzydła?! -O, parka zakochanych!- wykrzyknęła dziwna, latająca mysz. Dopiero teraz poczułam, że mysz ta śmierdzi, a jej futro jest brudne. Na dodatek jej głos był strasznie irytujący. -Pozwólcie, że wam się przedstawię; Jestem Anioł Nocy, wysłanek Bogów miłości i swat. -Ale my nie jesteśmy pa...- Paweł zaczął już protestować. -Cii, chłopcze, po podróży, którą wam zafunduję, już będziecie! Miłość rozkwitnie i oplecie was swymi cudownymi mackami, zaczaruje serca i otworzy umysły na doznania! Zaczęłam się zastanawiać, czy Anioł Nocy przypadkiem nie jest chory psychicznie. Poczułam mocną siłę napierającą na moje plecy; to Anioł Nocy pchał nas do tunelu miłości. -Lalala, miłości czaaar... Stwierdziłam, że już nie mam ochoty dłużej znosić tego typka, uwolniłam się od jego mocnych ramion i pociągnęłam Pawła za sobą. Anioł był tak zajęty robieniem miłosnej atmosfery swym śpiewem, że zauważył nasze zniknięcie po kilkudziesięciu sekundach, a wtedy byliśmy już bezpieczni w krzakach. -O Bogowie, czym sobie zasłużyłem, aby znów stracić swataną parę? O Bogowie, czemu?- Lamentował Anioł. -Stefan, ty wiesz, że masz zakaz wstępu na teren miasteczka?- to obsługa miasteczka wtrąciła się w lament Anioła. -Nędzny śmiertelniku, jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Jestem Anioł Nocy, zesłany przez samą Boginię miłości Katsumi! Niniejszym pozbawiam cię miłości! -Czesiu, wezwałem ochronę. Jaką herbatę chcesz?- na to odezwał się konserwator którego zwabiły oszczerstwa Anioła. -Owocową zrób, Mariuszu. -NĘDZNI ŚMIERTELNICY, PRZEKLINAM WAS!!! -Chodź, zmywajmy się stąd.- Paweł lekko złapał mnie za ramię. Prawdę mówiąc, mnie także zmęczyły okrzyki Anioła, alias Stefana. Z chęcią więc przystałam na propozycję Pawła. -Odprowadzę cię. (Pod domem Marceliny) -Hehe, to się nam wycieczka udała...-zaczęłam nieśmiało rozmowę. -Taak, Anioł Nocy i jego błogosławieństwa były cudowne.- sarkastycznie odpowiedział Paweł. -Eee tam, nie przejmuj się, ważne że się dobrze bawiliśmy. -A czy ja mówiłem, że się źle bawiłem?- powiedział cicho. -Nie, ale tak mi się...wydawało... wybacz. -Nic nie szkodzi...-Paweł wygląda, jakby chciał coś dodać- Cześć. -Cześć... -Pawle...- powiedziałam szeptem. Rozdział VII Część I, Rozdział 7 "Lena" Wędruję przez łąkę waty cukrowej. Jest słoneczne i ciepło. Dookoła mnie słychać krzyki zachwyconych myszek. Ja natomiast siadam na miętusie i zjeżdżam na nim w dół zbocza na którym stałam. Po chwili wjeżdżam do tunelu. W tle słyszę anielskie śpiewy i grę na harfach. Po chwili docieram do jeziorka ukrytego w głębi tunelu. Tu i uwdzie widzę myszki skaczące w ciemną toń jeziorka. Boję się skoczyć. Po chwili słyszę dźwięk, lecz nie taki jak inne dźwięki, ten jest dziwnie realny. Dźwięk powtarza się, tym razem brzmi bardzo realnie i wyraźnie. Postanawiam więc skoczyć do jeziorka i tak też robię. -Waciki! Moje ciało dotyka powierzchni wody. Obudziłam się. Miałam jakiś sen? Chyba tak. Po raz kolejny usłyszała dzwonek. Już wiem co mnie zerwało że snu. -Kto to może być?- zastanowiłam się w myślach. Zeskoczyłam z łóżka i zeszłam na parter aby otworzyć dzrzwi. Gdy byłam przy drzwiach, byłam pewna, kto dzwoni. Bo któż inny mnie tutaj zna? Powoli otworzyłam drzwi i kogo ujrzałam? -Cześć Paweł. -Część... Mam taką sprawę... Ciekawe co... -Pójdziesz ze mną znowu do wesołego miasteczka? Tego się nie spodziewałam. Przecież byliśmy tam wczoraj! -Czemu mielibyśmy tam iść ponownie i to po jednym dniu? -No wiesz... nie widzieliśmy przecież wszystkich atrakcji, po za tym, nie podobało ci się wczoraj? -Tiaa... tylko wiesz, to takie trochę dziwne, że idziemy jeszcze raz w to samo miejsce, po jednym dniu. Na pewno masz jakiś sensowny powód co do tego, nie to liche wytłumaczenie na temat atrakcji. No więc? Poczułam, że Paweł został przyparty do ściany. -No więc...-niemrawo zaczął- Jest taka dziewczyna... A więc to tak. Dziewczyna. -Pomożesz mi no wiesz... zagadać? Nie powiem, poczułam się trochę zazdrosna. No ale to Paweł, mój przyjaciel... -Ehhh, dobrze...-ciężko i z rezygnacją odpowiedziałam. -Dzięki, dzięki, dzięki! Paweł podszedł do mnie i uścisnął mnie z radości. I znowu staliśmy przed bramą miasteczka, znowu kupiliśmy bilety. Jednak tym razem zamiast iść się bawić, poszliśmy do stoiska z rzutkami. Tam właśnie Paweł widział tą dziewczynę. Gdy podeszliśmy bliżej, zrozumiałam, dlaczego spodobała się Pawłowi. Najwidoczniej była już po transformacji, ponieważ jej futerko było popielato białe. Jej oczy lśniły błękitem, włosy były długie, zadbane, o barwie zbliżonej do turkusu. Założyła na nie wianek z czarnego bluszczu, a na ogonie powiesiła czarną kokardę. Nie chodziło o sam wygląd. Biło od niej coś w rodzaju pozytywnej aury, jej śmiech przewodził na myśl piękną melodię. Była tutaj sprzedawczynią biletów do gry w rzutki. Odeszliśmy trochę dalej, aby ustalić strategię. Gdy przechodziliśmy obok krzaka, mignęła mi przed oczami myszka. Na moment nasze oczy się spotkały, lecz wyczytałam w nich tylko przerażenie. -To co?-zapytałam się -Nie wiem, może idź do niej zagadaj, bo mi tak trochę głupio... -Ale tak bez powodu? To będzie trochę dziwnie wyglądać... -No to nie wiem, może się spytaj o cenę biletów, albo wiem, po prostu kupmy bilety! -No nie wiem, nie wiem... Warto spróbować. Podeszliśmy oboje do dziewczyny za kontuarem. Myślałam trochę jak to zacząć, żeby się nie skończyło na "poproszę bilety, dowidzenia" Nie musiałam się długo zastanawiać, bo dziewczyna sama się mnie spytała. -W czymś pomóc? -Tak, proszę dwa bilety na rzutki. Dziewczyna pochyliła się, najwidoczniej aby wyciągnąć bilety. Gdy wstawała, jej wzrok zatrzymał się na moim szaliku. -A skąd pani wzięła taki piękny szalik? -Mój przyjaciel, o ten co stoi obok mi go podarował. -Wspaniałego ma pani przyjaciela. -Oh, gdyby pani wiedziała, jaki z niego świetny człowiek. -Nie musisz do mnie mówić "pani", wystarczy Lena... Lena. Lena. Lena. Trzeba to zrobić. Teraz... -Tak więc, Leno, mogłabyś poznać go bliżej, gdybyś poszła gdzieś z nami, na przykład mogłabyś nas oprowadzić po miasteczku... Wiedziałam, że Lena będąc miłą osobą nam nie odmówi. -Hmmm, No nie wiem... Mam czas tylko wieczorem... Odpowiada wam to? -Tak, jasne.-odpowiedzieliśmy chórem. -Może być 20? -Tak, pewnie, spotykamy się tutaj? -Pewnie. Jeszcze tylko się pożegnaliśmy i poszliśmy spacerkiem do domu, aby się przyszykować do wyjścia. Nie możemy tego zepsuć. Ja nie mogę tego zepsuć. Rozdział VIII Część I, Rozdział VIII "Rollercoaster" Przeczesałam futerko na mojej głowie łapką. Czyżby włosy mi się wydłużyły? Moje roztargnienie przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłam. Na progu stał Paweł z bukietem kwiatów w łapce. Woniał intensywnie wodą kolońską, albo perfumami, albo tym i tym. -Idziemy?- powiedział. -Moment.- powiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Nie wiem czemu, ale pośpiesznie zdjęłam szalik z szyi, a zamiast jego zawiązałam na szyi czerwoną kokardę. Gdy wreszcie otworzyłam drzwi, Paweł był tak pogrążony we własnych myślach, że nawet nie zauważył nagłej zmiany mojego stroju. Ulżyło mi, bo już myślałam, że będzie robić mi wyrzuty, przez to, że nie włożyłam szalika od niego. Lecz Paweł milczał. Gdy doszliśmy pod bramę miasteczka, było już kompletnie ciemno. Tylko gdzieniegdzie latarnie i duchy rozświetlały ciemność. Na niebie raźno świeciły gwiazdy, a księżyc tej nocy zmienił się w olbrzyma. Wszystko się zmieniło, gdy przestąpiliśmy próg wesołego miasteczka. Tutaj nie było widać gwiazd, a mrok rozjaśniały liczne lampki, stragany i maszyny. Widok ten dodawał otuchy i poczucia bezpieczeństwa. Podeszliśmy do stoiska z rzutkami; Lena już tam była. Dziś jej futerko lśniło tajemniczym blaskiem (chyba używa jakiejś odżywki), natomiast na sobie miała biały mundurek z przewiązaną na kołnierzu czerwoną chustką i niebieską spódniczką. Trochę dziwaczne ubranie, lecz na niej leżało tak, jakby się w nim urodziła. -Hej! Idziemy?- spytała się nas Lena. -Jasne, ale gdzie najpierw?- entuzjastycznie odpowiedział jej Paweł. -Paweł, Paweł. Jest zakochany w Lenie po uszy, wręcz rozpromienił się na jej widok. Chłopie, ogarnij się, znasz ją dopiero jeden dzień!- karciłam Pawła w myślach, gdy Lena szczegółowo tłumaczyła Pawłowi plan naszego zwiedzania. Są tak blisko siebie, pewnie Paweł musi być bardzo zdenerwowany. Poczułam ukłucie zazdrości. A co ze mną? -Najpierw idziemy do gabinetu luster, potem do cyrku małych zwierzątek... Zatopiona w myślach przestałam słuchać Leny. Wtem przed oczami znów mignęło mi brązowe futerko, po czym szybko stworzonko pognało w krzaki. Czy ja już tego wcześniej nie widziałam? -A tobie pasuje, Marcelino?- z zamyślenia wyrwała mnie Lena. -Ymm... Taaak, taak, mi to obojętne... Poszliśmy w kierunku gabinetu luster, a ja nadal rozmyślałam nad tajemniczym stworzeniem przemykającym przez moje wspomnienia. -Kilka godzin później- -Dobra, został nam już tylko rollercoaster... Raczej wyrobimy się do zamknięcia.- powiedziała zziajana Lena. Nie było w tym nic dziwnego, bo musieliśmy biec aby zdążyć na pokaz w cyrku. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Prawdę mówiąc, to miałam już dość. Fakt, może i atrakcje były fajne, ale nie skupiałam się na nich zbytnio, wciąż pogrążona w myślach. Kupiliśmy bilety i poczekaliśmy chwilkę w kolejce do wagoniku. Na szczęście przed nami było bardzo mało osób, bo było już późno i ciemno. W końcu wsiedliśmy do wagonika. Był zbudowany z czerwonych i żółtych bloków, połączonych niebieskimi gwoździami. Środki wydrążono i włożono tam wygodne siedziska z mocnymi pasami. Wagonik powoli ruszył, a my podziwialiśmy widoki. Miasteczko wyglądało pięknie z góry. Widziałam jak Paweł gapił się na Lenę. Jakby miał zamiar ją pożreć wzrokiem. Wiem, nie powinnam tak myśleć, bo to mój przyjaciel, ale... Przez cały wieczór mnie olewał. Na szczęście, Lena chętnie ze mną rozmawiała. W sumie, jest całkiem spoko. Nagle wagonik się zatrzymał. Po minie Leny poznałam, że nie powino się tak dziać. Kątem oka dostrzegłam gęste krzaki. Zastanawiałam się, dlaczego zwróciłam uwagę na krzaki, gdy nagle poczułam drgania. Zupełnie jakby wagonik ożył. -Uciekajcie!- krzyknęła Lena. Lecz było już za późno. Wagonik zaczął dziko drgać i podskakiwać, a my o mało co nie wypadliśmy z niego prosto na ziemię. Udało nam się jakoś wypiąć z pasów i wyjść na położone 16 metrów nad ziemią szyny, po których jeździł wagonik. Wagonik dalej dziko wierzgał, a my w tym czasie w pośpiechu budowaliśmy most na ziemię, aby móc uciec od tego szaleństwa. -Szybciej!!!- Paweł popędzał przemienioną w szamana Lenę- Zbliża się! Faktycznie, wagonikowy potwór jakby opanował ruchy i przesuwał się w naszym kierunku. Szybko przesuneliśmy się na koniec pomostu. Potwór dalej przsuwał się w naszym kierunku. Wyglądał jak groteskowa, czerwono-żółta kobra gotowa do ataku. Usłyszam cichy wybuch i obok mojej twarzy przeleciała kula armatnia. To Lena je tworzyła aby powstrzymać potwora! Nagle stało się coś bardzo dziwnego. Dzika mieszanina bloków, zamiast spaść z pomostu, nagle ożyła; otworzyła piekielnie czerwone oczy i zaryczała dziko. Zaczęliśmy krzyczeć. Przecież to nie powinno się dziać! Potwór zaczął drżeć... Zbliżał się... Paweł przytulił się do Leny, która już straciła szamańskie moce i starał się jak najbardziej skurczyć. Byłam przerażona. Potwór wziął zamach swym długim cielskiem, aby nas dobić... I znikł. Obok nas zmaterializowali się Czesio i Mariusz; dwaj panowie, co nas uratowali od Anioła Ciemności. -Już po wszystkim dzieciaki. Idźcie do domu. Następnie przenieśli nas na dół i usunęli nasz pomost do ziemi. Byłam im wdzięczna za ratunek. Szybko wyszliśmy z terenu miasteczka. Byliśmy zdruzgotani. Lena dzwoniła do kogoś, aby po nią przyszedł. Paweł poczuł się widocznie zazdrosny, bo zaczął się od razu dopytywać, kto dzwoni. -Marco. Mój chłopak.-odpowiedziała zakrywając mikrofon. Z odległości paru metrów poczułam, że z Pawła uszła wszelka chęć do życia. Teraz po prostu egzystował. Czekaliśmy na jej chłopaka, żeby nie stała pod bramą sama. Po chwili przyleciał; umięśniony, wysoki, modnie ubrany, Brazylijczyk. Wręcz ideał. Powiedział coś w swoim języku, po czym szybko wziął Lenę na ręce, zmienił się w szamana i odleciał. My natomiast ruszyliśmy do domu. Rozdział IX Część I, Rozdział IX "Wyjaśnić niewyjaśnione" Był mglisty poranek. Mysz leżała w wygodnym łożu w jednej ze swych sypialni w swoim wielkim i pdzytulnym domu. Pod płotem posesji na której leżał dom przeciskała się zakapturzona postać. Gdy wyszła spod płotu zmieniła się w szamana o tatuarzach w kolorze błękitu. Wyczarowała sobie kilka sprężyn, po czym wskoczyła na parapet jednego z okien. Wyjęła wielki nóż z torby na ramieniu, po czym otworzyła na oścież uchylone okno i bez ceregieli weszła do środka. Mysz leżąca w łóżku obudziła się na dźwięk włamania i wzdrygnęła się ze strachu widząc przed sobą zakapturzoną postać z wielkim nożem w ręku. -Rządam wyjaśnień!- krzyknęłam - Za dużo przede mną ukrywasz! -Po co ci ten nóż?! Chcesz mnie zabić? Czasem chcę- pomyślałam. -Musiałam się do ciebie włamać, ale łomu nie posiadam, więc wzięłam nóż aby wejść oknem. -Ale po co się do mnie włamałaś?!- wykrzyknął Paweł- Nie mogłaś po prostu przyjść? -Właśnie niezbyt, bo przecież byś mi kazał wrócić później, a ja mam do ciebie ważną sprawę.-odpowiedziałam spokojnie. -Ehhh. Co to za sprawa? -Musisz mi wyjaśnić trochę rzeczy- kontynuowałam spokojnie, bo już się trochę uspokoiłam. -Więc- pytał zniecierpliwiony Paweł.-Co chcesz wiedzieć? Wiem, przerwałam mu smaczny sen po jakże męczącym i stresującym dniu, w dodatku wbiłam mu do domu jak bandyta, no ale ja po prostu muszę wiedzieć. -Po pierwsze: co mnie ukłuło w ramię gdy u ciebie byłam pierwszy raz? -Tiaa... teraz trochę ciężko mi to wytłumaczyć, ale była to strzykawka ze środkiem nasen... -Człowieku, co ty trzymasz w domu?-Przerwałam mu. -Powiedzała ta co włamuje się ludziom do domów. Nie przerywaj.- Skarcił mnie. -Dobra, dobra, nie tłumacz mi tej strzykawki, wolę nie wiedzieć. Druga sprawa: kiedy mi w końcu pokarzesz edytor map? -A obiecywałem?- Zapytał skonsternowany -Taaaak... -Dobra, może jutro ci go pokażę. Coś jeszcze? -Jeszcze taka jedna sprawa nie związana z twoim dziwnym życiem. Zrobisz mi kiedyś szamańskie szkolenie? Paweł jakoś nie pokazał zbytniego entuzjazmu i powiedział: -Może jutro... -Może dzisiaj...- odpowiedziałam z nadzieją. Oh, no dawaj, może wieczorem? -Niech ci będzie...wieczorem. W tym momencie napadła mnie pewna dzika myśl. Czy Paweł po tym, jak Lena złamała mu serce nadal coś do niej czuje? Postanowiłam to sprawdzić w dość okrutny dla uczuć sposób. -Może zaprosimy Lenę...Z Marco...- przypominałam Pawłowi wczorajsze przeżycia.- przecież on na pewno jest dobrym szamanem...- teraz już igrałam z jego uczuciami. Paweł wyglądał jakby go ktoś uderzył w twarz. -Wolałbym bez nich.- powiedział cierpko.- Mogliby wszystko zepsuć. -Masz jakieś specjalne plany na wieczór? Całą jego twarz oblał rumieniec. Nie odpowiedział. Był już wieczór. Szykowałam się do wyjścia do Pawła, gdy moje przygotowania przerwał dzwonek. To Paweł stał w drzwiach przemieniony w szamana. -Idziemy?- zapytał. Wciąż był zasępiony po naszej rozmowie. Zauważyłam to i poczułam nagłą siłę, jakby prosto z serca, która kazała mi go pocieszyć. -Rozchmurz się... Zrobiłam kanapki!- powiedziałam entuzjastycznie wymachując koszem piknikowym- Idziemy? -Taak, chodźmy... Zobaczyłam, że poczuł się już trochę lepiej, chociaż wyrzucałam sobie, że nie wymyśliłam czegoś lepszego od tekstu o kanapkach. Wyruszyliśmy. Dopiero w połowie drogi zorientowałam się, że nie mam pojęcia gdzie idziemy. Postanowiła zapytać się o to Pawła. -Heej Paweł, a gdzie my tak w zasadzie idziemy? -Zobaczysz- powiedział i uśmiechnął się tajemniczo. Już wiedziałam że coś planuje i wiedziałam, że zmieni to znacząco moje życie. Po godzinie marszu przez ścieżki między trybami gry dotarliśmy do wielkiego gąszczu roślin; do dżungli. Sam wybór tego miejsca wydał mi się dziwny, lecz znów miałam przeczucie, że to wiąże się z tajemniczymi planami Pawła. Pawła. Jego futerko dziwnie lśniło w blasku ostatnich promieni słońca, działało na mnie jakoś magnetycznie... Bardzo chciałam się do niego zbliżyć, dotknąć jego mięśni, które dopiero teraz zauważyłam... Chwila, co? Przerwałam moje rozmyślania i udałam się za Pawłem prowadzącym nas w jakąś dzicz. Jakoś z piętnaście minut przedzieraliśmy się przez zarośla, gdy moim oczom ukazał się piękny obraz: źródełko i wodospad wpadający do niego, a wszystko to w otoczeniu wspaniałych roślin i kwiatów. -I właśnie tutaj zaczyna się nasz trening- powiedział z uś miechem. ~Po dwóch godzinach intensywnego budowania i czarowania~ Legliśmy z Pawłem na trawiastym wzniesieniu, tuż obok wodospadu. Śmialiśmy się z siebie, chociaż głównie z moich porażek w budowaniu. W pewnym momencie zaczęło mnie to już denerwować, więc zepchnęłam Pawła do jeziorka pod nami. Usłyszałam głośny plusk, a potem poczułam mocną siłę wpychającą mnie do wody. Nie zdążyłam się niczego chwycić i tak duch wyczarowany przez Pawła wepchnął mnie do wody. Potem pluskaliśmy się i ochlapywaliśmy się wodą w toniach krystalicznie czystego jeziorka. Gdy wyszliśmy z wody, znów położyliśmy się na pagórku, aby obeschnąć z wody. Paweł wyczarował ognisko aby nie było mi zbyt zimno. Tym razem zamiast śmiać się z siebie, to rozmawialiśmy na trochę bardziej sentymentalne tematy. -Wiesz, ja zawsze chciałem mieć skrzydła...Mógłbym wtedy polecieć daleko- zatoczył łapką krąg- lecz niestety, jestem druidem. A ty, jesteś duchową przewodniczką, mam rację? -Tak, jestem duchową przewodniczką... Też zawsze chciałam mieć skrzydła. Pocieszam się, że kiedyś się to spełni. -To twoje marzenie?-zapytał. -Po części... Ale jakie jest twoje marzenie? -Mam wiele marzeń...-powiedział cicho- lecz najbardziej w świecie pragnę ciebie. I pocałował mnie w pyszczek. Rozdział X Część I, Rozdział X "Trybunał" Nie odsunęłam się od niego, tylko siedziałam tak zdezorientowana. Paweł także się nie odsuwał. Gdy w końcu się ode mnie oderwał, to zaczął mnie głaskać po ramieniu, powoli przesuwając swoją rękę w dół mojego grzbietu. Chwila, Paweł by tak nie zrobił! -Kim jesteś- zapytałam zdenerwowana- Nie zachowujesz się tak jak Paweł. Przez moment mysz przede mną wyglądała na zdezorientowaną tym pytaniem. Lecz za chwilę zaczęła się diabolicznie uśmiechać. -Zaiste, Paweł ze mnie żaden- odpowiedział.- Tak naprawdę, to jestem Jakub. Postać przede mną zamrugała, a jego ciało pokryły piksele. Po chwili zmienił się w szarą mysz o długich białych włosach, złotych oczach, czarnych słuchawkach na szyi i fioletowym diamencie na ogonie. Muszę przyznać, był nawet przystojny. -I co? Ta forma ci się bardziej podoba?- zapytał diabolicznie.- Skoro chcesz miziać się nawet z tym pospolitym Pawełkiem, to mi, przystojnemu Kubie, nie dasz buzi?- uśmiechnął się. Byłam na niego wściekła. Jak on mnie mógł tak oszukać? I kto to wogóle był? Cofnęłam się wściekła. -Zostaw mnie...- wysyczałam. -Bo co? Nagadasz mi o marzeniach? Albo powalisz mnie jedną z tych żałosnych budowli? No właśnie. Nic mi nie zrobisz- roześmiał się- Za to ja mogę tobie zrobić wszystko. Podniósł łapki, a ja poczułam, że moje ciało coś oplata; spojrzałam w dół, moje ciało było spętane grubym sznurem, który on magicznie przyzwał. Upadłam na ziemię. Mimo moich ciężkich prób podniesienia się, wiłam się bezsilnie na ziemi. -I co, moc marzeń jednak nie działa? Ups! "Przez przypadek" upuścił na mnie ciężką deskę, przyzwaną przed chwilą. -Kim ty jesteś- wydyszałam- Gadaj co zrobiłeś z prawdziwym Pawłem! -Kim jestem? Romantykiem, Artystą, Wrażliwcem, HACKEREM... Tak, dobrze słyszałaś, jestem HACKEREM! A twój Pawełek ci nie pomoże, bo leży teraz nieprzytomny w jakiejś piwnicy. Nie uwierzyłam. Czego ode mnie i Pawła chcą hackerzy? Nie zdążyłam się go o to zapytać, bo uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Obudziłam się w wielkim i ciemnym pomieszczeniu. Mogłabym przysiąc, że było ono tak wielkie jak całe Transformice. Po chwili usłyszałam kroki. Zapaliły się setki pochodni wiszących na ścianach. Zobaczyłam wtedy, że jestem przywiązana grubym łańcuchem do jakiegoś pala stojącego na środku sali, na ogromnym podwyższeniu. Obok mnie był przykuty Paweł ( dalej nieprzytomny ) oraz jakaś mysz, w kościanej masce na pyszczku. Przed nami, na kamiennej podłodze stała mysz; była w ciemnym płaszczu i masce na głowie. To ona zapaliła światła. Zewsząd na salę zaczęły się teleportować myszy; wszystkie były dziwacznie i mrocznie ubrane. Na samym końcu na salę teleportował się mistrz; było to widać po jego monstrualnym wzroście i olbrzymiej, czarnej i kolczastej pelerynie. -Hackerzy i hackerki, witajcie na egzekucji wrogów!- rzekł mistrz. Egzekucji? Oni chcą nas zabić? Na słowa wielkiego mistrza obudził się prawdziwy Paweł; wyglądał na zdezorientowanego. Natomiast mysz w masce, trzeci wróg, zaczęła się szarpać. -Dlaczego chcecie nas zabić? Co my wam zrobiliśmy?- desperacko próbowałam wyjaśnić sytuację. -Jeszcze nic, lecz nasza szamanka miała wizję, że w przyszłości ty i banda twoich przyjaciół zniszczycie naszą bazę. Tak więc, musimy was zniszczyć!- wykrzyknął mistrz, po czym wskazał na pierwszą mysz, tą co zapalała światła- Ty, kacie, poderżnij im gardła.- powiedział spokojnie.- Niech egzekucja się zacznie! W tym momencie popłynęła muzyka z bębnów stojących obok podwyższenia do którego byliśmy przykuci. Grały na nich myszy ustrojone w pióra, skóry i czerwone malowidła na skórze. Kat przyzwał wielki nóż, po czym przyfrunął do nas na skrzydłach. Zbliżał się do mnie. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Chociaż nie tylko po moim. Kat zbliżył nóż do mojej szyi. Teraz już czułam, że to pomieszczenie się trzęsie. Z sufitu opadło kilka grudek tynku. Wtedy kat zatrzymał się i popatrzył na sufit zdziwiony. W sklepieniu zrobiła się ogromna dziura, a przez nią do sali wpadła banda myszy na chmurach, anielskich skrzydłach i szamanów. Zapanowało zamieszanie. Wszyscy hackerzy rzucili się do walki, a do nas podeszła niezauważona mysz w masce. -Jestem Sira, członkini trybunału. Trafiliście do bazy hackerów. Sytuacja jest już pod kontrolą- powiedziała, po czym nie patrząc gdzie wystrzeliła kulę armatnią-Przybyliśmy was uwolnić. Zaczęła rozplątywać nasze łańcuchy, po czym wepchnęła nas do jednego z wyczarowanych portali. -Nie musicie się bać, oni już nie wrócą- rzuciła naprędce. Wylądowałam na podłodze. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, by sprawdzić czy to na pewno mój dom. Leżałam w sypialni. Nawet nie miałam ochoty myśleć o tym, co się stało, bo było to dla mnie zbyt dziwne. Po prostu poszłam spać. Bonus Bonus I Zanim to wszystko się wydarzyło, oni wiedzieli o tym już od jakiegoś czasu, nawet przed stworzeniem Marceliny. Ich szamanka miała wizję; dwie myszy stojące na czele małej armii, podbijające bazę i zabijające postać w dostojnej szacie, prawdopodobnie wielkiego mistrza. Po jakimś czasie odkryli, kim są owe myszy. Byli to Paweł i Marcelina. Jednak zanim przygotowali plan, zanim przygotowali wszystko do ich złapania i egzekucji, ja już byłem gotowy na zwiad w ich bazie. Tego wszystkiego dowiedziałem się od szamanki. Oczywiście, nie powiedziałaby mi tego dobrowolnie, więc musiałem ją lekko przydusić... W dodatku ona nigdy nie wychodzi z bazy, a zwłaszcza po jej wizji. Dowiedziałem się też, że jej wizja nie była zbyt dokładna, lecz jako tako ustalili datę owego wydarzenia. Było to jakiś czas potem, gdy miałem zamiar przejąć bazę. Cóż, nie miałem najmniejszej chęci na śmierć. Nie ufałem tym patafianom, więc na wszelki wypadek próbowałem zabić tych głąbów sam. Niestety, dowiedziałem się za późno i patafiany wyjęły mi głąbów sprzed nosa. Spodziewałem się wielkiego show na ich egzekucji, więc dobrowolnie wkradłem się do ich bazy i zaszlachtowałem parę niezdar, aby mieli wystarczający powód, aby mnie zabić razem z moimi niedoszłymi zabójcami. Przy okazji postanowiłem zmienić plan, żeby niepotrzebnie nie ujawniać moich... Ekhem, niesamowitych zdolności... Postanowiłem, że nie będę się szczypać i użyję wszelakiej dostępnej broni, wymorduję wszystkich, co będą się opierać (wielkiego mistrza koniecznie), resztę zgnębić, spowodować by mi służyli. Problem polegał na tym, że mógłbym zastosować mój plan jedynie, gdy głąbów zabiją najpierw. Ryzyk fizyk. To już ten moment. Postanowiłem udawać że się boję, aby było realistyczniej. Zaczęłem więc miotać się, jakbym miał padaczkę. Euforia, euforia mnie ogarnia! Kat podchodzi do niej. Przybliża nóż, widzę, że jej szyja drży. Słodka radość... Kat coś się ociąga. Dalej, szybciej, nudzę się! Już wiem, że z planu nici. Czuję, że nadchodzi odsiecz. Istotnie za moment pojawiła się banda chojraków z trybunału, lub jak ja ich nazywam "kurtek" (dość długa historia...). W trakcie gdy kurtki narobiły zamieszania i pozwoliły uciec większości hackerów, ja spokojnie teleportowałem się obok moich więzów. Nie chciałem jeszcze iść do domu, postanowiłem jeszcze skorzystać z zamieszania. Z uśmiechem na ustach, wprawdzie niewidocznym spod mojej maski, teleportowałem się do archiwum bazy. Następnie, utworzyłem wielki portal, po czym przetransportowałem zawartość archiwum w bezpieczne miejsce. To samo zrobiłem z dokumentami z sejfów, biur... Wszystko, co mogło mi się przydać do ponownego ataku zabrałem. W końcu istniała szansa, że polepszą zabezpieczenia. Przy okazji ukradłem im księgę mrocznych sztuczek, którą także schowałem w bezpieczne miejsce. Szkoda mi było opuszczać to miejsce, ale wolałbym wtedy nie pojedynkować się sam na sam z kurtkami, które, jak podejrzewam wybiły większość hackerów. Aby polepszyć sobie humor jeszcze dobiłem jakiegoś uciekającego tłuka, po czym teleportowałem się do domu. W razie czego wzmocniłem zabezpieczenia antymagiczne, po czym udałem się przejrzeć moje łupy. Dopiero teraz zauważyłem, że zwinąłem komuś szalik. Dernière modification le 1449337500000 |
Maarfinka « Sénateur » 1439749260000
| 0 | ||
Część 2 Rozdział XI Część II, Rozdział XI "Szamani" Wbiegłam szybkim krokiem na schody i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. -Hej Pawełku- rzuciłam do leżącego w fotelu Pawła. -Hej Marcyś- odpowiedział szybo, nie podnosząc wzroku znad książki, którą właśnie czytał. Po dłuższych oględzinach stwierdziłam, że jest to kryminał, o tytule "Kto zabił Elise". Paweł ostatnio, to znaczy od czasu porwania sporo czytał; zawsze gdy do niego przychodziłam, to pojawiały się u niego nowe książki. Tym razem zauważyłam trzy nowe; tą, co Paweł czytał, jakąś komedię romantyczną (?) i jeszcze jedną, leżącą na pechowej, solidnej ławie. Miała inkrustrowaną złotem okładkę, łańcuszek z kamieniem szlachetnym i rudą kitką doczepiony do okładki. W centralną część okładki wczepiono ten sam co na łańcuszku kamień szlachetny, lecz ten był o wiele większy. Książka nazywała się " Sekrety szamańskiej magii" Tak mi się ona spodobała, że bez wachania wzięłam ją w łapki i usiadłam w drugim fotelu. Była ciężka, a kartki były pożółkłe, część luźno wystawała spośród innych. -Paweeł, a skąd masz tą książkę?- zapytałam -Nie pamiętam już, chyba odkupiłem na 801 od kogoś, z resztą, nie przeszkadzaj mi teraz, czytam.- odburknął. Spojrzałam na mojego przyjaciela jak na wroga. A może on nie jest tylko moim przyjacielem, lecz kimś więcej? Fakt, jest nawet przystojny... Po przejściu transformacji jego futerko stało się błękitne, a na nim widać było białe plamki przypominające chmurki. Urósł, teraz był wyższy ode mnie o głowę, a jego wysokość potęgowała jeszcze skrzydlata czapka, tym razem żółta. Oboje przeszliśmy transformację, lecz ja nie jestem jakoś w pełni zadowolona. Tak, mam teraz futerko pantery śnieżnej, lecz nie pasują do niego moje szaro- miętowe loki w nieładzie. Poza tym, on miałby być ZE MNĄ?! Przecież teraz traktuje mnie jak koleżankę, czasem nawet kompletnie ignoruje. Czasem mam mu ochotę wykrzyczeć w twarz, że coś jest z nim nie tak. Dalej bym prowadziła w myślach swój żałosny monolog, gdy poczułam uczucie, które ostatnio nawiedzało mnie nawet w snach. Gracz mnie wzywa. *Dwie pełne zbierania sera godziny później* Co za szczęście, że zanim wyruszyłam do gry, to schowałam książkę od Pawła do ekwipunku. Jakoś nie mam ochoty teraz wracać do tego mruka. Gdy byłam już pod domem, to standardowo teleportowałam się od razu do salonu, bo nie chciało mi się szukać kluczy. Zasiadłam na sofie i przykryłam się błękitnym kocykiem, otrzymanym w prezencie od Leny. Nie wiedzieć czemu, ale poczułam silne podniecenie na samą myśl o lekturze. Czyżbym stała się aż takim molem książkowym? Delikatnie, jakbym bała się zostawić odciski palców, otworzyłam książkę. Moim oczom ukazał się stary, lecz wciąż piękny rysunek szamańskiej bogini. Odwróciłam karty tytułowe i zaczęłam czytać. "Każda mysz w transformice potrafi przemienić się w szamana; każda należy także do jednego z szamańskich gatunków. Może należeć do kilku, lub z czasem wyuczyć się nowych umiejętnośći, niekoniecznie jej gatunku, lecz zawsze będzie należeć do gatunku, którego moce miała od początku istnienia [...]" "Kim jest szaman? Szaman, to mysz posiadająca w danym momencie specjalne, nie dostępne dla innych, nieprzemienionych myszy opcje [...] Istnieje pięć gatunków szamanów: Duchowi przewodnicy, Władcy wiatru, Mechanicy, oraz dwa gatunki poboczne, Druidzi i Fizycy" "Co potrafi szaman? Cóż, każdy szaman potrafi budować. Może używać w tym celu desek, pudeł, piłek, trampolin, kowadeł, kul armatnich, balonów, etc. Lecz niektóre gatunki mają specjalne umiejętności, bądź potrafią przywoływać specjalne przedmioty (patrz lista niżej)" Hmm, zaczyna się całkiem normalnie, choć opisy są ładnie dopracowane. Czytam dalej. "Specjalne umiejętności szamanów posegregowane według gatunków i stopni: Duchowi przewodnicy: •Modulowanie czasu •Powiększanie sera --- •Zwiększanie swojej wielkości •Sprawienie, by myszy wokół tańczyły (umiejętność wymierająca) •Zmartwychwstanie --- •Natychmiastowa teleportacja myszy do norki •Ożywianie i uzdrawianie •Rozdawanie sera na odległość --- •Zmniejszona grawitacja obiektów dmuchanych (umiejętność wymierająca) •Teleportacja myszy •Przyzywanie pioruna rozpędu (rzadko występuje) --- •Przyzywanie jabłka zwiększającego zasięg magii •Przyzywanie przedmiotów po swojej śmierci •Przyzywanie sprężyn --- •Przyzywanie chmury Władcy wiatru: •Zwiększona szybkość szamana •Bańki pojawiające się w miejscu śmierci myszy --- •Zwiększona przyczepność •Zmniejszony ciężar •Automatyczna teleportacja do norki gdy wejdzie tam ostatnia mysz --- •Sprawienie, by myszy w naszym zasięgu nas pocałowały (umiejętność wymierająca) •Wysoki skok •Przyzywanie skrzynki towarzyszącej --- •Przyzywanie maleńkich desek (rzadko występuje) •Teleportacja własna •Wślizg --- •Zmienianie myszy w przedmioty •Zwiększona ilość możliwych do przyzwania kostek lodu •Przyzywanie w ruchu --- •Lot Mechanicy: •Zwiększanie zasięgu działania ducha •Przyzywanie kilku piłek naraz (rzadko występuje) --- •Zwiększanie ciężaru przedmiotów żelaznych •Przyzywanie lodowych desek --- •Szybsze wznoszenie się balonów •Przyzywanie stabilnych run (rzadko występuje) •Przyzywanie desek z czekolady --- •Natychmiastowe przyzywanie balonów •Zwiększenie szybkości przyzywania •Przyzywanie złego ducha --- •Usuwanie przyzwanego obiektu •Zamiana obiektów przeźroczystych na widzialne i na odwrót •Przyzywanie wybuchających owiec --- •Zwiększenie zasięgu magii Druidzi: •Przyzywanie ognia •Zwięk Chwila, moment, co się stało z tą kartką? Spojrzałam na porwaną kartkę. Jeszcze przed chwilą była cała... Nerwowo rozejrzałam się po pokoju. Nikogo tu nie było, tylko ja. Na wszelki wypadek zmieniłam się w szamana. To było fantastyczne uczucie. Na moim ciele stopniowo pojawiały się błękitne tatuaże, na głowie pojawił się pióropusz, a na szyi zawisł naszyjnik z kłów. Czułam powoli spływającą z mojego serca moc, prosto do dłoni. Podniosłam je i wyczarowałam przed swoją twarzą runę. Gdy została utworzona do końca, to zaczęła się szybko kręcić w powietrzu. Nie wiem czemu, ale się zaśmiałam. Po czym poczułam nagłe ukłucie w plecy. Rozdział XII Część II, Rozdział XII "Chatka" Obudziłam się na podłodze. Spojrzałam na moje dłonie, nie było na nich tatuaży i nie wyczuwałam już w nich mocy. Dla pewności zajrzałam do książki leżącej obok- strona była cała. Czyli to był sen. Odetchnęłam z ulgą. Wstałam i miałam zamiar udać się do kuchni zrobić sobie kakaa, lecz nie dotarłam tam, bo poślizgnęłam się na czymś śliskim. Spojrzałam co to było. Krew. Ogromna kałuża krwi. Byłam przerażona. Przecież nie wyczuwałam bólu ran, więc to nie mogła być moja krew, a raczej nikogo nie zamordowałam w salonie. Więc czyja to krew? Nagle zdałam sobię z czegoś i szybko przewertowałam książkę. -Jest- szepnęłam przejęta. "Specjalne umiejętności szamanów posegregowane według gatunków i stopni: Duchowi przewodnicy: [...] •Zmartwychwstanie" Zaczęłam przypominać sobie to co się stało, zanim się obudziłam na podłodze. Kartka została przez kogoś wydarta. Zmieniłam się w szamana. Poczułam dźgnięcie w plecy. Ktoś mnie chciał zabić? Albo: Ktoś mnie zabił... Znaczy to tyle, że następnym razem już nie wstanę. Zaczęłam panikować. Corobićcorobićcorobić?!?!? Uciekać czy barykadować się? Co robić??? -Chwila- uspokoiłam sama siebie- jeśli ten ktoś mnie zabił, gdy byłam szamanem, to nie wiedział, że zmartwychwstanę. Czyli na razie jestem bezpieczna, przynajmniej dopóty ten ktoś się nie zorientuje. To znaczy, że nie mogę się pokazywać w miejscach publicznych, bo nie wiadomo kim ten ktoś jest i gdzie może być. Tylko co teraz zrobić? Wezwij Pawła- podpowiedziała mi jakaś część umysłu. No tak, tylko nie wiem, czy nie mam założonego podsłuchu- odpowiedziałam sobie w myślach.- moment... Szept! Wbrew pozorom tutaj szept nie jest rozmową na ucho, lecz jest tajną rozmową na obojętną odległość. Fakt, jest to wygodne, lecz od wchodzenia ludziom do umysłu preferuję rozmowę w cztery oczy. Poza tym nikogo takiego nie znam. Lecz w tym wypadku musiałam użyć szeptu. =Paweł, przybądź do mnie szybko, teleportuj się do salonu, stało się coś ważnego. Szybko!=- szepnęłam Pawłowi. Wiadomość była zwięzła, bo nie byłam pewna bezpieczeństwa tego kanału. Paweł wylądował naprzeciwko mnie, był przemieniony w szamana. Po jego wyrazie twarzy widać było, że jest zaaferowany. -Co się stało?- zapytał. Gdy zobaczył wielką plamę krwi na podłodze zbladł. -Okres- zapytał zdziwiony. Spiorunowałam go wzrokiem. -To skąd ta krew?- zapytał zawstydzony. -No wiesz... Ktoś próbował mnie zabić... -CO? I TY TO MÓWISZ Z TAKIM SPOKOJEM?- nie dał mi dokończyć. -To znaczy, nie próbował, ale naprawdę zabił, ale byłam wtedy szama... -Moment, moment, to zabił cię czy nie? -Daj mi dokończyć. Zabił mnie, ale byłam wtedy przemieniona w szamana, a moja szamańska forma potrafi zmartwychwstawać. -Czyli... Ktoś cię zabił, ale ożyłaś? Jak Jezus? -Tak, no przecież mówię. Muszę siedzieć na razie w domu, bo ta osoba nie wie, że przeżyłam... -I masz zamiar wystawiać się swojemu zabójcy na talerzu? O nie, musimy zabezpieczyć dom, przecież zabójca może się tutaj teleportować w każdej chwili! Musimy wezwać moderatora! -Ale którego? Przecież jest ich wielu... -Hmm...Trzeba sprawdzić- powiedział w zadumie. Paweł pod nosem szeptał jakieś dziwne słowa. Jego oczy się zaszkliły, jakby był w hipnozie. Po chwili spojrzał na mnie i zaczął wymieniać dostępnych moderatorów. -Paru Francuzów, jeden Brazylijczyk i Niemiec. I Staszek. -Mam wezwać Staszka? -Nie ma innej możliwości, przecież niezbyt znasz ich języki, prawda? -Nno tak... -To dajesz, szepnij do niego.- zachęcił mnie, chociaż bardziej pośpieszył. Nie wiedziałam jak zacząć, ale musiałam się z nim skontaktować. =Cześć, mam taką sprawę... Ktoś chciał mnie zabić i prawdopodobnie dalej będzie próbować, potrebuję pomocy w zabezpieczeniu chatki.=- szepnęłam Po chwili otrzymałam odpowiedź. =To bardzo poważna sprawa, dobrze, że się ze mną skontaktowałaś. Musisz podać mi numer swojej chatki, bo jak rozumiem, nie jesteś w mysiej strefie, a muszę wiedzieć gdzie się teleportować.= Numer chatki? A co to takiego? Zapytałam się pawła. Ten w odpowiedzi wskazał mi na małą tabliczkę przy drzwiach wejściowych. Spojrzałam na nią. Niby nic ważnego na niej nie było, lecz po chwili zauważyłam małe zawiasy u jej boku. Palcami wymacałam malą szparę i otworzyłam ukrytą szafkę. W środku były dokumenty chatki. Poczytałam je chwilę, po czym znów szepnęłam. =Numer mojej chatki to 316439897, jesteśmy w salonie.= =Za moment będę.= Przed nami pojawiła się średniej wysokości mysz, chłopak. Miał długie, rude loki i białe, sumiaste wąsy. Popatrzył na nas z powagą. -No więc, jak do tego doszło?- zapytał prosto z mostu. -Byłam sama w domu, czytałam sobie książkę. W pewnym momencie zauważyłam, że strona jest urwana, mimo że przed chwilą była cała. Wystraszyłam się i zmieniłam się w szamana. Dla zabawy wyczarowałam runę i w tym momencie, choć w zasadzie po chwili, poczułam nagłe ukłucie w plecy, jakby dźgnięcie. I wtedy umarłam, ale zmartwychwstałam. Stąd ta wielka kałuża krwi.- po wyjaśnieniu pokazałam na podłogę. -Hmmm...- zamyślił się- Jesteś Duchową Przewodniczką? -Taak. -To wyjaśnia, dlaczego przeżyłaś. Nie przedłużając, powiem wam, co zrobimy. Musimy zmienić twoją chatkę na prywatnę, tzn. tylko ty i twoi znajomi będą mogli tutaj swobodnie wejść, co tutaj nie jest tak łatwe, jak w mysiej strefie, chociaż mniej skomplikowane. Ty- wskazał na mnie- musisz spakować do ekwipunku wszystko, co nie było na wyposażeniu tej chatki, chociaż śmieci możesz akurat zostawić, to nie będziesz musiała potem sprzątać. Natomiast twój kolega tobie pomoże, bo musimy się sprężać. Ja wezmę się za edycję dokumentów chatki, później będę musiał ją zresetować. -wyjaśnił- No, nie stójcie tak, do roboty- powiedział i poszedł do stołu na którym leżały dokumenty. Zaczął machać nad nim rękoma, wykonywać nad nimi jakieś gesty i kreślić po nich obficie długopisem. My natomiast poszliśmy przeszukiwać pokoje aby znaleźć przedmioty do schowania do ekwipunku. *Jakiś czas później* Nasze ekwipunki były wypełnione po brzegi jedzeniem, ubraniami i innymi drobiazgami, natomiast Staszek prawie skończył edycję. Po chwili podszedł do nas ( siedzieliśmy na kanapie ) i zamachawszy dokumentami trzymanymi w łapce kazał nam wyjść przed chatkę, za granicę jej mapy. Paweł dla bezpieczeństwa zmienił się w szamana i wyczarował dla nas skrzynkę towarzyszącą ( był Mechanikiem z początkami mocy Władcy Wiatru ) na którą się razem ze mną teleportował. Staszek pozostał w chatce i wkładał dokumenty do szafki oraz przeprowadzał ostatnie poprawki. Wyszedł przed chatkę i tak jak Paweł przed jego przybyciem szeptał jakieś tajemnicze słówka pod nosem. Po chwili chatka mrugnęła, światła w środku zgasły. W sumie to nie było widać zbyt wielkiej różnicy. Podszedł do nas i powiedział: -Możecie już wchodzić, teraz nikt nie wie o istnieniu tej chatki oprócz waszych znajomych, ani oprócz nich nikt jej nie widzi. Tylko wy możecie do niej wejść. Gdyby coś się działo, to powiadomcie mnie, pomogę. Rzucił tylko "cześć" i teleportował się do siebie, gdziekolwiek by to było. Na dworze zaczęło się ściemniać, więc postanowiliśmy wrócić do środka. Stanęliśmy w pustym salonie. Odrzucało mnie na samą myśl, że będę musiała to wszystko znów przystrajać rzeczami z ekwipunku. Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula. To Paweł ściskał mnie i powtarzał "już nigdy cię nie opuszczę, będę cię strzegł". Może pod wpływem emocji nagromadzonych z całego dnia, lub też może z samego wzruszenia, rozpłakałam się i wtuliłam się w niego mocniej. I staliśmy tak łkając na środku salonu. Rozdział XIII Część I, Rozdział XIII "Oczyszczenie z zarzutów" Wokół było pełno krwi. Było też strasznie ciemno i zimno, albo z powodu moich ran tak mi się wydawało. Podszedł do mnie. W tych maskach wyglądaliśmy jak bracia. -Proszę, nie... -Uspokój się mięczaku, a wtedy być może nie zginiesz. Wyjął długi błyszczący przedmiot zza pleców. Sztylet. -Aale, potem będziesz miał straszne kłopoty- próbowałem ratować sytuację. -O mnie się nie martw- powiedział i się uśmiechnął- Lepiej martw się o siebie, bo raczej nie trafisz do dobrego miejsca.- wyszeptał, po czym wbił sztylet prosto w mój brzuch. A potem zapadła ciemność. Stoję obok kanapy, a przed twarzą migocze mi runa. W uszach cały czas słyszę nieznośny szept, nie mam pojęcia co on oznacza ani co mówi. Runa zaczyna kręcić się coraz szybciej, szept robi się coraz bardziej natarczywy, przechodzi prawie w krzyk. I nagle wszystko zwalnia. -Zmartwychwstanie.- szepcze. Czuję nagły impuls, by się odwrócić. Robię to i widzę przed sobą mysz. Czuję, że mój umysł wie, że jest ona ważna. Jej futro jest smoliście czarne, tak samo jak maska, którą ma na twarzy. Na szyi ma szal. W łapce trzyma nóż, celuje nim we mnie. Bierze zamach i.... Rzuca nim prosto we mnie. Nie mogę się ruszyć, choć miotam się we wszystkie strony. Nóż leci powoli, lecz się nie zatrzymuje. Mój zabójca zaczyna natraczywie powtarzać "już wiesz". Wpadam na genialny pomysł. -Jużwiemjużwiemjużwiemjużwiemjuuużwieeeemargh!!! A potem zapadła ciemność. Obudziłam się z bliżej nieokreślonym krzykiem. Zaraz, coś mi się śniło... Zaczęłam sobie przypominać mój lekko dziwny sen. Ten sen coś mi przypomina... Niczym kadry z filmu, przed moimi oczami przesuwają się obrazy z poprzedniego dnia. Czytanie książki, przemiana w szamana, upadek, dziwna postać odbijająca się w szybie, odkrycie własnej śmierci, zabezpieczanie chatki, stanie po śr... Moment, DZIWNA POSTAĆ ODBIJAJĄCA SIĘ W OKNIE? Po karku przeleciał mi dreszczyk grozy, lecz został szybko stłumiony przez nagły wybuch euforii. Eureka, wiem kto mnie zabił! Czyli ten sen to prawda... Niczym wiatr zbiegłam po schodach do jadalni i wysłałam Pawłowi szeptem wiadomość. =Paweł szybko teleportuj się do mnie szybko Pawełszybkooo!!!= Po chwili usłyszałam świst i zobaczyłam przed sobą przerażonego Pawła. -Mordują?! Grożą?! Krzywdzą?!- zapytał się oszołomiony. -Niee, głuptasie, odkryłam kto mnie zabił! Nie dość, że sama w sobie moja wypowiedź była dziwna, to jeszcze powiedziałam ją z takim entuzjazmem i radością... Pawła z początku zamurowało, lecz za chwilę cieszył się razem ze mną. Staliśmy na środku jadalni i śmialiśmy się niczym debile. Gdy Paweł w reszcie się ogarnął, to zapytał: -Ale jak to odkryłaś? -I wtedy uświadomiłam sobie, że moim zabójcą jest mysz ze snu! -Niesamowite...- skomentował. Co dziwne, wyglądał na dumnego ze mnie z powodu mojego odkrycia. Siedzieliśmy sobie w jadalni przy stole, opatuleni w koce i rozgrzani ciepłą herbatą, a za oknem wiał zimny, jesienny wiatr. Sięgałam właśnie po mój kubeczek, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe do mojej chatki. Zamarliśmy na krzesłach. W drzwiach ukazała się ciemna mysz, chłopak. W masce i szaliku. Mój mózg natychmiast skojarzył fakty. To on... Zabójca. Jak on tu się dostał? Jak nas znalazł... Błyskawicznie zmieniłam się w szamana. To samo zrobił też Paweł. Mysz zdziwiona wyciągnęła jakiś ciemny, podłużny przedmiot zza pleców. Była to książka. -Emmm... Czemu celujecie we mnie kulami armatnimi?- zapytał przybysz. Dopiero teraz zauważyłam, że po wielu godzinach spędzonych z graczem na survivorze odruchowo przyzwałam cannona. Na pyszczku Pawła malowało się coś w rodzaju ulgi. Zupełnie jakby znał ową mysz. Opuściłam kulę. Teraz dostrzegałam, że to nie zabójca, lecz zupełnie inna mysz; jego futerko nie było tak smoliście czarne jak we śnie, poza tym, miało gdzieniegdzie rude plamy. Jego maska miała rude włosy, a szalik był w pomarańczowo czarne paski. Wstyd mi się zrobiło, że zaatakowaliśmy niewinną osobę. Chłopak ze strachu aż podniósł ręce do góry. Zmieniłam się z powrotem w mysz. Paweł uczynił to samo. Podeszliśmy do wciąż zestresowanego gościa i gdy miałam już zacząć go przepraszać, to Paweł wypalił: -Ja cię znam, to ty ode mnie pożyczałeś książkę? Potwierdzenie. A więc dlatego mógł tutaj wejść... Po ustaleniu personaliów naszego gościa, Sebastiana, zaczęłam mu tłumaczyć, dlaczego zaszła taka pomyłka. Gdy zaczęłam mówić o wyglądzie mojego zabójcy, to Sebastian wyraźnie się zamyślił. -Niedawno złapali takiego, trybunał, ponoć za morderstwo. Kolejne. Poczułam nagły przypływ emocji. Czy to prawda? Czy teraz już nie muszę się bać? -A skąd to wiesz?- nie mogłam się przełamać, aby mu uwierzyć. -Na Café jest burza właśnie o jakieś morderstwo, chyba to. Café? Naprawdę nie ma wiarygodniejszego źródła informacji, tylko CAFÉ?! No cóż trzeba to sprawdzić... -Chodźmy tam.- szepnęłam. "Nasze" Café, było czymś kompletnie innym od TEGO CAFÉ, które znają gracze. Tutaj myszy porozumiewały się za pomocą myśli, mogły więc przesyłać sobie nawzajem do umysłów melodie, obrazy i wspomnienia. Nie widziały siebie nawzajem. Miliony myśli przepływały nam przez głowę. To reklama jakiegoś pokoju, to jakieś dziwne rysunki, albo nowe gry Kuby... Kwintesencja Café. Siłą woli próbowałam skierować się do najintensywniejszego obszaru myśli. Wyczułam, że było tu pełno osób, każdy mówił, a raczej myślał, w tym samym czasie. Słyszałam pełno urywków relacji z tych zdarzeń, przed moimi oczami przesuwały się zdjęcia z miejsca morderstwa, jak i zdjęcia samego mordercy. Miałam już dość wsłuchiwania się w ten jazgot, więc zapytałam się, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście, jak to na Café, od razu zwyzywali mnie od nieogarów i innych takich, a reszta najzwyczajniej w świecie mnie ignorowała. W końcu jednak ktoś się odważył i opowiedział mi szczegółową relację. Brzmiała ona, mniej więcej tak: "Stało się to w nocy. Dwaj hackerzy planowali rzeź w chatce plemiennej, lub jakiś rabunek, do końca nie wiadomo. Wszystko szło dobrze, dopóki się nie pokłócili, wtedy wywiązała się szarpanina, podczas której jeden wbił drugiemu nóż w brzuch. Gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił (to chyba byli przyjaciele), to postanowił popełnić samobójstwo wbijając sobie nóż w brzuch. Zaalarmowane krzykami myszy mieszkające nieopodal wezwały trybunał, który uratował od śmierci niedoszłego samobójcę. Drugi zginął. Tak przynajmniej słyszałem." Potem ktoś pokazał mi zdjęcie z miejsca zbrodni, które było dość brutalne, lecz po chwili pod warstwą krwi dostrzegłam hackera, który kiedyś mnie uprowadził, Jakuba. Trochę żal mi się zrobiło widząc go martwego. Na kolejnym zdjęciu zobaczyłam niedoszłego samobójcę, mojego zabójcę. Faktycznie, to był on. W moje serce wstąpiło nieopisane uczucie ulgi. Chociaż i tak będę mieć koszmary po tych zdjęciach. Gdy wszyscy wróciliśmy do domu, to do wieczora siedzieliśmy w kuchni i relacjonowaliśmy sobie naszą podróż do Café, bo każdy trafił w inne miejsce. Zastanawia mnie tylko jedno; dlaczego hackerzy mieli takie same, czarne maski? Rozdział XIV Część II, Rozdział XIV "Śnieg" Dość długo nie wychodziłam z domu, bo wiecie, zimno na dworze, mordercy się pod płotem kręcą... Chociaż z tymi mordercami to chyba przesadzam. W Transformice nie ma jako takich pór roku, ale za to są eventy, które jakby wyznaczają pory roku. Ponoć niedawno zaczął się event zimowy, oznaczający jak sama nazwa wskazuje zimę. Nic ciekawego się nie działo, a przynajmniej do dzisiaj. Dzisiaj spadł śnieg. Jako że pierwszy raz w życiu widziałam śnieg, bez wachania wybiegłam przed chatkę i zaczęłam się tarzać w białym puchu. Nieświadomie zawołałam do siebie Pawła, Lenę i Sebastiana, z którym nawiasem mówiąc już się zaprzyjaźniłam. Przybyli do mnie po jakimś czasie, tak samo jak ja radośni z powodu opadów śniegu. Ogródek wnet począł się zapełniać bałwankami, fortami ze śniegu, a nawet moim śniegowym klonem, ulepionym rzecz jasna przez Pawła. Przez conajmniej kilka godzin bawiliśmy się tak, wesoło obrzucając się śnieżkami (stoczyliśmy kilka bitew). Ogólnie całkiem fajnie się bawiłam, nie licząc lekkiego ukłucia zazdrości, gdy Paweł zbyt długo przebywał z Leną, lecz to potem się wyrównało z tymi kilkoma godzinami które spędził ze mną. Gdy niebo zaczynało powoli szarzeć, razem z Pawłem zaczęliśmy budować jakieś coś, chyba bałwana. Gdy już byliśmy blisko końca, to wtedy na naszą budowlę spadła mysz. Ot tak, z nieba. Wzdechnęłam ze smutkiem. Zaczynałam już lubieć tego śniegowego mutanta. Mysz otrzepała się i spojrzała na nas tak, jakby spadała z nieba codziennie. Skrzywiła się i powiedziała pod nosem: -Przeklęte smoki, mam jakieś kilkaset kilometrów do Ottersdale, a many brak...- po czym zaczęła chować po kieszeniach płaszcza drobne przedmioty, które wypadły jej podczas upadku. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką myszą. Jej futro nie przypominało żadnego z tych istniejących, było jakby "naturalniejsze". Miała na sobie długi, brązowy, połatany płaszcz, z mnóstwem kieszeni, a z każdej wystawała jej jakaś tajemnicza mikstura w buteleczce lub sakiewka ze złotem. Włosy miała brązowe, uczesane w zawadiackiego koka, przykrytego kapeluszem z kolorowym piórkiem. Oprócz płaszcza miała też na sobie koszulkę i spodnie, co w świecie myszy jest dość rzadko spotykane. Przyjrzałam się bliżej jej twarzy. Od jednego kącika ust aż do kącika oka ciągnęła się blizna, natomiast na prawym oku miała bielmo. Na szczęście nie zauważyła mojego przyglądania się, bo nadal była zajęta sprzątaniem swoich drobiazgów. Jej kieszenie musiały być naprawdę głębokie. W pewnym momencie wstała (cały czas przykucała) i spojrzała krytycznie na ziemię, jak na dawnego wroga. Zmarszczyła czoło, po czym oderwała się od bitwy na wzrok z ziemią, następnie spojrzała na nas i się zapytała twardym głosem: -Nie macie przy sobie żadnego pojemniczka, albo słoiczka- w geście wyjaśnienia pokazała nam na rozbitą butelkę i plamę niebieskiej cieczy na ziemi. Zgodnie pokręciliśmy głowami. Zaczęła coś gadać pod nosem, ale nie wiem co dokładnie, bo usłyszałam tylko fragment: -Ajajaj, nie można tak tego zostawić, bo jeszcze mandragory im w ogródku porosną. Z drugiej strony, mana jest troszeńkę droga, a mi jej brakuje... O, już wiem. Zmień się w szama, czy w co wy tam się zmieniacie- powiedziała głośno do Leny.- i wyczaruj mi runę. Lena wyczarowała jej piękną, złocistą runę, lecz ta spojrzała na nią z niesmakiem. -A idź ty popisywać się gdzie indziej. Potrzebna mi taka zwykła, o, ty mi daj!- wskazała na mnie. Zmieniłam się w szamana, po czym bez zbędnych ceregieli przyzwałam zwykłą, błękitną. Dziwna przybyszka chwyciła ją mocno a następnie zgarnęła na nią niebieski płyn. Gdy chciała ją zchować do kieszeni na moment zawachała się, po czym spojrzała mi w oczy. -Masz całkiem spory potencjał- powiedziała i podała mi runę.- Masz, jest teraz magiczna. I zniknęła zostawiając mnie skonfundowaną na środku ogródka. Kim ona była? Rozdział XV Część II, Rozdział XV "Zagubiona w Nekodancer" Ostatnio sporo się działo. Zrobiliśmy wielką, wspólną ucztę i zaprosiliśmy na nią wszystkich naszych znajomych, śpiewaliśmy i dawaliśmy sobie prezenty. Paweł powiedział, że celebrowaliśmy wtedy ludzkie święto zwane Bożym Narodzeniem. Byćmoże, ale i tak było fajnie. Potem zrobiliśmy wielką imprezę i wystzrelaliśmy pełno fajerwerków z naszych ekwipunków. To też była ludzka tradycja. W sumie fajne te ich tradycje i święta. Dziś miałam w planach słodkie nic nierobienie. Miałam zamiar cały dzień się lenić, oglądać filmy i jeść ciasteczka. Gdy szłam w kierunku kanapy, do domu wpadła zaaferowana Lena. Widać było, że miała do mnie jakąś sprawę. Nie powiedziała mi o co chodzi, tylko złapała mnie za łapkę i zaczęła ciągnąć do wyjścia. Zdezorientowana stawiłam opór i zapytałam: -Hola, hola, gdzie ty mnie ciągniesz? -Ano tak, zapomniałam powiedzieć- odpowiedziała tryskając radością- przypomiało mi się, że kiedyś obiecałam ci, że gdzieś pójdziemy, no nie? Tak więc pomyślałam, że mogłybyśmy wybrać się np. do Bouboum, albo Fortoresse... -Wiesz, nie kojarzę, żebyśmy kiedyś się umawiały...- zaczęłam zaskoczona. Ta cała sytuacja i jej zaangażowanie były jakieś dziwne, w końcu nigdy nie chciała aż tak ze mną iść... -Oj chodź, fajnie będzie- powiedziała i znów zaczęła mnie ciągnąć w stronę wyjścia. Przestałam stawiać opór, bo w sumie co mi tam i dałam się jej wyciągnąć przed dom. Zmieniłyśmy się w szamanki i teleportowałyśmy się do budynku zmiany gry. Byłam tu już w zamierzchłych czasach, wyrobiłam sobie kartę dostępu do Bouboum i Fortoresse. Teraz znów tu byłam, tym razem nie sama. Och, właśnie na czym polega to przejście do innych gier? (Czasem zapominam że jestem narratorem) Pamiętam, że jak wyrabiałam swoje karty dostępu, to podchodziło się do takiej pani w okienku i mówiło się, że chce się wyrobić konto do tej i do tej gry. Tak, nie zapominajmy, wciąż jesteśmy w grze. Przez chwilę pani wyrabiała naszą kartę, a w zasadzie mikroskopijny chip. Za chwilę pani mówiła nam, żeby podać jej rękę, po czym nam wstrzykiwała naszą kartę dostępu pod skórę. Tym sposobem mogliśmy z łatwością przechodzić do innych gier. Ale to nie koniec. Przed przejściem trzeba było przejść transformację w specjalnym pomieszczeniu, znajdującym się w budynku zmiany gry. Był to długi korytarz, podczas przejścia nim zamienialiśmy się w wybraną postać: to w chomika lub innego zwierzaka z Bouboum, to w żołnierza z Fortoresse, albo w kota z Nekodancer. Przechodziłam to już kilka razy. Swoją drogą dla nas, dla delikatnych myszek, elementy niektórych gier mogą być trochę... brutalne. W Fortoresse gra mało nowomyszek, bo to straszne przeżycie ze świata pełnego sera, radości i słońca trafić do świata zimnej wojny, pełnej krwi. Z kolei w Bouboum łatwo umrzeć od wybuchu bomby, a jest to o wiele mniej przyjemne od spadnięcia w przepaść. W Nekodancer natomiast nigdy nie grałam, lecz słyszałam, że jest to najmniej brutalna z trzech wymienionych gier. Stałam tak zamyślona i bezmyślnie szłam za Leną kroczącą prosto do przejścia do Nekodancer, do którego nie miałam karty dostępu. Gdy to zauważyłam, zatrzymałam się i powiedziałam to Lenie, która skwitowała to tylko wybuchem śmiechu i pociągnęła mnie za łapkę. -Niedobrze- pomyślałam- Jeśli nie mam karty dostępu do Neko, nie przemienię się w kota, co oznacza, że program raczej nie wepuści mnie do gry... Chyba że wejdę z kimś, to wtedy nie zdąży mnie przeskanować i nas wpuści... Wiedziałam, że jeśli uda nam się wejść, będą kłopoty. Starałam się zachamować Lenę, ale ona uparcie mnie ciągnęła w stronę wejścia do Nekodancer. -Lena, proszę stój, to się nie skończy dobrze!- wykrzyknęłam. Dookoła stało kilka myszy lecz żadna nie chciała zareagować. -Oj, nie histeryzuj, nic ci się nie stanie- prychnęła zdegustowana. -To się nie skończy dobrze. To nie morze się skończyć dobrze.- pomyślałam. Minęłyśmy framugę drzwi, które najpierw otworzyły się przed nami z hałasem, a potem tak samo zamknęły. Byłyśmy już w korytarzu do Neko, a Lena mimo moich błagań i jęków uparcie ciągła mnie dalej. Po chwili jej ciało obrosło gęstym, białym futrem, kończyny się wydłużyły, całe ciało stało się większe, jakby napuchło. Lena zmieniła się w kota. Byłam przerażona, zmęczona i zdezorientowana. Już prawie pogodziłam się z myślą, że pożrą mnie koty i że moja przyjaciółka sama mnie do nich ciągnie. -Chwila moment, a jeśli to nie Lena mnie tam ciągnie?- przemknęło mi przez głowę. Spojrzałam przyjaciółce w oczy. Były niebieskie jak zawsze, lecz gdzieś w głębi czaił się błysk czerwieni. Połączyłam to w całość z innymi wiadomościami i uznałam, że "coś" steruje Leną. Chciałam to przekazać Pawłowi, niech się przed nią ratuje, lecz wtedy, gdy miałam mu przesłać szept poczułam nagły wstrząs. To Lena, albo raczej "coś" zatrzymało się. Spojrzałam do przodu, aby dowiedzieć się dlaczego. Przed nami widać było połyskujący portal, natomiast w oddali widać było prawie całe Nekodancer. A co jeśli wezwałabym moda? Mógłby mnie jeszcze uratować! Ale jak to zrobić w tajemnicy przed czymś? Postanowiłam iść na żywioł i tak jak kiedyś Paweł, zaczęłam szeptać dziwne słówka pod nosem. "Coś" to zauważyło i całym swoim ciężarem przydusiło mnie do ściany. Zadygotałam z przerażenia. Żarty się skończyły. -A więc chcesz moda wezwać, tak? Czyli mam cię rozszarpać tutaj?- zapytało z wściekłością, przyduszając mnie wielką łapą do ściany. Wbrew mojej woli zaczęłam się wyrywać i rzucać na boki, niczym przerażony szczur. Musiałam rozwścieczyć kota, bo przejechał pazurami po moim brzuchu i łapkach. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Rany nie były groźne, lecz strasznie bolały i trochę krwawiły. Kot mnie puścił, a ja z hukiem upadłam na podłogę. Poczułam ból rozlewający się po całym moim ciele. Kot strącił mnie łapką do portalu, a sam odwrócił się i zaczął wracać do Transformice. Przelatując portalem w głowie kołatała mi się jedna myśl: -Jestem myszą w świecie kotów. Rozdział XVI Część II, Rozdział XVI "Hipnoza" Siedziałem w salonie i czytałem książkę. Przede mną ogień strzelał w kominku. -Długo nie widziałem się z Marceliną- pomyślałem, mimo że spotkaliśmy się wczoraj. Przewróciłem stronę i rozsiadłem się wygodniej w fotelu. -Ciekawi mnie, co ona teraz robi. -Ciekawa jestem, co teraz Paweł robi.- pomyślałam i poczułam ciepło na sercu, po chwili zgaszone przez przeczucie niebezpieczeństwa. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą dwa koty; jednego czarno-białego w zielonej koszulce i szaro-białego w koszuli z krawatem. Gdy mnie zobaczyły, natychmiast się zatrzymały i popatrzyły na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Pożądania, w tym sensie, że chciały mnie pożreć/rozszarpać. Nie czekając na atak od razu ruszyłam biegiem przez korytarz między pokojami. W Transformice aby wejść do innego pokoju lub trybu trzeba było przejść się trawiastą ścieżką i przejść pod bramą. Tutaj przechodziło się krętymi korytarzami statku kosmicznego. Skręciłam w jakiś boczny korytarz by zgubić koty, które z początku zaskoczone, po chwili zaczęły mnie ścigać. Po chwili szybkiego biegu chyba je zgubiłam. Odetchnęłam z ulgą i poszłam wzdłuż korytarza, aby nie ryzykować ponownego natknięcia się na poprzednią parkę. Mój spokój trwał niedługo, bo już po chwili spokojnego marszu, z naprzeciwka wyskoczył ogniście rudy kot w czarnych okularach. Natomiast drogę z tyłu zablokowały mi dwa koty które goniły mnie wcześniej. Najwidoczniej ich nie zgubiłam. Nie miałam drogi odwrotu, nie licząc drzwi obok, za którymi mogło być o wiele więcej kotów. Nie miałam zamiaru tam wchodzić, lecz gdy rudy kot zamachnął się łapą tak, że o mało nie odciął mi głowy, zmieniłam zdanie i z impetem wpadłam do pokoju. Jak myślałam, w pokoju było o wiele więcej kotów. Stanęłam przerażona pod drzwiami, podtrzymując je swoim ciężarem. Koty w pokoju spojrzały na mnie magnetyzującym wzrokiem. Wszystkie przestały tańczyć i powoli ruszyły w moją stronę, prychając i sycząc. Stałam wciąż opierając się o drzwi, które nawiasem mówiąc zaczynały lekko uginać się pod ciężarem wpadających nań kotów i trzęsłam się ze strachu. Gdy jakiś kot próbował przeorać mi pyszczek pazurami, odruchowo zasłoniłam się łapkami, zyskując kolejne szramy na ciele. Tym samym spowodowałam, że drzwi się orworzyły, a kolejne trzy koty wpadły do pomieszczenia. -Świetnie, znowu zginę.-pomyślałam. Ze strachu przed ponowną, tym razem nieuniknioną śmiercią zaczęłam głośno piszczeć "iiiiiii". Wtem mnie olśniło. Magiczna runa w ekwipunku! Szybkim ruchem wyjęłam ją i zaczęłam się zastanawiać, jak mam się nią bronić. To tylko kawałek duchowej materii, czy on może mnie obronić? Moje zastanawianie się przerwał bury kot pragnący rozpłatać mnie na pół. W ostatniej chwili odparłam jego atak, blokując jego szpony runą. Przynajmniej kiedyś była to runa, teraz był to świecący na błękitno miecz. -Aa, więc tak to działa!- wykrzyknęłam i zaczęłam machać mieczem na prawo i lewo. Adrenalina dodawała mi sił i brawury, oraz pozwalała zapomnieć, że robię wielu osobom krzywdę. Koty mimo widoku konsekwencji cięć miecza nadal mnie atakowały. Po jakimś czasie grupa nacierająca na mnie zaczęła się przerzedzać. Gdy wszystkie koty uciekły, lub stały w kącie liżąc rany wreszcie bezpiecznie odejść. Wyszłam z pokoju i korytarzem poszłam do jakiegoś wąskiego i zaciemnionego korytarzyka. Tutaj wreszcie mogłam ocenić stan mojego zdrowia. Od stoczonych walk miałam pełno ran ciętych na łapkach i tułowiu. -Muszę jak najszybciej się stąd wydostać- pomyślałam i poczułam lekką utratę sił. Bądź co bądź, straciłam trochę krwi. Postanowiłam wyjść z zaułka i powoli i ostrożnie udać się do stacji zmiany gry. Po wyjściu skierowałam się w prawo, na rozdrożu korytarzy. Po chwili wpadłam na coś miękkiego. Uniosłam łepek do góry i sprawdziłam na co wpadłam. Na kota. Bo cóż innego tutaj łaziło? Kot spojrzał na mnie tym samym łakomym wzrokiem co reszta sierściuchów, lecz gdy spojrzał na moje rany, a następnie na wielką, błyszczącą na niebiesko klingę częściowo zbroczoną kocią krwią, potrząsnął głową i spojrzał na mnie normalnym, jakby lekko współczującym wzrokiem. -Pomogę ci- powiedział cicho. Zdziwiła mnie jego wypowiedź, chociaż w zasadzie dzisiaj już nic nie powinno mnie zdziwić. Uspokoiłam się wewnętrznie i miałam okazję przyjżeć się bliżej napotkanemu kotu, a raczej kotce. Była ona czarno-biała, tak samo jak wcześniej spotkany kot, ale miała na sobie bluzę z kapturem i zielone spodnie, a co dziwne, miała buty. W jej uszach tkwiły słuchawki. -Mam na imię Anastazja.-przedstawiła się- Wiem co czujesz, bo też kiedyś byłam w takiej sytuacji. Zaprowadzę cię do wyjścia, tylko najpierw musimy znaleźć ci jakiś kamuflarz, bo nie jestem pewna czy zdołam cię obronić. Skinęłam głową. W towarzystwie Anastazji czułam się znacznie bezpieczniej. Po jakimś czasie, gdy wreszcie udało nam się znaleźć dla mnie należyte przebranie wyruszyłyśmy powoli, aby nie budzić podejrzeń, do stacji zmiany gry. -Czemu nie wezwałaś moda?- zapytała Anastazja. -Ano wiesz... zapomniało mi się od nadmiaru wrażeń... Szłyśmy prostym korytarzem, którego koniec było już widać. Powoli doczłapałyśmy się do końca i moim oczom ukazała się wielka sala pełna czego? Nie uwierzycie, ale była pełna kotów... -Dobra, staraj się być ostrożna...- szepnęła. W moim kocim przebraniu, czyli opasce z kocimi uszkami i typowym dla tutejszych ubraniu mogłam uchodzić za lekko skarlałego kota, więc czułam się jako tako pewnie. Mysie uszy były ukryte pod włosami i dodatkowo przypięte ciasno do mojej głowy, tak na wszelki wypadek. Na końcu sali była stacja zmiany gry, oddzielona od wielkej hali ścianą. Skierowałyśmy się w jej kierunku. Gdy byłyśmy już obok wejścia jakiś rudy kot co zagadał się ze znajomymi wpadł na nas, przy okazji potrącając mnie przy tym. -Oj, przepraszam drogie panie, nie zauważyłem was...- zaczął się tłumaczyć. -Ależ nic się nie stało...-powiedziałam poprawiając opaskę. Anastazja nic nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się we mnie przerażona. -Um, Marcelino...-zaczęła W tym samym czasie otoczyła mnie grupa kotów gapiących się na mnie ze zdziwieniem. Rudas który przed chwilą mnie przepraszał zerwał mi opaskę z głowy. W tłumie rozległy się szepty. -Ty nie jesteś kotem...TY NIE JESTEŚ KOTEM!-wysyczał -WIEJ!!!-wykrzyknęła Ana Dopiero teraz zauważyłam, że moje prawdziwe uszy wylazły spod włosów i teraz godnie reprezentowały mój gatunek. Nie zwlekając, wzięłam nogi za pas i pobiegłam w stronę korytarza prowadzącego do Transformice. Koty przez moment były w szoku, lecz za chwilę zaczęły mnie gonić przekrzykując się nawzajem. -Aaagh POMOCY!!!- darłam się nie przestając biec. Już tylko kilka metrów dzieliło mnie od drzwi do korytarza. Koty nie zaprzestały pościgu i były coraz bliżej. Parokrotnie poczułam na plecach powiew wiatru, jakby któryś właśnie miał mi rozharatać plecy. W ostatniej sekundzie wbiegłam za drzwi, które błyskawicznie się zamknęły, więc koty prowdzące w pościgu nie zdążyły wychamować i wpadły na drzwi. Za sobą usłyszałam dzwięki wielokrotnych zderzeń i jęki kocurów. Robiłem się już śpiący, był już wieczór. Postanowiłem, że doczytam tą stronę i idę sobię zrobić kawę. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. -Marcelina?- pomyślałem. Odwróciłem głowę i ujrzałem za sobą nikogo innego, jak Lenę. Co ona tutaj robiła? Podeszła do mnie i bez pytania usiadła mi na kolanach. Poczułem się niezręcznie. Przecież ona ma chłopaka... Gwałtownie pocałowała mnie w pyszczek. Zrobiło mi się niesamowicie błogo, lecz przez moją głowę przelewało się wiele myśli. -A co z Marco? -A co z Marceliną... Z trudem oderwałem się od niej i popatrzyłem na nią krytycznie. Jej oczy, zazwyczaj błękitne, dziś miały czerwony poblask. Przestraszyłem się i natychmiast zrzuciłem ją z siebie i odbiegłem od niej. Ona natomiast wyjęła mały sztylet zza pleców. -Zabawa się skończyła- powiedziała, po czym zaczęła powoli do mnie podchodzić. Nie miałem dokąd uciec. Musiałem cofać się wprost pod ścianę, wprost w pułapkę. Po chwili opierałem się plecami o ścianę a ona stała metr przede mną. Byłem przerażony; zginę we własnym domu, zabity przez przyjaciółkę? Zbliżyła się do mnie. Nóż przełożyła do drugiej ręki a sama przydusiła mnie swoim ciałem co ściany. Czułem zdezorientowanie i przerażenie. Zacząłem się szarpać, lecz ona tylko mocniej przydusiła mnie do ściany. -W sumie dość ciekawe że nagle zaczęła się do mnie tak tulić.-pomyślałem. Ze strachu zamknąłem oczy. Poczułem na szyi zimne ostrze, które za chwilę mnie zabije. Nagle usłyszałem huk uderzających drzwi o ścianę. -O matko, zawał murowany- pomyślałem. W drzwiach stała przemieniona w szamana Marcelina, cała w bandażach. -Dosyć tego.-powiedziała. Była naprawdę mocno na Lenę wkurzona. Lena widać na nią tak samo. Twarz na sam widok Marceliny jej się wykrzywiła. Stały tak chwilę... i ruszyły do ataku. Zsunąłem się bezwładnie po ścianie obserwując całą walkę. Marcelina dzielnie odpierała ataki Leny kulami armatnimi i runami. Po chwili zaciętej walki leżała na Lenie przygniatając ją do podłogi i trzymając w dłoni jej sztylet. Nie mogłem wyjść z podziwu. -Wezwij moda!- krzyknęła do mnie, bo Lena zaczynała się szarpać. Lecz po chwili przestała, a do domu wpadł zaaferowany Sebastian. -Ej Myszy, słyszeliście... Co tu się kurka stało? Sebastian musiał się bardzo zdziwić widokiem obandażowanej Marceliny leżącej na Lenie. Tak samo wyglądała Lena. -Ja... Co się stało? -Ktoś cię chyba zahipnotyzował, bo próbowałaś nas zabić, no chyba że naprawdę chcesz.- zwięźle odpowiedziała Marcelina. Dziewczyny wstały z podłogi i otrzepały się z kurzu. -Iii ja ci to zrobiłam?- powiedziała niedowierzająca Lena wskazując na bandaże Marceliny. -Poniekąd- odpowiedziała tajemniczo. -Wybaczcie...-powiedziała skruszona -Nie przejmuj się, to nie twoja wina. A, właśnie, macie jakieś hipotezy, co do tego, kim był sprawca?- powiedziała tak, jakby jeszcze przed chwilą nie walczyła na śmierć i życie z własną przyjaciółką. -Noo, chyba wiem kto to mógł być... Ale on już nie żyje.-powiedział Seba Wszyscy byli ciekawi sprawcy, lecz tylko Lena się odezwała. -Hacker? -Tak. Wykonali wyrok przed chwilą. Lena była zahipnotyzowana do końca. W pomieszczeniu zaległa jakaś dziwna cisza, dopóki Marcelina jej nie przerwała. -Wiecie, jeśli nie macie nic przeciwko to ja bym użyła na sobie zaklęć uzdrawiających i poszła sobie spać, bo miałam dziś ciężki dzień.- po czym jak gdyby nigdy nic wyszła sobie z domu, pozostawiając przyjaciół w szoku. Rozdział XVII Część II, Rozdział XVII "Spotkanie" Po wielu dniach rekonwalescencji po odniesionych ranach na wskutek bitwy z kotem, Lena stwierdziła, że mimo,że przepraszała nas wiele razy, to musi jeszcze zaprosić nas do jakiegoś baru, albo restauracji. Umówiła się z nami na wieczór, więc całe popołudnie mieliśmy wolne. Poszłam więc sama najpierw na survivor, lecz po paru rundach obrywania kulą po głowie postanowiłam pójść na jakiś zwykły room, bo jakbym tam została dłużej to bym jeszcze wstrząsu mózgu dostała, lub czegoś. Akurat natrafiłam na nowy event, o którym nawet nie miałam pojęcia, bo ostatnimi czasy rzadko chodziłam do mysiej strefy. Razem z dwudziestomaparoma myszkami zespawnowałam się na mapie. Było to chyba w jakimś lesie, ale nie jestem pewna, bo nie przyglądałam się dokładnie mapie z powodu ekscytacji eventem. W końcu, mapa pojawiała się raz na jakiś czas, więc nie mogłam tego spaprać, prawda? Przed nami znajdowała się chatka. Nie miałam pojęcia co robić, więc pobiegłam za resztą myszy do drzwi. Wbiegliśmy chmarą do środka, ździebko nie mieszcząc się w futrynie. Te silniejsze myszy z przodu pobiegły co sił na pięterko po schodach przy okazji roztrącając inne myszy. Sama stanęłam w ustronnym miejscu, by chwilę odsapnąć po grze i zastanowić się nad eventem. Hmm. A więc musiałam biec na górę, tylko po co? Zaczęłam się zastanawiać i stałabym tak dobrą chwilę, gdyby nie to, że podbiegła do mnie jakaś mysz. Gdy zatrzymała się przede mną, spojrzałam na nią pytająco. Mysz w odpowiedzi na to rzuciła mi wypełnione akwarium prosto pod nogi, po czym szybko odbiegła na górę tanecznym krokiem. -Wariaci- pomyślałam zszokowana. Po moich nogach spływała woda, a obok stopy rzucała się tak samo jak ja zszokowana ryba. Zrobiło mi się jej szkoda, więc postanowiłam ją wziąć do domu. W tym celu podniosłam ją z drewnianej podłogi bardzo szybko chłonącej wodę i położyłam sobie na łapce. Poszperałam trochę w ekwipunku i nie wiem skąd się tam wziął, ale z ekwipunku wyjęłam nieduży słoik po dżemie. Postanowiłam poszukać jakiejś wody na mapie i starałam się znaleść jakąś łazienkę. Po chwili nalałam wody do pełna i wrzuciłam tam ledwo dyszącą rybkę. Popatrzyła na mnie wdzięcznym wzrokiem. Wystraszyłam się i przycisnęłam słoik do ciała gdy usłyszałam na górze serię huków i tupania. Po dokładniejszym przysłuchaniu się usłyszałam przez grube ściany wrzaski. Myszki wykrzykiwały jedno słowo, tylko nie wiem jakie. Stwierdziłam, że najwyższa pora się stąd wynosić, bo robi się coraz dziwniej. Po krótkiej chwili teleportowałam się do chatki. Postawiłam akwarium na stole w kuchni i poszłam się zdrzemnąć na kanapie. Skuliłam się i zakryłam się ciepłym, zielonym kocykiem. Obudziłam się po kilku godzinach snu. Była już noc, albo późny wieczór, bo na dworze było całkowicie ciemno. A co ze spotkaniem z przyjaciółmi?! Spóźniłam się! Lecz w głębi duszy wciąż czułam, że zdążę, że nie zawiodę. Szybko biegałam po domu w poszukiwaniu szalika którego za nic nie mogłam znaleźć. Nagle w kuchni coś szklanego roztrzaskało się o podłogę. Truchtem zbiegłam po schodach do kuchni zobaczyć, co to było. Przy stole stała Lena. Obok niej na podłodze była kałuża, a w niej rybka skacząca wśród ostrych kawałków szkła. -Spóźniłaś się.- powiedziała krytycznie. Spojrzała na rybkę z niesmakiem i powiedziała- Tak kończą ci, którzy się spóźniają. Po tych słowach spojrzała na mnie z taką wrogością, że aż przeszył mnie dreszcz. Po chwili stało się to, czego bałam się od dawna, o czym wciąż śniłam; rządna krwi Lena zmieniła się w kota i szarżowała prosto na mnie. A ja, zlana potem nie mogłam się ruszyć. Była coraz bliżej, lecz ja nawet nie mogłam drgnąć. Uniosła zakończoną ostrymi szponami łapę aby zadać mi ostateczny cios, a ja spokojnie czekałam na egzekucję. Lecz zamiast poczuć pazury rozpruwające moją skórę, poczułam silne uderzenie. Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze, zlana potem i w dodatku zaplątana w fałdy koca. -Czyli to był tylko sen...- szepnęłam uspokojona. Prawdę mówiąc, miałam podobne sny od jakiegoś czasu. W razie czego spojrzałam na akwarium widoczne z salonu. Rybka spokojnie pływała w akwarium. Powolnym krokiem i jakby na kacu podeszłam do kuchni, do mojej rybki. Zastukałam w akwarium palcem. Rybka spojrzała na mnie beznamiętnie. -Chyba nazwę cię Emil- powiedziałam cicho. Potwornie bolała mnie głowa, a jeszcze dziś miałam spotkać się z przyjaciółmi. Za oknem zaczynało się ściemniać. Chwyciłam kawałek chleba wyjętego z szafki i gniotąc go w łapkach, wrzucałam go Emilowi do akwarium. Ryba nie ryba, jeść przecież musi. Powoli zaczęłam się szykować, chociaż w sumie wystarczyło że poprawiłam lekko wygniecione włosy. Mogłam ruszać. Szepnęłam Lenie, aby dowiedzieć się, gdzie mamy się spotkać. Ona w zamian podała mi nic nie mówiący adres. Lekko zmęczona przemieniłam się w skrzydlatego szamana i natychmiastowo teleportowałam się pod podany adres. Moim oczom ukazała się skromna, "włoska" knajpka. Bez wahania weszłam do środka i rozejrzałam się po lokalu. Był urządzony jak typowy bar mleczny, dość kiczowato. Rozejzrzałam się znów. Moi przyjaciele siedzieli przy stoliku przy oknie. Byli pogrążeni głęboko w rozmowie, więc zapewne mnie jeszcze nie zauważyli. Lekko spięta podeszłam do ich stolika. Wyczuli moją obecność i odwrócili się w moim kierunku. Na ich mordkach od razu zawitał uśmiech. Zaczęli mnie witać, pytać się o samopoczucie i żartować. Ja, nadal trochę zmęczona, starałam się być miła, więc na wszelki wypadek tylko przytakiwałam, albo odpowiadałam pojedynczymi słowami. Czułam się jakaś przyćpana, więc wolałam się nie wysilać. Oklapłam na krzesełko przygotowane specjalnie dla mnie, osoby odpowiadającej za spotkanie się naszej paczki. Widać było, że siedzieli tutaj już od dłuższego czasu. Paweł miał zamówioną colę, Lena sałatkę i capuccino, a Sebastian frytki i sok. Wstałam z krzesła mówiąc, że idę zamówić sobie jakieś picie. Podeszłam do baru i dopiero po chwili zauważyłam, że nikogo nie ma za barem. Mój mózg chodził teraz odrobinę wolniej niż normalniej. Rozejrzałam się po lokalu w poszukiwaniu kogoś z obsługi. Po kilku minutach dostrzegłam jakiegoś chłopaka, o żółtym futerku i zielonym berecie. Miał na sobie biały fartuch i zamiatał podłogę w rogu sali. -Umm, mogłabym coś zamówić?-zapytałam. Zero reakcji. -Czy mogłabym coś zamówić?- powiedziałam nieco głośniej. Nadal nic. -PRZEPRASZAM, ALE CZY MÓGŁBY PAN TUTAJ PRZYJŚĆ?- krzyknęłam. Zdezorientowana mysz spojrzała w moją stronę i przybiegła za bar w międzyczasie odkładając miotłę i zrzucając fartuch. Stanął za barem i spojrzał na mnie winnym wzrokiem. Na jego policzki rozlał się rumieniec. -Przepraszam, nie słyszałem.- powiedział zawstydzony. -Nic się nie stało- odpowiedziałam tłumiąc ziewnięcie.- Poproszę coś do picia. Chłopak skinął głową i odwrócił się do mnie plecami. Zaczął nalewać do szklanki jakiegoś tajemniczego napoju. Gdy odwrócił się, ujrzałam, że nalał mi jeżynowego soku. Lubię jeżyny, ale tylko owoce, bo wszelkie lizaki i soczki o tym smaku są wstrętne. Uśmięchnęłam się nieszczerze i podziękowałam za ochydny sok. Nawet nie miałam zamiaru go tknąć. Wróciłam do znajomych, zagadanych tak jak poprzednio. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach przez następne 40 min, dopóki nie zrobiłam się tak śpiąca, że zaczęłam zasypiać na siedziąco. W pewnym momencie głowa opadła mi z hukiem na stół, o mało nie przewracając szklanki pełnej soku. W końcu Lena postanowiła, że już pora kończyć, po czym zarządziła koniec i poszła zapłacić. Każdy po wyjściu z baru poszedł w swoją stronę; Lena zabrała się z czekającym na nią Marco, Sebastian odszedł w ciemność, tylko ja i Paweł wracaliśmy razem. Nie była to jakaś wyjątkowo ekscytująca podróż, ponieważ żadne z nas się nie odzywało. Jednak nie było aż tak źle, bo Paweł trzymał mnie pod rękę, żebym przypadkiem nie zasnęła i nie padła na ziemię. Moim zdaniem kiepska wymówka, bo nie sądzę, żeby to się wydarzyło. Jednak idąc tak blisko siebie i czując jego ciepło czułam się bardzo miło. Gdy w końcu doszliśmy pod mój dom, a zajęło nam to chwilkę, to Paweł stanął przede mną i chwycił mnie za ramiona. Jego reakcja wydała mi się trochę dziwna, jak na niego. Stał tak chwilę i wpatrywał się w moją twarz. Nie miałam pojęcia co robić, a co gorsza, nie miałam pojęcia co on chciał zrobić. Stałam więc jak sparaliżowana i patrzyłam na niego pytająco. W końcu przestał się we mnie wpatrywać i wzdechnął. Puścił moje ramiona i odszedł zrezygnowanym krokiem. Nawet się nie pożegnał. Chciałam go zawołać, lecz słowa uwięzły mi w gardle. Wiedziałam czego oczekiwał, lecz nie potrafiłam się na to zdobyć. Mam nadzieję, że potem nie będzie już za późno. I z tą myślą weszłam do domu i nie zamykając drzwi, poszłam do sypialni. Rozdział XVIII Część II, Rozdział XVIII "Normalny dzień" Jak zwykle wstałam około 10. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień, bo wprowadzono nową, dla mnie dość kłopotliwą animację, którą gracz ciągle kazał mi wykonywać. Przeciągnęłam się i poczłapałam do kuchni. O mało nie potknęłam się na schodach, taka byłam zaspana. -Chyba powinnam wrócić do łóżka- pomyślałam. Wbrew swojemu pomysłowi zaczęłam przeszukiwać szafki kuchenne, w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Na moje nieszczęście, znalazłam tylko kilka torebek herbaty, zeschłą kromkę chleba, lekko napoczętą paczkę mąki i jakieś przyprawy. Zrezygnowana odwróciłam się szukać szczęścia w lodówce stojącej naprzeciwko. Niestety, tak jak w przypadku szafek znalazłam tam tylko resztki. Tym razem był to prawie pusty słój ogórków, butelka kaczupu i brokuł o lekko dziwnym pożółkłym kolorze. Przerwałam poszukiwania i oparłam się o blat. Biednie tu coś. -A co gdyby tak zjeść ogórka z keczupem?- powiedziałam do siebie. Brzuch w odpowiedzi zaburczał głośno. Gdy rozważałam dobre i złe strony takiej potrawy, wpadła mi do głowy jakże genialna myśl jak na taką niewyspaną osóbkę jak ja. Przecież mogę iść do sklepu! Okrążyłam stół i po miękkim dywanie udałam się do tajemniczego obrazu przedstawiającego ser. Zbliżyłam się do niego i chwyciłam łapką za ser. W ścianie na której wisiał obraz coś zatrzeszczało, a następnie ukazała się w niej niewielka szczelina, powoli rozszerzająca się do rozmiaru drzwi. Nie powiem, niezłe miała pomysły mysz od której odkupiłam chatkę. Weszłam do otworu utworzonego w ścianie i zeszłam po schodach w dół. Chwilkę tak szłam w ciemności (nie było tutaj żadnej lampy) aż dotarłam do pomieszczenia oświetlonego lekko niebieskim światłem. W środku ujrzałam małą stertę ogromnych bryłek sera. -Czemu nie nazbierałam więcej? Jest tu góra 40 bryłek...-pomyślałam z żałością. Wzięłam dwie i zaczęłam wspinać się po schodach. W transformice ser jest taką jakby walutą. O ile można nazwać tak coś w pełni jadalnego. Ten nasz ser różni się jednak od sera, który zbiera gracz. Nasz jest wart nieco więcej niż ten ich ser. Tutaj możemy kupić za jedną bryłkę kilka jabłek, lub kilka sztuk czegoś innego. Pozostaje jednak problem z oddawaniem reszty sera, więc sprzedawcy zazwyczaj liczą na oko, lub sprzedają po kilka produktów. Gdy nareszcie wylazłam na górę, ponownie chwyciłam za ser na obrazie, aby zasunąć drzwi. Sery rzuciłam na stół, o mało nie zbijając stojącego nań niebieskiego kubka. Podczas gdy szczelina w ścianie zamykała się skrzypiąc i postukując, ja udałam się do łazienki piętro wyżej. Koniecznie musiałam się uczesać; włosy sterczały mi we wszystkie strony. Gdy już skończyłam się czesać, zbiegłam na dół po drodze chwytając sery i mój odwieczny szalik. Wypadłam z domu jak przeciąg i trzasnęłam drzwiami, znów ich nie zamykając. W sumie co mi może zginąć? Teleportowałam się z łąki przed domem na targ. Na moment poczułam powiew wiatru, lecz po kilku sekundach znalazłam się na środku placu targowego. Dookoła było pełno biegających za zakupami, targujących się i plotkujacych myszy. Przypadkiem wpadłam na jakąś bardzo puchatą mysz w karnawałowej masce, dzierżącą kilka brył sera. Spojarzała na mnie z oburzeniem, po czym odeszła szybkim krokiem w stronę jakiegoś zaułka. Hmm, wydało mi się to dziwne, ale byłam zbyt głodna, żeby o czymś takim mysleć. Pobiegłam szukać kogoś, kto może mi sprzedać coś jadalnego. Tylko co? Przeciskając się przez tłum mocno różowych myszy starałam się odpowiedzieć na to pytanie. -A może pierogi? Mam w domu mąkę...- pomyślałam. Po chwili zauważyłam wąsatą mysz w kapeluszu farmera handlującą jajkami, warzywami i serem. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się w duchu. Dziś na obiad będą pierogi. Rozdział XIX Część II, Rozdział XIX "Zaproszenie" Na szczęście gracz nie przywoływał mnie zbyt często. W dodatku ten koszmarny event się skończył i mogłam odsapnąć. Tego dnia pospałam trochę dłużej co było sporym błędem, bo teraz była już 12, a ja nadal byłam nieogarnięta i na dodatek bolały mnie kości. Powlokłam się powoli na dół coś zjeść. W lodówce znalazłam tylko resztkę pierogów, były całkiem zjadliwe więc zaczęłam je odgrzewać na patelni. Nigdy nie rozumiałam mikrofalówek. Kiedy już najadłam się tą resztką do syta jak codzień poszłam do łazienki się szykować do normalnego funkcjonowania. Lecz tym razem, zamiast powlec się na górę przystanęłam w połowie schodów i po namyśle zbiegłam na dół. Mam wiadomość! Wybiegłam przed dom i podeszłam do skrzynki. Faktycznie, w środku był list. Gorączkowo porwałam papier i moim oczom ukazała się kartka z motywami typowo walentynkowymi. Z początku była pusta, lecz po chwili zaczęły magicznie pojawiać się na niej czarne napisy kreślone pewną ręką. Za moment mogłam już odczytać wiadomość: Serdecznie zapraszam Mysz Marcelinę Na uroczystą kolację razem z mym lubym, Lena. Na dole ujrzałam jeszcze maleńki dopisek: Spotykamy się dziś o 18:30 pod moim domem. Hmmm... Kolacja? Momentalnie pomyślałam o jedzeniu. -W sumie, czemu nie, może być przecież fajnie...- pomyślałam.- A do tego czasu zdążę jeszcze coś porobić. Tylko co? Po jakimś czasie zdecydowałam, że pójdę sobie pozbierać serki. Mój skarbiec był trochę pusty, a ja w sumie dawno tego nie robiłam. Ruszyłam do łazienki doprowadzić się do stanu normalności, a następnie zdjęłam szalik z wieszaka i przewiązałam sobie na szyi. Normalnym tempem wyszłam z domu i tym razem postanowiłam zamknąć drzwi. Następnie, wyszłam za drewniany płotek i powędrowałam do Mysiej Strefy. -Trochę mi to zajmie, lecz taki spacer to dobrze robi, prawda?- pomyślałam. Gdy dotarłam w końcu na miejsce myślałam z goła inaczej. -Umieram...- wychrypiałam. Po czym padłam twarzą na ziemię. Coś chyba nie mam formy. Zażenowana wstałam z ziemi, po czym otrzepałam się z trawy i grudek błota. Poszłam w kierunku zwykłego romu. Kiedy była 17:05 stwierdziłam, że pora wracać. Dziś udało mi się zebrać 107 serków. Szłam marszobiegiem w kierunku domu, aby się nie spóźnić. Faktycznie, zajęło mi to trochę krócej niż poprzednio. Gdy weszłam do domu powlokłam się zadyszana do schowka, aby najpierw wysypać ciążące mi z lekka sery. Kiedy już wróciłam ze schowka od razu rzuciłam się na kanapę. Widać trochę mi się przysnęło, bo tylko na moment zamknęłam oczy, a po ich otworzeniu było już ciemno i późno. Na zegarku była 18:15. Poczułam, że robi mi się gorąco i zaczynam panikować. -A co jeśli się spóźnię?! Pędem zerwałam się z kanapy i pobiegłam się szykować. Udało mi się znaleźć coś eleganckiego na szyję i poskromiłam swe włosy. Szybko wypadłam z domu po czym bez wachania teleportowałam się prosto pod dom Leny. Przed jej domem stali już Sebastian i Paweł oboje ubrani niezwykle elegancko. Lecz to na widok Pawła moje serce zabiło na moment szybciej. Przywitałam się, po czym wspólnie w kłopotliwym milczeniu czekaliśmy na Lenę. Dochodziła 18:30. Rozdział XX klik Dernière modification le 1462195260000 |
Maarfinka « Sénateur » 1439749320000
| 0 | ||
Część 3 Rozdział XXI Część III, Rozdział XXI "Sebastian" -Aaahh, przestań!!! Hahahahaha!!! Te słowa usłyszała Lena wchodząc do mojego salonu. Zdezorientowana, spojrzała na mnie i na przygniatającego mnie Pawła. -Lena, Lena, on na mnie pierdzi!- poskarżyłam się jej. Lena spojrzała na mnie zdziwiona. -Znaczy, nie że pierdzi pierdzi, tylko pierdzi ustami. Na mój brzuch. Łaskocze mnie.- dopowiedziałam. Dziewczyna uniosła brew i zaczęła się śmiać. -Pierdzi ustami? Czy ty słyszysz to co mówisz?- powiedziała przez śmiech. Zrozumiałam wtedy, jak bardzo dziwnie to zabrzmiało. -Oj dobra, już nic nie mówię, bo się pogrążam.- powiedziałam na odczepnego, także ze śmiechem w głosie. -Wariatka- powiedziała ze śmiechem. Zapadła cisza. Po krótkiej chwili wszyscy wybuchliśmy wariackim śmiechem. Lena jako pierwsza przestała się śmiać. -Wiecie, nie przyszłam tu patrzeć na wasze dziwne zabawy na kanapie, tylko po to by wam coś powiedzieć.- powiedziała już spokojnie. Oboje przestaliśmy się śmiać. Spojrzeliśmy na przyjaciółkę pytająco. Lena zrobiła artystyczną pauzę. -Otóż wpadłam z Marco na pomysł, aby za kilka dni wynająć jakiś domek i razem tam trochę pomieszkać. Powiedzmy, tak na weekend.-powiedziała. -A niby kto miałby oprócz nas miałby tam mieszkać?- zapytał Paweł, obejmując mnie ramieniem. -No mieszkać tam będziecie wy, ja i Sebastian. Marco nie może wtedy tam z nami być, mimo że sam wpadł na ten pomysł. -I co o tym myślisz?- zwróciłam się do Pawła. -W sumie fajny pomysł, taka integracja. Wyluzujemy się trochę. Ja tam się zgadzam. -Ja też.- powiedziałam podnosząc łapkę w górę. -No to fajnie, czyli pozostał nam tylko termin i miejsce.- dopowiedziała Lena. -A co z Sebą?- zapytał Paweł. -Za chwilę pójdę go zapyta...- nie dokończyła Lena. Najwidoczniej o czymś sobie przypomniała, bo stanęła nieruchomo z przerażeniem wypisanym na twarzy. -Zapomniałam, że umówiłam się z przyjaciółką! Muszę lecieć! Tylko co z Sebastianem?- spanikowała. Spojrzała na nas błagalnie. -Eh. My się tym zajmiemy.- powiedziałam mimo woli i wysłałam Lenie krzepiący uśmiech. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. -Nie mieliśmy iść przypadkiem zbierać sery? No wiesz, tylko we dwoje? -Trzeba się czasem poświęcić dla przyjaciół, nieprawdaż? Spojrzałam w kierunku, gdzie poprzednio stała Lena. Nikogo tam teraz nie było, a drzwi wejściowe do domu trzaskały o ścianę przedpokoju. Widać, że nieźle się spóźniła. -To co, ruszamy?- zapytałam. -Pewnie, szarlotko. Jakieś pół godziny później dotarliśmy pod drzwi Sebastiana. Paweł nie zgodził się na teleportację, tłumacząc, że chciałby trochę się ze mną przejść. Natomiast kiedy zapytałam go skąd zna jego adres, odpoiwedział mi tylko tajemniczym uśmiechem. -No i jesteśmy na miejscu. Ja pukam, ty mówisz!- powiedziałam szybko. -Ej, ja się tak nie bawię! Powiedziałaś to z nienacka! -Trudno, musisz się pogodzić z przegraną.- powiedziałam przekornie. -Jakoś dam sobię radę, bo moje życie z tobą to jedna wielka wygrana.- odpowiedział. -Ulala, jak romantycznie.- uśmiechnęłam się. -Związek z tobą to była moja najlepsza życiowa decyzja. -Pawełku. -Tak? -Kończmy już, bo Sebastian się na nas dziwnie patrzy.- powiedziałam z uśmiechem. Paweł odruchowo spojrzał w tył i po jego ciele przebiegł dreszcz. Za nami stał Sebastian w całej swej okazałości i patrzył się na nas lekko zdziwionym wzrokiem. -O, cześć! Mamy do ciebie sprawę...- powiedział Paweł. Chyba nie podobało mu się, że Sebastian zastał nas w takiej nieco dziwnej sytuacji. -To może wejdziemy do środka?- odpowiedział zachęcająco machając ręką. Siedzieliśmy na brązowej, materiałowej kanapie, w dosyć mrocznym, lecz przytulnym pomieszczeniu. Większość przedmiotów znajdujących się tutaj była w odcieniach brązu, pomarańczu i czerni. Przez długie zasłony wpadała mała ilość rudawego światła. Siedzieliśmy sztywno na kanapie i piliśmy gorącą jeszcze herbatę. -Mamy sprawę- zaczął Paweł.- Lena wymyśliła, że moglibyśmy wszyscy razem zamieszkać, tak na kilka dni. Wynajęłoby się jakiś domek, czy coś. No wiesz, taka integracja... -W sumie, całkiem spoko pomysł... Niby się przyjaźnimy, a ledwo się znamy... -To jak, zgadzasz się?- zapytałam. -Hmmm- zastanowił się.- a co mi tam, zgadzam się. -Widzimy się za kilka dni!- wykrzyknęliśmy i pomachaliśmy do Sebastiana. -No, już po wszystkim.- powiedział już do mnie Paweł. -Hmm? Mówisz to tak, jakbym się nie wiadomo jak stresowała...- odpowiedziałam zdziwiona. -No bo tak wyglądałaś! -Ja? Chyba ty! Roześmiałam się. Paweł też zaczął się śmiać. -Och, chodź tu, ty, taka... Nie wiedział jak dokończyć i złapał mnie szybko za dolną część pleców, przechylając mnie i składając na mych ustach namiętny pocałunek. -Tylko mi się w nim nie zakochuj!- powiedział ostrzegawczo. -W kim?- zapytałam zdezorientowana. -No w Sebastianie!- odpowiedział zniecierpliwiony. -Wiesz co, jesteś głupi. Że niby ja w nim? Przestań!- powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem. -Uh...wybacz...- wymruczał zbity z pantałyku Paweł. -Ale wiesz co? -? -Kocham cię, mój głupku. Rozdział XXII To był zwykły, szary dzień. Za oknem padał deszcz, a ja pogrążałam się w lekturze. Już prawie skończyłam rozdział 13 książki "Kto zabił Elise" (pożyczonej od Pawła), gdy usłyszałam głośne i szybkie pukanie do drzwi. -Kogo to niesie w taką pogodę?- rzuciłam w przestrzeń. Poderwałam się leniwie z mojej wyświechtanej kanapy. Gdy przechodziłam przez przestronny hall, pukanie się powtórzyło, tym razem ze zdwojoną mocą. Odryglowałam drzwi. Nie zdążyłam chwycić nawet za klamkę, gdy zostałam przygwożdżona do podłogi przez mokre i trzęsące się miarowo ciało. Lena siedziała na fotelu przykryta kocem. Gdy przyszła do mnie była bardzo zmarznięta, więc zrobiłam jej herbaty. -No więc? Czemu do mnie przyszłaś?- zapytałam się mojej przyjaciółki. Lena spojrzała na mnie czerwonymi oczami. Widać, że płakała. Spojrzałam na nią zmartwiona. Co jest, bije ją ten Marco, czy jak? A może ktoś jej umarł? W mojej głowie roiło się od pytań. -Jja... Pokłóciłam się- pociągnęła nosem- z Marco... Zznowu, znowu się pokłóciliśmy... Szara mysz wbiła swój wzrok w podłogę. Po jej policzkach potoczyły się dwie łzy. -Najwidoczniej ostro się pokłócili, skoro przyszła do mnie z płaczem...- pomyślałam. Chciałam już ją zganić za przychodzenie do mnie z taką błahostką jak kłótnia, lecz gdy Lena rozpłakała się na dobre, zrobiło mi się jej strasznie żal. Pomyśleć że byłam wielokrotnie zazdrosna o tą kupkę nieszczęścia, trzesącą się teraz na starym fotelu. Zeszłam z kanapy i przysiadłam na oparciu fotela. Objęłam Lenę od tyłu i zaczęłam szeptać do niej jak to będzie dobrze i żeby się nie martwiła. Wtuliła się w moje futerko, powoli się uspokajając. W pewnej chwili jej oddech zrobił się na tyle miarowy, że myślałam, że zasnęła. W momencie gdy chciałam się delikatnie wysunąć z jej objęć, powiedziała zachrypniętym głosem: -Marcelino. Poczułam dreszcz biegnący po moim kręgosłupie. Czułam całym swoim ciałem, że ta rozmowa nie przyniesie niczego dobrego. -Marcelino. -Tak?- spytałam przerażonym głosem. -Ja od dawna... My od dawna... My od dawna się kłóciliśmy... -Tak?- nie wiedzieć czemu, czułam niepokój. -Marco i ja... Między nami dochodziło do ciągłych nieporozumień... -Ale przecież byliście tacy szczęśliwi! Niedawno przecież się zaręczyliście!...- odparłam zaskoczona. Co jest, co się działo w ich związku? -To wszystko... To wszystko to była tylko gra... A zaręczyny... Myślałam że dzięki nim jakoś mi przejdzie, że dzięki nim będziemy znów szczęśliwi, jak przedtem. Ja... Nie dokończyła zdania, bo znów się rozpłakała. Na nowo poczęłam ją uspokajać. Gdy już przestała chlipać i tylko co jakiś czas pociągała nosem, zapytałam: -No, co chciałaś powiedzieć? Zrozumiem, jeśli to zbyt trudne żeby to powiedzieć, nie musisz mi odpowiada- -Zakochałam się... W tobie... Pierwszy raz, gdy cię zobaczyłam... - przerwała mi Lena. Jej głos drżał, widać, że ciężko było jej się odważyć na takie wyznanie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W jednej chwili poczułam się, jakby ziemia odsuwała mi się spod łap. Zapragnęłam nagle odsunąć się od niej, bojąc się, że mogę się czymś zarazić. Moje ciało obejmowało ją jak sparaliżowane, a przez mózg przelatywały mi tysiące innych myśli: Ale ja nie jestem homo! A co z Pawłem? A co gdyby tak... Nie, nie mogę! Nie kocham jej! Jesteśmy tylko przyjaciółkami, czemu ona musiała to zepsuć? Dlaczego ja?... Dlaczego ten wstrętny homoś to zrobił?... Lena wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem, w czasie gdy ja patrzyłam się sparaliżowana w przestrzeń. Nie mogę jej teraz brutalnie odrzucić, powtarzałam sobie. Ale nie mogę nic jej obiecywać, jestem hetero, mam chłopaka... -M-marcelino? Czy... -Nie, odejdź ode mnie! Dlaczego musiałaś to zrobić? Zniszczyłaś naszą przyjaźń!- wykrzyknęłam. Lena spojrzała na mnie przestraszona. Gdy minął jej szok, odskoczyła ode mnie jak przerażona, a jej oczy się zaszkliły. Pożałowałam swojego wybuchu. -Myślałam, że zrozumiesz... Że jesteś inna... Jej warga drżała, a oczy były szeroko otwarte. W łapkach ściskała koc. -Lena, to nie tak...- powiedziałam skruszona- jja... Nie chciałam... Drzwi trzasnęły o ścianę. Lena nie usłyszała ostatnich słów, bo zagłuszył je ryk wiatru i deszczu, przez który biegła. Pobiegłam za nią, lecz w tej ulewie nic nie było widać. Zgubiłam ją po kilku metrach rozpaczliwej gonitwy. Stanęłam więc w ulewie i zaczęłam nawoływać, przepraszać, mówić, że to nie tak, że mi się wyrwało... Lecz po Lenie ani śladu. Tylko czarna kokarda, zgubiona na progu domu, moknąca w ulewie. Lena płakała. A świat z nią. -Co ja zrobiłam.- szepnęłam do siebie zdruzgotana. Dernière modification le 1485798780000 |
Alexis « Citoyen » 1439753580000
| 0 | ||
Będzie można zgłosić postać? Jak tak, klep! |
Deliyerii « Consul » 1439754180000
| 1 | ||
Wow, ten FF dobrze się zapowiada. Chyba zmieniłam swój punkt widzenia na myszki. Oby tak dalej. Dodaję do ulubionych i na pewno będę czytać |
Olleax « Citoyen » 1439754600000
| 0 | ||
Jest podobne opowiadanie, ale Jak mówi poprzedniczka, dobrze i ciekawie się zapowiada! Będę czytać |
Maarfinka « Sénateur » 1439757900000
| 0 | ||
Tak, oczywiście, zgłaszajcie postacie! Tylko niech mają jakieś polskie imiona i opisy podobne do tych z 1-go postu. Uprzedzam, będą drugoplanowe, epizodyczne, albo wcale ich nie dodam! Chyba wiem co to za opowiadanie i od razu mówię: nie będzie podobne! |
Maarfinka « Sénateur » 1439829600000
| 0 | ||
Rozdział drugi już jest! |
Dziwnow « Censeur » 1439830560000
| 0 | ||
Świetny pomysł na przedstawienie takiej akcji (spodziewam się świetnych rozdziałów) z takie poglądu. No cóż, życzę powodzenia, będę czytał. :) |
Nekote « Consul » 1439886360000
| 0 | ||
Fajny Fanfik. Podoba mi się. Może zgłosze postać ale musisz dać formularz D: |
Maarfinka « Sénateur » 1439898420000
| 0 | ||
Dodałam Formularz i przy okazji zauważyłam, że przez przypadek nadałam bohaterom futerka odzwierciedlające ich cechy O.o Paweł- chmurkowe futro- marzenie o lataniu Sebastian- mroczny, trudny do określenia- futerko z halloween Lena- domyślcie się ;) |
Alexis « Citoyen » 1439899260000
| 0 | ||
Anioł nocy Jest anioło-myszką, jej cechy są niestety nieznane, lubi noc i chmury. |
Maarfinka « Sénateur » 1439899800000
| 0 | ||
majlimysia a dit : Wystąpi epizodycznie. |
Alexis « Citoyen » 1439936700000
| 0 | ||
Dobra. |
Nekote « Consul » 1439974620000
| 0 | ||
Ta myszka wygląda na morderczynie ale jest dobra i wcale nie morduje. Jest tajemnicza (Co wnioskuje po jej futerku), dobra, Miła, czasami wredna, złośliwa. Lubi przebierać się za zwierzęta Ma na imię Sira Może być imię? Dernière modification le 1439996400000 |
Maarfinka « Sénateur » 1439996100000
| 0 | ||
Agulalove a dit : Maarfinka a dit : |
Maarfinka « Sénateur » 1440012420000
| 0 | ||
Rozdział trzeci! (Chyba najnudniejszy) |
Maarfinka « Sénateur » 1440097740000
| 0 | ||
*le mały odkop* Podoba się nowy nagłówek? |
Nekote « Consul » 1440100800000
| 0 | ||
Ładnyyyyy :D |