[FF] Przyjaźń i zdrada |
Maarfinka « Sénateur » 1452114240000
| 0 | ||
Dzięki tak trochę mi się nie chce, ale ciii |
Maarfinka « Sénateur » 1454145780000
| 0 | ||
Ok może jutro będzie rozdział I prosiłabym o jakąś krytykę bo mam wrażenie że ten fanfik jest do kitu |
Pegazmysz « Consul » 1454145840000
| 0 | ||
Mi tam się wszystko podoba. I czekam na rozdział. '-' |
Maarfinka « Sénateur » 1454185260000
| 0 | ||
Oh my god, jakie to długie XD Nie ma to jak pisać o własnym zmęczeniu Rozdział XVII Część II, Rozdział XVII "Spotkanie" Po wielu dniach rekonwalescencji po odniesionych ranach na wskutek bitwy z kotem, Lena stwierdziła, że mimo,że przepraszała nas wiele razy, to musi jeszcze zaprosić nas do jakiegoś baru, albo restauracji. Umówiła się z nami na wieczór, więc całe popołudnie mieliśmy wolne. Poszłam więc sama najpierw na survivor, lecz po paru rundach obrywania kulą po głowie postanowiłam pójść na jakiś zwykły room, bo jakbym tam została dłużej to bym jeszcze wstrząsu mózgu dostała, lub czegoś. Akurat natrafiłam na nowy event, o którym nawet nie miałam pojęcia, bo ostatnimi czasy rzadko chodziłam do mysiej strefy. Razem z dwudziestomaparoma myszkami zespawnowałam się na mapie. Było to chyba w jakimś lesie, ale nie jestem pewna, bo nie przyglądałam się dokładnie mapie z powodu ekscytacji eventem. W końcu, mapa pojawiała się raz na jakiś czas, więc nie mogłam tego spaprać, prawda? Przed nami znajdowała się chatka. Nie miałam pojęcia co robić, więc pobiegłam za resztą myszy do drzwi. Wbiegliśmy chmarą do środka, ździebko nie mieszcząc się w futrynie. Te silniejsze myszy z przodu pobiegły co sił na pięterko po schodach przy okazji roztrącając inne myszy. Sama stanęłam w ustronnym miejscu, by chwilę odsapnąć po grze i zastanowić się nad eventem. Hmm. A więc musiałam biec na górę, tylko po co? Zaczęłam się zastanawiać i stałabym tak dobrą chwilę, gdyby nie to, że podbiegła do mnie jakaś mysz. Gdy zatrzymała się przede mną, spojrzałam na nią pytająco. Mysz w odpowiedzi na to rzuciła mi wypełnione akwarium prosto pod nogi, po czym szybko odbiegła na górę tanecznym krokiem. -Wariaci- pomyślałam zszokowana. Po moich nogach spływała woda, a obok stopy rzucała się tak samo jak ja zszokowana ryba. Zrobiło mi się jej szkoda, więc postanowiłam ją wziąć do domu. W tym celu podniosłam ją z drewnianej podłogi bardzo szybko chłonącej wodę i położyłam sobie na łapce. Poszperałam trochę w ekwipunku i nie wiem skąd się tam wziął, ale z ekwipunku wyjęłam nieduży słoik po dżemie. Postanowiłam poszukać jakiejś wody na mapie i starałam się znaleść jakąś łazienkę. Po chwili nalałam wody do pełna i wrzuciłam tam ledwo dyszącą rybkę. Popatrzyła na mnie wdzięcznym wzrokiem. Wystraszyłam się i przycisnęłam słoik do ciała gdy usłyszałam na górze serię huków i tupania. Po dokładniejszym przysłuchaniu się usłyszałam przez grube ściany wrzaski. Myszki wykrzykiwały jedno słowo, tylko nie wiem jakie. Stwierdziłam, że najwyższa pora się stąd wynosić, bo robi się coraz dziwniej. Po krótkiej chwili teleportowałam się do chatki. Postawiłam akwarium na stole w kuchni i poszłam się zdrzemnąć na kanapie. Skuliłam się i zakryłam się ciepłym, zielonym kocykiem. Obudziłam się po kilku godzinach snu. Była już noc, albo późny wieczór, bo na dworze było całkowicie ciemno. A co ze spotkaniem z przyjaciółmi?! Spóźniłam się! Lecz w głębi duszy wciąż czułam, że zdążę, że nie zawiodę. Szybko biegałam po domu w poszukiwaniu szalika którego za nic nie mogłam znaleźć. Nagle w kuchni coś szklanego roztrzaskało się o podłogę. Truchtem zbiegłam po schodach do kuchni zobaczyć, co to było. Przy stole stała Lena. Obok niej na podłodze była kałuża, a w niej rybka skacząca wśród ostrych kawałków szkła. -Spóźniłaś się.- powiedziała krytycznie. Spojrzała na rybkę z niesmakiem i powiedziała- Tak kończą ci, którzy się spóźniają. Po tych słowach spojrzała na mnie z taką wrogością, że aż przeszył mnie dreszcz. Po chwili stało się to, czego bałam się od dawna, o czym wciąż śniłam; rządna krwi Lena zmieniła się w kota i szarżowała prosto na mnie. A ja, zlana potem nie mogłam się ruszyć. Była coraz bliżej, lecz ja nawet nie mogłam drgnąć. Uniosła zakończoną ostrymi szponami łapę aby zadać mi ostateczny cios, a ja spokojnie czekałam na egzekucję. Lecz zamiast poczuć pazury rozpruwające moją skórę, poczułam silne uderzenie. Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze, zlana potem i w dodatku zaplątana w fałdy koca. -Czyli to był tylko sen...- szepnęłam uspokojona. Prawdę mówiąc, miałam podobne sny od jakiegoś czasu. W razie czego spojrzałam na akwarium widoczne z salonu. Rybka spokojnie pływała w akwarium. Powolnym krokiem i jakby na kacu podeszłam do kuchni, do mojej rybki. Zastukałam w akwarium palcem. Rybka spojrzała na mnie beznamiętnie. -Chyba nazwę cię Emil- powiedziałam cicho. Potwornie bolała mnie głowa, a jeszcze dziś miałam spotkać się z przyjaciółmi. Za oknem zaczynało się ściemniać. Chwyciłam kawałek chleba wyjętego z szafki i gniotąc go w łapkach, wrzucałam go Emilowi do akwarium. Ryba nie ryba, jeść przecież musi. Powoli zaczęłam się szykować, chociaż w sumie wystarczyło że poprawiłam lekko wygniecione włosy. Mogłam ruszać. Szepnęłam Lenie, aby dowiedzieć się, gdzie mamy się spotkać. Ona w zamian podała mi nic nie mówiący adres. Lekko zmęczona przemieniłam się w skrzydlatego szamana i natychmiastowo teleportowałam się pod podany adres. Moim oczom ukazała się skromna, "włoska" knajpka. Bez wahania weszłam do środka i rozejrzałam się po lokalu. Był urządzony jak typowy bar mleczny, dość kiczowato. Rozejzrzałam się znów. Moi przyjaciele siedzieli przy stoliku przy oknie. Byli pogrążeni głęboko w rozmowie, więc zapewne mnie jeszcze nie zauważyli. Lekko spięta podeszłam do ich stolika. Wyczuli moją obecność i odwrócili się w moim kierunku. Na ich mordkach od razu zawitał uśmiech. Zaczęli mnie witać, pytać się o samopoczucie i żartować. Ja, nadal trochę zmęczona, starałam się być miła, więc na wszelki wypadek tylko przytakiwałam, albo odpowiadałam pojedynczymi słowami. Czułam się jakaś przyćpana, więc wolałam się nie wysilać. Oklapłam na krzesełko przygotowane specjalnie dla mnie, osoby odpowiadającej za spotkanie się naszej paczki. Widać było, że siedzieli tutaj już od dłuższego czasu. Paweł miał zamówioną colę, Lena sałatkę i capuccino, a Sebastian frytki i sok. Wstałam z krzesła mówiąc, że idę zamówić sobie jakieś picie. Podeszłam do baru i dopiero po chwili zauważyłam, że nikogo nie ma za barem. Mój mózg chodził teraz odrobinę wolniej niż normalniej. Rozejrzałam się po lokalu w poszukiwaniu kogoś z obsługi. Po kilku minutach dostrzegłam jakiegoś chłopaka, o żółtym futerku i zielonym berecie. Miał na sobie biały fartuch i zamiatał podłogę w rogu sali. -Umm, mogłabym coś zamówić?-zapytałam. Zero reakcji. -Czy mogłabym coś zamówić?- powiedziałam nieco głośniej. Nadal nic. -PRZEPRASZAM, ALE CZY MÓGŁBY PAN TUTAJ PRZYJŚĆ?- krzyknęłam. Zdezorientowana mysz spojrzała w moją stronę i przybiegła za bar w międzyczasie odkładając miotłę i zrzucając fartuch. Stanął za barem i spojrzał na mnie winnym wzrokiem. Na jego policzki rozlał się rumieniec. -Przepraszam, nie słyszałem.- powiedział zawstydzony. -Nic się nie stało- odpowiedziałam tłumiąc ziewnięcie.- Poproszę coś do picia. Chłopak skinął głową i odwrócił się do mnie plecami. Zaczął nalewać do szklanki jakiegoś tajemniczego napoju. Gdy odwrócił się, ujrzałam, że nalał mi jeżynowego soku. Lubię jeżyny, ale tylko owoce, bo wszelkie lizaki i soczki o tym smaku są wstrętne. Uśmięchnęłam się nieszczerze i podziękowałam za ochydny sok. Nawet nie miałam zamiaru go tknąć. Wróciłam do znajomych, zagadanych tak jak poprzednio. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach przez następne 40 min, dopóki nie zrobiłam się tak śpiąca, że zaczęłam zasypiać na siedziąco. W pewnym momencie głowa opadła mi z hukiem na stół, o mało nie przewracając szklanki pełnej soku. W końcu Lena postanowiła, że już pora kończyć, po czym zarządziła koniec i poszła zapłacić. Każdy po wyjściu z baru poszedł w swoją stronę; Lena zabrała się z czekającym na nią Marco, Sebastian odszedł w ciemność, tylko ja i Paweł wracaliśmy razem. Nie była to jakaś wyjątkowo ekscytująca podróż, ponieważ żadne z nas się nie odzywało. Jednak nie było aż tak źle, bo Paweł trzymał mnie pod rękę, żebym przypadkiem nie zasnęła i nie padła na ziemię. Moim zdaniem kiepska wymówka, bo nie sądzę, żeby to się wydarzyło. Jednak idąc tak blisko siebie i czując jego ciepło czułam się bardzo miło. Gdy w końcu doszliśmy pod mój dom, a zajęło nam to chwilkę, to Paweł stanął przede mną i chwycił mnie za ramiona. Jego reakcja wydała mi się trochę dziwna, jak na niego. Stał tak chwilę i wpatrywał się w moją twarz. Nie miałam pojęcia co robić, a co gorsza, nie miałam pojęcia co on chciał zrobić. Stałam więc jak sparaliżowana i patrzyłam na niego pytająco. W końcu przestał się we mnie wpatrywać i wzdechnął. Puścił moje ramiona i odszedł zrezygnowanym krokiem. Nawet się nie pożegnał. Chciałam go zawołać, lecz słowa uwięzły mi w gardle. Wiedziałam czego oczekiwał, lecz nie potrafiłam się na to zdobyć. Mam nadzieję, że potem nie będzie już za późno. I z tą myślą weszłam do domu i nie zamykając drzwi, poszłam do sypialni. |
Maarfinka « Sénateur » 1454780460000
| 0 | ||
Jak nikt nic nie będzie pisał to będę opóźniać premiery rozdziałów >:) |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1454781180000
| 0 | ||
Nie mogę na to pozwolić. Rozdział był świetny.xD |
Wojnalik « Citoyen » 1454782920000
| 0 | ||
Ja tez ja tez! Pisz pisz bo trzyma w napieciu! |
Nekote « Consul » 1455530760000
| 0 | ||
supersupersuperrrrrrrrr! pisz dalej! ^.^ |
Maarfinka « Sénateur » 1455629820000
| 0 | ||
Jakieś krótkie coś Rozdział XVIII Część II, Rozdział XVIII "Normalny dzień" Jak zwykle wstałam około 10. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień, bo wprowadzono nową, dla mnie dość kłopotliwą animację, którą gracz ciągle kazał mi wykonywać. Przeciągnęłam się i poczłapałam do kuchni. O mało nie potknęłam się na schodach, taka byłam zaspana. -Chyba powinnam wrócić do łóżka- pomyślałam. Wbrew swojemu pomysłowi zaczęłam przeszukiwać szafki kuchenne, w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Na moje nieszczęście, znalazłam tylko kilka torebek herbaty, zeschłą kromkę chleba, lekko napoczętą paczkę mąki i jakieś przyprawy. Zrezygnowana odwróciłam się szukać szczęścia w lodówce stojącej naprzeciwko. Niestety, tak jak w przypadku szafek znalazłam tam tylko resztki. Tym razem był to prawie pusty słój ogórków, butelka kaczupu i brokuł o lekko dziwnym pożółkłym kolorze. Przerwałam poszukiwania i oparłam się o blat. Biednie tu coś. -A co gdyby tak zjeść ogórka z keczupem?- powiedziałam do siebie. Brzuch w odpowiedzi zaburczał głośno. Gdy rozważałam dobre i złe strony takiej potrawy, wpadła mi do głowy jakże genialna myśl jak na taką niewyspaną osóbkę jak ja. Przecież mogę iść do sklepu! Okrążyłam stół i po miękkim dywanie udałam się do tajemniczego obrazu przedstawiającego ser. Zbliżyłam się do niego i chwyciłam łapką za ser. W ścianie na której wisiał obraz coś zatrzeszczało, a następnie ukazała się w niej niewielka szczelina, powoli rozszerzająca się do rozmiaru drzwi. Nie powiem, niezłe miała pomysły mysz od której odkupiłam chatkę. Weszłam do otworu utworzonego w ścianie i zeszłam po schodach w dół. Chwilkę tak szłam w ciemności (nie było tutaj żadnej lampy) aż dotarłam do pomieszczenia oświetlonego lekko niebieskim światłem. W środku ujrzałam małą stertę ogromnych bryłek sera. -Czemu nie nazbierałam więcej? Jest tu góra 40 bryłek...-pomyślałam z żałością. Wzięłam dwie i zaczęłam wspinać się po schodach. W transformice ser jest taką jakby walutą. O ile można nazwać tak coś w pełni jadalnego. Ten nasz ser różni się jednak od sera, który zbiera gracz. Nasz jest wart nieco więcej niż ten ich ser. Tutaj możemy kupić za jedną bryłkę kilka jabłek, lub kilka sztuk czegoś innego. Pozostaje jednak problem z oddawaniem reszty sera, więc sprzedawcy zazwyczaj liczą na oko, lub sprzedają po kilka produktów. Gdy nareszcie wylazłam na górę, ponownie chwyciłam za ser na obrazie, aby zasunąć drzwi. Sery rzuciłam na stół, o mało nie zbijając stojącego nań niebieskiego kubka. Podczas gdy szczelina w ścianie zamykała się skrzypiąc i postukując, ja udałam się do łazienki piętro wyżej. Koniecznie musiałam się uczesać; włosy sterczały mi we wszystkie strony. Gdy już skończyłam się czesać, zbiegłam na dół po drodze chwytając sery i mój odwieczny szalik. Wypadłam z domu jak przeciąg i trzasnęłam drzwiami, znów ich nie zamykając. W sumie co mi może zginąć? Teleportowałam się z łąki przed domem na targ. Na moment poczułam powiew wiatru, lecz po kilku sekundach znalazłam się na środku placu targowego. Dookoła było pełno biegających za zakupami, targujących się i plotkujacych myszy. Przypadkiem wpadłam na jakąś bardzo puchatą mysz w karnawałowej masce, dzierżącą kilka brył sera. Spojarzała na mnie z oburzeniem, po czym odeszła szybkim krokiem w stronę jakiegoś zaułka. Hmm, wydało mi się to dziwne, ale byłam zbyt głodna, żeby o czymś takim mysleć. Pobiegłam szukać kogoś, kto może mi sprzedać coś jadalnego. Tylko co? Przeciskając się przez tłum mocno różowych myszy starałam się odpowiedzieć na to pytanie. -A może pierogi? Mam w domu mąkę...- pomyślałam. Po chwili zauważyłam wąsatą mysz w kapeluszu farmera handlującą jajkami, warzywami i serem. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się w duchu. Dziś na obiad będą pierogi. |
Maarfinka « Sénateur » 1455727380000
| 0 | ||
Nie to nie, rozdział wyjdzie później |
Nekote « Consul » 1455789060000
| 0 | ||
NIEEEEEEE :( |
Agataxa « Censeur » 1455795720000
| 0 | ||
Pierogi *0* |
Maarfinka « Sénateur » 1455803460000
| 0 | ||
Małe info Szacuję, że całe ff będzie miało ok. 30 rozdziałów, więc jeszcze dwa i kończę tą część :v |
Maarfinka « Sénateur » 1456051560000
| 0 | ||
Rozdział XIX Część II, Rozdział XIX "Zaproszenie" Na szczęście gracz nie przywoływał mnie zbyt często. W dodatku ten koszmarny event się skończył i mogłam odsapnąć. Tego dnia pospałam trochę dłużej co było sporym błędem, bo teraz była już 12, a ja nadal byłam nieogarnięta i na dodatek bolały mnie kości. Powlokłam się powoli na dół coś zjeść. W lodówce znalazłam tylko resztkę pierogów, były całkiem zjadliwe więc zaczęłam je odgrzewać na patelni. Nigdy nie rozumiałam mikrofalówek. Kiedy już najadłam się tą resztką do syta jak codzień poszłam do łazienki się szykować do normalnego funkcjonowania. Lecz tym razem, zamiast powlec się na górę przystanęłam w połowie schodów i po namyśle zbiegłam na dół. Mam wiadomość! Wybiegłam przed dom i podeszłam do skrzynki. Faktycznie, w środku był list. Gorączkowo porwałam papier i moim oczom ukazała się kartka z motywami typowo walentynkowymi. Z początku była pusta, lecz po chwili zaczęły magicznie pojawiać się na niej czarne napisy kreślone pewną ręką. Za moment mogłam już odczytać wiadomość: Serdecznie zapraszam Mysz Marcelinę Na uroczystą kolację razem z mym lubym, Lena. Na dole ujrzałam jeszcze maleńki dopisek: Spotykamy się dziś o 18:30 pod moim domem. Hmmm... Kolacja? Momentalnie pomyślałam o jedzeniu. -W sumie, czemu nie, może być przecież fajnie...- pomyślałam.- A do tego czasu zdążę jeszcze coś porobić. Tylko co? Po jakimś czasie zdecydowałam, że pójdę sobie pozbierać serki. Mój skarbiec był trochę pusty, a ja w sumie dawno tego nie robiłam. Ruszyłam do łazienki doprowadzić się do stanu normalności, a następnie zdjęłam szalik z wieszaka i przewiązałam sobie na szyi. Normalnym tempem wyszłam z domu i tym razem postanowiłam zamknąć drzwi. Następnie, wyszłam za drewniany płotek i powędrowałam do Mysiej Strefy. -Trochę mi to zajmie, lecz taki spacer to dobrze robi, prawda?- pomyślałam. Gdy dotarłam w końcu na miejsce myślałam z goła inaczej. -Umieram...- wychrypiałam. Po czym padłam twarzą na ziemię. Coś chyba nie mam formy. Zażenowana wstałam z ziemi, po czym otrzepałam się z trawy i grudek błota. Poszłam w kierunku zwykłego romu. Kiedy była 17:05 stwierdziłam, że pora wracać. Dziś udało mi się zebrać 107 serków. Szłam marszobiegiem w kierunku domu, aby się nie spóźnić. Faktycznie, zajęło mi to trochę krócej niż poprzednio. Gdy weszłam do domu powlokłam się zadyszana do schowka, aby najpierw wysypać ciążące mi z lekka sery. Kiedy już wróciłam ze schowka od razu rzuciłam się na kanapę. Widać trochę mi się przysnęło, bo tylko na moment zamknęłam oczy, a po ich otworzeniu było już ciemno i późno. Na zegarku była 18:15. Poczułam, że robi mi się gorąco i zaczynam panikować. -A co jeśli się spóźnię?! Pędem zerwałam się z kanapy i pobiegłam się szykować. Udało mi się znaleźć coś eleganckiego na szyję i poskromiłam swe włosy. Szybko wypadłam z domu po czym bez wachania teleportowałam się prosto pod dom Leny. Przed jej domem stali już Sebastian i Paweł oboje ubrani niezwykle elegancko. Lecz to na widok Pawła moje serce zabiło na moment szybciej. Przywitałam się, po czym wspólnie w kłopotliwym milczeniu czekaliśmy na Lenę. Dochodziła 18:30. |
Maarfinka « Sénateur » 1457272620000
| 0 | ||
Jak nikt nic nie pisze, tym dłużej czekacie xD Rozdział XX Część II, Rozdział XX "The L Day" Staliśmy tak, czekając na Lenę w kłopotliwej ciszy, która zaległa po moim przybyciu. Sebastian zaczął więc coś dłubać łapką w ziemii, ja znudzona patrzyłam w ścianę Leninego domku, a Paweł patrzył się w przestrzeń błyszczącymi oczami. W momencie gdy spojrzałam na trawę między moimi łapkami, drzwi otworzyły się z hukiem o mało nie przyprawiając mnie o zawał. -Hej!- krzyknęła Lena. Wszyscy spojrzeliśmy na Lenę. Była ubrana w lekką, białą suknię upstrzoną greckimi, czy tam egipskimi wzorami, błyszczącymi tajemniczo w zachodzącym słoncu. Na jej nadgarstkach pyszniły się grube bransolety ze złota. Włosy miała luźno rozpuszczone, lecz jak zwykle ułożone nienagannie. Gdzieś z ogona zwisała złota zawieszka z olbrzymim szafirem na końcu. Spojrzałam gdzieś w bok i kątem oka uchwyciłam swoje odbicie w szybie okna. Moje szaro- błękitne włosy wyjątkowo zaplecione w koka już zdążył poczochrać wiatr, a muszka zapleciona na szyi była niczym w porównaniu ze strojem Leny. Odruchowo spojrzałam na Pawła, lecz ten, o dziwo, wyglądał prędzej na znudzonego niż oczarowanego. Zamiast na Lenę patrzył gdzieś w dal. Już miałam odwrócić wzrok, bo Lena zaczęła coś mówić, gdyby nie to, że Paweł przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Zawstydzona odwróciłam wzrok na Lenę, udając, że interesuje mnie jej gadanie. Zdziwiłam się, gdy wszyscy nagle teleportowali się gdzieś z porywami wiatru, lecz błyskawicznie poszłam w ich ślady. Znaleźliśmy się przed jakimś wielkim, eleganckim budynkiem. Po chwili okazało się (głównie z szyldu), że był to luksusowy hotel, z jeszcze bardziej luksusową restauracją. A, no fakt, to miała być kolacja. Gdy ja wpatrywałam się w szyld tegoż przybytku, Lena tłumaczyła coś podekscytowanym głosem. Moich uszu dobiegły słowa "luksus", " pięć gwiazdek","niedrogo" i inne ich synonimy. Lena trajkotała jak najęta. Z lekkim opóźnieniem zauważyłam, że moi przyjaciele udali się już do środka. Szybko pobiegłam w ich stronę mijając po drodze podstarzałego lokaja o niebieskim wejrzeniu i kilka bez wątpienia tropikalnych drzew w wielkich donicach. Gdy wbiegłam za drzwi, oniemiałam z wrażenia. Sufit był położony gdzieś wysoko i rzucał na podłogę delikatne światło pozłacanych lamp. Ściany wyglądały jakby zrobione ze złota i innych cennych kruszców, a podłoga była wyłożona aksamitnie miękkim, głęboko czerwonym dywanem. Dookoła mnie stały dziesiątki okrągłych stolików, nie mniej cennych niż wszystko tutaj. W oddali dostrzegłam znajome postacie. Podeszłam w ich stronę, czując na sobie spojrzenia eleganckich par i grupek siedzących przy stolikach. Poczułam, że zaczynam się czerwienić i szybko pożałowałam, że poświęciłam tak mało czasu na przygotowanie się. Usiadłam niemrawo przy stoliku. Ktoś przydzielił mi miejsce obok Leny i naprzeciwko Pawła, kładąc na tym miejscu karteczkę z napisem "M. Marcelina". Rozejrzałam się po moich przyjaciołach. Lena wyglądała na pełną oczekiwania. Obok niej stało puste krzesło. Spróbowałam poprowadzić jakąś rozmowę, lecz niewiele z tego wyszło. Nikt się nie kwapił rozmawiać. Nagle po sali poniosły się szmery. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam, że w naszym kierunku nadlatuje elegancko ubrany szaman, o jadowicie zielonych tatuażach i trzyma coś za plecami. Wylądowawszy tuż obok, przemienił się w mysz i ujrzałam w nim Marco; chłopaka Leny. Teraz nie miał na sobie swojego kapelusika i jak się okazało, miał ciemno brązowe włosy. Przyczesał je elegancko i włożył na szyję ciemno zielony krawat, zupełnie nie pasujący do jego gazelopodobnego futerka. Lena wstała z krzesła po czym zatrzymała się przed Marco. Natomiast on wyjął zza pleców wielki bukiet róż i skłonił się lekko podając go Lenie. Przyjęła go z chłodnym opanowaniem a następnie włożyła go do wazonu przyniesionego przez innego lokaja. Dopiero gdy zasiedli do stołu zaczęli ze sobą rozmawiać. Lena coś szczebiotała po portugalsku, a on odpowiadał jej mruknięciami. Po chwili na stół wjechały wspaniałe dania; kurczak przepięknie przyozdobiony bukietem z sałatek, obrzymi tort śmiertankowy, cała misa egzotycznych owoców, oraz na moje nieszczęście, fikuśne francuskie bułeczki nadziewane dżemami o smakach owoców leśnych, a co z tym idzie, dżemem jeżynowym. Brr. Jednak na widok reszty dań odruchowo zrobiłam się głodna, wciąż miałam przed oczmi widok pierogów w zakrzepłym tłuszczu. Ochoczo zabrałam się do jedzenia. Po skończeniu uczty rozmowa Leny i Marco, dotychczas cicha i dyskretna, dojrzała do rozmiaru dyskusji. Oczywiście oprócz Lenyi jej ukochanego nikt nic nie rozumiał. Kiedy skończyli wreszcie rozmawiać, widać było, że Lena chce powiedzieć nam coś ważnego. Wszyscy o dziwo oczekiwaliśmy jej słów w napięciu. -Muszę wam coś powiedzieć... Zapadła kłopotliwa cisza. Myszy przy stolikach obok taktownie udawały, że nas nie podsłuchują. -Otóż ja i Marco...-zaczęła znowu Lena. Znowu to samo. -Postanowiliśmy się zaręczyć!-wydusiła z siebie. Wszyscy zaczęliśmy klaskać, chociaż ja poczułam się nieco zmieszana. Para siedząca niedaleko przyglądała się nam badawczo. Tymczasem Lena uwolniona od swojego obowiązku wpadła Marco w ramiona i ucałowała go prosto w pyszczek. On objął ją czule ramieniem. -Czas na deser!- wykrzyknęła i tuż obok pojawił się kelner z tacą wyładowaną pysznościami. Uznałam, że to idealny moment, aby się przewietrzyć. Dyskretnie wyszłam, czego oczywiście nikt nie zauważył. No, prawie, bo Paweł oglądał się za mną gdy szłam w stronę znajdującej się niedaleko windy. Gdy już drzwi szalenie eleganckiego, lecz nadal bezdusznego, metalowego pudełka się zamknęły, nacisnęłam guzik z napisem "dach". Poczułam znajome uczucie wciskania w podłogę. Z głośniczka umieszczonego pod sklepieniem windy płynęła łagodna muzyka. Gdy metalowe drzwiczki się otworzyły, ujrzałam przed sobą przepiękny widok. Niebo było ciemno granatowe, upstrzone setkami gwiazd. Było widać nawet gwiazdozbiór sera. W oddali świeciły setki światełek całej krainy. W pewnym momencie wydało mi się niemożliwe, aby kiedykolwiek dojść chociażby do jej granicy. Poczułam dziwne pragnienie, aby znaleźć się bliżej nieba. Szybko przemieniłam się w szamana i połyskując w mroku błękitnymi wzorami i piórami wzbiłam się w górę. Pośród tych setek gwiazd poczułam się mała jak pyłek. Chciałam być tutaj jak najdłużej. -Chciałbym kiedyś nauczyć się latać.- powiedział jakiś głos z dołu. Popatrzyłam w tamtym kierunku. To Paweł rozświetlał mrok swymi żółtymi tatuażami szamana. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, gardło mi się zacisnęło. -To całkiem zabawne, że potrafię wszystko co potrafi władca wiatru, a nie umiem latać.-ciągnął dalej. Zniżyłam się trochę, aby lepiej słyszeć to, co mówił. -Jednak jestem pewien, że jest tu jedna osoba, która mogłaby mnie tej sztuki nauczyć.-spojrzał w górę i uśmiechnął się dziwnie. Postanowiłam podlecieć jeszcze bliżej. -Jest ona piękną myszą, o świetlistym szarym futrze, długich, lśniących włosach i pięknych, niebieskich oczach. Poczułam, że coś we mnie się gotuje. Jak on śmie! Wylądowałam przed nim z wściekłością. -Skoro tak bardzo ci się podoba Lena, to idź jej to powiedz.- powiedziałam chłodno. Tak naprawdę dyszałam z wściekłości. Najwidoczniej Paweł miał ze mnie niezły ubaw, bo na widok mojej zmarszczonej ze złości twarzy uśmiechnął się kpiąco. Podszedł do mnie bliżej i chwycił mnie za łapki. -Tylko, że ja nie mówiłem o niej.-powiedział cicho. Na mojej twarzy pojawił się wyraz nierozumienia. Co to ma znaczyć? Paweł zbliżył się jeszcze bardziej. -Mówiłem o tobie, głuptasie.- szepnął mi do ucha. Po czym pocałował mnie prosto w sam pyszczek. |
Pegazmysz « Consul » 1457274000000
| 0 | ||
Aww, super >w< |
Wojnalik « Citoyen » 1457277180000
| 0 | ||
Tak nie moze byc! Pisz wiecej! ;w; Swietny rozdzial mam nadzieje ze pawel nauczy sie latac hihi :D |
Orzeszekmysz « Citoyen » 1457284020000
| 0 | ||
No nareszcie!*-* <3 Cudowny rozdział<3 |
Agataxa « Censeur » 1457936280000
| 0 | ||
Nie wstawiłaś rozdziału XX do postu xD PPPPIIIISSSZZZZ!!!! Dernière modification le 1457936940000 |
Maarfinka « Sénateur » 1457938800000
| 0 | ||
agataxa a dit : Zawsze jak chcę wstawić rozdział z tableta to mnie wywala, więc nie dodaję :p |