[FF] Wieczne poszukiwania. |
Bejrzie « Consul » 1514300640000
| 4 | ||
Wieczne Poszukiwania Postacie
|
Bejrzie « Consul » 1514300640000
| 4 | ||
Prolog Prolog 12 lat wcześniej... Mieszkamy we wspaniałym świecie, w którym żyją wyłącznie myszy. Lecz legenda głosi, że takich światów jest więcej! Na dodatek żyją tam również inne gatunki - ludzie, kosmici, słonie, borsuki... Można tak długo wyliczać. Jednak skąd o tym wiemy? I na to pytanie chcę Wam odpowiedzieć! Otóż kiedyś, setki lat temu, żyła piątka myszy - Ellie, Katy, Martin, Albert i Basil. Ale nie były zwyczajne, nie! Te magiczne myszy potrafiły przenosić się do odległej krainy za pomocą portalu. Portal ten nosił nazwę Toinen Maailma, co w języku fińskim oznacza "Inny świat". Co prawda, byle śmiertelnik był w stanie przejść przez bramę, by wyłącznie pozwiedzać tamtejsze okolice i dalej pozostać myszką. Oni, w przeciwieństwie do reszty społeczności, zmieniali się w inne zwierzęta. To dawało im nieśmiertelność, dlatego nazywano ich Wiecznymi. Od czasu odkrycia ich zdolności nikt w Transformice nie chodził głodny. To dlatego, że Wieczni przynosili stamtąd jedzenie - poczynając od najzwyklejszych ziaren, aż po najróżniejsze warzywa - selery, ogórki czy marchewki. Władze niedługo później poprosiły ich o pilnowanie portalu. Nie chciały, by inne myszki wchodziły do portalu, a później znikały bez śladu. Od tamtej pory przyjaciele czuwali blisko bramy do późnej nocy i przestrzegali śmiałków. Niestety pewnego razu zdarzyło się coś nieoczekiwanego... Gdy kumple poszli zjeść kolację, jakiś gryzoń, którego imienia nikt nie znał, poszedł do miejsca, w którym można było się teleportować. Tak szybko przeskoczył portal, że nawet nie dało się usłyszeć cichego pisku, który wydał z podekscytowania. Kiedy mysz znajdowała się już w innym świecie, Wieczni wracali z posiłku. Usiedli w tym samym miejscu co zwykle, na 2 lekko spróchniałych pniach powalonych drzew. Gawędzili sobie razem wesoło, ale nie trwało to długo. Już po kilku minutach rozmowy Ellie zauważyła, że Toinen Maailma zmienił kolor z żółtego na ciemny zielony. Wszyscy dobrze wiedzieli, co to oznacza. Ktoś się teleportował. Przyjaciele porzucili wszystko co do tej pory robili i natychmiast przeszli przez bramę. Gdy wyszli z drugiej, umieszczonej gdzieś między krzakami, wyglądali zupełnie inaczej! Martin zmienił się w gronostaja, Albert w psa, Basil w lisa, Ellie w wiewiórkę, a Katy w sowę! Sami zobaczcie!
W każdym razie, mieli do wykonania zadanie. Musieli uratować tego nieodpowiedzialnego gryzonia. Sprawa była o tyle trudna, że jeśli oni odniosą jakieś obrażenia powrócą do swojego świata. Zwyczajne myszki umierają tutaj od zwykłego zadrapania.Wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze, w końcu robili to już tyle razy... Nie raz mieli do czynienia z niedźwiedziem czy wilkiem... W tym świecie właśnie wtedy zachodziło słońce, dalsze części lasu były już spowite mrokiem. Wieczni rozdzielili się w poszukiwaniu malucha. Katy obserwowała wszystko z powietrza i miała za zadanie informować o wszelkich niebezpieczeństwach. Reszta szukała. W pewnym momencie zwierzęta usłyszały ich ustalony wcześniej sygnał alarmowy. Rozglądali się bez przerwy, ale nie potrafili znaleźć zagrożenia. W końcu zorientowali się. Po okolicy spacerowali ludzie. Szybko podbiegli by ich odstraszyć, ale było już za późno. Co prawda ludzie uciekli w popłochu, ale idąc po ich śladach znaleźli rozdeptaną małą mysz. Przy okazji mocno pokaleczyli ciała, bo ktoś zostawił tam pokruszone szkło. Przyjaciele teleportowali się do ich świata nie przechodząc przez bramę, Od tamtej pory nikt o nich nie słyszał. Ale podobno jeszcze gdzieś żyją... Mama małego Leo zamknęła książkę o tytule "Legendy Transformice" i odłożyła ją na półkę w swojej biblioteczce. - Jeszcze raz! - przekrzykiwali się koledzy i koleżanki czteroletniego synka. Rosaline, Ruth, Charlie, Conrad, i oczywiście Leo siedzieli i patrzyli z zaciekawieniem na mamę ostatniego z nich. Tylko Naomi oparta o ścianę zamyśliła się głęboko. - Nie, musicie już iść spać. Jest późno! Idźcie z Leo do pokoju gościnnego, przygotowałam już wam łóżka. Na pewno nie zapomnicie tego nocowania! Dzieci posłusznie poszły i zamknęły za sobą drzwi. Rozdziały Rozdział 1 9 kwietnia, piątek - To podasz mi w końcu tego pilota czy nie? - oburzona Ruth po raz kolejny spytała Rosaline. - Nie, pazury mi schną. Weź go sobie sama! Kuzynki siedziały na piętrowym łóżku w niedużym domu rodziny Rosaline. Skończyły piętnaście minut temu lekcje, a teraz odpoczywały, jednocześnie czekając na chłopaków i Naomi. Musieli poprawić ostatni test z matematyki, a jak skończą mieli wysłać wiadomość do Rosy. Co prawda, wszyscy mieli pieniądze na koncie, ale tylko Charlie nosił go do szkoły. Co prawda Conrad też tak robił, ale chodził do innej klasy. Na dodatek kontakt był utrudniony przez to, że na terenie szkoły nie można było używać urządzeń elektronicznych, więc chłopak mógł poinformować resztę dopiero po wyjściu. Komórka Rosaline zawibrowała. Leżała na drugim końcu pokoju, gdzieś między szafą a komodą. Dziewczyna rzuciła się na nią, ale Ruth była szybsza. - Nie! Tobie przecież schną pazury. - uśmiechnęła się drwiąco i odebrała połączenie. - Halo, Charlie? A, tak, Rosa nie mogła odebrać bo schną jej pazury. - w tej chwili przerwała i posłała kuzynce kpiące spojrzenie, a ona wyszła do kuchni - Mhm, jestem u niej. Tak, tak jak zwykle. Obok jeziora o 17. No. Tylko powiedz jeszcze Conradowi. Jeszcze później zadzwonię. Pa! Ruth się rozłączyła i odłożyła komórkę tam, gdzie leżała wcześniej. Wzięła pilota, którego ukochana kuzynka nie mogła jej podać i przełączyła z "Shopping Queen" na kanał sportowy. Akurat transmitowali kolarstwo. Automatycznie przełączyła na następny, na którym pokazywali biegi przez płotki. Zostawiła na nim i wygodnie ułożyła się na górnym łóżku. Akurat w tej samej chwili wróciła druga mysz z miską płatków musli. - Ej! Ja to oglądałam! - próbowała wyrwać Ruth pilota z ręki, ale jej się nie udało. Przy okazji wysypała połowę jedzenie, więc poszła po zmiotkę i zaklęła pod nosem. - Pff, oglądała, na pewno... *** Naomi wracała ze szkoły z chłopakami. Skończyli poprawiać test prawie w tym samym czasie. Zajęło im to jakieś 25 minut. Niespecjalnie długo, ale była oburzona tym, że musieli zostać po zajęciach w piątek. Nie dość, że mieli dzisiaj 8 lekcji, to jeszcze była taka ładna pogoda! 17 stopni, słońce przebijało się zza chmur i trochę wiało. W każdym razie, myślała, że napisała sprawdzian na czwórkę. Przy drugim podejściu wydawał się łatwiejszy. Zaczęła rozmyślać o tym, co było dzisiaj zadane. Język polski - napisać własną legendę, i... Właściwie tylko tyle pamiętała. Najwyżej jeszcze będzie sprawdzała w domu. Z zamyślenia wyrwał ją donośny głos Leo. - Conrad! Conrad! Chodź!!! - wrzeszczał strasznie głośno. Ani Charlie, ani Naomi nie widzieli nigdzie Conrada. - Gdzie ty go widzisz? - szepnął do niego drugi chłopak. - No tam, stoi za... - nie zdążył dokończyć, bo w ich stronę odwróciła się mała dziewczynka z krótkimi, ciemnymi włosami - Uch przepraszam, j-ja pomyliłem cię z moim przyjacielem, no i n-no... Mała myszka szybko odbiegła jak najdalej od nich, a paczka nadal wracała do domu. *** Wielkimi krokami zbliżała się godzina siedemnasta. Conrad wracał właśnie od swojej babci, która mieszkała po przeciwnej stronie miasta. Tak jak zwykle o tej godzinie miał zamiar pójść do miejsca w samym środku lasu. To właśnie tam znajdowało się małe jeziorko, przy którym on wraz z kumplami spotykali się już od kilku lat. Odkryli je w sumie całkiem przez przypadek - akurat przechadzali się do lesie w celu poszukiwania malutkich jaszczurek czy biedronek, aż natrafili na zbiornik wody. Obok niego stały stare ławeczki. Od tamtego czasu zaczęli tam przychodzić. Chłopakowi nie chciało się obchodzić lasu naokoło, żeby pójść dobrze znaną drogą. Obejście go zajęłoby strasznie dużo czasu, a nie chciał się spóźnić. Zawsze przychodził punktualnie. Postanowił więc, że dojdzie do miejsca spotkań nową trasą. - Przecież to nie może być takie trudne. Dotrzeć do środka lasu i już. - mruknął pod nosem. Ale jednak jego przeczucie było mylne. Zgubił się już po kilku minutach. Nawoływał pomocy, próbował się wydostać, ale wszystko na nic. Chodził we wszystkie strony, lecz niestety nikogo nie widział. W końcu zauważył jakieś żółte światełko w oddali... Gdy do niego doszedł, zauważył, że to portal. W Transformice było ich wiele - teleportowały do danego miejsca, które zwykle było napisane na drewnianej tabliczce obok przejścia. Te nie było podpisane, ale mimo wszystko chciał wyjść z tego lasu. Conrad skoczył i zostały po nim tylko ślady łap. Rozdział 2 Była już 17:10. Na bezchmurnym niebie świeciło słońce. Niby idealna pogoda na pływanie, ale nie dla wszystkich. Naomi, Rosaline i Leo siedzieli na drewnianych, już rozpadających się ławeczkach, więc chyba łatwo jest się domyślić, co robiła dwójka sportowców. Niezależnie od tego czy siedzieli, czy pływali, wszyscy czekali tylko na jedną osobę - Conrada. Zwykle przychodził przed czasem lub punktualnie, więc przyjaciele trochę się zaniepokoili. Bali się, że zdarzył się jakiś poważny wypadek. Mimo wszystko próbowali zachować spokój, bo dowiedzieli się od Charliego, że chłopak może się trochę spóźnić. Poinformował go, że przed siedemnastą będzie dopiero wracał od babci, która mieszka dość daleko. Lecz to ich nie uspokoiło. - Chyba nawet ze wsi obok można dojść już w tym czasie tutaj... - rzuciła Naomi - Może zabłądził w lesie? Wiecie przecież, jak lubi chodzić na skróty... - Też tak myślę. - dodał Leo. - Przecież mogło mu się coś stać. Jak się zgubi w lesie, to tak szybko się nie wydostanie. - Wyluzujcie! - do rozmowy wtrąciła się tym razem Ruth wychodząca na brzeg jeziorka - Przecież mówił, że się spóźni. Poczekajmy jeszcze 20 minut, potem możemy pójść go szukać. Wszyscy przystali na ten pomysł. Mieli czekać, ale czas strasznie się dłużył. Nie mieli za bardzo co robić. Ledwie wybiła 17:15, a dało się już usłyszeć głos Rosaline. - Nie wytrzymam dłużej. Nie mamy nic do roboty, a bez jednej osoby się przecież nie ruszymy, bo w każdej chwili może tu przyjść. W każdym razie, myślę, że Conradowi się coś stało i musimy pójść go poszukać. Teraz. Charlie, który jako jedyny jeszcze pływał stanął na trawę i wytarł się ręcznikiem. Następnie wrzucił go do swojego plecaka i zarzucił poręczny przedmiot na plecy. Uśmiechnął się nonszalancko i zaczął przedzierać się przez krzaki na dróżkę. - Co ty robisz? - usłyszał kilka głosów na raz. - Przecież ktoś musi poszukać Conrada. Jak nie wy to ja. - i mówiąc to wszedł na drogę i zaczął iść w głąb lasu. *** Zdyszani kumple dogonili go dopiero po dwóch minutach. Nic dziwnego, bo Charlie przez pierwszą biegł, i to jak szybko! Dopiero potem zwolnił trochę krok. - To jak, gdzie go zaczynamy szukać? - spytała Naomi. - Może bliżej drugiej strony lasu? Jeśli już, to tam zabłądził. - dorzucił Leo, chociaż nie był tego pewny. W końcu las był ogromny, więc mógł obejść go jakoś po obrzeżach. - A ja mam lepszy pomysł. Zadzwońmy do niego. - Rosa wyciągnęła telefon i zaczęła nim machać przed twarzami innych. - Wy żyjecie w innych czasach czy jak? Najpierw szukacie kogoś zamiast zadzwonić. Dzikusy! - skwitowała, i wybrała numer Conrada. Dało się usłyszeć trzy głośne "piiip", a następnie dźwięk rozłączania. - Dziwne... Jakby odebrał i od razu się rozłączył. - A może po prostu nie może odebrać? Pomyślałaś może o tym, dzikusie? - wtrąciła się Ruth. - Siedź już cicho... - Dobra, to teraz go poszukajmy... Tak jak powiedział Leo, chodźmy w stronę lasu, która jest bliżej mieszkania jego babci. - Charlie przejął inicjatywę - Chyba nikt inny nie potrafi się tym zająć... - pomyślał. Naprawdę czasem myślał, że przyjaźni się z bandą idiotów, a nie zwyczajnych myszy. Wszyscy szli w spokoju naprzód. Tylko od czasu do czasu można było usłyszeć ostrą wymianę zdań dwóch "dzikusek". Na ziemi nie było widać żadnych śladów. Prawie żadnych. Tylko odciski łap zwartej grupy. Brakowało przy tych odciskach jeszcze jednego - tego, z wykrzywionym pazurem u lewej łapy. Właśnie o właściciela tego pazura się tak martwili. Szli najrzadziej uczęszczaną częścią lasu. Nie było tu nawet słychać much i hałaśliwych biedronek. Jakby wszystkie się nagle pochowały przed niebezpieczeństwem, ale to by nie pasowało. W porannych wiadomościach nic nie mówili o drapieżnikach czy innych zagrażających bezpieczeństwu zwierzętach. Wszystko powinno być w jak najlepszym porządku, bo las był stale patrolowany. Więc w czym był problem?... Przyjaciele nadal chodzili po gąszczu drzew. Teraz już w całkowitej ciszy, bo kuzynki poobrażały się na siebie. Cienie drzew przyjemnie chłodziły, ale przy okazji grupa czuła się coraz mniej bezpieczniej. Było coraz więcej krzaków, i coraz mniej szans na znalezienie zaginionego Conrada. - Chyba się zgubiliśmy... - Naomi naprawdę się bała. - Rzeczywi... Nie! Aha! Mam jego ślad! Teraz już łatwo zobaczymy, gdzie zaszedł! - krzyknął Charlie. I tak się stało. Sportowiec narzucił grupie tempo i w przeciągu kilku minut dotarli do miejsca jak z bajki. Kilka spróchniałych pniów powalonych drzew, trochę kwiatów, i rzecz, która najbardziej przykuwała uwagę - wielki, ciemnozielony portal. - Przy tym portalu ślady się kończą. Więc wskoczył! - powiedziała Ruth, i już miała wchodzić do teleportu, ale jej najlepszy przyjaciel ją powstrzymał. - Uważaj na siebie! Nie jest podpisany! I do tego ma taki dziwny kolor... - zastanawiał się na głos. W tym samym czasie Naomi przypomniała sobie legendę z jej pierwszego nocowania. - Conrad... - szepnęła przestraszona. Dernière modification le 1516302360000 |
Sinqielegpleyek « Consul » 1514315040000
| 1 | ||
Nie no zajefajny prolog, a tak na serio to powodzenia |
Bejrzie « Consul » 1514315760000
| 0 | ||
Sinqlyplay a dit : Wiem, prolog to wygryw A tak rl to mam zapisany na kompie i jeszcze tam troche pisze a tutaj nie usunelam tego 12 lat wczesniej :v |
0 | ||
powodzenia!! |
Bejrzie « Consul » 1514365740000
| 0 | ||
Opaaal a dit : Dziekuu |
Bejrzie « Consul » 1514372700000
| 0 | ||
/dubl Dodałam prolog |
Crybaby911 « Censeur » 1514407500000
| 0 | ||
Łoo Bejrzie będę czytać Tak btw Naomi ma takie same imię jak moja bohaterka z pewnego RP, taki sam charakter i podobny wygląd... czy to przeznaczenie //Takie tam było jakich pełno o nastolatkach z magicznymi mocami OMG oryginalna fabuła i wgl Dziś jest piątek amebo Dernière modification le 1514575200000 |
Bejrzie « Consul » 1514539740000
| 0 | ||
Ladycheese14 a dit : No to fajnie To na pewno przeznaczanir z jakiego rp bo nie kojarze By the way, rozdzial bedzie jakos w piatek pewnie //ameba nie bedzie pisala rozdzialu na telefonie amebo cos mi wypadlo wiec rozdzial bedzie w weekend Dernière modification le 1515134100000 |
Bejrzie « Consul » 1515323820000
| 0 | ||
/double Rozdział 1 jest! |
Crybaby911 « Censeur » 1515420660000
| 0 | ||
Bejrzie a dit : Ja wszystko pisze na telefonie xD Faajne |
Bejrzie « Consul » 1515438000000
| 0 | ||
Dzieku Ale ja nie mma takiej wspanialej umiejetnosci |
Bejrzie « Consul » 1516302360000
| 0 | ||
/double Rozdział 2 jest |
Crybaby911 « Censeur » 1517319900000
| 0 | ||
Ooo Podoba mi sie |
Tudekuni « Consul » 1547436420000
| 0 | ||
Czemu te fanfiki tak szybko umierają? :( |