Magiczny Świat Ryuu |
Sarada8585 « Censeur » 1586340240000
| 2 | ||
Rozdział 10! A mówiłam że nie zmarnowałam czasu przerwy, teeraz będzie szturm rozdziałów! :D Rozdział 10 Obudziłam się. Było mi zimno i zwisałam z urwiska. Nagle mnie ktoś zepchnął. - Ała! - wyjąkałam. Tym razem byłam na łóżku. Zwisałam głową w dół z łóżka, było mi zimno, bo nie miałam kołdry. Ren leżał na podłodze z kołdrą i sobie na mnie patrzył. - Ej! Co bierzesz czyjąś kołdrę? - zapytałam. - Ej, kogo łóżko ukradłaś i w kogo śpisz pokoju? - przeciągnął się. - C-co? - nie dowierzałam, że zasnęłam u jakiegoś chłopaka, zarumieniłam się — weź mnie lepiej postaw do pionu — wskazałam na niego palcem — w głowie mi się kręci. - Nie ma mowy. Trzeba było się nie wiercić, radź sobie sama — patrzył nadal w sufit, nie zważając na mnie. - No przecież... - podniosłam nogi, a po chwili uderzając potem nimi o łóżko. W tym momencie uświadomiłam sobie, że spadam — Aj, boli, weź to wylecz teraz - prychnęłam. - Trzeba być tego godnym, żebym kogoś uleczył. Uratowałem już cię od śmierci, a potem jeszcze raz uratowałem, ciebie, mysz, która jest wielką niezdarą, nie ma jak mi tego wynagrodzić, oraz nie jest nic warta dla mojego życia. Czegoś ci może brakuje jeszcze? - mimo że leżał na podłodze jak ja, patrzył się na mnie z taką wyższością jakby sięgał do nieba. - No weź... - zatknął mi usta łapką, ale mu ją zdjęłam, co ty... - podał mi łapę i znów mi zatkał usta. Ja jej nie chwyciłam, tylko zaczęłam się czołgać do tyłu. Ten chwycił mnie za łapę i pociągnął do pionu. Przyciągnął mnie już trochę delikatnie do siebie i schował nas za ścianą. Pokazałam mu, że mnie dusi. Dał mi oddychać, ale gdy chciałam coś powiedzieć, przyciągnął mnie tak, że prawie w niego wpadłam i przyłożył mi palec do ust, dając mi znać, że ktoś idzie. - Csii — szepnął — są tu. Staliśmy tak z pięć minut. On mnie nadal nie puszczał, a potem gdy poczuł, że zagrożenie zniknęło, gwałtownie mnie odepchnął i spadłam na ziemię. - Co ty robisz? Czy ja wyglądam jak worek, że mną rzucasz?! A wcześniej jeszcze to...coś...co to w ogóle było?! Wykrzyczałam zawstydzona. Drżałam ze złości. Co ten gnojek sobie myślał? - Kobiety to podobno lubią, musiałem cię jakoś uspokoić — zaśmiał się. On sobie poszedł, a ja siedziałam na środku podłogi. W końcu po jakimś czasie się zebrałam i wstałam zjeść śniadanie ze wszystkimi. Nikt nie zauważył, że coś się działo. Ren jednak nadal był czujny. Dziewczyny powiedziały, że możemy się u nich zatrzymać parę dni i wrócić w miarę potrzeby. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do rogów Valeri, to jest troszkę przerażające. Zgłosiłam się na ochotnika do mycia naczyń. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć o Renie, ale nie mogłam. Wyszłam na świeże powietrze. Kira mnie dogonił i chwycił od tyłu za plecy. Wystraszyłam się. - Ej no! - dźgnęłam go. - No co? - oddał mi. Chciałam powtórzyć czynność, gdy ten odbiegł. Zaczęliśmy się gonić po całym terenie, aż w końcu się potknęłam i chwytając się go, spadłam na ziemię. Zaśmialiśmy się. Było mi z nim lepiej niż z poprzednim kolegą. W końcu przyszła tu Ryuuka. Jak zobaczyła nas tarzających się po trawie, szybko zawróciła. Czyżby ona coś czuła do Kiry. - Może wrócimy już? - zaproponowałam — zmęczyłam się — wymyśliłam. - Dobra. Ja jeszcze chwilę tu zostanę — stwierdził. - Dobra, ale wracaj szybko — rzuciłam bez namysłu i poszłam. Weszłam do domu. - Widziałyście gdzieś Ryuu? - zapytałam dziewczyny. - Nie, niedawno wyszła — Valeria wróciła do swojego zajęcia. Wybiegłam z powrotem na dwór. Nigdzie jej nie było. Szukałam wszędzie. Postanowiłam iść głębiej w las. - Co robisz? - chwyciła mnie Rose z Ryuuką za rękę — chodź się przejść! - D-dobra - wydukałam. Biegłyśmy za motylami, a w nocy nad jeziorami za świetlikami. I tak przez bardzo długo. Jak wtedy, gdy byłyśmy małe. Bardzo mi to sprawiało radość. Nagle poczułam ból w głowie. Wróciłam do rzeczywistości. Nade mną stał Ren. - Co robisz? Nie możesz się sama pałętać po lesie, przez jakiegoś wilka zemdlałaś, a jeśli by tu byli Władcy Wiatru? - zaniepokoił się. - Gdzie Ryuuka? - rozglądnęłam się wokół. Był już wieczór. Musiałam już tu leżeć parę godzin. - Żeby też dać się tak łatwo zwykłemu wilkowi. Co do Ryuuki, bzyka się, z nią po sprzeczce — skrzywił się. - Co? Nie wierzę, muszę to zobaczyć! - zerwałam się. - A jednak. Ten tekst zawsze działa — uśmiechnął się jak po wygranej z przeciwnikiem, który mu nie dorastał do pięt. - Mogłam się tego spodziewać — westchnęłam — chodźmy — uśmiechnęłam się leciutko. Nie śpieszyliśmy się. Poszliśmy zobaczyć rzekę, do której prawie wpadłam, gdy nie zauważyłam, że już doszliśmy. Tym razem atmosfera była dosyć przyjemna. W końcu wróciliśmy. Gdy przyszłam, wszyscy mi powiedzieli, że się martwili o mnie i na mnie czekali. Zresztą nie tylko oni. Władcy wiatru przyszli z rozkazem pojmania nas wszystkich, nie czekając do nocy. Valeria z Avane sobie radziły nieźle. Wbiłam komuś nuż w plecy. Wiedziałam, że nic mi nie grozi, mamy duże zaopatrzenie. Załatwiliśmy wszystkich, gdy nagle pięć razy więcej mysz wyskoczyło z drzew. Zmęczyliśmy się. - Może wyciągnięcie tę broń z wcześniej? - zapytałam. - A, to. To strzela drewnem, ale jeszcze nie jest skończone i nie mam nabojów — westchnęła białowłosa. Ren co prawda zabijał dziesięć myszy na sekundę, ale sam w końcu się zranił. - Chodźcie, mam wbudowany w dom tunel — oznajmiła — weźcie zapasy. Kiwnęliśmy głową. Ren poszedł odciągać ich uwagę, niedługo doszedł. Kira już wysadzał materiałem wybuchowym klapę, zanim zdążyliśmy powiedzieć, że mamy klucz. Trudno. Od początku było wiadomo, że ten dom długo tu jeszcze nie postanie. Gorzej jakby właściciel tego domu się dowiedział, ale na szczęście właścicielką była różowo włosa. Uciekliśmy. Cień nadal siedział we mnie, inaczej się nie da. Nadal nie wiedzieliśmy co z nim zrobić. Może się przydać w walce, ale jak ją przekonać? Wiele pytań kłębiło mi się w głowie. |
2 | ||
UUU już się nie mogę doczekać co dalej <3 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1586351280000
| 2 | ||
Kosmo a dit : ja też uwu!! |
Sarada8585 « Censeur » 1586379600000
| 3 | ||
Nie możecie się doczekać? ;D Fajnie, no to oto rozdział 11 Jak ja kocham jak Ren se tak idzie a ci się w kłopoty pakują ahahah XDXD Pov. Kira Biegliśmy od piętnastu minut. Avane się zatrzymała i nam zagrodziła drogę ręką. - Od tej pory stąpajcie tylko tam, gdzie pokażę, bo... - nie słuchałem jej dalej, tylko poszedłem sam sprawdzić, o co chodzi. W pewnym momencie przede mną opuszczał się powoli kamienny mur. - Biegiem! - Ryuu pobiegła i sama mnie wciągnęła na drugą stronę. Na szczęście wszyscy przeszli. W tym momencie ogromną kula przebiła mur i na nas leciała. Nikt nie musiał nam mówić, że znów musimy uciekać. Pov. Ren Przez całą drogę szedłem drugą stroną tunelu. Był podzielony na dwie części, chyba tylko ja się zorientowałem, że tu jest bezpieczniej. Nie wiem nawet, czy ktoś zauważył, że mnie nie ma. Usłyszałem jakość krzyki. - Pewnie dobrze się tam bawią — przypuściłem. Niedługo krzyki stały się bardziej strachliwe. Zburzyłem mur pomiędzy tunelami. Zniszczyłem każdą przeszkodę, która strzegła przejścia pomiędzy tunelami. W moją stronę się turlikała jakąś śmieszna, duża kula. - Naprawdę im to przeszkadza? - zdziwiłem się zażenowany. Pstryknąłem. Gdy już czas się zatrzymał, dotknąłem kuli, a ta zniknęła. Przywróciłem rzeczywistość. - G-gdzie to się podziało?! - wskazał Kira na teraz już pustą przestrzeń. - Patrzcie. Tam jest przejście do drugiego przejścia. Pewnie jest bezpieczniejsze — zauważyła Yuki. Szliśmy, a oni się zastanawiali, co się stało. Avane i Valeria nie znały jeszcze moich mocy. Postanowiłem na razie nie mówić im o tym. Yuki się na mnie popatrzyła pytająco, więc wzruszyłem ramionami. Skąd by mogła mieć pewność, że to ja? Niedługo doszliśmy do wyjścia. Dziewczyna wyciągnęła mapę z plecaka i ją próbowała przeczytać. Oczywiście ją czytała do góry nogami. Wyrwałem jej mapę. - Co robisz? Ej! - skakała do mnie, gdy ją po prostu ją odwróciłem i jej podałem. - Tak to się czyta — pokazałem. - Dzięki — odgarnęła sobie włosy za ucho. Z drugiej strony nie musiała. Nadal miała obcięte i ubrudzone krwią. Mimo to się nie zorientowała i próbowała je przesunąć, chwytając tam, gdzie ich nie było. Chwyciłem ją za rękę i chwyciliśmy jej włosy razem. - Tutaj — pokazałem - pamiętaj, że masz nierówno obcięte włosy. - Baza — przeczytała na mapie. - Tom może być Rose, daj mi to — wzięła ode mnie mapę. - Nie jesteśmy w stanie tam teraz pójść. Ruszymy jutro — zadecydowała Valeria, patrząc na mapę przez jej ramię. Tak zrobiliśmy. Przez cały dzień było spokojnie. Poszliśmy szukać jedzenia i picia. Ja poszedłem po wodę z Valerią i Avane. Przy okazji znalazły parę leczniczych roślin i zrobiły ze znalezionych owoców jakiś sok. Spróbowałem. Był bardzo słodki i dobry, nigdy takiego czegoś nie piłem. - Z czego to jest? - zaciekawiłem się. - Z agrestu i porzeczek — uśmiechnęły się — smakuje ci? - Tak. Nigdy nie myślałem, że tak prosty napój będzie dobrze smakować, więc tego nie piłem. U mnie robili z borówek — wyjaśniłem. Wróciliśmy po dłuższym spacerze i rozmowie do innych. - Elisa i Merry będą na pierwszej warcie, potem ja z Kirą, Ren i Yuki a na koniec Valeria i Avane, dobrze? - zapytała. - Taak — wyjąkali wszyscy, zmęczeni tułaczką. Zjedliśmy trochę jeżynek, porozmawialiśmy chwilę, a potem się położyliśmy. Pov. Merry Poczekałam pół godziny, aż wszyscy zasną i zaczęłam piec ciasteczka, używając wyłącznie gotowego ciasta, waty cukrowej i mas z kakao i śmietanki. Zawsze na wyprawy to ze sobą zabieram. Elisa mi pomagała je lepić. Potem zaczęłyśmy je jeść. - Trzymaj — wepchnęłam jej do buzi już dziesiąte ciasteczko z rzędu — reszta jest dla innych, każdy ma po dziesięć, musimy jeszcze zdążyć im upiec, może z jeżyn? Wata cukrowa się skończyła. - Jasne — odpowiedziała. Robiłyśmy ciasteczka chyba ze trzy godziny. Poszłyśmy obudzić następnych wartowników i się położyłyśmy. Zasnęłyśmy. Pov. Ryuuka Od godziny siedzieliśmy oparci o siebie plecami z Kirą, zajadając powoli ciasteczka i starając się nie zasnąć. Chłopak sięgnął po kolejne ciasteczko, ale go chwyciłam za łapę. - Zostaw, to dla innych — wyjaśniłam, mimo że on to bardzo dobrze wiedział. - No i? - jednak w końcu z niechęcią odłożył przysmak. Zaśmiałam się. Zauważyłam jakiś sznurek. Pobiegłam za nim, a Kira za mną. I tak gdzieś daleko. Zapomniałam o przyjaciołach i tylko za nim goniłam. Okazało się jednak, że na końcu był tygrys. Zaczął mnie kiziać ogonem. Śmiałam się. Aż nagle byłam w tym samym miejscu co wcześniej. Ja zasnęłam, a Kira mnie łaskotał ogonem. Roześmiałam się jeszcze głośniej. Usłyszałam jednak pomruki znajomych. Kira pociągnął mnie do siebie. Było poważnie. - Csiii — przyłożył palec do ust. Patrzyliśmy się tak na siebie, a gdy była największa potrzeba nieśmiania się, buchnęliśmy tak głośnym śmiechem, że niektórzy już nie mogli spać. - Możecie przestać? - zdenerwowała się Yuki — chcę spać, ale mnie obudziliście, zmiana — burknęła. - Dobra, dobra — zaśmiał się zabawnie Kira. Niedługo Yuki wytargała Rena z namiotu, wlekąc go po ziemi. - Tak ciociu? Już czas? Jeszcze pięć minut, no proszę... - wymamrotał. - Wstawaj leniu! - uszczypnęła go Yuki — bo zjem ciastka sama! - zagroziła. To jak zwykle zadziałało. - Ciastka? - zerwał się z uśmiechem na nogi — dobrego posiłku! — zaczął wchłaniać swoją porcję. Poszliśmy do namiotu się wyspać. Następnego dnia musimy przecież przebyć długą drogę. Pov. Yuki Zjedliśmy ciastka. Dałam mu trochę mojej porcji. W końcu on zjadł osiemnaście, a ja tylko dwa. Jednak mi to nie przeszkadzało. Parę godzin temu bym powiedziała, że chciałabym być na warcie z Ryuką lub z Kirą, ale zaczęłam nawet lubić jego towarzystwo. Po tym, jak nas uratował, chyba nie mogłam już być na niego zła. - To byłeś ty, prawda? - uśmiechnęłam się. - Nie. A nawet jeśli, to skąd wiesz? - odwzajemnił uśmiech i wzruszył ramionami. - Cień nie podlega czasowi, widzę jego oczami. Nawet nie wiesz, jak niewygodnie mi było stać w tej pozycji — burknęłam na niego. - Dobrze ci tak — stwierdził. - Bo zaraz tobie będzie za dobrze — zaśmiałam się i mu dałam pstryczka w czoło. - Biedna, biedna, a tobie dobrze w życiu nie będzie, jak będziesz tak robić — oddał mi. - Ej no, za mocno! - wyjąkałam, a następnie dostałam od tyłu. Jednak to od Kiry. Chłopcy się na mnie uwzięli, mimo że nie miałam z nimi szans, uciekałam. Ci najwyraźniej mieli dobrą frajdę. Niedługo wszyscy się obudzili. - A wy co tak o piątej brykacie? Chyba naszej warty nie będzie — zaśmiała się Valeria, po czym się przyłączyła do zabawy. Miałyśmy niedługo przewagę. W końcu co dwanaście rąk to nie cztery. Byłam bardzo szczęśliwa. Do niedawna myślałam, że przyjaźń z jakimikolwiek chłopcami jest niemożliwa. Jednak teraz byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. A może Kira był kimś więcej? Ren też miał coś w sobie. Nie wiedziałam co czuć. Serce mi biło tak, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Jak wam się podoba rozdział i obrazek? ;3 |
Taecooky « Citoyen » 1586383140000
| 2 | ||
Śliczny obrazek :333333333 Luv you Jesteś supeeeeeeer I need u girl <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1586420580000
| 2 | ||
That's beatifull gurll B) Czemusz ja nie lubię zbyt bardzo Rena? T^T *snob snob* Nie zabijajcie mnie pls Dernière modification le 1586420640000 |
Sarada8585 « Censeur » 1586421300000
| 2 | ||
Co do rozdziałów to może będzie jutro albo za dwa dni A co do Rena, to ja go lubię bo jest fajny ale jest gnój z niego :( |
Artgir « Consul » 1586421420000
| 3 | ||
*confused shipper noises* ale no Yuki x Kira forever |
Midorichanmarmi « Censeur » 1586421780000
| 2 | ||
Sarada8585 a dit : Nu :c |
2 | ||
Wiem że masz już dużo postaci, takich tajemniczych też, ale w pewnym momencie wpadła mi ta postać do głowy i się nie mogłam powstrzymać <3 Imię : Nanuak Wiek : nie wiadomo (ale wygląda na 15-17) Płeć : dziewczyna. Plemię : brak Charakter : bardzo poważna,odważna, a jednocześnie tajemnicza i nieufna. Inne : Kiedy się urodziła, jej rodzice i inne myszy były przerażone jej wyglądem, jej rogi budziły obrzydzenie, a wyjątkowa biel włosów i sierści, dodatkowo wzbudzała odrazę. Rodzice postanowili ją jednak wychować, choć w cale jej nie kochali. Dość wcześnie ujawniły się jej moce, ale nie przypominały magii szamanów. Jej magia mogła rozświetlać ciemność i umożliwiała jej latanie. W pewnym momencie kiedy miała 5 lat, wyczarowała sobie skrzydła. Jej rodzice przerażeni to dziwną anomalią postanowili się jej pozbyć. Porzucili ją w lesie w nadziei, że mała myszka umrze, z daleka od nich. Jednak ona nauczyła się szybko kontrolować dziwną moc i mogła zamienić się w ogromnego, potężnego, białego smoka, którego ryk przerażał nawet ją samą. Jakimś cudem wiedziała, że myszy nie wiedzą o jej istnieniu i nikt nie wierzy w smoki, więc tego nie pokazuje. Nie wiadomo w sumie czy jej istnienie jest prawdą, jest jednak legendą. Wiem, że może przesadziłam z tym dziwnym opisem, ale powiem to jeszcze raz, nie mogłam się powstrzymać :3 Zrób z nią co chcesz xd |
Sarada8585 « Censeur » 1586517000000
| 2 | ||
Thx za postać! Rozdział 12 Rozdział 12 Pov. Ryuu Od godziny omawialiśmy plan podróży. - Ledwo co umiecie czarować? Tak to my nic nie zrobimy, musimy jakoś zejść na dół. Zakładam, że droga będzie powietrzna — stwierdziła Avane. - Patrzcie. Tu są jeszcze dwie inne bazy. Ta jest tylko poboczna — zauważyłam. - Najlepiej zacząć od tych mniejszych. Ich może być cała armia, a nas jest kilkoro — zauważył Ren. - Racja, musimy was podszkolić w szamanowaniu — przyznała Valeria. - Nie lepiej iść tu? Napis jest zamazany, ale to też należy do władców wiatru, to sto metrów obok — zauważyła Yuki. - Nie jestem przekonana, ale być może masz rację. Może to schowek na broń lub inne tajemnicze więzienie? - zamyśliłam się — idziemy. Droga była bardzo wąska. Weszliśmy w las iglasty, nikt nie chciał się ukuć. Szliśmy więc gęsiego. Nagle, gdy byliśmy już blisko, zaszumiał wiatr, a te się posypały na Merry, która szła ostatnia. To nie były jednak zwyczajne igły z drzewa. To były igły z trutką. Ren nas przeniósł w inne, oddalone nieco miejsce. Merry leżała, opatrzyliśmy jaj rany. Ci nas dogonili. Avane, która przez cały czas konstruowała działo, wsadziła do niego kamyki. Wyrzut był na tyle mocny, żeby zranić, ale nie na tyle, by kogoś zabić. Strzeliła dwa razy, oba były celne, trafione myszy zemdlały. Trzy inne uciekły. Kolejne trzy myszy zostały zranione. Dwie pozostałe, które się poddały, przywiązaliśmy do drzew i kazaliśmy im mówić. - Kim jesteście, gdzie jest wasza kryjówka? - zapytałam przytomnych. - Tam, gdzie zmierzacie — powiedział zamaskowany. - Nie wiemy, kto tam jest, znamy tylko strażników — druga mysz w kółko powtarzała to samo. Jednak niedługo nie tylko ona to powtarzała. Merry się zaświeciły oczy i sama to zaczęła mówić. - Te igły... - nie dokończyłam, gdy sama nimi dostałam. - Działają tylko miesiąc, nie przejmuj się. Gdy traficie do bazy, otrzymacie lek. Baza jest zbudowana dla takich jak wy — uśmiechnęła się Heuta z drzewa i zaczęła nas tym obrzucać. Jedyne kogo to nie dostało, to Rena, niedługo nas też. Otoczyła nas tarcza. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Po chwili zamknęły mi się oczy. Pov. Ren Jedyny kto był przytomny w kopule to Yuka. Pozwoliłem jej mi pomóc. Wzięła łuk i trafiła we wroga. Jednak ten wezwał sojuszników, którzy poumierali. W końcu mysz się rozmyła w powietrzu i poszła. Myszy, które wcześniej postrzeliliśmy, uciekły do reszty. Yuki jednak też po chwili zaczęła tracić rozum. - Nie, nie podchodź — zaczęła się chichrać. - A jeśli? - uśpiłem ją — słodkich snów. Tym razem używałem leków z plecaka. Gdy skończyłem, zostało nam pół z początkowej zawartości butelki. Obce myszy miały już zawartość broni od dawna w ciele. Im też pomogłem, może choć trochę to przyśpieszy leczenie. Przywróciłem czas do normy. Lek na wszystkich zadziałał. - Gdzie ja... - zaczynał — baza jest... - nowi towarzysze nadal mieli problemy ze zrozumieniem, co tu robią. - Wiemy, gdzie jest baza, lepiej powiedzcie, kto w niej jest — zrzędziła Avane, która już nie mogła tego słuchać. Myszy zasnęły. - Dajmy im chwilę — przyjrzała się im Yuki — może dajmy im coś wypić, nie są w dobrym stanie. Valeria pokazywała Yuce jak czarować różne przedmioty. Próbowała też ją nauczyć latać, ale średnio jej to wychodziło. Avane próbowała wytłumaczyć zaciekawionej Ryuuce, jak powstała jej dziwaczna broń. Ja poszedłem się przejść. Wyczarowałem na podstawie wyjaśnień konstrukcji broni ją wyczarować. Nie wyszło. Więc wyczarowałem na swoich zasadach, ale też bez skutków. Napiłem się wody. Pamiętałem mapę. Nagle wpadłem na genialny pomysł. Pov. Yuki Poszłam zobaczyć, gdzie poszedł Ren. Zobaczyłam, że przecina drzewo jednym cięciem miecza. Pomachał mi. Drzewo spadło tuż obok mnie. Trochę się przestraszyłam. - Co ty chcesz z tym zrobić? - spojrzałam na ogromne, około stuletnie drzewo. Ten tylko pokazał na strumyk. Wyciągnęłam mapę. - Skąd ty to pamiętasz? - skojarzyłam po dłuższym zastanowieniu. Wzięliśmy się za konstruowanie łódki. Ja głównie przynosiłam materiały. - Chcesz się przejechać? - zapytał. - Nie wiem, czy to dobry po... - wrzucił mnie do wody, więc szybko się chwyciłam łódki — mysł — gdy na nią wsiadałam, ten na nią wskoczył, gdy ta już pędziła. Przestraszona na początku puszczałam, ale potem stwierdziłam, że to zły pomysł. - Stop! Zbliżamy się do bazy! - zamknęłam oczy. W tym momencie łódź przewróciła się do góry nogami, a my stąpaliśmy po dnie. Byliśmy bardzo szybcy, a łódź wyglądała od góry jak kawałek drewna. Płynęła w naszym tempie. Zaczęło mi brakować oddechu. Czułam się jednak dobrze, mając wodę w ustach. Popatrzyłam się na Rena, który się zaśmiał i mnie pociągnął. Niedługo byliśmy w tym miejscu, co zaczynaliśmy. Wynurzyłam głowę. - Jak to zrobiłeś? - nadal nie dowierzałam w to, co się przed chwilą stało. - Nie powiem, jak sztuczka się wyda, nie będzie już zabawna — odgarnął sobie mokre włosy, które mu spadały na twarz — chodź do słońca, szybciej wyschną. Słońce było wyżej niż zwykle. Wkrótce, gdy wyschnęliśmy, wróciliśmy do reszty. Oczywiście chciałam na niego nakrzyczeć, że ryzykował wydanie nas, przechodząc blisko bazy, ale w sumie to nieźle się bawiłam. - Nadal nie wiedzą, gdzie są. Proponuję ich tu na razie zostawić, jakby chcieli uciec, zaraz by się wystraszyli i wrócili. Wyruszymy, gdy się zacznie ściemniać — Valeria obmyśliła plan. Słońce już zachodziło. Wszystkim się nudziło, ja poszłam spać, ale o dwudziestej mnie obudzono. - Idziemy — Ryuuka mi podała rękę — wstawaj. Wędrówka trwała godzinę. Weszliśmy przez dach. Była tam cała masa strażników. Około setki. Wbiłam pierwszej myszy nóż w plecy. W tym momencie mysz się sama uleczyła. Wszystkie z nich zamieniły się w ogromne jadowite węże. Klapa, przez którą weszliśmy, teraz była już zamknięta. Dostałam, na szczęście ogonem w kręgosłup. Węże zaczęły też wychodzić z sufitu. Kira wysadził drzwi. Miałam wyjść, ale zobaczyłam, że Kira tam został. Valeria mnie pociągnęła do wyjścia, ale jej się wyrwałam. Ryuu też tam pobiegła. Dotarła tam pierwsza i go uratowała. Valeria zatkała kowadłami i pudełkami dziurę w ścianie, żeby węże się nie wydostały. Spojrzałam jeszcze raz na mapę. Jej wygląd się zmienił. - Ośrodek tortur. Słuchajcie, wszystkie sale tu takie są! - zawołałam — jeśli by wierzyć mapie, następna sala jest... Pod nami! W tym momencie zaczęliśmy spadać. Nie głęboko. - Witajcie, jeńcy wojenni. Jesteśmy Shira! - uśmiechnęła się do nas — na co czekacie, losujcie salę! Jeśli przetrwacie próbę, nie umrzecie. Tylko jednymi drzwiami przejdziecie do następnego poziomu. Żeby się wydostać, przejdźcie wszystkie etapy gry do rana! Wyście bardzo naiwni, że przyszliście do miejsca dla takich jak wy posiadaczy map i przybłęd. Dobrze, że mamy w tym cudownym ośrodku pierwszych gości! - zaśmiała się — pamiętajcie, nie każdy z was tu przeżyje — udawała poważną i się oblizała — jakieś pytania? |
2 | ||
UwU SUPER rozdział, ale co dalej!!!!! :D |
Midorichanmarmi « Censeur » 1586533980000
| 2 | ||
Kochaam |
Sarada8585 « Censeur » 1586726520000
| 1 | ||
Rozdział 13! Rozdział 13 Pov. Ryuu Od godziny próbowaliśmy się dogadać z Shirą, ale nam to nie szło za dobrze. — Czemu do siebie mówisz w liczbie mnogiej? - Valeria się poirytowała. - Gdy wybije godzina szusta, wszyscy poumieracie, macie tylko osiem godzin, więc spożytkujcie ten czas dobrze — zignorowała ją. Valeria w końcu nie wytrzymała i się na nią rzuciła. - Jaka szkoda, myślałam, że życie ci miłe. - cisnęła głową Valeri do ściany, a ta znikła razem z wylaną krwią. Avane chciała pomścić przyjaciółkę, jednak ja i Merry ją zatrzymałyśmy. - Gdzie ona jest? - warknęła. - Obecnie w najzimniejszym i bezludnym miejscu na ziemi — zaśmiała się — wybierajcie. Które drzwi wam dadzą szansę? Tylko jedne drzwi doprowadzą was do gry. Zaczęliśmy się oglądać. - Te nie — pomyślałam — jest na nich Władczyni Wiatru. Niedługo się okazało, że każde przedstawiały Władcę Wiatru. - Te — uśmiechnęła się Yuki — widziałam ją, to ona — wskazywała na szamankę. - Jak na obrazku w legendzie — zauważyłam. - Chyba mi doświadczycie więcej rozrywki, niż myślałam — pchnęła drzwi — zapraszam do poziomu pierwszego! Przeszliśmy wszyscy przez portal. Znaleźliśmy się na wielkiej hali widowiskowej. - A teraz w naszą grę zagra ta oto ciekawa grupka. Wielkie brawa dla niej! - wskazała nam krzesła. Siedliśmy na nich, a niedługo się podniosły do sufitu. Ponadto, pod nami się pojawił basen z lodowatą wodą. - Waszym zadaniem jest napisać odpowiedź na pytanie widniejące na ekranie — wyjaśniła Shira — ponadto, macie tylko 10 sekund na odpowiedź. Jeśli nie odpowiecie lub odpowiecie źle, wasz fotel przybiera coraz większy kąt pochylenia, aż spada do wody o temperaturze - 50C°. Zaczynajmy! Ren dostał pytanie jako pierwszy. - Skąd pochodzisz? - przeczytał na głos. Ren odpisał bez namysłu, że z nieba. Byłam przygotowana na to, że spadnie. Zdziwiłam się, gdy tak się nie stało, ale postanowiłam tego nie komentować. Druga była Yuki. Przetrwała. Elisę zapytano o to, czy kiedyś nienawidziła kogoś z naszej grupy. Ta poczerwieniała. W ostatniej sekundzie szybko jednak machnęła rysikiem. Merry musiała zdradzić swój sekretny przepis na ciasto. Kira też jakoś przeżył. Przedostatnia była Avane. Ją zapytano, ile jest nas w grze. Ona szybko odpisała, że ośmiu. Nadal się nie mogła pogodzić z tym, że nie ma tu Valeri. Jej fotel zaczął się obracać. - Nasza ostatnia zawodniczka może odratować przegraną, ale tylko dobrą odpowiedzią. Czy wyjawi swój sekret dla życia koleżanki? A może się wstydzi? - psychopatka zwróciła się do widzów. Na moim ekranie widniał tekst: osoba płci przeciwnej, który cię zawsze rozbawi, pocieszy i ją lubisz. Jej imię. Gdy to przeczytałam, oblał mnie zimny pot, a serce mi zabiło szybciej. Avane się na mnie patrzyła błagalnie, a reszta też mnie zachęcała do odpowiedzi. Dziewczyny zakryły chłopcom oczy, mówiąc, że robią to „na wszelki wypadek". Zamknęłam oczy i to napisałam: Kira. Avane została uratowana w ostatniej chwili. Yuki wyglądała na lekko przybitą wiadomością, że to on, ale w końcu spoważniała, gdy przeszliśmy przez kolejne drzwi. - Następny poziom to tor przeszkód. Brzmi zabawnie, prawda? Problem jest w tym, że jeden niewłaściwy ruch, a umrzesz, ale to tylko szczegół — zjawiła się Shira, popijając kakao. Nic nie mogło nam popsuć humoru jak te słowa. Jednak dały mi też trochę motywacji, by nie spaść. Na początek trzeba było przeskoczyć nad przepaścią, w której były krokodyle. Ren skoczył pierwszy. Potem Kira. Nastąpiła niedługo też moja kolej. Skoczyłam. Potknęłam się, gdy wylądowałam, ale Kira mnie pociągnął w przód. W końcu wszyscy było już na miejscu, oprócz Yuki, która się bała skoczyć. - Jak będzie trzeba, to cię złapię — uśmiechnęłam się do niej. Wzięła rozbieg i skoczyła. W tym momencie stworzonko ją chwyciło za nogę. Ledwo się chwyciła jakiegoś kamienia i zwisała nad przepaścią, gdy ten się zaczął łamać. Kira i Ren naraz się jej rzucili do pomocy. Kira ją złapał szybciej za obie ręce i wciągnął. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, oprócz Yuki, która nie zauważyła, że już jest cała i nadal przez chwilę krzyczała. Przed nami stanęła budowla i drabina ze sznurka. Nie mogłam jej dotknąć. Ren jednak mógł. - Zamknijcie oczy. Są rzeczy, których nie trzeba widzieć — beztrosko już machał nogami, siedząc na górze, nadal nie patrząc się, mimo że to już nie było konieczne. Zaczęłam się wspinać. Wiał wiatr, a drabina się chwiała. Popatrzyłam się czy lina się nie zrywa, gdy drabiny już nie było. Gdy to zauważyłam, zaczęłam spadać z wysokości około pięciu metrów. Zamknęłam oczy z przerażenia, a lina sama się wplotła w moje ręce. - No tak, wystarczyło je zamknąć — olśniło mnie w końcu, po dwóch minutach stania w osłupieniu, nie wiedząc co się właśnie stało. Niedługo już byłam na górze. Avane już prawie się wspięła, a Yuki ledwo dała radę się wspiąć metr do góry. Merry jej pomagała a Kira sobie gwizdał zwycięsko, patrząc w dół, jakby czekając, aż mu się zrobi niedobrze. Nie musieliśmy oczywiście długo czekać, aż to się stanie. Poszliśmy zobaczyć, jaka jest kolejna przeszkoda. Przed nami wisiały powiązane ze sobą liną kamienie, które były od siebie oddalone o jakiś metr. Co parę minut kamienie zalewała woda, która by mogła porwać równie dobrze statek. Niedługo już wszyscy czekaliśmy, by zacząć, gdy woda przepłynie, żeby mieć więcej czasu. Gdy to się stało, zerwał się wiatr. Po drugiej stronie były drzwi do ostatniego poziomu. Czy wszystkim uda się to przeżyć? Skoczyłam na pierwszy kamień, nie mogąc nadal przestać rozmyślać nad naszym dalszym losem. |
Sarada8585 « Censeur » 1586726640000
| 2 | ||
Jak w tytule heh Rozdział 13! Rozdział 13 Pov. Ryuu Od godziny próbowaliśmy się dogadać z Shirą, ale nam to nie szło za dobrze. — Czemu do siebie mówisz w liczbie mnogiej? - Valeria się poirytowała. - Gdy wybije godzina szusta, wszyscy poumieracie, macie tylko osiem godzin, więc spożytkujcie ten czas dobrze — zignorowała ją. Valeria w końcu nie wytrzymała i się na nią rzuciła. - Jaka szkoda, myślałam, że życie ci miłe. - cisnęła głową Valeri do ściany, a ta znikła razem z wylaną krwią. Avane chciała pomścić przyjaciółkę, jednak ja i Merry ją zatrzymałyśmy. - Gdzie ona jest? - warknęła. - Obecnie w najzimniejszym i bezludnym miejscu na ziemi — zaśmiała się — wybierajcie. Które drzwi wam dadzą szansę? Tylko jedne drzwi doprowadzą was do gry. Zaczęliśmy się oglądać. - Te nie — pomyślałam — jest na nich Władczyni Wiatru. Niedługo się okazało, że każde przedstawiały Władcę Wiatru. - Te — uśmiechnęła się Yuki — widziałam ją, to ona — wskazywała na szamankę. - Jak na obrazku w legendzie — zauważyłam. - Chyba mi doświadczycie więcej rozrywki, niż myślałam — pchnęła drzwi — zapraszam do poziomu pierwszego! Przeszliśmy wszyscy przez portal. Znaleźliśmy się na wielkiej hali widowiskowej. - A teraz w naszą grę zagra ta oto ciekawa grupka. Wielkie brawa dla niej! - wskazała nam krzesła. Siedliśmy na nich, a niedługo się podniosły do sufitu. Ponadto, pod nami się pojawił basen z lodowatą wodą. - Waszym zadaniem jest napisać odpowiedź na pytanie widniejące na ekranie — wyjaśniła Shira — ponadto, macie tylko 10 sekund na odpowiedź. Jeśli nie odpowiecie lub odpowiecie źle, wasz fotel przybiera coraz większy kąt pochylenia, aż spada do wody o temperaturze - 50C°. Zaczynajmy! Ren dostał pytanie jako pierwszy. - Skąd pochodzisz? - przeczytał na głos. Ren odpisał bez namysłu, że z nieba. Byłam przygotowana na to, że spadnie. Zdziwiłam się, gdy tak się nie stało, ale postanowiłam tego nie komentować. Druga była Yuki. Przetrwała. Elisę zapytano o to, czy kiedyś nienawidziła kogoś z naszej grupy. Ta poczerwieniała. W ostatniej sekundzie szybko jednak machnęła rysikiem. Merry musiała zdradzić swój sekretny przepis na ciasto. Kira też jakoś przeżył. Przedostatnia była Avane. Ją zapytano, ile jest nas w grze. Ona szybko odpisała, że ośmiu. Nadal się nie mogła pogodzić z tym, że nie ma tu Valeri. Jej fotel zaczął się obracać. - Nasza ostatnia zawodniczka może odratować przegraną, ale tylko dobrą odpowiedzią. Czy wyjawi swój sekret dla życia koleżanki? A może się wstydzi? - psychopatka zwróciła się do widzów. Na moim ekranie widniał tekst: osoba płci przeciwnej, który cię zawsze rozbawi, pocieszy i ją lubisz. Jej imię. Gdy to przeczytałam, oblał mnie zimny pot, a serce mi zabiło szybciej. Avane się na mnie patrzyła błagalnie, a reszta też mnie zachęcała do odpowiedzi. Dziewczyny zakryły chłopcom oczy, mówiąc, że robią to „na wszelki wypadek". Zamknęłam oczy i to napisałam: Kira. Avane została uratowana w ostatniej chwili. Yuki wyglądała na lekko przybitą wiadomością, że to on, ale w końcu spoważniała, gdy przeszliśmy przez kolejne drzwi. - Następny poziom to tor przeszkód. Brzmi zabawnie, prawda? Problem jest w tym, że jeden niewłaściwy ruch, a umrzesz, ale to tylko szczegół — zjawiła się Shira, popijając kakao. Nic nie mogło nam popsuć humoru jak te słowa. Jednak dały mi też trochę motywacji, by nie spaść. Na początek trzeba było przeskoczyć nad przepaścią, w której były krokodyle. Ren skoczył pierwszy. Potem Kira. Nastąpiła niedługo też moja kolej. Skoczyłam. Potknęłam się, gdy wylądowałam, ale Kira mnie pociągnął w przód. W końcu wszyscy było już na miejscu, oprócz Yuki, która się bała skoczyć. - Jak będzie trzeba, to cię złapię — uśmiechnęłam się do niej. Wzięła rozbieg i skoczyła. W tym momencie stworzonko ją chwyciło za nogę. Ledwo się chwyciła jakiegoś kamienia i zwisała nad przepaścią, gdy ten się zaczął łamać. Kira i Ren naraz się jej rzucili do pomocy. Kira ją złapał szybciej za obie ręce i wciągnął. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, oprócz Yuki, która nie zauważyła, że już jest cała i nadal przez chwilę krzyczała. Przed nami stanęła budowla i drabina ze sznurka. Nie mogłam jej dotknąć. Ren jednak mógł. - Zamknijcie oczy. Są rzeczy, których nie trzeba widzieć — beztrosko już machał nogami, siedząc na górze, nadal nie patrząc się, mimo że to już nie było konieczne. Zaczęłam się wspinać. Wiał wiatr, a drabina się chwiała. Popatrzyłam się czy lina się nie zrywa, gdy drabiny już nie było. Gdy to zauważyłam, zaczęłam spadać z wysokości około pięciu metrów. Zamknęłam oczy z przerażenia, a lina sama się wplotła w moje ręce. - No tak, wystarczyło je zamknąć — olśniło mnie w końcu, po dwóch minutach stania w osłupieniu, nie wiedząc co się właśnie stało. Niedługo już byłam na górze. Avane już prawie się wspięła, a Yuki ledwo dała radę się wspiąć metr do góry. Merry jej pomagała a Kira sobie gwizdał zwycięsko, patrząc w dół, jakby czekając, aż mu się zrobi niedobrze. Nie musieliśmy oczywiście długo czekać, aż to się stanie. Poszliśmy zobaczyć, jaka jest kolejna przeszkoda. Przed nami wisiały powiązane ze sobą liną kamienie, które były od siebie oddalone o jakiś metr. Co parę minut kamienie zalewała woda, która by mogła porwać równie dobrze statek. Niedługo już wszyscy czekaliśmy, by zacząć, gdy woda przepłynie, żeby mieć więcej czasu. Gdy to się stało, zerwał się wiatr. Po drugiej stronie były drzwi do ostatniego poziomu. Czy wszystkim uda się to przeżyć? Skoczyłam na pierwszy kamień, nie mogąc nadal przestać rozmyślać nad naszym dalszym losem. Rozdział 14! Rozdział 14 Pov. Akira Woda zalała całe moje ciało. - Alex! Alex! - wydudlałam, gdy ta mi się wdarła do gardła. Dusiłam się. Straciłam przytomność, a potem się obudziłam w więzieniu władców wiatru. Potem pamiętam, że mi coś wbili w szyję. Nic poza tym, aż do teraz. Byłam z Alexem w jakimś namiocie. - Patrz! Alex, obudź się! To już wiosna! - wyszeptałam. - Aki... Baza jest tam, gdzie... Pomóż — napadł go wielki kaszel. - Czekaj, zaraz ci coś dam, żebyś wyzdrowiał. Na pewno z tego wyjdziesz! - wyszlochałam. Alex zasnął. Z czasem do mnie doszło, co robiłam w transie, razem z nim. Zabiłam wiele myszy i się nad nimi znęcałam, chodziłam gdzie mi kazano i mówiłam co mi kazano. Nie mogłam w to uwierzyć. Na muchę nigdy ręki nie podniosłam, jak to się stało? Poszłam się przewietrzyć, przeżywałam wielki szok. Sama ledwo pracowałam mózgownicą po tym wszystkim. Postanowiłam się przespać i wyruszyć gdzieś w drogę za parę dni. Myszy, które nam podały lekarstwo, wyglądały na takie, którym można zaufać, ale nie chcę im się narzucać, jak i nikomu innemu. A więc zaspokoiłam mój brzuch i się położyłam, opierając się plecami o brata. Pov. Ryuu Skoczyłam szybko na drugi kamień, a potem trzeci. Elisa za mną. Kira skoczył na kamień za nią, gdy most się zatrząsł. Liny się naciągnęły, zaczęłam szybko przeskakiwać kolejne kamienie. Gdy stanęłam po drugiej stronie, most się zerwał. Przyjaciele szybko się złapali lin, przepaść była za duża, by ją przeskoczyć. Pomogłam im się wspinać mocami szamana razem z Avane, która użyła ich już dawno temu. Elisa z tego wszystkiego jedyne, czego się trzymała, to lewej łapki Kiry. Nie mogliśmy im pomóc, nikt z nas nie miał tak dużego zasięgu. Kira próbował ją wciągnąć. W tym czasie kolejna fala zaczęła zmierzać w naszą stronę. Fala zalała naszych przyjaciół. Widzieliśmy jeszcze tylko, jak niesie ona Elisę, której łapa się wyślizgnęła Kirze, który sam ledwie się trzymał. Wyciągnęłam rękę, jakbym mogła jej dosięgnąć. Wiedziałam, że to niemożliwe. Nagle zauważyłam, że Yuki krwawi. Shira jej wbiła nuż w plecy, a ta upadła bezradnie na kolana, a potem na ziemię. Chyba zemdlała. - Próbowała oszukiwać z jego mocami, jaka szkoda... Jak się pośpieszycie, to może przeżyje, ale wątpię, by taka kruszynka to przetrwała — zaśmiała się — zapraszam do poziomu trzeciego! Moje ciało zaczęło drżeć, a ta się na mnie patrzyła kpiąco, jakby mi też chciała coś zrobić. Zachowałam się na nogach. Nie czułam nic poza moją złością. Poszłam wsiąść Yuki. - Ja ją wezmę — stwierdził Kira. Gdy w moich łapkach pojawił się miecz, pomyślałam, że morderczyni chce, abym spróbowała ją zabić. Jednak gdy otworzyły się drzwi do poziomu, zmieniłam zdanie. - W-walka na...? - zdziwiłam się, bo nie wiedziałam jak nazwać te istoty. Miałam problemy z dosiąściem największej, ale w końcu się udało. Zadaniem naszym było drewnianym mieczem strącać przeciwników z ich zwierząt i samu nie zostać strąconym. Mój wierzchowiec wcale nie był przyjemny, już z pierwszym przeciwnikiem oberwałam parę razy. Najlepiej sobie radził Ren. Sterował nim tak, że był posłuszny, jak zwierzątka z bajek dla dzieci. Merry natomiast ledwo się trzymała, ale jej zwierz tak wysoko się wznosił, że prawie jej nie umieli dosięgnąć. Kira dostał najwygodniejszego, więc był z Yuką bezpieczny, kryjąc się za kolegą. Avane z czasem sobie radziła coraz lepiej, ale też czasem jej trochę nie wychodziło. Najlepsze było to, że ich było trzysta, a nas tylko sześć. Ren próbował chyba coś zmajstrować, ale na te istoty to najwyraźniej nie działało, sądząc po jego minie. Kira taranował wszystkich kulami. Nagle myszy się zatrzymały. - Pozostały trzy godziny — rozległ się głos, a potem szybko wszystko się przywróciło do normy. Zabiłam kolejną mysz, przy okazji z czerwoną pamiątką na mojej głowie. Ren podbiegł do Kiry, torując sobie drogę. Najwyraźniej Yuki się obudziła. - Ta...Shira nas tylko straszyła? - zaczęłam miotać przeciwników dwa razy szybciej ze złości. Zaczęło grzmieć. Błyskawice natychmiast pozabijały połowę wrogów. Z nieba spadła podobna istota, do tych które nas prowadziły. Yuki dostała swojego zwierza stworzonego przez kolegę. A może...chłopcy wymyślili żart, żeby rozśmieszyć nas...czy oni może rozśmieszyli te istotki? Razem z nami przestały być zmęczone walką. Yuki nic nie robiła, zwierz sam strącał jeźdźców, a jego gatunek z zaciekawieniem podążał za nim i strącał swych jeźdżców, jakby opanowywały walkę. Potem Yuki musiała się przesiąść, bo nieznany zniknął przez Shirę, która się mocno wkurzyła. Wyszliśmy z gry. Byliśmy już w tej samej sali, co na początku, a Elisa z nami. - Za falą było wyjście, a wy ciągle tu byliście w transie, jakby w jednym śnie — zdążyła wywnioskować przez naszą nieobecność. - Czyli Valeria żyje?! Gdzie jest? - Avane się dopytywała Shiry. - Została zabita poza grą — zaśmiała się, ale gdy ją otoczyliśmy, straciła humor. - Gdzie ona jest, gadaj albo wiesz, co cię czeka — Avane przyłożyła jej nuż do gardła. - Nie wiem, w losowym miejscu na świecie — zobaczyłam łezki w jej oczach. Avane chciała ją zabić. Chcieliśmy ją jednak zostawić jeszcze jako informatora. Związaliśmy i prowadziliśmy ją do naszego namiotu. Mysz, które wcześniej tam spały, nie było. Szukaliśmy ich, ale niczego nie znaleźliśmy. Poszliśmy niedługo z Kirą i Elisą, która chciała sprawdzić poprawność wykonania łódki zerknąć na nią. Pov. Akira Poszłam z ledwo przytomnym Alexem, który nadal mało co pamiętał do naszego transportu. Łódka wyglądała na nową, ale nie znałam jej właściciela. Nie lubię kraść, ale nie miałam wyboru. Pomogłam Alexowi wejść do łódki. Sama stałam już w niej jedną nogą, gdy usłyszałam łamiącą się na pół gałąź. Moi wcześniejsi wybawiciele, w tej chwili byli jak wrodzy. A co jeśli oni byli właścicielami transportu? Odwróciłam się, by z powiewem włosów szybko wsiąść do pojazdu, gdy w tym momencie ktoś podniósł mnie do góry, ciągnąc za grzywkę. - Zostaw!!! - zaczęłam go kopać, żeby mnie zostawił, ale o dziwo nie dosięgałam, chłopak był drobnej budowy, chociaż był starszy. - Okej — nadal mnie trzymał — nie myślałaś, iż tak powiem, prawda? - posłał mi puste spojrzenie — a może nam coś najpierw opowiesz, złodziejko? - Puść ją, chyba nie sądzisz, że będzie mówić w tych warunkach — dziewczyna zwróciła się do niego. Ten mnie dosłownie puścił, czego się nie spodziewałam, a że cały czas próbowałam go kopnąć i byłam w nietypowej pozie, potknęłam się i wpadłam do rzeki. - Gamoń! - szybko wynurzyłam głowę i chlusnęłam na niego wodą, gdy w jego łapie pojawił się parasol. Pewnie nie zdołam sobie nigdy wyobrazić, jak żenująco musiałam wtedy wyglądać. Wyszłam z wody. - ... I to emm... nie do końca miało tak być, myślałam, że to nie jest wasza łódź — skończyłam opowieść. - Nawet jeśli, to tak nie można, nawet nas nie poinformowałaś — powiedziała niebiesko włosa, która dała mi też ręcznik. - Od roku nie gadałam z ludźmi w moim wieku, a was nie było. Poza tym on mi prawie włosy powyrywał — skinęłam na niego. - Ty zaczęłaś z nami — biały się odezwał. - Nie wracajmy do tego. Jestem Yuki, a ty? - zapytała. - Akira — odwróciłam głowę. - Ren — prychnął. - Alex — w końcu otworzył oczy. - Elisa — zdążyliśmy już zapomnieć o jej obecności przez tę sprawę. Tak się zagapiliśmy, że inni sami nas znaleźli. Rozdział 15! Rozdział 15 Pov. Yuki Szliśmy od ponad godziny wzdłuż rzeki. - Kiedy dojdziemy? - Kira marudził znudzony. - Oj, nie narzekaj, popatrz na wiewiórki, to ciekawe zajęcie — westchnęła Akira, chociaż sama robiła to już od dawna i nawet jej zdążyło się nudzić bieganie za motylami, innymi zwierzętami i ładnymi kwiatkami. - Przypuszczam, że nie dojdziemy nigdy. - Alex szedł, próbując odczytać się w mapie od władców wiatru. Na szczęście nikt nam nie chciał przeszkodzić w dalszej wędrówce. Miałam wrażenie, jakbyśmy krążyli w koło. Jakby świat się kręcił wokół mnie. Kręcił i kręcił. Poczułam, że moja ręka jest mokra. Ja nie mogłam postawić stopy o krok dalej, a inni szli i tego nie zauważyli. Cała krwawiłam. - Nigdy nie będziesz miała kontroli nade mną, dobranoc — usłyszałam głos w głowie, który jakby mnie kawałek po kawałku paraliżował. Zemdlałam. Nawet Ryuuka nic nie zauważyła, nastrój opadł. Niedługo została sama jak ja. Biegła gdzieś, a wtedy gdy chciała zrobić coś innego, zrywał się silny, strącający z nóg wiatr. Niedługo ziemia pod nią zaczęła się zapadać. Ryuu była... na pustyni? A gdzie się podziałami ja? Czy byłam martwa? Ryukę pochłaniał piasek, gdy zjawił się Kira. Czy może jednak muszą być razem i nie mam u niego szans? W tym momencie Kira stracił rękę przez Heutę która go zaatakowała. Akira znikała, wchłaniana podejrzaną mocą, Elisy i Rena z nami nie było. Żegnałam się z jakąś myszką, kim ona mogła być? Zerwała się burza piaskowa. Zalał mnie zimny pot, serce mi biło szybciej, aż zemdlałam... Po raz drugi? Obudziłam się w tym samym miejscu co wcześniej. Wszyscy nade mną stali. Ja sama też nad sobą stałam? Czyli umarłam? - Skoro nie żyję, to czemu znów tu jestem? - przetarłem sobie oczy, rozmyślając. - Muszę cię zmartwić, ale niestety żyjesz — Aleks mi uświadomił chamsko, jakby odczytywał moje myśli. - To co się przed chwilą... - stwierdziłam, iż może lepiej nie mieszać w to moich przyjaciół — czemu ona wyszła? - wskazałam na Aiko, zmieniając temat. - Za bardzo obciążała twoje ciało, więc zemdlałaś — Kira cały czas się patrzył czy wszystko ze mną w porządku, jak Kira, który jednak po jednym rzucie oka wiedział już prawdopodobnie, że nic mi nie jest, więc został w miejscu. - Co z nim zrobimy? - zastanawiała się Ryuu. - Zabij. Po prostu — oparł się o drzewo Alex. - Nie. To przecież jej mysz - Akira przyglądała się zjawisku. Cień nie uciekał. Po prostu siedział na trawie i nucił. W końcu nie udało nam się nic ustawić. Rozbiliśmy obóz, na nasze szczęście mieliśmy wody pod dostatkiem. Avane była na warcie jako pierwsza, więc zasnęłam... Nóż. Upadek i paniczny oddech. Brak możliwości by przetrwać i ciągły strach, że cię zabiją. Próba ucieczki, wyniszczanie od środka, wszystko, a może nic. Wszystko jest snem albo prawdą. Oryginałem lub podróbką. Myszą albo cieniem. Istotą pierwszą lub drugim planem. Prawdą lub czasem nic znaczącym kłamstwem. Niepowodzenie, a czasami też sukces. Dojżałość, a czasem wieczna zabawa. W moim życiu jednak nie ma wyboru. Gdy już staniesz się porażką, nic na to nie poradzisz. Mimo wszystko próbujesz się unieść. Tak samo, jak jesteś niezdarą. Już nią jesteś. A ja właśnie nad taką stoję. Nie czułam współczucia ani żalu. Słuchałam tylko ich rozmowy. Wieczorem poszłam spać. A raczej leżałam i tylko myślałam. Istocie, która jest czymś takim, jak ja, niepotrzebny jest odpoczynek, nic nie daje, nawet jak się wyśpisz, każdy krok rozbrzmiewa w tobie tak samo boleśnie. Gdy Yuki wyszła, poszłam za nią. I tak nie miałam nic do roboty. Było mi zimno. - Co robisz? - popatrzyłam krzywo na Yuki, która coś robiła z drewnem. - Ognisko zanika - westchnęła. - Aha. Lepiej niech ci się uda, bo cię zabiję, jeśli będę musiała marznąć - zmierzyłam ją moim znudzonym spojrzeniem. Poszłam wyrzucić cichaczem ich zapasy. Nie mogłam ich wyzwać, bo nie mam z nimi szans, gdy mają choćby pięści. Założyłam, że Yuki się mnie boi i że nie zareaguje, ale to był błąd. Śledziła mnie, gdy szłam do lasu obok z ich rzeczami, podeszła do mnie ze swoją bronią. - Co robisz? - zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem. - Nic - skłamałam - boisz się mnie, w tej niekomfortowej dla nas sytuacji jestem częścią twojego mózgu. - Nawet jeśli się boję, to nie znaczy, iż niczego nie zrobię - uśmiechnęła się - nie mam jednak na to ochoty, chodźmy. - Tchórzysz? Nie ma mowy, nie idę - sprowokowałam ją. - Zawalczymy w takim razie - odparowała. Zaczęła mnie gonić. Wytrąciłam jej nożyk i sama się zamachnęłam tym ukradzionym. Ta zrobiła unik, a że się mocno zamachnęłam, zostałam przez nieuwagę z pustymi rękami. W tym czasie wzięła swój nóż z ziemi i zaczęła iść w moją stronę. Serce mi zabiło szybciej, a głowa prawie wybuchała z natłoku myśli. Zaczęłam się cofać, aż natrafiłam na drzewo i wylądowałam na kuckach. Było już za późno. Czasem żałuję, że nie spędziłam nigdy prawdziwie miłych chwil. Podniosła na mnie miecz. Jedna część mnie się psychopatycznie śmiała jak zwykle, ale pojawiło się we mnie nowe uczucie. - Nie chcę tego, ale to był twój wybór - popatrzyła na mnie z żalem. - N-nie, czekaj. - zaczęłam, ale ta nie przestała - nie możesz, bo...bo... - nie mogłam nazwać tej chęci do życia, to było zbyt zawstydzające, wolałabym umrzeć niż to powiedzieć. Zamknęłam oczy. Yuki upuściła nóż. - A jednak - usiadła obok mnie. Zmieniłam się. Nienawidziłam ich, ale postanowułam wędrować z nimi. Zrozumiałam, że jestem słaba i że muszę się kogoś trzymać, zanim ich zabiję. Zapadła cisza. - Dziękuję. Bez ciebie bym się nie dowiedziała o mojej przeszłości - uśmiechnęła się. - Nie ma za co dziękować. To moja wina, że nie mogłaś być ze swoimi rodzicami. Ciesz się, że poznałaś nowe siostry, które o tym wszystkim nie wiedzą - odparłam z zażenowaniem. Udawanie miłej mi przychodziło z trudem. Niedługo pojawiło się wokół trochę piasku. Wzięłam swój napój z plecaka i rozlałam na pół. - Co to? - podejrzliwie obejrzała wodę. - Nie wiem, wzięłam z twojego domu, ważne, że dobre, już dwa dziś wypiłam - wzruszyłam ramionami, rozmarzając się nad smakiem napoju. To poprawiło jej trochę humor. Napiłyśmy się. Smak napoju był rozkoszny jakby soczek jabłkowy, ale jeszcze lepszy. - Twoja mama może produkowała soki albo coś? - zaciekawiłam się, chcąc wyciągnąć od niej przepis. - Nie pamiętam. Być może bym wiedziała, gdybym nadal mogła z nimi mieszkać - wytknęła mi. Po paru godzinach Yuki zaczęła bredzić ze zmęczenia. - Spać mi się chce... - mamrotała. - Mogłam ją wcześniej położyć - udeżyłam się śmiesznie w łebek. Ta gdzieś szła i gadała do drzew. - Chodź tu. Nie, nie idziemy, po co idziesz? - musiałam łazić za nią, chociaż nie chciałam. W końcu wróciłyśmy pod drzewo. Człowiek w ciągu paru minut może się zmienić jak nigdy. Yuki, gdy zasnęła, oparła głowę o moje ramię. Zrobiłam podobnie. Bardzo mi się to nie podobało, ale jak chcę udawać, że jestem z nimi, to muszę to przeżyć. Musiało to wyglądać, jakbyśmy były przyjaciółkami, mimo że tak nie jest... A może jednak? Rozdział 16! Rozdział 16 Pov. Kira Rano, gdy wstaliśmy, zauważyliśmy, że nie ma Yuki. Zauważyłem ją w lesie. A może...je? Spróbowałem którąś obudzić. Nie wiedziałem, która to. Przetarła oczy. - Spadaj Aiko, śpię... - zaczęła się wiercić. Czy wykorzystać może tekst z wcześniej? Tym razem mnie kusiło. Ale czy to tylko dla żartu? - Ko... - zacząłem. - Nawet nie próbuj tego powiedzieć do mojej małej siostry — Ryuka mnie chwyciła. Odwróciłem wzrok w jej stronę. Jej wzrok był przerażający. W tym momencie Yuki się obudziła. - Gdzie jestem? Zimno...Aiko trzeba ognisko rozpalić! - zaczęła nią potrząsać, jakby nas nie zauważając. Gdy Aiko się obudziła, dźgnęła ją zabawnie palcem w policzek. Yuki zauważyła, że tu jesteśmy. Gdy ta nie przestawała, końcu wstała, a Aiko się wywaliła. - Są tu nasze bronie! - Avane zawołała. - Czy to zrobiła Ai... - Ryuka zaczęła podejrzewać tą złą. - Nie. Nic o tym nie wiemy, byłyśmy razem całą noc — popędziła gdzieś daleko wzrokiem Yuki, jakby kłamała. Domyśliłem się, że coś musiało się zdarzyć pomiędzy nimi w nocy. Gdy wyruszyliśmy w dalszą drogę, zapadła cisza. Śpiew ptaków był słyszalny, jak szum wiatru. Gdzieniegdzie było widać piasek. Niedługo ujrzeliśmy nasz cel. W tym momencie zorientowaliśmy się, że kogoś brakowało. Pov. Yuki Miałam już dość wędrówki, bardzo mnie bolały łapki od dobrakowania snu i ledwo chodziłam. Ciągle myślałam o wczorajszym dniu. Zdradzić siostrze prawdę, czy nie? Prawie bym zasnęła podczas podróży, ale korzystałam z mocy, które mi udostępniała moja podobizna. - Shira... - Avane zaczęła się trząść ze złości. Zdałam sobie sprawy, że jej z nami nie ma. W tym momencie z budynku wyszła znajoma nam postać. - Witajcie! Tym razem jak już wejdziecie, będziecie musieli się zmierzyć z prawdziwymi przeciwnikami. Gotowi? - uśmiechnęła się przymilnie. Wystąpiłam o krok do przodu. W tym momencie za mną się pojawiło trochę piasku. Nie miałam wystarczającej siły, by to powstrzymać, ale postanowiłam stawić czoła przyszłości. Nie byłam pewna siebie. Ale nie mogłam zostać z tyłu. Jeśli ktoś ich uratuje, to ja. Tym razem postanowiłam nie uciekać jak kiedyś. Poderżnęłam Shirze gardło i wcisnęłam jej własny nóż w szyję. Chyba jej nie zabiłam, nie mam pojęcia. Weszliśmy do bazy. Akira trzymała się kurczowo brata, ruszyliśmy naprzód. Pov. Ryuu Nie chciałam polegać na chłopcach. Ruszyłam desperacko razem z Yuki przed siebie. Strażnicy zostali unieszkodliwieni bez swojej wiedzy, ponieważ zasnęli na warcie. Wyważyłam bezszelestnie klapę i ją wskazałam przyjaciołom. - Tędy — oświetlałam im drogę szamańskimi tatuażami. Musieliśmy się praktycznie czołgać przez wąskie przejście. Słychać było szelest noża. - Padnij — szepnęłam głośno. Podążaliśmy dalej przed siebie, panowała cisza i niepokój. Dalsza droga powietrzna. - Balony — wymyśliłam. - Czekaj, nie wiem, czy to bezpieczne w tych warunkach — Avane wyczarowała przedmiot. Jak w jej oczekiwaniach, balon pękł. Zaczęła nam budować schodki z pudełek. Była to żmudna i długa robota, ale skuteczna. Yuki wyjrzała pierwsza na górę. - Stać, wleką jakąś mysz — schyliła się szybko. Wszyscy chcieli to zobaczyć, a z nadmiaru podskoków pewnych głupków, konstrukcja się załamała. Teraz wszyscy, by nie spaść, trzymali się krawędzi. Wszyscy wyszliśmy, została jeszcze Akira, która ledwo się trzymała. W tym momencie podeszła tam Heuta. - Miłej podróży! - podsunęła łapę do krawędzi i zrobiła sobie miejsce, spychając naszą koleżankę. - Akira!! - podbiegł Alex — pożałujesz za to wiedźmo. - Czyżby? - parsknęła śmiechem i go chwyciła za łapę. W tym momencie wyskoczył Kira i wziął dziewczynę za łapę. - Rewanżyk, złotko — wbił jej nóż w plecy i spuścił na sam duł, jak to kiedyś się stało na odwrót. Akira była władcą wiatru, ale gdyby umiała się wznieść, to przecież już by to zrobiła. - Będzie dobrze — szepnęłam. - Nie musisz tak mówić — mimo wszystko uśmiechnęła się na te słowa. Ruszyliśmy dalej. Pov. Akira W ostatnim momencie użyłam swoich skrzydeł. Ledwo przeżyłam, spadłam na drewno z połamanych pudełek. Musiałam znaleźć z tąd inne wyjście. Trochę mi zajęło samo ogarnięcie się, musiałam zużywać swoją energię, by oświetlać sobie drogę. Bałam się, iż padnę w środku podróży. Zaczęłam wracać do punktu pod klapą. Gdy już to zrobiłam, postanowiłam polecieć, by nie wdepnąć na żadne straszne, żądne ofiary zabezpieczenie. Zobaczyłam wielkie drzwi na kod lub odcisk skrzydła. Stwierdziłam, że nie ma sensu próbować, nie miałam jak oszukać wejścia, bo na klucz zamka nie było. Zaczęłam podsłuchiwać jakąś rozmowę. Zza drzwi wyglądnął chłopak o granatowo-czerwonym futerku. Zostałam przyciśnięta do ściany. Miał zamknąć drzwi, gdy zrobiło mi się zimno. Kichnęłam. Myślałam, że już jest bezpiecznie i drzwi są zamknięte, gdy okazało się, że chłopak nadal tu stał, oglądając się za mną. Ze stresu uderzyłam go nożem. Ten się tylko odbił a mężczyzna mnie zauważył. Zaczęłam się cofać. Ten mnie tylko trafił jakąś igłą. Tym razem nie była koloru fioletowego jak wcześniej. Zaczęłam się męczyć. Poczułam ból, wszystko obok mnie się stało czerwone i nie mogłam się ruszyć. Obok mnie jakieś cienie się przemieszczały z miejsca na miejsce, wydając strasznw odgłosy. - Zielony...Paraliż? — to były ostatnie słowa przechodzące mi przez myśl, gdy zasnęłam. Pov. Rose Od pięciu dni wędrowaliśmy. Minęliśmy jakieś martwe miasteczko. Zobaczyłam jeszcze ślady krwi na szczyptach piasku, rozsypanych na ziemi jak śnieżek. Zobaczyłam jakiś zeszyt. Otworzyłam go. Był to chyba pamiętnik. Zaczęłam go kartkować. Należał on do niejakiej Avane, która rysowała pod każdym wpisem swój projekt. Dziewczyna nie miała talentu pisarskiego, ale dało się to przeczytać. - Pamiętników się nie czyta. Nie nauczyli was w domu? - westchnęła Katia, gdy wszyscy czytaliśmy już ostatni wpis dotyczący władców wiatru. - Nie mieli kiedy — wzruszyłam ramionami — są nam potrzebne informacje, nie robię tego dla zabawy. Daisy udawała, że wszystko rozumie i czytała do góry nogami. Gdy doczytaliśmy ostatnie zdanie, wymieniliśmy poważne spojrzenia. - Przeczyta ktoś mi? - zaproponowała. - Nie umiem czytać nic innego oprócz liter swojego imienia, muszę sobie przypomnieć lekcje alfabetu — George udawał przed siostrą. - No weź George — zrobiła maślane oczka. - Na stronie pisało o tym, że wylatuje w podróż, w ucieczce przed władcami wiatru — wyjaśnił, nie podając tych drastycznych szczegółów. - Pisze również, żeby czytelnik pamiętnika jej go zwrócił. Zabierzmy to lepiej — zauważyłam. Katia za namową schowała zeszyt do plecaka, gdy wypadła z niego kartka. Była na niej mapa gdzie zmierza właścicielka. - To może być podstęp. Kto by zostawiał pamiętnik i po co, żeby go władcy wiatru wyśledzili? Co? - Katia zaczęła wymyślać w tym spisek. - A może po prostu chciała być zapamiętana, gdyby umarła? - Irys podszedł do tego bardziej spokojnie — sprawdzić nie zaszkodzi. Możemy się przepłynąć kawałek tą rzeką i skręcić potem na wschód — wskazał. Katia tylko pokręciła głową, chociaż w normalnych okolicznościach by oddała go właścicielce z własnej woli. Według dokładnych instrukcji skonstruowaliśmy pięcioosobową łódź. Było nas więcej, ale założyliśmy, że się zmieścimy. Irys stwierdził, że się przejdzie obok, bo nie ma ochoty na pływanie. Katia się uparła, że pójdzie z nim, aż w końcu musiał wykorzystać podstęp, by ją tu z nami wpakować. Podczas podróży dziewczyna zmieniła się nie do poznania. Zaczęła mocno tupać nogą. - Przestań, dziurę zrobisz — zwykle spokojna Zoe zaczęła się martwić. - Bo? Czemu tak to się wierci? - zaczęła być czepialska, mimo że podróż była całkiem dogodna. Przez całą podróż była bardzo chamska. Na drodze pojawił się pień. W ostatniej chwili go zauważyliśmy, gdy Katia w końcu miło zatrzymała mocami szamana łódź i z niej wyskoczyła. Niedługo czekaliśmy na chłopaka, który przyszedł z pięciominutowym opóźnieniem. - Jak podróż? - zapytał, mimo że wszystko wyczytał już z naszych min. - Okropnie — udała niezadowoloną — nie rób tak więcej. - Cieszy mnie to — uśmiechnął się szeroko. Daisy zasnęła, George musiał ją nieść. - No i czemu spać nie poszła w łódce? - zastanawiał się. Niedługo ujrzeliśmy lekko zmasakrowany dom. Znalazłam zeszycik podobny do poprzedniego. Zaczęłam czytać na głos. Drogi czytelniku! Zapewnie przeczytałeś już pierwszą część pamiętnika o tym jak uciekłam z Valerią. Niedługo jednak dołączyła do nas Merry, o której ci wspominałam, oraz: Ren — tajemniczy chłopak o tajemniczych mocach, Siostry Ryuka i Yuki — wesołe władczynie wiatru, Kira — zabawny, naiwny chłopaczek, Elisa — trochę fochliwa, ale miła osoba. Mój dom został zmasakrowany, jak widzisz, wyruszyliśmy w dalszą podróż. Na mapie zaznaczyłam możliwe cele naszej podróży. - Yuki i Ryuu... - uśmiechnęłam się na myśl o siostrach. Stwierdziliśmy, że było napisane to o wiele ładniej niż wcześniej. - No to w drogę! - zagwizdała radośnie Katia. Rozdział 17 Rozdział 17 Od siedmiu godzin walczyliśmy z Władcami Wiatru. Zostałam ciśnięta o Yuki. Kira sobie bardzo słabo radził, nawet Avane ledwo miała siły. Ren nam torował drogę do wielkich drzwi do jakiejś sali. Alex dostał w gardło i trzymał się ściany. Powoli stawaliśmy się też spragnieni, a ci rzucali dodatkowo proszkami i tym podobnymi pyłkami. Ren ostatnio dużo czarował, był lekko wyczerpany. Złapali rannego chłopaka, potem Kirę. Siostra starała się mnie bronić, wskutek czego też została schwytana. Przyłożyli jej broń do gardła, więc się poddaliśmy. Gdy chodziło o życie i śmierć, to niestety jedyne bezpieczne rozwiązanie, a może jeszcze uda się uciec. Wprowadzono nas tam, gdzie zmierzaliśmy. Zobaczyliśmy przy biurku na kręconym krześle Hitio, a obok związaną i zakneblowaną...Akirę? - Ty żyjesz?! - brat dziewczyny osłupiał na jej widok. Ta zaczęła próbować coś mówić, ale średnio jej to wychodziło. Mężczyzna odwrócił się, popijając kawę w naszą stronę. Powalono nas na kolana i związano. - Witam dzieci. Kogo my tu mamy. Czyżby przyjaciel mojego synka? - zaśmiał się Hitio. Miał przyjaciela, Ksenona, syna Hitio. Gdy Hitio się dowiedział o przyjaźni jego czystego syna z myszą „brudnej krwi”, to zamknął Ksenona w piwniczce, gdzie jedynym źródłem światła była szparka, przez którą można wsadzić jakoś łapę. Kira bardzo przeżył rozłąkę. Jednak się nie poddał i co każdą noc przychodził do wejścia do piwniczki (bo była na zewnątrz królestwa) i wręczał Ksenonowi anonimowe listy, by biedaczek miał jakiś kontakt z innymi. Po roku, dokładniej dzień przed zamachem na wioskę Kiry, Ksenon napisał list ostrzegawczy... To uratowało Kirze życie. Jednak gdy Kira wrócił po zamachu nocą do piwniczki, Ksenona tam już nie było, nie wiadomo co się z nim stało. Krążą pogłoski, że udało mu się uciec pod nieobecność ojca, ale tych plotek nigdy nie potwierdzono. Z czasem Kira zaczął próbować zapomnieć o chłopaku, który był jego jedynym przyjacielem, nie udawało mu się. W akcie desperacji którejś nocy poszedł do znachorki, która przepisała mu preparat na zapomnienie. Jednak ten preparat nie wymazywał pamięci, tylko zmieniał zachowanie pijącego na takie, które pomoże mu nie myśleć o tym. Miał tych mikstur pod dostatkiem, do czasu. (Przenosimy się w czas około 10 rozdziału) Kończyły mu się ostatnie zapasy, które miał w torbie, od braku zażywania ich zaczął mieć koszmary i oczywiście, myśleć o „przyjacielu” którego imienia już nie pamięta. Ze strachu przed wyśmianiem nie mówi z nikim o tym. Też spoważniał, przywraca mu się stan psychiczny z jego bardzo młodych lat, nie wiadomo jednak... Czy będzie miał siły, by to trzymać tak długo w tajemnicy? Ruszyliśmy do pierwszego prawdopodobnego celu. Wędrowaliśmy parę godzin, a potem zasnęliśmy. Tak dwa dni z rzędu. W trzecim dniu pod wieczór doszliśmy. Miejsce wyglądało na zrujnowane, ale weszliśmy. Zaatakowały nas wściekłe osy, wielkości mojej głowy. Zabiłam pierwszy cel. Dziewczyny z Georgem robiły uniki. Przynajmniej Jackob, Irys i Katia prócz mnie walczyli. Odcięłam jednej łeb. Te zaczęły nas wtedy obrzucać igłami. Daisy dostała taką i się rozpłakała. Gatunek się uwziął na tych najbardziej bezbronnych. Nawet ona wzięła nóż i najmniejszą z nich zadźgała, desperacko się drąc. Gdy wykończyliśmy takich z dwadzieścia i poszliśmy do następnych drzwi, zjawiły się pająki. Najmłodsza zasłoniła sobie zaszklone oczy łapkami. Podszedł do niej ogromny pająk. Zaczęła się cofać. W końcu się potknęła. Wydawało jej bowiem, iż pająk ma wielkie oczy i się oblizuje, że skacze wyżej od niej i ją zje. Chociaż to ostatnie być może byłoby możliwe? W końcu dotarła do ściany. Już miała się całkiem rozryczeć, gdy zobaczyła krwawego brata. Potem Zoe, która się siłowała z paszczą potwora i mnie, gdy jednego ujeżdżałam. Stwierdziła, że to straszne, ale zamiast uciekać, chciała też działać. Postanowiła mu rozerwać paszczę. Ten prawie zjadł jej słabe rączki, gdy...nie jestem pewna, co się stało. Ta się wydarła tak, jakby rzucała falami dźwiękowymi. Cisnęła nas coś do ściany, szyby się roztrzaskały, a pająki umarły. Zatkaliśmy uszy. Tak przez parę minut. Nie wiem, skąd miała tyle powietrza, ale mnie już w pierwszej chwili go zabrakło i bolała mnie od tego głowa. Na czole Daisy pojawiło się pióro szamańskie oraz skrzydła. Miała różowe, lekko ciemniejsze od jej futra, podchodzące odcieniem pod czerwień tatuaże. Tryb boski. Było to coś, co mało kto osiągał. Była mieszanką duchowego przewodnika i druida. Mimo to przez swój tryb miała skrzydła, a jej głos dotknął całą salę dzięki zasięgowi. Jednak nie było czasu na rozmyślania. Jej twarz zaczęła blednąć. Krwawiła na całym ciele, upadła i zemdlała. - Daisy! - George się jej rzucił do pomocy. Irys i Katia jeszcze się przeszli sprawdzić, czy nikogo tam nie ma, a my podjęliśmy próbę leczenia małej. Miała wysoką gorączkę i wiele krwi na futrze. Niedługo wszyscy już nad nią stali. Postanowiliśmy przenocować w pobliżu parę dni, by dać jej czas na wypoczynek. Zbudowałam moimi mocami z pomocą innych mały domek. Mniejsi przynosili materiały na łóżka, a my w trójkę budowaliśmy konstrukcję. Było siedem posłań, półka z lekarstwami oraz lampka zapalana drewnem lub mocami. Poszłam spać, Irys jeszcze chwilę się zajmował myszką, a potem zrobił to samo. - Dobranoc - szepnął, gdy zauważył że jeszcze nie zastęłam. Był to wyczerpujący dzień. Historia o Kirze i Ksenonie od Artgir, autorki postaci Roz. 18 Pov. Ryuka Siedziałam od godziny w celi. Kirę gdzieś zabrano. Pod wieczór zrobiło się zimno. Nie dali nam nawet koca. Potem poszła jeszcze Elisa. Czekałam na nią do późna, ale w końcu zasnęłam. Obudził mnie krzyk. Krzyk Avane, która się obudziła, przez dziewczynę, która wyglądała, jakby była w połowie z krwi. Niedługo naszą grupkę gdzieś zabrano. Kira nadal był gdzie indziej. Dali nam po kawałku starego chleba. Mimo że od wczoraj nic nie jedliśmy, nie tknęliśmy ani gryza. Wyjaśnili, że musimy przejść próbę czy jesteśmy przydatni. Właśnie jakaś biała mysz wykopała prawie stu przeciwników naraz. - Nie boicie się, że umrą? - zrobiło mi się troszkę żal walczących. - To tylko słabe płotki i ci, którzy potrzebują zachęty do współpracy. Nie powinnaś się w to wtrącać, bo sama wtedy tam trafisz — ostro zabronił strażnik. Nasza biała poprzedniczka wróciła. - Damy radę, prawda? - chwyciłam za policzek siostrzyczkę, która się uśmiechnęła. - Tak — skinęła głową. Wszyscy wiedzieliśmy, że to prawdopodobnie jedyna okazja, by uwolnić więźniów i uciec. Starałyśmy się odważnie prowadzić grupę. Nie chcieliśmy ich zabijać, postanowiliśmy być ostrożni. Akiry też z nami nie było. Bałam się o przyjaciół. Gdy dźgnęłyśmy naraz dwóch pierwszych rywali, nie było już czasu na rozmyślania. Pov. Kira Leżałem przykuty łańcuchami na podłodze. Akira miała przynajmniej tę dogodność, że siedziała przywiązana na krześle. Wszedł Hitio. - Jaki wspaniały dzień, czyż nie? Mamy tu zbuntowaną dziewczynkę oraz przyjaciela Ksenona? - zaśmiał się, ale potem spoważniał — nie powinno tu jeszcze być tego czarnego? - Odwiąż mnie! - dziewczyna zaczęła się wiercić. - Okej! - zrobił to, gdy ta wstając z siedzenia o krzywych nogach, potknęła się. Ona akurat to miała szczęście do takich upadków. - Kse...Kse...non? Kto to? - zdziwiłem się. Imię to brzmiało dziwnie znajomo. - Czyżby ktoś zapomniał o swoim koledze? Szkoda, że kiedykolwiek się poznaliście — jakby zastanawiał się, w jaki sposób mnie zabić. Jedyne co pamiętałem to jakieś ciasne pomieszczenie i list. Tylko jaki list? Chwile mi to zajęło, zanim sobie przypomniałem. Czy jednak rzeczywiście ktoś taki istniał? - A ty co się gapisz Alex? Zwiewasz bez nas? - Akira pokazała w drugą stronę. Hitio się wahał czy spojrzeć. Sama wątpliwość była błędem. Dziewczyna kopnęła go pod brodę. Dopiero teraz zauważyłem, że jest taka wygimnastykowana. Zaczęła akrobacjami przy użyciu skrzydeł miotać nadbiegających strażników. - Poradzę sobie, leć — stwierdziła. Po drodze dostałem parę razy jakimś kijem, ale nie przejmowałem się tym. Próbowałem znaleźć drogę do reszty. Ruszyłem biegiem do celi. Wywróciłem się prawie, gdy zauważyłam, że pobiegłem za daleko i zawróciłem. Nie było ich tam. - W prawo, potem prosto, w lewo, prosto, w lewo, przed siebie długim korytarzem — mówiąca siedziała w celi obok. Pobiegłem, ale po chwili wróciłem. - Uwolnić cię? - zerknąłem na jej spokojną twarz. - Nie trzeba, będę już czekać przy wyjściu — mapa mi się pojawiła w głowie, jakby mi ją wysyłała bezpośrednio do mózgu. Zapewne jest jedną z tych wyjątkowych myszy, które umieją więcej. Ruszyłem dalej. Pierwsze skręty przebiegłem szybko. Potem jeden strażnik chciał mnie zabić, jednak nie udało mu się. Prędkości dodawała mi myśl, że inni sobie też radzą, lub w gorszym wypadku, właśnie umierają lub im karzą myć podłogi. Chciałem być z nimi. Czy skrzydlata też spotka tą białą? Patrząc teraz na moje nowe znajomości, czasem lepiej komuś zaufać, mimo że historia z byłą dziewczyną na to nie wskazywała. Dotarłem do ostatniego korytarzu. Biegłem ile tchu, jednak ten był długi jak cała moja szkoła. Zobaczyłem obraz, przyjaciół, może nie do końca zadowolonych, ale w komplecie. - Biegnę! - pomachałem im radośnie. Pov. Ryuka Moja broń świetnie się sprawdzała na przeciwnikach, mimo że była lekko stępiała. Nie musiałam się prawie ruszać. Dwie myszy wykorzystały moją chwilę nieuwagi i mnie złapały, a trzecia celowała już we mnie nożem. Już chciałam zamknąć oczy i się poddać, gdy zobaczyłam gdzieś w korytarzu zbliżającą się szybko postać, postać, która krzyczała, że przychodzi z pomocą. To mi dodało otuchy. Wszyscy dostali z nogi, a ja miałam tylko zadrapanie na szyi. Chciałam zmieść wszystkich, gdy Kira na mnie wbiegł, przytulając do siebie. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, czy go odepchnąć, czy tak zostać. Z rozkojarzenia prawie dostałam od wroga dzidą w łeb. Chłopak jednak do tego nie dopuścił. Musieliśmy powrócić na chwilę do rzeczywistości i odłożyć tęsknoty na później. Kira patrzył się też czasami na Yuki. Pewnie z nią też by się tak przywitał, jednak różnica w ich położeniu, była zbyt wielka. By ją przejść, trzeba by było unieruchomić prawie całe zbiegowisko. Aiko nadal siedziała w Yuki, to pewnie ona dawała jej taką siłę. Wyglądała, jakby tylko tańczyła do muzyki, która gdy się tylko skończy, przepadną wszystkie stworzenia niepotrzebne jej melodii. Ja z tym tępym jak noga stołowa przygłupem też powoli się zgrałam. On chronił mnie a ja jego. Po chwili zbliżyliśmy się do Avane, a potem do reszty. Tylko Yuki tam nadal została. Jednak to, że stała tam sama, nie oznacza, że była bezbronna. Można by powiedzieć, że radziła sobie lepiej niż my wszyscy razem wzięci. Niedługo wokół niej byli tylko ranni. Obróciła się w naszą stronę, jakby jeszcze nie skończyła i wyciągnęła przed siebie sztylet. Nie byłam pewna, czy to Aiko coś jej robi, myśląc, że to okazja, by jednak nas też wykończyć? Yuki była przecież tego świadoma, co robi. Ren ruszył w jej stronę. Kira też by tak chciał, ale nie miał szans jej dosięgnąć, tak samo, jak ja. Nie śpieszył się, a ta, gdy się szykowała do ataku, prawdopodobnie nie zajerestrowała jego obecności. Gdy już był bardzo blisko, chwycił ją za ramię. - Już koniec. Nie musisz się tym martwić — szepnął niesłyszalnie. Słyszałam głośny oddech siostry i jej szybkie bicie serca. Wydawało mi się, jakbym słyszała też jej myśli. Wiedziałam, że zaraz nie wytrzyma. Miała dziwną minę i wzrok. Jakby kłóciła się z samą sobą. W końcu nie mogła tak wiecznie udawać silnej. Zauważyłam malutkie łezki w jej oczach. - Znowu to się stało... - szepnęła w ten sam sposób, powoli tracąc przytomność. - Pamiętasz, jak mnie odrzuciłeś? Nadal cię lubię — wywnioskowałam z jej ruchu ust. - Nie mogę, kiedyś zrozumiesz. Będzie to jednak wtedy, gdy już mnie nie spotkasz — poraz trzeci prawdopodobnie odczytałam przekaz. Kira poprowadził nas do dziewczyny, która podobno nas wyprowadzi w bezpieczne miejsce. Rzeczywiście przy wyjściu spotkaliśmy osobę, którą ujrzeliśmy już przed walką. - Nie mamy czasu na przedstawianie się i wyjaśnienia. Jeśli ze mną idziecie to na moich zasadach i w moim tempie. Oddalmy się, przez wieczór macie czas na przygotowanie się, o piątej ruszamy — zarządziła i wybiegła. Załatwiliśmy paru strażników, więcej przeszkód nie było, oddalali się sami bez żadnych przeciwwskazań wobec nas. Akira na nas czekała już dalej. Tak więc o dwudziestej, po czterogodzinnej wędrówce, zrobiliśmy przystanek. - Gdzie tak właściwie zmierzamy? - zaciekawiłam się. - Nie wiem, czy mogę wam ufać — zaprzeczyła. Tak więc dostaliśmy nakaz spania i nieprzeszkadzania jej, gdy ta pełniła całonocną wartę. Nie podobało mi się to. Skąd my mamy wiedzieć, czy nas nie pozabija? Pov. Rose Daisy się obudziła. Chciała pić, chociaż ledwo przełykała. Tak od pięciu dni co jakiś czas. Czasem się budziła w środku nocy. Było to niepokojące. Nie krwawiła już, ale nadal miała wysoką gorączkę. Trudno było stwierdzić czy jej się polepsza, czy wręcz przeciwnie. W nocy obudziła się z dziesięć razy. Postanowiliśmy iść do tajemniczego miejsca na mapie. Może tam się zatrzymują albo jest tam jakiś obóz? Z drugiej strony, czy warto narażać małą? Postanowiliśmy to jednak sprawdzić. Kto wie, czy nie ma tam pomocy lub sióstr? - Jeśli będzie taka potrzeba, Irys machnie przeciwników młotem i już! - Katia zapewniła małych. - Młotem? Pokaż go! Pokaż!!!! - George zaczął z podekscytowania nękać chłopaka. - O co chodzi? - Irys dopiero wyłapał, że rozmawiamy. - Młot pokaż! - Jackob też go zaczepił. - Młotek! Młotek! - George zaczął mieć takie wyobrażenia, że aż się zaślinił. Chłopak pobladł. Wyglądał, jakby ktoś mu zadał cios prosto w serce. - Mój młot... Oddawać... Idziemy po młot... - zaczął mamrotać i się podniósł. - Nie ma mowy! - koleżanka gwałtownie go posadziła z powrotem na miejsce. Sytuacja mnie trochę bawiła, Gdy ktoś napotykał wzrok Irysa, od razu atmosfera znów stawała się niezręczna. Gdy nadeszła odpowiednia godzina, w końcu jednak ruszyliśmy, mimo niechęci niektórych podróżników. Rodział 19! Roz. 19 Żmudna wędrówka trwała już od pięciu godzin. Gdy myślałam, że jesteśmy blisko, powiedzieli mi, że nawet w jednej czwartej drogi nie jesteśmy, cokolwiek by to nie znaczyło. Łapki mnie już bolały, a co chwilę chodziliśmy pod górę. Pojechać na razie nie mogliśmy. Droga była za stroma i było za dużo kamyków. Często robiliśmy przerwy ze względu na Daisy, która gdy się budziła, ciągle na coś narzekała. Trudno było ją zrozumieć, gdy mówiła takim słabym głosikiem. Ponadto było dziś chłodnawo. Nie wszyscy mieli odpowiednie okrycie, które trzeba było zdobyć. Zwłaszcza że idziemy na północ. Liczyłam czas drogi krokami, jednak gdy doliczyłam do stu, nie wiedziałam co dalej. Taki już los tego, kto się z mądrymi pięć lat nie widział. Nocą byliśmy około w połowie drogi. Rozbiliśmy obóz. Jak mówiłam, nie możemy narażać małej. Byłam na pierwszej warcie. Po jakimś czasie zrobiło się niepokojąco. Zaczęły mi się kleić oczy. Zobaczyłam mysz. To ona to powodowała. Było bardzo duszno, mimo że nie powinno. Dopilnowała, bym straciła przytomność. Obudziła mnie rano Katia. Okazało się, że spadłam na kamienie, zasypiając i miałam ranę na głowie. Mało co mogłam sobie przypomnieć, ale byłam pewna, że to nie tak, że po prostu zasnęłam. Migał mi przed oczami obraz jakiejś postaci we mgle. Poszłam do namiotu się jeszcze chwilę przespać. Była dopiero piąta. Jednak szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy i poszłam się rozejrzeć. - To ty! - oniemiałam na widok białej, która co chwilę zerkała, co się dzieje. Ta pokazała innym, których zasłaniały drzewa, by stanęli. Wyczarowała jakąś barierę i mnie zignorowała. Usłyszałam szepty. Były to dziwnie przyjazne głosy. - Chodź, Daisy chyba coś się dzieje — chwyciła mnie. Rzeczywiście wyglądała bledziej, co nam dodało motywacji do dalszej drogi. Byliśmy coraz bliżej celu. Katia się potknęła. - Co to za... - zobaczyła, że była to zwykła zawieszka, która teraz już była w kawałkach. - Złota — pomyślałam. Była rozbita. Szkło wbiło się jej w nogę. Jednak nie to mnie zaciekawiło. W środku leżało zdjęcie. Wzięłam je ukradkiem do kieszeni. Dziewczyna lekko utykała, jednak wstała bez narzekań. W końcu Daisy miała gorzej. Droga była coraz bardziej wyboista. Chwilami wiał też silny wiatr. Nie byliśmy w stanie przejść długiej drogi. Przez lornetkę, która plątała się w plecaku, ujrzeliśmy cel. Były to wysokie, śnieżne góry. U ich podnóża rozbiliśmy obóz. Co nas lekko zmartwiło, było widać inny w niedalekiej odległości. Gdy wyszłam nocą, podszedł do mnie któryś z tamtych obozowiczów. - Daj zdjęcie. Jest osoba, której na nim zależy — wyciągnął rękę. Chciałam mu je dać, jednak zorientowałam się, że nie zobaczyłam, co na nim jest. Gdy przeanalizowałam, kim są osoby ukazane na niej, zaniemówiłam. Pokręciłam odmawiająco głową. Obraz się rozpłynął. Znów leżałam na swoim miejscu. Sprawdziłam kieszeń. Zdjęcia tam nie było. Wyjrzałam szybko na zewnątrz. Ta sama sylwetka gdzieś biegła z obrazkiem. Pobiegłam szybko za nim. Niełatwo było go dogonić. Ostatecznie zabrałam mu zdjęcie. - To moje, nie możesz kraść zdjęć, na których jestem — starałam się udawać poważną. Ta mysz. Ta mysz rozmawiała wtedy z moimi siostrami. Musiałam chwilę przeanalizować to, przed odejściem, gdy zniknęła i fotografia i chłopak. Wyjaśniłam Irysowi całą sytuację. Postanowiliśmy iść razem z planem. Na pewno mieli taki cel jak my. Rano obudziliśmy się z wiadomością, że dalej idziemy sami. Rozejrzałam się wokół. Zamknęłam oczy. - Pewnie się niepokoisz, co? - Yuki się uśmiechnęła. Przypomniały mi się słowa mamy, gdy przechodziliśmy przez wiszący most. Byłam bardzo malutka i wydawało mi się, że jesteśmy bardzo wysoko. Jednak żeby pokonać to uczucie, trzeba się podjąć wyzwania. To jest jednak bardziej trudne niż uciekanie od tego. Podróż bez tej niemiłej, jednak też niezwykłej tutejszej obywatelki, wcale nie widziała mi się dobrze. Obserwowałam malutkie kształty, podążające daleko za nami. Jednak nie wiadomo czemu, niedługo nas przegoniły. Jakby nas nie widzieli. W pewnej chwili nie mogliśmy się dalej wspiąć. Ta mysz nas obserwowała. Ukradkiem pokazałam ją innym. Niewidzialna ściana blokowała nam drogę. - Czego chcesz? - pokazałam na nią zdesperowana palcem. - Coś mi tu śmierdzi władcami wiatru, nie? - zadowolona to ona nie była zdecydowanie. - Moje siostry też są władcami wiatru — chwyciłam ją za słówka. Oglądnęłam się na moje szare włoski. Nadal były zniszczone, w końcu czego się spodziewać. - Dobra. Wejdźcie, będę miała na was oko — znikła z mgłą jak zawsze. Droga stała się prostsza do pokonania. No właśnie. Co mnie zadziwiło, drudzy podróżnicy byli już prawie na samej górze. Ktoś im pomagał. No właśnie... To na pewno ta dziewczyna. Rozdział 20! Rozdział 20 Droga była o dziwo krótka i bezpieczna. Co oczywiście nie znaczy, że nie męcząca. Niedługo dotarliśmy do bram miasteczka. Trzeba było poczekać, aż ktoś nam otworzy. Zapukałam. Z chatki obok wyszła staruszka. - Kim jesteście? — zaczęła nam się przyglądać podejrzliwym spojrzeniem. - Potrzebujemy pomocy. Nie wie pani może, czy nie weszła tu poprzednio przypadkiem... - nie dokończyłam, bo nam zamknięto drzwi przed nosem. - Proszę otworzyć. Mała jest chora — Katia zaczęła się denerwować i z powrotem tłuc w drzwi. - Nie jesteście stąd, gości nie przyjmujemy — wywarczała na nas. - Nie bądź taka babciu, możliwe, że naprawdę tak jest... — usłyszałam cichutki głos. - Jeszcze narozrabiają. Nie pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? - ostro odmówiła. - Babciu... - próbowała pomóc. - Co się dzieje? - kolejny chłopak przyszedł — wpuśćcie ich, jest za głośno — ziewnął. - Niech będzie — babulka pokręciła głową. Ta sama niemiła starucha, okazała się niezłą kucharką i naszą pomocą. Poczęstowała nas gorącą czekoladą i kawałkiem ciasta. W końcu stwierdziła, że może aż tacy źli nie jesteśmy. Przedstawiła się. Nazywa się Omnia, a jej wnuczka to Sally. Mimo tego, że góra była ośnieżona i wiał tam groźny, silny wiatr, to w osadzie było lepiej. Oczywiście, nadal był śnieg mimo wiosny, a bałwanów było nie brak. W ogrodzie Omni jednak było przyjemnie ciepło, wręcz gorąco i przytulnie. Było tam pełno róż. - Jest źle — naraz powiedziała Merry, odwiedzająca właśnie chatkę i staruszka. - Co jej jest? - George zaniepokojony od godziny stał nad siostrą. - Na pewno zachorowała. Możecie opowiedzieć, kiedy i jak to się stało — ciągle pochylając się nad małą, zaczęła wypytywać. Oczywiście wszystko, ze szczegółami opowiedział jej George, zanim zdążyliśmy zacząć wypowiedź. - Czasami jest tak, że w nagłej sytuacji limit umiejętności, który osiągniesz za życia, cię ratuje, w zamian za prawdopodobną utratę mocy. Możliwe, że będzie przez jakiś czas osłabiona, prawdopodobnie straci możliwość szamanowania — westchnęła. - Nie da się tego naprawić? - zmartwiła się Katia. - Najpewniej nie, ale ważne, żeby wyzdrowiała — starała się uspokoić brata Daisy. O dwudziestej pierwszej maluchy, czyli Zoe i George, oraz Jackob dostali nakaz spania. Daisy nie trzeba było nawet mówić. Ostatecznie dali się ułożyć o dziesiątej. Nam pozwoliła nie spać, do której chcemy, jednak i tak wszyscy padliśmy i drzemaliśmy jak dzieci na materacach. Rano znów nas odwiedziła Merry. Udało nam się coś dowiedzieć o tamtym obozowisku. Poszłam szukać moich sióstr. Usłyszeliśmy o wizycie kolejnych podróżników. Obecnie mieszkaliśmy w domu pewnego jedenastoletniego chłopca. Był niemiły i arogancki, ale dawał nam spokój, puki byliśmy cicho. Nagle usłyszeliśmy głośny ryk. Poszliśmy sprawdzić, o co chodzi. Kira ciągle trzymał mnie za moją futrzastą rękę. Wiał ostry wiatr. Coś mnie niepokoiło. Pobiegłam przed siebie. Oczywiście chłopak dotrzymywał mi kroku. Zatrzymał mnie w porę, kawałek ziemi przede mną zaczął się trząść. Powstała pewna przepaść. Skoczyłam, wspierając się skrzydłami, które nadal machały bardzo niepewnie. Wszyscy ostatecznie przeszli, Avane zbudowała spory most. Było słychać głośny oddech. Dobiegał on od strony najważniejszego budynku w mieście, według moich informacji. Wstęp tam jest zakazany. Mimo tego, że niektórzy byli przeciwko temu, weszliśmy tam. Okazało się, że w środku też nastała panika. Na dole mieszkało parę osób. Na górę nawet oni nie mieli wstępu. Oczywiście zaryzykowaliśmy. Wymknęłam się cichutko z chatki. W sumie niepotrzebnie tak cicho, ponieważ byłam tu sama. Pobiegłam swoim tajemnym przejściem do brata. Miałam do niego ważną sprawę. Ona zniknęła. Nie pamiętał o niej, ale może mi się uda go przekonać. Nie mogłam się zdecydować czy poprosić o pomoc takiego kogoś jak on. Ostatecznie się zdecydowałam. Wychwyciłam go w korytarzu. Nie chciałam, żeby inni mnie widzieli. - Lui... - zamknęłam się z nim w jego pokoju. - Leo posłuchaj. Ona znów tu była. Słyszałeś te dźwięki? Obawiam się, że coś jej się sta... - przycisnął mnie do ściany. - Przestań wymyślać i zmykaj, nie wierzę w takie bajki — skwitował śmiechem moje słowa. - Czemu... Czemu choć raz nie możesz być miły i mi uwierzyć? - wykrzyczałam i tak szybko, jak weszłam, wyszłam. Tak naprawdę nie miałam kogo innego prosić. Taki los. Gdy wróciłam do chatki, mieszczącej się w ciepłym lesie obok gór. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Miałam dość. Zupełnie dość... Najzwyczajniej na świecie się rozpłakałam. W końcu co miałam myśleć moim bracie? Nim się obejrzałam po moich kolanach przebiegła wiewiórka. Mnie już rozpoznawało każde zwierzę z okolic. To mi trochę poprawiło humor. Jednak i tak było mi smutno. - Jest dobrze — powiedziałam jakby do siebie i się uśmiechnęłam. Postanowiłam. Poszłam zająć się kwiatkami, a później, jeśli jej nie zobaczę, zastanowię się nad wybraniem się na poszukiwania. Śnieg coraz bardziej gęstniał. Na razie nie znaleźliśmy tropu. - To nie ma sensu. Zawróćmy — Yuki zaproponowała. - Nie tym razem. Wyczuwam coś — wskazał na ukos Ren. Postanowiliśmy to sprawdzić. Merry też coś słyszała. Ujrzeliśmy znaną sylwetkę. - Valeria! Wracaj! Nie poznajesz mnie? - biała mysz desperacko za nią goniła. Avane natomiast napłynęły do oczu łzy. Merry i reszta też wyglądali na zadowolonych. Zaczęła się wielką gonitwa, chociaż znajoma z niewiadomych przyczyn uciekała. Gdy się wywróciła, walnęła w nas śnieżką. Straciła na chwilę przytomność. Później, już bardziej spokojna się do nas odezwała. - Valeria! - dziewczyna ją podniosła. - Ale kim... Jesteście? Kim ja jestem? - zdziwiła się i znów zemdlała. Rozdział 21 Rozdział 21 Nic nie pamiętała. Nawet mnie. Mimo że widywałyśmy się codziennie, obserwowałam ją, gdy latała po niebie. Spróbowałam dotknąć jej białej sierści. Leo jej nie pamiętał. Nie atakowała mnie. Było trochę bez siły. Zasnęłam przy niej. Tak jak, wtedy gdy nas przygarnięto. Znaczy mnie. Tej białej dziewczyny nikt oprócz mnie wtedy nie potrafił zobaczyć. Wiem, że jestem dorosła. Powinnam być poważną panną Luizą, żyjącą wśród obozowiczów w ciągłej zimie. Tymczasem jestem samotną dziewczyną, która nadal nie umie dorosnąć. Której jedyna przyjaciółka, z którą nigdy nie rozmawiała była teraz skulona gdzieś na dnie w pudełku. Tym samym co kiedyś. Jakby oszalała. - Jest dobrze. Też nie daję rady — pogłaskałam ją. Nie bałam się jej mimo jej dziwnego pochodzenia. Myszą na pewno nie była. Postanowiłam z nią na pewien czas zostać. Wiązałam z nią więcej wspomnień niż z kimkolwiek. Valeria niczego nie pamiętała. Nie chciała z nami iść. Stwierdziła, że musi znaleźć źródło dźwięku. Więc Avane z Merry zarządziły, że dziewczyna nas prowadzi. Biała miała na imię Rose. Jak ja. Niedługo nasza znajoma zaczęła znów szalenie biec. Mówiła, że to jest białe latające stworzenie. Musieliśmy nadążać jej szybkim nogom. W końcu wróciliśmy do punktu wyjścia. Byliśmy coraz bliżej dźwięku, stawało się coraz bardziej ciepło. W końcu nie mogliśmy wytrzymać takiej temperatury. Szliśmy jednak schodami do góry. Ryuka nie mogła sobie dać z tym rady. - Wracajcie. Cień nie odczuwa niczego, ja pójdę — zablokowałam im przejście. - Nie ma mowy, nie puścimy cię samej — Ryuu i reszta zaprzeczali. - Posłuchajcie jej. Pójdę z nią — Ren nie czekał na ich odpowiedź. - Ale... - chciałam się oprzeć. - Trzymaj się mnie. Nie zapominaj, że też mam swoje specjalności — uśmiechnął się. Rumieniłam się. Byłam tego pewna. Szłam, gdy ogień mnie dotykał i oślepiał. Bałam się. Niedługo by mnie pochłonął. Miałam jednak rację. Razem z nim byłam nietykalna. Nasz powolny, równy krok był zgrany. Gdy byliśmy na górze, ujrzałam ogromną, skrzydlatą istotę ziejącą ogniem i dziewczynę. Wyrwałam się mu. Chciałam szybko je uratować. Zaczął mnie pochłaniać ogień. Wyszedł ze mnie cień, gdy prawie weszłam pod paszczę zirytowanego stworzenia. Chciała to cofnąć, ale było za późno. Zaczęłam być trawiona przez ogień. Bolało. Hitio rzucił we mnie nóż. - Pamiętaj o mnie... - wychrypiałam. - Nie, uratuję cię, obiecuję — podbiegł. - Uciekaj — pokręciłam głową. - Nie umieraj. Masz u mnie dług, nie możesz! - nawet po jego policzku spłynęła łza. - Nie masz innych powodów? - wziął moją rękę, a ja go dotknęłam. Czas. Jeden dotyk. To mi wystarczyło. Otworzyłem ponownie oczy. - Wracajcie. Cień nie odczuwa niczego, ja pójdę — zablokowała im przejście. - Nie ma mowy, nie puścimy cię samej — odpowiedź znów brzmiała tak samo. - Dalej... Nie wystarczy — kosztowało mnie to trochę energii, jednak znów się cofnąłem. Tym razem znalazłem się jeszcze w chatce. Rozległ się ten sam ryk. - Godzina 15:16. Idź wtedy do tego budynku. Ani sekundę wcześniej. Idź ich powstrzymać. Nadejdą od północy. Liczę na ciebie i czekam — w tym momencie mnie wciągnęło. - Co? Słyszałam coś... - Ryuuka patrzyła na oniemiałą dziewczynę. Usłyszałam jakiś szept. Yuki kategorycznie zabroniła iść do budynku i kazała iść na północ. Sama prowadziła nas. Hitio z armią na nas czekali. Wzięła oddech. Wystrzeliła z łuku, a ja wzięłam sztylet. Merry walczyła o wiele lepiej niż na początku, ale zajmowała się też opatrywaniem ran, czego się nauczyła u jakiejś staruszki. Kira miał kolejną głupkowatą technikę. Jednak była skuteczna. Avane też sobie radziła. Byli wszyscy. Tak mi się wydawało. Zastanawiałam się, do kogo należał szept z wcześniej. Yuki też nad czymś rozmyślała. - Ren? - naraz skojarzyłyśmy. Armia zaczęła nas pokonywać. Była 15:14. Skinęłam na nią głową, gdy się wywróciła z raną na ramieniu. Pobiegła najszybciej, jak mogła z pomocą towarzyszącej jej dziewczyny. Niedługo za nią pobiegłam. Nie wiedziałam gdzie, nie dawaliśmy nawet rady jej nadążyć. Zostaliśmy z tyłu. Minęliśmy jakąś mysz. Siostra? Nie miałam pewności, była za daleko. Na razie biegnięcie to był priorytet. Zabrakło mi tchu. W tym momencie budynek wybuchł. W ostatniej chwili zostałam osłonięta jego ramieniem. - Dzięki — szepnęłam. W tej chwili zdałam sobie sprawę, w jakiej pozycji jesteśmy. Od razu zerwałam się na nogi. - Nic ci nie jest? - popatrzył się z rozbawieniem, gdy go zabrałam za rękę i ruszyłam. Musieliśmy uciekać. Biała zamieniła się w dziewczynę, była smutna. - Chodź — niebieska, mimo zdziwienia z nami pobiegła, praktycznie ciągnąć za sobą białą. Byliśmy cali i zdrowi. Przy wejściu, drzwi, które niestety wyleciały z zawiasów, zostały wykopane. Weszła Dixa. Tym razem była ubrana w bardziej ekskluzywne rzeczy. Była tu jedną z ważniejszych osób. - No naprawdę... Nie macie tu wstępu, co się dzieje? - pretensjonalnym tonem zaczęła na nas patrzeć. - Uratowały nas — niebieska zaczęła nas bronić. - A to nie wy spowodowałyście zamieszanie? Kim jesteście? Nie znam was, wynocha! - wskazała drzwi. - Luiza, siostra Leo z mieszkania numer trzy, wstęp dla odwiedzających, nawet mi nie wykasowałaś obywatelstwa — nieśmiało spróbowała wyjaśnić. - Zapomnij. Chodźcie — wskazała na ocalały pokój. Następne rozdziały strona 6 #112 Dernière modification le 1590092820000 |
3 | ||
UUU super ROZDZIAŁ!!!! Ale co się stało z Valerią? Zniknęła czy umarła? |
Artgir « Consul » 1586763180000
| 2 | ||
Oh boy czekam na więcej |
Midorichanmarmi « Censeur » 1586850660000
| 2 | ||
Kosmo a dit : Niii tylko nie Valeriaa D': ja jo kocham |
Sarada8585 « Censeur » 1586985780000
| 1 | ||
Rozdział 14! Rozdział 14 Pov. Akira Woda zalała całe moje ciało. - Alex! Alex! - wydudlałam, gdy ta mi się wdarła do gardła. Dusiłam się. Straciłam przytomność, a potem się obudziłam w więzieniu władców wiatru. Potem pamiętam, że mi coś wbili w szyję. Nic poza tym, aż do teraz. Byłam z Alexem w jakimś namiocie. - Patrz! Alex, obudź się! To już wiosna! - wyszeptałam. - Aki... Baza jest tam, gdzie... Pomóż — napadł go wielki kaszel. - Czekaj, zaraz ci coś dam, żebyś wyzdrowiał. Na pewno z tego wyjdziesz! - wyszlochałam. Alex zasnął. Z czasem do mnie doszło, co robiłam w transie, razem z nim. Zabiłam wiele myszy i się nad nimi znęcałam, chodziłam gdzie mi kazano i mówiłam co mi kazano. Nie mogłam w to uwierzyć. Na muchę nigdy ręki nie podniosłam, jak to się stało? Poszłam się przewietrzyć, przeżywałam wielki szok. Sama ledwo pracowałam mózgownicą po tym wszystkim. Postanowiłam się przespać i wyruszyć gdzieś w drogę za parę dni. Myszy, które nam podały lekarstwo, wyglądały na takie, którym można zaufać, ale nie chcę im się narzucać, jak i nikomu innemu. A więc zaspokoiłam mój brzuch i się położyłam, opierając się plecami o brata. Pov. Ryuu Skoczyłam szybko na drugi kamień, a potem trzeci. Elisa za mną. Kira skoczył na kamień za nią, gdy most się zatrząsł. Liny się naciągnęły, zaczęłam szybko przeskakiwać kolejne kamienie. Gdy stanęłam po drugiej stronie, most się zerwał. Przyjaciele szybko się złapali lin, przepaść była za duża, by ją przeskoczyć. Pomogłam im się wspinać mocami szamana razem z Avane, która użyła ich już dawno temu. Elisa z tego wszystkiego jedyne, czego się trzymała, to lewej łapki Kiry. Nie mogliśmy im pomóc, nikt z nas nie miał tak dużego zasięgu. Kira próbował ją wciągnąć. W tym czasie kolejna fala zaczęła zmierzać w naszą stronę. Fala zalała naszych przyjaciół. Widzieliśmy jeszcze tylko, jak niesie ona Elisę, której łapa się wyślizgnęła Kirze, który sam ledwie się trzymał. Wyciągnęłam rękę, jakbym mogła jej dosięgnąć. Wiedziałam, że to niemożliwe. Nagle zauważyłam, że Yuki krwawi. Shira jej wbiła nuż w plecy, a ta upadła bezradnie na kolana, a potem na ziemię. Chyba zemdlała. - Próbowała oszukiwać z jego mocami, jaka szkoda... Jak się pośpieszycie, to może przeżyje, ale wątpię, by taka kruszynka to przetrwała — zaśmiała się — zapraszam do poziomu trzeciego! Moje ciało zaczęło drżeć, a ta się na mnie patrzyła kpiąco, jakby mi też chciała coś zrobić. Zachowałam się na nogach. Nie czułam nic poza moją złością. Poszłam wsiąść Yuki. - Ja ją wezmę — stwierdził Kira. Gdy w moich łapkach pojawił się miecz, pomyślałam, że morderczyni chce, abym spróbowała ją zabić. Jednak gdy otworzyły się drzwi do poziomu, zmieniłam zdanie. - W-walka na...? - zdziwiłam się, bo nie wiedziałam jak nazwać te istoty. Miałam problemy z dosiąściem największej, ale w końcu się udało. Zadaniem naszym było drewnianym mieczem strącać przeciwników z ich zwierząt i samu nie zostać strąconym. Mój wierzchowiec wcale nie był przyjemny, już z pierwszym przeciwnikiem oberwałam parę razy. Najlepiej sobie radził Ren. Sterował nim tak, że był posłuszny, jak zwierzątka z bajek dla dzieci. Merry natomiast ledwo się trzymała, ale jej zwierz tak wysoko się wznosił, że prawie jej nie umieli dosięgnąć. Kira dostał najwygodniejszego, więc był z Yuką bezpieczny, kryjąc się za kolegą. Avane z czasem sobie radziła coraz lepiej, ale też czasem jej trochę nie wychodziło. Najlepsze było to, że ich było trzysta, a nas tylko sześć. Ren próbował chyba coś zmajstrować, ale na te istoty to najwyraźniej nie działało, sądząc po jego minie. Kira taranował wszystkich kulami. Nagle myszy się zatrzymały. - Pozostały trzy godziny — rozległ się głos, a potem szybko wszystko się przywróciło do normy. Zabiłam kolejną mysz, przy okazji z czerwoną pamiątką na mojej głowie. Ren podbiegł do Kiry, torując sobie drogę. Najwyraźniej Yuki się obudziła. - Ta...Shira nas tylko straszyła? - zaczęłam miotać przeciwników dwa razy szybciej ze złości. Zaczęło grzmieć. Błyskawice natychmiast pozabijały połowę wrogów. Z nieba spadła podobna istota, do tych które nas prowadziły. Yuki dostała swojego zwierza stworzonego przez kolegę. A może...chłopcy wymyślili żart, żeby rozśmieszyć nas...czy oni może rozśmieszyli te istotki? Razem z nami przestały być zmęczone walką. Yuki nic nie robiła, zwierz sam strącał jeźdźców, a jego gatunek z zaciekawieniem podążał za nim i strącał swych jeźdżców, jakby opanowywały walkę. Potem Yuki musiała się przesiąść, bo nieznany zniknął przez Shirę, która się mocno wkurzyła. Wyszliśmy z gry. Byliśmy już w tej samej sali, co na początku, a Elisa z nami. - Za falą było wyjście, a wy ciągle tu byliście w transie, jakby w jednym śnie — zdążyła wywnioskować przez naszą nieobecność. - Czyli Valeria żyje?! Gdzie jest? - Avane się dopytywała Shiry. - Została zabita poza grą — zaśmiała się, ale gdy ją otoczyliśmy, straciła humor. - Gdzie ona jest, gadaj albo wiesz, co cię czeka — Avane przyłożyła jej nuż do gardła. - Nie wiem, w losowym miejscu na świecie — zobaczyłam łezki w jej oczach. Avane chciała ją zabić. Chcieliśmy ją jednak zostawić jeszcze jako informatora. Związaliśmy i prowadziliśmy ją do naszego namiotu. Mysz, które wcześniej tam spały, nie było. Szukaliśmy ich, ale niczego nie znaleźliśmy. Poszliśmy niedługo z Kirą i Elisą, która chciała sprawdzić poprawność wykonania łódki zerknąć na nią. Pov. Akira Poszłam z ledwo przytomnym Alexem, który nadal mało co pamiętał do naszego transportu. Łódka wyglądała na nową, ale nie znałam jej właściciela. Nie lubię kraść, ale nie miałam wyboru. Pomogłam Alexowi wejść do łódki. Sama stałam już w niej jedną nogą, gdy usłyszałam łamiącą się na pół gałąź. Moi wcześniejsi wybawiciele, w tej chwili byli jak wrodzy. A co jeśli oni byli właścicielami transportu? Odwróciłam się, by z powiewem włosów szybko wsiąść do pojazdu, gdy w tym momencie ktoś podniósł mnie do góry, ciągnąc za grzywkę. - Zostaw!!! - zaczęłam go kopać, żeby mnie zostawił, ale o dziwo nie dosięgałam, chłopak był drobnej budowy, chociaż był starszy. - Okej — nadal mnie trzymał — nie myślałaś, iż tak powiem, prawda? - posłał mi puste spojrzenie — a może nam coś najpierw opowiesz, złodziejko? - Puść ją, chyba nie sądzisz, że będzie mówić w tych warunkach — dziewczyna zwróciła się do niego. Ten mnie dosłownie puścił, czego się nie spodziewałam, a że cały czas próbowałam go kopnąć i byłam w nietypowej pozie, potknęłam się i wpadłam do rzeki. - Gamoń! - szybko wynurzyłam głowę i chlusnęłam na niego wodą, gdy w jego łapie pojawił się parasol. Pewnie nie zdołam sobie nigdy wyobrazić, jak żenująco musiałam wtedy wyglądać. Wyszłam z wody. - ... I to emm... nie do końca miało tak być, myślałam, że to nie jest wasza łódź — skończyłam opowieść. - Nawet jeśli, to tak nie można, nawet nas nie poinformowałaś — powiedziała niebiesko włosa, która dała mi też ręcznik. - Od roku nie gadałam z ludźmi w moim wieku, a was nie było. Poza tym on mi prawie włosy powyrywał — skinęłam na niego. - Ty zaczęłaś z nami — biały się odezwał. - Nie wracajmy do tego. Jestem Yuki, a ty? - zapytała. - Akira — odwróciłam głowę. - Ren — prychnął. - Alex — w końcu otworzył oczy. - Elisa — zdążyliśmy już zapomnieć o jej obecności przez tę sprawę. Tak się zagapiliśmy, że inni sami nas znaleźli. |
Constellation « Citoyen » 1586985840000
| 3 | ||
No to ja też może coś dorzuce c: Imię: Catherine Wiek: 20 Plemię: Prawdopodobnie Druid Płeć: Kobieta Charakter: Na pierwszy rzut oka wygląda na przeciętną, ale przy poczęciu otrzymała niezwykłą moc, która została źle wykorzystana. Udaje miłą i jest lubiana, ale w rzeczywistości robi to dla większego celu jakim jest zdobycie władzy i zgładzenie przeciwników. Chowa swoje umiejętności przed innymi, żeby nie pokrzyżowali jej planów. Inne: Zaufała tylko jednej osobie, ale ona zdradziła jej plan i przyczyniła się do wygnania Catherine |