Magiczny Świat Ryuu |
Sarada8585 « Censeur » 1588327140000
| 1 | ||
Marmurka324 a dit : Chyba nie umiem odpowiedzieć, pewnie dlatego, że po prostu pierwszy raz jak pamiętam chciałam zrobić książkę w wieku 5 lat...Ale bała bym się to coś zobaczyć xD |
Sarada8585 « Censeur » 1589403300000
| 2 | ||
Trochę krótki, ale... Rodział 19! Roz. 19 Żmudna wędrówka trwała już od pięciu godzin. Gdy myślałam, że jesteśmy blisko, powiedzieli mi, że nawet w jednej czwartej drogi nie jesteśmy, cokolwiek by to nie znaczyło. Łapki mnie już bolały, a co chwilę chodziliśmy pod górę. Pojechać na razie nie mogliśmy. Droga była za stroma i było za dużo kamyków. Często robiliśmy przerwy ze względu na Daisy, która gdy się budziła, ciągle na coś narzekała. Trudno było ją zrozumieć, gdy mówiła takim słabym głosikiem. Ponadto było dziś chłodnawo. Nie wszyscy mieli odpowiednie okrycie, które trzeba było zdobyć. Zwłaszcza że idziemy na północ. Liczyłam czas drogi krokami, jednak gdy doliczyłam do stu, nie wiedziałam co dalej. Taki już los tego, kto się z mądrymi pięć lat nie widział. Nocą byliśmy około w połowie drogi. Rozbiliśmy obóz. Jak mówiłam, nie możemy narażać małej. Byłam na pierwszej warcie. Po jakimś czasie zrobiło się niepokojąco. Zaczęły mi się kleić oczy. Zobaczyłam mysz. To ona to powodowała. Było bardzo duszno, mimo że nie powinno. Dopilnowała, bym straciła przytomność. Obudziła mnie rano Katia. Okazało się, że spadłam na kamienie, zasypiając i miałam ranę na głowie. Mało co mogłam sobie przypomnieć, ale byłam pewna, że to nie tak, że po prostu zasnęłam. Migał mi przed oczami obraz jakiejś postaci we mgle. Poszłam do namiotu się jeszcze chwilę przespać. Była dopiero piąta. Jednak szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy i poszłam się rozejrzeć. - To ty! - oniemiałam na widok białej, która co chwilę zerkała, co się dzieje. Ta pokazała innym, których zasłaniały drzewa, by stanęli. Wyczarowała jakąś barierę i mnie zignorowała. Usłyszałam szepty. Były to dziwnie przyjazne głosy. - Chodź, Daisy chyba coś się dzieje — chwyciła mnie. Rzeczywiście wyglądała bledziej, co nam dodało motywacji do dalszej drogi. Byliśmy coraz bliżej celu. Katia się potknęła. - Co to za... - zobaczyła, że była to zwykła zawieszka, która teraz już była w kawałkach. - Złota — pomyślałam. Była rozbita. Szkło wbiło się jej w nogę. Jednak nie to mnie zaciekawiło. W środku leżało zdjęcie. Wzięłam je ukradkiem do kieszeni. Dziewczyna lekko utykała, jednak wstała bez narzekań. W końcu Daisy miała gorzej. Droga była coraz bardziej wyboista. Chwilami wiał też silny wiatr. Nie byliśmy w stanie przejść długiej drogi. Przez lornetkę, która plątała się w plecaku, ujrzeliśmy cel. Były to wysokie, śnieżne góry. U ich podnóża rozbiliśmy obóz. Co nas lekko zmartwiło, było widać inny w niedalekiej odległości. Gdy wyszłam nocą, podszedł do mnie któryś z tamtych obozowiczów. - Daj zdjęcie. Jest osoba, której na nim zależy — wyciągnął rękę. Chciałam mu je dać, jednak zorientowałam się, że nie zobaczyłam, co na nim jest. Gdy przeanalizowałam, kim są osoby ukazane na niej, zaniemówiłam. Pokręciłam odmawiająco głową. Obraz się rozpłynął. Znów leżałam na swoim miejscu. Sprawdziłam kieszeń. Zdjęcia tam nie było. Wyjrzałam szybko na zewnątrz. Ta sama sylwetka gdzieś biegła z obrazkiem. Pobiegłam szybko za nim. Niełatwo było go dogonić. Ostatecznie zabrałam mu zdjęcie. - To moje, nie możesz kraść zdjęć, na których jestem — starałam się udawać poważną. Ta mysz. Ta mysz rozmawiała wtedy z moimi siostrami. Musiałam chwilę przeanalizować to, przed odejściem, gdy zniknęła i fotografia i chłopak. Wyjaśniłam Irysowi całą sytuację. Postanowiliśmy iść razem z planem. Na pewno mieli taki cel jak my. Rano obudziliśmy się z wiadomością, że dalej idziemy sami. Rozejrzałam się wokół. Zamknęłam oczy. - Pewnie się niepokoisz, co? - Yuki się uśmiechnęła. Przypomniały mi się słowa mamy, gdy przechodziliśmy przez wiszący most. Byłam bardzo malutka i wydawało mi się, że jesteśmy bardzo wysoko. Jednak żeby pokonać to uczucie, trzeba się podjąć wyzwania. To jest jednak bardziej trudne niż uciekanie od tego. Podróż bez tej niemiłej, jednak też niezwykłej tutejszej obywatelki, wcale nie widziała mi się dobrze. Obserwowałam malutkie kształty, podążające daleko za nami. Jednak nie wiadomo czemu, niedługo nas przegoniły. Jakby nas nie widzieli. W pewnej chwili nie mogliśmy się dalej wspiąć. Ta mysz nas obserwowała. Ukradkiem pokazałam ją innym. Niewidzialna ściana blokowała nam drogę. - Czego chcesz? - pokazałam na nią zdesperowana palcem. - Coś mi tu śmierdzi władcami wiatru, nie? - zadowolona to ona nie była zdecydowanie. - Moje siostry też są władcami wiatru — chwyciłam ją za słówka. Oglądnęłam się na moje szare włoski. Nadal były zniszczone, w końcu czego się spodziewać. - Dobra. Wejdźcie, będę miała na was oko — znikła z mgłą jak zawsze. Droga stała się prostsza do pokonania. No właśnie. Co mnie zadziwiło, drudzy podróżnicy byli już prawie na samej górze. Ktoś im pomagał. No właśnie... To na pewno ta dziewczyna. Dernière modification le 1589751660000 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1589463900000
| 1 | ||
Nice |
1 | ||
Widać, że bardzo lubisz pisać tego typu opowiadania, powodzonka w dalszym pisaniu, super Ci to wychodzi! ♥ |
Sarada8585 « Censeur » 1589878140000
| 1 | ||
Dzięki za miłe komentarze! A teraz, miła niespodzianka! Skończyłam pisać opowiadanie, które pisałam między czasie. No wiecie, napad weny... Więc rozdziały będą dodawane szybciej! Rozdział 20! Rozdział 20 Droga była o dziwo krótka i bezpieczna. Co oczywiście nie znaczy, że nie męcząca. Niedługo dotarliśmy do bram miasteczka. Trzeba było poczekać, aż ktoś nam otworzy. Zapukałam. Z chatki obok wyszła staruszka. - Kim jesteście? — zaczęła nam się przyglądać podejrzliwym spojrzeniem. - Potrzebujemy pomocy. Nie wie pani może, czy nie weszła tu poprzednio przypadkiem... - nie dokończyłam, bo nam zamknięto drzwi przed nosem. - Proszę otworzyć. Mała jest chora — Katia zaczęła się denerwować i z powrotem tłuc w drzwi. - Nie jesteście stąd, gości nie przyjmujemy — wywarczała na nas. - Nie bądź taka babciu, możliwe, że naprawdę tak jest... — usłyszałam cichutki głos. - Jeszcze narozrabiają. Nie pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? - ostro odmówiła. - Babciu... - próbowała pomóc. - Co się dzieje? - kolejny chłopak przyszedł — wpuśćcie ich, jest za głośno — ziewnął. - Niech będzie — babulka pokręciła głową. Ta sama niemiła starucha, okazała się niezłą kucharką i naszą pomocą. Poczęstowała nas gorącą czekoladą i kawałkiem ciasta. W końcu stwierdziła, że może aż tacy źli nie jesteśmy. Przedstawiła się. Nazywa się Omnia, a jej wnuczka to Sally. Mimo tego, że góra była ośnieżona i wiał tam groźny, silny wiatr, to w osadzie było lepiej. Oczywiście, nadal był śnieg mimo wiosny, a bałwanów było nie brak. W ogrodzie Omni jednak było przyjemnie ciepło, wręcz gorąco i przytulnie. Było tam pełno róż. - Jest źle — naraz powiedziała Merry, odwiedzająca właśnie chatkę i staruszka. - Co jej jest? - George zaniepokojony od godziny stał nad siostrą. - Na pewno zachorowała. Możecie opowiedzieć, kiedy i jak to się stało — ciągle pochylając się nad małą, zaczęła wypytywać. Oczywiście wszystko, ze szczegółami opowiedział jej George, zanim zdążyliśmy zacząć wypowiedź. - Czasami jest tak, że w nagłej sytuacji limit umiejętności, który osiągniesz za życia, cię ratuje, w zamian za prawdopodobną utratę mocy. Możliwe, że będzie przez jakiś czas osłabiona, prawdopodobnie straci możliwość szamanowania — westchnęła. - Nie da się tego naprawić? - zmartwiła się Katia. - Najpewniej nie, ale ważne, żeby wyzdrowiała — starała się uspokoić brata Daisy. O dwudziestej pierwszej maluchy, czyli Zoe i George, oraz Jackob dostali nakaz spania. Daisy nie trzeba było nawet mówić. Ostatecznie dali się ułożyć o dziesiątej. Nam pozwoliła nie spać, do której chcemy, jednak i tak wszyscy padliśmy i drzemaliśmy jak dzieci na materacach. Rano znów nas odwiedziła Merry. Udało nam się coś dowiedzieć o tamtym obozowisku. Poszłam szukać moich sióstr. Usłyszeliśmy o wizycie kolejnych podróżników. Obecnie mieszkaliśmy w domu pewnego jedenastoletniego chłopca. Był niemiły i arogancki, ale dawał nam spokój, puki byliśmy cicho. Nagle usłyszeliśmy głośny ryk. Poszliśmy sprawdzić, o co chodzi. Kira ciągle trzymał mnie za moją futrzastą rękę. Wiał ostry wiatr. Coś mnie niepokoiło. Pobiegłam przed siebie. Oczywiście chłopak dotrzymywał mi kroku. Zatrzymał mnie w porę, kawałek ziemi przede mną zaczął się trząść. Powstała pewna przepaść. Skoczyłam, wspierając się skrzydłami, które nadal machały bardzo niepewnie. Wszyscy ostatecznie przeszli, Avane zbudowała spory most. Było słychać głośny oddech. Dobiegał on od strony najważniejszego budynku w mieście, według moich informacji. Wstęp tam jest zakazany. Mimo tego, że niektórzy byli przeciwko temu, weszliśmy tam. Okazało się, że w środku też nastała panika. Na dole mieszkało parę osób. Na górę nawet oni nie mieli wstępu. Oczywiście zaryzykowaliśmy. Wymknęłam się cichutko z chatki. W sumie niepotrzebnie tak cicho, ponieważ byłam tu sama. Pobiegłam swoim tajemnym przejściem do brata. Miałam do niego ważną sprawę. Ona zniknęła. Nie pamiętał o niej, ale może mi się uda go przekonać. Nie mogłam się zdecydować czy poprosić o pomoc takiego kogoś jak on. Ostatecznie się zdecydowałam. Wychwyciłam go w korytarzu. Nie chciałam, żeby inni mnie widzieli. - Lui... - zamknęłam się z nim w jego pokoju. - Leo posłuchaj. Ona znów tu była. Słyszałeś te dźwięki? Obawiam się, że coś jej się sta... - przycisnął mnie do ściany. - Przestań wymyślać i zmykaj, nie wierzę w takie bajki — skwitował śmiechem moje słowa. - Czemu... Czemu choć raz nie możesz być miły i mi uwierzyć? - wykrzyczałam i tak szybko, jak weszłam, wyszłam. Tak naprawdę nie miałam kogo innego prosić. Taki los. Gdy wróciłam do chatki, mieszczącej się w ciepłym lesie obok gór. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Miałam dość. Zupełnie dość... Najzwyczajniej na świecie się rozpłakałam. W końcu co miałam myśleć moim bracie? Nim się obejrzałam po moich kolanach przebiegła wiewiórka. Mnie już rozpoznawało każde zwierzę z okolic. To mi trochę poprawiło humor. Jednak i tak było mi smutno. - Jest dobrze — powiedziałam jakby do siebie i się uśmiechnęłam. Postanowiłam. Poszłam zająć się kwiatkami, a później, jeśli jej nie zobaczę, zastanowię się nad wybraniem się na poszukiwania. Śnieg coraz bardziej gęstniał. Na razie nie znaleźliśmy tropu. - To nie ma sensu. Zawróćmy — Omnia zaproponowała. - Nie tym razem. Usłyszałem coś - Irys kazał nam iść na ukos. Postanowiliśmy to sprawdzić. Sally też coś słyszała. Ujrzeliśmy znaną sylwetkę. - Valeria! Wracaj! Nie poznajesz mnie? - biała mysz desperacko za nią goniła. Zaczęła się wielką gonitwa, chociaż znajoma z niewiadomych przyczyn uciekała. Gdy się wywróciła, walnęła w nas śnieżką. Straciła na chwilę przytomność. Później, już bardziej spokojna się do nas odezwała. - Valeria! - dziewczyna ją podniosła. - Ale kim... Jesteście? Kim ja jestem? - zdziwiła się i znów zemdlała. Dernière modification le 1589893740000 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1589878800000
| 1 | ||
Sarada8585 a dit : To jest piekne!! I.. i... Valeria wróciła! XD |
Sarada8585 « Censeur » 1589878860000
| 0 | ||
No wiem, za dużo tych fałszywych śmierci no ale poczekaj jaki ból jak naprawdę zabiję kogoś ;v Next rozdział pojutrze może ;) |
Midorichanmarmi « Censeur » 1589900160000
| 1 | ||
Sarada8585 a dit : E tam XDD xd |
Sarada8585 « Censeur » 1589919780000
| 1 | ||
Rozdział 21 Rozdział 21 Nic nie pamiętała. Nawet mnie. Mimo że widywałyśmy się codziennie, obserwowałam ją, gdy latała po niebie. Spróbowałam dotknąć jej białej sierści. Leo jej nie pamiętał. Nie atakowała mnie. Było trochę bez siły. Zasnęłam przy niej. Tak jak, wtedy gdy nas przygarnięto. Znaczy mnie. Tej białej dziewczyny nikt oprócz mnie wtedy nie potrafił zobaczyć. Wiem, że jestem dorosła. Powinnam być poważną panną Luizą, żyjącą wśród obozowiczów w ciągłej zimie. Tymczasem jestem samotną dziewczyną, która nadal nie umie dorosnąć. Której jedyna przyjaciółka, z którą nigdy nie rozmawiała była teraz skulona gdzieś na dnie w pudełku. Tym samym co kiedyś. Jakby oszalała. - Jest dobrze. Też nie daję rady — pogłaskałam ją. Nie bałam się jej mimo jej dziwnego pochodzenia. Myszą na pewno nie była. Postanowiłam z nią na pewien czas zostać. Wiązałam z nią więcej wspomnień niż z kimkolwiek. Valeria niczego nie pamiętała. Nie chciała z nami iść. Stwierdziła, że musi znaleźć źródło dźwięku. Więc zarządziliśmy, że dziewczyna nas prowadzi. Biała miała na imię Rose. Jak ja. Niedługo nasza znajoma zaczęła znów szalenie biec. Mówiła, że to jest białe latające stworzenie. Musieliśmy nadążać jej szybkim nogom. W końcu wróciliśmy do punktu wyjścia. Byliśmy coraz bliżej dźwięku, stawało się coraz bardziej ciepło. W końcu nie mogliśmy wytrzymać takiej temperatury. Szliśmy jednak schodami do góry. Ryuka nie mogła sobie dać z tym rady. - Wracajcie. Cień nie odczuwa niczego, ja pójdę — zablokowałam im przejście. - Nie ma mowy, nie puścimy cię samej — Ryuu i reszta zaprzeczali. - Posłuchajcie jej. Pójdę z nią — Ren nie czekał na ich odpowiedź. - Ale... - chciałam się oprzeć. - Trzymaj się mnie. Nie zapominaj, że też mam swoje specjalności — uśmiechnął się. Rumieniłam się. Byłam tego pewna. Szłam, gdy ogień mnie dotykał i oślepiał. Bałam się. Niedługo by mnie pochłonął. Miałam jednak rację. Razem z nim byłam nietykalna. Nasz powolny, równy krok był zgrany. Gdy byliśmy na górze, ujrzałam ogromną, skrzydlatą istotę ziejącą ogniem i dziewczynę. Wyrwałam się mu. Chciałam szybko je uratować. Zaczął mnie pochłaniać ogień. Wyszedł ze mnie cień, gdy prawie weszłam pod paszczę zirytowanego stworzenia. Chciała to cofnąć, ale było za późno. Zaczęłam być trawiona przez ogień. Bolało. Hitio rzucił we mnie nóż. - Pamiętaj o mnie... - wychrypiałam. - Nie, uratuję cię, obiecuję — podbiegł. - Uciekaj — pokręciłam głową. - Nie umieraj. Masz u mnie dług, nie możesz! - nawet po jego policzku spłynęła łza. - Nie masz innych powodów? - wziął moją rękę, a ja go dotknęłam. Czas. Jeden dotyk. To mi wystarczyło. Otworzyłem ponownie oczy. - Wracajcie. Cień nie odczuwa niczego, ja pójdę — zablokowała im przejście. - Nie ma mowy, nie puścimy cię samej — odpowiedź znów brzmiała tak samo. - Dalej... Nie wystarczy — kosztowało mnie to trochę energii, jednak znów się cofnąłem. Tym razem znalazłem się jeszcze w chatce. Rozległ się ten sam ryk. - Godzina 15:16. Idź wtedy do tego budynku. Ani sekundę wcześniej. Idź ich powstrzymać. Nadejdą od północy. Liczę na ciebie i czekam — w tym momencie mnie wciągnęło. - Co? Słyszałam coś... - Ryuuka patrzyła na oniemiałą dziewczynę. Usłyszałam jakiś szept. Yuki kategorycznie zabroniła iść do budynku i kazała iść na północ. Sama prowadziła nas. Hitio z armią na nas czekali. Wzięła oddech. Wystrzeliła z łuku, a ja wzięłam sztylet. Merry walczyła o wiele lepiej niż na początku, ale zajmowała się też opatrywaniem ran, czego się nauczyła u jakiejś staruszki. Kira miał kolejną głupkowatą technikę. Jednak była skuteczna. Avane też sobie radziła. Byli wszyscy. Tak mi się wydawało. Zastanawiałam się, do kogo należał szept z wcześniej. Yuki też nad czymś rozmyślała. - Ren? - naraz skojarzyłyśmy. Armia zaczęła nas pokonywać. Była 15:14. Skinęłam na nią głową, gdy się wywróciła z raną na ramieniu. Pobiegła najszybciej, jak mogła z pomocą towarzyszącej jej dziewczyny. Niedługo za nią pobiegłam. Nie wiedziałam gdzie, nie dawaliśmy nawet rady jej nadążyć. Zostaliśmy z tyłu. Minęliśmy jakąś mysz. Siostra? Nie miałam pewności, była za daleko. Na razie biegnięcie to był priorytet. Zabrakło mi tchu. W tym momencie budynek wybuchł. W ostatniej chwili zostałam osłonięta jego ramieniem. - Dzięki — szepnęłam. W tej chwili zdałam sobie sprawę, w jakiej pozycji jesteśmy. Od razu zerwałam się na nogi. - Nic ci nie jest? - popatrzył się z rozbawieniem, gdy go zabrałam za rękę i ruszyłam. Musieliśmy uciekać. Biała zamieniła się w dziewczynę, była smutna. - Chodź — niebieska, mimo zdziwienia z nami pobiegła, praktycznie ciągnąć za sobą białą. Byliśmy cali i zdrowi. Przy wejściu, drzwi, które niestety wyleciały z zawiasów, zostały wykopane. Weszła Dixa. Tym razem była ubrana w bardziej ekskluzywne rzeczy. Była tu jedną z ważniejszych osób. - No naprawdę... Nie macie tu wstępu, co się dzieje? - pretensjonalnym tonem zaczęła na nas patrzeć. - Uratowały nas — niebieska zaczęła nas bronić. - A to nie wy spowodowałyście zamieszanie? Kim jesteście? Nie znam was, wynocha! - wskazała drzwi. - Luiza, siostra Leo z mieszkania numer trzy, wstęp dla odwiedzających, nawet mi nie wykasowałaś obywatelstwa — nieśmiało spróbowała wyjaśnić. - Zapomnij. Chodźcie — wskazała na ocalały pokój. Usiadła przy biurku. - A ty kim jesteś? - wychwyciła uciekający wzrok białej. - Nanuak... - niechętnie wyznała. Tego nikt się chyba nie spodziewał. UwU jednak dodałam dzisiaj jeszcze rozdzialik ;3 Żeby nie było nieporozumień - w tamtym rozdziale mi się pomyliło kto znalazł Valerię sory oni przecież wbili do domku Dixy więc nie mogli być w śniegu xD i poprawiałam to ;v Dernière modification le 1589920140000 |
1 | ||
Sarada8585 a dit : YAY super rozdział <3 i chce więcej... XD |
Sarada8585 « Censeur » 1590092700000
| 1 | ||
Rozdział 22!!! Rozdział 22 Siostry mi śmignęły przed oczami. Zanim się obejrzałam, nie było ich. Nie byłam nawet pewna czy to one. Nim się obejrzałam, było prawdopodobnie po wszystkim. Omnia nas zaciągnęła do domu. Nadal razem z Sally nie potrafiły nam powiedzieć, co się dzieje. Z Daisy było lepiej. Już sama chodziła. Zauważyłam, że Katia wychodzi z pokoju. - Potrzebujesz czegoś? - zapytałam. - Nie, nic — uśmiechnęła się do mnie. Udawałam, że wchodzę z powrotem, a potem za nią poszłam. Poszła do kuchni, gdzie przesiadywała Omnia. - Pomóc pani? - przymilała się. - Nie, już kończę — pokręciła głową — chcesz spróbować? - wskazała na masę. - Poproszę — usiadła do stołu. Zaczęły jeść krem. - Dobre — zachwyciła się. - W rzeczy samej — uśmiechnęła się — po co przyszłaś? - zorientowała się, że dziewczyna czegoś chce. - Mogłaby pani udzielić paru wskazówek co do dalszej drogi? - wzięła kolejną łyżkę do ust. - Dobrze wiedziałam, że ktoś w końcu zapyta. Nie mogę niestety na to odpowiedzieć, droga jest używana tylko w nagłych przypadkach — zaprzeczyła. - Przepraszam za kłopot — wstała, pozmywała po sobie naczynie i wyszła. Podczas pobytu w tym domu zdążyłam się zaprzyjaźnić z Sally. Ona nic nie wiedziała o tym przejściu. A przynajmniej tak mówiła. Poprosiliśmy o spotkanie z tamtą grupą osobę, u której mieszkali. Pozostało tylko poczekać. Valeria nadal nic nie rozumiała, ale zgodziła się zostać z nami. Nanuak. To była ta Nanuak. Wyszliśmy. Dixa ruszyła w podróż. Napotkaliśmy Hitio po raz kolejny. Przybyły nowe zasiłki. Walka była bardzo krwawa. Luiza pobiegła po Leo. Chciała mu pokazać Nanuak, która doskonale go pamiętała. Zraniłam się przy walce w ogon. Zastanawiałam się, gdzie zniknęli w trójkę. Tymczasem stało się ciemno. Nade mną leciał biały smok, na którym siedziała Luiza, Leo i Dixa. - Koniec zabawy! - poszli walczyć. Smok miotał łapami na prawo i lewo i ryczał. Musiał być to zabawny widok. Hitio gdzieś uciekał, gdy smok go złapał i wyrzucił gdzieś tam w dół. Dziewczyna zmieniła się w mysz i odetchnęła. Musieliśmy niedługo ruszyć. Nanuak i reszta nie chcieli z nami wyruszyć z nami. Po części ich rozumiałam, chcieli w końcu trochę zagłębić kontakty. Stwierdzili, że może kiedyś jak nas jeszcze ujrzą w locie, to chętnie przylecą pomóc. A gdzie przeleciała ta tajemnicza istota, tam stawało się ciepło i rosła bujna roślinność. Czas było się pożegnać z mieszkańcami. Zrobiliśmy swoje, to trzeba ruszyć dalej. Przez nieuwagę Yuki przewróciła się razem z jakąś dziewczyną. Dziewczyną niezwykłej urody, która wyglądała jak galaktyka. - Przepraszam. Jestem Yuki, a ty? - podała rękę osłupiałej, która siedziała na ziemi. - Ty... Ty! Jesteś Aiko, prawda? - wykrzyczała, po czym odtrąciła jej dłoń i wstała, wskazując ją — Nie udawaj... Tym razem ci nie pozwolę wyniszczyć tego miejsca! — wzdrygnęła się na to wspomnienie i agresywnie ją popchnęła do ściany. - To nie tak, to jest inna osoba — próbowałam wytłumaczyć. Ren to by od razu taką zabił, ale Kira mądrze go powstrzymywał, jak i ofiara go powstrzymywała. - Puszczaj — przymknął oczy — albo skończysz jak poprzednia armia, rozumiesz? - Nie widzicie, że to ona? Ona zabiła... Ona zabiła mieszkańców i zniszczyła moje miasto! - przydusiła ją. Zaczęła się szarpanina. - Wyrwiesz mi włosy! - atakująca zwijała się z bólu. - Zaraz mnie udusisz! Nie ciągnij, to boli, przestań! - obie piszczały. W końcu strażnicy musieli je rozdzielić. - Małpa — Yuki sobie nie dawała za wygraną. - Morderca — wytykała ją palcem. Siedziały przez chwilę trzymane przez nas w ciszy. - Dość tego! Aiko wyłaź! - właścicielka krzyknęła, a ta na zawołanie była zmuszona wyjść. - Nie ukrywaj się, jeśli przez ciebie Yuki coś się stanie, zabiję cię — bez namysłu Ren zaczął się bawić swoimi idealnymi włoskami. - Czyli... Jesteście bliźniaczkami czy coś takiego? - nie rozumiała, czemu dwie osoby wyglądają identycznie. - Witaj, Claris. Czyż to nie ta sławna piosenkarka? Porozmawiajmy. To nie do końca tak — wyciągnęła się. Ledwo je powstrzymałyśmy od kolejnej bójki. - Nawet jeśli jesteście innymi osobami, nie potrafię nie nienawidzić was — ledwo zrozumiała, miała wiele do przemyślenia. Zaproponowała, że po koncercie pójdzie z nami, bo musi pilnować zabójczyni, by jej uwierzyć, że jest po dobrej stronie. - W końcu już dawno nie wyruszyłam w podróż, która by mi dała szansę doświadczyć dreszczyku emocji — uśmiechnęła się. - Mieliśmy iść na spotkanie, nie wiem, czy możemy przyjść — wypowiedziałam to, jednak ci już nie słyszeli, ekscytując się wydarzeniem. Po przespanej nocy wpadliśmy na koncert Claris Green. Tam miała być paczka. Zdążyliśmy na ostatnie pół godziny. Muzyka była piękna. Tylko młodzi ją znali. Ja nie miałam pojęcia, nie miałam kontaktu z nikim przez ostatnie lata. Katia i Irys nie mieszkali w mieście, a Valeria nic nie pamiętała. Piosenka, którą aktualnie śpiewała była o wspomnieniach. Prawie bym zapomniała o celu, w którym ty przyszliśmy. Nie mogliśmy znaleźć interesujących nas osób. - Kiedyś wrócę do was kochani, wyruszam w podróż! Do zobaczenia! - wybiegła piętnaście minut przed zaplanowanym zakończeniem. Zgubiliśmy ich ponownie. Westchnęłam. Rysunek może kiedyś dodam ;) |
Midorichanmarmi « Censeur » 1590154740000
| 1 | ||
Biedna Valeria nic nie pamięta XDD Koncert Claris najs xd :3 Dodam ci 2 chłopaków! Imię: Jerry wiek: 8 Płeć; Chłopak Plemię: Druid Charakter: Wrażliwy i nieufny, jest bardzo smutny ale też czasami wesoły. Inne: Jego rodzice zmarli z powodów nieznanych, został kiedyś porwany przez Blase'a ale udało mu się uciec, stracił przez to ufność i szczęście ale ma po jego tacie ma swojego misia, jest już zepsuty i brudny ale ukrywa się przed złem. Lubi jeść żelki najbardziej o smaku jabłkowym! Więc jego ulubionym kolorkiem jest tez taki limonkowy... :3 Imię: Blase Wiek: 21 Płeć: Chłopak Plemię: Władca wiatru i mechanik Charakter: Sarkastyczny i wyśmiewa, bardzo lubi torturować ale zawsze się tego waha... Inne: Zabił rodziców Jer'rego, ale gdy Jerry uciekł nie zdążył go też zabić, teraz szuka innych żeby wprost porwać czy coś. Na zdjęciu widać że kogoś atakuje swoim kijem. Chowa swoją twarz maską żeby nikt go nie rozpoznał a nietoperze na jego uchu są prawdziwe. Dernière modification le 1590313620000 |
Sarada8585 « Censeur » 1590317040000
| 0 | ||
Dzięki za postacie! Rozdział już niedługo, może twoje postacie gdzieś wcisnę ale nie obiecuję, wiem że przewiduję trzy sezony, więc zobaczymy |
Sarada8585 « Censeur » 1590744000000
| 0 | ||
Rozdział 23! (wkońcu) Rozdział 23 Znów uciekli. Wróciłam do ogrodu. - Cześć — zaskoczyło mnie, że Sally wiedziała o mojej obecności, mimo że była odwrócona. Wąchała róże. - Pięknie pachną, prawda? - zapach był bardzo intensywny, więc go wyczułam z daleka. - Tak. To nie wszystko, są dla mnie bardzo ważne — rozmówczyni odwzajemniła uśmiech. Chciałam wrócić do środka, jednak ta mnie chwyciła za ramię. - Zostań — poprosiła. Siedziałyśmy więc tak. - Pod tamtą klapą — wskazała. Zrozumiałam przekaz. Kiwnęłam głową i ruszyłam podzielić się informacją z innymi. - Cześć — pomachałam na pożegnanie. Patrzyłam jeszcze, jak szła gdzieś w głąb ogrodu. Jej włosy falowały, aż zniknęły za kwitnącymi kwiatkami drzewa. Ruszyłam przed siebie biegiem. To, iż przede mną była przepaść mnie nie obchodziło. Skoczyłam. Z powiewem wiatru spadłam na ziemię. Byłam na pustyni. Sama. Były tam jakieś szczątki. Nie widziałam kogo. Czy to są... Obudziłam się. Yuki i reszta jeszcze spali. Poszłam znaleźć trochę wody. Poczułam, że boli mnie głowa. - No naprawdę... - dopiero teraz zauważyłam, że wokoło jest więcej piasku niż poprzednio. Położyłam się znów spać. Rano obudziłam się. Z nieba... Spadał piasek? - Świat chyba sobie z nas żartuje — rzuciłam nieświadomie do Kiry. - Gdybyś mi powiedziała kiedyś, że będę tak stał w takim piaskowym śniegu, to bym chociaż wiatrak zabrał — jęknął. Zaśmiałam się. Tyle czasu już minęło, ale on zawsze miał głową pełną pomysłów, jak kogoś rozśmieszyć. - Wiesz... Chciałam ci powiedzieć, że — nieśmiało zaczęłam. - Wszyscy chodźcie, znalazłam coś ciekawego! - Merry nam pomachała z daleka. Wyścigowaliśmy się. Yuki oczywiście była najszybsza. Przed celem cień sam wybiegł, a dziewczyna wywróciła się i obrzuciła ją wrogim spojrzeniem. - Chciałabyś wygrać, co? - wystawiła język. Claris tylko na to patrzyła z udawaną dezaprobatą, ale w końcu wybuchła i musiała się uśmiechnąć. Merry znalazła kawałek papieru. Była to mapa. Nie taka co wcześniej. Była bardziej szczegółowa i dobrze opisana. Wyglądała na bardzo starą. Były tam miejsca, które wcześniej były pominięte. Pogrzebaliśmy w piasku. Tam były pozostałe części. Gdy się przyjrzeliśmy, była zapisana jeszcze najstarszym, pradawnym alfabetem, co oznaczało, że musiała być wiekowa. Ziemia się pod nami zapadała. Usłyszeliśmy huk. Pobiegliśmy sprawdzić, co się dzieje. Jakiś brązowy mężczyzna walczył z Nanuak. Walka zmierzała w naszym kierunku. Dziewczyna w końcu z bezsilności wróciła do mysiej postaci. Trzęsienie ustało, niestety sobie gorzej radziła w tej formie. Avane skoczyła i nacięła wrogowi ogon. To go sprowokowało. Jednak co mógł zrobić ze zranionym źródłem równowagi? Ziemia zaczęła się trząść na nowo. Zakręciło mi się w głowie. Kira ledwo mnie złapał. Popatrzyłam się na niego znacząco. Chciałam dokończyć poprzednią rozmowę. Stwierdziłam, że to może niekoniecznie dobry pomysł. Było coraz gorzej. - Później to załatwimy, skupmy się na sytuacji — wskazałam w dół, a gdy tam popatrzyłam, sama oniemiałam, ponieważ tafla piasku potężnie wzrosła. Niedługo zaczął nas wciągać. Nagle straciłam przytomność. Ostatnie co pamiętałam to widok Sally, a potem ciemność. Znalazłam się w korytarzu, który był złożony z piasku. Przetarłam sobie oczy. Tak. Byłam w tunelu, który był wykonany z sypkiego piasku, który mógł zaraz się nad bądź pod nami zapaść. Gdy już się otrząsnęłam z szoku, zaczęłam się rozglądać. Oprócz naszych leżały tam inne myszy. - Yuki! Ryuka? - mimo lęku przed postawieniem kroku w tym momencie do nich pobiegłam. Usłyszałam cichy jęk. Najstarsza siostra chyba się zraniła. Poszłam do naszej torby z rzeczami od Omni i jej dałam opatrunek. Niedługo moja drużyna prócz Valeri była cała na nogach. Ci z tamtej byli w nieco gorszym stanie, ale też już nie wyglądali na takich, którzy będą leżeć nieprzytomni przez jeszcze przez parę godzin. Co gorsza, Daisy zaczęła skakać z podekscytowania na widok obszaru, w którym się znajduje. Chichotała. Wtedy ściany nie wytrzymały i zalała nas kolejna fala. Wszystko mi się mieszało przed oczami. Zrobiło mi się niedobrze. Chyba tylko mała piszczała z zachwycenia, puki jej nie zatkałam buzi, aby się nie udławiła. Gdy się obudziłam, byłam znów na lądzie. Miałam zawroty głowy. Znów się położyłam. Miałam już wszystkiego dość. Dobrze jest przeżyć przygodę, jednak nie o takim czymś bym myślała. Przez długi czas nie tknę żadnej książki o podobnej fabule. Nawet jeśli się nauczę lepiej czytać. Miałam bardzo przyjemny sen. No może tylko przez pierwsze dwie minuty. Byłam w szkole szamańskiej, o której zawsze tam marzyłam. Inni też tam byli. Potem budynek zaczął się rozpadać. Spadłam gdzieś w czarną otchłań. Aż nagle się obudziłam. Byłam otoczona siatką. Ktoś mnie wlekł po podłodze. Były to dobrze znane mi sylwetki. - Jednak was nie zabili, co? Oni wam pomogli, a wy mnie znów porywacie — prychnęłam. Byłam tu sama. Niedługo siatka opadła. - Chcemy ci coś zaoferować. Ty uratujesz sobie świat, a potem grzecznie dasz nam się usunąć, tak? - zaczęła mnie odwiązywać — jak nie to nie wrócisz. Nie miałam siły się z nimi bić. Kiwnęłam główką. W tym momencie spod piasku się wyłoniła pewna istota. - Odeślijmy ją, szukają jej — chłopak skinął na nieznajomą. Tamta tylko skinęła głową i wystawiła w moim kierunku ręce. Pamiętałam tylko ochydny zapach. Pachniało złem i czymś jeszcze. Mój nos wołał o pomstę do nieba, ale jakoś przetrwałam tę drogę. Gdy dotarłam, było tylko widać trochę mgły. Ostatkami sił ruszyłam szukać innych. Na szczęście już się skończyła ta dziwna podróż. Zapomniałam jednak, że i tak zawsze wędruję. Nie wiadomo czemu, miałam przeczucie, że niedługo nadejdzie kolejny cios. Być może taki prosto w serce. |
Sarada8585 « Censeur » 1592902920000
| 2 | ||
UWAGA UWAGA, WIELKI SZOK... ROZDZIAŁ 24! Przepraszam wszystkich za przerwę w pisaniu, chciałam się skupić na tym, żeby nauczyć się lepiej rysować, co chyba widać w rozdziale poniżej ;) Zapraszam do czytania! Rozdział. 24 Zgubiłam się. Nie widziałam przyjaciół. Niedługo znalazłam Yuki. - Hej! Zaczekaj! - pobiegłam za nią. Ta gdzieś znikła. Niedługo jednak znalazłam ją opierającą się przy murze. Była zaskoczona, jakby wcześniej mnie nie widziała. Wylądowałyśmy pod jednym, skalnym sufitem, wędrując. Przewędrowałyśmy trochę w tę, a trochę we wtę, aż natrafiłyśmy na ślepy zaułek. Były tam wyryte dziwne, stare znaki. Próbowałam je rozszyfrować. Ściana była nieco zabrudzona co utrudniało sprawę. Wypuściłam trochę mojej mocy, aby ją oczyścić. Wtedy znaki się rozświetliły, a brama stała otwarta. Przed nami stał zamek. Przez chwilę myślałam, iż to niebo, aż Yuki nie wskazała na pewną mysz. - Aurora? - wyjąkała. Dalej pamiętałam tylko ciemność i silne uderzenie w głowę. Zemdlałyśmy. Biegliśmy je znaleźć. Nasze przyjaciółki zniknęły. Piaskowy tunel nie był najniższym przystankiem. Ziemia przed nami się rozstąpiła, były tam schody. Znaleźliśmy się w pomieszczeniu. - Witamy w podziemnym królestwie — dziewczyna w sukience nam wskazała drogę. Spotkaliśmy Yuki i Merry. Przedstawiły nam tę miłą, tutejszą obywatelkę. Dostaliśmy swoje luksusowe pokoje. Jutro pod wieczór miał się odbyć bal. Walnęłam się na łóżko i spałam aż do rana. Obudzono mnie o ósmej. Aurora nam dała po sukience. Jak na siebie była niezwykle miła. Zresztą, kto by się spodziewał, że będzie pracować jako pokojówka w takim miejscu. Ja dostałam niebieską. Nawet nieźle się na mnie prezentowała. Byłam ciekawa czy będą tam znajome osoby oraz, czy spotkam tam wkurzonego Rena ubranego w elegancki garnitur. Na tę myśl bardzo się rozchichotałam. Wzięłam gorącą kąpiel. Przeczytałam parę książek z wypożyczalni w ciągu dnia, a następnie, gdy już był na to czas, uczesano mi włosy, a ja ubrałam swoją suknię i śliczne, niebieskie buciki. Czułam się niczym Kopciuszek. Byłam gotowa. Sala była równie dobrze urządzona. Było wiele tortów i innych rzeczy. Wspaniała muzyka. Jakby świat dał mi w końcu się rozluźnić i zapomnieć o wszystkim. Zauważyłam Rose. Była całkiem w dobrym stanie. Co za ulga. Wyglądała też zupełnie inaczej niż za dawnych lat. Poszłam się przywitać, gdy Aurora podeszła do niej, blokując mi trochę drogę. - Mogę w czymś ci pomóc? - zapytała uprzejmie i ją gdzieś pociągła. Potem się dowiedziałam, że te myszy, jeśli mają czerwone cząstki, stają się bardzo agresywne i inne, oraz że są niebezpieczne. O dziwo sama takie coś miała. Postanowiłam jej tego nie mówić, wiedziałam przecież, do czego jest zdolna. Ona też takie miała. Widziałam też duplikat siebie. Wyglądał jednak trochę inaczej. Bałam się. Tym razem naprawdę się bałam. Czego wcześniej nie zauważyłam — nie było Rena. Nie było mojego rycerza, bohatera, który by mnie obronił. Musiałam się powstrzymywać od łez. W końcu pociekły, pewnie strasznie mrugałam. Czy ja też się taka stanę? Gdzie poszedł? Czy jest jeszcze jakaś szansa na ucieczkę? Musiałam zawiadomić pozostałych. Jednak wszyscy na sali prócz mnie byli już źli. Zgasło światło. Momentalnie się znów potknęłam. Po raz kolejny straciłam przytomność. Gdy się obudziłam leżała przy mnie siostra i Merry. - Musimy... Uciekać. Umrzemy, wszyscy tu są... - ledwo mówiłam. - Jest tu dobrze. Nic nam nie grozi. Jesteśmy w podziemiach, prawda? Podziemiach... - gdy to mówiła, jej oczy wołały o pomoc. To mnie dobiło. Napiłam się wody. Powinnam odpoczywać, jednak instynkt mówił co innego. Myśli mówiły, że jest dobrze... A drugie mówiły, żeby uciekać. Straciłam poczucie prawdy. Powieki ledwo się otwierały. Nie mogłam... Nie mogłam pozwolić sobie zasnąć, a jednak to zrobiłam. Nie mogłam ich obwiniać, o to, co się dzieje. Kto za tym stoi? Niedługo już nie słyszałam własnych myśli. - Siostrzyczko? Gdzie jesteś? Nic ci się nie stało? - zapłakana błąkała się po lesie. - Nie, nie - pokręciłam głową - jestem tu. Nagle zza krzaka wyskoczył wielki, ogromny cień, który wszedł we mnie. Czy to ma mi coś sugerować? Odepchnęłam od siebie tę fałszywą rzeczywistość i spróbowałam wrócić do racjonalnego myślenia. -Yuki, Alex, reszta... Byli przy mnie. Gdzie byłam, tego nie wiem. Ciszę ich snu przerwała pielęgniarka, która przyniosła leki. Czułam, że mnie omamiają... A może to te leki z tym walczą? Nie miałam pojęcia. Dostałam wielką strzykawką w szyję. Nie wytrzymałam. Coś we mnie drgnęło i przypomniałam sobie, że nie jestem tu dla zabawy. Wyciągnęłam miecz i podniosłam się, zabijając ją, gdy igła mi przebiła szyję. Z trudem, ale każdy wyszedł. - Kse... Kseno...n - wysztusiłem. Miałem dość tej terroryzacji. - Oddawaj go! - warknąłem, siedząc przed moim wrogiem. Przypuszczałem, że mój kolega już nie żyje. Niedługo mnie zabrano. Ku mojemu zdziwieniu, w celi spotkałem przyjaciela. Jednak nie w takim stanie, jak bym chciał. - Ki.. Kira - wstał z trudem, po czym zaraz upadł, chwytając się mnie, co powodowało, że obaj leżeliśmy na podłodze. Co gorsza, ledwo go doniosłem na łóżko. Następne dni zapowiadały się ciężko. Jedynym pocieszeniem było to, że znalazłem przyjaciela, a mamy sobie jeszcze dużo do powiedzenia. Będzie to rozrywką na parę dni. Jednak co dalej? Musieliśmy obaj odpocząć. Wierzyłem, że znajdą nas przyjaciele. Jednak z dnia na dzień, nadzieja też powoli gasła. Dodałem do wniosku, że jedyne co nas czeka to egzekucja. I to w najlepszym wypadku... Dernière modification le 1597041060000 |
Midorichanmarmi « Censeur » 1592903220000
| 1 | ||
Wow, wróciłaś! (XD) a tak w ogólę jak zawsze rozdział super ^^! I rysunek świetny xd (Nie umiem tak :'D) |
Artgir « Consul » 1592906340000
| 2 | ||
Leniwa klucha ruszyła się z rosołu i coś wymyśliła Ciekawe ciekawe |
Sarada8585 « Censeur » 1592923980000
| 0 | ||
Artgir a dit : No chyba z wegańskiego, koleżanko }:‑):^) |
Sarada8585 « Censeur » 1593027300000
| 2 | ||
/delete Dernière modification le 1597040760000 |
Artgir « Consul » 1593030180000
| 1 | ||
omg rozdziały codziennie moje marzenie |