[FF] Dziedzictwo Nurtu |
Neftyda « Censeur » 1513430700000
| 14 | ||
Rok 2094 Niewyraźny zarys jakiegoś przedmiotu unosił się lekko nad ziemią. Niezwykle widoczny, nie do przeoczenia, jej duma, jej dziedzictwo. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek. Idealna , symetryczna deska. Wyciągnęła łapkę w jej kierunku, chcąc poczuć chłód szamańskiego drewna. Oczywiście natrafiła na pustkę. Deska była wciąż tylko iluzją, wspomnieniem dawnej potęgi Nurtu. Zefira parsknęła z dezaprobatą. Nie tego oczekiwała po dwudziestu latach cholernie męczących ćwiczeń! Imię: Zinith Imię: Brandon Imię: Mala Imię: Zefira Spis postaci będzie edytowany. Rozdział 1 Zinith Winda pnie się coraz wyżej, ku mojej przyszłości. Dziś zostanę oficjalnie uznana za pełnoprawnego członka mysiej społeczności. Zostanę przyłączona do Gildii, zapewne będą to sprzątacze. Na coś lepszego nie mogę liczyć. Jedyne w czym jestem dobra to obrabianie sklepów i przypadkowych przechodniów. Brandon Okropnie się czuję od początku. Prawie w ogóle nie docierają do mnie słowa przemówienia. ‘Muszę się dostać do Kreatorów, muszę. To najlepsza Gildia, a ja mam predyspozycje’. Wmawiam sobie to od początku, jednak w głębi duszy nie bardzo w to wierzę. Ustawiają nas w szeregu. Jestem prawie na końcu. Jeszcze chwila i wybuchnę z emocji. Najpierw występuje jakiś wysoki szczur, opowiada o sobie i trafia do średniej Gildii. Kolejka powoli maleje, a ja mam już zupełny mętlik w głowie. ‘Brandon Weź się w garść! Będzie dobrze!’ próbuję sobie wmawiać. Bezskutecznie. Teraz na podwyższenie trafia jakaś dziewczyna. Od razu widać, że jest z rodzaju tych, których zawsze staram się unikać. Typowa szara mysz o tępym spojrzeniu, szarych włosach, aroganckim wyrazie twarzy i krzywym uśmieszku. Od razu widać, że to jedna z tych mało inteligentnych przedstawicieli Transformice. - Mam na imię Zin…- Cichnie nagle, a razem z nią cała sala. Jestem zupełnie zdezorientowany. W jednej chwili uderza mnie nieziemski blask, który zupełnie nie przypomina mi zwykłego światła słonecznego. Jest w tym coś nienaturalnego. Coś co sprawia, że uginają mi się kolana. Hmm, raczej nie coś lecz ktoś. Widzę zarys srebrnych skrzydeł, wzrok kieruję na twarz postaci. W jednej chwili zapiera mi dech w piersi! Stoję przed samą Boginią Zefirą… Rozdział 2
Brandon Nigdy nie szedłem tym korytarzem. Prawdopodobnie jest zarezerwowany tylko dla Lepszych i ich uczniów. Nie mogę uwierzyć, co ja tutaj robię. Bogini nie zdradziła nam żadnych szczegółów, tylko oznajmiła, że przyjmie na służbę mnie i tą drugą. Zapomniałem jej imienia. W każdym razie dostąpiłem wielkiego zaszczytu i prawdopodobnie nie mógłbym liczyć na większe szczęście. Ciekawe czy ten korytarz prowadzi do miejsca, gdzie mieszkają Lepsi. Jeśli tak, to jak tam jest? Jacy oni są? Czy Gorsi mają szansę w ich świecie? Zinith Niech ją szlag trafi! Wparowała w trakcie mojej przemowy, powiedziała parę słodkich słówek, a teraz mam u niej tyrać do końca świata? Patrzę z nienawiścią na jej I D E A L N E ciało. Nienawidzę ich wszystkich! Mala Widzę ją w oddali. Zbliża się powoli, krokiem godnym prawdziwej królowej. Za nią zauważam dwie postacie, skryte w blasku Bogini. - Pani- dygam pośpiesznie- Przygotowałam portal dla czterech osób jak kazałaś. Czy możesz mi przybliżyć przyczynę zabierania tych tutaj do naszego świata? Dziewczyna stojąca za Zefirą parsknęła. Bogini udała, że tego nie usłyszała, ja zaś nie chcę się wychylać. - Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, tak samo jak moi goście kochana- usłyszałam. Miałam ochotę krzyknąć Najwyższej w twarz, że to JA jestem jej najbliższą służącą, i że powinna dzielić się ze mną swoimi planami. Oczywiście nie powiedziałam tego, bo czasami trzeba trzymać język za zębami. Gorsza chyba jednak nie znała tej zasady. - Przecież portale zostały zniszczone. Z tego co wiem tylko Szaman może stworzyć nowy portal. Myślałam, że Bogini ją zbeszta albo chociaż uciszy, ale ku mojemu zdumieniu Najwyższa odpowiedziała: - Owszem zniszczono portale. Jednak jeden z nich ocalał. Prowadzi do innego serwera, w którym żyją Lepsi. Mala, moja służąca, umie wykorzystywać Nurt do otwierania istniejących portali- po czym zwróciła się do mnie.- Czyń honory kochana. Odwróciłam się ku portalowi i zgrabnie przeszłam na drugą stronę. Brandon Podróż portalem była o dziwo bardzo krótka. Nie było rozbłysków jakie sobie wyobrażał, ani żadnych pierścieni czasoprzestrzennych. Za to świat po drugiej stronie aż zapierał dech w piersi. Stał przed największą i najjaśniejszą budowlą jaką kiedykolwiek widział. Od razu domyślił się, że to Sanktuarium- siedziba Bogini Zefiry, a niegdyś szamańskich wodzów. Poczuł ciemność przed oczami, ale jak zwykle trwała ona tylko chwilę. Znowu mignął mu jej obraz. Dziewczyny, która pojawiała się dosłownie wszędzie. W koszmarach, w błogich snach, na jawie. Już nawet przestałem się zastanawiać kim jest. Ledwo docierają do mnie słowa Bogini. - Witajcie w moim domu. Teraz możecie go nazywać także swoim domem. Rozdział 3 Zinith Rozdział 4 Mala Brandon 'Tylko diabli mogą utorować drogę aniołom’ Zinith Rozdział 5 Zinith W końcu czuję znajomy chłód sztyletu w mojej łapce. Muszę przyznać, że wybór mają całkiem spory. Znajduję się w zbrojowni, która pełni zarazem rolę sali treningowej. Zewsząd otaczają mnie różne rodzaje broni: miecze, sztylety, włócznie, maczugi, bicze nabite ćwiekami, co tylko przyjdzie mi do głowy. Połowę z zasobu tej sali nigdy nie trzymałam nawet w dłoni. Podchodzę po kolei do każdego stojaka, aby przetestować wszystkie zabaweczki. Nie mam nawet dobrego porównania. Dotychczas używałam tylko wyszczerbionych, tanich sztyletów lub tasaków ukradzionych od rzeźnika. Tym bardziej podziwiam misterne wykończenia każdej z obecnych broni. Miecze i noże mają rękojeści zdobione kamieniami szlachetnymi oraz najróżniejszymi wzorami. Najczęściej wyryte są na nich sceny z pola bitwy, na przykład odcinanie głowy wrogowi. Milutkie. Najbardziej zainteresował mnie jeden ze sztyletów. Na oko niczym nie różni się od innych. Wykonanie, w porównaniu z innymi cudami Sanktuarium, jest średnie, ostrze wyszczerbione w jednym miejscu, gdzieniegdzie brakuje kamieni szlachetnych. Szczególną uwagę zwracam jednak na ledwo widoczny napis na rękojeści. ‘Dla Ithru od S.’, a pod spodem ‘Zostaniesz w moim sercu na zawsze’. Wygląda na to, że sztylet miał niegdyś właściciela, ponadto był podarunkiem. Ciekawe, co się stało z właścicielami… - Odłóż go. Odwróciłam się momentalnie. Szybko odłożyłam broń na swoje miejsce. - Masz setki innych, bardziej wartościowych broni, a wybierasz właśnie tą. Ciekawe.- powiedziała Zefira, przyglądając mi się badawczo. - Do kogo należał ten sztylet?- zapytałam. - Nie zadawaj zbędnych pytań. Miałaś obudzić Brandona i zabrać się za trening jak mniemam? Czy może znowu postanowiłaś olać sobie bezczelnie moje polecenia? - Co do Brandona, wykonałam zadanie. Powinien być tu lada chwila- pominęłam szczegóły. Bogini tylko wzruszyła ramionami. - Stań przed tamtą strzelnicą! Najpierw ocenimy wasze możliwości. - Czekaj, czekaj… Jakie my? I w tym momencie ją zauważyłam. Stała w kącie, skryta w cieniu Najwyższej, patrząc na mnie z nieskrywana nienawiścią. Odwzajemniłam spojrzenie. Mala Jeszcze śmie patrzeć mi prosto w oczy. Spotkałam na swojej drodze wiele myszy, które próbowały mi się opierać. Ona też prędzej czy później ulegnie. Postanowiłam się bardziej nią nie martwić. Do Sali wszedł Brandon. Od razu widać, że nie spał najlepiej. Włosy lepiły mu się do czoła, a oczy bezmyślnie wodziły po sali. Bezszelestnie udał się za Boginią w stronę strzelnicy. Taak, strzelanie może być ciekawe. O ile mi wiadomo Nowicjusze nie mają dostępu do łuku ani nawet żadnej ostrzejszej broni niż nóż do krojenia. Z chęcią popatrzę jak nowa upokarza się przed Boginią. Dziewczyna podnosi łuk i naciąga cięciwę. Ze zdziwieniem, nie zauważam u niej żadnych oznak stresu, żadnych drżących rąk czy czegokolwiek mówiącego o tym, że strzela pierwszy raz. Co prawda nie trafia w żaden ze środkowych okręgów, ale strzała ląduje w tarczy. Ja na pewno miałam gorsze początki. Spoglądam teraz na Brandona. Chłopak jest zupełną odwrotnością Zinith. Upuszcza strzałę dwa razy, niezbyt skutecznie próbując umieścić ją na cięciwie. Za trzecim razem robi to w miarę prawidłowo, ale widać, że jest bardzo spięty. Strzała nie trafia nawet w obręb tarczy. Chłopak upuszcza głowę ze wstydu. Zefira kręci tylko głowa z politowaniem. Nie wiem, po co właściwie się wtrącam, ale podchodzę do Brandona i kładę mu rękę na ramieniu. - Po pierwsze, musisz się rozluźnić. Gdy jesteś spięty , twoje mięśnie sztywnieją i nie działają tak, jak byś tego chciał. Dobry strzelec panuje nie tylko nad łukiem i strzałą, ale głównie nad sobą. - Sspróbuję- mówi niezbyt przekonany. Naciąga strzałę, widać, że próbuje się rozluźnić ale nie daje to większego efektu. Strzała ani trochę nie przybliżyła się do celu. Chłopak zrezygnowany chce odejść od strzelnicy, ale go zatrzymuję. - Spróbuj jeszcze raz- mówię, podając mu strzałę- Pomogę ci. Brandon bierze broń delikatnie, patrząc mi prosto w oczy. - Celujesz w tarczę, a nie w moje źrenice, czyż nie? Zawstydzony odwraca wzroki i jeszcze raz naciąga strzałę za cięciwę. Tymczasem ja dotykam delikatnie jego mięśni brzucha. Czuję, że chłopak zamiera na chwilę, jego oddech jest urywany. Przebiega po mnie lekki dreszcz, ale mimo to nie zdejmuję łapek. - Tutaj musisz się rozluźnić. Widzisz jesteś tu cały spięty. Spróbuj zapomnieć gdzie jesteś. Przypomnij sobie osobę, której ufasz najbardziej. Widzisz ją? Teraz spróbuj wyobrazić sobie, że ona tutaj jest. Miej ją cały czas przed oczami gdy strzelasz. Niech cały cholerny świat zniknie na to parę sekund. Jesteś tylko ty, łuk, strzała, cel i ona. Nie byłam zdziwiona, gdy strzała trafiła prosto w środek tarczy. Rozdział 6 Zinith Ćwiczenia praktyczne były zdecydowanie moją mocną stroną, czego nie mogę powiedzieć o następnej części testu. Kartki, które dostaliśmy, zawierają sześćdziesiąt pytań na temat historii gry, geografii, sztuki oraz programistyki, czyli tematów zupełnie dla mnie obcych. Rzadko kiedy zdarzało mi się chodzić do szkoły, a jak już, to nie zawracałam sobie głowy słuchaniem wykładowcy. Nie mam zbytniej pamięci do tych wszystkich faktów, więc zostaje mi udawanie, że myślę nad zadaniem. Jestem całkowicie pewna, że oddam pustą kartkę. Staram się nie spoglądać na Brandona, który właściwie nie odrywa długopisu od kartki. W normalnych, szkolnych warunkach z łatwością ściągnęłabym zadania od niego, ale wciąż czuję na sobie wnikliwe spojrzenie Mali. Po półgodzinie chłopak wstaje i oddaje w całości zapisany test. Przygryzam wargi i patrzę na swoje dzieło. Pod zadaniem szesnastym narysowałam nawet nieźle wyglądającego kota zjadającego mysz. Pod innymi pytaniami również piętrzą się napisy i obrazki, niezbyt związane z pytaniami. Oddaję test szybko, aby uciec od pretensjonalnych spojrzeń Zefiry i drwiącego uśmieszku Mali. Oczywiście gubię drogę do sypialni. Kluczę bezmyślnie po korytarzach, próbując znaleźć jakiś punkt odniesienia, ale jak na razie wszystko wygląda dokładnie tak samo. Wszystkie drzwi, które mijam są pozamykane, a niektóre korytarze kończą się ślepym zaułkiem. W końcu udaje mi się znaleźć jakieś otwarte pomieszczenie, które wygląda znajomo Niewiele myśląc, wślizguję się do środka. To co zastaję w środku, na pewno nie jest moją sypialnią, ani salą treningową. Znajduję się w przestronnym pomieszczeniu, przepełnionym od góry do dołu kamiennymi tabliczkami. Przyglądam się pierwszej z brzegu. Wyryte na niej słowa są trudne do odczytania, ale udaje mi się tego dokonać. Napis brzmi: Yrgia Odsuwam się powoli. Trafiłam na wielkie cmentarzysko. Kim są osoby, których imiona widnieją na tablicach? Co oznacza zmiennokształtna? - Ciekawi mnie jak tutaj trafiłaś. Podskakuję z zaskoczenia i odwracam się powoli. Za mną w powietrzu unosi się świetlista postać, którą poznaję od razu. Nie trudno pomylić go z kimkolwiek innym. To Szaman, który wprowadził nas w historię Pierwszej Nory oraz zlecił wykonanie cholernie trudnego zadania. Taak, jego twarz znowu wydała mi się znajoma. - Jaaa… Zabłądziłam…- postanawiam mówić prawdę. - I trafiłaś akurat tutaj? - Co w tym dziwnego? - Pewnie zdążyłaś zauważyć, że to miejsce pamięci. Usytuowano je w najdalszym zakątku Sanktuarium, aby niepowołane osoby nie mogły tutaj trafić przez przypadek. - To wygląda na to, że jestem cholernym szczęściarzem- odrzekłam- Ale skoro już tu jesteśmy… Kim są te wszystkie osoby? Czy ich ciała też tutaj spoczywają? - Oczywiście, ich ciał tutaj nie ma. Jest to, jak już wspomniałem miejsce pamięci dla najwybitniejszych szamanów, jacy kiedykolwiek żyli. Na tabliczkach umieszcza się imię, umiejętność jaką władali oraz to, w jaki sposób zginęli. - Czyli oni wszyscy byli kiedyś szamanami?- zdumiałam się- Lepsi zbudowali dla nich to miejsce? - To miejsce powstało znacznie wcześniej. Sanktuarium było niegdyś domem szamanów. Po wybiciu ich wszystkich sala ta została zapomniana. Pewnie tylko dlatego nie zburzono jej, bądź nie zamknięto. - Skąd o tym wszystkim wiesz?- zapytałam podejrzliwie. - Sam byłem kiedyś szamanem. Wiele z tych tablic sam wykułem wiele lat temu… - Zanim umarłeś…- wyrwało mi się. Szaman milczał. Wydawałoby się, że jest pogrążony w myślach, o ile to w ogóle możliwe. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Poczułam wewnętrzną potrzebę podejścia do niego i przytulenia, choć wiedziałam, że to niemożliwe. On nie jest materialny. I nigdy nie będzie… - Jak ci na imię?- spytałam. Nie odpowiadał. Patrzył w dal nieobecnym wzrokiem. Już straciłam nadzieję, że się odezwie gdy usłyszałam: - Jak będziesz mnie potrzebować, znajdziesz mnie tutaj. Skręcaj zawsze tylko w prawo, a dojdziesz prędzej czy później do tego miejsca. - Jego obraz zaczął się rozmywać. - Jak ci na imię?- spytałam ponownie. Tym razem usłyszałam odpowiedź. - Na imię mi Bas. Zniknął. Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu. Zastanawiałam się nad słowami Szamana. Miejsce pamięci. Najpotężniejsi z najpotężniejszych. Nie żyją. Nikt nie został. Kluczę między tabliczkami szukając najnowszego. Trudno mi to oszacować, bo Szamani najwidoczniej nie zawracali sobie głowy datami śmierci, czy urodzenia. Muszę kierować się tylko stanem, w jakim znajdują się kamienne płyty. Szukam tego ostatniego. Ostatniego szamana. Potem sobie przypominam. Przecież Lepsi nie wiedzą o tym miejscu. Nie było osoby, która zrobiłaby tablicę dla ostatniego. Mam ochotę śmiać się ze swojej głupoty, gdy nagle zauważam dziwny napis na ścianie. Wygląda, jakby ktoś od niechcenia wyrył scyzorykiem przypadkowe litery. Po dłuższych oględzinach okazuje się jednak, że znaki tworzą logiczną całość: Ithruel Rozdział 7 Brandon Dni zlewają się ze sobą. Wydaje mi się jakby każdy był taki sam. Trening, trening, trening, teoria. Tak już od trzech miesięcy. Zdziwił mnie fakt, jak bardzo odstaję od poziomu Zinith. Nigdy jakoś nie zależało mi, aby umiejętnie władać bronią, zważywszy na to, że nie było takiej konieczności. Właściwie nie było nawet takiej możliwości. Wstydzę się tego, ale pierwszy raz miałem łuk czy włócznię w ręce. Najgorsze jest to, że Ona znikła. Jakby nigdy jej nie było. Pewnie powinienem się cieszyć i prawdopodobnie robiłbym to jeszcze pół roku temu. Teraz jednak wszystko się zmieniło, wiem juz kim jestem, jakie jest moje przeznaczenie. Ale moje "oko wewnętrzne" (jak to nazywa Szaman) zostało jakby uśpione. Nie do końca wiem, co to znaczy. Jak co tydzień wyszedłem na zebranie odnośnie naszej misji. Na pewno będziemy gadać o tym, co zwykle. I jak zwykle nie ustalimy nic konkretnego. Klasyczne. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem wielką mapę rozstawioną na podłodze w sali treningowej. Sądząc po minie Zinith ona również była zdezorientowana. Natomiast Mala, Zefira i Szaman dyskutowali o czymś w drugim kącie pomieszczenia. - Wiesz może, o co tu cholera chodzi? - szepnęła Zinith. Pokręciłem przecząco głową. Nigdy jeszcze nie studiowaliśmy mapy gry, zajmowaliśmy się jedynie suchą teorią i charakteryzowaniem poszczególnych obszarów. Tylko, że robiliśmy to na wykładach, a nie na zebraniach odnośnie misji. Zanim zdążyłem głębiej się nad tym zastanowić, Zefira przemówiła: - Zrobiliście ogromne postępy w trakcie trzech tygodni nauki w Sanktuarium, więc uznaliśmy, że jesteście już gotowi, aby stawić czoła przeznaczeniu i podążyć śladami klucza... - Hmmm... pomyślmy- przerwała Zinith- Nie znamy położenia klucza. Nasza "wyrocznia" nie przybliża nam, co dokładnie mamy zrobić, więc co mamy uczynić? Przemieżyć całą grę? Mala ściągnęła nieznacznie brwi. Zdecydowanie nie popierała brawurowego zachowania dziewczyny, ani lekceważącego podejścia do wszelkich zasad. Szaman zaś zdawał się tym nie przejmować. Odpowiedział spokojnie: - Zdaje się, że znam kogoś, kto może wiedzieć więcej ode mnie. - Żartujesz sobie?! I dopiero teraz raczysz nam to powiedzieć?! Miesiące bezsensownych spotkań, a ty nagle wyskakujesz z czymś takim?!- wybuchła Zinith. - Zastanówmy się. Brandon nigdy nie trzymał nawet prawdziwego sztyletu w dłoni,- poczułem, że się czerwienię- ty w ogóle nie orientowałaś się, co jest poza granicami miasta. Jak miałem was posłać w nieznane? Tutaj nie chodzi o małą, przyjemną przechadzkę. W grę wchodzą Lodowe Przełęcze. To tam będziecie się kierować... - Lodowe Przełęcze?- wtrąciłem się- Przecież równa się to wyrokiem śmierci. To jeden z najniebezpieczniejszych zakątków gry, a my mamy za soba tylko trzymiesięczne szkolenie... - Nie możemy dłużej zwlekać. Przerobiliście podstawowe rzeczy, Mala zna drogę, a ja będę wam towarzyszył. Przez długą chwilę milczą wszyscy. W końcu, jak to zwykle bywa, Zinith przerywa ciszę. - Dlaczego Zefira nie idzie z nami? Wszystkie oczy zwracają się na Najwyższą. Ta tylko wzrusza ramionami. - Mam kupę spraw do załatwienia. Poza tym ktoś musi pilnować porządku. Czyli tchórzy, przyszło mi na myśl. Zaraz jednak odrzuciłem to. Przecież Bogini nie może zostawić Sanktuarium. Ośmieliłem się zapytać: - Czego będziemy szukać w Lodowych Przełęczach? - Nie czego, tylko kogo - odpowiedział spokojnie Szaman- Ma na imię Teresha. Jest raczej jedyną myszą zamieszkującą te tereny, więc znalezienie jej nie będzie zbyt trudne. - Jak ktokolwiek może mieszkać w TAKIM miejscu? - To... dość specyficzna osoba. Na pewno zrozumiecie niebawem... Nie brzmiało to obiecująco. Miałem nadzieję, że wyruszymy nie prędzej niż za dwa tygodnie. Następne zdanie wypowiedziane przez Malę rozwiało moje nadzieje. - Szykujcie się i wybierzcie broń. Wyruszamy nazajutrz. Rozdział 8 Zinith Z samego rana przeszliśmy przez portal. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że odzwyczaiłam się od gwaru miasta i niewygód związanych z życiem Gorszych. Przez parę ostatnich miesięcy pławiłam się w luksusach, o jakich oni mogą tylko pomarzyć. Zrobiło mi się trochę wstyd, zwłaszcza gdy przechodziliśmy obok domu dziecka, który był nie tak dawno moim jedynym schronieniem. Nie zrobiło na mnie większego wrażenia przejście przez slumsy, ale Mali dało się to we znaki. Widać, że nigdy nie była w tej dzielnicy i nie wyobrażała sobie życia w takich warunkach. Nic dziwnego. Wychowana była przez Lepszych, którzy nie wiedzą , co znaczy prawdziwy głód i brak dostępu do bieżącej wody. To właśnie było charakterystyczne dla slumsów. Odrażający smród i wychudzone myszy błagające o kawałek sera. Bardzo często dochodziły do tego pojękiwania, krzyki i odgłosy bijatyk, które były tutaj chlebem powszednim. Przed wyjściem każdy dostał zestaw broni, dopasowany do umiejętności. Mi przypadł w udziale łuk, który przewiesiłam na plecach oraz zestaw sztyletów. Brandon i Mala dzierżyli zaś długie miecze oraz włócznie. Każda broń była nowa i najwyższej jakości, poza jedną. Wykradłam ją z Sanktuarium chwilę przed wyruszeniem. Sama nie pojmuję, po co to zrobiłam, ale poczułam dziwaczne przeczucie, że tajemniczy stary sztylet może mi się przydać. ‘Zostaniesz w moim sercu na zawsze’ głosił napis na rękojeści... Godzinę temu weszliśmy w gęsty las, nazywany przez tubylców Diabelską Puszczą z powodu tajemniczych głosów, które podobno słyszano wśród drzew. Zaczęło się ściemniać, więc Mala zarządziła postój. - Brandon poszukaj drewna na opał. Ty Zinith zajmij się naszym prowiantem- zarządziła Lepsza. Po zjedzeniu kolacji przyszedł czas na odpoczynek. Miałam objąć pierwszą wartę i po trzech godzinach obudzić Malę. Wierciłam się gorączkowo na swoim stanowisku, próbując się uspokoić. Nieraz zdawało mi się, że słyszę podejrzane dźwięki, wycie albo ujadanie. Po godzinie wpadłam w stan odrętwienia, a mój mózg domagał się snu. Głowa opadała mi coraz bardziej, obraz zaczął się rozmazywać... Trzask! Rozbudziłam się natychmiast szukając źródła dźwięku. Kolejne trzaski zupełnie odsunęły zmęczenie, odruchowo sięgnęłam po sztylet. Dotyk metalu trochę ukoił moje nerwy do czasu aż gałęzie okolicznych krzewów się poruszyły. Nie miałam wątpliwości, że coś się zbliża. - Mala! Brandon!- krzyknęłam ostrzegawczo. Oboje zerwali się w jednej chwili. - Co się dzieje?- spytała dziewczyna. Nie musiałam nawet odpowiadać. W jednej chwili z krzaków wyłoniły się najokropniejsze bestie, jakie kiedykolwiek widziałam. Przypominały myszy, ale miały wielkie szpiczaste uszy, ogromne kły i mordercze spojrzenie. W jednej chwili naciągnęłam strzałę na cięciwę, rezygnując ze sztyletu. Dwa stwory zwróciły się w moim kierunku, a pozostałe trzy okrążyły Malę i Brandona. Wypuściłam strzałę, ale potwór okazał się szybki i uchylił się przed pociskiem. Spróbowałam po raz drugi celując w bestię obok i tym razem trafiłam w kostkę. Rozległ się przepełniony bólem skowyt, ale potwór nie przestawał posuwać się w moją stronę. Drugi również był niebezpiecznie blisko. Wypuszczałam kolejne strzały, ale stwory nie były głupie i coraz bardziej zmniejszały dystans. Spróbowałam jeszcze raz celując bardziej w prawy bok, gdzie jak się spodziewałam odskoczy bestia. Strzała trafiła prosto w brzuch, a potwór osunął się bezwładnie na ziemię. Nie mogłam za długo triumfować, bo poczułam piekący ból na ramieniu. Druga z bestii dosięgła mnie pazurami. Musiałam zrezygnować z łuku i wyjęłam sztylet, nacierając na potwora. Mając za sobą wiele bijatyk stoczonych tą właśnie bronią, wiedziałam co robić. Uchyliłam się przed ciosem ostrych pazurów i rzuciłam sztyletem, uważając aby nie znaleźć się w zasięgu morderczych kłów. Broń ugrzęzła w ciele potwora, który wydał ostatni dźwięk i padł martwy. Przypomniałam sobie o reszcie drużyny. Sytuacja wyglądała bardzo nieciekawie. Mimo że jedna z bestii leżała przeszyta włócznią na wylot to z lasu wyłoniły się jeszcze dwa potwory. Miecz i włócznia Brandona leżały na trawie poza jego zasięgiem, najprawdopodobniej wytrącone podczas walki. Chłopak był bezbronny i mógł liczyć tylko na Malę dzierżącą w łapce miecz. Mimo to dziewczyna na pewno nie zdoła obronić ich obu przed czterema potworami. „Muszę coś zrobić, aby odwrócić ich uwagę” pomyślałam. Moje sztylety mają większe szanse w starciu w gąszczu, niż długi miecz. W jednej chwili przyszedł mi do głowy szalony pomysł. Zanurzyłam strzałę w dogasającym płomieniu ogniska i nie zważając na ogień liżący moje palce wycelowałam oraz strzeliłam. Grot nie trafił dokładnie w bestię, ponieważ odległość była dosyć duża, ale to wystarczyło, aby odwrócić uwagę wszystkich czterech stworzeń. Chwilę później wszystkie potwory rzuciły się na mnie. Rozdział 9 Mala Podniosłam miecz do góry. Wiedziałam już, że nie mamy żadnych szans, aby wygrać z czterema wygłodniałymi potworami. Brandon był zupełnie bezbronny i przerażony. Uchwyciłam na moment jego wzrok, wyrażający bezsilność i panikę. Wiedziałam, że muszę go bronić za wszelką cenę. Muszę... Nagle usłyszałam świst. Wszystkie potwory jednocześnie obróciły sie w kierunku źródła dźwięku. Strzała, która wydała odgłos utkwiła centymetr od stopy jednego z potworów, jednak ta odległosc wystarczyła, aby ogeń rozprzestrzenił sie na skórze kreatury. Rozwścieczona bestia pognała w stronę strzelca, a jej towarzysze pognali za nią. Odetchnęłam głęboko czując ulgę, ale chwile później zamarłam, orientując się, kto wypuścił strzałę. Zinith. Jej oczy wyrażały ogromną determinację oraz gniew. W łapce dzierżyła sztylet, a łuk i kołczan przewiesiła przez ramię. Jej ciało było przygotowane do przyjęcia ataku. Poczułam podziw dla tej dziewczyny, która przyjęła na siebie furię potworów, aby nas uratować. Jednak nie było to zbyt rozsądne z jej strony. Potwory zacieśniały krąg wokół niej, uchylając się przed pchnięciami sztyletem, zbliżając sie nieubłaganie. Dziewczyna nie przestawała, ale było widać, że z każdą sekunda traci siły. Jedna z bestii prawie zdołała dosięgnąc ją pazurami. Uświadomiłam sobie, że musimy coś zrobić, inaczej Zinith zginie. - Brandon, podnieś swoją włócznię!- krzyknęłam, biegnąc w stronę nieprzyjaciół. Dla chłopaka lepiej będzie, jeśli zaatakuje włócznią niż mieczem. W przypadku niepowodzenia zachowa dystans od morderczych kłów i pazurów. Ruszyłam do przodu zaskakując jedną z bestii od tyłu. Klinga przebiła potwora na wylot, zabijając go w okamgnieniu. - Mala?!- krzyknęła Zinith drżącym głosem. - Zauważyłam, że sobie nie radzisz kochana- odpowiedziałam, nacierając na kolejną bestię. Niestety straciłam przewagę, jaka było zaskoczenie. Bezskutecznie cięłam mieczem powietrze, przeklinając szybkosć nieprzyjaciół. Nie mięliśmy szans w starciu z trzema rozwścieczonymi potworami. Już na początku wyprawy czeka nas śmierć. Brandon Drżąc na całym ciele podniosłem włócznię. Natychmiast zalała mnie fala mdłości i zwymiotowałem. Żołądek zdawał się wyskakiwać z mojego brzucha. Przeklinałem siebie w duchu. Dziewczyny nie radziły sobie z potworami, a ja siedziałem tutaj bezwładnie ogarnięty bólem brzucha i zawrotami głowy. Spróbowałem się podnieść, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wszystko się rozmazało... 'ONA. Znowu ONA. Wróciła do mnie. - Pomóż mi! Pomóż nam!- krzyknąłem. Nie odzywała się. Uśmiech zagościł na jej ustach. Milczała długo. Aż w końcu wypowiedziała cztery słowa. - Nadszedł czas. Twój czas.' Podniosłem się z klęczek. Nie czułem bólu, nie czułem mdłości, nie czułem niczego. Ująłem w dłoni włócznię, wiedząc, że tym razem dam radę. Nie wiem skąd to wiedziałem, ale czasami zdarza się po prostu wiedzieć. Mieć całkowita pewność. Napłynęła do mnie energia, poczułem, że nikt nie zdoła mnie powstrzymać. Zaszarżowałem na pierwszego potwora, wbijając włócznię głęboko w jego ciało. Bestia nie mogła się obronić przed tym niespodziewanym atakiem, ale pozostałe dwa potwory skierowały się na mnie. Jakaś wewnętrzna siła kazała mi wyjść im naprzeciw. Pobiegłem przed siebie i zaatakowałem. Zaskoczony potwór nie zdążył się uchylić. Padł martwy jak jego poprzednik. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z siły i szybkości mojego uderzenia. Momentalnie obróciłem się w stronę ostatniej bestii, która wyglądała na najmądrzejszą. Zaatakowałem ponownie, ale potwór zdołał uchylic sie i wytrącic mi z rąk włócznię. Przez chwilę nie docierało do mnie, co się właściwie stało, ale zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Mala i Zinith pojawiły się nagle u mojego boku. Obie ociekały krwią, ale ich spojrzenie nie wyrażało chęci poddania się. mala przypuściła atak z prawej strony, zmuszając potwora do odskoczenia w lewo, gdzie nadział sie na sztylet Zinith i przypieczętował swój los. Nagle poczułem, że siły mnie opuszczają. Mala podbiegła do mnie. - Brandon! Co się dzieje? Chciałem odpowiedzieć, że wszystko w porządku, że już po wszystkim. Jednak zamiast tych słów udało mi sie wydac tylko piskliwy dźwięk. Poczułem, że nieznana energia znowu do mnie napływa. Nie wiedząc dlaczego, wypowiedziałem słowa: 'Szukaj tylko tam, gdzie początek, Momentalnie zdałem sobie sprawę ze znaczenia wypowiedzianych słów. W końcu udało mi się wygłosić przepowiednię... Rozdział 10 Zinith Każdy dzień zdawał się być taki sam. Las wydawał się nieskończony, a zapasów ubywało. Od momentu walki nie mięliśmy żadnych poważniejszych kłopotów, nie licząc ataków wyjątkowo natrętnych leśnych moli. Dzisiaj mijał jedynasty dzień wyprawy. Długo zastanawialiśmy się nad słowami przepowiedni Brandona, jednak nie udało nam się wyciągnąć z niej czegoś konkretnego. Chłopak najwidoczniej wie tyle, co my lub coś ukrywa. - Mala, ile jeszcze będziemy szli przez ten okropny las?- zaskomlał Brandon. - Cholera, mówiłam ci, że nie wiem!- warknęła Lepsza.- Zastanawia mnie, gdzie jest ten przeklęty szaman! Chyba zdołałby zebrać chociaż tyle Nurtu, aby się nam w końcu pokazać! - Na pewno się pojawi. Nie zostawiłby nas...- sama nie wiem dalczego to powiedziałam. Mala otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. - Niby skąd to możesz wiedzieć?! Wystawił nas na wyprawę w poszukiwaniu jakiegoś klucza, który nie wiadomo, czy istnieje! Przepowiednia jest niejasna, może oznaczać dosłownie wszystko! Nie wiemy gdzie mamy szukać, nie wiemy gdzie jesteśmy... Nic nie wiemy! - Dlaczego miałby to zmyślić?!- oburzyłam się. Wysunęłam łapkę, aby odgarnąć pnącze bluszczu. Postąpiłam krok naprzód. -ZINITH! STÓJ!- krzyknął Brandon. Za późno. Straciłam równowagę. Za wiszącym bluszczem ziała ogromna przepaść. Było za późno, aby zrobić cokolwiek. Poczułam, że zaczynam spadać. Silne ręce złapały mnie w ostatniej chwili. - Ej! Tak ci się spieszy? Otworzyłam oczy. Całe moje ciało wciąż drgało z przerażenia. Rzuciłam okiem na wybawiciela. Bas. Szaman. Stał, uśmiechając się do mnie leniwie. Jego ciało migotało łagodnie, ale wyglądało bardziej realistycznie niż przedtem. - No wreszcie nasz kochany bohater przybył na czas!- wypaliła Mala.- Dlaczego do cholery nie raczyłeś nas zaszczycić wcześniej? Na przykład, kiedy prawie zginęliśmy z rąk potworów? - I tak na nic bym się wam nie zdał. Długo zbierałem Nurt, aby moje ciało stało sie chociaz na chwilę zwarte. Najwyraźniej przyszedłem na czas, bo gdyby nie ja, nasza kochana Zinith dawno by nie żyła- spojrzał na mnie przelotnie. Poczułam rumieńce na twarzy. Jak mogłam być taka głupia i nie zauważyć przepaści? Nie mogę pozwolić, aby to się powtórzyło. - Brandon w końcu wypowiedział przepowiednię- postanowiłam zmienic temat. Szaman uniósł brwi. - Naprawdę? Coż, tego się nie spodziewałem. Opowiedzcie mi ją. Powtórzyłam mu słowa chłopaka. Byłam pewna, że Bas będzie wiedział, co robić i jak interpretować słowa. - No i co? Co teraz mamy zrobić? O co w tym chodzi?- spytała niecierpliwie Mala. - Nie mam zielonego pojęcia- odpowiedział spokojnie Szaman. Oczy Lepszej zaświeciły się niebezpiecznie. - JAK TO?! JEŚLI TY NIE UMIESZ TEGO ZINTERPRETOWAĆ, TO JAK MY MAMY TO ZROBIĆ?! Bas uniósł łapkę w pojednawczym geście. - Jak juz mówiłem, znam kogoś, kto może znać odpowiedź na te pytania. - Ta dziewczyna z Lodowych Przełęczy?- wtrącił się Brandon. - Owszem. Jesteśmy już blisko. Teraz zostaje wam tylko pokonanie tych kilku pagórków. Wskazał na krajobraz przed nami. Z tego wszystkiego nie zdążyłam go dokładnie obejrzeć. Gdy się obróciłam, zaparło mi dech w piersiach. "Kilka pagórków" było wielkimi górami pokrytymi od góry do dołu śniegiem. Każdy szczyt okalała warstwa jasnoszarych chmur, nadając krajobrazowi ponure wrażenie. Poczułam, że żołądek związuje mi się w supeł. Niezbyt odpowiednie słowo wyrwało mi się z ust. Uszłyszałam za sobą westchnienie Mali. - Owszem Zinith, doskonale to ujęłaś. Rozdział 11 Mala Śnieg. Śnieg. Śnieg. I oczywiście... mróz. - Walę to! Robimy postój!- wykrzyknęła Zinith. Nie miałam siły protestować. Od dwunastu dni wędrujemy Lodowymi Przełęczami. Szaman znowu zniknął, nie podając dokładnej lokalizacji. Wspomniał tylko, że mamy iść przed siebie, a miejsce rozpoznamy na pewno. Nie jestem tego taka pewna. - Jak myślicie, ile to jeszcze potrwa?- zapytał Brandon, trzęsąc się z zimna. - Nie mam zielonego pojęcia- odrzekłam, przeglądając jednocześnie zawartość naszych podróżnych tobołków. Sytuacja marnie się przedstawiała. Zostało nam bardzo mało jedzenia, a celu nie było widać. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli zboczyć z drogi, aby coś upolować. Nagle natknęłam się na koc. Przypomniałam sobie, że Zefira podarowała nam go przed wyjściem. W pierwszym odruchu chciałam się nim szczelnie otulić, ale spojrzałam na Brandona. Chłopak dostawał coraz większych drgawek, aż ciężko było na niego patrzeć. Westchnęłam i podałam mu koc. - Tobie jest najbardziej potrzebny- powiedziałam. Brandon otworzył szeroko oczy. Zobaczyłam w nich nieme podziękowania. Chłopak wyciągnął rękę, ale zawahał się. - Jeśli się ściśniemy, zmieścimy się razem- odrzekł. Zaskoczyło mnie to. Nie protestowałam, wręcz dziękowałam mu w duchu. Usiadłam bliziutko i zarzuciłam nam koc na plecy. Chłód ciała chłopaka potwierdził moje przekonanie, że chłopak jest na granicy wytrzymałości. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy niezręcznie. Jedynym dźwiękiem jaki dało się usłyszeć, było szczękanie zębami i wycie wiatru. W końcu Brandon przerwał milczenie. - Jam myślisz, czy to wszystko ma sens? Zdziwiło mnie to pytanie. - Nie wiem. Być może ta cała Nora i Klucz faktycznie istnieją, ale czy to coś zmieni? Szamani i tak już nie wrócą. Ich era minęła. - Więc sądzisz, że ten system jest dobry? Że Lepsi naprawdę są bardziej wartościowi?- zdziwił się chłopak. - A czy Szamani nie robili tego samego?!- wykrzyknęłam.- Te ich moce przerażały każdego. Oni również dyskryminowali ludzi bez mocy. Dla nich byli nikim, nieudacznikami, tymi, których trzeba ciągle ochraniać. Uważali się za wielkich bohaterów, za zbawicieli świata, za wybrańców. Nurt był dla nich czymś więcej niż tylko narzędziem. Był czymś, co czyniło ich wyjątkowymi, co robiło z nich bogów, niezwyciężonych. Może to i lepiej, że Nurt w czystej postaci już nie istnieje? - O czym ty mówisz?! Jak możesz?! To.. - Kłamstwo?- spytałam- W którym miejscu? Chłopak milczał. Najwyraźniej nie mógł znalexć żadnych argumentów. - Dlaczego to zrobiłaś?- spytał nagle oschle. - Słucham? - Dlaczego do nas dołączyłaś? Potrząsnęłam głową. - Wiesz Brandon... Nie wiesz jak to jest mieć kogoś, kto jest dla ciebie bardzo ważny. Kogoś kto jest twoim największym autorytetem. Osobę, którą nie możesz zawieść... - Zefira- odrzekł chłopak cicho. Przytaknęłam. - Jest dla mnie wszystkim. Brandon zamyślił się, po czym odrzekł. - Chciałbym mieć kogoś takiego. W sensie prawdziwego, nie wizję lub.. no sama wiesz. Zapewne chodziło mu o tą dziewczynę ze snów. Zaczęłam mu współczuć. Nurt bywa okrutny. On sam się o tym przekonał. Znowu zapadło milczenie. Po paru chwilach zorientowałam się, że cos jest nie tak. Było zdecydowanie zbyt cicho. Nagle zorientowałam się w czym rzecz. - Brandon, gdzie jest Zinith?! Rozdział 12 Mala Śnieg nie przestawał padać, brodzenie w nim, sprawiało wrażenie stania w miejscu. Ze złości miałam ochotę krzyczeć. Co ta uparta Zinith sobie myślała? Gdzie ona się do diabła podziała? - Znalazłaś ją?- krzyknął Brandon. - Jakbym ją znalazła, to chyba bym ci o tym powiedziała kretynie!- burknęłam. Za chwilę pożałowałam tych słów, dałam się tylko niepotrzebnie ponieść emocjom. Jakby tego było mało, uderzyłam boleśnie stopą o kamień i stoczyłam się parę metrów. Wstałam, zagniewana na siebie. Już miałam wrócić z powrotem na górę, ale wtem zobaczyłam ślady, przysypane do połowy świeżym śniegiem, wciąż jednak widoczne. Nie było wątpliwości, ślady musiały należeć do naszej towarzyszki. Szybko zawołałam Brandona. - Ślady prowadzą na północ- stwierdził chłopak.- Cokolwiek chodzi Zinith po głowie, zabiję ją, gdy tylko się znajdzie. Wybrała najbardziej stromą drogę! - Nie jesteś jedyny w kolejce. Mam ochotę jej zdrowo nakopać- popatrzyłam przed siebie i westchnęłam.- Chyba nie mamy wyboru, musimy ruszyć za nią. Szybko spakowaliśmy rzeczy i ruszyliśmy po niewyraźnych tropach. Z powodu pogody poruszaliśmy się ślimaczym tempem, a ślady powoli niknęły pod świeżą warstwą puchu. - Musimy przyspieszyć- stwierdziłam.- Niedługo nie będzie już czym podążać. - Nie mogę szybciej- wyjąkał Brandon. Doskonale go rozumiałam, sama byłam u kresu sił. Z czasem na dobre straciliśmy trop. Zrozpaczony chłopak uderzył pięścią w śnieg. Nie było rady, abyśmy w tę pogodę brnęli dalej na oślep. Chcąc, czy nie chcąc musimy zboczyć na niższe partie i schronić się gdzieś, inaczej zamarzniemy. Przekazałam to Brandonowi, chłopak z niechęcia przyznał mi rację. Zaczęliśmy schodzić, długo nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu jednak przerwałam ciszę. - A co jeśli te ślady nie należały do Zinith?- zapytałam. - Żartujesz sobie!? Tutaj nie ma żywej duszy. - Ale jednak kogoś tu szukamy o ile Szaman nas nie wykiwał. Równie dobrze mogłyby to być jej ślady. Znaleźliśmy je parę metrów niżej. - Jeśli faktycznie był to ktoś inny, to gdzie do cholery podziałaby się Zinith? Fakt, dziewczyna nie mogła tak po prostu zniknąć. Chyba. - A co jeśli ktoś ją porwał?- zaniepokoił się chłopak. - Żartujesz sobie?! Zinith prędzej odgryzłaby sobie wszystkie kończyny, niż dałaby się porwać. Bądź spokojny! Chciałabym w to wierzyć. - Chyba faktycznie nie ma się o co martwić- odparł. Po godzinie znaleźliśmy całkiem przytulną jaskinię, skutecznie chroniącą od śniegu i porywistego wiatru. Brandon zaszył się w kącie, ja zaś nie mogłam usiedzieć w miejscu. Niepokoiłam się jak cholera. Myślałam o Zinith, Szamanie, Zefirze… O tym, co będę musiała zrobić. Zinith musi przeżyć, po prostu musi. Zauważyłam, że przegryzłam wargę aż do krwi. Ciepła ciecz spłynęła mi po twarzy. Nie zauważyłam nawet kiedy doszły do niej łzy. Płakałam, płakałam nad losem nas wszystkich. Nad tym okropnym światem. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie chciałam, aby chłopak zobaczył mnie w takim stanie. -Mala!- usłyszałam. Przeklęłam się w duchu. - Zostaw mnie samą! Nic mi nie jest!- skłamałam. -Eeee, M-mala. Nie o to chodzi. Mamy kłopoty! Odwróciłam się. Patrzyłam teraz prosto w ślepia niedźwiedzia polarnego. KONIEC TOMU 1 To jest mój pierwszy FF, więc nie spodziewam się zbyt wielkiego sukcesu. Zapraszam wszystkich do dyskusji na temat opowieści. Będę pisała nowe rozdziały regularnie (przynajmniej postaram się). Zgłaszanie postaci: Otwarte Dernière modification le 1520959980000 |
Neftyda « Censeur » 1513437780000
| 1 | ||
Tom 2 Rozdział 13 Teresha Śnieżyca rozpętała się na dobre. Echo w jaskini wzmagało złowieszczy ryk wiatru. Siedziałam skulona w kącie, wsłuchując się w ten odgłos. Przywoływał wspomnienia z dnia, kiedy utraciłam wszystko. Kiedy rozpętałam piekło. W takich chwilach miałam ochotę skończyć ze sobą, ale tak naprawdę brakowało mi odwagi. Zawsze w takich momentach brakowało mi odwagi. Usłyszałam bulgoczący dźwięk, mój żołądek domagał się porcji jedzenia. Nie pamiętałam, jak długo nic nie jadłam, dzień, może dwa. Tak naprawdę nie miałam na to ochoty, ale moje bebechy zawsze mnie do tego zmuszały. Ruszyłam z miejsca, odruchowo skręcając w stronę prowizorycznej spiżarni. Przez chwilę macałam ręką w poszukiwaniu resztek zapasów, znalazłam na szczęście kawałek mięsa z niedźwiedzia. Zdawałam sobie sprawę, że w końcu muszę wyruszyć na polowanie, posiłek nie starczy mi na długo. Przez chwilę myślałam, czy nie lepiej byłoby przeczekać śnieżycę, ale uznałam, że pogoda prawdopodobnie nie ulegnie zmianie w kolejnych dniach. W tutejszym klimacie bezustannie padał śnieg, a takie oberwania chmury były rutyną. Zarzuciłam ciężki myśliwski łuk i kołczan na plecy i ruszyłam, aby zdążyć przed zapadnięciem zmroku. Nie żeby robiło mi to wielką różnicę, znałam okolicę jak własną kieszeń, ale wiedziałam, że w nocy budzą się najgorsze drapieżniki, więc wolałam dmuchać na zimne. Poruszałam się na palcach, odtwarzając w głowie drogę i zapamiętując ją. Nasłuchiwałam, próbując przeniknąć dęcie wiatru. Wiele lat życia tutaj nauczyło mnie, jak oczyścić umysł, aby usłyszeć najcichszy szelest w burzy śnieżnej. Brnęłam bezszelestnie trzymając dłoń na łuku. Wtem usłyszałam szelest. Mój zmysł słuchu był rozwinięty na bardzo wysokim poziomie, określiłam odległość od źródła odgłosu i naciągnęłam cięciwę. Miałam nadzieję, że to coś większego niż lis śnieżny, który starczał ledwo na tydzień. Już miałam wystrzelić i pozbawić życia nieuważne zwierzę, ale: - Stój! Wstrzymałam oddech zdumiona. Byłam pewna, że usłyszałam właśnie mysi głos, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Nie z byle powodu wybrałam to miejsce, nie było tutaj żywej duszy. Uznałam, że musiało mi się przesłyszeć i jeszcze raz wycelowałam. - Nie strzelaj! Nie chcę ci zrobić krzywdy! Teraz nie miałam wątpliwości, ktoś tam był. Naprawdę ktoś tu był! Jasna cholera! Chciałam coś odkrzyknąć, ale z mojego dawno nie używanego gardła, wydobył się jedynie warkot, brzmiący jak „ghgjgh”. - Nie jestem twoim wrogiem! Nagle poczułam dotyk. Matko, jak długo nie czułam niczyjego dotyku! Dało się wyczuć, że ta osoba długo przebywa na mrozie, bo jej łapki były skostniałe z zimna. Miałam ochotę odrzucić ją, uciec, nawet zastrzelić, ale znowu nie miałam odwagi. Zamiast tego odezwałam się po raz pierwszy od wielu lat: - Chodź. W tym jednym słowie, wypowiedzianym po tylu latach kryło się jednocześnie niedowierzanie, strach, złość, niepewność, smutek i nadzieja. Nie wiem dlaczego je wypowiedziałam, nie wiem dlaczego ruszyłam w drogę powrotną. Usłyszałam kroki za mną. Wtedy odezwała się po raz kolejny. Dowiedziałam się, jak ma na imię, Dowiedziałam się, że ma do wykonania ważną misję, usłyszałam historię o Kluczu i Norze, o przepowiedni, o jej przyjaciołach. Dowiedziałam się, jak wygląda świat, jak ukształtował się bez Nurtu. Dowiedziałam się o Lepszych i Gorszych, o niesprawiedliwym systemie, do którego się przyczyniłam. -… teraz już rozumiesz, dlaczego tu jestem. Szukaliśmy ciebie, abyś mogła pomóc nam odbudować potęgę Nurtu. Szukali mnie. Wielkie nieba! Szukali mnie! Ktoś mnie szukał. Zapomniałam, jak to jest być szukanym. Przecież moje istnienie nie było dla nikogo potrzebne… A jednak. Odbudować potęgę Nurtu. Odbudować potęgę Nurtu. Odbudować. Odpokutować. Naprawić błędy przeszłości. Niewiele myśląc, uścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam. Gdyby mogły, z moich oczu sączyłyby się łzy. Rozdział 14 Zinith Śnieżyca nie ustępowała. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, gdy myślałam o Mali i Brandonie, krórzy prawdopodobnie szukają mnie w tych górach. Zostawała mi tylko nadzieja, że schronili się przed burzą i są bezpieczni. Właściwie nie wiem, co skłoniło mnie do pójścia samej. Nie pamiętam, jak udało mi się dojść do miejsca, gdzie ta kobieta próbowała mnie postrzelić. Im bardziej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej byłam przekonana, że wyprawa w pojedynkę nie była dobrym pomysłem. Jednak znalazłam ją. Nie było wątpliwości, o niej mówił Bas. Była inna niż sobie wyobrażałam. Oczy miała przewiązane czarną opaską, a furto szarawe, idealnie maskujące w tutejszych warunkach. Niezbyt często zabierała głos, z jej zachowania nie mogłam wyłapać, jakie ma do mnie nastawienie, póki zupełnie niespodziewanie nie wyskoczyła z uściskiem. Uznałam, że to dobry znak, ale gdy zapytałam ją, czy nam pomoże, nie odpowiedziała. Postanowiłam, że dam jej czas na przemyślenie sytuacji. Po pewnym czasie dotarliśmy do przestronnej jaskini, która pewnie pełniła funkcję prowizorycznego domu. Zaraz przypomniałam sobie slumsy, gdzie mieszkali Gorsi, tacy jak ja. Zacisnęłam zęby. W środku, wbrew pozorom, było bardzo ciepło. Na środku stał stos drewna, pełniący rolę ogniska. W rogu stało łóżko (o ile pięć warstw owczej skóry można uznac za łóżko), poza tym nie widziałam żadnych innych przedmiotów, ale zauważyłam małe pomieszczenie w tyle, zasłonięte kocem przybitym do skały kośćmi jakiegoś zwierzęcia. Nie wyobrażałam sobie życia tutaj. - Przez całą drogę opowiedziałam ci właściwie całą swoją historię, może teraz ty powiesz coś o sobie?- zagaiłam rozmowę. Nie dostałam żadnego odzewu. Kobieta usiadła w kącie i zamarla w bezruchu. Przypominała mi w tej chwili posąg. - To… Zastanowiłas się nad propozycją pomocy?- spróbowałam znowu. Nie doczekałam się jakiejkolwiek reakcji, nawet kiwnięcia palcem. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego zasłania oczy opaską. Pomyślałam przez chwilę, że jest ślepa, ale przypomniałam sobie, że bez trudu znalazła drogę powrotną, nie potknąwszy się ani razu. Musi być jakiś inny powód… - Co z twoimi towarzyszami?- zapytała nagle. Ze zdziwienia aż podskoczyłam. - Jak to, co z nimi? - Gdzie są? Wspominałaś, że masz towarzyszy. Zwiesiłam głowę. - Właściwie nie wiem, gdzie są. Poszłam szukać cię na własną rękę- wyznałam szczerze. Kobieta przekrzywiła lekko głowę. - Przypominasz mi mnie, dawną mnie. Też wówczas opuściłam swoich towarzyszy, myślałam, że mogę wszystko zrobić sama, że dam radę. Przez moje zachowanie wówczas zginęli. Mogłam temu zapobiec, mogłam, ale wszystko zniszczyłam- ukryła twarz w dłoniach. Zaskoczyły mnie te słowa. Już miałam ją pocieszyć, ale… - Ithru i Sarah zginęli tylko z mojej winy. Zatkało mnie. Byłam pewna, że skądś kojarzę te imiona. Gdzieś… Wtedy sobie przypomniałam. Przez chwilę grzebałam wśród sztyletów, aby znaleźć ten wyjątkowy. Ten z napisem: „Dla Ithru od S.”. Trzymałam go przez chwilę. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jeszcze mogłam o nich usłyszeć. Wtem przypomniałam sobie płytę w miejscu pamięci poświęconym najwybitniejszym Szamanom. Pamiętałam, że Ithruel był zapisany jako Ostatni Szaman. Niezwykle mnie nurtowało, czy te wszystkie rzeczy były ze sobą połączone. Postanowiłam zapytać. - Czy chodzi ci o Ostatniego Szamana? O Ithruela? Kobieta drgnęła. - S-skąd o nim wiesz? Zignorowałam pytanie. - Błagam pomóż nam! Zamykając się w sobie i spędzając całe życie w tak obskurnym miejscu, tylko pogłębisz żal. Trucizna, którą sama wytworzyłaś, wgryzie się w twoje ciało, w twoje serce. Być może zrobiłaś parę złych rzeczy, ale nie możesz się poddawać, szczególne, że zrozumiałaś swoje błędy.- Po chwili dodałam.- Oni też pewnie by tego chcieli. Nastało głębokie milczenie, przerywane tylko wyciem wiatru. Zaczęło się robić coraz ciemniej, słońce chyliło się ku zachodowi. Chciałam cos powiedzieć, ale zauważyłam, że kobieta zasnęła. Postanowiłam odłożyć rozmowę na jutro. Głowa opadała mi coraz bardziej, wycięczenie dawało o sobie znak. W końcu pozwoliłam sobie na odpłynięcie w tajemniczy świat sennych marzeń. Rozdział 15 Brandon Dzień był wyjątkowo ładny, jak na tutejszy klimat. Śnieg nie sięgał już do pasa, więc można było w miarę dobrze się przemieszczać. Postanowiliśmy z Malą, że zachowamy od siebie odległość stu metrów, aby przeszukiwać większy obszar. Jak na razie nie natrafiliśmy jednak na żadne znaki życia. Wrażeń mieliśmy dość. Nie tak dawno stanęliśmy oko w oko z niedźwiedziem polarnym. Na wspomnienie tego wydarzenia wciąż przewraca mi się w żołądku, tym bardziej, że zachowałem się jak tchórz. Nie potrafiłem nawet ruszyć się z miejsca, aby chronić chociaż siebie. Na szczęście Mala była przy mnie i zareagowała, niezbyt delikatnie odpychając mnie i skupiając na sobie uwagę bestii. Przyznam się, że byłem pełny podziwu jej siłą i umiejętnościami. Unikała ataków niedźwiedzia jakby przewidywała jego ruchy, przypominała mi tancerkę, tyle że bardzo niebezpieczną. Dwie minuty później było już po wszystkim, a my zyskaliśmy ciepłe koce z niedźwiedziego futra i kupę mięsa, które uzupełniło nasze podupadające zapasy. Największym naszym zmartwieniem była jednak Zinith. Próbowaliśmy przywołać Szamana, niestety bezskutecznie. Nasza towarzyszka mogła już nie żyć, ta myśl wprawiała mnie w ponury nastrój. W pewnym momencie moje nogi zaczęły mi ciążyć, a obraz rozmazywać. Próbowałem z tym walczyć, ale to tylko pogarszałem sprawę. Dobrze znałem ten stan, często miewałem go wcześniej. Odpływałem do krainy urojeń. Dawno nie spotkałem się z wyimaginowaną dziewczyną, miałem nadzieję, że chociaż ten jeden problem rozwiązał się sam, ale najwidoczniej się myliłem. W końcu całkiem poddałem się i zamknąłem oczy. Wszystko było niewyraźne. Uniwersum zaczęło jakby wirować, obraz był nieostry, kolory rozmywały się. Świat wyglądał jakby się topił. Tylko jedna z iluzji była niezwykle realistyczna. Ta dziewczyna. Sprawiała wrażenie lewitującej, jej piękne, brązowe włosy opadały na smukłe ramiona. Brązowe oczy patrzyły prosto na mnie. Futerko lekko powiewało, choć nie wyczuwałem wiatru. - Już niedługo Brandon- powiedziała spokojnie, jakby mówiła o pogodzie. Chciałem się wtrącić, ale ona ciągnęła dalej. - Nastaną ciężkie czasy, powrócą stare lęki, świat pogrąży się na nowo w chaosie. Musimy być przygotowani, aby stawić mu czoła. Wkrótce krew znów splami ziemię. Tylko my możemy to powstrzymać. - O czym ty mówisz?- nic nie rozumiałem. - Aby wygrać, musimy być razem. Twoja towarzyszka znajduje się dwie mile na południe w jaskini u podnóża Wysokiej Góry. Ona też odegra wielką rolę. - Mówisz o Zinith? Dziewczyna uśmiechnęła się. - Ufaj Nurtowi Brandon. Tylko Nurt jest naszym dziedzictwem, stworzonym przez Elisah, tchniętym przez chaos i udoskonalonym przez nas. Będą tacy, co zechcą Ci go odebrać. Wystrzegaj się ich… Wszystko zaczęło się kręcić. Tym razem nawet nie krzyczałem. Wiedziałem, że ona zniknie i nie powie mi więcej. Chwilę później wróciłem do swojego ciała. Nie zdziwiło mnie to, że podróż trwała tylko ułamek sekundy, a Mala nic nie zauważyła. Tamto uniwersum miało zupełnie inny czas, o ile było realne. Teraz przede wszystkim liczyła się informacja o Zinith, analizę pozostały słów zostawiłem na później. Zdecydowanie coś się szykowało. Niedługo miałem się o tym przekonać. Rozdział 16 Zinith Obudziłam się bardzo obolała, spałam w niewygodnej pozycji. Jak tylko otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą miskę z pieczonym mięsem. Przeczesałam wzrokiem jaskinię, ale nigdzie nie zauważyłam mojej współlokatorki. Zabrałam się za śniadanie, przypominając sobie, jak bardzo doskwiera mi głód. Po jakimś czasie zaczęłam się niepokoić. Przeszukałam jaskinię dokładnie, ale nie znalazłam nikogo. Postanowiłam rozejrzeć się na zewnątrz. Poranek był chłodny, ale śnieg przestał padać. Brodziłam po pas w warstwie puchu, coraz bardziej oddalając się od jaskini. Nie chciałam stracić jej całkiem z oczu, więc niechętnie zawróciłam. Zastanawiałam się nad tym, gdzie dziwna kobieta z opaską mogłaby pójść. Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszą rozmowę, uchwycić jakiś ważny szczegół… BAM! Nim zdążyłam zareagować, leżałam na ziemi. Cios nadszedł niespodziewanie z tyłu. Obolała podniosłam się powoli i spojrzałam prosto w rozwścieczone błękitne oczy. - Co ty sobie wyobrażałaś idiotko?!- krzyknęła Mala.- Nie wiesz jak się martwiliśmy?! Przez ciebie omal nie zginęliśmy, zgubiliśmy bezpieczną ścieżkę, a w dodatku przemarzłam do szpiku kości!!!- teraz byłam pewna, że słyszy ją każdy w obrębie pięciu kilometrów. - Ej, ej, spokojnie- zaczęłam.- Może to było troszkę głupie, ale znalazłam cel naszej podróży. - TROSZKĘ GŁUPIE??? - Daj spokój Mala- dopiero teraz zauważyłam stojącego nieopodal Brandona.- Teraz to już nie ma znaczenia. Zinith, czy to ta jaskinia? - Tak, właśnie ta- podniosłam się z ziemi. Odsunęłam się w obawie przed kolejnym atakiem Mali, ale Lepsza tylko fuknęła i założyła ręce na piersi. - Więc prowadź poszukiwaczko przygód- odpowiedziała z sarkazmem. Po drodze wymieniliśmy się historiami. Dowiedziałam się o spotkaniu z niedźwiedziem, co wprawiło mnie w ponury nastrój, bo wiedziałam, że to moja wina. Ja zatem opowiedziałam o dziwnej kobiecie, niezwykłej rozmowie i niechętnie o jej zaginięciu, co wywołało w Mali kolejny napad szału i przyodziało mnie w następne siniaki. Doszliśmy do jaskini i weszliśmy niepewnie. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że ponownie czuję zapach pieczonego mięsa. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy ujrzałam kobietę siedzącą przed ogniskiem i nakładającą sobie posiłek. Natychmiast się odwróciła, pewnie nas usłyszała. - Przyprowadziłaś towarzyszy, Zinith? - Skąd wiedziałaś, że to ja?- poczułam się całkowicie zbita z tropu. Kobieta zaśmiała się cicho. - To jasne, że zapamiętałam twój zapach. Wyczuwam również Nurt, więc to pewnie ci przyjaciele, o których opowiadałaś. Dobrze, że przygotowałam więcej jedzenia. Siadajcie! Mala i Brandon niepewnie usiedli. Po chwili poszłam za ich przykładem. Zachowanie kobiety zdecydowanie się zmieniło, w porównaniu z wczorajszym dniem. Zastanawiałam się, czy przemyślała ofertę pomocy. Odważyłam się zapytać. - Skoro już jesteśmy w komplecie, pomożesz nam? Dasz wskazówki? Odczytasz przepowiednię? Kobieta przerwała czynność. - Przepowiedni nie da się odczytać w całości. Poszczególne fragmenty staną się jasne w miarę upływu czasu. Mogę was tylko nakierować, ale nie możecie mieć stuprocentowej pewności. - Dobre i to- stwierdził Brandon. - Jak się nazywasz?- spytała Mala. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie spytałam kobiety o imię. Zawsze były ważniejsze sprawy, a pominęłam coś tak istotnego. Było mi okropnie wstyd. - Teresha. Mam na imię Teresha- odpowiedziała, po czym podała Mali i Brandonowi porcję jedzenia. Ja zjadłam posiłek już wcześniej. Gdy każdy już nasycił swój apetyt, przyszła chwila na rozmowę. Moi towarzysze zarzucali Tereshę pytaniami, ale ja już wiedziałam, że nie wyciągną nic od niej. Kobieta zdawała się nie przejmować pytaniami, co podjudzało tylko naszą ciekawość. - Jak brzmi przepowiednia?- spytała tylko. Brandon wyrecytował: 'Szukaj tylko tam, gdzie początek, Teresha na chwilę pogrążyła się w myślach. - Sens przepowiedni odczytuje się stopniowo. Musimy się skupić na pierwszym wersie. - Myśleliśmy, że chodzi o początek transformice. Doszliśmy jednak do wniosku, że pierwsza była Nora, do której klucza właśnie szukamy. Przeszło nam przez myśl również Sanktuarium, ale pokolenia mieszkających tam Szamanów na pewno znalazłyby ukryty tam artefakt- podsumowała Mala. - Możliwe, że to tylko gra słów. Skupiając się na konkretnych miejscach możemy jedynie wprowadzić się w błąd- zauważyła Teresha. - Próbowaliśmy różnie to definiować, ale bez skutku- wtrącił się Brandon. W trójkę zaczęli dyskusję o prawdopodobnych wariantach. Nie miałam ochoty się wtrącać. Przeanalizowałam w myślach pierwszy wers, który według Tereshy był w tej chwili najważniejszy. Bez skutku, nic nie przychodziło mi do głowy. Początek, początek… Gdzie go szukać? „Pewnie na początku” przyszło mi na myśl. Miałam ochotę się zaśmiać. - Najprostsze rozwiązania są najtrudniejsze do odgadnięcia- uchwyciłam słowa kobiety. W tym momencie dostałam olśnienia. Jeszcze raz w głowie wyrecytowałam przepowiednię. Skupiłam się na pierwszych literach każdego wersu: S, P, A, O, S, U Intuicja podpowiadała mi, że idę dobrym tropem. Napisałam te litery patykiem na ziemi. Wpatrywałam się w nie z niejasnym przeczuciem, że znam rozwiązanie. Wtem nawiedziło mnie wspomnienie izby pamięci w Sanktuarium. Przypomniałam sobie pierwszą tabliczkę, jaką wtedy odczytałam. Pewna Szamanka zmarła podczas misji do Asupii. Asupia. Sprawdziłam, ale litery nie pasowały, choć czułam, że jestem bardzo blisko. - Teresho- postanowiłam zaryzykować pytanie.- Co wiesz o Asupii? - Co to ma do rzeczy Zinith?!- krzyknęła gniewnie Mala. Nie zwracałam na nią uwagi i czekałam na odpowiedź. - Asupia, to olbrzymi teren, leżący na samych obrzeżach Transformice. Podobno Nurt bardzo mocno tam oddziałuje, ale z drugiej strony są to niebezpieczne, niezbadane tereny. Tylko na małym terenie wielkiej Asupii żyją myszy. Tubylcy nazywają swoją krainę Asupos, co oznacza boska przystań, stąd nazwa krainy, przetłumaczona na wspólną mowę. W jednej chwili wiedziałam, że miałam rację. Asupos. A, S, U, P, O, S Dokładnie te same litery. Dernière modification le 1526880600000 |
Nullalkeed « Consul » 1513439640000
| 1 | ||
Czekam na następny rozdział ♡ |
Neftyda « Censeur » 1513450920000
| 3 | ||
~Dodałam 2 rodział!~ |
Nullalkeed « Consul » 1513506360000
| 1 | ||
W ostatniej... części gdzie jest perspektywa Brandona dziwnie się czyta w trzeciej osobie. Ale nadal podobają mi się twoje rozdziały ♡ |
Neftyda « Censeur » 1513520820000
| 1 | ||
Dodałam 3 rodział! Nullalke a dit : Dziękuję ;* |
Neftyda « Censeur » 1513610580000
| 1 | ||
Jest już rozdział 4! Czyta pewnie jedna osoba, ale się nie poddaję .-. |
Sinqielegpleyek « Consul » 1513611480000
| 2 | ||
Mariipochwal a dit : To ze odpowiedziała ci jedna osoba, nie znaczy ze np ja nie czytam XDD I jeszcze to ; Czyta pewnie jedna osoba ale sie nie poddaje Nie no naprawdę niezły tekst, oj nieppddawaj sie na pewno zmienisz ludzkość |
Neftyda « Censeur » 1513611900000
| 2 | ||
Sinqlyplay a dit : Widzę, pan z sarkazmem xDD Oczywiście, że zmienię nie myśl sobie B) |
Neftyda « Censeur » 1513714680000
| 2 | ||
~Rozdział 5 dodany~ |
Neftyda « Censeur » 1513956600000
| 2 | ||
Dodałam Rozdział 6 Chciałabym poznać Wasze opinie (także te negatywne). Zdaje sobie sprawę, że FF nie jest idealny (w końcu mój pierwszy), więc dlatego zależy mi na konstruktywnej krytyce. Przystopuję też z pisaniem rozdziałów (będą się pojawiać co tydzień). |
Neftyda « Censeur » 1514667120000
| 2 | ||
Dodałam Rozdział 7 Miłej lektury. |
Sinqielegpleyek « Consul » 1514677920000
| 2 | ||
Dzielo naprawdę wspaniałe. Powodzenia |
Neftyda « Censeur » 1515246840000
| 1 | ||
Już jest rozdział 8! |
Neftyda « Censeur » 1515424860000
| 2 | ||
Akcja fanfika trochę się już rozkręciła, więc czas na Waszą inicjatywę! Nie mam obowiązku zatwierdzenia każdej postaci. *Imię: ~Jeśli twoja postać to Lepsza~ *Przejawy nurtu: [do wyboru: tworzenie iluzji, dalekowzroczność, zwiększona siła, zwiększona szybkość, zwiększona umiejętność wspinaczki, szybowanie, telekineza, niwecznik] ~Jeśli twoja postać to Gorsza~ *Gildia: [do wyboru: sprzątacze, strażnicy, mechanicy, nauczyciele, architekci, górnicy, łącznicy, zarządcy] |
Neftyda « Censeur » 1516903500000
| 4 | ||
W końcu nowy rozdział! Trochę się zasiedziałam, eh. |
Neftyda « Censeur » 1517002800000
| 3 | ||
Yep! Nowy rodzialik! Prosiłabym o opinie, porady czy cuś. |
Neftyda « Censeur » 1517081460000
| 1 | ||
New rozdział! Przepraszam, że taki krótki. |
Dobravka « Citoyen » 1518982500000
| 2 | ||
Wciągnęłam się, czekam na następny rozdział ^^' |
Neftyda « Censeur » 1520451240000
| 2 | ||
Szarkacza a dit : Oho, jednak ktoś to czyta. Nowy rozdział już jest! |