Magiczny Świat Ryuu |
Sarada8585 « Censeur » 1593030420000
| 0 | ||
Twoje marzenie... Posypie się 26 lipca czyli za miesiąc i dwa dni, bo wyjeżdżam na wakacje i będę miała mniej czasu (To jest ogłoszenie dla moich czytelników, cn?) Następny rozdział niedługo :D Ey, zapomniałam obrazka zrobić co o_o |
Midorichanmarmi « Citoyen » 1593082200000
| 1 | ||
Oł jea rozdział :> |
Sarada8585 « Censeur » 1595693460000
| 1 | ||
Rozdział 25! W końcu, trochę króciutki, a rysunek dodam 4 sierpnia, ok? na wakacje jadę :3 Rozdział 25 Pov. Rose Poszłam pozbierać jagody, rozkoszowałam się ćwierkaniem ptaków. Znaleźliśmy opuszczoną chatę w lesie. Nie mogę uwierzyć, że znów nam uciekli. Poziom piasku na powierzchni narastał... Już sięgał nam po kostki. Tylko co jest przyczyną tego zjawiska? Pov. Ryuu Gdy się odnaleźliśmy, okazało się, że każdy odzyskał rozum... Chyba. W każdym razie nadal nie było chłopców. Postanowiłam ich namierzyć mocami. Przy ognisku w kole, każdy próbował wysilić swoje moce. Powstał wokół nas duży okrąg. Zaraz wyświetliła się mała podpowiedź obeznania w terenie. - Nie spodziewałam się - Merry się uśmiechnęła satysfakcjonująco. - Daj spokój. To tylko marne wskazówki - mruczeć pesymista Alex. Akira tylko patrzyła z rozbawieniem. - Oj tam, oj tam! Zapomnijmy o tym i wypijmy napój z tych pysznych malin i cieszmy się wieczorem, okej? - rozkojarzona Yuki zaproponowała, śmiejąc się jak pijana bez namysłu. Nie podobało mi się to, jak to robi, jednak postanowiła spróbować sobie radzić z problemami sama, ale... Moja siostra bardzo wydoroślała od po czątku podróży. Miałam banana na buzi, jak to czasem mają w nawyku starsze siostry. - Tak - wzięłam beztrosko szklankę. Następnego dnia spacerowaliśmy. Obeznanie w terenie było ważne. Ja, Akira, Alex i Merry poszliśmy zwiedzać punkt, w którym powinni się czaić wrogowie. Reszta poszła ogarniać inne sprawy. Nie pozwoliłabym Yuki iść w takie miejsce, w takim stanie. Dwa dni później ledwo się trzymaliśmy, usychając prawie jak paprotka na tej pustyni. Tak, od wczoraj pustyni. Gdyby ktoś z nas spał w nocy, nie obudzony przez wartowników, byłby już nieodwracalnie pod spodem. Czuliśmy się bardzo niedobrze pod tym względem, że nie mielśmy, z czego pić. Była moja warta, wargi mi pękały, usta opadły z uśmiechu, a oczy zaczęły się przymykać. Nagle przez głowę mi przeleciała pewna myśl. To nagle mi przywróciło puls. Kira... Jutro w południe... Ale skąd ja to... Szept? A no tak... Nie pomyślałam o tym. Nie mogłam już zasnąć do świtu. Sumienie mi nie dało, bo wiedziałam, że on ciągle walczy. O piątej obudziłam Mery. Przyczynię się do tego, że wojna ustanie, a świat odetchnie z ulgą. Choćbym miała dla kawałka ziemi poświęcić życie, zrobię to. Wszystko dla przyjaciół. Z tą myślą oraz ze słodkim posmakiem ostatnich babeczek, zasnęłam. Pov. Rose - Dzjeń dobry! Zjedz dżemik dobry! - Daisy wepchnęła mi łyżkę dżemiku do buzi, gdy tylko otworzyłam oczy. Cieszyłam się, że z maluchami już dobrze. - Dobre — zerwałam się zadowolona z posłania, gdy przypomniało mi się, gdzie jesteśmy. Byliśmy obecnie w najbardziej mokrym miejscu w pobliżu. Był tu staw. Parę metrów dalej było jedno wielkie nic. Jednak trzeba było się ruszyć. Po dniach odpoczywania, poszliśmy odnaleźć jakąś drogę. Każdy z nas - nieważne czy starsi, czy młodsi, niżsi czy ci, którzy byli wyżsi-miał cel. Póki się wspieramy, żadna susza, powódź czy wojna nie będzie nam straszna. Krótki urywek rozdziału, reszty nie zdążyłam dopisać, bo jadę na wakacje, po 3 dodam coś, a chciałam wad dać znak, że żyję. Chociaż ile osób to czyta... W każdym razie to jest długości połowy rozdziału, ale wena siada, no wybaczcie. :v Póki wena mi wraca, proszę mnie nakręcić :3 Czemu tu już równy miesiąc nikt o rozdział nie spytał? :c a ja wiem dlaczego bo nikt tego nie czyta ^-^ Dernière modification le 1601814960000 |
1 | ||
Sarada8585 a dit : Dobra teraz trzeba przeczytać drugi raz, żebym zrozumiała XD Wybacz, albo ten rozdział po prostu jest bardzo rozłożony, albo mój mózg nie pił dzisiaj kawy xd (obstawiam to drugie) Oby wena nie siadła (bo ja ją już odsiadne) i miłych wakacji XD |
Sarada8585 « Censeur » 1595702400000
| 0 | ||
Kosmo a dit : Ten rozdział to takie misz masz, krótka przerwa w której nic się nie dzieje wjęc się nie dziwię. |
Sarada8585 « Censeur » 1604426520000
| 3 | ||
Ostatni Rozdział - Zostaje dodany teraz ostatni rozdział pierwszej serii ,,Magiczny Świat Ryuu", premierę drugiej części - ,,Magiczny Świat Ryuu - wędrówka przez pustynię" jest przewidziana na końcówkę listopada. W razie czego będę tu pisać informacje dotyczące premiery, więc śledźcie wątek. - Akcja z Yuki jest opisana już w rozdziale podczas gdy mdleje koło rozdziału 11, nie chce mi się szukać dokładniej - Życzę miłego czytania i jeśli są tu jacyś tajni czytelnicy to prosz się ujawnić bo mam mało motywacji bo nikt tu nie pisze, znaczy jak chcecie ale motywacja przyśpieszy proces pisania - Sorki za doubla Rozdział 26 Roz. 26 Ruszyliśmy wraz z wiatrem, by odbić przyjaciela. Avane, która trochę źle się czuła, postanowiła zostać w lesie i dopilnować, że nikt nie pójdzie nam przeszkodzić. Udoskonaliła nieco swoją broń. Zanim poszliśmy, napełniła drugi pojemnik na wkłady — jeden był na kule, drugi na moc szamańską, którą wystarczyło tchnąć w pudełeczko, by celnie wycelować z odpowiednią siłą. Nie byłam pewna tego, czy da sobie radę, ale powinnam jej zaufać, przecież nie pisałaby się na takie niebezpieczeństwo, wiedząc, że w razie nagłego wypadku może jej się coś stać. Piasek zaszumiał nam w uszach. Regularnie się wznosił jak mgła na wietrze. Moje włosy, które urosły mi już po pachy od wybuchu wojny, również szalały w powietrzu, a przewiew, który zmienił kierunek, jakby przy jego władcach, chciał nam przeszkodzić. Atmosfera pośród naszej grupy była poważna. Stałam dumnie na jej czele, naprzeciw wroga. Z bronią przed sobą, którą trzymałam, opierając lekko jej ostrze na piasku, stałam i czekałam spokojnie, na ruch wyższego. Patrzyłam mu w oczy, które zdawały się wyrażać jego nieprzyjemny charakter. - Walczcie — usłyszałam jakby łagodny, dziewczęcy głos, choć nie byłam pewna czy nie jest on tylko moim wyobrażeniem. Jedyne kto zareagował to mój przeciwnik. Wyglądał, jakby coś go niepokoiło. Przywódca pierwszy podniósł na mnie broń. Wiatr zwiał nas prawie z powierzchni ziemi. Morderca miał okazję zaatakować. Odskoczyłam, by zachować dystans. Zablokowałam też silne uderzenie mieczu, następnie przebiłam się przez zbroje paru mysz na około. Postanowiłam zmusić go do ucieczki w drugą stronę. Reszta ruszyła do ataku. Z każdej strony słyszałam szczękanie noży i mieczów, strzały łuków i inne odgłosy. Wszyscy mimo ponoszonych ran podnosili się. Armia nie była liczna, liczyła około 50 uzbrojonych. Ciężkość zbroi spowalniała ich, co ułatwiało zadanie. Nikt nie powiedział oczywiście, że będzie łatwo. Co chwile ktoś z nas upadał lub wydawał z siebie ciche jęki, by po chwili powrócić na pole bitwy. Wbiłam się w brzuch kolejnego przeciwnika. Zauważyłam, że Hitio stał przy Kirze. Był ostatnim przeciwnikiem, reszta wyzabijała wszystkich niedobitków. Uśmiechnął się złowieszczo. Chwiejąc się na nogach, schylił się po nóż. Chciałam tam pobiec, jednak zatrzymano mnie. A widok ponownie zasłoniła mi mgła. Jednak dostrzegłam pośród niej krew Hitio. Słońce przysuszyło mocniej. Yuki ledwo utrzymywała się, stojąc na uciekającym spod jej butów piaskiem. Oczy Yuki się zaświeciły. To był... Pov. Rose Walczyliśmy z Władcami Wiatru przy pewnym urwisku. Stałam na jego krawędzi. Wydawałoby się, że radzimy sobie dobrze jednak to była bardziej kwestia czasu, kiedy się zmęczymy. Nadgryzłam sobie wargę. Rzuciłam się tym razem do ataku. Na dole też trwała jakaś walka. Przez chwilę miałam nóż pod gardłem. Poradziłam jednak sobie i odwróciłam sytuację. I tak parę razy. Następnie wbiłam przeciwnikowi nóż w rękę i podeszłam do następnego, robiąc kolejne uniki. Ten był trudniejszym przypadkiem. Daisy i młodsi jakoś sobie radzili, Zoe i jej kuzyn osłaniali różową i jej brata. To jednak też było dla nich nie lada wyzwaniem. Katia za to z innymi byli otoczeni większą ilością wrogów i wszystko wskazywało na to, że niedługo polegniemy. Jedyne, co mogło nas uratować to jakieś szczęście — lub konstruktywny plan, którego nie pomyśleliśmy wcześniej ułożyć. Tym razem naprawdę stałabym przyparta do muru. Jednak za mną była pusta przestrzeń. A przede mną? Wróg. Ciszę przerwało krótkie westchnięcie, wywodzące się z moich ust. Przymknęłam oczy. Przypomniałam sobie jednak powody, które nie pozwalały mi na porażkę. Chciałam sprawdzić, czy ona nadal o tym pamięta Dlatego, ja... - Dotrzymam obietnicy — krzyknęłam do siebie w myślach. Rzuciłam przed siebie jedyną pozostałą mi broń, przeciwnik padł. Wyciągnęłam go z ciała przeciwnika, którego zalała jego własna krew. Wymachując obiektem strachu armii, przybliżyłam się do tych, którzy radzili sobie najgorzej. Omijając broń jednego przeciwnika, przefikołkowałam, przecinając innym więzy. Broń przecinała wszystko, bez wyjątków. Biegłam pod górkę, w celu zaobserwowania, czy możemy liczyć na ludzi z dołu. Wiedziałam, że bitwa rozgrywa się z udziałem młodszych, lecz mimo moich starań, susza, zmęczenie oraz rany robiły swoje. - Dla was... - szepnęłam, jednak nie dokończyłam. Nie było wokół mnie za wielu wrogów. Nie chciałam zostawiać ciężaru walki na barkach przyjaciół, jednak od jakiegoś czasu, ledwo trzymałam się na nogach. Padłam ze zmęczenia na ziemię i zasnęłam. Albo i zemdlałam. - Rose! - Katia rzuciła się do pomocy. Pov. Merry Z pyłu wyłaniała się idąc równym krokiem armia Władców Wiatru, prawdopodobnie w pełnym składzie. A na przodzie szedł szaman. Martwy Hitio już nikogo nie obchodził, natomiast Kira się uwolnił, gdy poluźniły mu się jego najwyraźniej nie wystarczająco mocno związane węzły i z chytrym uśmieszkiem czekał, aby się zemścić na sprawcy. Oczywiście było poważnie i... Groźnie. Każdy już zdążył odczuć ten klimat. Ryuu wyrywała się żołnierzom. Nadal miała rozszerzone źrenice. Bezwładnie upadła na ziemię, ze spływającą łzą krwi w oczach. Nie było dobrze. - Jak możesz... Jak możesz to robić draniu? - uderzyła nie wiadomo kiedy założonym zakuciem o ziemię, rozrywając łańcuch na pół i zaczęła wstawać. - Pytasz dlaczego? - pytanie nie wzbudziło w nim wzruszenia — Bo mogę. Bo potrafię tego dokonać! - jego mina była szaleńcza. Dziewczyna nie wytrzymała. Rzuciła się na niego ponownie. Została odepchnięta przez barierę. - Ryuka! - obiekt jej westchnień pomógł jej wstać. Gotowała już miecz do akcji. Oddziały ruszyły. Sytuacja była ciężka, jednak nieugięcie staraliśmy się przeżyć. Wrogów były miliony, a nas parę. Padali raz za razem, jednak nie robiło to jakoś różnicy liczbowej, bo wciąż przybywało ich więcej. Spokojnie zatrzymywałam ataki, a następnie w jakiś sposób przechodziłam do ofensywy. Moim przeciwnikiem był biało włosy chłopiec. Bardzo dobrze blokował ataki. Przypominał mi kogoś. Jego pyszczek zakrywały krwawe w niektórych miastach bandaże, jego oczy też były bardzo charakterystyczne. Skądś je już znałam. Jego miecz był długi i chudy, widniały na nim czerwone napisy, które też były dla mnie rozpoznawalne. Był szukaną długo przeze mnie osobą. - Tho... - zanim zdążyłam coś powiedzieć, prawie trafił mnie swoją nietypową bronią w głowę, ledwo zdążyłam się uchylić. Spadł mi jednak kapelusz, który chronił mnie przed słońcem. Zaniemówił. Nie byłam pewna co powiedzieć. Niestety, nasza styczność była nieunikniona, jeśli chcieliśmy wygrać. Lepiej, żebym to była ja niż ktoś inny. Całe moje ciało było obolałe. Walka była wyrównana, prowadziła do remisu. Do tego, byśmy oboje padli tu ze zmęczenia i razem leżeli. Normalnie by to było okej. Nie koniecznie na polu bitwy. Był również zdeterminowany jak ja, gdy zadarł sobie wargę, syknął. Gdy ja zbliżałam się do niego, ten mnie zmuszał do odwrotu. Gdy, po dłuższym czasie przyzwyczailiśmy się do swojej obecności, zaczęliśmy ze sobą walczyć jak sobie obcy. Była szansa na porozumienie się, jednak nie ustępowałam, jak on. Atakowanie siebie było rozpaczliwe. W pewnym momencie wbiłam swój miecz w jego ramię. Podbiegłam do niego. Ten odtrącił moją rękę - Jesteśmy... - miał powiedzieć mi coś, gdy otworzył szerzej oczy. Wyglądał, jakby ktoś go właśnie postrzelił. Rzucił się na mnie gwałtownie, a ja, łapiąc go w ramiona, z zaskoczeniem upadłam na podłoże z nim. Coś mnie połaskotało w brzuch. Pomyślałam, że sytuacja stanie się bardziej wesoła, tak naprawdę dusiłam się z radości, że świadomością, że on żyje i tylko publiczność mnie powstrzymywała od innych działań. Ten się obrócił jednak na plecy. Uśmiechnął się. Leżał ze strzałą, która przewijała mu brzuch, ze słabym bananem na buzi. Wydawał się być szczęśliwy, mimo zadanego mu bólu. Zaczęłam go oglądać. - Pobiegnę po wsparcie — chciałam bezmyślnie pobiec w las i poszukać pomocy, chociaż w głębi wiedziałam, że nie mogło to nic dać. Brat mnie jednak złapał jednak za rękę. - Przetrwaj to, rozumiesz? - z zaangażowaniem wyrwałam się mu. Jednak gdy na niego spojrzałam, popatrzył się na mnie już ostatni raz, wróciłam natychmiastowo do poprzedniej pozycji. - Nie — zaprzeczyłam sobie — nie możesz umrzeć, tylko ty mi zostałeś, dopiero cię poznałam, więc czemu już mnie opuszczasz? - ten tylko się uśmiechał, mimo że moje oczy były zalane łzami, on zastygł w tej pozycji. - Merry... Musimy być wrogami? - wydawało mi się, że go słyszę. W tym momencie mnie nie obchodziło, czy to tylko twór mojej wyobraźni. - Myślę, że nie musimy. Widzisz tę katastrofę, prawda? Powstrzymajmy to — zaproponowałam. Nie czekałam na wytłumaczenie. Rozumiałam go jak nikogo innego. - Teraz, skupmy się na zadaniu — powiedziałam do siebie, lub do mojego brata. Taki obraz przyjęłam. Dla mnie, żył w moim sercu i... Znów byliśmy jak dwójka tych samych dzieci co kiedyś. Spoglądając na nasze osoby z uśmiechem, ruszyliśmy — niby zupełnie gdzieś indziej, lecz tą samą drogą. A co równie ważne, musiałam pomścić jego śmierć Cały czas miałam wrażenie, jakby armia się nie kurczyła. Miałam nową krwawą ranę na ramieniu. Jednak nie taką, by mnie to powstrzymało. Praktycznie wszędzie krwawiłam. Byłam oblężona z każdej strony, uznawana za najsłabszy punkt. Jednak Kira, choć sam miał swoje problemy, chronił mnie. Starałam mu się odwdzięczyć tym samym. Również zdeterminowane mimo tej całej suszy były Yuki. Gdy przeciwnicy nic nie widzieli, a piasek im latał przed oczami, zamieniały się w cienie i atakowały ich znienacka. Postanowiły wypróbować swoje siły na szamanie. Szanse były marne, ten tylko, szepcząc niezrozumiałe słowa, przywołał na tyle silną moc, by zdołała wywołać trzęsienie ziemi. Popatrzyłam się, stojąc dosłownie pod tym zjawiskiem. Zapowiadało się na wielki wybuch. - Uważaj! - pisła, odpychając mnie skrzydlata dziewczyna. Ja się odsunęłam, a ona — nie zdążyła. Wszystko obok nas, mniej więcej w równym momencie runęło. Runęłam w bardzo odległą skałę. Chwyciłam się za obolałe ramię, na którym zaraz wylądowały trzy igiełki, które zdecydowanie nie zwiastowały niczego dobrego. Poczułam ucisk w rękach. Działo się ze mną coś dziwnego. Kolor mazi tym razem był nieznany nawet mi. Coś zasłaniało mi widok, rozszerzyłam źrenicę. Serce tak bardzo chciało się ze mnie wypchnąć, że padłam przed siebie. Chciałam oprzeć się rękami, jednak te jakby nie mogły mnie utrzymać, energia w nich była zniekształcona, rozdzierała mnie, zaczęłam się zwijać w kulkę. Przeklęta potworzyca — tak mówili o mnie potajemnie władcy wiatru. W bazie robili na mnie badania, odkąd tam przybyłam. Koszmary mnie brały w nocy, słyszałam wszędzie ich szepty. Wtedy, mała i przestraszona nieraz patrzyłam przykuta do łóżka, jak ciała innych mysz się przy nich rozdzierają. Wmawiali mi, że jestem wyjątkowa i wykorzystywali mnie w ten sposób. Znaleźli też mojego brata. Niedługo jednak nie byłam im już potrzebna. Chcieli mnie uwięzić jak wielu innych. Aż kiedyś postanowiłam się zbuntować. Źle się to skończyło. Po tej akcji nie tylko moje serce w środku krwawiło. Chcieli nas zabić. Jednak pewien chłopiec się za mną postawił. I wtedy ostatnio zobaczyłam owe rzeczy. Potem... Wiadomo, gdzie się obudziłam. Czemu jednak teraz nie byłam odporna? Chciałam wyładować się z emocji i energii, która wzbierała się z każdą minutą w moim ciele. Pod wpływem impulsu, w ciągu sekundy znalazłam się z pięścią przy szamanie. Bariery już nie było. Jednak ten wysunął rękę. Błyskawicznie poraziło mnie i odepchnęło do skał na ścianie od urwiska. Chwilę później w moją stronę poleciała wyróżniająca się strzałka z niebieską końcówką. Wszystkie radosne oraz smutne chwile mignęły mi przed oczami. Trafiła prosto w moje serce, dosyć mocno mnie odepchnęła. Moja głowa poleciała wraz z rozszerzonymi źrenicami do przodu, wyplułam trochę krwi. To mnie wykończyło. Coś dziwnego zaczęło trawić moje ciało, a ja, jak można by było się spodziewać, straciłam przytomność. Alex patrzył się na prawie znikającą Akirę. Podbiegł do niej, próbując wyciągnąć ją z tego stanu. Łezki w jej oczach towarzyszyły uśmiechowi. Smutek mnie ogarnął. Miałam parę miłych wspomnień z jej osobą, nawet jeśli znałyśmy się wcale nie tak długo. Gdy chłopak trzymał jej zimną dłoń, ta się wymsknęła, Widać było w jej oczach blask wspomnień. Zrobiło mi się strasznie żal. Nie miałam ochoty wcale zabijać tych ludzi. Wolałabym być z nimi. Mimo to ciągle wymyślałam kombinacje ataków z Aiko, rozmyślając, co można zrobić z głównym przeciwnikiem. W tym momencie zwróciłam głowę w stronę urwiska, którym przechodziliśmy. Szła tamtędy Ryuu, jaki miała plan? Przez nieuwagę dostałam mieczem w ranę. Syknęłam, przypominając sobie jeszcze całkiem niedawną sytuację. Zaczęłam się przedzierać w jej stronę. Biegłam, próbując wbiec pod wiatr pod górkę. Ryuu zaczęła zapadać się pod ziemię, zjawił się niedługo Kira. Moje źrenice się rozszerzyły. - Elisa! - wykrzyczałam do siebie cicho. Zwróciłam oczy w jej stronę. W tym momencie została przecięta w pół przez wroga. - Nie — skulona ma ziemi ścisnęłam w panice i płaczu powieki — Nie chcę, by to się działo — przerażona tylko tyle potrafiłam zrobić. Bałam się spojrzeć w oczy rzeczywistości. Bałam się, że to się stanie. Przerwał mi jednak roznoszący się głośno przez wszystkie krzyki, rozbrzmiewający również w środku mnie pisk. Momentalnie się zerwałam. Wbity nóż jednego z mocniejszych wojowników, którzy dopiero zaczęli się ujawniać, wbił swój wielki miecz w rękę, nad łokciem Aiki i oderwał go gwałtownie, a ta z rozszerzonymi źrenicami, padła na ziemię. Była w opłakanym stanie. Rany mówiły za siebie. Jak się okazało, nie była to pierwsza rana, która doprowadziła do tego zdarzenia. Wiedziałam, że oni sobie poradzą, a jednak zostawiłam je. Nim ktokolwiek zdążył coś zrobić, wybiłam się w biegu do niej. Mysz, nad którą... Nad którą wtedy stałam... - Aiko... - przez paniczny płacz pochyliłam się nad nią — Aiko... - łzy ściekały mi strumieniem po podbródku. - Nie chcę umierać — pociekły łzy z jej oczu, przytuliłam ją — Ale musisz mnie posłuchać. Zdążyłam przez ten czas, uświadomić sobie, jak żyłam. Byłaś dla mnie pierwszą przyjaciółką. Pamiętaj, zawsze będę żyć w tobie, jako cień... - głos jej się urywał. - Aiko - to imię boleśnie rozbrzmiało w moim sercu. Patrzyłam na krew wsiąkającą powoli w piasek. Czułam się jak po stracie części siebie Popatrzyłam się do góry, oniemiałam po raz kolejny. Mysz podobna do Heuty prawdopodobnie ucięła rękę Kirze. Ten stoczył się, tracąc równowagę, by zaraz zacząć spadać. Byłam zrozpaczona. Nie miałam na tyle siły, by zareagować, ostatnią rzeczą, którą zdążyłam zarejestrować to to, że moja siostra wzięła rozbieg i skoczyła za nim. Chciałam tam pobiec. Upadek z urwiska kończył się tylko jednym. Jednak nie miałam szansy zdążyć. Już za późno na ratunek... Każdy był na wyczerpaniu. To był już koniec tej walki. Niedługo poczułam ciężar sumienia w głowie. Czułam się okropnie. - To moja wina. Wiedziałam o tym, wiedziałam o wszystkim, a jednak nie zdążyłam w czas zrozumieć sytuacji. Przeze mnie polegliśmy, nasza cała walka przeze mnie poszła na marne. Przeze mnie... - moje myśli, przytłaczały mnie. Co teraz? Czeka nas tylko śmierć? Straciłam przytomność. Biegła jak szalona. Wywróciła się. Goniąca znikła. Ta pobiegła dalej, z trudem, wyglądała, jakby ledwo mogła chodzić ukazując się moim oczom. Straciła równowagę, złapałam ją, a ci otoczyli nas. Wzięłam ją pod ramię. Władcy wiatru zacieśniali krąg wokół nas. Wzięłam pistolet. - Gdzie twoja broń? - spytałam. - Upuściłam — przyznała ponuro. Zaczęłam strzelać. Jednak miałam tylko trzy szanse. Zdenerwowana jeszcze nietrafnym celem moich drżących dłoni, rzuciłam na nich spanikowane spojrzenie. Zorientowałam się co chce zrobić Valeria. - Nie pora- - przerwała mi jednak, odpychając mnie w krzaki. - Biegnij, Avane, biegnij! - rzuciła do mnie broń, którą sprawnie złapałam. Rzuciłam jej porozumiewawcze spojrzenie. Biegłam, biegłam dwie godziny. Usiadłam pod drzewem. Nie wiedziałam, że tak zdesperowana przebędę taki długi odcinek. Czekałam na nią do wieczora. Potem, sama po ciemku, zaczęłam jej szukać. Gdy tylko usłyszałam szelest, odwracałam się natychmiastowo w panice. badałam zawsze odcinek, na który chcę wkroczyć. Usłyszałam grzmot. Ujrzałam przed sobą jakieś ciało. Mogłabym przysiąc, że mój strach wylewał się pode mną z nadmiaru, chmura z wody nade mną. Dobrze się rozumiałyśmy. Miałam różne myśli. Przy myszy leżała broń. Chwyciłam ją, gdy rozległ się kolejny grzmot. Podskoczyłam przerażona poraz kolejny. Tu było ciało. Ktoś za mną stał, z wymierzoną bronią. Więc kto to był? Niespokojnie odwróciłam głowę. Ujrzałam sylwetkę postaci. Miała skrzydła. Czyli jednak mnie dogonili. Wstałam do ucieczki, ale postać mnie przytrzymała. Wyglądała na zdziwioną. Też odwróciłam głowę. - Valeria? Wszyscy zostali schwytani przez władców wiatru. Ogłoszona została nowa era. Duża część społeczeństwa powymierała. Nastały czasy, w których życie nie istniało dla innych plemion, przez trzy lata, zdążono wybudować wszelkie środki do identyfikacji plemion. Nikt nie był tu dobrze traktowany. Jednak, również po trzech latach... Jeśli nie chcecie żeby coś wam się stało waszej psychice - nie patrzcie NIE CHCESZ TEGO WIDZIEĆ OK? To tylko ja gdy mi coś odwali No cóż, twój wybur Kult XD Dernière modification le 1604567280000 |