[FF] Survivor-walka o życie |
Fjekyieskfjej « Citoyen » 1458501000000
| 0 | ||
Imię : Eleceon (Czytaj : Eleceon) Może jakiś inne? Jak tak, możesz sam/a zmienić :) Płeć : Chłopak Wiek : 23 lat Charakter : Miły, milczek. Dernière modification le 1458566160000 |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1458501180000
| 0 | ||
polusia90 a dit : To może być ciekawe...Przyjmuję. Powinien być w 14-15 rozdziale, bo 13 Mam już gotowy i powinien dzisiaj być. |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1458501960000
| 0 | ||
Rozdziały +24 i postacie do nich w poście #81 Rozdział 13 Otworzyłam oczy. Przez chwilę nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ale po chwili przypomniałam sobie, że śpię w łóżku Maggie. Czułam się o wiele lepiej, niż wczoraj. Widocznie driada poradziła coś na moje przeziębienie. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, jedyne co w nim było to łóżko, biurko i szafka. Dom Maggie wbrew pozorom wcale nie był mały. Na pierwszy rzut oka jest w nim tylko jeden pokój, ale tak naprawdę, założę się, że nawet właścicielka domku nie wie, ile jest w nim pomieszczeń. Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka. Stała na nim ramka na zdjęcie, a w środku stara fotografia chyba jeszcze z czasów wojny. Widniały na niej 3 piękne, młode dziewczyny. Jedna z nich była bardzo podobna do Maggie. A może to była ona? -Ładnie to tak przeglądać cudze rzeczy?-usłyszałam. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam nimfę stojącą pod ścianą. -Oh...Wybacz, ja… -Nic się nie stało-odpowiedziała smutnym głosem Maggie. -To ty jesteś na tym zdjęciu? -Tak. Ale chodź już na śniadanie. Weszłyśmy po schodach na górę. Przy stole siedzieli moi przyjaciele. Joseph popatrzył na mnie, ale po chwili odwrócił wzrok. Przypomniałam sobie, jak wczoraj pocałował mnie w policzek. Usiadłam przy stole i wzięłam z dużego talerza stojącego na środku jakąś kanapkę. -To co robimy?-zapytałam. -Dzisiaj jest o wiele lepsza pogoda niż wczoraj. Proponuję się rozdzielić. Niech ktoś pójdzie poszukać dalszej drogi, ktoś inny zebrać informacje i w ogóle-powiedział Morty. -Ja muszę iść pozbierać jedzenie-wtrąciła się Maggie. Zastanawiałam się, skąd ona weźmie te wszystkie herbatki i inne rzeczy, ale odpuściłam sobie zadawania pytań. -Jestem bardzo ciekaw, kim była ta dziewczyna-odezwał się Morty.-Mogę pójść sprawdzić. Błyskawicznie złapał torbę, włożył do niej parę kanapek i wystrzelił na dwór. -Może pójdę za nim. Będę miała na niego oko-westchnęła Kaprine i popędziła za nim. -To ja zbadam trochę ten las-powiedziałam. -Mogę iść z tobą?-zapytał Joseph. -Jasne. Wyszliśmy na dwór. Pogoda była piękna. Poszliśmy naprzód. Chciałam porozmawiać o tym wczorajszym pocałunku(o ile można to tak nazwać). -Ym...No wiesz, co do tego wczorajszego…-zaczęłam. Nie byłam pewna, czy zrozumie, ale czekałam na odpowiedź. -Chodzi o to, że cię pocałowałem…?-podpowiedział nieśmiało. Przytaknęłam. -Oh-chyba się zarumienił, ale nie było tego aż tak widać przez jego futro.-No...Tak naprawdę to najpierw to zrobiłem, a potem pomyślałem. -Nic się nie stało! Wiesz, ja tylko chciałam… -Dowiedzieć się, czy coś do Ciebie czuję?-dokończył. Pokiwałam głową. Wziął mnie za łapę i obrócił tak, że stanęliśmy naprzeciwko siebie. -Ja…-wziął głęboki oddech, a potem nagle zapatrzył się w dal-Patrz! Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakiś cień przebiegający po drzewie. Na pyszczku Josepha malowała się ulga, jakby to coś uwolniło go z niezręcznej rozmowy. Ruszyłam w stronę tajemniczej postaci. -Czekaj, gdzie idziesz? -Sprawdzić, co to jest-spojrzałam na niego.-Nie martw się, wrócimy do tej rozmowy. Pobiegłam do drzewa. Niczego tam nie było. Zmarszczyłam brwi. -Przecież tutaj coś było! Joseph wyglądał na równie zaskoczonego jak ja. -Też to widziałem. Po chwili znowu coś przemknęło pomiędzy drzewami. Tym razem była to niższa postać. -Jest ich więcej…?-przestraszyłam się. Joseph pociągnął mnie i znaleźliśmy się za grubym drzewem. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. -Znowu. Pamiętasz? -Jasne-uśmiechnął się. Usłyszałam szelest liści. Byli o wiele bliżej. Posłałam Josephowi spojrzenie “Na trzy” i modliłam się, żeby zrozumiał. Pokiwał głową. Pokazał 3 palce, potem 2...1… Wrzeszcząc wyskoczyliśmy zza drzewa. Wpadłam na kogoś i upadłam na plecy. -Ała…-usłyszałam dziewczęcy głos. Jakiś chłopak krzyknął i zamachnął się patykiem na Josepha. -Ej!-zaprotestował. Chłopak zawahał się. -Joseph? -Morty?-mój przyjaciel wyglądał na równie zaskoczonego. Usiadłam i zobaczyłam przed sobą Kaprine, rozcierającą czoło. Morty spojrzał na mnie. -A co to za nowa koleżanka?! Ciekawe, a podobno tak lubisz Elisabeth! -Morty…-Joseph nieco się zaczerwienił-To jest Elisa. -Dostałeś w głowę?-zapytałam z lekkim wyrzutem. -Umm, sorka-zmieszał się-Myśleliśmy, że to te cienie, które mnie śledziły. -My tak samo-odpowiedział Joseph.-Ale może wracajmy, widziałem jak Maggie niesie kosz z jedzeniem. -Wyżerka!-ucieszył się Morty i pognał do chatki. -Co poradzić, zgłodniałam-Kapi poszła za nim. Zostaliśmy sami. -Kontynuując...Jeśli chodzi o całus, to nie wiem, co mnie poniosło-powiedział Joseph, a po chwili dodał-Bardzo cię lubię, Elisabeth. -Ja ciebie też bardzo lubię.-uśmiechnęłam się. Czy powie, że jest we mnie zakochany? -Ale… Nie chodzi mi o to. Lubię cię w inny sposób, nie ten, o którym myślisz-wydukał. Poczułam rozczarowanie. Właściwie, to mało powiedziane. Chciało mi się płakać. -Jasne-powiedziałam chłodno. Poszłam do domku w drzewie i weszłam do przydzielonego mi pokoju. Położyłam się na łóżku i rozpłakałam się. Stałem w lesie oszołomiony. Czy powiedziałem coś nie tak? Elisabeth zachowała się, jakby była na mnie zła. A może nie zrozumiała? Przeanalizowałem naszą rozmowę. Powiedziałem, że bardzo ją lubię, ale nie w ten sposób, o którym myśli. A może ona myślała, o tym, o czym ja nie myślałem? Strasznie to zagmatwane. Dziewczyny trudno zrozumieć, a co dopiero osobę o tak ciekawym charakterze, jaki ma Elisa. Westchnąłem i ruszyłem w stronę domku Maggie. -Cześć-przywitałem się posępnym głosem. -Nie udało się?-zaciekawił się Morty. -Nie wiem. Raczej nie… A przecież już kiedyś się całowaliśmy. Zrobiliśmy pierwszy krok, a teraz…Cofnęliśmy się. -To nie takie proste-wtrąciła się Kapi. -Bo ty na pewno się znasz. -No jasne! Westchnąłem. -Idę spać. -Nic nie zjesz?-zapytała Maggie. -Nie jestem głodny. Gdy wszedłem do mojego pokoju, usłyszałem cichy szloch. Znalazłem drzwi do pokoju obok i zapukałem. Płacz ustał i ustąpił miejsca pociągnięciu nosem. Drzwi otworzyła Elisabeth, tak jak myślałem. Miała mokre i delikatnie opuchnięte oczy. -Nie o to mi chodziło-wytłumaczyłem jak najszybciej. Patrzyła się na mnie rozszerzonymi oczami, w którym widać było zdziwienie, nadzieję i...coś jeszcze, ale nie mogłem rozpoznać, co. Nie miałam pojęcia, co robić. Gapiłam się na Josepha oszołomiona, jak idiotka, zastanawiając się, co powiedzieć. Z tego co zrozumiałam (a ostatnio zauważyłam, że słabo słucham że zrozumieniem), Joseph właśnie powiedział, że “nie o to mu chodziło”. O to, czyli o co? Przeklnęłam w myślach samą siebie. Moje zszokowanie ustąpiło zdezorientowaniu, niepewności i irytacji. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Może wydawać się to dziwne, ale naprawdę nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Usłyszałam schodzenie po schodach. Szła do nas Maggie. -Co tak stoicie?-zdziwiła się.-Idźcie spać! Poczułam ulgę. -Yyy...No to dobranoc…-rzuciłam niepewnie. Zamknęłam delikatnie drzwi i położyłam się na łóżko. Dopiero teraz naprawdę odetchnęłam z ulgą. *** Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Ostatnio nic dziwnego mi się nie śniło. Może to było chwilowe? Weszłam na górę. Nikogo nie było, najwidoczniej wszyscy spali. Postanowiłam wyjść na dwór. Gdy otworzyłam drzwi, poczułam, że oblewa mnie lodowata woda. Pisnęłam i usłyszałam cichy chichot. -Co jest?-warknęłam. Śmiech zrobił się głośniejszy, a z krzaków nieopodal wyturlała się szarobiała mysz z fioletową kokardą na głowie i sercem na ogonie w tym samym kolorze. Wśród jej włosów było kolorowe pasemko, oczywiście fioletowe. -Tak cię to śmieszy?-zapytałam rozzłoszczona. Myszka powoli się uspokoiła. -Przepraszam. Mam na imię Kaya-wyciągnęła łapę na przywitanie. -A ja Elisabeth-zignorowałam jej łapkę.-Co ty tu robisz? -Szukam wyjścia. -Wyjścia? -Tak, wyjścia z survivoru. Zdziwiłam się trochę. -Ja też. A właściwie ja i moi przyjaciele. -Mogłabym iść z wami? -Raczej tak… -Dzięki-uśmiechnęła się.-Tak naprawdę to do teraz szłam sama… Mimo, że jeszcze przed chwilą nienawidziłam tej dziewczyny z całego serca, teraz zupełnie zmieniłam o niej zdanie. -A więc zapraszam do środka. Moi towarzysze na pewno nie będą mieli nic przeciwko temu, żebyś się do nas dołączyła. Już miałyśmy wejść do chatki, kiedy nagle coś trzasnęło i przed nami wylądował jakiś chłopak w hełmie. Spojrzał na nas przestraszony i zdziwiony, ale po chwili uniósł lekko kąciki ust. -Cześć. -Cześć!-wesoło przywitała się Kaya. -Kolejny, który chce wyjść z survivoru? -Nie do końca…-powiedział.-Ja po prostu tu sobie latam. -Ale ty nie jesteś szamanem-zauważyłam.-To trochę podejrzane. Haker? -Nie! Ja po prostu…-zawahał się, jakby miał coś do ukrycia.-Ja pochodzę z rodziny Bogini. Zatkało mnie. Kaya wyglądała na równie zdziwioną, co ja. -Czyli wiesz, gdzie jest wyjście z survivoru? -Tak. -Zaprowadzisz nas tam? -Jasne-uśmiechnął się. -Tak właściwie, to my się jeszcze nie znamy. Jestem Kaya, a to Elisabeth-powiedziała moja nowa znajoma wskazując na mnie. -Eleceon. -Skoro już się poznaliśmy, to proponuję wejść do chatki i coś zjeść. Przy okazji poznacie resztę-wtrąciłam się. *** Gdy już się wysuszyłam, zapoznałam Eleceona i Kayę z moimi przyjaciółmi. Maggie zrobiła nam śniadanie, a gdy zjedliśmy, wybraliśmy się na zwiady, tak jak ostatnio. Podzieliliśmy się na pary. Oczywiście trafiłam na Josepha. -Wiesz, co do wczoraj wieczorem…-zaczęłam. -Elisabeth...Może źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że się w tobie zakochałem. -Ja w tobie też-uśmiechnęłam się. Byłaby to najpiękniejsza chwila w moim życiu, gdyby nie to, że usłyszałam czyjeś kroki. -Nie przeszkadzaj, Morty-odezwał się Joseph. -To chyba nie jest Morty-szepnęłam. Naszym oczom ukazała się czarna mysz z nożem w pysku i przepasce na oku. -Gdzie jest moja siostra?-zapytała złowieszczo. -Kim ty jesteś? -Wicky. Ale nie czas na poznawanie się. Pytam, gdzie jest moja siostra-warknęła. -Ja nawet nie wiem kim jest twoja siostra, a co dopiero gdzie jest-odpowiedziałam lekko zirytowana. -Zgoda. Nie powiecie, to trudno. Itsu będzie z was zadowolona. -Itsu? Pokiwała głową. -Jedyny problem jest taki, że dała mi tylko durną patelnię-spojrzała z odrazą na trzymany przez nią przedmiot, który zauważyłam dopiero teraz. -Też jej nienawidzimy-powiedział Joseph.-Więc może my sobie pójdziemy, a ty sama poszukasz swojej siostry? -Poradzę sobie-mruknęła. Pewnie sami domyślacie się, co było dalej. Oczywiście, że uderzyła nas patelnią. Myślałam, że Itsu ma jakieś specjalne narzędzia do krzywdzenia myszek. Już nawet strzałka z jakimś usypiającym płynem byłaby lepsza niż patelnia, po której boli głowa. Z tego co zauważyłam, Wicky pracuje razem z Itsu (albo dla Itsu, kto wie?). Po obudzeniu się, zobaczyłam to samo pomieszczenie, co ostatnio. W korytarzu odbywała się jakaś rozmowa, prawdopodobnie Itsu i Wicky. -Mówiłam Ci, że patelnia to nie jest broń-usłyszałam. -Ty nie miałaś ich zabijać, tylko oszołomić. Najlepsze zostaje dla mnie-syknęła Itsu. To, że ta mysz próbuje nas zabić, to nic nowego, a jednak wzdrygnęłam się. Zaczęłam szukać wzrokiem Josepha, ale nie było go tutaj. Mogłam liczyć tylko na siebie. Itsu raczej nie nabierze się na udawanie psychopatki lub trupa, więc to odpadało. Poruszyłam łapkami. Były związane, ale nie za mocno. Może udałoby mi się zdjąć je i uciec…? Moje rozmyślania przerwały kroki. Automatycznie zamknęłam oczy udając, że jeszcze się nie obudziłam. -Chyba trochę za mocno dostała-powiedziała zawstydzonym głosem Wicky. -Trzeba mieć wyczucie, Tiki. -Mam na imię Wicky. -Mniejsza z tym. Kiedyś musi się obudzić, chyba że uderzyłaś ją tak mocno, że uszkodziłaś mózg, czy coś takiego. -Bardzo byłabyś zła?-przestraszyła się Wicky. -Owszem, byłabym. Ale nie aż tak bardzo, jest jeszcze ten drugi. Jak on miał na imię? -Jeśli chodzi o starszego, Joseph, a ten dzieciak to Morty. -Oboje się nadają-uznała Itsu, a po chwili dodała.-Przyprowadziłaś tu tego starszego? -Nie...Powiedziałaś, że… -Nie przyprowadziłaś go?! -Nie. Po co miałabym go tu taszczyć, jedna ci wystarczy!-odgryzła się Wicky. -Jesteś fatalnym pracownikiem. -A ty fatalnym szefem. Po chwili się rozeszły, a ja otworzyłam oczy. Czyli, że Joseph został tam, w lesie. Może to i lepiej? Prawdopodobnie jest bezpieczniejszy tam, gdzie jest, niż tutaj. Spróbowałam się uwolnić. Łapy trochę wyślizgnęły mi się z więzów. Poszarpałam je trochę i udało mi się. Prawie krzyknęłam z radości, że dałam radę tak łatwo i szybko się wyswobodzić. Rozwiązałam sobie tylne łapki i już sięgałam do pyszczka po taśmę klejącą, ale nie było jej tam. Wicky nie zadbała nawet o to. Wstałam cicho i zaczęłam zwiedzać pomieszczenie szukając jakiejś broni. Znalazłam stary nóż, który wydał mi się dziwnie znajomy. Wtedy pomyślałam, że musi to być broń Josepha, którą tu zostawił. Chwyciłam go, wzięłam jeszcze jakąś torbę i spakowałam parę bandaży wrzuconych do pudła stojącego w kącie. Zawsze mogą się przydać. Cicho wyszłam z pokoju i już miałam wymknąć się na zewnątrz, gdy nagle zaskoczył mnie jakiś głos. -Gdzie się wybierasz? Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Wicky ze wściekłym wyrazem twarzy. -Myślałam, że jesteś za głupia na to, żeby się uwolnić-powiedziała. Wyciągnęłam do niej znaleziony sztylet. Zaśmiała się szyderczo. -Nawet jeśli ja cię nie zabiję, zrobi to za mnie ktoś inny-uśmiechnęła się złośliwie i wskazała na coś za mną. A raczej na kogoś. Istotnie, stała tam Itsu. Uśmiechała się, jakby cieszyła się z faktu, że zaraz mnie zadźga. -Czego wy ode mnie chcecie?-zapytałam sfrustrowana. -Tego akurat nie mogę zdradzić. Natomiast ty możesz nam powiedzieć, gdzie są twoi znajomi-odpowiedziała Itsu i momentalnie przycisnęła mi swój nóż do gardła. Milczałam. Głównie dlatego, że przez nacisk ostrza ledwo oddychałam, więc nie było opcji, żebym cokolwiek powiedziała. Czułam, że to może być mój koniec, że już nigdy nie zobaczę rodziny, przyjaciół, Josepha… Ale w tej chwili przypomniało mi się, że istnieje coś takiego jak szept. Coś na kształt telepatii między myszkami. Nigdy nie uczyłam się, jak tego używać, więc co za tym idzie, nigdy nie próbowałam tego robić. Mimo to, w tej sytuacji była to jedyna opcja przetrwania. Zastanowiłam się, kogo wezwać. Co prawda, ta osoba prawdopodobnie zawiadomi resztę, ale przynajmniej dowiedziałaby się pierwsza i mogłaby odpowiednio zareagować. Eleceon to chyba najlepszy wybór, może tu podlecieć i w razie czego użyć swojej szamańskiej mocy. Skupiłam się na nim i pomyślałam nad wiadomością. Coś krótkiego, ale zrozumiałego...Problem jest taki, że on raczej nie wie, gdzie jest baza Itsu. Zaryzykowałam więc, wysyłając mu szept o treści “Pomocy. Baza Itsu. Reszta wie, gdzie to jest”. Na więcej nie było mnie stać. Może nie było to za bardzo zrozumiałe dla niego, ale Joseph, Kaprine, Morty i Lassie na pewno będą wiedzieli o co chodzi. Modliłam się, żeby przybyli jak najszybciej, bo Itsu naciskała coraz mocniej, a ja miałam coraz mniej powietrza. Musiałam zyskać na czasie, więc postanowiłam użyć pewnego planu. -Poczekaj-odezwałam się z trudem.-Możemy pójść na kompromis. Itsu zaciekawiona oddaliła powoli nóż od mojego gardła, ale nadal mnie trzymała. Zakaszlałam, nadal czułam ból i nacisk na gardło. -Ja powiem Ci, gdzie oni są, a ty mnie uwolnisz-kontynuowałam, gdy zaczerpnęłam trochę powietrza. -No proszę, jak łatwo poszło-mruknęła pod nosem zadowolona Wicky. Itsu się zawahała, ale po chwili powiedziała nieco nieufnie. -Gadaj… -A więc moi przyjaciele mieszkają w ogromnym, magicznym drzewie-uśmiechnęłam się. -Co?! Nie okłamuj mnie-rzekła ostro Itsu. Wszystko szło zgodnie z planem. -Ależ ja cię nie okłamuję!-roześmiałam się.-Mówię Ci, ten dom ma nieskończoność pokoi i mieszka w nim driada. Wicky patrzyła na mnie zdziwiona. Itsu była trochę zbita z tropu. -Mówiłam, że dostała za mocno patelnią-załamała się Wicky. -Ona nas okłamuje-warknęła jej szefowa.-Mówię Ci, nie dość że wymyśliła jakiś magiczny dom, to jeszcze udaje kogoś, kto ma coś nie tak z głową. Jak ostatnio u mnie byli, to ten Joseph, czy jak mu tam, udawał martwego. Ponownie przyłożyła nóż do mojego gardła. -A teraz mów, gdzie oni są naprawdę. Delikatnie poruszyłam głową na “nie”, uważając, żeby nóż nic mi nie zrobił. Itsu wściekła się i zraniła mnie w ramię. Mój plan trochę nie wypalił, ale nadal jest szansa w Eleceonie. Jak na potwierdzenie mojej myśli, usłyszałam dźwięk kroków i do korytarza wpadł potomek Bogini. Itsu zdążyła jeszcze zadrasnąć mnie lekko w brzuch, a on już mnie porwał i na swoich skrzydłach podleciał w górę. Gdy lecieliśmy, usłyszałam wściekły wrzask. -Dzięki za uratowanie-uśmiechnęłam się. -Nie ma za co-odpowiedział Eleceon. -Reszta została w domu? Pokiwał głową. Odetchnęłam z ulgą. Tym razem się udało. Eleceon wylądował przed domkiem Maggie i odstawił mnie na ziemię. -Jeszcze raz wielkie dzięki-spojrzałam na niego z wdzięcznością, ale wiedziałam, że to za mało. Gdyby Eleceon nie przyleciał, miałabym poważny problem. On jednak uśmiechnął się i powiedział: -Nie ma sprawy. Z chatki wyszli wszyscy pozostali. Wszyscy oprócz Josepha. Pomyślałam, że może został w środku. -Elisabeth!-zawołała Lassie. -Cześć. -Sprytnie wykombinowałaś ten szept. -Wiesz...Ja po prostu wysłałam wiadomość Eleceonowi i tyle. -I tyle? Szept to nie taka prosta sprawa, naprawdę-roześmiała się Kaya. Uznałam, że trochę przesadzają, ale nie chciałam się z nimi kłócić. -A gdzie jest Joseph? Uśmiech zszedł z ich pyszczków. -Coś z nim nie tak…?-zaniepokoiłam się. -Nie wiemy. Nie przyszedł. Chcieliśmy poczekać na ciebie, bo możesz nas tam zaprowadzić-mruknął Morty. -Nie wiemy, gdzie poszliście, kiedy was zaatakowano-wyjaśniła Maggie. Poczułam lekką złość. Mogli go przecież poszukać. Ale z drugiej strony nawet nie wiedzieli gdzie. Westchnęłam i gestem łapy pokazałam im, żeby szli za mną. Poprowadziłam ich przez las, do miejsca, w którym zostaliśmy uderzeni patelnią. -To było mniej więcej tutaj. -Tyle że Josepha tu nie ma-stwierdził Eleceon. -Nieee, naprawdę?-zapytał sarkastycznie Morty. -Pewnie jak się obudził, to próbował znaleźć Ciebie, albo moje drzewo-powiedziała Maggie. -Albo ktoś go porwał, tak samo jak Ciebie-zamyśliła się Kaprine. Lassie i Maggie posłały jej ostrzegawcze spojrzenia. -Bardziej prawdopodobne jest to pierwsze-Kapi uśmiechnęła się szeroko. Pokiwałam głową. -W każdym razie, musimy go znaleźć. Poszliśmy dalej, ale po Josephie nie było ani śladu. -Może mógłbym sprawdzić z góry?-zaproponował Eleceon. -Jasne. Eleceon wyczarował sobie skrzydła i wzbił się w powietrze. Po chwili powrócił z przygnębioną miną. - Nic nie znalazłem. Westchnęłam. Czułam się tak bezradna jak chyba nigdy w życiu. Nie wiedziałam, gdzie on jest, nie miałam pojęcia, czy w ogóle żyje. Poczułam łzy napływające mi do oczu. -Hej, znajdziemy go. Obiecuję-Kaya uśmiechnęła się lekko. Niezła była. Poznałam ją wczoraj, a już zachowywała się, jakby była moją najlepszą przyjaciółką. Czułam, że rzeczywiście może się nią niedługo stać. _____ Obudziłem się z bólem głowy. Otworzyłem oczy i nadal byłem w lesie. Może ta Wicky, czy jak jej tam, odpuściła sobie porywanie nas? -Cześć-usłyszałem jakiś dziewczęcy głos. Usiadłem i zobaczyłem przed sobą dziewczynę z różowymi włosami i brązowym futerkiem. Uśmiechała się do mnie ukazując ostre kły. Mój mózg nie pracował jeszcze w pełni sprawnie, w związku z czym, moją pierwszą myślą na widok tej myszy było: “Dlaczego Elisabeth zamieniła się w wampira?”. Na szczęście trwała ona tylko ułamek sekundy. -Dobrze się czujesz?-zapytała. Głos miała słodki, ale trochę dziwny, jakby zbzikowany. Patrzyła się na mnie różowymi oczami, które połyskiwały jak u jakiegoś psychopaty. -Yyy...Raczej tak…-wykrztusiłem. Przerażała mnie. Nie bałem się Itsu, nawet gdy próbowała nas zabić. Nie bałem się szamanów, a jednak ta dziewczyna napełniała mnie jakimś dziwnym strachem. Nie chodziło tu o jej kły, ale o to szaleńcze spojrzenie, jakby planowała dla mnie jakiś specjalny rodzaj brutalnej śmierci. -Nie bój się-powiedziała, ale nie uspokoiło mnie to. -Gdzie jest Elisabeth?-rozejrzałem się po lesie. -Kto?-zmarszczyła brwi.-Chyba za mocno uderzyłeś się w głowę. Wszystko mi się mieszało, nie mogłem zebrać myśli. Dziewczyna westchnęła. -Mam na imię Yunka. A ty? -Joseph-wymamrotałem, zbity z tropu. Uśmiechnęła się. Dźwignąłem się na nogi. -Słuchaj, ja naprawdę nie wiem, kim jesteś, ale muszę wracać do moich przyjaciół. -Przyjaciół?-powtórzyła, tym razem ze smutkiem. Nagle ukryła pyszczek w łapach i upadła na kolana. Usłyszałem szloch. -Hej, nie chciałem cię urazić… -Nie uraziłeś mnie… Ja po prostu…-głos jej się załamał.-Ja nigdy nie miałam przyjaciół… Nagle zacząłem jej współczuć. Znałem to uczucie, gdy wszyscy cię odrzucają, traktują jak śmiecia. Mimo tego, że zachowywała się jak dziecko z problemami psychicznymi, poczułem do niej litość. Ja też nie miałem przyjaciół, do momentu, kiedy spotkałem Elisabeth. Uklękłem przy niej. -Pójdziesz z nami. Popatrzyła na mnie z nadzieją swoimi zapłakanymi oczami. Uściskała mnie. -Dziękuję-w jej głosie słychać było wzruszenie. -Nie ma za co-wstałem i odsunąłem ją od siebie delikatnie. -Znalazłam cię gdzieś tam-powiedziała wskazując łapką przed siebie.-Pewnie gdzieś tam są twoi przyjaciele. Słowo “przyjaciele” wypowiedziała, jakby właśnie je poznała i pierwszy raz użyła w swojej wypowiedzi. -No to idziemy. *** Podczas drogi Yunka opowiadała mi różne rzeczy, od czasu do czasu chwytając mnie za łapę albo pomiaukując. Była najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, ale nadal głęboko jej współczułem. Idąc przez las, zastanawiałem się, jak ona mnie znalazła i dlaczego mnie tam zawlekła. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie stałem z Elisabeth przed straceniem przytomności. -To tutaj-uśmiechnęła się Yunka.-Gdzie teraz? Nie było tu Elisabeth, ale uznałem, że wróciła do domu. Skierowałem się w stronę chatki Maggie. Po jakichś pięciu minutach naszym oczom ukazało się drzewo. -Jejku-zachwyciła się moja nowa znajoma.-Tu mieszkasz razem ze swoimi przyjaciółmi? Pokiwałem głową. Wszedłem do środka, ale nikogo nie było. Panowała tam całkowita cisza. -Gdzie są wszyscy?-zapytała Yunka z rozpaczą w głosie.-Okłamałeś mnie?! -Nie, no co ty! Nie wiem gdzie oni są… Może wyszli? Dziewczyna uspokoiła się trochę, ale miała niepewną minę. Nic dziwnego, ja sam byłem zaniepokojony. -Na pewno niedługo wrócą. Może coś zjedz, prześpij się, a ja ich poszukam. Dopiero teraz zauważyłem, że już zachodzi słońce. Skoro jest już tak późno, powinni się niedługo zjawić. O ile nic im nie jest. W tym momencie coś w moim mózgu zaskoczyło. Przecież odurzyła mnie jakaś Wicky, która prawdopodobnie pracowała razem z Itsu. Być może porwała ona Elisę i resztę. Odrzuciłem od siebie te myśli. Wyszedłem na dwór i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, poczułem czyjś uścisk na sobie. -Gdzie ty byłeś?-zapytała Elisabeth z mieszanką złości i radości w głosie. -Ja… Nie dokończyłem, bo zaśmiała się i mnie pocałowała. Miałem wrażenie, że unoszę się w powietrze. Był to wyjątkowo przyjemny wieczór. Gdy wszyscy poznali się już z Yunką, rozmawialiśmy i opowiadaliśmy sobie różne historie, dopóki wszyscy nie wrócili do swoich pokoi. Potem zostałam już tylko ja i Maggie. Po chwili milczenia, przypomniałam sobie coś, co widziałam parę dni temu. Może to niegrzeczne, ale postanowiłam odnowić temat. -Na twoim biurku stoi zdjęcie-zaczęłam niepewnie.-Kto na nim jest? Maggie utkwiła wzrok w dal. -Moje siostry-odpowiedziała cicho.-Zaginęły parę lat temu. Zrobiło mi się jej żal, ale nie chciałam nic mówić. Wiedziałam, że przeprosiny typu “Oh, nie wiedziałam. Tak mi przykro” tak naprawdę wcale nie są miłe. -Ty wiesz już o mnie tyle, ile powinnaś wiedzieć. Teraz opowiedz mi o sobie-powiedziała już nieco weselej. -Moja rodzina nie jest taka, jaką chciałabym mieć-wyznałam.-Mój tata cały czas był w pracy, a i tak niewiele zarabiał. Mamy też nie było całe dnie. Razem ze starszym bratem musieliśmy opiekować się młodszym rodzeństwem. Mogłabym powiedzieć, że to przez moją sytuację rodzinną uciekłam na survivor, ale tak nie jest. Znudziło mi się zwykłe życie, szukałam przygód. Teraz tego żałuję. -Dlatego wracacie do miasta? Pokiwałam głową. Powieki zaczęły mi się kleić. -Idź już spać. Możemy jutro porozmawiać-uśmiechnęła się. Odwzajemniłam jej uśmiech i zeszłam na dół. Przeszłam przez korytarz do mojego pokoju, położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam. *** Jakiś huk wdarł się do mojego snu. Obudziłam się gwałtownie. Drewno trzeszczało, w podłodze pojawiały się szczeliny. Usłyszałam kolejny huk. Wybiegłam na korytarz. Był tam już Joseph, mieszkający w pokoju naprzeciwko, Lassie, Kaprine, Morty, Eleceon i Kaya. -Co się dzieje?-zapytałam próbując przekrzyczeć hałas. -Nie mam pojęcia. Musimy uciekać!-odpowiedział Joseph. Już miałam się z nim zgodzić, ale przypomniałam sobie o czymś, a raczej o kimś. Niewiele myśląc pobiegłam w stronę pokoju, w którym mieszkała Yunka. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją. Siedziała skulona na łóżku i zasłaniała sobie uszy. -Chodź-powiedziałam, chociaż zabrzmiało to bardziej jak rozkaz. -Zginiemy-szepnęła przerażona. -Nikt tu nie zginie! Chwyciłam ją za łokieć i pociągnęłam w stronę korytarza. -Ał…-jęknęła. Nie zwracałam na to uwagi. Wolałam, żeby miała przez pewien czas siniaka, niż żeby rzeczywiście tu umarła. Wbiegłam na korytarz. -Dziewczyny! Chodźcie!-zawołał Eleceon. Mimo wszystko uśmiechnęłam się. Zaczekali na nas. Wbiegliśmy po schodach na górę. Tam było jeszcze gorzej. Ściany się trzęsły, okna pękały, rzeczy spadały z półek. Maggie biegała po pokoju zasłaniając okna wszystkim, co wpadło jej pod rękę- deskami, meblami, obrazami. Może nie było to dobre zabezpieczenie, ale przez jakiś czas mogło uchronić nas przed skaleczeniem się szkłem. -Shamani atakują-wydyszała zamykając drzwi do domu na klucz. Zajrzałam za obraz zapezpieczający okno, żeby zobaczyć, co się dzieje. Dwóch shamanów strzelało kulami w nasze schronienie. Za nimi stały dwie myszy. Itsu i Wicky. Wicky wyglądała na zadowoloną, a Itsu nasłuchiwała uważnie ze złowieszczym uśmiechem. Powstrzymałam się od krzyknięcia. -Nie jest dobrze. Jest bardzo, bardzo źle… -Co się stało?-zapytała Kaya. -Itsu i Wicky też tu są. -To te psychopatki które chciały cię zabić? Pokiwałam głową. -Boję się!-oznajmiła Yunka. -Myślę, że każdy z nas się boi-mruknął Morty. -I słusznie, bo macie się czego bać. Lepiej uciekajcie stąd, zanim będzie za późno-powiedziała Maggie. -A co z tobą?-zapytałam. Maggie wbiła smutny wzrok w podłogę. -Nie mogę stąd wyjść-szepnęła. -Dlaczego? -Jestem tu uwięziona. Zamurowało mnie. -Jak to? -To nie ma znaczenia. Nie mogę uciec. Pokażę wam wyjście ewakuacyjne. Chciałam powiedzieć, że dopóki ona nie ucieknie, to ja też nie, ale wiedziałam, że to nic nie da. Maggie pokazała ruchem łapki, by iść za nią. Westchnęłam tylko i niezadowolona ruszyłam jej tropem. Szliśmy przez wąski, ciemny korytarz. -Uwaga, schody-szepnęła w pewnym momencie. Uniosłam tylną łapkę w poszukiwaniu stopnia, a gdy go znalazłam, zaczęłam wspinać się po schodach. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Słabe światło wpadło do tunelu. Słońce powoli wschodziło. -Wychodźcie-powiedziała Maggie. Wszyscy wyszliśmy z tunelu. Znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od domku, ale widziałam wszystko, co tam się działo. Shamani nadal ostrzeliwali drzewo, a Wicky i Itsu powoli traciły cierpliwość. -Uciekajcie, szybko-pospieszyła nas Maggie. Łza spłynęła po moim policzku. -Proszę, chodź z nami. Maggie mnie przytuliła. -Nie mogę-głos jej się łamał.-Idźcie już. Długie pożegnania są najtrudniejsze. Pokiwałam głową na zgodę, ale nadal płakałam. Maggie zbiegła do tunelu, a my powoli ruszyliśmy naprzód. Nagle usłyszałam krzyk Itsu. -Ile to ma trwać?! Wicky, chodź! Odwróciłam się. Zamarłam, gdy zobaczyłam dwie myszki wchodzące do domku w drzewie. Dobiegł mnie krzyk bólu i Itsu z zakrwawionym sztyletem wyszła na zewnątrz. Wybuchłam płaczem. Przez łzy zobaczyłam jeszcze, jak szamanie całkowicie niszczą dom Maggie. -Elisa!-syknął Joseph. Chwycił mnie za łapkę i pociągnął za sobą. Uciekaliśmy, ale ja równie dobrze mogłam zostać na drodze i płakać. Właśnie zginęła Maggie, a ja nie widziałam nic prócz własnych łez. Uciekaliśmy. Z fragmentów rozmowy, które usłyszałam, wywnioskowałam, że Itsu i Wicky nas gonią. Miałam dość kłopotów. Najpierw dwie dziewczyny zamordowały osobę, która pomogła nam przeżyć i stała się moją przyjaciółką, a teraz mają zamiar zrobić to z nami. Nadal płakałam. Nie panowałam już nad tym, łzy po prostu wypływały z moich oczu sprawiając, że wszystko było rozmazane. Joseph trzymał mnie za łapkę. I dobrze, bo sama nie dałabym rady biec. Od razu wpadłabym na drzewo. Skręciliśmy gwałtownie i zwolniliśmy, a potem zatrzymaliśmy się całkowicie. Chyba udało nam się uciec. Puściłam łapę Josepha i opadłam na pokrytą mchem ziemię. Powoli się uspakajałam. Kaprine, Kaya i Lassie miały zaczerwienione oczy, a Yunka była w totalnym szoku. Wszyscy wyglądali na bardzo smutnych. Joseph podszedł do mnie i mnie przytulił. -Maggie się dla nas poświęciła.Shamańska Bogini nagrodzi ją za to. Uwierz mi-szepnął. Uwierzyłam. Mimo, że było to typowe pocieszenie po czyjejś śmierci (“Tam jest jej lepiej” itd.), u niego brzmiało to tak… szczerze. Wtuliłam się w jego futerko i było mi tak dobrze, że prawie się uśmiechnęłam. Prawie. Nagle usłyszałam zezłoszczone głosy. Ich właścicielki najwyraźniej się kłóciły, a ja nawet wiedziałam, kim one są. Wstaliśmy, a Eleceon zaczął przysłuchiwać się głosom. -Lepiej już chodźmy-powiedział cicho. Ruszyliśmy powoli i ostrożnie, aby nie narobić hałasu. -A kogo my tu mamy?-usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie, reszta zrobiła to samo. Zobaczyłam Wicky i Itsu. Skąd one się tutaj wzięły? -Moja kochana siostrzyczka-Wicky uśmiechnęła się ironicznie. -Odczep się, Wicky-warknęła Lassie. Dziewczyna z przepaską na oku roześmiała się gorzko. -A co mi zrobisz? Przejrzyj to wreszcie na oczy, ty i ta twoja banda nic nam nie zrobicie. Nawet jeśli będziecie uciekać, w końcu was dopadniemy. Ale możesz tego uniknąć. Wystarczy jedno małe… -Zamknij się!-wrzasnęła Lassie.-Nigdy do Ciebie nie dołączę, nigdy nikt z nas nie przejdzie na waszą stronę! Lassie miała łzy w oczach. Trzęsła się z wściekłości, ale nie umiała jej z siebie wyrzucić. Przypatrywałam się całemu zajściu w zdumieniu, ale musiałam coś zrobić. -Joseph. Masz nadal ten sztylet?-powiedziałam tak cicho, jak tylko umiałam. Wyjął nóż z kieszeni i podał mi go. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale i zaufaniem. Był to najbardziej idiotyczny pomysł w moim życiu. Nawet nie wiem, co mnie zachęciło do zrealizowania go. Mimo to, podałam nóż Lassie. Popatrzyła się na niego, jakby rozważając miliony opcji ataku. W końcu wycelowała i rzuciła ostrzem w Wicky. Trafiła w ramię. Mysz zawyła z bólu, ale jej towarzyszka była niezwykle czujna. Czasami zapominam, że Itsu jest niewidoma. Rzuciła się na nas z własnym sztyletem w łapce. Ku mojemu zdziwieniu, nie zaatakowała Lassie, lecz mnie. Znowu. Miałam tego powoli dość. To nie tak, że jestem jakaś egoistyczna, czy coś. Po prostu było tego zbyt wiele. Na moje nieszczęście ta sytuacja tak mnie zaszokowała, że dałam się dźgnąć w brzuch. Dostałam dokładnie w to samo miejsce, gdzie Itsu zraniła mnie jeszcze w zimę. Poczułam przeszywający mnie ból. Zrobiło mi się słabo. Zezłościłam się na samą siebie, że znowu zawaliłam. Mimo, że starałam się nie stracić przytomności, nie za bardzo mi się to udawało. Pamiętam jeszcze tylko, że próbowałam coś zrobić, zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. *** Miałam ogromną nadzieję, że Itsu znowu nas gdzieś nie zabierze i nie będzie trzymała jako niewolników. Mimo, że za każdym razem udało nam się szybko uciec, ten ciągły scenariusz zrobił się naprawdę nudny… Gdy się obudziłam, poczułam, że mam związane łapki. -Znowu…?-pomyślałam. Ale po chwili dostrzegłam, że Wicky i Itsu trzymają końce liny i ciągną nas gdzieś. Na szczęście “nas”. Mój mózg nadal najlepiej nie działał po nagłej utracie przytomności, ale policzyłam, że jest nas tyle, ile powinno nas być. Dziewczyny taszczyły nas tak po prostu, dzięki czemu miałam całe podrapane plecy. Rana na brzuchu nadal potwornie bolała. Wolałabym już znowu zemdleć, niż to czuć. Tak czy siak, na nic bym się nie zdała. Gdy tak “geniuszki zła” ciągnęły nas po lesie, oprócz prób nie krzyczenia z bólu, zastanawiałam się, gdzie one chcą nas zaprowadzić. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się. -Jesteś pewna, że to tutaj?-usłyszałam głos Wicky. -Tak. To portal do innych światów-odpowiedziała z dumą Itsu. -Ale… My tam nie wejdziemy prawda…? -Nie. Wrzucimy tam tylko niektóre z tych przybłęd. Te najcenniejsze zostawimy dla siebie. Serce zabiło mi mocniej. Przede wszystkim ze strachu, że wrzucą tam kogokolwiek z nas. Ale Itsu nazwała to “portalem do innych światów”. Czy to możliwe, że właśnie znaleźliśmy wyjście z survivoru? Czułam się, jakby ktoś robił koktajl z moich emocji. Strach, ekscytacja i bezradność mieszały się ze sobą nawzajem. Ale bezradność przeważała. Bo przecież jeśli nawet jest to wyjście, to nie dam rady się tam przedostać. A jeśli jest to coś gorszego i rzeczywiście kogoś z nas tam wyślą, nie dam rady ich powstrzymać. Po chwili Wicky odwróciła się do mnie pyszczkiem i gdy zobaczyła, że się obudziłam, szepnęła coś do Itsu. Ta warknęła cicho i wymamrotała: -Zrób coś z tym. Wicky podeszła do mnie i z okrutnym uśmiechem kopnęła mnie tak mocno, że nie wytrzymałam. Zemdlałam. *** Gdy ponownie się obudziłam, mroczki latały mi przed oczami. Mimo to spróbowałam ocenić sytuację. Znajdowałam się w jakimś metalowym pomieszczeniu. Myślałam, że znowu jesteśmy w bazie Itsu, ale nie przypominało to jej schronienia. W powietrzu unosił się jakiś dziwny zapach. Taki, którego nie znałam, ale mój umysł kojarzył go z niebezpieczeństwem. Podniosłam się i ,na całe szczęście, ujrzałam moich przyjaciół. Byli cali i zdrowi, a przynajmniej na takich wyglądali. -Gdzie my jesteśmy?-zapytałam, a mój głos odbił się lekkim echem od ścian pomieszczenia. Popatrzyli po sobie niespokojnie, ale w końcu odezwała się Kaya. -Wrzucili nas do tego portalu. -Wszystkich? Przecież tylko niektórzy mieli tu trafić. Pokiwała posępnie głową. -Nastąpiła nagła zmiana planów. Oczywiście wszyscy od razu zainteresowali się moją raną na brzuchu. Bez zbędnego gadania, Lassie ją po prostu opatrzyła resztkami bandaży. Na szczęście, rana nie była bardzo głęboka. Zaczęliśmy przeszukiwać pomieszczenie. Jedynie Yunka siedziała pod ścianą, kiwając się na boki. Eleceon nawet próbował użyć jakichś swoich mocy, ale nie udawało mu się. To miejsce było jakby anty-magiczne. -Wiecie w ogóle, gdzie jesteśmy? Wszyscy, włącznie z Yunką, wymienili spojrzenia. Widać było wyraźnie, że kłócą się bez użycia słów. Joseph czemuś odmawiał, Yunka i Kaprine wyglądały, jakby nie były pewne, co zrobić. Lassie i Kaya wytężały wzrok, jakby mówiły “Zrobimy to i bez dyskusji”. Eleceon wyglądał spokojnie, nie trzymał żadnej strony. Jedynie Morty posyłał im rozbawione spojrzenia: “Naprawdę, chcecie się o to kłócić?”. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywają, nie wiedziałam tylko, co. Denerwowało mnie to, że zawsze traktują mnie jak dziecko, przy którym trzeba uważać, co się mówi. W końcu Joseph chyba wygrał, bo Lassie przewróciła oczami. -Nie wiemy-wycedziła, jakby kłamstwo ledwo przeciskało się przez jej gardło. Westchnęłam. Ponownie zaczęliśmy szukać jakiegoś ukrytego wyjścia, czegokolwiek. W końcu jakoś musieliśmy się tu dostać. -A wiecie przynajmniej, jak się tu znaleźliśmy? -Przez portal-powiedział Morty, jakby było to oczywiste. -Od razu po wejściu w portal trafiliśmy do tego pokoju? Wszyscy pokiwali głowami. Usiadłam ze zrezygnowaniem pod ścianą. -Wicky to twoja siostra, Lassie?-zapytałam nagle. Nie odezwała się. Chyba nie spodziewała się tego pytania, bo wyglądała, jakby ją zatkało. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią wyczekująco. -Tak-wymamrotała po pewnym czasie. Oczy jej się zaczerwieniły, a po policzku spłynęła łza. Usiadła koło mnie i Yunki i wzięła głęboki wdech. -Gdy miałam jakieś 9 lat, bawiłyśmy się na dworze w chowanego. Ona liczyła, a ja się chowałam. Ukryłam się w krzakach, a gdy Wicky miała mnie szukać, usłyszałam jej pisk. Jakaś dziewczyna…-łamał jej się głos.-Jakaś dziewczyna ją związała. Bałam się wyjść z krzaków, a ta mysz zabrała moją siostrę. Rozpłakała się na dobre. -Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz-oznajmił łagodnie Joseph. -Chcę. Muszę to w końcu z siebie wyrzucić-uspokoiła się i mówiła dalej.-Wróciła sześć lat później. Miała w łapce nóż. Ja i mama się cieszyłyśmy, ale ona nie. Płakała. Powiedziała, że nie może do nas wrócić i znowu uciekła. Gdy pojawiła się następnym razem, chciała zamordować mamę, a mnie przeciągnąć na swoją stronę. Wtedy uciekłam na survivor, spotkałam Kaprine, a potem was. Lassie była roztrzęsiona. Znowu wybuchnęła płaczem, a potem zasnęła. Nie dziwię się jej. Zaczęliśmy ponownie szukać wyjścia, chociaż wiedzieliśmy, że to na nic. Yunka nadal siedziała pod ścianą, intensywnie nad czymś myśląc. W pewnym momencie usłyszałam głos Morty’ego. -Coś tutaj jest. Odwróciłam się w jego stronę. Morty nacisnął na jakiś panel, a ten odsunął się na boki, jak drzwi od windy. -Jesteś geniuszem, Morty!-krzyknęła Kaprine rzucając się na niego. Łapką wykonał gest, abyśmy za nim poszli. -Lassie, wstawaj-powiedziałam na tyle głośno, by usłyszała, ale na tyle cicho, żeby jej nie przestraszyć. -Co…?-zapytała sennie. Wskazałam ręką na tunel w ścianie. Natychmiast się ożywiła. Wszyscy weszliśmy do środka i szliśmy tunelem. -Czuję się jak w jakimś filmie akcji…-szepnęła Kaya. -O tym samym pomyślałem-zaśmiał się Eleceon. Nagle Yunka zatrzymała się i zaczęła węszyć. -Coś nie tak…?-zapytał Joseph. -Czuję coś… niedobrego. Powinniśmy zawracać. -I gnić w tej dziurze? Nigdy. Tyle niedobrych rzeczy przeszliśmy, więc i tą pokonamy-oznajmił Morty. Yunka skrzywiła się, ale ruszyła za nami. Po chwili doszliśmy korytarzami do wyjścia. Usłyszałam muzykę i śmiechy, ale nie ucieszyłam się. Yun miała rację. Unosił się tu dziwny zapach. Trochę potu, ale także… zła. Morty nacisnął guzik i ściana otworzyła się, ukazując widok, jaki przekraczał moje najśmielsze oczekiwania. -Oh, Bogini…-mruknęła Kaya. -Właśnie to przede mną ukrywaliście?-zapytałam. -Tak jakby… Yunka zacisnęła pięści. -A nie mówiłam?! Przecież was ostrzegałam, że czuć tu kotami!-wydarła się. -Cicho, bo nas wydasz-syknęła Kaprine. Przed nami, a raczej pod nami, bo wyjście z tunelu znajdowało się tuż przy suficie, tańczyło mnóstwo kotów. Wydawały się być szczęśliwie, ale z kotami nigdy nic nie wiadomo. Zwłaszcza gdy chodzi o nas, myszy. -Portal do innych światów…-powtórzyłam wyrażenie zasłyszane u Wicky. Eleceon pokiwał głową. -Portal do świata Nekodancer. Przypatrywaliśmy się w szoku imprezie kotów. Tańczyły w rytm piosenek. Niektóre znały kroki znakomicie, inne wcale. Takie, którym się nie udawało… No cóż, nie wiem co się z nimi działo, ale raczej nie dostawały złotego medalu. Yunka tym czasem mruczała pod nosem jakieś przekleństwa na nasz temat. -Co mamy zamiar zrobić?-zapytałam. -Iść na żywioł!-zawołał Morty i zeskoczył na parkiet. -Ty idioto! Mogłeś się połamać!-zezłościła się Kapi. -Zaraz cię te koty zjedzą!-warknął Joseph. -Nie mamy innego wyjścia-wymamrotała Yun i dołączyła do Morty’ego. Po chwili, chcąc czy nie chcąc, wszyscy trafiliśmy na podłogę, pomiędzy tylne łapy kotów. Na szczęście, nikt nas nie zauważał. Błądziliśmy po sali szukając portalu do naszego świata. Nagle coś do mnie dotarło. Ta myśl tak mnie zszokowała, że przystanęłam. -Elisa...Wszystko w porządku?-zapytał mnie Joseph. -Tak...Mam tylko pytanie do Eleceona. Odwrócił się do mnie. -Jeśli teraz jesteśmy w Nekodancer, to jak z tego świata wyjdziemy? -Portalem. -A gdzie nas ten portal zaprowadzi? Otworzył szeroko oczy. -Myślisz o tym, że… -Portal przeniesie nas na jakąś vanillę, albo do miasteczka Transformice, tak? -Nie mam pojęcia. To byłoby cudowne, ale obawiam się, że… Nagle urwał, wpatrując się w coś ponad mną. Chyba nawet domyślałam się, co to było. Błyskawicznie pociągnął mnie za łapkę, a ja poczułam ruch powietrza za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkiego, białego kota. Miał czerwone, przepełnione złością i głodem oczy. Rzuciliśmy się do ucieczki. Yunka znowu była na nas zła. -Wy i te wasze chore pomysły. Kiedyś przez nie zginiemy! Nagle poczułam, że coś ściska mnie w talii. Wrzasnęłam i patrzyłam, jak oddalam się od podłogi. Gdy podniosłam głowę, ujrzałam czerwone tęczówki stwora, któremu ślinka ciekła na mój widok. -Wyglądasz smakowicie-warknął. Znowu krzyknęłam. Słyszałam okrzyki zdziwienia innych kotów, a gdy biały futrzak miał już włożyć mnie do swojego pyska, poczułam piekący ból na plecach i spadłam. Upadek był tak nagły, że wyparł mi powietrze z płuc, ale raczej nic sobie nie zrobiłam. Ponownie zostałam chwycona za brzuch. Tym razem trzymał mnie szary kot. -Ta mysz jest moja!-pisnął. -Zostawcie ją!-zawołała błagalnym tonem Kaya. Resztę moich przyjaciół również złapały te kreatury. Mocna łapa zwierzaka trzymała mnie tak mocno, że ledwo oddychałam. Zaczęłam kaszleć. Joseph też nie wyglądał najlepiej. Miał całą zakrwawioną łapę i był na wpół przytomny, a Kaprine już wcale nie była przytomna. Jedynymi osobami, które tak bardzo nie ucierpiały, były Kaya i Eleceon. Ugryzłam kota w łapę, a ten prychnął i upuścił mnie na świecący parkiet. Podbiegłam do Kai. -Musimy im pomóc-wysapałam. -Nic ci nie jest?-zapytała. -Nie. Masz jakiś plan? Pokręciła głową. -A ty masz jakąś broń? Westchnęłam. -Nadałby się nóż Josepha, ale Lassie rzuciła nim w Wicky. -W takim razie… -zamyśliła się Kaya, a po chwili dodała.-Mam pomysł. *** Nasz plan był szalony i niebezpieczny, ale nic innego nie dało się zrobić. Poza tym, od kiedy niby mieliśmy dobrze przemyślane pomysły? Zgodziłam się więc na drażnienie kotów i uciekanie przed nimi. Właściwie to Kaya i Eleceon mieli drażnić, a ja odprowadzać uratowanych do bezpiecznego miejsca. Czaiłam się więc za automatem i czekałam, aż kot wypuści Kaprine. Tymczasem Kaya biegała między łapami stwora drapiąc go, gryząc i łaskocząc, a Eleceon obrzucał go przezwiskami. -Chyba jesteś jakimś psycholem, bo twoja własna świadomość mówi Ci, że nim jesteś! Zdezorientowany kot upuścił Kaprine, a ja do niej podbiegłam. Zaciągnęłam ją za automat do gry i z westchnięciem ruszyłam ratować resztę. *** Po pewnym czasie biegania, unikania pazurów kotów i targania moich nieprzytomnych przyjaciół, wreszcie wszyscy siedzieliśmy w naszym prowizorycznym schronie ciężko oddychając. -Żyjecie…?-wychrypiał Eleceon. Pokiwałam głową. Byłam zbyt zmęczona, by mówić. Morty, Lassie i Yunka się obudzili, a reszta nadal leżeli bezwładnie na podłodze. -Jestem zmęczona-mruknęła Kaya, a po chwili już smacznie spała. Eleceon także odleciał już w świat snów. Postanowiłam zrobić to samo. Położyłam się obok Josepha. -Słodkich snów-szepnęłam i zamknęłam oczy. Otworzyłam oczy. Widziałam mnóstwo barw, światło kolorowych lamp… Zastanawiałam się, gdzie jestem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że weszliśmy do świata Nekodancer. Na tą myśl gwałtownie zerwałam się na tylne łapki i rozejrzałam się w około. Żadnych kotów, żadnych pazurów. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam, która jest godzina, światło słoneczne tu nie docierało. Postanowiłam trochę pozwiedzać salę, zanim pojawią się wrogowie. Jedyne co widziałam to ogromna przestrzeń wypełniona różnobarwnym parkietem, reflektorami i staromodnymi szafami grającymi. To wszystko mnie przytłaczało. Ciekawiło mnie, dlaczego to pomieszczenie było takie ogromne, ale im więcej o tym myślałam, tym większa panika mnie ogarniała. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i nie panowałam nad swoimi emocjami. Zaczęłam płakać. To było przerażające, nie do zniesienia. Skuliłam się i schowałam pyszczek w łapach. Wszystkie emocje wylały się ze mnie jak z pękniętego balonika z wodą. -Coś się stało?-usłyszałam niepewny głos. Na samą myśl o tym, kto za mną stoi zdołałam się uśmiechnąć. Rzuciłam się na Josepha wtulając się w jego miękkie futerko. -Boję się-wypaliłam bez zastanowienia i spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam lekkie zdziwienie na jego twarzy. -Dlaczego? Jesteśmy już blisko, na pewno niedługo dotrzemy na miejsce. -Boję się… Wszystkiego. Kotów, tej sali, tego że nie przeżyjemy…-łzy znowu popłynęły z moich oczu.-Ty, Lassie, Kaprine i Morty mogliście wczoraj umrzeć! -Ale nie umarliśmy… -Byliście tego bliscy!-krzyknęłam.-Jestem idiotką. Mogłam wcale nie przychodzić na survival. Itsu uwzięła się na mnie. -Gdybyś nie przyszła, nie znalibyśmy się. -Tak byłoby dla ciebie lepiej-mruknęłam. -A dla ciebie?-zapytał Joseph patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. Chciałam coś odpowiedzieć, ale Joseph nie pozwolił mi na to. Zaśmiał się i pocałował mnie. Czułam, jakbym się rozpływała. Moje płuca domagały się tlenu, ale ja nie chciałam kończyć. W końcu odsunęłam głowę i złapałam powietrze. Tak naprawdę nie trwało to długo, ale nie byłam najlepsza we wstrzymywaniu oddechu. -Przystopujmy trochę-powiedziałam, nadal lekko sapiąc.-Zaczyna się robić jak w jakimś romantycznym filmie. -Ale to było fajne-odparł Joseph głupkowato się uśmiechając. -Być może-odparłam siląc się na obojętny ton. Wstałam, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam skrzywione miny Morty’ego i Kaprine. -Koniec tych całusów-uznała Kapi. -Mam ich zdecydowanie dosyć-Morty zrobił udawany odruch wymiotny. Zgromiłam ich wzrokiem, ale oni tylko wymienili porozumiewawcze spojrzenia, przybili sobie piątkę i odeszli w stronę reszty grupy. -Oni są jak dwie krople wody-powiedział Joseph tuż za mną. Czasami miałam wrażenie, że on jest ninją, czy kimś w tym stylu. -Ciekawa jestem, kiedy oni zaczęli się ze sobą tak dogadywać. *** Po półgodzinnym uciszaniu duetu, który postanowił pochwalić się swoimi obserwacjami na temat naszego porannego spędzania czasu, w końcu ruszyliśmy na zwiady. Tym razem wszyscy razem, żeby nie było jakichś “dziwnych sytuacji wśród par”, jak to nazwała Lassie. Poszliśmy po prostu przed siebie, bo nie wiedzieliśmy, w którą stronę jest wyjście. W pewnym momencie usłyszałam kroki i dźwięk przekręcanego klucza. Odruchowo chwyciłam Josepha za łapkę. Gdzieś w dali zobaczyłam wchodzącego na salę kota. Zamknął za sobą panel w kolorowej ścianie i pomaszerował w stronę najbliższej szafy grającej. Na całe szczęście nas nie zauważył. -Tam musi być przejście-szepnęli na raz Kaya i Eleceon, po czym spojrzeli po sobie lekko zawstydzonymi spojrzeniami. Miałam ochotę zanucić “Miłość rośnie wokół nas”, ale nie było czasu na żarty. Udałam, że nie zauważyłam ich min. -Ciekawe tylko gdzie. -Nieważne, gdzie. Ważne, żebyśmy się gdzieś przedostali- mruknęła Yunka. -Gdzieś, tak?-zapytał ktoś głębokim głosem.-Macie to jak w banku. Odwróciłam się i zobaczyłam kota w mundurze ochroniarza. *** Więzienie nie było miejscem, gdzie chciałabym się znaleźć. W każdym razie, było tu przyjemniej niż w żołądku kota. Siedzieliśmy w miniaturowej klatce, a ochroniarz przyglądał nam się z zainteresowaniem. -Macie szczęście, że w mojej pracy nie mogę jeść myszy. Jak się tu znaleźliście? -Jak to często słyszy się w filmach: to długa historia-odparł Morty. -Gadajcie, bo wyrzucę was na parkiet, gdzie już jest setka innych futrzaków, takich jak ja. Z przyjemnością opowiedziałam całą opowieść, urywając w momentach, gdy mdlałam. Wtedy wyręczali mnie inni, którzy wtedy akurat byli przytomni. Z każdą minutą naszej długiej historii mina kota robiła się coraz bardziej łagodna i pełna współczucia. -Dobrze, że zostaliście tu wrzuceni siłą-odparł, gdy już skończyliśmy.-Inaczej mielibyście spore kłopoty. Żeby przemieszczać się pomiędzy światami, trzeba mieć specjalne pozwolenie. Macie szczęście, że w ogóle żyjecie. Mogliście zostań rozszarpani, zjedzeni… -Tak, wiemy. Oszczędź nam szczegółów-poprosił Joseph.-Wyciągniesz nas stąd? -Teoretycznie tak-stwierdził.-Niestety, nie mam do tego uprawnień i mogliby mnie zwolnić. Mogłam się domyślić, że tak będzie. Patrzyłam jednak na niego z nadzieją. Yunka dołączyła się do mnie. Po chwili każdy patrzył na policjanta maślanym wzrokiem. Ten tylko zmrużył oczy i westchnął. -Będę miał przez was kłopoty-mruknął, ale sięgnął po maleńki kluczyk leżący na jego biurku. Poczułam satysfakcję. -Tak przy okazji, mam na imię Max-powiedział, przekręcając kluczyk w zamku i otwierając maleńkie drzwiczki. Przedstawiliśmy się wszyscy po kolei. Wyszłam z klatki rozglądając się po pomieszczeniu. Dla mnie było ogromne, lecz dla kotów zapewne niewielkie. Mieściły się tutaj trzy klatki do których bez problemu mogłyby wejść cztery koty, biurko, obrotowe krzesło z oparciem i blat na którym poustawiano trzy miniaturowe klatki, prawdopodobnie dla myszy takich jak my. -Co teraz?-zapytałam. -Zaprowadzę was do portalu, a dalej pójdziecie już sami. Zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, chwycił nas i wsunął do kieszeni na swojej piersi. Teraz już wiem, jak czują się te wszystkie malutkie istotki w niektórych bajkach. -Ał…-mruknął Morty spychając mnie z siebie. -Przepraszam-wymamrotałam zażenowana. Usiadłam po turecku i przeleciałam wzrokiem po naszej grupie. Nikogo nie zabrakło, wszyscy wyglądali dobrze, całe szczęście. -Co teraz?-zawołała Kaya. Max zdawał się tego nie słyszeć. Poczułam, jak zaczynamy się poruszać. Wdrapałam się po wewnętrznej stronie kieszeni. Wychyliłam głowę i zobaczyłam, jak policjant otwiera wielkie, szare drzwi. Ponownie weszliśmy na kolorową salę taneczną. Na widok przechodzącego obok nas kota przestraszyłam się i spadłam na dno kieszeni, mając nadzieję, że nikogo nie zmiażdżę. Na szczęście tak się nie stało, a kieszeń była miękka. -Nie skaczcie tam tak-huknął Max, a ja poczułam mrowienie w klatce piersiowej, jak podczas głośnego koncertu. Kot zapewne szepnął, ale my byliśmy w porównaniu z nim malutcy, a poza tym jego pysk znajdował się tuż nad nami. Pozostało mi czekać, aż dotrzemy na miejsce. Joseph popatrzył na mnie. -Widzisz? Wszystko się ułożyło. Gdy znajdziemy ten portal to wskoczymy do niego, a wtedy na pewno pojawimy się w jakimś bezpiecznym miejscu. Chciałam mu uwierzyć, ale czułam, że to jeszcze nie koniec. Powiedziałabym to głośno, gdyby nie fakt, że wszyscy od razu zaczęli się cieszyć. -Mam nadzieję-szepnęłam tylko. *** Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Już od dawna przestałam mieć dziwne sny, więc zdziwiłam się gdy pojawiły się one dzisiaj. Śniło mi się, że stoję ze wszystkimi przed ogromnym portalem. Jedyną osobą, której tam nie było, to Max. Wkroczyliśmy do zielonkawej mgły. Po chwili znaleźliśmy się w lesie. Od razu rozpoznałam to miejsce. Staliśmy tuż obok drzewa, w którym mieszkała Maggie. Było całe zniszczone i spalone. W niektórych miejscach żarzyły się jeszcze kawałki drewna. Na to wspomnienie łzy poleciały z moich oczu. Gdy się obudziłam, miałam ogromną nadzieję, że nic dziwnego nie robiłam przez sen. Z ulgą zobaczyłam, że wszyscy śpią. Nawet jeśli coś mówiłam albo płakałam, jest duża szansa, że nikt tego nie zauważył. Wychyliłam głowę znad materiału kieszeni i rozejrzałam się. Szliśmy, a raczej Max szedł, jakimś ciemnym, długim korytarzem. Mijaliśmy przechodzące koty, od czasu do czasu były w grupkach i o czymś rozmawiały. -Max-zawołałam go cicho. Spojrzał na mnie ukradkiem. -O co chodzi? -Gdzie jesteśmy? -Blisko portalu-odparł. Schowałam się i zaczęłam zastanawiać się nad moim snem. Miałam nadzieję, że to nie wydarzy się naprawdę. Nie było tam przedstawionego żadnego niebezpieczeństwa, ale samo to, że pojawiliśmy się na survivorze wzbudziło we mnie niepokój. Poza tym miałam przeczucie, że coś nas tam obserwowało. -Jesteś smutna?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Yunki. Wpatrywała się we mnie, ale z jej pyszczka nie mogłam wyczytać żadnych emocji. -Nie. -Wyglądasz, jakby cały świat zawalił ci się na głowę- odparła, a przez jej oczy przemknęło lekkie rozbawienie. -Po prostu się zamyśliłam. -Nad czym?- Yunka nie dawała za wygraną. -Nie twoja sprawa- burknęłam. Yun wzruszyła ramionami. Już miałam ponownie pójść spać, gdy usłyszałam łagodny głos Maxa. -Uwaga. Włożył puszystą, szarą łapę do kieszeni i wyciągnął nas. Wszyscy się obudzili. W powietrzu rozprzestrzeniał się odór siarki. Dopiero później zauważyłam że pochodzi on z zielonej mgły kłębiącej się pomiędzy dwoma wysokimi słupami. -Tu jest portal do waszego świata. Byliśmy w pokoju przyozdobionym mocą świeczek, kadzidełek, kolorowych chust i wzorzystych dywanów. Dym unoszacy się z zapachowych patyczków niewiele dawał. Smród zielonej mgły był nie do zniesienia. Kaszlnęłam. -Wchodźcie-rozkazał Max i postawił nas na ziemi. Łapki zatapiały mi się w puszystym dywanie. -Dziękuję-spojrzałam na niego z wdzięcznością. -Nie ma sprawy- uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałam zdenerwowanie i niecierpliwość.-Uciekajcie już, zanim ktoś nas zobaczy. Rzuciłam mu uśmiech i razem z przyjaciółmi weszłam w portal. Po drugiej stronie portalu było… cudownie. O ile można tak nazwać ulicę pełną drewnianych domków. Dla większości jest to pewnie zwyczajny widok, lecz dla mnie była to kraina marzeń. Po tak długim czasie spędzonym na survivorze miałam ochotę skakać i śmiać się na cały głos. Poznawałam wszystkie ulice, sąsiadów. Pobiegłam w stronę mojego domu i uściskałam rodziców. *** Gdy otworzyłam oczy, przytłoczyła mnie okrutna rzeczywistość. Parę brązowych liści spadło z drzew pod wpływem chłodnego wiatru. Usiadłam i zobaczyłam moich towarzyszy wpatrujących się smutno w dal. -Hej, weźcie się w garść. Jesteśmy już niedaleko-pocieszyłam ich. -Skąd to wiesz?-zapytała Yunka. -No… Nie wiem. Ale tak myślę. Skoro tutaj jest jeden portal, to gdzieś blisko może być drugi. -Nie wiadomo tylko dokąd prowadzi-mruknął Morty. Podniosłam się, gotowa do dalszej drogi. -Któryś na pewno musi prowadzić do miasteczka. Nie ma innej opcji. Chodźcie, nie traćmy czasu. Być może nie była to najlepsza mowa motywacyjna na świecie, ale podziałała. Moi towarzysze podnieśli się z ociąganiem. -W którą stronę mamy iść?-zapytała Kaya. -Dobre pytanie-mruknął Eleceon, po czym dodał.-Za mną. Wykonaliśmy jego polecenie. Dzięki Bogini, że jest razem z nami. Gdyby nie on, już dawno zgubilibyśmy się w lesie. -Pamiętacie coś z tej podróży portalem?-zapytał Joseph po chwili ciszy. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. -Nic. Kompletnie nic. -Ja pamiętam-odezwała się Yunka.-Ciemność...Wszędzie była ciemność. Jakieś duchy i…-zacięła się. -Mów dalej-poprosiła Lassie. -Nie...Nieważne-stwierdziła z przerażeniem w oczach.-Bardzo tam śmierdziało. Skunksem. Spojrzałam na Yunkę z niepokojem, lecz strach na jej pyszczku natychmiast wyparował i ustąpił miejsca uśmiechowi. Yunka zachowywała się dziwniej niż zwykle, ale postanowiłam to zignorować. Każdy z nas był zmęczony i trudno się temu dziwić. *** Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, postanowiliśmy znaleźć sobie jakieś schronienie. Podobnie jak całkiem niedawno, zbudowaliśmy szałas. Pierwszą wartę pełnił Eleceon, a ja zasnęłam na miękkim mchu. *** Ponownie stałam przed portalem utworzonym z zielonej mgły. Czułam, że wydarzyło się coś niedobrego. Chciałam przejść przez śmierdzący dym, lecz coś mi to uniemożliwiało. Jakaś cząstka mnie mówiła “Nie rób tego. Przecież wiesz, że to niebezpieczne”. -Dlaczego?-zapytałam samą siebie. “Przypomnij sobie, co się stało gdy przeniosłaś się z Nekodancer na survival”, polecił głos w mojej głowie. -Nie pamiętam. Straciłam przytomność. “Właśnie o to chodzi, Elisabeth. Straciłaś przytomność.” *** Moim oczom ukazała się ciemność i zarysy sylwetek moich towarzyszy. Kolejny dziwaczny sen nie dał mi zasnąć. Kiedyś sny dokładnie pokazywały mi przyszłość. Teraz musiałam się domyślać, co miało się stać. Problem w tym, że kompletnie nic nie rozumiałam. Doprowadzało mnie to do szału. -Śpisz?-usłyszałam. -Nie-burknęłam gniewnie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mój ton nie należał do najprzyjemniejszych. -Co cię ugryzło?-zapytał Joseph. -Sen. Zmarszczył brwi. -Nie rozumiem. -Ja też nie-westchnęłam z rezygnacją. W tym samym momencie do szałasu weszła Kaprine i widząc nas obudzonych uśmiechnęła się zadowolona. -Miło, że się obudziliście. Idźcie na wartę. Niechętnie wyczołgałam się spod koca i wyszłam na zewnątrz. Noc była chłodna. -Wytłumaczysz mi, o co chodzi z tym snem?-Joseph drążył temat. Opowiedziałam mu, co mi się dzisiaj przyśniło. -Może to nic nie znaczy?-podpowiedział.-Każdy ma czasem jakieś dziwaczne sny. Być może tak było. Ja jednak czułam, że to musi mieć jakieś znaczenie. Dernière modification le 1481726460000 |
Myszkaya « Consul » 1458572220000
| 0 | ||
Fajny rozdział! Mogę postać? :D Screen: Imię: Kaya Płeć: Dziewczyna Wiek: 22 lata Cechy: waleczna, przyjacielska, troche złośliwa Dernière modification le 1458630000000 |
Fjekyieskfjej « Citoyen » 1458580980000
| 0 | ||
myszkaya a dit : Co? Ale wiesz że to mają być wymyślone? |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1460405760000
| 0 | ||
Brak weny, brak czasu, ale nareszcie jest Rozdział 14 Temat trochę się zakopał, mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o tym ff. :| |
Sexican « Citoyen » 1460407380000
| 0 | ||
Ja tu dalej jestem i czytam o/ |
Nekote « Consul » 1460481000000
| 0 | ||
Od dawna czytam ten fanfik tylko że po cichu B) Zgłaszam postać! Imię: Yunka Wiek: 19 lat Cechy: Dziwna (i to bardzo), uważa sie za kota (jakby co to ma na dodatek czapke kotka w kolorze jej włosów ale nie nałożyłam ją na myszke bo poprostu chcialam by miala dlugie wlosy a gdybym nałożyła te czapke to by wygladalo ze ma krotkie i no :( ), tak w minimalnym stopniu zachowuje sie jak yuno gasaii (nie jest yandere i takie tam tylko po prostu jest troszke... psychiczna), nie miała w dzieciństwie przyjaciół więc gdyby miała przyjaciela to traktowała by go jak własną rodzinę, poświęciłaby się dla przyjaciela, ma lekkie problemy ze sobą (łatwo sie załamuje, poddaje, często płacze właśnie przez to że nigdy nie miała przyjaciół), ma ostre kły które najczęściej odstraszały większość myszek. I jeśli można to w każdej chwili może sie zamienić w człowieka, jednakże bardzo rzadko (prawie nigdy!) używa tej przemiany z powodu tego że inni się jej boją a na dodatek jeśli przez dłuższy czas będzie w ciele człowieka to jej ukryte ,,ja'' przejmie nad nią kontrolę, staje sie wtedy bardzo agresywna i przestaje innych rozpoznawać. Wyglądałaby wtedy mniej więcej tak: Życze powodzenia w dalszych rozdziałach *w* Dernière modification le 1460481120000 |
Fjekyieskfjej « Citoyen » 1460481240000
| 0 | ||
Przypominam o mojej postaci |
Nekote « Consul » 1460481540000
| 0 | ||
polusia90 a dit : No wiesz chyba jej tak szybko nie zapomniała tylko poprostu jej nie ma |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1460487540000
| 0 | ||
O postacie się nie martwcie, bo jak tylko będę mogła do kompa to się pojawią.;D |
Fjekyieskfjej « Citoyen » 1460718900000
| 0 | ||
Yeay! :D |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1461182220000
| 0 | ||
Rozdział 15 Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to ciągłe pisanie o Josephie i Elisabeth.;-; Teraz już znowu będzie akcja, więc zrobi się trochę ciekawiej. |
0 | ||
Ciekawoo :3 Zgaduje ze oberwali z patelni? XD Niech się tak dluzej pocalujaaa >3 Nie, nie będzie Prith x ktostam |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1461412380000
| 0 | ||
Rozdział 16 Jakoś tak mnie wzięła wena.:> krzykozgonka a dit : Oczywiście.xd |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1462725780000
| 0 | ||
Rozdział 17 Agulalove, miałam trudności z opisaniem Yunki, ale mam nadzieję, że jest dobrze.xD |
Sexican « Citoyen » 1462790880000
| 0 | ||
Uwaga, bo czytam twą historię dalej~ Podobał mi sie pomysł z survivorem od dawna, aż sam pewnie coś napiszę o nim w moim FF. Aha, i mnie tu nie było, jestem Anonimowym Czytaczem. Ćśśś. |
Nekote « Consul » 1462990380000
| 0 | ||
orzeszekmysz a dit : Oczywiście że jest dobrze! Idealnie ją opisałaś :D Rozdział wyśmienity *^* |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1464812520000
| 0 | ||
Życzę wszystkim, którzy to czytają szczęśliwego Dnia Dziecka!:D W końcu wszyscy jesteśmy dziećmi, nawet dorośli. Co z tego, że jest 22:17 albo i później. To lepsze niż wcale. Jest już rozdział 18. Nie jest jakiś bardzo radosny, ale co ja będę komentować. Jeśli chce wam się go czytać, to zapraszam. |
Sora_ruu « Citoyen » 1465066080000
| 0 | ||
Imię: Samuela Wiek: 18 Cechy: Leniwa, zła, surowa. |