nie wiem jaki tytuł |
26 | ||
wrzucę to tutaj bo czemu nie #YOLO Część 1 Bartek wyjrzał przez okno. Zza porannej mgły widać było jedynie zarys muru oraz bramę prowadzącą do działu Fanart. Mur już dawno temu został zaatakowany przez pnące się rośliny, które tylko częściowo zasłaniały brudne malunki, ponoć dzieło artystów przebywających tam lata temu. Pewnie nikt ich już nie pamiętał, tak jak teraźniejszych artystów w przyszłości nikt pamiętać nie będzie. Wiatr poruszał liśćmi drzew, częściowo zamienionymi w koperty, koperty z wiadomościami nigdy przez nikogo nie odczytanymi. Wiadomo do kogo i od kogo są, na jaki są temat, ale co w nich jest pozostanie tajemnicą. Nagle masywna, czarna brama otworzyła się.Z wnętrza wybegła mysz, szczelnie otulona zbyt dużym płaszczem. Biegła szybko, brama za nią zamknęła się, a ona usiadła na ziemi. Chyba płakała, cała była roztrzęsiona. Z oddali dochodziły stłumione dźwięki strzałów oraz wybuchów. Odwróciła głowę w jego stronę. - Zielona - powiedział sam do siebie, szybko odskoczył od okna, chwycił za firanki i zasłonił okno, zostawiając Zieloną zupełnie samą. Kwietniowe wieczory były dosyć chłodne. Robiło się coraz ciemniej, jedynie blask ulicznych lamp rozświetlał mrok. Puste ulice za każdym razem po zachodzie słońca marniały w oczach, stawały się węższe, straszniejsze. Niektórzy dziwili się, że ta ciemna, chłodna droga za dnia staje się żywa i wesoła. Może się wydawać, że nocą wszystko umiera. Nic bardziej mylnego. Oświetlonym chodnikiem szła pewna postać. Kroki słychać było z oddali, zniszczona peleryna lśniła jak jej bordowe oczy. Zbliżała się do ławki, gdzie nadal siedział kłębek rozpaczy, teraz nerwowo szurający palcami o drewniane oparcie. Czerwonowłosa rzuciła tylko jedno spojrzenie Zielonej, która odwzajemniła je równie chłodno. Nie oczekiwała od niej niczego. Tajemnicza postać w niebieskiej pelerynie przystanęła przy następnej latarni, rzucając cień na chłodne podłoże. Księżyc świecił na nocnym niebie, a towarzyszyła mu gwardia gwiazd, próbująca dorównać mu swoim blaskiem. Rozejrzała się dookoła i szybkim krokiem przeszła na drugą stronę ulicy. Stara, zniszczona kamienica nadawała ulicy jeszcze straszniejszego wyglądu. Czteropiętrowa, odrapana, delikatnie zniszczona przez pożar zaistniały tutaj nie tak dawno, a mimo tego - mieszkało tutaj kilka myszy. Ogromnym przejściem weszła na plac wewnątrz, ogrodzony "murem" z sąsiednich budynków. Od strony podwórza znajdowały się właściwe wejścia do kamienic. Czerwonowłosa wkroczyła do środka pierwszego budynku. Jej celem było mieszkanie numer 4. Szła długim, wąskim korytarzem. Żółte ściany, częściowo brudne i odrapane nadawały temu miejscu upiornego wyglądu. Weszła schodami na pierwsze piętro. Na podłodze leżał dywan, który miał zasłaniać wielką dziurę widoczną na parterowym suficie. Niezbyt mądre. Szerokim łukiem ominęła przeszkodę i zapukała do drzwi. Pukała dwa, trzy, cztery razy, aż w końcu klamka ruszyła się, a drzwi zostały otwarte. Oczom czerwonowłosej ukazała się postać w czarnej pelerynie, z jasnymi włosami, która poprawiała właśnie okulary na nosie. Przyglądali się sobie przez moment. - Przyszłam poprosić cię o pomoc - zaczęła ciemnooka - nie mam gdzie mieszkać. Część 2 - Jak to? Co się stało? - zapytał zaniepokojony - Wejdź. Siedzieli w kuchni. Trzy krzesła, niski, mały, drewniany stół. Cztery szafki, kuchenka. Okno z widokiem na plac, kwiecista firanka. Wyblakła tapeta, również w kwiaty. Gorąca herbata parowała, a Bartek nerwowo mieszał w niej cukier. Srebrna łyżeczka obijała się o ściany szklanki. Czerwonowłosa trzymała napój w rękach, musnęła ustami wrzątek. - No więc - odstawiła naczynie i skupiła się na mowie - Myślałam, że o twórczości już nikt nie pamięta. Pamiętali jedynie o dokończeniu swojego dzieła, spaleniu pozostałych domów. - wbiła wzrok w Bartka i zabrała się do picia. - Ja... - spojrzał jej prosto w oczy - Oczywiście, możesz u mnie pomieszkać przez jakiś czas. - wzruszył ramionami. - Dziękuję - uśmiechnęła się, kiedy z sąsiedniego pokoju dobiegł jakiś szmer. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wstali od stołu. Szli na palcach, podłoga skrzypiała niesamowicie. Każdy krok, każda deska piszczała. Dziwne, że podłoga wytrzymała tyle lat. Dotarli do salonu. Niebieskie ściany, od których odczepiał się tynk. Dwa regały z książkami, również niebieska kanapa, cztery szafki, stary telewizor oraz kilka obrazów. - Siemka! - zza rogu wyłoniła się Uzbrojona - Jurka? Co ty tu robisz? - zwróciła się do czerwonowłosej. - Powiem ci później, a co ty tutaj robisz? - Weszłam przez balkon - wskazała palcem na drzwi balkonowe za swoimi plecami. Bartek nie był zdziwiony, ona zawsze tak wchodziła. Dobrze, że dom Jurki nie miał balkonu. Teraz nie miał już nic. Czerwonowłosa złapała Uzbrojoną za nadgarstek i pociągnęła za sobą do kuchni. Cała trójka zasiadła do stołu, a następna herbata już się robiła. Godzina była dosyć późna, latarnie na ulicy niedawno zgasły. Przez otwarte okno do kuchni dostawał się przyjemny, chłodny wiatr, a wraz z jego podmuchami cykały świerszcze. Noc pełną parą. Uzbro wypiła połowę swojej herbaty, kiedy Jurka kończyła opowiadać. Przez pewien moment nikt się nie odzywał, stukały jedynie szklanki stawiane na blacie. - Zajmijmy się czymś pożytecznym - poprawiła muszkę i udała się do innego pokoju. Po chwili wróciła, trzymała coś w dłoniach. - Zagramy w karty - mówiła, siadając. Była trzecia w nocy. Trzy osoby siedziały przy stole oświetlonym jedynie świecami. - Właśnie przegrałeś telewizor - oznajmiła Uzbrojona, lekko odsunęła krzesło i zaczęła pić następną herbatę. - Nie, tylko nie telewizor! - krzyknął Bartek, rzucając karty na podłogę - Gdzie ja niby będę oglądał moje seriale!? - burknął i wbił w nią wzrok. - U Opalki - odparła bez namysłu. - Dobre sobie - skrzyżował ręce na piersi - Co ty właściwie robisz? Uzbro grzebała w szafkach i szufladach, przekładała rzeczy, upychała, brała w ręce paczki, odkładała z powrotem. - Masz tutaj coś jadalnego? - wymachiwała pudełkiem kaszy nad głową. Odłożyła je, potem zamknęła szafkę. Zabrała się za przeszukiwanie szuflad. Zastawa stołowa, jakieś nożyki, obieraczki, pędzelki i słoiki z przyprawami. - Jest - szepnęła triumfalnie wyciągając paczkę kruchych ciastek z czekoladą. Położyła je na stole i otworzyła opakowanie. Wszyscy sięgneli po jedno, kiedy usłyszeli ogromny huk. To na pewno nie była burza. Okno w kuchni trzasnęło z ogromną siłą, ale nie zostało wybite. Skończyło się jedynie na wielkim pęknięciu. Jurka szybko podniosła się z krzesła i pobiegła do salonu, skąd widać było ulicę. - Członkowie OSY znowu robią burdel - odezwała się Uzbro, która dopiero potem do niej dołączyła. OSA, czyli Okrutne Stowarzyszenie Anonimowych. Ponoć nie wszyscy tam mają poukładane w głowie. Na początku mieli bronić porządku, spełniać rolę bohaterów. Najwidoczniej nie wyszło, teraz więc "niszczą wszystko, co złe i co złe stać się może". Jak na razie im nie idzie. Grupka zakapturzonych myszy podłożyła ładunki wybuchowe w sąsiednim budynku. Na zewnątrz szalały płomienie, a ich blask oświetlał drogę. - Idziemy - wypalił nagle Bartek, wyglądał przez okno. - Co? - Jurka złapała go za ramiona i potrząsnęła nim - Oszalałeś? Będziesz się im pakować prosto do paszczy? - Oni nie atakują myszy - ostrożnie zdjął jej ręce ze swoich ramion - Jest wpół do piątej. - spojrzał na naścienny zegar. - To ja skoczę po rzeczy - powiedziała Uzbrojona i wskazała palcem na balkon - Zaraz się widzimy. - rozpłynęła się w mroku. Bartek poszedł do swojego pokoju, wziął malutki plecak i zapakował kilka rzeczy. Zabrał ciastka z kuchni, kanapki z lodówki oraz butelki z wodą. Wrócił do Jurki, która opróżniała kieszenie swojego wdzianka. Kilka banknotów, zapałki, gumy do żucia. Od początku miała ze sobą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. - Jestem - za jej plecami pojawiła się biała postać z muszką pod szyją. Taszczyła wypchany chlebak. - Dobra, chodźcie za mną - chłopak zdmuchnął tylko świece w pomieszczeniu i dał towarzyszkim znak, by wyszły. Sam zamknął mieszkanie na klucz. Byli na zewnątrz. Przeszli przez bramę podwórkową. Na horyzoncie nie widzieli nikogo, szli więc dalej za Bartkiem, jednak ostrożnie. Nagle usłyszeli jakiś łomot w pobliżu. Serca prawie im stanęły, kiedy zobaczyli przed sobą członka osy. Spokojnie, on nie zaatakuje, żadnych gwałtownych ruchów. Obcy podniósł niepewnie rękę, po czym zaczął pędzić prosto na nich, okrywając się szczelniej płaszczem. Co robić? Uciekać? Bronić się? Walczyć? Nie wiedzieli, bo stali jak wryci, czekając. Ulżyło im, ponieważ osa skręciła w prawo, uciekając. Skręcili w lewo, przeszli przez drogę i znaleźli się w uliczce oddzielającej dział Fanart od działu Fanfiction. Mokro, ciemno, zimno. Nagle Bartek zatrzymał się. Zaczął macać mur dłońmi, a towarzyszki przyglądały mu się ze zdziwieniem. Szukał, więc znalazł. Mała dziura w ceglanym murze, wydawało się, że nawet w dzień nikt by jej nie znalazł, a co dopiero w nocy. - Chodźcie - szepnął i gestem zaprosił do środka. Na początku szli ciasnym korytarzem wzdłuż ściany, ale nic nie było widać. Uzbrojona wyciągnęła ze swojej torby latarkę. Bartek przystanął oraz zagrodził koleżankom drogę. Próbiwał wymacać coś stopą, kiedy latarka oświetliła podłoże. Przed nimi znajdowały się schody. Schodzili po nich, aż w końcu ujrzeli jasność. Stali na ogromnym dworcu, podłoga wyłożona była białymi płytami, tak samo jak ściany. Pośrodku widniały tory. Autentycznie, znajdowali się na stacji metra. Bartek podszedł do stoiska z ulotkami, gazetami i przeróżnymi mapami. Nie było sprzedającego. Wziął do ręki wszystkie karty, ale zainteresowany był tylko skrytką w ladzie. Chwycił za małą klamkę oraz otworzył drzwiczki. W środku znajdował się stos jakichś papierów, wziął jeden z nich. Szybko zamknął skrytkę, a mapy odłożył na miejsce. Podał Jurce kartę. - Plan miasta - uśmiechnął się - wraz z rozpiską wszystkich przystanków metra, księgozbiorów, kamer i podsłuchów. - Fajna rzecz - przyznała Jurka - To gdzie jedziemy? - rozłożyła plan. - Tutaj - wskazał palcem na przystanek obok działu Off-topic - Wsiadamy. Wszyscy podnieśli głowę znad mapy. Przed nimi stał żółty pociąg z dwoma przedziałami. Trochę mało, ale również mało myszy o istnieniu metra wiedziało. Chyba. Powoli weszli do środka. Wewnątrz siedziały cztery nieznane im postacie. Usiedli w sporym odstępie od nich, na niebieskich i niewygodnych siedzeniach. Niczym plastikowe krzesła w poczekalni, w dziale Ogłoszeń. Podróżowali w ciszy, a towarzyszyła im ciemność i sztuczne światło lamp umieszczonych nad głowami. Nad oknem wisiała tablica informacyjna. Znajdowali się pod Modułami. Jeszcze chwilka, a będą na miejscu. Rozległ się klakson, który oznaczał kolejny przystanek. Trójka dumnie stanęła przed drzwiami, aby wysiąść. Pociąg zatrzymał się. Dworzec był zupełnie taki sam. Identyczne płyty, ale w pewnych miejscach wyrwane, identyczne stoisko, oświetlenie. Kroczyli po schodach na górę, następnie wąskim korytarzem do wyjścia. Wyczołgali się na ścieżkę. Znajdowali się między Offtopem a Cyjanem. Cyjanem nazywano morze oddzielające od siebie wszystkie serwery. Serwery były stworzone na podobieństwo wysp, ale o określonym kształcie, przykładowo koła lub prostokątu. Aby dotrzeć na inną wyspę należy przepłynąć wyznaczoną odległość. Klucznicy wpuszczają do miasta tylko myszy posługujące się językiem obowiązującym na ich serwerze. Uzbrojona poczuła krople deszczu spadające na jej białe futro. - Zaraz lunie - zadarła głowę do góry. Powoli świtało, więc ciemne chmury były dosyć widoczne. Nagle niebo przecięły strugi światła i rozległy się grzmoty, ale trwały zbyt długo. Nie były to odgłosy nadchodzącej burzy. Błysnęło kilka razy, ściana deszczu odgrodziła ich od świata. Grzmoty nie ustawały. - Granaty hukowe! - krzyknął Bartek, którego głos niedudolnie próbował przrbić się przez panujący chaos. - Zwijamy się stąd! - Uzbro chwyciła Jurkę za nadgarstek i popędziła w stronę plaży. Fala wody zmieniła się w niegroźny deszczyk, chmury poczęły się rozchodzić. Wschód już się rozpoczął. Wyłonili się z niewielkiego lasku. Chłodny piasek lepił im się do stóp, za nimi unosił się dym i panował chaos, ale nie to przyciągnęło ich uwagę. Na horyzoncie zobaczyli coś ogromnego, jakby statek. Obok niego szybował samolot. - Lotniskowiec. Niezła bestia. - koło nich stała postać w łatki, o niebieskich oczach, które lekko przysłaniały gogle. Część 3 - To nasz? - spytała Uzbrojona oraz przekręciła głowę w stronę Opal. - Nie wiem - wzruszyła ramionami - O ile to nie ćwiczenia, jest źle. Wszyscy głośno westchnęli. Lotniskowiec nadal nam był, teraz bardziej widoczny, bo słońce już wzeszło. Chaos ustał, a miasto powoli ożywało. Jurka spojrzała w lewo, gdzie w stronę morza biegło kilka osób w czarnych płaszczach, z żółtymi plamami na rękawach. To nie były plamy, a owady. Dokładniej osy. - Co... - zaczęła, ale za ich plecami pojawiło się więcej os. Oni przecież nie atakują myszy, jeśli już nie tak małe grupki, bo po co? Z drugiej strony są nieprzewidywalni. Obok biegło trzech, a z tyłu pięciu. Powoli się zbliżali. Z zapatrzenia wyrwał ich okrzyk Opal, która szybko odskoczyła i przewróciła się na piasek. Ktoś na nią wpadł, ale popędził dalej. - Nic ci nie jest? - spytał Bartek, podał jej rękę. - Nie, nie - odparła zamyślona. Wszystkie osy brodziły już w wodzie. Opal kojarzyła jedną, która na nią wpadła. Była najniższa i miała za duży płaszcz. Z morza zaczęło się coś wyłaniać. Było ogromne, a fale rozbijały się o jego ściany. Wyłaniało się powoli, a liczyło około czterdziestu metrów długości. Nagle osiem os zniknęło we wnętrzu okrętu podwodnego. Łódź zanurzyła się i zginęła w otchłani Cyjanu. - Często tak robią - doniosła łaciata. - Chodźmy już - mruknął Bartek spognądając na lotniskowiec. - Niby gdzie? - spytała Jurka - Ostatnio uciekaliśmy z twojego mieszkania, łaziliśmy po jakichś dziurach, a banda popaprańców napędziła nam stracha. - zaśmiała się. - No w sumie... - wzruszył ramionami - Idziemy do Opalki. Szli chodnikiem, a wiatr szumiał im w uszach. Autobusy już kursowały. Coraz więcej myszy pojawiało się na ulicach. Minęli fontanne przy dziale Off topic, która przedstawiała mysz z rybą w łapie. Ryba pluła wodą do niewielkiego baseniku. - Czyli wpraszacie się do mnie - mówiła przekraczając bramę działu. Byli już w środku. Mijali kafejki, bary, sklepy i tematy. Każdy wątek to ogromny budynek, najczęściej kilkupiętrowy. Znajdują się tam bary, telewizory, tablice, kanapy, stoły bilardowe, biblioteczki, komputery. Myszy po prostu rozmawiały ze sobą, co teraz było częstszym zjawiskiem ze względu na przerwy w dostawach prądu. Kręciło się tutaj sporo szczurowatych. W całym dziale roiło się od domów oraz przeróżnych budynków, niektóre były otoczone płotami, a do innych wejść mógłby każdy idący chodnikiem. Zbliżali się do niewielkiego, jednopiętrowego domku. Był koloru żółtego, a przed nim mienił się ogródek, jeszcze pogrążony we śnie. Trzy jabłonki i dwie wiśnie, kwiaty posadzone pod ścianą w równym rządku oraz kilka krzaków, które znalazły się tam przypadkiem. Opal otworzyła furtkę prowadzącą na podwórze, po czym zaprosiła wszystkich do środka. Wchodzili powoli, rozglądali się. Wąski korytarz z szarawą tapetą, która pewnie kiedyś była biała, ale kurz dał się we znaki. Drzwi na lewo - łazienka. Mahoniowe drzwi na prawo - salon. Biała tapeta w pszczółki, dosyć nowy żyrandol przypominający szlachetne perły wiszące na szyi samej królowej, żółta kanapa, żółte fotele, niski stolik kawowy, biedny dywan w niezrozumiałe wzory, telewizor, a obok okna schody prowadzące na górę. Przejście na wprost kierowało do niebieskiej kuchni z niebieskimi szafkami, kuchenka, mały stół, lodówka oraz kredens z naczyniami. - Jaki ładny telewizor, co nie? - prychnęła i szturchnęła lekko Bartka. Nie odpowiedział, tylko zmierzył ją wściekle wzrokiem. Opal posłała pytające spojrzenie Jurce, ale ona zaśmiała się. - Co jest na górze? - po wejściu do salonu czerwonowłosa wskazała palcem na schody. - Burdel i pająki, czyli nic specjalnego - machnęła ręką łaciata, na co Uzbrojona zatańczyła teatralnie brawiami - No co? Jurka dreptała już po schodach na górę. Skrzypiały bardzo, tak jak podłoga u Bartka. Czerwonowłosa ciągnęła za sobą pelerynę, która założona teraz była jedynie na ramiona. Chciała opaść spokojnie na schody, ale właścicielka jej nie pozwalała. Kroczyła ciemnym korytarzem. Całą ścianę po prawej stronie pokrywały przeróżne plakaty, zdjęcia oraz obrazy. Po lewej stronie widniały drzwi, a potem następne i następne, rozmieszczone w równych odstępach. Na końcu korytarza również były drzwi, ale zamknięte. - No tak, nie mieszkam sama - usłyszała za sobą głos, po czym ujrzała trójkę przyjaciół. Jurka najwyraźniej była skołowana, a pozostali mieli wrażenie, że zaraz obok jej głowy pojawi się ogromny pytajnik. Opal pociągnęła za sznurek od lampy, która zaraz rozbłysnęła światłem. Na korytarzu od razu zrobiło się widniej. Szli coraz dalej, a łaciata przystanęła przy ostatnich drzwiach. Pociągnęła za klamkę - ich oczom ukazała się mała biblioteczka. Pachniało tutaj zarówno starymi książkami, jak i nowymi. Do pokoju wpadała jedynie strużka światła, która umiejętnie wykorzystała do tego dziurę w rolecie. Sala była niezwykle urządzona. Choć niewielka, mieściło się w niej sześć luźno stojących regałów, a te przy ścianie sięgały aż do sufitu. Przy oknie umieszczony został niewielki stolik oraz dwa krzesła, na drewnianej podłodze rozłożony był dywan barwy ciemnoczerwonej, a wręcz brązowej. - Skąd masz ich aż tyle? - Uzbrojona przejechała palcem po ukurzonej półce. - Te książki były tutaj odkąd pamiętam, odnalezienie klucza od pokoju trochę trwało - zaśmiała się - najpierw wywarzyliśmy drzwi, potem klucz się znalazł. - Z kim mieszkasz? - wypalił Bartek, kiedy odsłaniał okno. Opal miała odpowiedzieć, ale nagle lampa oświetlająca pokój zgasła, razem z nią ta mniejsza, która stała na stoliku. Przez okno wpadało niewiele światła, taki bowiem był urok kwietniowych poranków. - Zaraz się naprawi - machnęła ręką łaciata, po czym wyszła z pokoju, a za nią przyjaciele. Zamknęła drzwi i przeszła jedynie kilka kroków, gdy nastąpił huk. Towarzyszył mu odgłos tłuczonego szkła oraz przewracanych przedmiotów. W mgnieniu oka dopadła klamki. Stanęła w progu, rozkładając ręce. Obok pojawili się koledzy, równie zszokowani tym, co zobaczyli. Rozwalony stolik, potłuczona lampa, rozbita szyba w oknie, a na zewnątrz ogromna dziura w murze. Kłęby kurzu unosiły się w powietrzu. Pośrodku pokoju, między odłamkami szkła widniała postać w czarnym płaszczu, z maską na twarzy. W ręce trzymała broń. Część 4 Poruszyła lekko ręką, w której trzymała coś na kształt maczugi. Poruszyła nią teraz gwałtowniej, przez co wzbudziła lęk całej czwórki. Myśleli, że zaraz zaatakuje, ta jednak rzuciła broń na podłogę. Nastąpił wielki huk, a postać zaczęła biec przed siebie. Wszystko działo się niezwykle szybko. Przepchnęła się przez kolegów, Bartek miał upaść, więc odruchowo chciał złapać się czegoś. W mgnieniu oka chwycił za maskę bandyty, zdzierając mu ją z twarzy. Nie zdążyli odkryć tożsamości nieproszonego gościa, bo ten zniknął zaraz na dole. Po nieudanej próbie ratunku Bartek runął ma ziemię. - Złaź ze mnie - mruknęła Uzbrojona - Fajna ta maska - wyrwała kawałek czarnego materiału okularnikowi. - Tak, super - stęknęła Jurka, wstając z podłogi - Moja głowa zaliczyła futrynę - z uśmiechem pogładziła się po głowie, czochrając czerwone włosy. Opal dopadła już do okna i obserwowała sporą dziurę w sąsiednim budynku. Bartek stawiał na nogi stolik, a Uzbro umiejętnie omijała kawałki szkła, chcąc dotrzeć do dziwnego przedmiotu. - Nie mam zamiaru tego dotykać - kopnęła owy przedmiot nogą - To chyba jest buzdygan. Łaciata jedynie zerknęła w jej stronę, po czym zasłoniła okno, a raczej jego resztki. Jurki już nie było w biblioteczce, pewnie zeszła na dół. Później się tutaj posprząta. Opal doskoczyła szybko do Uzbrojonej i wzięła broń do ręki. Nawet nie taka ciężka. - Co ty robisz? - spytał Bartek, opierając się o stół. - Idę zanieść to właścicielowi - wyszła z pokoju. - Ona chyba zgłupiała - szępnęła Uzbrojona, po czym popędziła za koleżanką. Najpierw rozwaliła schowek, potem ścianę w salonie. Trzy tygodnie temu uciekała, jak to mówi, przed "złem" i wybiła okno w swoim pokoju. Dało się ją lubić, choć była bardzo uciążliwa. Opal narzuciła na siebie płaszczyk, za którym probowała ukryć broń. Takiego czegoś nie wolno posiadać, a co dopiero latać z nim po ulicy. Możesz być przecież jakimś zbirem lub należeć do osy. Lepiej dmuchać na zimne. Coraz więcej myszy pojawiało się na ulicach, czyli coraz więcej potencjalnych świadków chętnych do obejrzenia ulicznego teatrzyku z udziałem ofermy i Niedźwiadków. Jak na kwiecień było całkiem zimno. Ukrywanie broni szło łaciatej jak na razie doskonale, nikt nawet na nią nie spojrzał. Mijała domki mniejsze i większe, ogromne tematy, ledwo żywe ogródki. Zza rogu wyłoniła się Uzbrojona, a za nią reszta przyjaciół. Uzbro wręcz biegła, a gdy zobaczyła przed sobą łaciatą momentalnie zwolniła. Obejrzała się za siebie i gestem pospieszyła resztę. Opal zatrzymała się, chciała na nich poczekać. Dziesięć sekund później obok niej pojawiła się cała trójka. - Gdzie idziemy? - spytała niewinnie Jurka. - Do koleżanki - odpowiedziała Opal - Sami zobaczycie, będzie fajnie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, którego reszta nie dostrzegła. Na pierwszy rzut oka nigdzie nie widać było Niedźwiadków, jednak wszyscy dobrze wiedzieli, że jest ich pełno. Siedzieli za każdym rogiem, na co drugiej ławce, kręcili się obok barów i tematów, jeździli autobusami tam i z powrotem. Niektórzy robili wykreślanki lub grali w łapki, a inni śledzili każdego oraz każdy ruch, czekając na potknięcie. Następnie odnotowywali wszystko - nieodpowiednie słowo, nieodpowiednie zachowanie, donosili Zielonym, a oni albo cię ostrzegali, albo banowali. Skręcili w lewo - tuż przed nimi wyrósł ogromny, szary budynek. Przed nim rosło sześć iglastych drzewek, prawdopodobnie świerków. Pośrodku ściany widniał napis "zakład energetyczny". - Serio? - zaśmiał się Bartek. - Piętro czwarte, chodźcie - ponagliła ich łaciata. Przekroczyli próg zakładu. Minęli pustą recepcję i kilka pokoi, po czym skierowali się w stronę windy. - Nie pójdziemy schodami? - powiedziała Uzbrojona, przyzwyczajona do wspinania się po stopniach. - A chcesz? - Opal miała już wcisnąć guzik od windy, po czym wzruszyła ramionami - w sumie możemy. Zgodnie ruszyli do drzwi z napisem "schody". Zniknęli za nimi, a po kilku minutach pojawili się na czwartym piętrze. Szli szerokim korytarzem. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, ściany były koloru lekkiego różu. Na podłodze rozłożony był granatowy dywan. Po obu stronach znajdowało się kilka pokoi. - Szukajcie 11b - rozkazała łaciata, która właśnie odnalazła pomieszczenie. Nawet nie zapukała, tylko weszła do środka. Jej oczom ukazała się mysz o włosach czarnych jak noc, które zdobiła czerwona bandana. Właśnie pisała coś na komputerze, a z krzesła zwisał czarny płaszcz. Wszystko wskazywało na to, że w pokoju nie było nikogo oprócz niej, jednak każde stanowisko odgradzała sporych rozmiarów płyta. - Siemka! - krzyknęła Opal i podbiegła do Ban - To chyba twoje - wyciągnęła broń oraz położyła na biurku. Ban uśmiechnęła się. Podeszła do szafki stojącej przy ścianie. Otworzyła drzwiczki, a ze środka wyjęła stos papierów. Za nimi znajdowała się skrytka, do której włożyła maczugę. - To tutaj nie ma kamer? - spytał stojący w progu Bartek i poprawił okulary na nosie. - Proszę cię - zaczęła Ban - tutaj są sami swoi! - Ona jest z OSY - dodała łaciata. Osa wydała z siebie cichy jęk. Podpierając się rękami wstała z krzesła. - Nie każdy musi wiedzieć - zmieszała się - ale przyjaciele Opal to także moi przyjaciele. Reszta chyba nie ucieszyła się z tej wiadomości. Kto wie, może to właśnie Ban brała udział w niszczeniu domu Jurki? - Opowiedz nam coś o sobie - zażądała Uzbrojona, która właśnie prześwietlała całe pomieszczenie. - Mogę w każdej chwili odłączyć prąd w tym dziale, należę do osy i oczywiście mieszkam z Opalką. - Fajnie - wzruszyła ramionami Jurka - Jesteś z tych myślących, czy raczej z tych rozwalających? - Jasne, że z myślących. Nagle w całym pomieszczeniu zgasły światła i rozbrzmiał alarm, od którego puchły uszy. Część 5 - Matko! - złapała się za uszy Ban. Wszyscy obecni w pomieszczeniu zaczęli panikować. Dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy, a czerwone światło niewiadomego pochodzenia poczęł migać, co doprowadzało ich do szaleństwa. Pomieszczenie oświetlały jedynie przerywane, okropne i czerwone błyski, ponieważ okna w błyskawicznym tempie zasłonione zostały barierami z metalu, odcinając grupkę od świata. Widzieli tylko zarysy mebli i postaci. Uzbrojona poczęła bić metalowe zasłony pięściami, co właściwie nie miało sensu. - Zamknijcie się wszyscy! - wrzasnęła Ban, po czym odgłosy walenia w metal ustały, a przyjaciele stopniowo uspokoili się. Teraz słyszeli tylko głośny alarm, a widzieli niewyraźne zarysy przedmiotów, mebli oraz postaci. Chwilę potem do pomieszczenia dotarło światło z odsłoniętych okien, okropny dźwięk zniknął, miganie ustało, pozostawiając po sobie jedynie dzwonienie w uszach oraz mroczki przed oczami. - Wyłączyłam alarm - odetchnęła koleżanka z bandaną - A teraz idźcie. Bartek nawet się nie oglądając dopadł do drzwi, a reszta poszła w ślad za nim. Biegli korytarzem, powoli oswajając się ze światłem dziennym. Pozostawili za sobą pokój wraz z Ban, a nagle usłyszeli kroki dobiegające z niedaleka. Zbiegli po wąskich schodach, w połowie których napotkali trójkę myszy. Jedna, mniejsza i drobniejsza od innych stała centralnie z przodu. Na sobie miała za duży płaszcz i chirurgiczną maskę. Kilka stopni za jej plecami stały pozostałe myszy, ubrane podobnie. Bartek rozłożył ręce i nawet nie drgnął. Drobna mysz bacznie go obserwowała, raczej z ciekawości. - Co się tak gapisz? - wycedziła Uzbrojona - Spadajmy - chwyciła Bartka za rękę i pociagnęła za sobą. Gwałtownie przecisnęli się przez gromadkę. Uzbro puściła nadgarstek przyjaciela oraz przyspieszyła. Coraz szybciej biegli w stronę wyjścia, do którego dopadli po chwili. Opuścili budynek i oddalili się o kilkadziesiąt metrów, aby zwolnić kroku. - Kto to był? - spytała Uzbrojona, łapiąc oddech. Opal przysiadła na ławce i wpatrywała się w chodnik z zamyśleniem. - Nie wiem - odparł okularnik, siadając obok łaciatej. Kojarzyła jej wzrok pełen niepewności, brązowe włosy i okulary podobne do tych, które nosił Bartek. - Już ją gdzieś widziałam - odezwała się. - Gdzie? - błyskawicznie zapytała Jurka. Opal jedynie wzruszyła ramionami. - No nic - westchnęła czerwonowłosa - nic nam się nie stało, żyjemy, jest fajnie - powiedziała. Nikt oprócz jej się nie cieszył. Opal nadal intensywnie myślała o nieznajomej, Bartek rozplatał i zaplatał palce, a Uzbrojona rozglądała się na boki. - Nie jest fajnie - chrząknęła Uzbro, której wzrok zatrzymał się na wejściu do zakładu, który przed chwilą opuścili. Skinęła głową, by tam spojrzeli. Z budynku wybiegło kilka myszy, ale było ich więcej. Uzbrojona zmrużyła oczy i w oddali dostrzegła czarnowłosą mysz z czerwoną bandaną na głowie, która w pośpiechu zakładała długi płaszcz. Każda pobiegła w inną stronę, a właśnie do nich zbliżały się dwie - Ban i myszka w masce chirurgicznej. - Chodźcie - oznajmiła Uzbro. Złapała Opal oraz Jurkę za rękę i pociągnęła za sobą. Obejrzała się za siebie, przyspieszyła. Puściła dłonie koleżanek. - Gdzie idziemy? - spytał Bartek. Uzbrojona rozejrzała się dookoła. Obok nich znajdował się ogromny plac z drewnianym podestem, na którym stało kilka osób, zajętych rozmawianiem. Przyjaciele przystanęli na chwilę i przyglądali się im. - To tutaj palimy niegrzeczne dzieci? - odezwał się nagle głos za nimi. Odwrócili się w stronę, z której dochodził. Wypowiadała go Ban, a za nią dreptała niższa koleżanka. - Teraz ich kolej? - na krawędzi platformy, tuż przy nich stała mysz o brązowym futrze, na głowie miała zimową czapkę. Wypowiadając te słowa ruchem głowy wskazała na przyjaciół. Towarzyszył temu jedynie chichot niskiej myszki. Część 6 Uzbrojona zmarszyła brwi i zabójczym wzrokiem spojrzała na Ban. Znajoma w bandanie szturchnęła łokciem niską koleżankę, a ta natychmiast przestała się śmiać. - Spokojnie, to tylko żarty - uśmiechnęła się Ban, klepiąc Uzbro po plecach. Nieznajomy jedynie machnął ręką i głośno westchnął. Bartek skrzywił się lekko, a razem z nim reszta przyjaciół. Było już popołudnie. Wiatr wiał coraz silniej, a podest zbudowany z krzywych desek skrzypiał z każdym krokiem, który na nim stawiano. Mysz w kolorowej czapce odeszła dalej, do swoich znajomych. Mała mysz uważnie obserwowała przyjaciół. Zdjęła z głowy kaptur. Oczom wszystkich ukazały się lekko pofalowane, brązowe włosy. Zerwał się wiatr, który rozwiał jej fryzurę. Nerwowo poprawiła różową kokardę przypiętą z boku głowy. Wiatr nagle ustał. Gdy znów począł wiać, usłyszeli głośny świst, jakby rozpędzonej lokomotywy. *** - Ty już lepiej nic nie mów - zakpił i poklepał kolegę po plecach - Naprawdę myślisz, że mogli to zrobić? Towarzysz tylko wzruszył ramionami. - Może to idioci, ale są sprytni. - Na tyle sprytni, żeby zabierać ją akurat w dzień? - zaśmiał się. - Nie wiem, jaki mają cel. Tak czy siak, nie uda im się - zabrał czapkę ze stołu i założył na głowę - Do zobaczenia. Opuścił ciemne pomieszczenie, kierując się schodami do góry. Strome schody doprowadziły go na parter niewysokiego bloku mieszkalnego. Myszy wychodzące ze schowka na szczotki nie wzbudzały już żadnych podejrzeń wśród zamieszkujących tutaj starszych osobników. Opuścił budynek, a wiatr oplótł go swoimi zimnymi łapami. Trzymał towarzysza w uścisku, dopóki ten nie odwrócił się do niego plecami i poszedł w swoim kierunku. *** W mgnieniu oka wdrapali się na drewnianą platformę. Pobliskie drzewa zasłaniały im widok na ulicę. Znów usłyszeli świst, tym razem głośniejszy. Kilka metrów przed nimi przemknęła ogromna, czarna lokomotywa z około dziesięcioma wagonami. Przejeżdżając, wydawała okropne dźwięki. Świeciła się na fioletowo, niebiesko, żółto oraz zielono, światło to było tak oślepiające, że właściwie nikt nie mógł zauważyć jej kół, o ile w ogóle je posiadała. Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła z ich pola widzenia, zostawiając za sobą ogon z dymu i wesoły krzyk dziennych zjaw. - Wraca! - krzyknęła brązowa mysz. W powietrzu znów rozległ się świst. Lokomotywa jechała szybko, jednak wolniej niż przedtem. Przemknęła im przed oczami. Uzbro zeszła z platformy, aby lepiej widzieć środek transportu, którego przeznaczenia najwidoczniej nikt nie traktował poważnie. Kłęby dymu rozniosły się po całym niebie. Białowłosa stała po kolana zanurzona w dziwnej, nie wiadomo skąd pochodzącej fali różnokolorowego światła, która przypominała zorzę polarną. Lokomotywa gwałtownie skręciła w lewo, hamując. Wystarczył jeden nieodpowiedni ruch, aby pociąg spoczął na boku, na środku opustoszałej ulicy. Drzwi od kabiny otworzyły się, a ze środka wyskoczyły dwie myszy. Ubrane były w czerwone peleryny, jakby wyciągnięte prosto z bajki. Na głowie miały kaptury. Jedna z nich wykrzyczała niezrozumiałe słowo, machając ręką do towarzysza. Ich wzrok powędrował w stronę rozłorzystego drzewa o ogromnym pniu. Zapewne ktoś lub coś ukrywało się za nim, obserwowało. Nagle ze swojej kryjówki wyszła postać ubrana identycznie, jak dwójka nieznajomych. Położyła dwa palce przy czole i zasalutowała. Odwróciła się w przeciwnym kierunku, nabrała rozpędu. Przebiegła kilkanaście metrów, kiedy rozłożyła ręce, zamachała nimi, dopóki nie wzbiła się w powietrze. Chwilę potem frunęła z wiatrem, żeby w końcu zniknąć im z pola widzenia. Część 7 Na pewno był to rzadki widok. W końcu na co dzień nie widuje się latających myszy, prawda? - Twój chytry plan wyszedł nam bokiem - stwierdziła mysz z różowym kwiatem wpiętym we włosy. - Spokojnie, jak mogliśmy przewidzieć, że działanie tej lokomotywy będzie wołało o pomstę do nieba? Poza tym, co oni nam zrobią? - ze śmiechem spojrzał na myszy stojące na drewnianej platformie. - Może oni nic, ale widziałeś tego gościa, który przed chwilą jakby nigdy nic sobie poleciał? Matko, od kiedy w ogóle szczury latają? - To pewnie jakaś szycha z dowództwa, w najlepszym wypadku nas wykopią - jego koleżanka prychnęła pod nosem - a w najgorszym skrócą o głowę. - Muszą bardzo lubić tego grata. - Oj, tak - podrapał się po nosie - No, może z tą głową przesadziłem, ale pewnie zrobią nam coś mało przyjemnego. Wtem usłyszeli za sobą głośne krzyki. Część myszy zeszła już z platformy i ruszyła w ich kierunku. - Zbieramy się - ponaglił koleżankę starszy, zakładając kaptur peleryny. Szybko wskoczyli do kabiny. - Przecież nie ruszymy. To nie ma sensu - jego koleżanka mówiła spokojnie. Jej towarzysz nacisnął parę kolorowych guzików, po czym pojazd wydał dziwny odgłos. Nim się obejrzeli, nie leżał on już na boku, tylko stał, tak jak powinien. Zabrzmiał gwizd, a kabina wypełniła się smugami dymu. - Jak to zrobiłeś? - spytała zdezorientowana białowłosa. - Oj, przestań - maszyna ruszyła - To podobno jest lokomotywa parowa, a my nie mamy tutaj ani węgla, ani kotła - zaśmiał się. Kawa była nowa w organizacji. Okazało się, że zachwyciła wszystkich w dowództwie swoim temperamentem i ogólnie całą sobą. Jak to jeden magnat powiedział: "Bierzcie, póki gorące". Tak więc Kawa wylądowała w organizacji jako stażystka, a od posady informatyka i zawodowego hakera dzielił ją miesiąc grania w tetris i udawania, że robi coś sensownego. Szybko zakolegowała się z pewnym niedorzecznym i bezpośrdnim osobnikiem. Przyjęto go tam ponoć tylko na chwilę, aby sprawdzić, czy nadaje się do tej pracy. Niby nie wykazywał żadnych specjalnych umiejętności, a więcej z niego było szkody, niż pożytku. Mimo tego spędził w organizacji już grubo ponad dwa lata. Główny dowódca uwielbiał jego żarty, ale uwielbiał także obsmarowywać go za plecami. Po prostu przyzwyczajono się do obecności tego słabego żartu komisji rekrutującej. *** - Uciekli nam! - krzyknęła Uzbrojona. Rzeczywiście, lokomotywa oddalała się w bardzo szybkim tempie, nadal wydając z siebie upiorne dźwięki oraz ciągnąc za sobą kolorowy dym. - Kim oni właściwie są? Do osy nie należą, to pewne - mówiła Jurka. Nagle z głośników umieszczonych na wysokich, betonowych słupach rozbrzmiał głos jednego z moderatorów. Uwaga, nadajemy arcyważny komunikat! Około godziny siedemnastej czasu lokalnego dokonano ataku na siedzibę załogi. Z sześciu pięter zniszczone zostały trzy. W budynku przebywało około czterystu myszy. Obecnie trwają akcje poszukiwawcze. Na miejscu są już zastępy straży oraz wozy ratunkowe. Na razie odnaleziono ośmiu zabitych i dwudziestu dwóch rannych. Osoby przebywające na niższych piętrach zostały natychmiast ewakuowane z powodu możliwości zawalenia się budowli. Nie wiadomo nic o sprawcach tej tragedii, jednak służby specjalne prowadzą już śledztwo. Z powodu katastrofy wyprowadzono stan wyjątkowy. W najbliższym czasie zalecamy pozostanie w domach oraz apelujemy o zachowanie ostrożności. Głos umilkł. Zaraz po nim nastąpiło wycie syren. Dochodziło ono z wszystkich możliwych stron. - To się porobiło - powiedziała Opal, chcąc przekrzyczeć syreny - Lepiej wracajmy. - Jestem za! - wrzasnął Barten, łapiąc Jurkę za pelerynę i ciągnąc za sobą. - Ja wam mówię, to wszystko przez ten zakichany pociąg widmo! - krzyknęła białowłosa, wskazując palcem w górę. - Uzbro, idziesz? - spytał blondyn. Uzbrojona jedynie machnęła ręką. Znajomi oddalili się, a grupa z osy zawzięcie o czymś dyskutowała. W oddali widać było unoszący się dym, pewnie dlatego, że owe miejsce znajdowało się niedaleko. Część 8 Stan wyjątkowy zakończył się dokładnie pięć dni po tragicznym zawaleniu się siedziby załogi. Łącznie zginęło dwanaście osób, z czego dwie zmarły z powodu obrażeń. Trzydzieści cztery osoby przebywały w szpitalu, leżały w stanie ciężkim bądź czekały na wypis. Od teraz informacje radiowe mogły nadawać jedynie myszy specjalnie do tego wyznaczone, to znaczy osobiście powołane przez władcę. Audycje powinny dotyczyć jedynie spraw państwowych. Zakazano wydawania prasy. Jednakże jedna jedyna gazeta, którą dzięki działalności spiskowców (nie minęły nawet dwie noce, a powstały takie właśnie organizacje) wydano, trafiła w ręce pewnej białowłosej myszy z przepaską na oku. 12 kwietnia około godziny trzeciej w nocy dokonano zamachu stanu. Armia wroga wdarła się siłą na Plac Suli, a stamtąd udała się wprost do Palatium, gdzie obalono dotychczasowy rząd. Władcą państwa ogłosił się pan w todze oraz kolorowej czapce, niejaki Alntrula. Pojmano wiele myszy, nie obyło się także bez ofiar. Zakazano ruchu komunikacji miejskiej, wyjątkiem będą jedynie osoby podróżujące do pracy, które od teraz aż do odwołania przemieszczać się będą wyznaczonymi do tego specjalnie tramwajami oraz pociągami. Cisza nocna obowiązywać będzie od godziny dwudziestej pierwszej do piątej rano. Niech żyje! Uzbrojona prychnęła głośno. Stała pod latarnią, a przed nią widniała ulica, niegdyś bardzo często uczęszczana przez przeróżne środki transportu, a dziś jej jedynymi użytkownikami były szczątki ulotek oraz gazet. Wiedziała, że powinna bardziej uważać - zegary wybiły godzinę dwudziestą pierwszą dokładnie trzy minuty i dwadzieścia siedem sekund temu, a ona, stojąc pod latarnią, rzucała się w oczy. Nad jej głową fruwały ptaki, równke nieostrożne jak ona. Może w ich małym życiu także działa się tragedia, tak mała jak one, a jednak wielka? W oddali Uzbrojona usłyszała niepokojący dźwięk jadącego pojazdu, o tyle niepokojący, jak niepokojący może być odgłos kół pędzącego samochodu w obecnej sytuacji, dokładnie siedem minut i czterdzieści dwie sekundy po ciszy nocnej. Z natury nie myślała zbyt wiele (a wręcz bała się myśleć), bo po co tracić cenny czas na nieistotne gdybanie, gdy można zacząć działać? Przed oczami wyrósł jej starodawny samochód o raczej rzadko spotykanym żółtym kolorze. Jego drzwi otworzyły się, a ze środka wyszła mysz ubrana w płaszcz o nieprzyjemnym dla oka odcieniu brązu. Nie przyglądała się jej zbyt dokładnie, bo uważała to zwyczajnie niepotrzebne. - Co pani tutaj robi o tak nieprzyzwoitej porze? - mówiła spokojnie, a głos miała przyjemny dla ucha - W dodatku z tym w rękach. - wskazała na gazetę, którą Uzbrojona nagle ścisnęła mocniej. Białowłosa zauważyła jak spod kapelusza jej rozmówczyni wystają różowe kosmyki włosów i rozpoznała w niej Zieloną. Myślała, że wraz z nastaniem nowych rządów cała dotychczasowa elita została usunięta ze swoich stanowisk. - A to już ta godzina? - spojrzała na swój nieistniejący zegarek - Przepraszam, chyba straciłam poczucie czasu. - zobaczyła zirytowane spojrzenie Zielonej - To? To jakiś bezsensowny kawałek papieru! - mówiąc, poczęła gnieść gazetę, a następnie podarła ją na coraz mniejsze kawałki. Jej rozmówczyni wyjęła z kieszeni płaszcza dziwne urządzenie. Jego ekran świecił agresywnym kolorem, a Uzbro pomyślała, dlaczego nagle wszystko ma tak nieprzyjemne barwy. Nim się obejrzała, Zielona z drugiej kieszeni wyciągnęła następne urządzenie, które połączyła z tym pierwszym. Skonstruowana maszyna wypluła niewielką kartę. Zielona nabazgrała coś na jej tyle, po czym podała Uzbrojonej. - Trzy upomnienia i jedziemy na komendę, więcod wycieczki do naszej siedziby dzieli panią zaledwie jedno. Radziłabym pani wracać do domu. Uzbrojona była zbyta zajęta oglądaniem dokumentu. Widniało na nim jej imię, zdjęcie, a nawet grupa krwi. Na odwrocie były rubryczki przeznaczone do wypiwywania upomnień. Trzask zamykanych drzwi i pisk opon przypomniały jej, że rzeczywiście powinna wracać. *** Krzesło na komendzie przypominało jej te wszystkie niewygodne krzesła, na których kiedykolwiek siedziała. Wypłowiały materiał (o nieprzyjemnym kolorze), niewygodne siedzenie, chwiejące się nogi, w dodatku krzywe. Przypomniała sobie również wydarzenie, które doprowadziło ją tutaj, do tego niezwykle niewygodnego krzesła. Część 9 Uzbrojona stwierdziła, że ostatnio zaczęła zbyt dużo myśleć. Jednak nie myślała wiele, kiedy dwa dni później postanowiła przespacerować się w deszczu, ale tym razem dwadzieścia trzy minuty po ciszy nocnej. Lubiła wilgotne deszczowe powietrze, lecz nie lubiła szarości, więc ciemna i głucha noc była jak najbardziej odpowiednia do takich wypadów. Idealnie maskowała szarówkę. Noc maskowała prawie wszystko. Nie potrafiła ukryć białej myszy przemierzającej ulice uśpionego miasta, przed której nosem pojawiło się znowu to samo auto o żółtej barwie. Z samochodu wysiadła ta sama Zielona, dała jej kolejne upomnienie, a następnie zabrała na komendę. Wprowadzono ją do pomieszczenia, gdzie beżowa tapeta (prawdopodobnie kiedyś biała) odklejała się od ścian, podłoga niemiłosiernie skrzypiała, a krzesła były niewygodne. Pozostawiono ją samą w pokoju. Zielona powiedziała, że zaraz wyśle tutaj kogoś innego, bo ona sama musi wracać na patrol. Krzesło stojące po przeciwnej stronie biurka wydawało się Uzbrojonej o wiele bardziej wygodmniejsze. Bez namysłu przesiadła się na nie, kiedy usłyszała głośne chrząknięcie. Przed nią stała mysz ubrana w taki sam płaszcz (o nieprzyjemnym kolorze), ale w okularach. Na głowie miała czarodziejski kapelusz. Zdawać się mogło, że zaraz krzyknie i rozkaże jej jak najszybciej wstać, lecz owa mysz tylko usiadła naprzeciwko, przyglądając się białowłosej z uwagą. - Dlaczego nie przestrzega pani ciszy nocnej? Włóczenie się po mieście o tak późnej porze jest niebezpieczne. Mogło się pani coś stać. - powiedział. - Znowu straciłam poczucie czasu, a lubię wieczorne spacery - wzruszyła ramionami. - A w czasie wieczornych spacerów czyta pani konspiracyjną prasę? Nie wie pani, że od czytania po ciemku psuje się wzrok? Cóż, Uzbrojona podziwiała świat tylko jednym okiem, więc miała do stracenia mniej niż inni. Ponownie wzruszyła ramionami. Drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem. W wejściu stało trzech gości ubranych w identyczne płaszcze, z takimi samymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Krzyknęli coś, ale Uzbro tylko po części ich zrozumiała. Mówili o osie i ataku na drugie skrzydło budynku. - Dlaczego osa miałaby atakować swoich? - wypaliła białowłosa. - Nie należymy już do osy - skinął ręką na swoich kolegów - Zabierzcię ją do aresztu. Tymczasowo. *** Cela wyglądała jak każda inna cela, w każdym innym możliwym miejscu, w którym znajdują się cele. Ściany z pustaków oraz kraty w jedynym, malutkim okienku. Jednak cela ta znajdowała się w drugim skrzydle budynku, czyli w tym zaatakowanym przez osę. Uzbrojona stała na środku niewielkiego pomieszczenia i próbowała zatkać swoje ogromne uszy, ponieważ alarm wył niemiłosiernie, a towarzyszyły mu dźwięki jakby rozbijanych ścian. Groziło jej potencjalne niebezpieczeństwo, a na pewno byłaby mniej zagrożona, przebywając w pomieszczeniu do przesłuchiwań. Ściany celi poczęły drgać. Zastanawiała się, czy ktoś po nią przyjdzie i wyciągnie z tego okropnego miejsca. Nagle po lewej stronie usłyszała strzały. Z każdą sekundą stawały się coraz bliższe i coraz głośniejsze. Drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wparowały dwie uzbrojone po zęby myszy. Nakazały Uzbrojonej podążać za sobą, po wyjściu z budynku wpakowały do samochodu, związały ręce oraz nogi, zakleiły usta, a następnie wprowadziły do obskórnego budynku z napisem "apteka". Gdy odklejono jej taśmę z ust (nóg i rąk nie wyswobodzono), zorientowała się, że przebywa w niemal identycznym pokoju, jak poprzednio. Takie same ściany oraz podłoga, identyczne meble. Nawet krzesła były równie niewygodne. Na biurku stał posążek z mosiądzu przedstawiający ul. Znajdowała się więc w jednej z (zapewnie licznych) siedzib osy. - Nie znalazła się pani w areszcie bez powodu, prawda? - spytał zapewne jakiś komisarz. - Musi więc pani coś wiedzieć. - O czym? - O tamtych osobnikach. Jakieś plany ataków, miejsca przebywania szpiegów? Wie pani coś na ten temat? - Trafiłam do aresztu za trzy upomnienia. - powiedziała całkiem poważnie. - Oj, musi pani coś wiedzieć. Może coś o zatopieniu lotniskowca wczorajszej nocy? - A to nie był wasz lotniskowiec? - Cóż, raczej nie zatapialibyśmy swoich. Chociaż, to mogłoby być sprytne posunięcie. Ale nie. - Jak już mówiłam, trafiłam do aresztu za trzy upomnienia. Byłam tam zaledwie kilkadziesiąt minut. - Uznajmy, że pani wierzę. A potem trafiła do celi, która wyglądała jak każda inna cela, w każdym innym możliwym miejscu, w którym znajdują się cele. Jurka Czerwonowłosa piękność, chociaż kolor jej włosów trudno określić. Pozytywnie nastawiona do życia optymistka, bywa cholernie poważna. Bartkowi nie podoba się jej ubranie. Bartek Miły, zawsze służy pomocą, jest opiekuńczy. Nie rozumie wielu rzeczy. Każde wyjście z domu jest dla niego niebezpieczną misją. Uzbrojona Jest chodzącą zagadką. Dużo osób się jej boi. Odważna, kontrowersyjna, Opalka Jurka mówi na nią "Myszko krówka". Bardzo łatwo się denerwuje, oh i obowiązują prawa autorskie Dernière modification le 1525374960000 |
Elsaxelsa « Consul » 1503170580000
| 5 | ||
powodzenia mam nadzieje, ze wypali pozdrawiam cieplutko :-) |
Bananuszki « Censeur » 1503170700000
| 4 | ||
Aaaa superowe! Powodzonka życze ;*; Dernière modification le 1503171600000 |
Peachy_tea « Consul » 1503214560000
| 1 | ||
Fajne bede czytac Powodzenia |
Luna1928 « Consul » 1503220320000
| 2 | ||
Powodzenia Dernière modification le 1510582620000 |
Bananuszki « Censeur » 1503255420000
| 2 | ||
Luna1928 a dit : to ty jestes u nas na grupie na diskordzie???? |
Crybaby911 « Censeur » 1503306900000
| 2 | ||
Suuuper <3 Kiedy rozdział 2? |
Bananuszki « Censeur » 1503398340000
| 2 | ||
świetnie opisałaś te postacie c: |
Thelumix « Consul » 1503411180000
| 2 | ||
Bardzo dobrze napisane fajnie się czyta i można sobie to wszystko wyobrazić opul ja ci mówię ty książke musisz napisać, będziesz sławna :^) Dernière modification le 1503497400000 |
Elsaxelsa « Consul » 1503502740000
| 2 | ||
super czesc 2 nie moge sie doczekac czesc 3 |
4 | ||
tak wstawiłam część 2 troche długa jest |
Bananuszki « Censeur » 1503509400000
| 1 | ||
Świetne *~~~* |
Thelumix « Consul » 1503517140000
| 2 | ||
sooper 2 część |
Patolary « Citoyen » 1503522420000
| 2 | ||
Słabe :/ |
3 | ||
Patolary a dit : smutno mi teraz :( |
Natiibobr « Consul » 1503648180000
| 1 | ||
M-moge wystąpić? |
Bananuszki « Censeur » 1504371780000
| 1 | ||
Radość wreszcie rozdział kiedy ja lol Dernière modification le 1504372200000 |
Elsaxelsa « Consul » 1504372920000
| 2 | ||
super rozdzial pozdrawiam cieplutko z rodzinkom |
Bananuszki « Censeur » 1506252660000
| 1 | ||
super rozdzial pozdrawiam cieplutko z rodzinkom |
Elsaxelsa « Consul » 1506253020000
| 1 | ||
znuw super rozdzial czekam na nastepny pozdrawiam cieplutko z rodzinkom |