[FF] Survivor-walka o życie |
![]() ![]() « Citoyen » 1502969400000
| 0 | ||
Bejrzie a dit : Ojej xD Może jeszcze polubisz |
![]() ![]() « Censeur » 1503208500000
| 1 | ||
Wybiło 200 komentarzy Yeyyy |
![]() ![]() « Consul » 1504529940000
| 0 | ||
Czytam, czytam... A tu koniec.. :/ Kiedy następny rozdział? (Mały odkop XD) |
![]() ![]() « Citoyen » 1504780740000
| 0 | ||
Postaram się niedługo napisać :D Wow, 200 komentarzy :o Btw, jakiś czas temu założyłam fanfikową konfę, jakby ktoś chciał dołączyć to dajcie znać. Dernière modification le 1504780800000 |
![]() ![]() « Censeur » 1505108700000
| 0 | ||
Orzeszekmysz a dit : Daję znać!! Czekam na rozdziały :0 |
![]() ![]() « Citoyen » 1511217180000
| 0 | ||
Fanfik umarł, ale powstaje. Nie będę się już nawet tłumaczyć, czemu nie było, bo to chyba mniej więcej oczywiste. No w każdym razie mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście. Rozdział pojawi się najpóźniej w sobotę, to wam mogę obiecać. XD Może wstawię też jakiś świąteczny rozdział, jeśli macie ochotę, ale to na 24 grudnia |
![]() ![]() « Citoyen » 1511736360000
| 0 | ||
Rozdział 40 Trochę późno, no ale jest Pokażcie mi jak was cieszy powrót najsławniejszej i najlepszej użytkowniczki na tym forum |
![]() ![]() « Consul » 1511790180000
| 1 | ||
aAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA wreszcie :D 3 miesiące - następny rozdział za rok? |
![]() ![]() « Citoyen » 1511791020000
| 0 | ||
Malahania a dit : Za 3 lata, niczym JJ Joker xD |
![]() ![]() « Consul » 1511811000000
| 1 | ||
Szczerze mowiac myslalem ze ten fanfik juz zostal zamkniety |
![]() ![]() « Citoyen » 1511813460000
| 0 | ||
Sinqlyplay a dit : Przykro mi, ale żyje i jeszcze trochę pociągnie xD |
![]() ![]() « Citoyen » 1512246240000
| 2 | ||
Fanfiction obchodzi dzisiaj swoje drugie urodziny! Jakoś nie umiem uwierzyć, że dotarłam do tego momentu. Zakładając wątek miałam dziwne wrażenie, że nikt nie zwróci na niego uwagi, a ja będę umiała go poprowadzić maksymalnie miesiąc. A jednak, mimo paru dłuższych przerw spowodowanych czasem gorszym samopoczuciem, czasem problemami z nauką czy zwyczajnym brakiem weny, udało się. Jestem z tego strasznie dumna. Te dwa lata tak szybko minęły. Pamiętam nawet dzień, w którym odkryłam dział "fanfiction" i poczułam, że muszę tam coś zamieścić. Dziękuję, że byliście ze mną przez cały ten czas, dawaliście mi rady, motywację, a także kilka fanartów. Naprawdę, jestem bardzo wdzięczna. <3 Na tę okazję postanowiłam przygotować parę ciekawostek dotyczących Survivoru. Indżoj i miłego wieczoru~ Ciekawostki 1. Początkowo fanfik miał być kompletnie o czym innym (a dokładniej o Elise i Papaille) 2. W moim pierwszym zamyśle Joseph miał na imię James, a Elisabeth miała otrzymać imię Rose, ale uznałam, że to zbyt oklepane. 3. Moje pierwsze pomysły kompletnie nie miały związku z tfm (poza myszami jako bohaterowie). 4. Pamiętam, jak pewnej nocy patrzyłam na klatkę mojego chomika (który, niestety, już nie żyje) i wymyślałam fabułę do ff. 5. Na samym początku fanfik był bardzo ubogi w wątki i miał się skończyć po tym, jak Elisabeth uratowała umierającego od strzału szamana Josepha (btw, pamiętacie tę akcję? XD). 6. [uwaga, lekki spoiler] Zaczynając pisanie, przewidywałam happy end. Teraz raczej go nie uwzględniam. 7. Dla tych, którzy niezauważyli: większość rozdziałów piszę i zamieszczam w nocy. xD 8. [może zawierać spoiler dla tych, którzy nie czytali rozdziału 28.] Pisząc scenę śmierci Yunki, serce biło mi tak mocno, że musiałam robić przerwy, żeby się uspokoić. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem dlaczego. XD 9. Przez jakiś czas, planowałam związek Yunki i Josepha. Starałam się nawet zasugerować, że Yun go delikatnie kraszuje, ale w końcu nie wyszło. 10. Jakoś nie widzę przyjaźni Elisabeth i Lassie, zwłaszcza po rozdziale 28. Zawsze wydawały mi się sobie trochę wrogie. 11. Najczęściej pisząc rozdziały słucham piosenek Birdy (genialne do smutniejszych scen), Imagine Dragons, Fall Out Boy, od jakiegoś czasu trochę Hamiltona (taki musical) i SOKO (pisząc rozdział 40 słuchałam "We might be death by tommorow". Polecam serdecznie). 13. Do większości rozdziałów natchnęły mnie moje sny i sytuacje z życia codziennego. 14. Charakter i reakcje na różne zdarzenia Elisabeth są bardzo, bardzo, ale to bardzo podobne do moich. Część cech nadałam jej specjalnie, ale większość kompletnie nieświadomie. Nie mam pomysłu na więcej, więc jeśli macie jakieś pytania dotyczące mnie albo fanfiku, po prostu je zadawajcie. :P Możecie też pisać jakieś swoje przemyślenia, teorie spiskowe, cokolwiek. Jestem ciekawa, co sobie myśleliście czytając ff. |
![]() ![]() « Consul » 1512576720000
| 1 | ||
Wreszcie przeczytalam rozdzial Ogolnir kozacki, tylko wokół pisze sie razem |
![]() ![]() « Citoyen » 1512580440000
| 1 | ||
Bejrzie a dit : Dzięki, zawsze mi się myli xD Miło, że ktoś zwraca na to uwagę |
![]() ![]() « Citoyen » 1515944040000
| 10 | ||
Rozdział 41 Siedzieliśmy przy ognisku, jedząc nasze ostatnie zapasy. Niedługo zima, a my nadal byliśmy w tym samym miejscu. Wiedziałem, że reszta się niecierpliwi. Wiedziałem, że chcą już się stąd wydostać, ale ja po prostu nie umiałem. Bałem się wrócić do normalnego życia, zwłaszcza po dwuletniej nieobecności. Moi opiekunowie najpewniej już o mnie zapomnieli, a nawet jeśli nie, to nie chciałbym widzieć ich reakcji. Potrzebowałem jeszcze chwili, by obmyślić sensowny plan. Wszyscy wydawali się być w ponurym nastroju. Jak zwykle, zresztą. Od kiedy wygnałem Elisabeth, atmosfera stała się niesamowicie ciężka. Tylko Lassie siedziała obok mnie, sennie wtulając się w moje ramię. Ostatnio bardzo mnie wspierała, spędzaliśmy razem dużo czasu. Nierzadko pomagała mi planować i organizować różne działania. Zauważyłem nawet, że Kaprine, Eleceon, Kaya i Morty zaczęli traktować ją z większym szacunkiem. Jakby też była jakąś przywódczynią. Wpatrywałem się w ogień. Myślałem, że Lassie już zasnęła, ale nagle poruszyła się gwałtownie i złapała się za głowę. Zmarszczyłem brwi. — Wszystko ok? — zapytałem. Pokiwała głową, ale wyraźnie była czymś zaniepokojona. Wstała i poszła do szałasu, odprowadzana przez zdziwiony wzrok innych. Spojrzałem na nich uspokajająco i poszedłem za nią. Po wejściu do namiotu, zobaczyłem ją siedzącą na ziemi i wpatrującą się w przestrzeń. Była zszokowana, przestraszona? Trudno stwierdzić, jakie emocje tak naprawdę w sobie tłumiła. Popatrzyła na mnie, jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu westchnęła. — Elisabeth do mnie szepnęła — wymamrotała. Serce zabiło mi mocniej. Odchrząknąłem, starając się wyglądać na opanowanego. — Czego chce? — zapytałem, udając nonszalancję. Mimo to, troszkę mi nie wyszło, bo mój głos lekko zadrżał. Spuściła wzrok i powiedziała niechętnie: — Porozmawiać. Uniosłem brwi, po czym znowu je ściągnąłem. Nic z tego nie rozumiałem. — Aha — odparłem tylko, po czym dodałem. — W sensie, przyjść tutaj? Skinęła pokornie głową. Miałem wrażenie, że trochę się mnie bała, przez co dostałem lekkiego poczucia winy. Usiadłem obok niej. — Dobra, spokojnie — powiedziałem, uśmiechając się lekko do Lassie. Prychnęła ze złością. — Joseph, odbiło ci? — warknęła. — Przecież ona zabiła moją siostrę. Nigdy jej tego nie wybaczę. Poza tym, nie chcę jej tu. Może trochę dramatyzuję, ale ona może wszystko zepsuć. — Co zepsuć? — zapytałem, coraz bardziej zaskoczony. Wyraz jej pyska nagle złagodniał, a ona znowu spuściła wzrok. — No… Nas — wydusiła cicho. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Lassie także na mnie spoglądnęła, ale widząc mój wzrok, przewróciła oczami, śmiejąc się nerwowo. — Serio? Myślałam, że wystarczająco dawałam ci to do zrozumienia. Uśmiechnęła się łagodnie, coraz bardziej wpatrując się w moje oczy. Poczułem się trochę niezręcznie, zwłaszcza, że zaczęła zbliżać się do mnie. — Hej… — chciałem coś powiedzieć, ale nie dokończyłem. Dziewczyna przerwała mi, całując mnie. Przez chwilę nie wiedziałem co robić, więc delikatnie ją od siebie odepchnąłem. Spojrzała na mnie z żalem. — Przepraszam — mruknąłem, drapiąc się po głowie. — Jestem po prostu zbyt zdenerwowany tą sytuacją. Możemy porozmawiać o tym później? Teraz chciałbym ogarnąć tę sprawę z Elisą. — W porządku — powiedziała z lekkim rozczarowaniem. — Co robimy, w takim razie? Zamyśliłem się. — Chyba powinniśmy skonsultować to z resztą — stwierdziłem w końcu. *** Siedzieliśmy w kole, wszyscy mieli zamyślone miny. Zauważyłem, że Kaprine i Morty ledwo powstrzymywali się od uśmiechu. No tak, oni zawsze lubili Elisabeth. Irytowało mnie to, że mimo tego wszystkiego, nadal stali po jej stronie. Niestety, nic nie mogłem na to poradzić. Kaya i Eleceon wymieniali między sobą zmartwione spojrzenia, a Lassie cały czas zerkała na mnie, jakby nie mogła się doczekać mojej decyzji. — Myślę, że powinniśmy dać jej szansę — odezwał się w końcu Morty. — Popieram — zawołała Kaprine. Westchnąłem zrezygnowany. — A ja jestem przeciw — wyrwała się Lassie, mierząc ich wrogim wzrokiem. — Zapomnieliście już, co zrobiła? Zabiła moją siostrę i doprowadziła do śmierci Yunki. Morty przewrócił oczami. — Słuchaj. Bardzo mi przykro z powodu twojej siostry. Naprawdę. Ale nie możemy tego cały czas roztrząsać. Elisabeth zaatakowała ją w naszej obronie. Gdyby tego nie zrobiła, Wicky nie skończyłaby tylko na Yun. Wszyscy moglibyśmy zginąć. Nawet ty. Postanowiłem wtrącić się do dyskusji. — Całej tej sytuacji nie byłoby, gdyby nie zachciało jej się nagle pójść na ten cholerny spacer — mruknąłem. Morty zaśmiał się gorzko, po czym stuknął się palcem w czoło. — Porąbało cię do reszty? Wicky tak czy siak by nas znalazła, a wtedy przynajmniej Elisa miała szansę, by nas ostrzec. Nie zamierzacie jej chyba cały czas winić za to, że chciała się przejść i przy okazji minęła się z siostrą Lassie. Popatrzyłem po innych. Lassie wyglądała, jakby miała zaraz rozerwać Morty’ego na strzępy. Kaprine wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymywała. Nagle odezwała się Kaya. — Musimy dać jej szansę — stwierdziła stanowczo. — Nie znam jej tak długo jak wy, ale wiem, że jest tego warta. Poza tym, Joseph. Przecież ty ją kochasz. To widać. Nie rób czegoś, czego będziesz żałował. Słysząc jej słowa, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że ma rację, ale nie chciałem się do tego przyznać. Usłyszałem cichy śmiech Eleceona. — Elisabeth jest uparta. Skoro już udało jej się skontaktować z Lassie, to coś musiało się stać. A jeśli coś się stało, to wróci tutaj, choćby miała kogoś zabić. Westchnąłem. Tutaj musiałem się zgodzić. Elisę naprawdę ciężko było odciągnąć od czegoś, czego chce. — Więc… Co robimy? — zapytała niepewnie Kaprine. Lassie spojrzała na mnie ostrzegawczo, ale ja uciekłem wzrokiem, udając, że tego nie widziałem. — Dobrze — westchnąłem. — Możemy z nią chwilę porozmawiać. Rozdział 42 Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się do kogo szepnąć, aż w końcu wybrałam Lassie. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ją. Po prostu gdzieś w środku czułam, że to najlepszy wybór. Aby wysłać do kogoś szept, trzeba najpierw wymyślić co chce się przekazać, a potem wyobrazić sobie tę osobę. W moim przypadku było to bardzo trudne. Pyszczek Lassie widziałam jakby przez mgłę, nie mogłam przypomnieć sobie żadnych szczegółów. Bardzo mnie to irytowało. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Przecież spędziłam w jej towarzystwie wystarczająco dużo czasu, aby wyryć sobie w mózgu jej obraz, mimo długiej rozłąki. Po dłuższej chwili wysłałam jej wiadomość, w której prosiłam o spotkanie i krótką rozmowę. Nie chciałam do nich wracać. Wiedziałam, że nie przyjmą mnie spowrotem, a poza tym, dobrze żyło mi się w bazie Itsu. Czułam się tam bezpiecznie. No i miałam Heata. To on mi pomagał, pocieszał mnie, ratował. Gdyby nie ten chłopak, już dawno bym nie żyła. Zbyt łatwo ufam innym — zdałam sobie z tego sprawę po tym, jak Joseph mnie odrzucił. Ale Heat naprawdę sprawia wrażenie godnego zaufania. Gdy już myślałam, że Lassie nie odpowie, w mojej głowie rozległ się spokojny, nieco chłodny głos. Dobrze. Możemy porozmawiać. Tylko tyle. Nie oczekiwałam niczego więcej. Liczyło się dla mnie jedynie to, że mogłam ich nareszcie spotkać. Zanim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć, otrzymałam kolejną wiadomość. Wiesz jak do nas trafić? Jeśli nie, czekaj tam, gdzie jesteś. Eleceon jakoś cię namierzy. Rozejrzałam się po lesie. Mimo że idąc tutaj starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, by w razie czego móc trafić spowrotem, teraz wypadły one kompletnie z mojej głowy. Gdy tylko próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, mój mózg jakby się blokował. To samo odczuwałam, kiedy myślałam o moich dawnych przyjaciołach. Miałam wrażenie, jakby każde wspomnienie z nimi związane powoli zanikało. W końcu poddałam się i odpowiedziałam Lassie, co tym razem sprawiło mi trochę mniej trudności, niż wcześniej. Czekam. Usiadłam na ziemi, którą porastała przerzedzona, ale soczyście zielona trawa. Wśród szumiących drzew można było usłyszeć nieśmiałe ćwierkanie ptaków, jakby rozgrzewały się do jakiegoś koncertu. Tęskniłam za słońcem, które teraz ledwo prześwitywało przez gęstą sieć liści, dlatego wystawiałam się do niego tak bardzo, jak było to możliwe. Wzięłam głęboki wdech, ciesząc się tym czystym, wiosennym powietrzem. Coraz mniej miałam ochotę wracać do podziemi, gdzie otaczał mnie tylko chłodny beton i metal. Z drugiej strony nie mogłam wrócić do Josepha. Po tym wszystkim, co się wydarzyło po prostu sobie tego nie wyobrażałam. Moje myśli biły się ze sobą, próbując ustalić, co powinnam zrobić. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk skrzydeł uderzających o powietrze, na co aż serce mi podskoczyło. Gwałtownie odwróciłam głowę w jego kierunku i ujrzałam Eleceona, który nieco niepewnie wylądował parę metrów ode mnie. Na mój pysk od razu wpłynął szeroki uśmiech, a oczy zaczęły mi wilgotnieć. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam się na niego, o mało go nie przewracając. Łzy mimowolnie popłynęły mi po policzkach, więc próbowałam je jakoś dyskretnie wytrzeć. Tak dawno go nie widziałam i dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo tęskniłam za nimi wszystkimi. Poczułam jego obejmujące mnie łapy. Uśmiechnęłam się przez łzy i spojrzałam na niego. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Żadne słowa nie wydawały się być odpowiednie na taką okazję. Na szczęście Eleceon postanowił mnie w tym wyręczyć. Niestety, jego pytanie wprowadziło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. — Gdzie byłaś przez ten cały czas? Spuściłam wzrok. Przecież nie przyznam mu się, że przebywałam w bazie naszego, niegdyś największego wroga, przez którego zginęła Yunka i Wicky. — Ja… — zacięłam się i poczułam na sobie wyczekujący wzrok Eleceona. — Znalazł mnie jakiś chłopak i zaprosił do swojego… Domu. Teraz tam mieszkam. Bardzo nie lubiłam okłamywać ludzi, zwłaszcza tych, na których mi jakkolwiek zależy. Uspokajałam się jednak tym, że to nie jest kłamstwo. Ja po prostu zataiłam część prawdy, w dobrej wierze. Eleceon patrzył przez chwilę na mnie uważnie, po czym uśmiech wrócił na jego twarz. Zdawał się mi uwierzyć, na co odczułam ulgę. — Dobrze, że znalazłaś jakieś miejsce, w którym możesz w miarę normalnie funkcjonować. Ale zamierzasz wracać do domu, prawda? Drgnęłam. Nie myślałam o tym. Racja, taki był mój cel, ale jakiś czas temu jakby o nim zapomniałam. Natychmiastowo przypomniałam sobie rodziców, brata, wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Tak bardzo za tym tęskniłam. Jednocześnie jednak coś trzymało mnie od tego z dala. Jakby było to tylko jakieś marzenie, niemożliwe do spełnienia. — Chcę wrócić — przyznałam zgodnie z prawdą. — Ale nie wiem jak to zrobić. Nie mam nawet mapy. W tym momencie Eleceon się speszył. — Przepraszam — powiedział cicho. — Przepraszam, że nie dałem ci tej mapy. Wiem, że miałem to zrobić, ale… Joseph mi zakazał — przyznał ze wstydem. Dopiero wtedy sobie o tym przypomniałam. Bogini, chyba serio jest coś nie tak z moją pamięcią. — Rozumiem, nie przejmuj się tym. — zapewniłam go, chociaż nadal żywiłam do niego lekki uraz z tego powodu. Nie chciałam już tego rozpamiętywać. — Mogę dać Ci ją teraz — zaproponował. — Joseph zdaje się żałować, że cię wygnał, ale się do tego nie przyzna. Myślę, że już od dawna nie wie co robi. Psychika mu już wysiada, zresztą jak każdemu z nas. Mimo wszystko jest najbardziej stanowczy i chyba myśli najtrzeźwiej z nas wszystkich, więc się go słuchamy. Wiem tylko, że w tej sprawie popełnił ogromny błąd. Pokiwałam lekko głową ze zrozumieniem, nie wiedząc co powiedzieć. Byłam wdzięczna Eleceonowi za to, co dla mnie robił. Sięgnął łapą do czegoś w rodzaju plecaka wiązanego kawałkiem starego sznurka i delikatnie, jakby bał się, że go zniszczy, wyjął stamtąd rulonik zżółkniętego i lekko wilgotnego papieru, po czym mi go podał. Przyjęłam go i rozwinęłam, upewniając się, że to napewno mapa. Musiało to być trochę dla niego niemiłe, ale ostatnie wydarzenia nauczyły mnie, żeby być ostrożnym. Nawet, jeśli chodzi o przyjaciela. Złożyłam kartkę spowrotem i włożyłam do mojej torby. Poczułam się z nią o wiele bezpieczniej, a gdzieś w środku mnie znowu pojawiła się iskierka nadziei na powrót do domu. — Fajna fryzura, tak w ogóle — zauważył. — Pasuje ci. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem,a po chwili, na jego prośbę, wsiadłam mu na plecy, owijając łapy wokół jego torsu. Mój żołądek lekko się ścisnął, gdy wzbiliśmy się w powietrze. Mimo że wcześniej wędrowałam tutaj ponad pół dnia, teraz miałam wrażenie, że lot trwał maksymalnie parenaście minut. Serce zabiło mi mocniej, gdy zaczęliśmy lądować. Jak zareaguje reszta? Mam po prostu przywitać się z nimi jak gdyby nigdy nic? Zaczęłam mieć wątpliwości co do tego spotkania. Może jednak lepiej byłoby zostać w bazie? Eleceon wylądował gładko. Uschnięte liście zawirowały od trzepotu jego skrzydeł. Zeszłam na ziemię i spojrzałam na niego niepewnie. Chłopak zauważył mój wzrok i położył mi łapkę na ramieniu. — Nie martw się. Najwyżej wskoczysz mi na plecy i podrzucę cię do tego twojego domku — zaśmiał się cicho, chociaż w jego głosie również wyczułam nutkę zestresowania. Mruknęłam ciche podziękowanie i rozejrzałam się. Poznawałam to miejsce. Byliśmy bardzo blisko polany, na której niegdyś mieszkałam razem z przyjaciółmi. Zdziwiło mnie, że nadal nie ruszyli się z miejsca. Gęste krzewy, które zdążyły już pokryć się delikatnymi, młodymi listkami sprawiały, że nie mogłam dokładnie zobaczyć obozu Josepha. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam na przód, od czasu do czasu spoglądając na Eleceona nerwowo. W pewnym momencie usłyszałam ciche głosy i szelest ściółki leśnej spowodowany przez ruch. Podeszłam bliżej i zastygłam w bezruchu, gdy spojrzenie Josepha skrzyżowało się z moim. Kiedy Eleceon odleciał, by przyprowadzić do nas Elisę, mój żołądek zaczął się skręcać. Dotarło do mnie, że za chwilę będę miał przed sobą dziewczynę, która przyczyniła się do śmierci dwóch myszek i która została przeze mnie stąd wygnana. I przede wszystkim dziewczynę, którą kochałem. A może kocham ją nadal? Potrząsnąłem głową. Nie. W naszej aktualnej sytuacji musiałem zachować trzeźwość umysłu, a nie przejmować się takimi rzeczami. Miłość cię omiama, związuje, a na koniec wrzuca do lodowatej, głębokiej wody. Gdyby nie moje zauroczenie w Elisabeth, wszystko poszłoby inaczej, lepiej. Już i tak miałem wystarczający mętlik w głowie przez pocałunek z Lassie. A jednak z niewiadomego powodu serce waliło mi jak młotem, a przez całe moje ciało przechodziły zimne dreszcze, mimo braku chłodu. Bezwiednie tupałem nerwowo stopą o podłoże, a zgromadzeni w okół mnie towarzysze spoglądali na mnie niepewnie. Udawałem, że tego nie widzę, starając się jednocześnie przybrać spokojny wyraz pyska. Czy tego chciałem, czy nie, byłem swego rodzaju przywódcą i musiałem zachować zimną krew w każdej sytuacji. Nagle poczułem parę kropel spadających mi na głowę, a ziemia pod naszymi łapami zaczęła wilgotnieć. Naciągnąłem kaptur na głowę, dziękując sobie w duchu, że zawsze noszę go przy sobie. Niestety, reszta moich przyjaciół nie miała przy sobie nic w tym rodzaju. — Idźcie do szałasów — mruknąłem. — Ja na nią poczekam, potem was zawołam. Kiwnęli głowami na zgodę i wypełnili moje polecenie, a ja zostałem sam przy moknącym stosie drewna na ognisko, wsłuchując się w szum kropel deszczu obijających się o młode liście drzew. W pewnym momencie spośród tego dźwięku wyróżnił się jeszcze jeden – głośniejszy i bardziej łomoczący, który po chwili ucichł. Rozpoznałem go dopiero po chwili. Odwróciłem gwałtownie głowę w stronę miejsca, z którego dochodził i przyglądałem się mu z napięciem, szukając wzrokiem tych różowych włosów, które mógłbym rozpoznać wszędzie. Zamiast tego zza krzewów wyłoniła się czarna czupryna. Przyjrzałem się jej z nieskrywanym zaskoczeniem i zainteresowaniem. Dopiero gdy spojrzałem w oczy stojącej tam myszy, nie miałem już wątpliwości. To była moja Elisabeth. I wyglądała zaskakująco… pięknie? Stałem tam jak sparaliżowany, nie mogąc nawet wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. Serce biło mi nierówno, moje oczy zdawały się zrobić wilgotniejsze niż zwykle, a kąciki ust drgały, jakby nie mogły się zdecydować czy mają się opuścić, czy unieść. Pierwsza otrząsnęła się Elisa. Powoli, jakby niepewnie, ruszyła w moją stronę, przechodząc przez dzielące nas gąszcze, by w końcu stanąć naprzeciwko mnie i wpatrywać się we mnie jeszcze intensywniej niż przed chwilą. Nie mogłem odczytać z jej pyszczka żadnej konkretnej emocji. Widziałem tam złość, smutek, szczęście, niedowierzanie, dosłownie wszystko. Domyślałem się, że sam wyglądałem podobnie. Przybliżyła się do mnie i wpiła się łapczywie w moje usta, oplatając łapki wokół mojego karku. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało. Nigdy nie czułem przy kimkolwiek czegoś takiego jak przy niej. Cały rozpływałem się pod wpływem jej dotyku i miałem ochotę po prostu gdzieś z nią zniknąć, uciec przed tym całym otaczającym nas światem. Hej, stop. Otrząsnąłem się, gdy tylko Elisa gwałtownie się ode mnie oderwała, a raczej została ode mnie odepchnięta. Leżała teraz na ziemi, szarpiąc się z Lassie, która przyciskała ją do podłoża. — Dać palec, a weźmie całą rękę — wywarczała Las. — Łaskawie zgodziłam się na to, żebyśmy porozmawiali, ale ty jak zwykle bierzesz się najpierw za Josepha. Trzymaj się od niego z dala, morderczyni. Elisabeth kopnęła dziewczynę w brzuch i zrzuciła ją z siebie. Natychmiastowo się podniosła, jakby była już przygotowana do ewentualnej bójki. Lassie zrobiła to samo i już miała się na nią rzucić, ale złapałem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie, a jej wzrok natychmiast złagodniał. — Właśnie, mieliśmy porozmawiać — przypomniałem, z naciskiem na ostatnie słowo. — Spokojnie. Bez żadnych rękoczynów i kłótni. Dacie radę? Puściłem ją, gdy kiwnęła pokornie głową. Spojrzałem kontrolnie na Elisabeth. Wydawała się być nadal zdenerwowana i nabuzowana, ale też zdezorientowana. Co mi się stało? Bardzo podobał mi się nasz pocałunek i najchętniej bym go powtórzył, lecz teraz nie mogłem zrozumieć, dlaczego. Byłem pewien, że się odkochałem. Przecież muszę teraz skupić się na wyprowadzeniu moich przyjaciół z survivoru, taki jest, był i będzie główny cel tej wędrówki. Jak się okazuje, wypędzenie kogoś ze swojego serca nie jest takie proste. Zmierzyłem czarnowłosą chłodnym wzrokiem i odchrząknąłem. — O czym konkretnie chciałaś rozmawiać? — zapytałem, zaskoczony brakiem drżenia w moim głosie. — Ja… — zaczęła niepewnie. Przeskakiwała wzrokiem ode mnie do stojącego w pobliżu Eleceona, jakby szukając w nim wsparcia. — Po prostu chciałam was zobaczyć. Pogodzić się. Niekoniecznie do was wrócić, bo wiem, że się nie zgodzicie. Ale nie chcę być dłużej w złych stosunkach z wami. Kiwnąłem głową ze zrozumieniem. Odwróciłem się w stronę reszty moich towarzyszy, którzy zdążyli już wyjść z szałasów i przyglądać się zachodzącej tu sytuacji. Podeszli bliżej i usiedli na mokrych od deszczu kłodach w okół ogniska. Zrobiliśmy to samo. Trwaliśmy w niezręcznej ciszy, a ja zastanawiałem się co mogę powiedzieć. Pierwsza postanowiła odezwać się Kaya. — Chciałam tylko powiedzieć, że ja nie chowam do ciebie żadnej urazy. Wicky sprowadziłaś tu zupełnie nieświadomie i próbowałaś bronić Yunki. Chciałaś jak najlepiej. Kaprine i Morty na pewno się ze mną zgodzą — powiedziała, uśmiechając się do niej łagodnie. Wspomniani wcześniej kiwnęli twierdząco głowami, a do nich dołączył się również Eleceon. Elisa spojrzała na nich i uśmiechnęła się z wyraźnie widoczną wdzięcznością, jednak po chwili znowu spoważniała i przeniosła wzrok na mnie i Lassie. — Wiem, że nie da się ciebie przeprosić, Lassie — mruknęła. — Ale byłyśmy kiedyś przyjaciółkami, prawda? Cholernie żałuję, że zabiłam twoją siostrę. Rozejm? Lassie wyglądała na nieprzekonaną. Nie odezwała się i odwróciła głowę w inną stronę. Uznałem to za cichą, niechętną zgodę. Wiedziałem, że nadal pała do Elisabeth nienawiścią, ale myślę, że po prostu nie chciała sprawiać więcej kłopotów. Sam nie wiedziałem, co o tym sądzić. Miałem ochotę ją przytulić i jednocześnie ponownie wygarnąć jej to wszystko, co zrobiła. Po chwili zauważyłem, że patrzy mi w oczy. Jej własne były wypełnione żalem i łzami. — Myślałam, że mnie kochałeś, Joseph — załkała. — Nie pomyślałeś nawet o tym, czy w ogóle przeżyję. Nie miałam co jeść, gdzie spać. Co ci uderzyło do głowy? Jakimś cudem znalazłam schronienie, ale nawet wtedy nie byłam w stanie niczego przełknąć. Gdyby nie pewna osoba, już dawno wąchałabym kwiatki od spodu i to z własnej winy. Nie rozumiem. Nie rozumiem jak mógłbyś zrobić to komukolwiek, a zwłaszcza mi. Z każdym słowem głos Elisabeth drżał coraz bardziej, a ostatnie zdania przepełnione były nie tylko smutkiem, ale przede wszystkim złością. Podniosłem się i położyłem jej łapki na ramionach z zamiarem uspokojenia jej, ale ta strąciła je i pchnęła mnie na najbliższe drzewo. — Elisa… — Zamknij się — warknęła. Łzy płynęły strumieniem po jej policzku, lecz na jej pysku malowała się czysta wściekłość. Widać było, że jej psychika jest mocno nadszarpnięta. Zresztą, jak każdego z nas. Survivor zawsze działał w ten sposób na myszy i każdy, kto się tutaj wybierał doskonale o tym wiedział. Nie wiedziałem jednak, że to objawia się w tak okropny sposób – aż do teraz. Puściła mnie i nieporadnie zaczęła szukać czegoś w torbie. Byłem zbyt zdezorientowany, by się ruszyć. Zamurowało mnie jeszcze bardziej, gdy w łapie Elisabeth pojawiło się długie, ostre, błyszczące narzędzie. Nóż, który zaraz pojawił się tuż przy mojej szyi. Drżącymi łapkami trzymałam nóż przy szyi Josepha, gotowa w każdej chwili ją poderżnąć. Kierowała mną jakaś niewytłumaczalna wściekłość, której nie mogłam się pozbyć. Gdzieś z głębi mojej świadomości jakiś cichy głosik krzyczał, żebym przestała, że to nie są moje prawdziwe odczucia. Nie zwracałam na niego uwagi. Byłam całkowicie przekonana co do słuszności moich działań. No, prawie całkowicie. Ten cień niepewności na dnie mojego umysłu pozostał i nie dawał mi spokoju. Usłyszałam szelest liści gdzieś w pobliżu, przez co nerwowo spojrzałam w tamtą stronę. Była to Kaya, która jako pierwsza otrząsnęła się z szoku i ostrożnie podchodziła w moją stronę. — Nie podchodź bliżej — ostrzegłam ją podniesionym głosem, przyciskając narzędzie mocniej do szyi Josepha. Parę kropel krwi spłynęło po ostrzu, pozostawiając po sobie czerwone strużki. Łzy cisnęły mi się do oczu, a oddychanie stawało się coraz trudniejsze z każdą chwilą. Spojrzałam chłopakowi głęboko w te piękne oczy, które teraz przepełnione były strachem. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Pamiętam jeszcze, jak kiedyś patrzył na mnie z miłością, podziwem. A teraz się mnie boi. To w jakiś sposób podsyciło mój gniew. Miałam ochotę ostatecznie przeciąć mu to gardło, żeby dławił się własną krwią. — Zostaw go, suko — warknęła Lassie po mojej prawej stronie. Była napięta jak kot, który zaraz skoczy na swoją ofiarę. I tak też się stało. Już miałam zrobić cięcie, gdy poczułam uderzenie w bok i upadłam ciężko na ziemię. Po chwili dziewczyna przygniotła mnie i, zapewne korzystając z mojego zdezorientowania, próbowała wyrwać nóż z mojej łapy. Ja jednak byłam wystarczająco czujna i trzymałam go mocno. Wywiązała się między nami szarpanina. Zawyłam z bólu, gdy Lassie przejechała swoimi pazurami po połowie mojego pyska, jednocześnie wbijając je w moje oko. Zakryłam je łapą i puściłam sztylet, łkając. Poczułam się bezradna i słaba. Opuściła mnie cała wściekłość. Wiedziałam, że nie miałam żadnych szans, nie miałam nawet jak się bronić. — Nie zabijaj jej, Lassie — usłyszałam chrapliwy głos Josepha. Spojrzałam na niego zaskoczona, dalej zakrywając zranione oko. Stał nade mną z miną, z której nie umiałam odczytać żadnych emocji. On postanowił się nade mną ulitować? Nad dziewczyną, która przed chwilą prawie go zabiła? — C-co? — wydusiła z siebie, najwyraźniej również się tego niespodziewając. — Ale… — Po prostu tego nie rób — mruknął. Jego ton był teraz chłodny i surowy, ale nawet ja wyczuwałam w nim drżenie i niepewność. — Koniec spotkania, Elisa. Eleceon, odstaw ją tam, skąd ją wziąłeś. Kolejne ukłucie w klatce piersiowej. Mówił o mnie tak, jakbym była jakimś przedmiotem. Rzeczą, którą można oddać do sklepu, jeśli się nie spodoba. Nie miałam siły wstać z ziemi. Pozwoliłam, aby Eleceon mnie podniósł i poleciał ze mną do miejsca, w którym mieściła się baza Itsu. Nie pamiętam zbyt wiele z podróży. Chyba zasnęłam. A może po prostu straciłam przytomność? To nie miało znaczenia. Znowu czułam się tak, jak po wygnaniu przez Josepha. Rozdrapałam starą ranę, która już prawie się zagoiła. *** Wylądowaliśmy. Eleceon delikatnie położył mnie na ściółce leśnej, tuż obok wejścia do bazy i bez słowa odleciał. Nie spodziewałam się, żeby chciał do mnie cokolwiek mówić, ale w głębi duszy miałam na to nadzieję. Resztkami sił zdołałam odblokować szepty od Heata. Natychmiast zostałam zalana taką ilością wiadomości, że rozbolała mnie głowa. Wysłałam do niego tylko krótkie Na zewnątrz. Już po chwili właz otwarł się i wyjrzał z niego Heat, który na mój widok wydał z siebie zduszony okrzyk. — Och, Bogini — powiedział słabym głosem. — Co ci się znowu stało? — Opowiem ci potem — jęknęłam cicho. — A teraz zabierz mnie do pokoju. I daj mi, do cholery, coś przeciwbólowego. *** Leżałam z chłopakiem na łóżku w pomieszczeniu, które kiedyś uważałam za więzienną celę. Teraz było dla mnie moim małym schronieniem; własnym, przytulnym kątem. Heat dał mi parę tabletek przeciwbólowych i opatrzył moje oko. Proponował mi nawet pójście do szpitala, ale ja nie chciałam znowu tam siedzieć. Od czasu do czasu jęczałam z bólu, zasypiałam na parę minut i znowu się budziłam. Kiedy, po paru godzinach, nareszcie poczułam się trochę lepiej i wzięłam kolejną dawkę leków, Heat kazał opowiedzieć sobie, gdzie byłam i co robiłam. Wiedziałam, że był na mnie zły, że opuściłam to miejsce bez jego wiedzy, ale jak na razie tego nie okazywał. — Byłam u Josepha — mruknęłam i odczekałam chwilę, obserwując jego reakcję. Był zdziwiony, ale w jego oczach zauważyłam błysk zaciekawienia i swego rodzaju podekscytowania. Nie zwróciłam na to większej uwagi. — Ja… Chciałam go zabić. Lassie go obroniła i zaczęłam się z nią bić, a ona podrapała mnie w oko. Czułam się obco, opowiadając tę historię. Jakby wcale nie była o mnie. Po chwili jednak to uczucie zniknęło, a ja znowu poczułam do Josepha żal w takim stopniu, że na moment zapomniałam nawet o bólu. — Musimy go zabić — powiedziałam beznamiętnie. Te słowa jakby same wydostały się z moich ust. — Mnie samej się to nie udało. Ale jeśli dołączysz się ty, Itsu i może ktoś jeszcze… Razem damy radę. Zrobimy to. Proszę cię, Heat. Ujrzałam na jego pysku cień przebiegłego uśmiechu. — W porządku — odparł, jakby była to propozycja wyjścia do kina, a nie zabicia myszy. — Porozmawiam o tym z Itsu. Na pewno się zgodzi. Po jakimś czasie Elisabeth zasnęła, więc zostawiłem ją samą, dając jej odpocząć. Szybkim krokiem skierowałem się prosto do pokoju Itsu. Wszedłem tam bez pukania. Itsu, siedząca na kanapie zastrzygła uszami i spięła się. — To tylko ja — uspokoiłem ją. — Dlaczego nie pukasz? — warknęła. — Mam ważne informacje — oznajmiłem, ignorując jej pytanie. Jej wyraz pyska zmienił się z zirytowanego na zaciekawiony. Od razu przeszedłem do sedna sprawy. — Elisabeth wymknęła się do Josepha. Próbowała go zabić, ale jakaś dziewczyna ją powstrzymała. Jest trochę ranna. W każdym razie, myślę, że jest już gotowa. Musimy zacząć zbierać się do akcji. — Nie sądziłam, że te tabletki zaczną tak szybko działać — mruknęła zamyślona. — W takim przypadku nie zostało nam wiele czasu. Myślę, że jakiś tydzień. Do tego momentu musimy wszystko zaplanować. Serce zabiło mi mocniej, a gardło się ścisnęło. Tylko tydzień? Wiedziałem, że nie mogłem przywiązywać się do Elisabeth. Wiedziałem, że właśnie do tego dążymy. Ale mimo wszystko trochę się z nią związałem. Fakt, że został nam tylko jeden cholerny tydzień, przeraził mnie. Potrząsnąłem głową. Nie mogłem tak o niej myśleć. To tylko narzędzie. Muszę podchodzić do niej bezuczuciowo. — Wiem, gdzie jest ich obozowisko — poinformowałem ją, starając się nie brzmieć słabo. — Zbierz tylko paru ludzi. Resztą mogę zająć się sam. Uśmiechnęła się pod nosem. — Podoba mi się twoje podejście. Wyszedłem z pomieszczenia, drżącymi łapami zamykając za sobą drzwi. Zacząłem powoli planować naszą akcję i to, co powiem Elisabeth. Obudziło mnie skrzypienie drzwi. Natychmiast poczułam przeszywający ból w oku. Cholerna Lassie. Przy najbliższej okazji zrobię jej to samo. — Cześć — przywitał się cicho Heat. Postawił na stoliku obok mojego łóżka dużą szklankę wody i parę jakichś tabletek. — Weź to wszystko. Jak się czujesz? — Lepiej niż wczoraj — stwierdziłam, połykając leki. Chłopak wyjął coś zza pleców i mi to rzucił. Była to biała opaska na oko. — Załóż to. Możesz teraz się poczuć w połowie jak Itsu — mruknął, uśmiechając się blado. Wykonałam jego polecenie, a uśmiech Heata lekko się poszerzył. — To ci dodaje uroku — stwierdził, a po chwili zmienił temat. — Rozmawiałem z Itsu o tym ataku na Josepha i resztę. Natychmiast się rozbudziłam, słysząc te słowa. Podniosłam się szybko, przez co lekko zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałam to. — I jak? — zapytałam niecierpliwie. — Zgodziła się. Ona załatwi ekipę, my mamy zaplanować wszystko inne. Pasuje ci to? — Oczywiście, że mi pasuje — zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Zauważyłam rumieniec prześwitujący przez jego futerko. Mimo wszystko, Heat wyglądał słabo. Jakby tak naprawdę nie był przekonany co do naszej akcji. Przymknęłam jednak na to oko, tłumacząc to sobie stresem albo niewyspaniem. Nie mogłam doczekać się, aż to zrealizujemy. Moja chęć zemsty cały czas narastała i miałam wrażenie, że jeśli w najbliższym czasie jej nie rozładuję, wybuchnę jak granat i obrócę wszystko w okół siebie w drobny pył. Joseph zachował się okropnie w stosunku do mnie. Zasługiwał na śmierć. Zasługiwał. — W takim razie zacznijmy planować — Heat uśmiechnął się szelmowsko, a ja zrobiłam to samo. *** Parę godzin później zebraliśmy się w stołówce razem z Itsu i siedmioma myszami, które wybrała do tego zadania. Oczy miała zasłonięte przepaską, ale byłam pewna, że gdyby nie to, błyszczałyby z podekscytowania. — Pomyśleć, że kiedyś będę siedzieć z tobą przy jednym stole i planować zamach na twojego kochasia — zaśmiała się gorzko. Dopiero teraz dotarła do mnie ironia całej tej sytuacji. Dotknęłam dosyć rozległej blizny, która pozostała na moim boku po naszym pierwszym spotkaniu. Joseph mi wtedy pomógł. Ale to nie rekompensuje mu tego, co zrobił mi potem. — Racja — przyznałam, po czym zwróciłam się do reszty. — Wy zaatakujecie jako pierwsi. Nie macie dużej przewagi liczebnej, ale z pewnością walczycie lepiej niż oni. Macie ich tylko oszołomić. Zabijanie zostawcie mi, Heatowi i Itsu. Z tą dwójką wszystko ustaliłam już wcześniej. Chciałam jedynie śmierci Lassie i Josepha. Inni, mimo wszystko, niczym nie zawinili. — Kiedy już narobicie wystarczającego chaosu, wkraczamy my — kontynuowałam, wskazując na naszą trójkę. — Heat i Itsu zajmują się Lassie, ja atakuję Josepha. Waszym zadaniem jest odwrócenie uwagi reszty i uniemożliwienie im bronienia ich. A najprawdopodobniej bardzo będą chcieli to robić, bo on jest dla nich bardzo ważny. Wszyscy pokiwali głowami, wpatrując się we mnie ze skupieniem. Czułam się jak jakiś przewodnik, wódz. Wspaniałe uczucie. — Mimo że jesteście bez wątpienia lepsi w walce, musicie pamiętać, że oni też nie są żadnymi ciamajdami, a przynajmniej większość. Miejcie się na baczności. A szczególnie uważajcie na Eleceona, skubany potrafi latać — mruknęłam. — To chyba wszystko. Akcję rozpoczynamy za trzy dni, zbiórka przy włazie równo o trzeciej. Wtedy raczej nikt nie powinien się nas spodziewać. Zaprowadzę was tam, przy obozowisku są krzaki, w których się ukryjemy. To tyle, możecie iść. Nie zapomnijcie o niczym. Odetchnęłam głęboko, kiedy wszyscy, jedno po drugim, zaczęli opuszczać pomieszczenie. Przy stole, oprócz mnie, zostali już tylko Heat i Itsu. — Byłabyś świetną szefową — stwierdził chłopak i pogłaskał mnie po głowie. — W tym akurat muszę się zgodzić — odpowiedziała Itsu, ale jej głos nie brzmiał przyjaźnie. Był chłodny i surowy, jak zwykle. — Dzięki — wymamrotałam. Z jednej strony nie mogłam się doczekać, aż w końcu nadejdzie dzień mojego odwetu, a z drugiej, cholernie mnie to stresowało. Co jeśli coś pójdzie nie tak? Co jeśli w środku akcji znowu zacznę mieć wątpliwości i nie dam rady zabić Josepha? Z tego wszystkiego zrobiło mi się słabo. — Będzie dobrze — pocieszył mnie czarnowłosy, jakby czytał mi w myślach. Brzmiał spokojnie, ale jego twarz zdradzała, że sam ma różne obawy. — Mamy genialny plan. To już pół biedy. Teraz wystarczy to zrealizować. — Może masz rację. Dzięki — posłałam mu lekki uśmiech. — Heat — odezwała się nagle Itsu. — Chcę z tobą porozmawiać. W cztery oczy. — Nie wiem jak mamy rozmawiać w cztery oczy, skoro– — Zamknij się — warknęła. — Po prostu chodź. Dziewczyna wstała i agresywnie pociągnęła za sobą Heata w stronę wyjścia, zostawiając mnie zupełnie samą w tej wielkiej, chłodnej stołówce. Kiedy tylko wyszliśmy z pomieszczenia, Itsu zaprowadziła mnie do swojego pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi. Odwróciła się w moją stronę, jak gdyby chciała utrzymać ze mną kontakt wzrokowy. Co oczywiście nie było możliwe. — Musieliście zaplanować to na za trzy dni? — zapytała z wyraźnym zdenerwowaniem. — No tak. W czym problem? — odparłem, nic nie rozumiejąc. — Tabletki działają szybciej, niż przewidywałam. Osiągną zamierzany cel właśnie za trzy dni — wymamrotała, chodząc nerwowo po pokoju. Przez chwilę nie umiałem wydusić z siebie ani jednego słowa. Antydepresanty, które podawaliśmy Elisie, w rzeczywistości były narkotykiem testowanym przez Itsu. Były tak silnie uzależniające, że odstawienie ich powodowało natychmiastową śmierć. Wzmacniały one złość i nienawiść, a jednocześnie osłabiały organizm, ostatecznie prowadząc do zgonu. To dlatego Elisabeth tak nie znosiła Josepha, że aż chciała go zabić. A Itsu tylko wykorzystała ją do tych celów, bo uznała, że to świetna rozrywka. Czasami przerażała mnie jej okrutność, mimo że byłem do niej przyzwyczajony. Nie sądziłem jednak, że tak szybko przyjdzie mi pożegnać się z Elisą. Nie byłem na to gotowy. Próbowałem traktować ją tylko jako narzędzie, tak jak kazała mi szefowa. Ale nie umiałem. Zakochałem się w niej. A teraz miałem oglądać, jak umiera w męczarniach zabijając chłopaka, którego niegdyś kochała. — Czyli… Elisabeth za trzy dni umrze? — zapytałem w końcu drżącym głosem. — Tak — mruknęła. — I dlatego jesteśmy, kurwa, w ciemnej dupie. Nie możemy dopuścić, żeby zmarła przed akcją, ani w środku niej. Przez to cały plan się posypie. — Ale przecież robimy to w nocy. A przewidywałaś, że umrze jakoś nad ranem — odpowiedziałem, starając się brzmieć zupełnie obojętnie. Itsu nie mogła wiedzieć, że się tym przejmuję. — Przewidywałam też, że pożyje jeszcze dwa dni dłużej! — wrzasnęła, po czym dodała, już trochę spokojniej. — Ok. Ok, Heat. Być może masz rację. W takim razie musimy przeprowadzić akcję tak szybko, jak tylko się da. Zanim Elisa umrze. Kiwnąłem głową, mimo że wiedziałem, że tego nie zobaczy. Ale wiedziałem też, że dla niej milczenie oznacza zgodę. — Pogadam z nią, może zgodzi się, żeby zrobić to z godzinę wcześniej — powiedziałem. — Nie denerwuj się. Wszystko będzie ok. Nie miałem pojęcia czy ostatnie dwa zdania skierowałem bardziej do niej, czy do siebie. Wyszedłem z pomieszczenia bez słowa. Po moich policzkach natychmiast zaczęły płynąć łzy, a ja nawet nie próbowałem ich zatrzymywać. Nie jestem pewna czy będzie więcej rozdziałów specjalnych, ale jeśli będą, znajdą się tutaj. Dernière modification le 1546714320000 |
![]() ![]() « Censeur » 1516392060000
| 3 | ||
Czekam na ciąg dalszy :> |
![]() ![]() « Censeur » 1521296400000
| 1 | ||
czekam na ciąg dalszyyyy Dernière modification le 1530985080000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1523974140000
| 1 | ||
Halo, halo, żyje tu ktoś? Dodałam rozdział 42, bardzo przepraszam, że trwało to tak długo. Zablokowałam się jakoś i wypadłam z wprawy, ale już powinny być częściej |
![]() ![]() « Consul » 1523975340000
| 1 | ||
Jaaa, mega mi sie podoba |
![]() ![]() « Consul » 1523980020000
| 1 | ||
ja tez zyje! rozdzial fajny, jak zawsze :3 |