Magiczny Świat Ryuu |
Sarada8585 « Censeur » 1585086480000
| 1 | ||
DODAŁAM RYSUNKI DO LEGENDY I PROLOGU!!! (jutro nowy rozdział :D) |
Sarada8585 « Censeur » 1585259880000
| 2 | ||
Rozdział piąty! Pov. Irys Obudziłem się. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nikogo nie zobaczyłem, jednak przed drzwiami leżał list. Otworzyłem go. Dla Irysa i Katii! Jak tam u was leci? Nie szukajcie mnie, list dała Ovi, nie widzieliście jej pewnie bo za szybko się rusza. Nie odpisujcie mi również, bo jestem w więzieniu Wiatrowców, a gdy przeczytacie ten list, prawdopodobnie nie będę już żyć. W lesie jest wejście zakopane pod ziemią. Wierzę, że możecie uratować te wszystkie myszy. Nie wiem gdzie znajdziecie dla nich miejsce zamieszkania, ale pośpieszcie się. Za 12 dni zostanie wykonana na wszystkich egzekucja! List mógł zostać przez was odebrany z opóźnieniem, ale nie znam daty nadania mojego listu. Za długo tu już siedzę. Liczę na was. ~ Ionio W tym momencie poczułem czyjś wzrok na sobie. To była Katia. Dałem jej list do przeczytania. - Władcy wiatru powinni za to zapłacić. Poza tym wszyscy na nas liczą. Chociaż ta wyprawa była by trudna, nie? - spytałem. - A co jeśli umrzemy? Nie możesz się narażać! - zapłakała Katia. - Ja i tak nie mam rodziny, co mi szkodzi? - podniosłem trochę głos, chociaż nie powinienem. - A ja to co? Wiesz jakbym cię opłakiwała? - rozryczała się na całego i usiadła na podłodze. - No już, nie płacz. Musimy zachować ostrożność, ale obiecuję, że nic się nam nie stanie - przytuliłem ją. - Irysie, w takim razie pójdźmy. Z tobą pójdę wszędzie - uśmiechnęła się po chwili ciszy, nadal płacząc. I tak minął cały wieczór. Przez następne trzy dni mieliśmy się przygotować. Ja wziąłem nóż, a Katia dzidę. Oprócz tego zabraliśmy łuk i strzały, oraz trochę jedzenia żeby wykarmić więźniów. Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie zabrać myszy. Jeśli ich jest dużo, nie będą mogły u nas przenocować. Miejmy nadzieję że jednak się zmieścimy. Następne dwa dni wypoczywaliśmy, a następnie ruszyliśmy. Przeszukaliśmy prawie cały las. W końcu zrezygnowani poszliśmy odpocząć na pobliską polankę. Usiedliśmy na ziemi, gdy ziemia pod łapą Katii zaczęła się przesuwać. - No tak! Przecież kiedyś tu się z nim ciągle bawiłam i mówiliśmy na to miejsce las! - zawołała zadowolona Katia. Na tamtym miejscu pojawiła się wielka dziura. - No tak, przecież to więzienie Władców wiatru - westchnęła, po czym rzuciła kamień. - Damy radę. Wyczaruję nam miękkie lądowanie z chmury na dole. - zachęciłem do skoku, mimo że nie byłem pewny swoich umiejętności. Wzięliśmy głęboki oddech i skoczyliśmy. Spadaliśmy z pół minuty. Wydaliśmy się co nie miara, jednak gdy już myślałem że nie wyczaruję chmury, ta gdy byliśmy pól metra od ziemi pojawiła się. Odetchnęliśmy z ulgą i z niej zeskoczyliśmy. Wziąłem pochodnię z plecaka i ją zapaliłem swoją mocą Druida. Chciałem ją nieść, ale Katia zrobiła to za mnie, wyrywając mi ją z ręki. Przeszliśmy parę kroków. - Chyba grunt jest bezpieczny - jednak w tym momencie, nagle poczułem że coś się pode mną zapada. - Kryj się! - schowaliśmy się za stosem drewna. Z drewnianego wciągacza przypominajacego windę wyszedł szaman z dziesięcioma strażnikami, którzy nieśli jakąś szarą mysz. Katia się na nich chciała rzucić, ale ją powstrzymałem ruchem dłoni. - Musimy odkryć ich kryjówkę, Irysie, dasz radę - powtarzałem w duchu do siebie. W tym momencie usłyszałem szczęk za plecami. W ostatnim momencie Katia wyskoczyła fikołkiem, a ja zostałem zamknięty w kracie. Katia wyłączyła grawitację przedmiotu, a ja się wydostałem. - Zajmijcie się nimi. Ja idę, muszę być punktualny - posłał strażnikom z jednej strony groźne, a z drugiej strony puste spojrzenie, po czym zniknął w portalu o mdlistych kolorach. Strażników zabiliśmy szybko. Zostawiliśmy przy życiu jednego z nich. Podeszliśmy do kulejącej, jednak szara okazała się telegramem. - Gdzie poszedł? Gdzie ta dziewczyna jest? - popatrzyłem się groźnie na niego. - Nie wiem. Słuchajcie, macie czas, 12 godzin, w innym wypadku ona um... - nie dokończył, gdy Katia mu wbiła dzidę w szyję. - Idziemy. Musimy zapytać w środku. - stwierdziła. Poszliśmy. Nie mieliśmy pochodni, tamta się przy walce wypaliła. W głębi duszy się bałem, jednak nie chciałem wyjść na miękkiego przy przyjaciółce. Zaczęły mnie piec oczy. W tym momencie gdy tak szedłem, Katia potknęła się o podejrzany kamień. Uruchomił się alarm. Że wszystkich stron wybiegli strażnicy. - To roboty - powiedziała, gdy zaczęły strzelać czerwonym światłem - one tylko udają myszy, są manekinami, które wyczarował szaman. Wiesz, szamani chyba mogą więcej, niż myślałam - uśmiechnęła się, ale nie wesoło, to był uśmiech że stresu. - Uważaj! - popchnąlem ją, gdy miał ją laser trafić w ucho, jednak w skutek tego upadła na ziemię. - Celuj w oczy, strzelają nimi, bez nich są bezradne - zorientowała się. I tak pokonaliśmy całą armię. Poszliśmy dalej, gdy myszy powstały. - Nekromancja. Pozostały 2 życia - usłyszałem głos z nikąd. - Jeszcze dwie rundy. A potem biegniemy. Po 20 minutach nam się udało. Dotarliśmy do drzwi. Trzeba było wprowadzić szyfr, by się otworzyły. Poczułem się słabo. Spróbowałem coś wyczarować, ale byłem bezradny. Zobaczyłem jeszcze jak Katia obrywa trutką i opada na ziemię. - Irys! Irys! - krzyczałam zamknięta w klatce z przyjacielem. - Słuchaj, oni użyli na te roboty moich umiejętności nekromacji na ożywienie tych myszy. Jeśli ożywisz coś innego niż żywą istotę, umierasz. Jedyny sposób to stała opieka medyka, której nie mamy. Za 24 godziny...umrę. - dokończył, po czym ponownie zasnął. - Już kiedyś się zaraziłeś, prawda? Znów cię z tego wyleczymy, wytrzymaj - szepnęłam, mimo że on znów zasnął. Gdy Irys zemdlał, złapali nas. Powiedzieli że nikogo tu prócz nas nie ma. Pomajstrowałam przy oknie, bo nikt do nas nie przychodził. Po godzinie pracy się udało. - Ryzyk fizyk - uśmiechnęłam się gdy otworzył oczy. Irys chciał wstać, jednak zaproponowałam mu że go pszentransportuję balonem, na co po namowie przystał. - Mamy około 11 godzin aż stracimy myszy - konstruowałam nam pojazd, myśląc tak naprawdę już tylko o Irysie - teraz wystarczy poczekać na strażników - objęłam go. I przyszli. Łatwo wyciągnęłam z nich informacje, siejąc postrach. Ostatecznie wszystkich uwięziłam tak, żeby się długo nie wydostali przez parę najbliższych godzin, bądź dni. Wyruszyliśmy. - Droga powinna nam zająć 15 minut. Jednak Irys...Nie mogę go ryzykować dla życia innych, chociaż to on chciał tu jechać. Dotarliśmy po niecałych dwudziestu pięciu minutach. - Wiedziałam. Podali strażnikom fałszywą godzinę - uśmiechnęłam się mimo woli z kpiną. Jeden ze strażników podnosił nuż na małe dziecko. - Teraz - powiedziałam - chroń mnie z góry - nakazałam. No więc sama zabiłam większość strażników, a Irys krył z góry. Gdy wywalczyłam wolność dzieci, szaman się na mnie popatrzył z kpiną. - I co, zapytasz czy ciebie też zmiażdżę? O ile nie będziesz nam zabierał dzieci, nie nasz interes z tobą walczyć. - bałam się go, jednak tego nie okazywałam. - Bierzcie co chcecie. To tylko zabawki - zaśmiał się szaman, a gdy miałam się na niego rzucić, zniknął jak ostatnio. - Nie mam już do niego nerwów! - zezłościłam się - a kysz z nim! Chodźcie, u nas jest bezpiecznie - uśmiechnęłam się do dzieci. Wróciliśmy, gdy Irysowi zostało 20 godzin. Nie chciał jeść, pił bardzo dużo herbaty. Dawni niewolnicy natomiast przeciwnie. Zapoznałam się z nimi. Pomogły mi zrobić lekarstwo, chociaż same potrzebowały opieki. Rose zwłaszcza. Zdecydowaliśmy po wysłuchaniu historii szarej, że jej pomożemy. Opowiedzieliśmy jej również nowinki z ostatnich chwil. Zaparzyłam wszystkim gorącej herbaty, po czym wszyscy poszliśmy spać. Następnego dnia Irys czuł się lepiej, ale nadal nie wstawał. Ja uczyłam Rose szamanowania. - Musisz się skupić, nie rób nic, tylko myśl o tym. Nie mów, nie zasypiaj. Wprowadź się w taki stan, jakbyś medytowała. Oddychaj spokojnie - uspokoiłam mysz która się ciągle wierciła. Po chwili się udało. Niedługo się okazało że jest władcą wiatru i druidem. Czarowanie było dla niej średnio trudne, latała dobrze, chociaż łatwiej jej było używać mocy druida. Po długim dniu przez który cały czas czarowałyśmy, zrobiliśmy grilla, upiekliśmy głównie jabłuszka, bo nie miałam nic innego zdatnego do grillowania. Dwa dni później ruszyliśmy by odnaleźć siostry Rose. Wszyscy wiedzieli, że każda podróż jest niebezpieczna, oraz że sióstr, nawet gdyby Rose odnalazła swój dom, by tam nie było. Sorki za opóźnienie, ale przynajmniej jest rozdział piąty, nie? Dernière modification le 1585315980000 |
Artgir « Consul » 1585326900000
| 2 | ||
rozdział bardzo fajny ale IRYS NIE UMIERAJ MI TU |
Sarada8585 « Censeur » 1585346760000
| 1 | ||
No mi się rozdziały nie mieszczą w 1 poście :( Rozdział piąty! Pov. Irys Obudziłem się. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nikogo nie zobaczyłem, jednak przed drzwiami leżał list. Otworzyłem go. Dla Irysa i Katii! Jak tam u was leci? Nie szukajcie mnie, list dała Ovi, nie widzieliście jej pewnie, bo za szybko się rusza. Nie odpisujcie mi również, bo jestem w więzieniu Wiatrowców, a gdy przeczytacie ten list, prawdopodobnie nie będę już żyć. W lesie jest wejście zakopane pod ziemią. Wierzę, że możecie uratować te wszystkie myszy. Nie wiem gdzie znajdziecie dla nich miejsce zamieszkania, ale pośpieszcie się. Za 12 dni zostanie wykonana na wszystkich egzekucja! List mógł zostać przez was odebrany z opóźnieniem, ale nie znam daty nadania mojego listu. Za długo tu już siedzę. Liczę na was. ~ Ionio W tym momencie poczułem czyjś wzrok na sobie. To była Katia. Dałem jej list do przeczytania. - Władcy wiatru powinni za to zapłacić. Poza tym wszyscy na nas liczą. Chociaż ta wyprawa byłaby trudna, nie? - spytałem. - A co jeśli umrzemy? Nie możesz się narażać! - zapłakała Katia. - Ja i tak nie mam rodziny, co mi szkodzi? - podniosłem trochę głos, chociaż nie powinienem. - A ja to co? Wiesz jakbym cię opłakiwała? - rozryczała się na całego i usiadła na podłodze. - No już, nie płacz. Musimy zachować ostrożność, ale obiecuję, że nic się nam nie stanie - przytuliłem ją. - Irysie, w takim razie pójdźmy. Z tobą pójdę wszędzie - uśmiechnęła się po chwili ciszy, nadal płacząc. I tak minął cały wieczór. Przez następne trzy dni mieliśmy się przygotować. Ja wziąłem nóż, a Katia dzidę. Oprócz tego zabraliśmy łuk i strzały oraz trochę jedzenia, żeby wykarmić więźniów. Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie zabrać myszy. Jeśli ich jest dużo, nie będą mogły u nas przenocować. Miejmy nadzieję, że jednak się zmieścimy. Następne dwa dni wypoczywaliśmy, a następnie ruszyliśmy. Przeszukaliśmy prawie cały las. W końcu zrezygnowani poszliśmy odpocząć na pobliską polankę. Usiedliśmy na ziemi, gdy ziemia pod łapą Katii zaczęła się przesuwać. - No tak! Przecież kiedyś tu się z nim ciągle bawiłam i mówiliśmy na to miejsce las! - zawołała zadowolona Katia. Na tamtym miejscu pojawiła się wielka dziura. - No tak, przecież to więzienie Władców wiatru - westchnęła, po czym rzuciła kamień. - Damy radę. Wyczaruję nam miękkie lądowanie z chmury na dole. - zachęciłem do skoku, mimo że nie byłem pewny swoich umiejętności. Wzięliśmy głęboki oddech i skoczyliśmy. Spadaliśmy z pół minuty. Wydaliśmy się coniemiara, jednak gdy już myślałem, że nie wyczaruję chmury, ta, gdy byliśmy pól metra od ziemi pojawiła się. Odetchnęliśmy z ulgą i z niej zeskoczyliśmy. Wziąłem pochodnię z plecaka i ją zapaliłem swoją mocą Druida. Chciałem ją nieść, ale Katia zrobiła to za mnie, wyrywając mi ją z ręki. Przeszliśmy parę kroków. - Chyba grunt jest bezpieczny - jednak w tym momencie, nagle poczułem że coś się pode mną zapada. - Kryj się! - schowaliśmy się za stosem drewna. Z drewnianego wciągacza przypominajacego windę wyszedł szaman z dziesięcioma strażnikami, którzy nieśli jakąś szarą mysz. Katia się na nich chciała rzucić, ale ją powstrzymałem ruchem dłoni. - Musimy odkryć ich kryjówkę, Irysie, dasz radę - powtarzałem w duchu do siebie. W tym momencie usłyszałem szczęk za plecami. W ostatnim momencie Katia wyskoczyła fikołkiem, a ja zostałem zamknięty w kracie. Katia wyłączyła grawitację przedmiotu, a ja się wydostałem. - Zajmijcie się nimi. Ja idę, muszę być punktualny - posłał strażnikom z jednej strony groźne, a z drugiej strony puste spojrzenie, po czym zniknął w portalu o mdlistych kolorach. Strażników zabiliśmy szybko. Zostawiliśmy przy życiu jednego z nich. Podeszliśmy do kulejącej, jednak szara okazała się telegramem. - Gdzie poszedł? Gdzie ta dziewczyna jest? - popatrzyłem się groźnie na niego. - Nie wiem. Słuchajcie, macie czas, 12 godzin, w innym wypadku ona um... - nie dokończył, gdy Katia mu wbiła dzidę w szyję. - Idziemy. Musimy zapytać w środku. - stwierdziła. Poszliśmy. Nie mieliśmy pochodni, tamta się przy walce wypaliła. W głębi duszy się bałem, jednak nie chciałem wyjść na miękkiego przy przyjaciółce. Zaczęły mnie piec oczy. W tym momencie, gdy tak szedłem, Katia potknęła się o podejrzany kamień. Uruchomił się alarm. Że wszystkich stron wybiegli strażnicy. - To roboty - powiedziała, gdy zaczęły strzelać czerwonym światłem - one tylko udają myszy, są manekinami, które wyczarował szaman. Wiesz, szamani chyba mogą więcej, niż myślałam - uśmiechnęła się, ale nie wesoło, to był uśmiech ze stresu. - Uważaj! - popchnąłem ją, gdy miał ją laser trafić w ucho, jednak wskutek tego upadła na ziemię. - Celuj w oczy, strzelają nimi, bez nich są bezradne - zorientowała się. I tak pokonaliśmy całą armię. Poszliśmy dalej, gdy myszy powstały. - Nekromancja. Pozostały 2 życia - usłyszałem głos znikąd. - Jeszcze dwie rundy. A potem biegniemy. Po 20 minutach nam się udało. Dotarliśmy do drzwi. Trzeba było wprowadzić szyfr, by się otworzyły. Poczułem się słabo. Spróbowałem coś wyczarować, ale byłem bezradny. Zobaczyłem jeszcze jak Katia obrywa trutką i opada na ziemię. - Irys! Irys! - krzyczałam zamknięta w klatce z przyjacielem. - Słuchaj, oni użyli na te roboty moich umiejętności nekromacji na ożywienie tych myszy. Jeśli ożywisz coś innego niż żywą istotę, umierasz. Jedyny sposób to stała opieka medyka, której nie mamy. Za 24 godziny...umrę. - dokończył, po czym ponownie zasnął. - Już kiedyś się zaraziłeś, prawda? Znów cię z tego wyleczymy, wytrzymaj - szepnęłam, mimo że on znów zasnął. Gdy Irys zemdlał, złapali nas. Powiedzieli, że nikogo tu prócz nas nie ma. Pomajstrowałam trochę przy oknie, bo nikt do nas nie przychodził. Po godzinie pracy się udało. - Ryzyk fizyk - uśmiechnęłam się, gdy otworzył oczy. Irys chciał wstać, jednak zaproponowałam mu że go przentransportuję balonem, na co po namowie przystał. - Mamy około 11 godzin aż stracimy myszy - konstruowałam nam pojazd, myśląc tak naprawdę już tylko o Irysie - teraz wystarczy poczekać na strażników - objęłam go. I przyszli. Łatwo wyciągnęłam z nich informacje, siejąc postrach. Ostatecznie wszystkich uwięziłam tak, żeby się długo nie wydostali przez parę najbliższych godzin, bądź dni. Wyruszyliśmy. - Droga powinna nam zająć 15 minut. Jednak Irys... Nie mogę go ryzykować dla życia innych, mimo że to on chciał tu jechać. Dotarliśmy po niecałych dwudziestu pięciu minutach. - Wiedziałam. Podali strażnikom fałszywą godzinę - uśmiechnęłam się mimo woli z kpiną. Jeden ze strażników podnosił nuż na małe dziecko. - Teraz - zadecydowałam - chroń mnie z góry - nakazałam. No więc sama zabiłam większość strażników, a Irys krył z góry. Gdy wywalczyłam wolność dzieci, szaman się na mnie popatrzył z kpiną. - I co, zapytasz, czy ciebie też zmiażdżę? O ile nie będziesz nam zabierał dzieci, nie nasz interes z tobą walczyć. - bałam się go, jednak tego nie okazywałam. - Bierzcie co chcecie. To tylko zabawki - zaśmiał się szaman, a gdy miałam się na niego rzucić, zniknął jak ostatnio. - Nie mam już do niego nerwów! - zezłościłam się - a kysz z nim! Chodźcie, u nas jest bezpiecznie - uśmiechnęłam się do dzieci. Wróciliśmy, gdy Irysowi zostało 20 godzin. Nie chciał jeść, pił bardzo dużo herbaty. Dawni niewolnicy natomiast przeciwnie. Zapoznałam się z nimi. Pomogły mi zrobić lekarstwo, chociaż same potrzebowały opieki. Rose zwłaszcza. Zdecydowaliśmy po wysłuchaniu historii szarej, że jej pomożemy. Opowiedzieliśmy jej również nowinki z ostatnich chwil. Zaparzyłam wszystkim gorącej herbaty, po czym wszyscy poszliśmy spać. Następnego dnia Irys czuł się lepiej, ale nadal nie wstawał. Ja uczyłam Rose szamanowania. - Musisz się skupić, nie rób nic, tylko myśl o tym. Nie mów, nie zasypiaj. Wprowadź się w taki stan, jakbyś medytowała. Oddychaj spokojnie - uspokoiłam mysz, która się ciągle wierciła. Po chwili się udało. Niedługo się okazało że jest władcą wiatru i druidem. Czarowanie było dla niej średnio trudne, latała dobrze, chociaż łatwiej jej było używać mocy druida. Po długim dniu, przez który cały czas czarowałyśmy, zrobiliśmy grilla, upiekliśmy głównie jabłuszka, bo nie miałam nic innego zdatnego do grillowania. Dwa dni później ruszyliśmy by odnaleźć siostry Rose. Wszyscy wiedzieli, że każda podróż jest niebezpieczna, oraz że sióstr nawet gdyby Rose odnalazła swój dom, by tam nie było. Rozdział 6! Rozdział 6 Walczyliśmy. Wbiłam nóż w plecy mężczyźnie. Byłam dziwnie spokojna, mimo że Ryuuka zemdlała, a mi wcale nie było łatwo. Wykazywałam się też lepszymi umiejętnościami walki niż zwykle. Walczyłam, czułam się, jakbym była bardzo lekka. Bardzo łatwo mi szło zabijanie, nie myślałam nawet co robię. Widziałam tylko krew przeciwników, a odgłos wiatru, skomlenia i piski zeszły na drugi plan, jakby ich nie było. Szło tak łatwo, jak w tańcu. Wystarczy, że złapiesz rytm i już ci szło lepiej. Nie miałam tym razem ani jednej rany, ani nikt mnie nie chciał atakować, siałam postrach. Nie czułam smutku, myślałam o tym, że Ryuuka pewnie jest dumna, jeśli mnie widzi. Usłyszałam również znajome piski. Czy inni radzili sobie gorzej? Wkrótce zauważyłam, przed kogo szyją trzymam nóż, który zaraz mi wytrąciła ta osoba z lekkim strachem. Patrzyła się na mnie jakbym miała mieć zaraz poważne problemy. - To...Nie zauważyłam cię, znaczy... - zająkałam się, tracąc pewność siebie - patrz! - pokazałam gdziekolwiek, a że głupi się nabrał, uciekłam. Byłam zawstydzona. Pewnie miałam na twarzy rumieńce. Nie dość, że prawie zabiłam Kirę, na jego plecach była moja siostra. W końcu kucnęłam pod losowym dębem i się rozpłakałam. - Na pewno mnie opuszczą. Jestem sama, bez broni, nie podniosłam jej - wymamrotałam. Niedługo wszyscy przybiegli. Nie chciałam ich widzieć, bo się bałam, że mi coś zrobią. Na dodatek miałam ochotę w tym momencie ze stresu zrobić coś głupiego. - O nie... - wyjąkałam, gdy zobaczyłam, że Elisa ma wielką ranę na policzku. Zrozumiałam, że ten znajomy pisk należał do niej - To ja to zrobiłam? - rozpłakałam się ponownie. - Nic się nie dzieje, pewnie po prostu miałaś gorszy dzień - powiedziała drżącym głosem, jakby jeszcze się mnie bała po tamtych wydarzeniach. - Jeszcze tylko tego brakowało - pomyślałam - muszę stąd odejść. Nie mogę ich znów zranić. Tylko mną się opiekują, a mają już tyle rzeczy na głowie. Wcale im nie pomagam! - popatrzyłam na nich ze smutkiem, by zapamiętać ich poranione twarze i zranione wzroki, żeby do nich nie wracać, po czym się odwróciłam. Poczułam, że mnie pieką oczy. Jednak ktoś w tym momencie mnie chwycił za rękę. Miałam tego już nie robić, ale odwróciłam twarz. To była Ryuuka, która się obudziła. Myślałam, że będą chcą mnie jakoś wykorzystać, jednak wykluczyłam tę myśl, gdy zobaczyłam jej uśmiech. Zaczęłam się wahać. - To ci się nie uda. Wszystko przeze mnie - zaczęłam szeptem, odwzajemniając smutno uśmiech - nie mogę was znów zranić! - tym razem podniosłam bardziej głos, mimo że liczyłam na to, że mi nie pozwolą odejść, nigdy nie byłam samotnikiem i zdecydowanie nie zamierzałam być. A kto wie czy ktoś żyje w tym lesie? - Widziałam wszystko. Załatwiłaś pół wrogów, tak dobrze walcząc, to normalne, że miałaś wpadkę - poklepała mnie po ramieniu. - I prawie was pozabijałam - powiedziałam smutno, próbując wyrwać łapę z uścisku, chociaż chwycił ją też Kira, a następnie również Merry, która dostała przeze mnie w żebro. Rana nie była bardzo głęboka, jakby się przyjrzeć. W końcu się dałam. - Bardzo boli? - spytałam. - Trochę - popatrzyła się w bok ruda. Zdecydowanie nie miała chęci do rozmowy ze mną. Ryuuka popatrzyła się na mnie wzrokiem mówiącym "zrozum ją". Westchnęłam, po czym wyciągnęłam apteczkę. Chciałam nałożyć maść na ranę. - Musimy oszczędzać maść - uśmiechnęła się przymusowo. - Weź trochę. Wiesz, że Yuka chciała dobrze - wtrąciła Ryuu. - To a takim razie sama to zrobię - stwierdziła. Drgnęłam. Bałam się trochę siebie samej. Czym ja zawiniłam? Wystarczy jeden nieuważny ruch, a wszyscy do ciebie tracą zaufanie. Ryuuka była po mojej stronie, ale jej ton mnie wkurzał. Kira się nie odzywał. Wiedział, że mnie to rani, wolał na mnie nie patrzeć, gdy na niego patrzyłam, odwracał wzrok. Nie dziwię się mu. Merry jako jedyna zachowała pogodę ducha, mimo że była ranna. - Jak mogłam jej to zrobić? Jak mogłam im to zrobić? - powtarzałam sobie w myślach. Zwiesiłam głowę. Poczułam, że zaraz znów się rozpłaczę. Wszyscy byli pojedynczo na warcie nocnej, oprócz mnie. Ja szłam po drewno na ognisko i po wodę. Ja przynosiłam materiał do budowy i dużo liści na łóżka i zasłonę do szałasu, a reszta kleiła. Jakby mnie nie chcieli widzieć albo by się bali, że skleję tak, że im się dach pod głową zawali. W sumie to miałam ochotę, żeby tak się stało, ale przecież bym tego nie zrobiła. Jakby ona nie chciała mnie widzieć, Elisa. To ona tym wszystkim zarządzała. W końcu Merry wstała i steirdziła, że sama zbierze jedzenie, bo to nie jest właściwe żebym tylko ja wszystko robiła, na co Elisa na szczęście, choć z niechęcią się zgodziła. Byłam na pierwszej warcie z Ryuuką. - Wiem że to nie twoja wina. Poczekaj, niedługo zmienią swoje nastawienie do ciebie - próbowała mnie pocieszyć siostra. - A ty, kiedy to zrobisz? Nie potrzebuję twojej litości - stwierdziłam. - Czyli chciałabyś, żebyśmy cię wtedy puścili? - zapytała z uśmieszkiem, wiedząc, że mnie złapała i z tego już nie wybrnę. - No, nie do końca - przyznałam. - Czyli chyba jednak potrzebujesz, ale nie mojej litości, ale naszej relacji i ufności do ciebie - uśmiechnęła się lekko. - Nie prawda, weź mnie nie ciągnij już za policzek - wysepleniłam, już nieco w lepszym nastroju. - Możecie mi dać zasnąć? - zapytała obrażona z namiotu rudowłosa. Rzeczywiście stało się trochę głośno. Jednak to nie przez nas. To Wiatrowcy szli, wypalając za sobą ślady. Zapadła cisza. Elisa, gdy się zorientowała, że hałas nadchodzi z drugiej strony, rozsunęła zasłonę. A ja nie miałam broni. - Yuka, strzelasz z łuku - nakazała Ryuu, która dała mi w końcu coś zrobić - Merry, Elisa, chodźcie ich zaatakować od tyłu. Kira, będziesz atakować od przodu ze mną. Yuka, idź tak, by nie widzieli twojej lokalizacji. Strzelaj celnie, mamy tylko pięć strzał. Liczę na ciebie! - powiedziała w biegu. Weszłam na drzewo. Naciągnęłam cięciwę. W tym momencie ktoś mi przestawił ręce. - Zaufaj. Nie odwracaj głowy. Wiem kto jest wrogiem. Musisz przewidzieć następny ruch celu. Patrz, Elisa sobie nie daje rady z tym mężczyzną. Ten się rusza gwałtownie, ale damy radę - naciągnęła ponownie razem ze mną cięciwę i strzeliłyśmy. O dziwo się udało. Następnie oddałyśmy jeszcze dwa strzały. Potem próbowałam strzelać sama. Trafiłam w żebro i głowę i to na szczęście wroga. - Mogę już odwrócić głowę? - zapytałam. - Możesz - pozwoliła niepewnie - ale się na mnie nie lepiej nie patrz za długo. Spojrzałam na nią. Lekko się przestraszyłam. Miała miecz, lśniący niebieskim światłem. Miała szare futro. - Z jakiego plemienia jesteś? - zapytałam dziewczynę. - Żadnego. Nie mam konkretnego miejsca zamieszkania. Mów mi Aurora. A teraz zmykam, nie chcę, żeby ktoś inny mnie widział, wcześniej niż to zaplanowałam. Zanim reszta się o mnie dowie, chociaż przyznam, że jesteście ciekawą grupką, muszę kogoś znaleźć. Ale jeśli mnie wydasz, pozabijam was. Chociaż mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić - jej głos się poniósł z echem tego lasu, ale jej już nie było widać, gdy była w połowie drugiego zdania. - Zabić? - przekręciłem na bok łebek, rozmyślając. - Chodź, udało nam się załatwić większość armii. Ci na środku są nietykalni - uśmiechnął się Kira, pomagając mi zejść. Elisa nadal się na mnie patrzyła nieufnie. Nikt w tej walce nie poniósł ran oprócz Kiry. Miał rozciętą rękę, lała mu się krew. Zauważyłam jednak, że Merry i Elisa straciły broń. Jednak źli byli coraz bliżej. Niedługo już na tyle blisko, żeby nas wszystkich pozabijać. Ale stanęli. - Masz broń? - szepnęłam. Dostałam nóż, którym miałam rzucić we wroga. W tym momencie jednak obraz lasu zaczął mi się rozmazywać przed oczami. Drgnęłam i upuściłam mały nożyk. Wszyscy się popatrzyli na mnie znacząco, jakby znów się coś działo z moim okiem, jak ostatnio. Podejrzewałam, że mokra ciecz na moim futrze to krew oraz że musiałam wyglądać okropnie. - N-nie mogę. O-opętanie - wyjąkałam. Rozdział 7! Rozdział 7 Pov. Ryuka Yuki zaczęła się krztusić krwią i upadła na ziemię. Potem się zerwała i zaczęła szybko biec, a za nią cień. Jednak ten cień wyglądał inaczej. Jej włosy falowały się z wiatrem, aż podskoczyły do góry i się związały w kucyka na boku, jakby cień to zrobił. Biegłam za nią, ale była za szybka. Niedługo straciłam ją z oczu. Biegaliśmy ponad pół godziny, jednak nadal się nie poddaliśmy. A Elisa najgorliwiej. Czyżby podejrzewała, że niesłusznie osądzała przyjaciółkę? Pov. Yuka Byłam nieświadoma tego, co robię, aż do momentu, gdy dobiegłam do groty z lian. Zaczęłam się zastanawiać, skąd słyszałam o tym miejscu. - Czyżby legenda o Aiko była prawdziwa? — zauważyłam, że liany były trochę ubroczone krwią. - Naprawdę ma miejsce, w którym zabija myszy? Jeśli tak, gdzie się ona kryje? - pomyślałam i zaczęłam rozglądać się wokoło ze strachem. W tym momencie coś mnie pociągnęło w dół. Walczyłam z tym, pociekło mi z ust dużo krwi. Ale w końcu zemdlałam. - Czy byłaś dobrą myszką, czy może masz swoją ciemną stronę? — zapytała się bogini władców wiatru, przed którą stałam - zastanów się. Kim mogłaś być dawniej? Popatrz w lustro. Ukazała się mi w lustrze inna ja. Ja z krwawymi oczami albo dziurami zamiast nich. Obok byłam normalna ja. Za chwilę obraz zniknął. Ukazała się mi natomiast wieś, która płonęła. Była tam Aika, a obok związana mysz. Czy to byłam ja? - Byłam — uśmiechnęłam się po zastanowieniu - mimo że straciłam w to niedawno wiarę, to chyba byłam. - Aiko została twoim cieniem za to, co zrobiła. Jednak mimo to, Aiko wyrwała się spod kontroli. Nie zabije cię. Ona nie może cię kontrolować. Możesz ją wykorzystać, będzie przydatna w walce. Pamiętaj, ona może cię zranić swoim kosztem, a ty ją bez skutków na tobie — poinformowała, po czym rozpłynęła się w powietrzu, jak wszystko wokół razem ze mną. Teraz, zamiast bogini, widziałam tą mysz. Mysz ze snu, która była jak ja. - Aiko...czemu akurat ja ją w sobie noszę? — zapytałam siebie samą - i gdzie ja jestem? Miałam przed chwilą sen proroczy, czy jak? — popatrzyłam na mój cień z rozpaczą. Po chwili poczułam ból w łapkach i na brzuchu. - Czy ja...zostałam powieszona na lianach nad ziemią? — posłałam jej zdziwione spojrzenie, gdy ta tylko gestykulowała, pokazując na mnie i jej usta - Oh, pozwalam ci mówić, wiesz? — dodałam ironicznie. - Dzięki. Otóż jesteś powieszona na lianach, masz rację. Przejmę twoje ciało, a ty będziesz moim cieniem. Będziesz mi służyć i tak już zawsze, aż umrę. Ty wtedy bierzesz odpowiedzialność za to, że się zbuntowałam i takie tam, a ja będę miała szczęśliwe życie — uśmiechnęła się szaleńczo psychopatka i się zaśmiała, mimo że mi wcale nie było tak wesoło. - Ale po co ja tu wiszę? Mów! Poza tym nie będę ci służyć! Choćbym miała przez to zginąć! - wykrzyczałam. - Na pewno? — zadrapała mnie na policzku a jeśli cię zmuszę? — zapytała milutkim głosikiem. - Nigdy! — znów dostałam po policzkach. Zaczęła mnie drapać i bić i się co chwile mnie o to pytała. Jednak odpowiedź była zawsze taka sama. Miałam całe ciało w ranach i byłam zmęczona. Wiedziałam, że przyjaciele po mnie przyjdą i muszę wytrzymać. Zasnęłam. Tym razem śniło mi się tylko to, jak mnie torturowała. Pov. Ryuka Nie znaleźliśmy jej. Postanowiliśmy się zatrzymać i przespać. Tym razem spało nam się spokojnie, mimo że zasnęłam sama na pierwszej warcie i to na ziemi. Po godzinie pilnowania ogniska po prostu byłam zbyt zmęczona przeżyciami z tego dnia. Śniło mi się, że byliśmy na pikniku, wszyscy razem. Z Yuką. Wszyscy cali i zdrowi. A potem usłyszałam w tym śnie jakieś krzyki, poszłam sprawdzić skąd pochodzą i obudziłam się. Te krzyki były realne, nie ze snu. Była godzina siódma lub ósma. - Pójdziesz ze mną, albo cię zabiję — wykrzyczał zdenerwowany głos. - Nie pójdę! — wykrzyczała dziewczyna, a raczej Yuki. - Chodźcie! Tam są! — obudziłam resztę i pobiegliśmy. A to, co zobaczyliśmy, było straszne. Na początku myślałam, że Yuka sama siebie rani. - Pokaż się im — wykrzyczała zagniewana Yuka. W tym momencie zobaczyłam drugą osobę, która wyglądała jak moja siostra. - Yuka? Nie, to nie ty. Kim jesteś? — po chwili zobaczyłam twarz terrorystki. Miała ona krwawe oczy i straszny uśmieszek. Podeszłam krok bliżej, chciałam uwolnić siostrę, jednak druga się na mnie rzuciła. - Jeden na pięć? Trochę słabo — stwierdziłam poirytowana jej zachowaniem - poddaj się. - Poddaj się — powtórzyła reszta po mnie, jak po swoim dowódcy. Ta natomiast rzuciła się na Yukę. Ucięła jej kosmyk włosów do połowy szyi i przyłożyła nóż do gardła Yuki. - Tego chcesz? — uśmiechnęła się psychopatyczne. - Nie zrobisz tego! Wtedy też umrzesz — pokazałam na nią palcem, mimo że nie miałam pewności. - To umrę z nią — zaśmiała się, po czym na szyi Yuki pojawiła się krew, która popłynęła stróżkiem po jej policzku — masz trzy sekundy na decyzję. Raz - odczekała chwilę przed następnym słowem - dwa - ponowiła próbę powstrzymania mnie - trzy! - wykrzyknęła wojowniczo. - Ryuka, nie ratuj mnie, uciekajcie. Nie dacie rady, to jest Aika! Proszę, uciekajcie - starała się powstrzymać łzy. Poczułam się słabo, jakbym zemdlała i spadła na ziemię. Elisa się rzuciła na Aikę, ryzykując życie Yuki. Chciałam ją powstrzymać, ale Merry mnie zatrzymała, a Kira się patrzył na to tępo. Umarły obie Yuki. A Elisa z nimi. - Nie! - krzyknęłam - Elisa, Yuka... — to musi mi się śnić, musi! - wypłakałam. Nie potrafiłam wybaczyć zmarłej, mimo że się starałam. Starałam się tak bardzo, jak to możliwe. Przenieśliśmy ich wszystkich w ładne miejsce, na polankę z kwiatuszkami. - Kira, Merry, nie opuszczajcie mnie. Oprócz was nie mam nikogo — popatrzyłam się na nich znacząco, po czym powtórzyłam — nie mam już nikogo, poza wami. — Nie opuścimy cię — pocieszyła mnie Merry. Przez cały wieczór płakałam, a potem zasnęłam. Ale przez ile jeszcze będę taka bezradna? Rozdział 8! Rozdział 8 - Czy można zmienić rzeczywistość? Cofnąć się w czasie? Może zemdlałam? Kłębiło mi się w głowie wiele myśli. Czy naprawdę Yuka umarła, czy może to tylko mój sen? Nie mogło tak być. To był sen, ale czy on kiedyś się skończy? Czy mogę się podnieść i zobaczyć jak inni walczą, a może są cali i zdrowi, w towarzystwie mojej siostry? - ciągle próbowałam, ale nie mogłam. Poczułam zimną kroplę na mojej twarzy. - Czy to deszcz? A może krew? Poczułam, że tonę. Tylko że na górze był świat, a na dole śmierć. Czy umieram? Czy nie wystarczająco kochałam, mimo że byłam kochana? Poczułam Kolejną kroplę na twarzy. Jednak skoro machanie łapkami nic nie daje, co można zrobić, by przeżyć? Czy uda mi się, chociaż spowolnić opadanie? - rozmyślałam. - Nic z tego. Co zrobić, by utrzymać się więcej czasu w dobrym stanie, w zdrowiu, gdy umierasz? Czy chcesz wyjść z tej wody? A jeśli z niej wyjdziesz, czy się wszystko ułoży? Poczekaj na innych, daj się ponieść, razem z falami. To tylko fikcja. Wystarczy wypuścić powietrze, którego i tak ci brakowało w ustach i czekać. - czy to nadal był mój głos? Nie wiem, ale na pewno mówił do mnie. Dno nadal było daleko. Opadałam powolnie, a moje futro układało się w śmieszne wzory za pomocą fal, mogłam pływać wszerz i wzdłuż. Nie mogłam w końcu też wstać ani dalej spadać. Otrzymałam pomocną dłoń jakiejś myszy. Wyprowadziła mnie. Była to dobra mysz, ale oziębła. Poprowadziła mnie i przyjaciół do wyjścia. Kira też był ze mną. Był dla mnie bardzo miły. Niestety jakiś czas później nas wszystkich razem z tą myszką złapano. Chciałam wstać i uciec od tej ciemności. Wstać i potem uciec, mieć szczęśliwe życie z przyjaciółmi. Niczego nie pragnęłam bardziej niż tego. Aż w końcu Elisa mi podała broń jakby na zgodę. Kiwnęłam głową i zaczęłam spełniać swoje marzenie. Czy jednak wszystkim udało się przeżyć? Nie widziałam. Widziałam tylko walkę i krew. Nie jestem w stanie powiedzieć kogo, bo obraz się rozmazał, a ja wyleciałam w niebo, a może i w kosmos? Nie wiadomo. Byle jak najdalej od pola walki. Znalazłam się w rzeczywistości. Walczyliśmy od siódmej, a był już wieczór. Yuka nadal była w jednym kawałku. Nawet jeśli to był tylko sen, wszyscy byli na skraju wyczerpania. Aika zamieniała się w cień, gdy ktoś ją atakował. Moi przyjaciele natomiast mieli parę ran, byli na straconej pozycji. Wzięłam szybko łuk i się oddaliłam. Rana na kolanie dała mi się we znaki. Nie mogłam wejść więc na drzewo. To przez tę głupią ranę zemdlałam. Miałam ochotę się wydrzeć jak najgłośniej i o wszystkim zapomnieć. Jedyne co bym chciała pamiętać to moich przyjaciół. Najważniejsze jednak, że wszyscy żyliśmy. Ile jeszcze jednak dni, godzin, minut, lub sekund życia jest nam jeszcze pisane? Umrzemy w bardzo starym wieku, czy za młodu w wypadku lub na wojnie? Nie wiedziałam tego. Nikt tego nie wiedział. Postanowiłam więc odważnie pomagać przyjaciołom, zawsze im wybaczać i być szczęśliwa. Walczyć za to, w co wierzę. Za równouprawnienie plemion i też za własną wolność. Za przyjaciół. Nie chciało mi się płakać, nie bałam też się. Byłam czujna i skupiona. Położyłam się za krzakiem, przypuszczając, że nikt mnie nie widzi i naciągnęłam cięciwę. Wycelowałam we wroga i strzeliłam. Ta zaskoczona mnie nie zauważyła i dostała w biodro. Jednak to było tylko draśnięcie. Zrobiłam to samo z drugą strzałą. Jednak Aika się tym razem z łatwością odsunęła. Wycelowałam trzecią, a ta od drugiej strony zaatakowała Kirę tak, żeby się cofnął i go trafiło. Nie udało się jej, ale Kira jej nie rozgryzł. Nie mogłam więc strzelać ani krzyknąć do niego. Przy użyciu tej pierwszej opcji, mogłabym zabić sojuszników, a przy użyciu tej drugiej, dziewczyna odkryłaby moją kryjówkę. Zakradłam się więc i poczekałam, aż ta nie będzie zamieniona w cień i na nią skoczyłam. Powaliłam ją na ziemię i ją do niej przygniotłam. Ta próbowała się uwolnić, ale bez skutku. Kira próbował w tym czasie przeciąć liany, ale nie mógł. Uniosłam miecz na cień. - Uwolnij ją — zagroziłam - albo cię zabiję — dodałam z nijakim, niewyrażającym emocji wzrokiem, wbitym w jej oczy. W tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Gdy celowałam w nią mieczem, ta się tylko uśmiechnęła. Wbiłam nóż w ziemię, gdyż ona użyła swych mocy cienia i stanęła ze mną. Role się zamieniły. Tym razem to ona stała nade mną z mieczem. Gdy chciała go we mnie wbić, podcięłam jej nogi i szybko przeturlałam się w bok i wstałam. Ona jednak znów mnie wzięła za gardło i uderzyła moją głową o drzewo. Myślałam, że już jej się nie wymsknę, ale Kira ją zaszedł od tyłu. Ta mną gdzieś rzuciła, a jego powaliła na ziemię. Jego natomiast uratowała od śmierci Elisa, której cień się wyrwał. Merry zaatakowała go od tyłu. Niedługo postać zrozumiała, że nie ma z nami szans. Ona też przecież się trochę męczy. Cofnęła się pod drzewo i poderżnęła gardło naszej niebieskowłosej przyjaciółce. Wiedziałam co się teraz stanie. Jak przewidziałam, ucięła jej kosmyk włosów. - Nie rzucaj się na nią, bo wiem co się wtedy stanie. Ja to widziałam, jeśli to zrobisz, umrzecie - popatrzyłam na nią z zaufaniem, a ta się zgodziła. - Macie pięć sekund, by się zdecydować czy się poddacie, czy ona ma umrzeć — zaśmiała się szaleńczo. - Zostawcie to mi. — powtórzyłam trochę nerwowo. - Raz - zaczęła - dwa - po chwili dodała - trzy - przycisnęła mocniej nóż do jej gardła, przez co Yuce po szyi jak we śnie pociekła stróżka krwi. - Coś się zmieniło, tym razem dała nam więcej czasu — pomyślałam - myśl. Ryuuka, myśl! - zawołałam do siebie półgłosem — a może ona się boi zabić Yuki, bo chcę żyć? Może jest normalną myszką w głębi serca? Czy może się stać naszą przyjaciółką i sojuszniczką? - rozważałam różne opcje, ale nie na głos, bo inni by się raczej z tym nie zgodzili. - Słuchajcie, nie ratujcie mnie. Uciekajcie. Ważne, żebyście byli szczęśliwi — uśmiechnęła się do nas smutno, wypowiadając swoje prawdopodobnie ostatnie życzenie, chociaż mówiła to rozpaczliwym głosem, a jej wzrok mówił co innego, wołał o pomoc. - cztery - pokazała na swój nadgarstek, mimo że nie miała wcale zegarka. Elisa na mnie popatrzyła ze zdenerwowaniem. Pokazałam jej gestem, żeby jeszcze poczekała, jednak ta, gdy wróg zaczął wypowiadać ostatnie słowo i miał wbić głębiej niż w szyję zakładniczki, puściła się biegiem, wyrywając swoją łapę z mojego uścisku. Popatrzyła się na mnie wzrokiem z przeprosinami i się smutno uśmiechnęła. W tym momencie przed oczami minęła mi spadająca gwiazdka. Upadłam na kolana, złożyłam nerwowo ręce, prawie je sobie wyrywając i zacisnęłam mocno oczy. Pierwszy raz widziałam spadającą gwiazdkę, ale nie miałam czasu jej podziwiać. - Niech to się wszystko skończy, uratujcie Yukę, proszę, proszę, proszę! - wypowiedziałam głośno życzenie, wręcz krzyknęłam. Gwiazda się jaśniej zaświeciła i błysnęła, oślepiając nas, jakby mnie usłyszała. - Jakieś dziecko tu wierzy w spadające gwiazdki? - wyśmiała mnie psychopatyczna wersja Yuki. Gwiazda zbliżyła się do tej dokładnie ziemi, na której wszyscy teraz staliśmy. Była piękna. Nie można opisać słowami tego widoku. Wszyscy byliśmy bardzo miło zaskoczeni, doświadczając tego niezwykle rzadkiego zdarzenia, nawet wróg na chwilę zapomniał o mojej siostrze. Uśmiechnęliśmy się mimo woli. Jednak w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Rozdział 9! Rozdział dziewiąty Gwiazda oślepiła nas wszystkich, bardzo powiększając swoje rozmiary. Niedługo, zamiast niej stała tam mysz. - Kim jesteś? - zapytała go sadystka, coraz bardziej wbijając nóż w naszą przyjaciółkę. - Pomóż nam, ona ją zabije! - poprosiłam. - Mówię? Gdzie ja... Znaczy czemu mam to zrobić? Nikt tutaj nie jest wart mojej uwagi, na razie sam mam swoje problemy — chłopak popatrzył się na nas -myszy mają siedzieć cicho i mi zapewniać schronienie, jeśli mam im pomóc — popatrzył się na nas z wyższością. - Dobra zrobimy, co chcesz, ale ją uratuj — nie zwracałam uwagi na jego aroganckie, chamskie słownictwo. Ten tylko pstryknął palcami, a Yuka się znalazła dwa metry dalej. Natomiast cień chciał uciec, ale Yuka ją złapała. - Nie tak szybko. Idziesz z nami — wychrypiała. - Daj mi ją. Elisa, idź po dużo wody. Szybko! - nakazałam. - Jak by ją tu unieruchomić — zastanawiałam się. - Przynieście dużo jedzenia, truskawek i wszystkiego tego, co nie jadłem od pięciu lat, to się zastanowię — poczochrał się zabawnie łapką z tyłu włosów. - Jest wojna, co ty z nieba spadłeś, że nie wiesz? Jedziemy na jeżynkach z lasu, nawet sera nie mamy, nie mówiąc już o czymś innym — zaśmiał się Kira. - No właśnie spadłem z nieba, ślepy jesteś? - popatrzył się na niego kpiącym wzrokiem — co to jest? - wskazał na jakieś kulki i podszedł do nich, chcąc je zebrać. Nie ruszaj, to trujące — westchnęłam — ty chyba nic nie wiesz o teraźniejszości, prawda? - Być może — odwrócił wzrok. - Ekh... - zachrypiała siostra, po czym wypluła krew i zemdlała. - Yuki! Lekarza, biegnijcie po jakiegoś lekarza! - zawołałam. Kira już leciał, gdy nowy podszedł do niej i położył dłoń na jej ciele, a rany się zagoiły. - I co zrobimy? Za dużego długu jeszcze sobie do mnie narobisz — przygryzł wargę i się położył obok niej, patrząc na nocne niebo — chyba tym razem to ja będę musiał wam pomagać, a nie wiadomo jeszcze, co z tego będę mieć. Mocno się zdziwiłam. Czemu on miał jakieś dziwne moce i duże mniemanie o sobie? Wolałam jednak na tę chwilę nie pytać. Ważne, że działa. Rany się zagoiły, a jej oddech był już spokojniejszy. Niedługo otworzyła oczy. - Ej! Nie znalazłem lekarza, ale wróciłem, bo tam są jakieś podejrzane myszy, które konstruują właśnie jakieś działo. Chodźcie zobaczyć — szepnął Kira — Huh? Jak to zrobiliście? - spojrzał zaciekawiony na Yukę. - Mamy swoje sposoby. Lepiej chodźmy to sprawdzić. Kira, zostań z nią, niech odpoczywa, a my pójdziemy — zarządziłam. - Chcesz iść z nami, e... - zaczęła Merry. - Ren. Mogę pójść, pewnie mi kości od ciągłego siedzenia zesztywniały — stwierdził. - Będziemy prawdopodobnie tylko je dzisiaj obserwować — nie chciałam go poganiać z nauką walki. - Urodziłem się po to, żeby być na polu bitwy, oczy mnie bolą od niezdarności mysich istot, które płaczą na dodatek nad każdym umarłym — popatrzył na mnie z ukosa. - Wiecie, ja może zostanę z Kirą jakby druga Yuki oprzytomniała — Stwierdziła Merry — nie nadaję się do walki. - Nie wyrwie się, dopóki jej nie pozwolę — przymknął oczy przybysz. - Zobaczymy. A nie wiadomo co jeszcze Kira wymyśli głupiego między czasie — dodała. - Idźcie już lepiej. Jak będziemy w niebezpieczeństwie damy wam sygnał — powiedział Kira, znudzonym tonem, mówiącym, że chciałby coś niedługo wypsocić. Skinęłam głową do Merry, a ona do mnie. Potem czekałyśmy na Rena, który patrzył na nocne niebo. - Ach, jak ja dawno tego nie widziałem — gapił się na gwiazdy marzyciel. Niedługo nas zauważył. - Uh? - zaciekawionym wzrokiem zaczął się nam przyglądać. - Gotowy? - naprowadziłam go na cel tej gestykulacji. - A, u was to tak się to robi. Myślałem, że na was czekam, widzę, że jesteście nawet dobrze zorganizowane — zaczął iść i się co chwilę rozglądać po otoczeniu. - Ruszajmy — pogoniła nas Elisa, lecz tym razem milszym, dosyć zadowolonym głosem. No i ruszyliśmy. Minęliśmy już dziesięć krzaków i dwadzieścia drzew, jak mówił Kira. Miałam wrażenie, jakbym krążyła w koło. - Pewnie jak zwykle źle policzył dzieciak — westchnęła Elisa. - Na to wygląda. Chodźmy może głębiej do lasu — zaproponowałam. - Idę przodem — stanął przede mną. - Nie ma mowy. Nie możesz — zabroniłam mu. Była to długa wymiana spojrzeń bez mrugnięcia. On się na mnie patrzył jak na już pokonanego wroga, a ja na niego jak na dziwną, inną istotę. Staliśmy tak długo, aż Elisa nie wytrzymała i poszła przodem. - Dogonicie mnie, jak skończycie, jak coś to idę prosto — uniosła rękę i nią pomachała. Poszliśmy za nią. Wkrótce jednak ktoś na mnie skoczył i upadłam, gdy zauważyłam strzałę wbitą w drzewo, oraz ranę na mojej ręce od tej strzały. Leżała na mnie Merry, Elisę odepchnął Kira, a na Rena spadała Yuki, czy może...czy ona się potknęła? Na chwilę się poczułam, jakbym się zatrzymała w czasie i przestrzeni. Pov. Yuki Rzuciłam się na Rena jak w planie. Problem jest w tym, że musiałam włożyć w siebie cień, bo nie mógł się sam ruszyć, a potem w locie ze mnie wyskoczył, a może...wypadł, nadal będąc nieruchomym i się potknęłam. Wyglądało na to, że znów się zranię, mimo że nie jestem jeszcze otrząśnięta po poprzednim dniu, gdy on pstryknął. Wszyscy się zatrzymali, jakby ten świat był wirtualny, jakbym żyła w obrazku, a Ten mnie złapał w locie za talię i plecy tak, że spowolnił mój lot, spokojnie mnie opuścił parę centymetrów nad trawę i się nade mną pochylił. - Teraz masz już podwójny dług, mysia istoto, lepiej uważaj — delikatnie mnie puścił. Siedzieliśmy tak w ciszy. - Nie zamierzasz podziękować? - zapytał. - Dziękuję, gdyby nie ty to bym chyba wąchała kwiatki od spodu — odczekałam chwilę — nie powiesz, że nie ma za co? Chyba nie sądziłaś, że to powiem? - zapytał — Wstawaj — podał mi łapę. Chciałam ją chwycić, gdy on ją cofnął. - Jesteś moją dłużniczką, zapomniałaś? Nie jestem za miłym osobnikiem — poczekał jednak, aż wstanę, zanim przywrócił czas do swojego porządku. Rzuciłam się na pierwszego przeciwnika, ale go nie trafiłam. Potem go drasnęłam, ale ciągle chwiałam się na nogach. - O co tu chodzi? - zetknęła się plecami o moje plecy Ryuka. - Władcy wiatru tylko czekali na okazję, Kira, gdy nas zaatakowali, zaczął do was uciekać, więc musiałam za nim pobiec razem z Merry — udawałam, że jestem obrażona, że mi przerwali odpoczynek. Ja kryłam siostrę, a ona mnie, Merry z Kirą tak samo. Ren szybko wszystkimi miotał na prawo i lewo, więc niedługo już nikt nie został. Był bardzo ubrudzony krwią, ale nie swoją. To była krew przeciwników. Nikt by się nie spodziewał, że chłopiec o tak drobnej budowie będzie tak dobrze walczył. Wyglądał jak tańczący z mieczami. Nie mam pojęcia, skąd wziął te dwa miecze, ale były dla niego stworzone. Poszliśmy w dalszą drogę. Niedługo ujrzeliśmy ów ognisko i myszy. Nie wiadomo kiedy, Ren zaczął w nie celować z łuku. Położyłam mu łapę na ramieniu, a ten na mnie spojrzał. - Czekaj. Nie wiadomo czy to są wrogowie, może są niewinne jak my — ściągnął łapę z mojego ramienia, gdy to mówiłam, ale opuścił posłusznie łuk. Chmura, która zasłaniała dotychczas księżyc, ruszyła się. Plama światła spadła prosto na nas, a dziewczyny nas zauważyły. Dziewczyny wyciągnęły jakieś pudełko i wycelowały w nas. Nie wiedziałam co to, nikt nie wiedział. Jedyne co przypuszczaliśmy, to że to jest broń. - Ręce do góry. Być może wam nic nie zrobimy, ale w to, że wy nam nie, nie mam pewności. Wszyscy posłańcy i zwolennicy Władców Wiatru zostaną wyeliminowani — podeszła. Ren chwycił mocniej miecz, ale nie pozwoliłam mu ich atakować. Dziewczyny związały nam ręce. Ren się tym nie przejmował, mógł w każdej chwili zerwać sznurek. Siedzieliśmy przy ognisku, przesłuchiwała nas. Ren się nawet nie przyglądał, siedział spokojnie z zamkniętymi oczami. W końcu przyszła i jego kolej. - Plemię? - przyjrzała się mu jedna. - Fizyk — stwierdził. - Jakiś dowód swojej mocy? - druga się nadal nie odzywała. Ten zerwał linę, zanim zdążyły go odwiązać i wyczarował bardzo długą deskę, której końca nie ujrzałam. - Kim jesteś? - zerwała się druga i zaczęła go oglądać ze wszystkich stron. Doszła do jego maski, a ten drgnął i ją zatrzymał. - Nie życzę sobie tego, żebyś to widziała — otworzył w końcu oczy i odwrócił wzrok. - Dobra, chyba jesteście spoko myszami. Pewnie chcecie pójść w jakieś przyjemniejsze miejsce. Jestem Avane, a to jest Valeria — podała nam dłoń. Uścisnęłam jej dłoń. Ren się zawahał, ale opuścił dłoń. - Avane, czemu mi nie powiedziałaś, że idziesz, jak to zrobiłaś? - zapytała Merry. - Chciałam cię zabrać, ale byłaś zajęta, bo piekłaś ciasteczka i mnie nie chciałaś słuchać. Wyleciałyśmy wiatrakiem, jeśli wiesz, o co mi chodzi — zaśmiała się cicho z Valerią. Imprezowaliśmy w najlepsze, śmialiśmy się. Ren poszedł do pokoju, wolał ciszę i spokój. Wyglądał, jakby mnie nie zauważył, podeszłam cicho, chciałam go przestraszyć. Chwyciłam go za ramiona od tyłu. - Co robisz? - zapytał, nie odwracając wzroku — puść mnie — przesunął się, po czym pokazał miejsce obok siebie. - Na co tak patrzysz? - zapytałem. - Na mój dom — zdziwił mnie — widzisz? Tam są chmury, a za nimi świat, z którego tu spadłem. - Dlaczego więc tam nie wracasz? - ten jednak tylko się gapił i mi nie odpowiadał. - Nie chcę tam wracać. Za dużo mi już szkód przynieśli — nadal nie odwracał wzroku. Tak spędziliśmy wieczór, patrząc na gwiazdy. Oczy zaczęły mi się kleić, poczułam dziwne ciepło. Chyba zasnęłam. Rozdział 10! Rozdział 10 Obudziłam się. Było mi zimno i zwisałam z urwiska. Nagle mnie ktoś zepchnął. - Ała! - wyjąkałam. Tym razem byłam na łóżku. Zwisałam głową w dół z łóżka, było mi zimno, bo nie miałam kołdry. Ren leżał na podłodze z kołdrą i sobie na mnie patrzył. - Ej! Co bierzesz czyjąś kołdrę? - zapytałam. - Ej, kogo łóżko ukradłaś i w kogo śpisz pokoju? - przeciągnął się. - C-co? - nie dowierzałam, że zasnęłam u jakiegoś chłopaka, zarumieniłam się — weź mnie lepiej postaw do pionu — wskazałam na niego palcem — w głowie mi się kręci. - Nie ma mowy. Trzeba było się nie wiercić, radź sobie sama — patrzył nadal w sufit, nie zważając na mnie. - No przecież... - podniosłam nogi, a po chwili uderzając potem nimi o łóżko. W tym momencie uświadomiłam sobie, że spadam — Aj, boli, weź to wylecz teraz - prychnęłam. - Trzeba być tego godnym, żebym kogoś uleczył. Uratowałem już cię od śmierci, a potem jeszcze raz uratowałem, ciebie, mysz, która jest wielką niezdarą, nie ma jak mi tego wynagrodzić, oraz nie jest nic warta dla mojego życia. Czegoś ci może brakuje jeszcze? - mimo że leżał na podłodze jak ja, patrzył się na mnie z taką wyższością jakby sięgał do nieba. - No weź... - zatknął mi usta łapką, ale mu ją zdjęłam, co ty... - podał mi łapę i znów mi zatkał usta. Ja jej nie chwyciłam, tylko zaczęłam się czołgać do tyłu. Ten chwycił mnie za łapę i pociągnął do pionu. Przyciągnął mnie już trochę delikatnie do siebie i schował nas za ścianą. Pokazałam mu, że mnie dusi. Dał mi oddychać, ale gdy chciałam coś powiedzieć, przyciągnął mnie tak, że prawie w niego wpadłam i przyłożył mi palec do ust, dając mi znać, że ktoś idzie. - Csii — szepnął — są tu. Staliśmy tak z pięć minut. On mnie nadal nie puszczał, a potem gdy poczuł, że zagrożenie zniknęło, gwałtownie mnie odepchnął i spadłam na ziemię. - Co ty robisz? Czy ja wyglądam jak worek, że mną rzucasz?! A wcześniej jeszcze to...coś...co to w ogóle było?! Wykrzyczałam zawstydzona. Drżałam ze złości. Co ten gnojek sobie myślał? - Kobiety to podobno lubią, musiałem cię jakoś uspokoić — zaśmiał się. On sobie poszedł, a ja siedziałam na środku podłogi. W końcu po jakimś czasie się zebrałam i wstałam zjeść śniadanie ze wszystkimi. Nikt nie zauważył, że coś się działo. Ren jednak nadal był czujny. Dziewczyny powiedziały, że możemy się u nich zatrzymać parę dni i wrócić w miarę potrzeby. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do rogów Valeri, to jest troszkę przerażające. Zgłosiłam się na ochotnika do mycia naczyń. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć o Renie, ale nie mogłam. Wyszłam na świeże powietrze. Kira mnie dogonił i chwycił od tyłu za plecy. Wystraszyłam się. - Ej no! - dźgnęłam go. - No co? - oddał mi. Chciałam powtórzyć czynność, gdy ten odbiegł. Zaczęliśmy się gonić po całym terenie, aż w końcu się potknęłam i chwytając się go, spadłam na ziemię. Zaśmialiśmy się. Było mi z nim lepiej niż z poprzednim kolegą. W końcu przyszła tu Ryuuka. Jak zobaczyła nas tarzających się po trawie, szybko zawróciła. Czyżby ona coś czuła do Kiry. - Może wrócimy już? - zaproponowałam — zmęczyłam się — wymyśliłam. - Dobra. Ja jeszcze chwilę tu zostanę — stwierdził. - Dobra, ale wracaj szybko — rzuciłam bez namysłu i poszłam. Weszłam do domu. - Widziałyście gdzieś Ryuu? - zapytałam dziewczyny. - Nie, niedawno wyszła — Valeria wróciła do swojego zajęcia. Wybiegłam z powrotem na dwór. Nigdzie jej nie było. Szukałam wszędzie. Postanowiłam iść głębiej w las. - Co robisz? - chwyciła mnie Rose z Ryuuką za rękę — chodź się przejść! - D-dobra - wydukałam. Biegłyśmy za motylami, a w nocy nad jeziorami za świetlikami. I tak przez bardzo długo. Jak wtedy, gdy byłyśmy małe. Bardzo mi to sprawiało radość. Nagle poczułam ból w głowie. Wróciłam do rzeczywistości. Nade mną stał Ren. - Co robisz? Nie możesz się sama pałętać po lesie, przez jakiegoś wilka zemdlałaś, a jeśli by tu byli Władcy Wiatru? - zaniepokoił się. - Gdzie Ryuuka? - rozglądnęłam się wokół. Był już wieczór. Musiałam już tu leżeć parę godzin. - Żeby też dać się tak łatwo zwykłemu wilkowi. Co do Ryuuki, bzyka się, z nią po sprzeczce — skrzywił się. - Co? Nie wierzę, muszę to zobaczyć! - zerwałam się. - A jednak. Ten tekst zawsze działa — uśmiechnął się jak po wygranej z przeciwnikiem, który mu nie dorastał do pięt. - Mogłam się tego spodziewać — westchnęłam — chodźmy — uśmiechnęłam się leciutko. Nie śpieszyliśmy się. Poszliśmy zobaczyć rzekę, do której prawie wpadłam, gdy nie zauważyłam, że już doszliśmy. Tym razem atmosfera była dosyć przyjemna. W końcu wróciliśmy. Gdy przyszłam, wszyscy mi powiedzieli, że się martwili o mnie i na mnie czekali. Zresztą nie tylko oni. Władcy wiatru przyszli z rozkazem pojmania nas wszystkich, nie czekając do nocy. Valeria z Avane sobie radziły nieźle. Wbiłam komuś nuż w plecy. Wiedziałam, że nic mi nie grozi, mamy duże zaopatrzenie. Załatwiliśmy wszystkich, gdy nagle pięć razy więcej mysz wyskoczyło z drzew. Zmęczyliśmy się. - Może wyciągnięcie tę broń z wcześniej? - zapytałam. - A, to. To strzela drewnem, ale jeszcze nie jest skończone i nie mam nabojów — westchnęła białowłosa. Ren co prawda zabijał dziesięć myszy na sekundę, ale sam w końcu się zranił. - Chodźcie, mam wbudowany w dom tunel — oznajmiła — weźcie zapasy. Kiwnęliśmy głową. Ren poszedł odciągać ich uwagę, niedługo doszedł. Kira już wysadzał materiałem wybuchowym klapę, zanim zdążyliśmy powiedzieć, że mamy klucz. Trudno. Od początku było wiadomo, że ten dom długo tu jeszcze nie postanie. Gorzej jakby właściciel tego domu się dowiedział, ale na szczęście właścicielką była różowo włosa. Uciekliśmy. Cień nadal siedział we mnie, inaczej się nie da. Nadal nie wiedzieliśmy co z nim zrobić. Może się przydać w walce, ale jak ją przekonać? Wiele pytań kłębiło mi się w głowie. Rozdział 11! Pov. Kira Biegliśmy od piętnastu minut. Avane się zatrzymała i nam zagrodziła drogę ręką. - Od tej pory stąpajcie tylko tam, gdzie pokażę, bo... - nie słuchałem jej dalej, tylko poszedłem sam sprawdzić, o co chodzi. W pewnym momencie przede mną opuszczał się powoli kamienny mur. - Biegiem! - Ryuu pobiegła i sama mnie wciągnęła na drugą stronę. Na szczęście wszyscy przeszli. W tym momencie ogromną kula przebiła mur i na nas leciała. Nikt nie musiał nam mówić, że znów musimy uciekać. Pov. Ren Przez całą drogę szedłem drugą stroną tunelu. Był podzielony na dwie części, chyba tylko ja się zorientowałem, że tu jest bezpieczniej. Nie wiem nawet, czy ktoś zauważył, że mnie nie ma. Usłyszałem jakość krzyki. - Pewnie dobrze się tam bawią — przypuściłem. Niedługo krzyki stały się bardziej strachliwe. Zburzyłem mur pomiędzy tunelami. Zniszczyłem każdą przeszkodę, która strzegła przejścia pomiędzy tunelami. W moją stronę się turlikała jakąś śmieszna, duża kula. - Naprawdę im to przeszkadza? - zdziwiłem się zażenowany. Pstryknąłem. Gdy już czas się zatrzymał, dotknąłem kuli, a ta zniknęła. Przywróciłem rzeczywistość. - G-gdzie to się podziało?! - wskazał Kira na teraz już pustą przestrzeń. - Patrzcie. Tam jest przejście do drugiego przejścia. Pewnie jest bezpieczniejsze — zauważyła Yuki. Szliśmy, a oni się zastanawiali, co się stało. Avane i Valeria nie znały jeszcze moich mocy. Postanowiłem na razie nie mówić im o tym. Yuki się na mnie popatrzyła pytająco, więc wzruszyłem ramionami. Skąd by mogła mieć pewność, że to ja? Niedługo doszliśmy do wyjścia. Dziewczyna wyciągnęła mapę z plecaka i ją próbowała przeczytać. Oczywiście ją czytała do góry nogami. Wyrwałem jej mapę. - Co robisz? Ej! - skakała do mnie, gdy ją po prostu ją odwróciłem i jej podałem. - Tak to się czyta — pokazałem. - Dzięki — odgarnęła sobie włosy za ucho. Z drugiej strony nie musiała. Nadal miała obcięte i ubrudzone krwią. Mimo to się nie zorientowała i próbowała je przesunąć, chwytając tam, gdzie ich nie było. Chwyciłem ją za rękę i chwyciliśmy jej włosy razem. - Tutaj — pokazałem - pamiętaj, że masz nierówno obcięte włosy. - Baza — przeczytała na mapie. - Tom może być Rose, daj mi to — wzięła ode mnie mapę. - Nie jesteśmy w stanie tam teraz pójść. Ruszymy jutro — zadecydowała Valeria, patrząc na mapę przez jej ramię. Tak zrobiliśmy. Przez cały dzień było spokojnie. Poszliśmy szukać jedzenia i picia. Ja poszedłem po wodę z Valerią i Avane. Przy okazji znalazły parę leczniczych roślin i zrobiły ze znalezionych owoców jakiś sok. Spróbowałem. Był bardzo słodki i dobry, nigdy takiego czegoś nie piłem. - Z czego to jest? - zaciekawiłem się. - Z agrestu i porzeczek — uśmiechnęły się — smakuje ci? - Tak. Nigdy nie myślałem, że tak prosty napój będzie dobrze smakować, więc tego nie piłem. U mnie robili z borówek — wyjaśniłem. Wróciliśmy po dłuższym spacerze i rozmowie do innych. - Elisa i Merry będą na pierwszej warcie, potem ja z Kirą, Ren i Yuki a na koniec Valeria i Avane, dobrze? - zapytała. - Taak — wyjąkali wszyscy, zmęczeni tułaczką. Zjedliśmy trochę jeżynek, porozmawialiśmy chwilę, a potem się położyliśmy. Pov. Merry Poczekałam pół godziny, aż wszyscy zasną i zaczęłam piec ciasteczka, używając wyłącznie gotowego ciasta, waty cukrowej i mas z kakao i śmietanki. Zawsze na wyprawy to ze sobą zabieram. Elisa mi pomagała je lepić. Potem zaczęłyśmy je jeść. - Trzymaj — wepchnęłam jej do buzi już dziesiąte ciasteczko z rzędu — reszta jest dla innych, każdy ma po dziesięć, musimy jeszcze zdążyć im upiec, może z jeżyn? Wata cukrowa się skończyła. - Jasne — odpowiedziała. Robiłyśmy ciasteczka chyba ze trzy godziny. Poszłyśmy obudzić następnych wartowników i się położyłyśmy. Zasnęłyśmy. Pov. Ryuuka Od godziny siedzieliśmy oparci o siebie plecami z Kirą, zajadając powoli ciasteczka i starając się nie zasnąć. Chłopak sięgnął po kolejne ciasteczko, ale go chwyciłam za łapę. - Zostaw, to dla innych — wyjaśniłam, mimo że on to bardzo dobrze wiedział. - No i? - jednak w końcu z niechęcią odłożył przysmak. Zaśmiałam się. Zauważyłam jakiś sznurek. Pobiegłam za nim, a Kira za mną. I tak gdzieś daleko. Zapomniałam o przyjaciołach i tylko za nim goniłam. Okazało się jednak, że na końcu był tygrys. Zaczął mnie kiziać ogonem. Śmiałam się. Aż nagle byłam w tym samym miejscu co wcześniej. Ja zasnęłam, a Kira mnie łaskotał ogonem. Roześmiałam się jeszcze głośniej. Usłyszałam jednak pomruki znajomych. Kira pociągnął mnie do siebie. Było poważnie. - Csiii — przyłożył palec do ust. Patrzyliśmy się tak na siebie, a gdy była największa potrzeba nieśmiania się, buchnęliśmy tak głośnym śmiechem, że niektórzy już nie mogli spać. - Możecie przestać? - zdenerwowała się Yuki — chcę spać, ale mnie obudziliście, zmiana — burknęła. - Dobra, dobra — zaśmiał się zabawnie Kira. Niedługo Yuki wytargała Rena z namiotu, wlekąc go po ziemi. - Tak ciociu? Już czas? Jeszcze pięć minut, no proszę... - wymamrotał. - Wstawaj leniu! - uszczypnęła go Yuki — bo zjem ciastka sama! - zagroziła. To jak zwykle zadziałało. - Ciastka? - zerwał się z uśmiechem na nogi — dobrego posiłku! — zaczął wchłaniać swoją porcję. Poszliśmy do namiotu się wyspać. Następnego dnia musimy przecież przebyć długą drogę. Pov. Yuki Zjedliśmy ciastka. Dałam mu trochę mojej porcji. W końcu on zjadł osiemnaście, a ja tylko dwa. Jednak mi to nie przeszkadzało. Parę godzin temu bym powiedziała, że chciałabym być na warcie z Ryuką lub z Kirą, ale zaczęłam nawet lubić jego towarzystwo. Po tym, jak nas uratował, chyba nie mogłam już być na niego zła. - To byłeś ty, prawda? - uśmiechnęłam się. - Nie. A nawet jeśli, to skąd wiesz? - odwzajemnił uśmiech i wzruszył ramionami. - Cień nie podlega czasowi, widzę jego oczami. Nawet nie wiesz, jak niewygodnie mi było stać w tej pozycji — burknęłam na niego. - Dobrze ci tak — stwierdził. - Bo zaraz tobie będzie za dobrze — zaśmiałam się i mu dałam pstryczka w czoło. - Biedna, biedna, a tobie dobrze w życiu nie będzie, jak będziesz tak robić — oddał mi. - Ej no, za mocno! - wyjąkałam, a następnie dostałam od tyłu. Jednak to od Kiry. Chłopcy się na mnie uwzięli, mimo że nie miałam z nimi szans, uciekałam. Ci najwyraźniej mieli dobrą frajdę. Niedługo wszyscy się obudzili. - A wy co tak o piątej brykacie? Chyba naszej warty nie będzie — zaśmiała się Valeria, po czym się przyłączyła do zabawy. Miałyśmy niedługo przewagę. W końcu co dwanaście rąk to nie cztery. Byłam bardzo szczęśliwa. Do niedawna myślałam, że przyjaźń z jakimikolwiek chłopcami jest niemożliwa. Jednak teraz byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. A może Kira był kimś więcej? Ren też miał coś w sobie. Nie wiedziałam co czuć. Serce mi biło tak, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Rozdział 12! Rozdział 12 Pov. Ryuu Od godziny omawialiśmy plan podróży. - Ledwo co umiecie czarować? Tak to my nic nie zrobimy, musimy jakoś zejść na dół. Zakładam, że droga będzie powietrzna — stwierdziła Avane. - Patrzcie. Tu są jeszcze dwie inne bazy. Ta jest tylko poboczna — zauważyłam. - Najlepiej zacząć od tych mniejszych. Ich może być cała armia, a nas jest kilkoro — zauważył Ren. - Racja, musimy was podszkolić w szamanowaniu — przyznała Valeria. - Nie lepiej iść tu? Napis jest zamazany, ale to też należy do władców wiatru, to sto metrów obok — zauważyła Yuki. - Nie jestem przekonana, ale być może masz rację. Może to schowek na broń lub inne tajemnicze więzienie? - zamyśliłam się — idziemy. Droga była bardzo wąska. Weszliśmy w las iglasty, nikt nie chciał się ukuć. Szliśmy więc gęsiego. Nagle, gdy byliśmy już blisko, zaszumiał wiatr, a te się posypały na Merry, która szła ostatnia. To nie były jednak zwyczajne igły z drzewa. To były igły z trutką. Ren nas przeniósł w inne, oddalone nieco miejsce. Merry leżała, opatrzyliśmy jaj rany. Ci nas dogonili. Avane, która przez cały czas konstruowała działo, wsadziła do niego kamyki. Wyrzut był na tyle mocny, żeby zranić, ale nie na tyle, by kogoś zabić. Strzeliła dwa razy, oba były celne, trafione myszy zemdlały. Trzy inne uciekły. Kolejne trzy myszy zostały zranione. Dwie pozostałe, które się poddały, przywiązaliśmy do drzew i kazaliśmy im mówić. - Kim jesteście, gdzie jest wasza kryjówka? - zapytałam przytomnych. - Tam, gdzie zmierzacie — powiedział zamaskowany. - Nie wiemy, kto tam jest, znamy tylko strażników — druga mysz w kółko powtarzała to samo. Jednak niedługo nie tylko ona to powtarzała. Merry się zaświeciły oczy i sama to zaczęła mówić. - Te igły... - nie dokończyłam, gdy sama nimi dostałam. - Działają tylko miesiąc, nie przejmuj się. Gdy traficie do bazy, otrzymacie lek. Baza jest zbudowana dla takich jak wy — uśmiechnęła się Heuta z drzewa i zaczęła nas tym obrzucać. Jedyne kogo to nie dostało, to Rena, niedługo nas też. Otoczyła nas tarcza. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Po chwili zamknęły mi się oczy. Pov. Ren Jedyny kto był przytomny w kopule to Yuka. Pozwoliłem jej mi pomóc. Wzięła łuk i trafiła we wroga. Jednak ten wezwał sojuszników, którzy poumierali. W końcu mysz się rozmyła w powietrzu i poszła. Myszy, które wcześniej postrzeliliśmy, uciekły do reszty. Yuki jednak też po chwili zaczęła tracić rozum. - Nie, nie podchodź — zaczęła się chichrać. - A jeśli? - uśpiłem ją — słodkich snów. Tym razem używałem leków z plecaka. Gdy skończyłem, zostało nam pół z początkowej zawartości butelki. Obce myszy miały już zawartość broni od dawna w ciele. Im też pomogłem, może choć trochę to przyśpieszy leczenie. Przywróciłem czas do normy. Lek na wszystkich zadziałał. - Gdzie ja... - zaczynał — baza jest... - nowi towarzysze nadal mieli problemy ze zrozumieniem, co tu robią. - Wiemy, gdzie jest baza, lepiej powiedzcie, kto w niej jest — zrzędziła Avane, która już nie mogła tego słuchać. Myszy zasnęły. - Dajmy im chwilę — przyjrzała się im Yuki — może dajmy im coś wypić, nie są w dobrym stanie. Valeria pokazywała Yuce jak czarować różne przedmioty. Próbowała też ją nauczyć latać, ale średnio jej to wychodziło. Avane próbowała wytłumaczyć zaciekawionej Ryuuce, jak powstała jej dziwaczna broń. Ja poszedłem się przejść. Wyczarowałem na podstawie wyjaśnień konstrukcji broni ją wyczarować. Nie wyszło. Więc wyczarowałem na swoich zasadach, ale też bez skutków. Napiłem się wody. Pamiętałem mapę. Nagle wpadłem na genialny pomysł. Pov. Yuki Poszłam zobaczyć, gdzie poszedł Ren. Zobaczyłam, że przecina drzewo jednym cięciem miecza. Pomachał mi. Drzewo spadło tuż obok mnie. Trochę się przestraszyłam. - Co ty chcesz z tym zrobić? - spojrzałam na ogromne, około stuletnie drzewo. Ten tylko pokazał na strumyk. Wyciągnęłam mapę. - Skąd ty to pamiętasz? - skojarzyłam po dłuższym zastanowieniu. Wzięliśmy się za konstruowanie łódki. Ja głównie przynosiłam materiały. - Chcesz się przejechać? - zapytał. - Nie wiem, czy to dobry po... - wrzucił mnie do wody, więc szybko się chwyciłam łódki — mysł — gdy na nią wsiadałam, ten na nią wskoczył, gdy ta już pędziła. Przestraszona na początku puszczałam, ale potem stwierdziłam, że to zły pomysł. - Stop! Zbliżamy się do bazy! - zamknęłam oczy. W tym momencie łódź przewróciła się do góry nogami, a my stąpaliśmy po dnie. Byliśmy bardzo szybcy, a łódź wyglądała od góry jak kawałek drewna. Płynęła w naszym tempie. Zaczęło mi brakować oddechu. Czułam się jednak dobrze, mając wodę w ustach. Popatrzyłam się na Rena, który się zaśmiał i mnie pociągnął. Niedługo byliśmy w tym miejscu, co zaczynaliśmy. Wynurzyłam głowę. - Jak to zrobiłeś? - nadal nie dowierzałam w to, co się przed chwilą stało. - Nie powiem, jak sztuczka się wyda, nie będzie już zabawna — odgarnął sobie mokre włosy, które mu spadały na twarz — chodź do słońca, szybciej wyschną. Słońce było wyżej niż zwykle. Wkrótce, gdy wyschnęliśmy, wróciliśmy do reszty. Oczywiście chciałam na niego nakrzyczeć, że ryzykował wydanie nas, przechodząc blisko bazy, ale w sumie to nieźle się bawiłam. - Nadal nie wiedzą, gdzie są. Proponuję ich tu na razie zostawić, jakby chcieli uciec, zaraz by się wystraszyli i wrócili. Wyruszymy, gdy się zacznie ściemniać — Valeria obmyśliła plan. Słońce już zachodziło. Wszystkim się nudziło, ja poszłam spać, ale o dwudziestej mnie obudzono. - Idziemy — Ryuuka mi podała rękę — wstawaj. Wędrówka trwała godzinę. Weszliśmy przez dach. Była tam cała masa strażników. Około setki. Wbiłam pierwszej myszy nóż w plecy. W tym momencie mysz się sama uleczyła. Wszystkie z nich zamieniły się w ogromne jadowite węże. Klapa, przez którą weszliśmy, teraz była już zamknięta. Dostałam, na szczęście ogonem w kręgosłup. Węże zaczęły też wychodzić z sufitu. Kira wysadził drzwi. Miałam wyjść, ale zobaczyłam, że Kira tam został. Valeria mnie pociągnęła do wyjścia, ale jej się wyrwałam. Ryuu też tam pobiegła. Dotarła tam pierwsza i go uratowała. Valeria zatkała kowadłami i pudełkami dziurę w ścianie, żeby węże się nie wydostały. Spojrzałam jeszcze raz na mapę. Jej wygląd się zmienił. - Ośrodek tortur. Słuchajcie, wszystkie sale tu takie są! - zawołałam — jeśli by wierzyć mapie, następna sala jest... Pod nami! W tym momencie zaczęliśmy spadać. Nie głęboko. - Witajcie, jeńcy wojenni. Jesteśmy Shira! - uśmiechnęła się do nas — na co czekacie, losujcie salę! Jeśli przetrwacie próbę, nie umrzecie. Tylko jednymi drzwiami przejdziecie do następnego poziomu. Żeby się wydostać, przejdźcie wszystkie etapy gry do rana! Wyście bardzo naiwni, że przyszliście do miejsca dla takich jak wy posiadaczy map i przybłęd. Dobrze, że mamy w tym cudownym ośrodku pierwszych gości! - zaśmiała się — pamiętajcie, nie każdy z was tu przeżyje — udawała poważną i się oblizała — jakieś pytania? Rozdział 13 i dalej w #95 (piąta strona) Dernière modification le 1587556620000 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1585405620000
| 2 | ||
A coś ci podsyłam (:>>> xd) Nwm juz o co mi kaman a ale masz tu postać (ale cśiii!!!!) Imię: Aiko/Aika Plemię: ? ? ? Charakter: Zimna i niepowtarzalna nawet ludzie nie wiedzą jaki ma charakter... Wiedzą to tylko ludzie co zgineli przez nią... Inne: Jest jak wiatr... Są różne o niej teorie pierwsza to jest taka że zabiła swoją rodzinę, druga że zamordowała pół miasteczka (w którym mieszkała Claris sławna piosenkarka). A trzecia teoria o niej jest taka że jest krwawą psychopatką...... Anyways, próbowałam jak mogłam żeby to było najlepsze xd Dernière modification le 1585405680000 |
Sarada8585 « Censeur » 1585405980000
| 1 | ||
Wow, udało ci się zrobić kolejną tajemniczą postać <3 Z tą różnicą ze tym razem jest tajemnicza z znanych mi powodów...? W rozdziale szóstym powrócę do przygody naszej grupki, będzie trochę zwariowanie, postaram się również o jakość rysunku bo będzie dobra na pewno bo rysuję na kartce a na kartce rysuję bardzo dobrze <3 Edit: Dodam niedługo rozdział, postanowiłam ten wątek rozpisać na 2-3 rozdziały, będzie mi łatwiej, a zrobię więcej opisów, w rozdziale 5 zapomniałam trochę o tym że nie powinnam się śpieszyć, bo miałam opóźnienie i wiecie...heh Dernière modification le 1585477560000 |
Aniohasejo « Citoyen » 1585516800000
| 2 | ||
imię: Dixa wiek:16 plemie: brak płeć: kobieta charakter: wrazliwa i cicha, stara sie nie okazywac emocji nieznajomym i nie wchodzic w głębsze relacje, przez co zaprzyjaznienie sie z nią i zaufanie z jej strony jest cudem i jezeli tak sie dzieje znaczy, ze ktoś jest wyjatkowy. trzyma sie raczej w kącie, lecz kiedy trzeba potrafi pokazac na co ją stać. Jest perfekcjonistką, dlatego czesto denerwuje ją coś zle wykonanego. inne: ma problemy psychiczne, przez co czesto nie panuje nad gniewem, a jej humor ulega zmianie bardzo czesto. to tyle bo nw co jeszcze wymyslic jak cos moge dopisac jakies story, whatever XDX |
Sarada8585 « Censeur » 1585560720000
| 2 | ||
dzięki za postać, a co do dziwnej akcji rozdziału , wszystko się wyjaśni później heh słabo widać krew w oczach na nożu itp. na obrazku o mi skaner padł i zdj robiłam. Jak się zobaczę z kimś kto skaner posiada, będzie lepsza jakość i was o tym powiadomię! ;) Rozdział 6 Walczyliśmy. Wbiłam nóż w plecy mężczyźnie. Byłam dziwnie spokojna, mimo że Ryuuka zemdlała, a mi wcale nie było łatwo. Wykazywałam się też lepszymi umiejętnościami walki niż zwykle. Walczyłam, czułam się, jakbym była bardzo lekka. Bardzo łatwo mi szło zabijanie, nie myślałam nawet co robię. Widziałam tylko krew przeciwników, a odgłos wiatru, skomlenia i piski zeszły na drugi plan, jakby ich nie było. Szło tak łatwo, jak w tańcu. Wystarczy że złapiesz rytm i już ci szło lepiej. Nie miałam tym razem ani jednej rany, ani nikt mnie nie chciał atakować, siałam postrach. Nie czułam smutku, myślałam o tym, że Ryuuka pewnie jest dumna, jeśli mnie widzi. Usłyszałam również znajome piski. Czy inni radzili sobie gorzej? Wkrótce zauważyłam, przed kogo szyją trzymam nóż, który zaraz mi wytrąciła ta osoba z lekkim strachem. Patrzyła się na mnie jakbym miała mieć zaraz poważne problemy. - To...Nie zauważyłam cię, znaczy... - zająkałam się, tracąc pewność siebie - patrz! - pokazałam gdziekolwiek, a że głupi się nabrał, uciekłam. Byłam zawstydzona. Pewnie miałam na twarzy rumieńce. Nie dość że prawie zabiłam Kirę, na jego plecach była moja siostra. W końcu kucnęłam pod losowym dębem i się rozpłakałam. - Na pewno mnie opuszczą. Jestem sama, bez broni, nie podniosłam jej - wymamrotałam. Niedługo wszyscy przybiegli. Nie chciałam ich widzieć bo się bałam że mi coś zrobią. Na dodatek miałam ochotę w tym momencie ze stresu zrobić coś głupiego. - O nie... - wyjąkałam, gdy zobaczyłam że Elisa ma wielką ranę na policzku. Zrozumiałam, że ten znajomy pisk należał do niej - To ja to zrobiłam? - rozpłakałam się ponownie. - Nic się nie dzieje, pewnie po prostu miałaś gorszy dzień - powiedziała drżącym głosem, jakby jeszcze się mnie bała po tamtych wydarzeniach. - Jeszcze tylko tego brakowało - pomyślałam - muszę stąd odejść. Nie mogę ich znów zranić. Tylko mną się opiekują, a mają już tyle rzeczy na głowie. Wcale im nie pomagam! - popatrzyłam na nich że smutkiem, by zapamiętać ich poranione twarze, żeby do nich nie wracać, po czym się odwróciłam. Poczułam że mnie pieką oczy. Jednak ktoś w tym momencie mnie chwycił za rękę. Miałam tego już nie robić, ale odwróciłam twarz. To była Ryuuka, która się obudziła. Myślałam, że będą chcą mnie jakoś wykorzystać, jednak wykluczyłam tę myśl, gdy zobaczyłam jej uśmiech. Zaczęłam się wahać. - To ci się nie uda. Wszystko przeze mnie - zaczęłam szeptem, odwzajemniając smutno uśmiech - nie mogę was znów zranić! - tym razem podniosłam bardziej głos, mimo że liczyłam na to, że mi nie pozwolą odejść, nigdy nie byłam samotnikiem i zdecydowanie nie zamierzałam być. A kto wie czy ktoś żyje w tym lesie? - Widziałam wszystko. Załatwiłaś pół wrogów, tak dobrze walcząc, to normalne że miałaś wpadkę - poklepała mnie po ramieniu. - I prawie was pozabijałam - powiedziałam smutno, próbując wyrwać łapę z uścisku, chociaż chwycił ją też Kira, a następnie również Merry, która dostała przeze mnie w żebro. Rana nie była bardzo głęboka, jakby się przyjrzeć. W końcu się dałam. - Bardzo boli? - spytałam. - Trochę - popatrzyła się w bok ruda. Zdecydowanie nie miała chęci do rozmowy ze mną. Ryuuka popatrzyła się na mnie wzrokiem mówiącym "zrozum ją". Westchnęłam, po czym wyciągnęłam apteczkę. Chciałam nałożyć maść na ranę. - Musimy oszczędzać maść - uśmiechnęła się przymusowo. - Weź trochę. Wiesz, że Yuka chciała dobrze - wtrąciła Ryuu. - To a takim razie sama to zrobię - stwierdziła. Drgnęłam. Bałam się trochę siebie samej. Czym ja zawiniłam? Wystarczy jeden nieuważny ruch, a wszyscy do ciebie tracą zaufanie. Ryuuka była po mojej stronie, ale jej ton mnie wkurzał. Kira się nie odzywał. Wiedział, że mnie to rani, wolał na mnie nie patrzeć, gdy na niego patrzyłam, odwracał wzrok. Nie dziwię się mu. Merry jako jedyna zachowała pogodę ducha, mimo że była ranna. - Jak mogłam jej to zrobić? Jak mogłam im to zrobić? - powtarzałam sobie w myślach. Zwiesiłam głowę. Poczułam, że zaraz znów się rozpłaczę. Wszyscy byli pojedynczo na warcie nocnej, oprócz mnie. Ja szłam po drewno na ognisko i po wodę. Ja przynosiłam materiał do budowy i dużo liści na łóżka i zasłonę do szałasu, a reszta kleiła. Jakby mnie nie chcieli widzieć, albo by się bali że skleję tak, że im się dach pod głową rozwalił. W sumie to miałam ochotę żeby tak się stało, ale przecież bym tego nie zrobiła. Jakby ona nie chciała mnie widzieć, Elisa. To ona tym wszystkim zarządzała. W końcu Merry powiedziała że zbierze jedzenie, bo to nie jest właściwe żebym tylko ja wszystko robiła, na co Elisa na szczęście, choć z niechęcią się zgodziła. Byłam na pierwszej warcie z Ryuuką. - Wiem że to nie twoja wina. Poczekaj, niedługo zmienią swoje nastawienie do ciebie - próbowała mnie pocieszyć siostra. - A ty kiedy to zrobisz? Nie potrzebuję twojej litości - stwierdziłam. - Czyli chciała byś, żebyśmy cię w tedy puścili? - zapytała z uśmieszkiem, wiedząc że mnie złapała i z tego już nie wybrnę. - No, nie do końca - przyznałam. - Czyli chyba jednak potrzebujesz, ale nie mojej litości, ale naszej relacji i ufności do ciebie - uśmiechnęła się lekko. - Nie prawda, weź mnie nie ciągnij już za policzek - wysepleniłam, już nieco w lepszym nastroju. - Możecie mi dać zasnąć? - zapytała obrażona z namiotu rudowłosa. Rzeczywiście stało się trochę głośno. Jednak to nie przez nas. To Wiatrowcy szli, wypalając za sobą ślady. Zapadła cisza. Elisa, gdy się zorientowała że hałas nadchodzi z drugiej strony, rozsunęła zasłonę. A ja nie miałam broni. - Yuka, strzelasz z łuku - nakazała Ryuu, która dała mi w końcu coś zrobić - Merry, Elisa, chodźcie ich zaatakować od tyłu. Kira, będziesz atakować od przodu ze mną. Yuka, idź tak, by nie widzieli twojej lokalizacji. Strzelaj celnie, mamy tylko pięć strzał. Liczę na ciebie! - powiedziała w biegu. Weszłam na drzewo. Naciągnęłam cięciwę. W tym momencie ktoś mi przestawił ręce. - Zaufaj. Nie odwracaj głowy. Wiem kto jest wrogiem. Musisz przewidzieć następny ruch celu. Patrz, Elisa sobie nie daje rady z tym mężczyzną. Ten się rusza gwałtownie, ale damy radę - naciągnęła ponownie razem ze mną cięciwę i strzeliłyśmy. O dziwo się udało. Następnie oddałyśmy jeszcze dwa strzały. Potem próbowałam strzelać sama. Trafiłam w żebro i głowę i to na szczęście wroga. - Mogę już odwrócić głowę? - zapytałam. - Możesz - powiedziała pewnie - ale się na mnie nie lepiej nie patrz za długo. Spojrzałam na nią. Lekko się przestraszyłam. Miała miecz, lśniący niebieskim światłem. Miała szare futro. - Z jakiego plemienia jesteś? - zapytałam dziewczynę. - Żadnego. Nie mam konkretnego miejsca zamieszkania.. Mów mi Aurora. A teraz zmykam, nie chcę żeby ktoś inny mnie widział, wcześniej niż to zaplanowałam. Zanim reszta się o mnie dowie, chociaż przyznam że jesteście ciekawą grupką, muszę kogoś znaleźć. Ale jeśli mnie wydasz, pozabijam was. Chociaż mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić - jej głos się poniósł z echem tego lasu, ale jej już nie było widać gdy była w połowie drugiego zdania. - Zabić? - przekręciłem na bok łebek, rozmyślając. - Chodź, udało nam się załatwić większość armii. Ci na środku są nietykalni - uśmiechnął się Kira, pomagając mi zejść. Elisa nadal się na mnie patrzyła nieufnie. Nikt w tej walce nie poniósł ran oprócz Kiry. Miał rozciętą rękę, lała mu się krew. Zauważyłam jednak że Merry i Elisa straciły broń. Jednak źli byli coraz bliżej. Niedługo już na tyle blisko, żeby nas wszystkich pozabijać. Ale stanęli. - Masz broń? - szepnęłam. Dostałam nóż, którym miałam rzucić we wroga. W tym momencie jednak obraz lasu zaczął mi się rozmazywać przed oczami. Drgnęłam i upuściłam mały nożyk. Wszyscy się popatrzyli na mnie znacząco, jakby znów się coś działo z moim okiem, jak ostatnio. Podejrzewałam, że mokra ciecz na moim futrze to krew, oraz że musiałam wyglądać okropnie. - N-nie mogę. O-opętanie - wyjąkałam. |
Artgir « Consul » 1585563420000
| 3 | ||
czekam na kolejne rozdziały! |
Sarada8585 « Censeur » 1585731360000
| 2 | ||
Rozdział 7! Rozdział 7 Pov. Ryuka Yuki zaczęła się krztusić krwią i upadła na ziemię. Potem się zerwała i zaczęła szybko biec, a za nią cień. Jednak ten cień wyglądał inaczej. Jej włosy falowały się z wiatrem, aż podskoczyły do góry i się związały w kucyka na boku, jakby cień to zrobił. Biegłam za nią ale była za szybka. Niedługo straciłam ją z oczu. Biegaliśmy ponad pół godziny, jednak nadal się nie poddaliśmy. A Elisa najgorliwiej. Czyżby podejrzewała, że niesłusznie osądzała przyjaciółkę? Pov. Yuka Byłam nieświadoma tego co robię, aż do momentu gdy dobiegłam do groty z lian. Zaczęłam się zastanawiać, skąd słyszałam o tym miejscu. - Czyżby legenda o Aice była prawdziwa? - zauważyłam, że liany były trochę ubroczone krwią. - Naprawdę ma miejsce, w którym zabija myszy? Jeśli tak, gdzie się ona kryje? - pomyślałam i zaczęłam rozglądać się w około ze strachem. W tym momencie coś mnie pociągnęło w dół. Walczyłam z tym, pociekło mi z ust dużo krwi. Ale w końcu zemdlałam. - Czy byłaś dobrą myszką, czy może masz swoją ciemną stronę? - zapytała się bogini władców wiatru, przed którą stałam - zastanów się. Kim mogłaś być dawniej? Popatrz w lustro. Ukazała się mi w lustrze inna ja. Ja z krwawymi oczami, albo dziurami zamiast nich. Obok byłam normalna ja. Za chwilę obraz zniknął. Ukazała się mi natomiast wieś, która płonęła. Była tam Aika, a obok związana mysz. Czy to byłam ja? - Byłam - uśmiechnęłam się po zastanowieniu - mimo że straciłam w to niedawno wiarę, to chyba byłam. - Aika została twoim cieniem, za to co zrobiła. Jednak mimo to, Aika wyrwała się spod kontroli. Nie zabije cię. Ona nie może cię kontrolować. Możesz ją wykorzystać, będzie przydatna w walce. Pamiętaj, ona może cię zranić swoim kosztem, a ty ją bez skutków na tobie - poinformowała, po czym rozpłynęła się w powietrzu, jak wszystko w okół razem ze mną. Teraz, zamiast bogini, widziałam tą mysz. Mysz ze snu, która była jak ja. - Aika...czemu akurat ja ją w sobie noszę? - zapytałam siebie samą - i gdzie ja jestem? Miałam przed chwilą sen proroczy, czy jak? - popatrzyłam na mój cień z rozpaczą. Po chwili poczułam ból w łapkach i na brzuchu. - Czy ja...zostałam powieszona na lianach nad ziemią? - posłałam jej zdziwione spojrzenie, gdy ta tylko gestykulowała pokazując na mnie i jej usta - Oh, pozwalam ci mówić, wiesz? - dodałam ironicznie. - Dzięki. Otóż jesteś powieszona na lianach, masz rację. Przejmę twoje ciało, a ty będziesz moim cieniem. Będziesz mi służyć i tak już zawsze, aż umrę. Ty w tedy bierzesz odpowiedzialność za to że się zbuntowałam i takie tam, a ja będę miała szczęśliwe życie - uśmiechnęła się szaleńczo psychopatka i się zaśmiała, mimo że mi wcale nie było tak wesoło. - Ale po co ja tu wiszę? Mów! Poza tym nie będę ci służyć! Choćbym miała przez to zginąć! - wykrzyczałam. - Na pewno? - zadrapała mnie na policzku - a jeśli cię zmuszę? - zapytała milutkim głosikiem. - Nigdy! - znów dostałam po policzkach. Zaczęła mnie drapać i bić i się co chwile mnie o to pytała. Jednak odpowiedź była zawsze taka sama. Miałam całe ciało w ranach i byłam zmęczona. Wiedziałam że przyjaciele po mnie przyjdą i muszę wytrzymać. Zasnęłam. Tym razem śniło mi się tylko to jak mnie torturowała. Pov. Ryuka Nie znaleźliśmy jej. Postanowiliśmy się zatrzymać i przespać. Tym razem spało nam się spokojnie, mimo że zasnęłam sama na pierwszej warcie i to na ziemi. Po godzinie pilnowania ogniska po prostu byłam zbyt zmęczona przeżyciami z tego dnia. Śniło mi się że byliśmy na pikniku, wszyscy razem. Z Yuką. Wszyscy cali i zdrowi. A potem usłyszałam w tym śnie jakieś krzyki, poszłam sprawdzić skąd pochodzą i obudziłam się. Te krzyki były realne, nie ze snu. Była godzina siódma lub ósma. - Pójdziesz że mną, albo cię zabiję - wykrzyczał zdenerwowany głos. - Nie pójdę! - wykrzyczała dziewczyna, a raczej Yuka. - Chodźcie! Tam są! - obudziłam resztę i pobiegliśmy. A to, co zobaczyliśmy było straszne. Na początku myślałam, że Yuka sama siebie rani. - Pokaż się im - wykrzyczała zagniewana Yuka. W tym momencie zobaczyłam drugą osobę, która wyglądała jak moja siostra. - Yuka? Nie, to nie ty. Kim jesteś? - po chwili zobaczyłam twarz terrorystki. Miała ona krwawe oczy i straszny uśmieszek. Podeszłam krok bliżej, chciałam uwolnić siostrę, jednak druga się na mnie rzuciła. - Jeden na pięć? Trochę słabo - stwierdziłam poirytowana jej zachowaniem - poddaj się. - Poddaj się - powtórzyła reszta po mnie, jak po swoim dowódcy. Ta natomiast rzuciła się na Yukę. Ucięła jej kosmyk włosów do połowy szyi i przyłożyła nóż do gardła Yuki. - Tego chcesz? - uśmiechnęła się psychopatyczne. - Nie zrobisz tego! W tedy też umrzesz - pokazałam na nią palcem, mimo że nie miałam pewności. - To umrę z nią - zaśmiała się, po czym na szyi Yuki pojawiła się krew, która popłynęła stróżkiem po jej policzku - masz trzy sekundy na decyzję. Raz - odczekała chwilę przed następnym słowem - dwa - ponowiła próbę powstrzymania mnie - trzy! - wykrzyknęła wojowniczo. - Ryuka, nie ratuj mnie, uciekajcie. Nie dacie rady, to jest Aika! Proszę, uciekajcie - starała się powstrzymać łzy. Poczułam się słabo, jakbym zemdlała i spadła na ziemię. Elisa się rzuciła na Aikę, ryzykując życie Yuki. Chciałam ją powstrzymać, ale Merry mnie zatrzymała, a Kira się patrzył na to tępo. Umarły obie Yuki. A Elisa z nimi. - Nie! - krzyknęłam - Elisa, Yuka... - to musi mi się śnić, musi! - wypłakałam. Nie potrafiłam wybaczyć zmarłej, mimo że się starałam. Starałam się tak bardzo, jak to możliwe. Przenieśliśmy ich wszystkich w ładne miejsce, na polankę z kwiatuszkami. - Kira, Merry, nie opuszczajcie mnie. Oprócz was nie mam nikogo - popatrzyłam się na nich znacząco, po czym powtórzyłam - nie mam już nikogo, poza wami. - Nie opuścimy cię - pocieszyła mnie Merry. Przez cały wieczór płakałam, a potem zasnęłam. Ale przez ile jeszcze będę taka bezradna? Fajny rysunek? O rozdział się nie pytam, wiem że tak śliczny że mnie zepchniecie z mostu ;3 Dernière modification le 1585732020000 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1585754280000
| 2 | ||
Sarada8585 a dit : Zrzucę ciebie z mostu! XD |
Sarada8585 « Censeur » 1585820460000
| 1 | ||
Rozdział 8! Rozdział 8 - Czy można zmienić rzeczywistość? Cofnąć się w czasie? Może zemdlałam? Kłębiło mi się w głowie wiele myśli. Czy naprawdę Yuka umarła, czy może to tylko mój sen? Nie mogło tak być. To był sen, ale czy on kiedyś się skończy? Czy mogę się podnieść i zobaczyć jak inni walczą, a może są cali i zdrowi, w towarzystwie mojej siostry? - ciągle próbowałam, ale nie mogłam. Poczułam zimną kroplę na mojej twarzy. - Czy to deszcz? A może krew? Poczułam, że tonę. Tylko że na górze był świat, a na dole śmierć. Czy umieram? Czy nie wystarczająco kochałam, mimo że byłam kochana? Poczułam Kolejną kroplę na twarzy. Jednak skoro machanie łapkami nic nie daje, co można zrobić, by przeżyć? Czy uda mi się, chociaż spowolnić opadanie? - rozmyślałam. - Nic z tego. Co zrobić, by utrzymać się więcej czasu w dobrym stanie, w zdrowiu, gdy umierasz? Czy chcesz wyjść z tej wody? A jeśli z niej wyjdziesz, czy się wszystko ułoży? Poczekaj na innych, daj się ponieść, razem z falami. To tylko fikcja, wystarczy wypuścić powietrze, którego i tak ci brakowało w ustach i czekać. - czy to nadal był mój głos? Nie wiem, ale na pewno mówił do mnie. Dno nadal było daleko. Opadałam powolnie, a moje futro układało się w śmieszne wzory za pomocą fal, mogłam pływać wszerz i wzdłuż. Nie mogłam w końcu też wstać ani dalej spadać. Otrzymałam pomocną dłoń jakiejś myszy. Wyprowadziła mnie. Była to dobra mysz, ale oziębła. Poprowadziła mnie i przyjaciół do wyjścia. Kira też był ze mną. Był dla mnie bardzo miły. Niestety jakiś czas później nas wszystkich razem z tą myszką złapano. Chciałam wstać i uciec od tej ciemności. Wstać i potem uciec, mieć szczęśliwe życie z przyjaciółmi. Niczego nie pragnęłam bardziej niż tego. Aż w końcu Elisa mi podała broń jakby na zgodę. Kiwnęłam głową i zaczęłam spełniać swoje marzenie. Czy jednak wszystkim udało się przeżyć? Nie widziałam. Widziałam tylko walkę i krew. Nie jestem w stanie powiedzieć kogo, bo obraz się rozmazał, a ja wyleciałam w niebo, a może i w kosmos? Nie wiadomo. Byle jak najdalej od pola walki. Znalazłam się w rzeczywistości. Walczyliśmy od siódmej, a był już wieczór. Yuka nadal była w jednym kawałku. Nawet, jeśli to był tylko sen, wszyscy byli na skraju wyczerpania. Aika zamieniała się w cień, gdy ktoś ją atakował. Moi przyjaciele natomiast mieli parę ran, byli na straconej pozycji. Wzięłam szybko łuk i się oddaliłam. Rana na kolanie dała mi się we znaki. Nie mogłam wejść więc na drzewo. To przez tę głupią ranę zemdlałam. Miałam ochotę się wydrzeć jak najgłośniej i o wszystkim zapomnieć. Jedyne co bym chciała pamiętać to moich przyjaciół. Najważniejsze jednak, że wszyscy żyliśmy. Ile jeszcze jednak dni, godzin, minut, lub sekund życia jest nam jeszcze pisane? Umrzemy w bardzo starym wieku, czy za młodu w wypadku lub na wojnie? Nie wiedziałam tego. Nikt tego nie wiedział. Postanowiłam więc odważnie pomagać przyjaciołom, zawsze im wybaczać i być szczęśliwa. Walczyć za to, w co wierzę. Za równouprawnienie plemion i też za własną wolność. Za przyjaciół. Nie chciało mi się płakać, nie bałam też się. Byłam czujna i skupiona. Położyłam się za krzakiem, przypuszczając, że nikt mnie nie widzi i naciągnęłam cięciwę. Wycelowałam we wroga i strzeliłam. Ta zaskoczona mnie nie zauważyła i dostała w biodro. Jednak to było tylko draśnięcie. Zrobiłam to samo z drugą strzałą. Jednak Aika się tym razem z łatwością odsunęła. Wycelowałam trzecią, a ta od drugiej strony zaatakowała Kirę tak, żeby się cofnął i go trafiło. Nie udało się jej, ale Kira jej nie rozgryzł. Nie mogłam więc strzelać ani krzyknąć do niego. Przy użyciu tej pierwszej opcji, mogłabym zabić sojuszników, a przy użyciu tej drugiej, dziewczyna odkryłaby moją kryjówkę. Zakradłam się więc i poczekałam, aż ta nie będzie zamieniona w cień i na nią skoczyłam. Powaliłam ją na ziemię i ją do niej przygniotłam. Ta próbowała się uwolnić, ale bez skutku. Kira próbował w tym czasie przeciąć liany, ale nie mógł. Uniosłam miecz na cień. - Uwolnij ją — zagroziłam - albo cię zabiję — dodałam z nijakim, niewyrażającym emocji wzrokiem, wbitym w jej oczy. W tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Gdy celowałam w nią mieczem, ta się tylko uśmiechnęła. Wbiłam nóż w ziemię, gdyż ona użyła swych mocy cienia i stanęła ze mną. Role się zamieniły. Tym razem to ona stała nade mną z mieczem. Gdy chciała go we mnie wbić podcięłam jej nogi i szybko przeturlałam się w bok i wstałam. Ona jednak znów mnie wzięła za gardło i uderzyła moją głową o drzewo. Myślałam, że już jej się nie wymsknę, ale Kira ją zaszedł od tyłu. Ta mną gdzieś rzuciła, a jego powaliła na ziemię. Jego natomiast uratowała od śmierci Elisa, której cień się wyrwał. Merry zaatakowała go od tyłu. Niedługo postać zrozumiała, że nie ma z nami szans. Ona też przecież się trochę męczy. Cofnęła się pod drzewo i poderżnęła gardło naszej niebieskowłosej przyjaciółce. Wiedziałam co się teraz stanie. Jak przewidziałam, ucięła jej kosmyk włosów. - Nie rzucaj się na nią, bo wiem co się wtedy stanie. Ja to widziałam, jeśli to zrobisz, umrzecie - popatrzyłam na nią z zaufaniem a ta się zgodziła. - Macie pięć sekund, by się zdecydować czy się poddacie, czy ona ma umrzeć — zaśmiała się szaleńczo. - Zostawcie to mi. — powtórzyłam trochę nerwowo. - Raz - zaczęła - dwa - po chwili dodała - trzy - przycisnęła mocniej nóż do jej gardła, przez co Yuce po szyi jak we śnie pociekła stróżka krwi. - Coś się zmieniło, tym razem dała nam więcej czasu — pomyślałam - myśl. Ryuuka, myśl! - zawołałam do siebie półgłosem — a może ona się boi zabić Yuki, bo chcę żyć? Może jest normalną myszką w głębi serca? Czy może się stać naszą przyjaciółką i sojuszniczką? - rozważałam różne opcje, ale nie na głos, bo inni by się raczej z tym nie zgodzili. - Słuchajcie, nie ratujcie mnie. Uciekajcie. Ważne, żebyście byli szczęśliwi — uśmiechnęła się do nas smutno, wypowiadając swoje prawdopodobnie ostatnie życzenie, chociaż mówiła to rozpaczliwym głosem, a jej wzrok mówił co innego, wołał o pomoc. - cztery - pokazała na swój nadgarstek, mimo, że nie miała wcale zegarka. Elisa na mnie popatrzyła ze zdenerwowaniem. Pokazałam jej gestem, żeby jeszcze poczekała, jednak ta, gdy wróg zaczął wypowiadać ostatnie słowo i miał wbić głębiej niż w szyję zakładniczki, puściła się biegiem, wyrywając swoją łapę z mojego uścisku. Popatrzyła się na mnie wzrokiem z przeprosinami i się smutno uśmiechnęła. W tym momencie przed oczami minęła mi spadająca gwiazdka. Upadłam na kolana, złożyłam nerwowo ręce, prawie je sobie wyrywając i zacisnęłam mocno oczy. Pierwszy raz widziałam spadającą gwiazdkę, ale nie miałam czasu jej podziwiać. - Niech to się wszystko skończy, uratujcie Yukę, proszę, proszę, proszę! - wypowiedziałam głośno życzenie, wręcz krzyknęłam. Gwiazda się jaśniej zaświeciła i błysnęła oślepiając nas, jakby mnie usłyszała. - Jakieś dziecko tu wierzy w spadające gwiazdki? - wyśmiała mnie psychopatyczna wersja Yuki. Gwiazda zbliżyła się do tej dokładnie ziemi, na której wszyscy teraz staliśmy. Była piękna. Nie można opisać słowami tego widoku. Wszyscy byliśmy bardzo miło zaskoczeni, doświadczając tego niezwykle rzadkiego zdarzenia, nawet wróg na chwilę zapomniał o mojej siostrze. Uśmiechnęliśmy się mimo woli. Jednak w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Haha fajne prima aprilis z tą śmiercią Yuki, nie? ;3 |
2 | ||
Sarada8585 a dit : CO SIĘ STAŁO ? :D |
Sarada8585 « Censeur » 1585827000000
| 1 | ||
Pożyjemy, zobaczymy! Hah, co myślicie wgl o rysunku z dzisiejszego rozdziału i kto jest waszą ulubioną postacią? |
Artgir « Consul » 1585838340000
| 2 | ||
Sarada8585 a dit : D-dlaczego ten rysunek wygląda jak ukrzyżowanie o-o a no i moją ulubioną postacią jest Yuka którą shipuję z Kirą |
Sarada8585 « Censeur » 1585844700000
| 1 | ||
Bo jest Wielkanoc ;3 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1585902480000
| 3 | ||
Jakie to piękne! XD A z tym ff, nie wiem jeszcze czy go zrobię lekcje itd... Nwm czy dam radę.. |
2 | ||
Zrobiłam ci jeszcze troszeczkę psycholi xd Imię : Shira Wiek : 17 lat Plemię : Mechanik Płeć : kobieta Charakter : zimna i nieczuła, nawet na największe tortury potrafi patrzeć bez emocji. Na ogół jest cicha, z nikim nie rozmawia. Chyba że z sobą... Inne : Konstruuje maszyny i dziwne wynalazki, z czego większość wychodzi bez najmniejszych usterek. Choć jej inteligencja przewyższa inne myszy to w rzeczywistości jest psychopatką. Ma rozdwojenie jaźni, a stało się to gdy grupa nieznanych osobników zjawiła się w jej domu i wymordowała całą jej rodzinę. Ona uciekła, ale nie mogła wymazać ze swej pamięci, jak poderżnięto gardło jej siostrze na jej oczach. Od tamtej pory wmawiała sobie, że jej siostrzyczka żyje tylko że w niej. Mówi do siebie w liczbie mnogiej i jest złą postacią. Imię : Yago Wiek : 20 lat Plemię : Władca Wiatru, Druid Płeć : mężczyzna Charakter : jest dość rozrywkowy, nigdy się nie nudzi. Jest dość kreatywny i nawet pomocniczy. Inne : pracuje z Waltazarem, czyli jego kuzynem. Jego matka zmarła kiedy miał 10 lat, a kiedy dowiedział się, że ojciec chciał poślubić inną dziewczynę i zastąpić mu matkę, jak on to zrozumiał, chwycił nóż i go zabił, a potem tamtą dziewczynę. Jeśli coś nie idzie po jego myśli, to doprowadza to tak, aby już poszło. Imię : Waltazar Wiek : 22 lata Plemię : Duchowy Przewodnik, Mechanik Płeć : mężczyzna Charakter : wesoły, czasem egoistyczny. Zawsze do problemu podejdzie z humorem. Jednakże umie zachować powagę. Jego motto brzmi: "Może i czynię, źle... ale robię to z klasą!" - co wiele o nim świadczy. Inne : zawsze robi wielkie wejścia i wielkie wyjścia. Jak było wyżej, wszystko robi z klasą, tworzy genialne maszyny, a narzędzia zagłady to jego konik. Razem z Yago tworzą genialny duet psycholi. |
Sarada8585 « Censeur » 1586293380000
| 2 | ||
Rozdział 9! Rozdział dziewiąty Gwiazda oślepiła nas wszystkich, bardzo powiększając swoje rozmiary. Niedługo, zamiast niej stała tam mysz. - Kim jesteś? - zapytała go sadystka, coraz bardziej wbijając nóż w naszą przyjaciółkę. - Pomóż nam, ona ją zabije! - poprosiłam. - Mówię? Gdzie ja... Znaczy czemu mam to zrobić? Nikt tutaj nie jest wart mojej uwagi, na razie sam mam swoje problemy — chłopak popatrzył się na nas -myszy mają siedzieć cicho i mi zapewniać schronienie, jeśli mam im pomóc — popatrzył się na nas z wyższością. - Dobra zrobimy, co chcesz, ale ją uratuj — nie zwracałam uwagi na jego aroganckie, chamskie słownictwo. Ten tylko pstryknął palcami, a Yuka się znalazła dwa metry dalej. Natomiast cień chciał uciec, ale Yuka ją złapała. - Nie tak szybko. Idziesz z nami — wychrypiała. - Daj mi ją. Elisa, idź po dużo wody. Szybko! - nakazałam. - Jak by ją tu unieruchomić — zastanawiałam się. - Przynieście dużo jedzenia, truskawek i wszystkiego tego, co nie jadłem od pięciu lat, to się zastanowię — poczochrał się zabawnie łapką z tyłu włosów. - Jest wojna, co ty z nieba spadłeś, że nie wiesz? Jedziemy na jeżynkach z lasu, nawet sera nie mamy, nie mówiąc już o czymś innym — zaśmiał się Kira. - No właśnie spadłem z nieba, ślepy jesteś? - popatrzył się na niego kpiącym wzrokiem — co to jest? - wskazał na jakieś kulki i podszedł do nich, chcąc je zebrać. Nie ruszaj, to trujące — westchnęłam — ty chyba nic nie wiesz o teraźniejszości, prawda? - Być może — odwrócił wzrok. - Ekh... - zachrypiała siostra, po czym wypluła krew i zemdlała. - Yuki! Lekarza, biegnijcie po jakiegoś lekarza! - zawołałam. Kira już leciał, gdy nowy podszedł do niej i położył dłoń na jej ciele, a rany się zagoiły. - I co zrobimy? Za dużego długu jeszcze sobie do mnie narobisz — przygryzł wargę i się położył obok niej, patrząc na nocne niebo — chyba tym razem to ja będę musiał wam pomagać, a nie wiadomo jeszcze, co z tego będę mieć. Mocno się zdziwiłam. Czemu on miał jakieś dziwne moce i duże mniemanie o sobie? Wolałam jednak na tę chwilę nie pytać. Ważne, że działa. Rany się zagoiły, a jej oddech był już spokojniejszy. Niedługo otworzyła oczy. - Ej! Nie znalazłem lekarza, ale wróciłem, bo tam są jakieś podejrzane myszy, które konstruują właśnie jakieś działo. Chodźcie zobaczyć — szepnął Kira — Huh? Jak to zrobiliście? - spojrzał zaciekawiony na Yukę. - Mamy swoje sposoby. Lepiej chodźmy to sprawdzić. Kira, zostań z nią, niech odpoczywa, a my pójdziemy — zarządziłam. - Chcesz iść z nami, e... - zaczęła Merry. - Ren. Mogę pójść, pewnie mi kości od ciągłego siedzenia zesztywniały — stwierdził. - Będziemy prawdopodobnie tylko je dzisiaj obserwować — nie chciałam go poganiać z nauką walki. - Urodziłem się po to, żeby być na polu bitwy, oczy mnie bolą od niezdarności mysich istot, które płaczą na dodatek nad każdym umarłym — popatrzył na mnie z ukosa. - Wiecie, ja może zostanę z Kirą jakby druga Yuki oprzytomniała — Stwierdziła Merry — nie nadaję się do walki. - Nie wyrwie się, dopóki jej nie pozwolę — przymknął oczy przybysz. - Zobaczymy. A nie wiadomo co jeszcze Kira wymyśli głupiego między czasie — dodała. - Idźcie już lepiej. Jak będziemy w niebezpieczeństwie damy wam sygnał — powiedział Kira, znudzonym tonem, mówiącym, że chciałby coś niedługo wypsocić. Skinęłam głową do Merry, a ona do mnie. Potem czekałyśmy na Rena, który patrzył na nocne niebo. - Ach, jak ja dawno tego nie widziałem — gapił się na gwiazdy marzyciel. Niedługo nas zauważył. - Uh? - zaciekawionym wzrokiem zaczął się nam przyglądać. - Gotowy? - naprowadziłam go na cel tej gestykulacji. - A, u was to tak się to robi. Myślałem, że na was czekam, widzę, że jesteście nawet dobrze zorganizowane — zaczął iść i się co chwilę rozglądać po otoczeniu. - Ruszajmy — pogoniła nas Elisa, lecz tym razem milszym, dosyć zadowolonym głosem. No i ruszyliśmy. Minęliśmy już dziesięć krzaków i dwadzieścia drzew, jak mówił Kira. Miałam wrażenie, jakbym krążyła w koło. - Pewnie jak zwykle źle policzył dzieciak — westchnęła Elisa. - Na to wygląda. Chodźmy może głębiej do lasu — zaproponowałam. - Idę przodem — stanął przede mną. - Nie ma mowy. Nie możesz — zabroniłam mu. Była to długa wymiana spojrzeń bez mrugnięcia. On się na mnie patrzył jak na już pokonanego wroga, a ja na niego jak na dziwną, inną istotę. Staliśmy tak długo, aż Elisa nie wytrzymała i poszła przodem. - Dogonicie mnie, jak skończycie, jak coś to idę prosto — uniosła rękę i nią pomachała. Poszliśmy za nią. Wkrótce jednak ktoś na mnie skoczył i upadłam, gdy zauważyłam strzałę wbitą w drzewo, oraz ranę na mojej ręce od tej strzały. Leżała na mnie Merry, Elisę odepchnął Kira, a na Rena spadała Yuki, czy może...czy ona się potknęła? Na chwilę się poczułam, jakbym się zatrzymała w czasie i przestrzeni. Pov. Yuki Rzuciłam się na Rena jak w planie. Problem jest w tym, że musiałam włożyć w siebie cień, bo nie mógł się sam ruszyć, a potem w locie ze mnie wyskoczył, a może...wypadł, nadal będąc nieruchomym i się potknęłam. Wyglądało na to, że znów się zranię, mimo że nie jestem jeszcze otrząśnięta po poprzednim dniu, gdy on pstryknął. Wszyscy się zatrzymali, jakby ten świat był wirtualny, jakbym żyła w obrazku, a Ten mnie złapał w locie za talię i plecy tak, że spowolnił mój lot, spokojnie mnie opuścił parę centymetrów nad trawę i się nade mną pochylił. - Teraz masz już podwójny dług, mysia istoto, lepiej uważaj — delikatnie mnie puścił. Siedzieliśmy tak w ciszy. - Nie zamierzasz podziękować? - zapytał. - Dziękuję, gdyby nie ty to bym chyba wąchała kwiatki od spodu — odczekałam chwilę — nie powiesz, że nie ma za co? Chyba nie sądziłaś, że to powiem? - zapytał — Wstawaj — podał mi łapę. Chciałam ją chwycić, gdy on ją cofnął. - Jesteś moją dłużniczką, zapomniałaś? Nie jestem za miłym osobnikiem — poczekał jednak, aż wstanę, zanim przywrócił czas do swojego porządku. Rzuciłam się na pierwszego przeciwnika, ale go nie trafiłam. Potem go drasnęłam, ale ciągle chwiałam się na nogach. - O co tu chodzi? - zetknęła się plecami o moje plecy Ryuka. - Władcy wiatru tylko czekali na okazję, Kira, gdy nas zaatakowali, zaczął do was uciekać, więc musiałam za nim pobiec razem z Merry — udawałam, że jestem obrażona, że mi przerwali odpoczynek. Ja kryłam siostrę, a ona mnie, Merry z Kirą tak samo. Ren szybko wszystkimi miotał na prawo i lewo, więc niedługo już nikt nie został. Był bardzo ubrudzony krwią, ale nie swoją. To była krew przeciwników. Nikt by się nie spodziewał, że chłopiec o tak drobnej budowie będzie tak dobrze walczył. Wyglądał jak tańczący z mieczami. Nie mam pojęcia, skąd wziął te dwa miecze, ale były dla niego stworzone. Poszliśmy w dalszą drogę. Niedługo ujrzeliśmy ów ognisko i myszy. Nie wiadomo kiedy, Ren zaczął w nie celować z łuku. Położyłam mu łapę na ramieniu, a ten na mnie spojrzał. - Czekaj. Nie wiadomo czy to są wrogowie, może są niewinne jak my — ściągnął łapę z mojego ramienia, gdy to mówiłam, ale opuścił posłusznie łuk. Chmura, która zasłaniała dotychczas księżyc, ruszyła się. Plama światła spadła prosto na nas, a dziewczyny nas zauważyły. Dziewczyny wyciągnęły jakieś pudełko i wycelowały w nas. Nie wiedziałam co to, nikt nie wiedział. Jedyne co przypuszczaliśmy, to że to jest broń. - Ręce do góry. Być może wam nic nie zrobimy, ale w to, że wy nam nie, nie mam pewności. Wszyscy posłańcy i zwolennicy Władców Wiatru zostaną wyeliminowani — podeszła. Ren chwycił mocniej miecz, ale nie pozwoliłam mu ich atakować. Dziewczyny związały nam ręce. Ren się tym nie przejmował, mógł w każdej chwili zerwać sznurek. Siedzieliśmy przy ognisku, przesłuchiwała nas. Ren się nawet nie przyglądał, siedział spokojnie z zamkniętymi oczami. W końcu przyszła i jego kolej. - Plemię? - przyjrzała się mu jedna. - Fizyk — stwierdził. - Jakiś dowód swojej mocy? - druga się nadal nie odzywała. Ten zerwał linę, zanim zdążyły go odwiązać i wyczarował bardzo długą deskę, której końca nie ujrzałam. - Kim jesteś? - zerwała się druga i zaczęła go oglądać ze wszystkich stron. Doszła do jego maski, a ten drgnął i ją zatrzymał. - Nie życzę sobie tego, żebyś to widziała — otworzył w końcu oczy i odwrócił wzrok. - Dobra, chyba jesteście spoko myszami. Pewnie chcecie pójść w jakieś przyjemniejsze miejsce. Jestem Avane, a to jest Valeria — podała nam dłoń. Uścisnęłam jej dłoń. Ren się zawahał, ale opuścił dłoń. - Avane, czemu mi nie powiedziałaś, że idziesz, jak to zrobiłaś? - zapytała Merry. - Chciałam cię zabrać, ale byłaś zajęta, bo piekłaś ciasteczka i mnie nie chciałaś słuchać. Wyleciałyśmy wiatrakiem, jeśli wiesz, o co mi chodzi — zaśmiała się cicho z Valerią. Imprezowaliśmy w najlepsze, śmialiśmy się. Ren poszedł do pokoju, wolał ciszę i spokój. Wyglądał, jakby mnie nie zauważył, podeszłam cicho, chciałam go przestraszyć. Chwyciłam go za ramiona od tyłu. - Co robisz? - zapytał, nie odwracając wzroku — puść mnie — przesunął się, po czym pokazał miejsce obok siebie. - Na co tak patrzysz? - zapytałem. - Na mój dom — zdziwił mnie — widzisz? Tam są chmury, a za nimi świat, z którego tu spadłem. - Dlaczego więc tam nie wracasz? - ten jednak tylko się gapił i mi nie odpowiadał. - Nie chcę tam wracać. Za dużo mi już szkód przynieśli — nadal nie odwracał wzroku. Tak spędziliśmy wieczór, patrząc na gwiazdy. Oczy zaczęły mi się kleić, poczułam dziwne ciepło. Chyba zasnęłam. Jak wam się podoba rozdział? I moje 5-minutowe bazgroły? X D Dzięki za postacie, Kosmo! <3 Wielki powrót do pisania rozdziałów Nie zmarnowałam tego czasu, pisałam rozdział 15-20 bo mi wpadła super historyjka o Renie do głowy, nie? <3 |
2 | ||
UwU kolejny super rozdział <3 |