![]() |
![]() ![]() « Citoyen » 1455031200000
| 0 | ||
Jesteś młodą myszką, która chce zobaczyć, jak wygląda świat zewnętrzny. Nie umiesz mówić, a na zewnątrz panuje wojna między Hakerami a Sentinelami. Mimo, że twoi przyjaciele mówią, że to zły pomysł, uciekasz w nocy. Jest jednak pewien problem; nie możesz już wrócić, a tutaj jesteś po jednej albo po drugiej stronie, nigdy pomiędzy. Kogo zabijesz, a kogo oszczędzisz? Po czyjej stronie staniesz? Czy poddasz się tak łatwo, czy będziesz parł przed siebie? To ty decydujesz, albowiem reszta to tylko twoje marionetki. Rozdział 1 Noc spędziłeś na jednym z drzew. Ma ono czerwone lekko świecące liście. Czyli tutaj ponieśli klęskę Hakerzy, a to drzewko pochłonęło ich krew. Przyglądasz się im dokładnie, są śliczne i duże. Zrywasz dwa i obmacujesz, pokryte jakby futerkiem i są bardzo gładkie w dotyku. Uśmiechasz się do siebie i bierzesz jednego ze sobą. Zeskakujesz z drzewka łagodnie i idziesz przed siebie. Znajdujesz się na rozległej polanie. W nocy nie zauważyłeś, że wszystkie rośliny tutaj świecą swoimi liściami szkarłatną czerwienią. Po zachodzie gasną i zwijają się... Prawdopodobnie. Każdy liść jest pokryty czymś tak gładkim jak twoje futro. Czyli krew Hakerów musiała je trochę zmutować. Mimo tego, wesoły chadzasz przez łąkę. Czerwone światełka odbijają się w twoich oczach, a ty idziesz przed siebie z uśmiechem na twarzy. Dochodzisz do lasu, który już wygląda bardziej ponuro. Nie świeci się, a gęste drzewa zasłaniają jakiekolwiek światło. Postanawiasz iść jednak dalej, bo ciekawość tobą prowadzi. Trawa tutaj zwiędła, a wszystkie drzewka porósł mech z prawie każdej strony. Przypomina ci się szkoła, jak w podręczniku wyczytałeś, że mech rośnie tylko od północnej strony drzewa. Przejeżdżasz łapką po nim, jest szorstki w dotyku. Rozmyślasz, w którą iść stronę. Nie znasz świata; ale chcesz mieć jakiś kierunek. Po chwili postanawiasz iść na południe. Twoje łapy zostawiają ślad na bardzo miękkiej ziemii, dostrzegasz to i z ciekawością przyglądasz się temu zjawisku. W obozie czegoś takiego nie było. Tam panował ciągły huk, tutaj cisza. Tam wszędzie były myszy, tutaj brak żywej duszy. Tam wszędzie było szaro, tutaj zielono. Tutaj jest na co patrzeć. Ciągle idziesz przed siebie, aż robi się to nudne. Robisz to samo; idziesz. Idziesz, bez końca. I bez celu. Bo czy zwiedzanie ma jakieś większe znaczenie? Wpadasz na ciekawy pomysł. Wspinasz się na najbliższe drzewo, jak najwyżej. Jak najbliżej nieba. Szum liści jest jak muzyka, bo wraz z twoimi skokami z jednej gałęzi na drugą one odpowiadają ci wesoło. Po paru sekundach jesteś już na samej górze. Rozglądasz się z dużym uśmiechem na pysku. Wszędzie widać zielone, bujne korony drzew. Nie wszędzie. Całkiem blisko widzisz kolorową wioskę. Po jej środku widineje duże ognisko, zostawiające dużą smugę dymu. Wokół niego widać tłum myszy o różnych futrach. Już tutaj słyszysz wesołą muzykę. Przyglądasz się temu zjawisku, aż słońce zaczyna zachodzić i muzyka się nagłaśnia. Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 2 Zaburczało ci w brzuchu, gdy poczułeś unoszący się w powietrzu zapach pieczonego sera. Przełknąłeś ślinę. Z obozu nie wziąłeś żadnego jedzenia, a las w którym się znajdowałeś nie wyglądał na taki pełny w drzewa owocowe. Robiło się coraz ciemniej, więc postanowiłeś pójść do wioski z nadzieją na miłą gościnę. Schodzisz bezszelestnie z drzewa, a na ostatniej gałęzi zeskakujesz na miękką ziemię. Zapach sera czujesz nawet w lesie. Podążyłeś jego śladem, aby się nie zgubić. Drzewa zaczęły rzednąć, a zapaszek stał się mocniejszy. Dochodzisz do skraju lasu, z którego widziałeś wioskę. Chowasz się za najbliższym drzewem i wychyliłeś głowę. Wyglądało na to, że myszy tańczące wokół ogniska świetnie się bawiły. Już stąd czułeś barwny zapach innych potraw. Głód teraz się stał mocniejszy. Oblizujesz swój pysk, pragnienie również dało o sobie znać. Boisz się. Nie wiesz, jak zareagują. Mogą zawsze cie przepędzić, albo przyjąć w swoje progi. Czas dalej mijał, a słońce już zaszło. Zabawa zaczyna się rozkręcać, a ognisko stało się większe. Zastanowiłeś się, czy ciebie widzą. -Hej, na co patrzysz?-usłyszałeś za sobą, podskoczyłeś ze strachu i obróciłeś się za siebie. Za tobą stoi mysz, jest jasno szara w brązowe łaty i ma całkiem gęste włosy w kolorze blondu, które wystają spod białego kaptura. Uśmiechą się do ciebie. -Przepraszam, przestraszyłem cię... Jestem Szara Łapa, a ty?-spytał i wyciągnął do ciebie łapę. Nie wiesz, jak zareagować, więc w odpowiedzi tylko się uśmiechasz. Wbijasz wzrok w ziemię. Szara łapa opuszcza łapę i spogląda na ciebie pytająco. Burczy ci w brzuchu. -Nie jesteś zbyt rozmowny, hę? Ale głodny. Chodź do naszego plemienia, damy ci jeść. Chcesz?-spytał ponownie. Kiwasz głową twierdząco. Skoro on jest miły, to reszta pewnie też. -To chodź!-machnął ogonem zachęcająco i zaczął iść w stronę wioski. Ty za nim. Podbiegasz do niego, aż idziesz u jego boku. Spogląda na ciebie kątem oka i z uśmiechem. Powoli zbliżacie się do ogniska. Myszy nie zwracają na was uwagi, gdy przechodzicie tuż obok nich. Tańczą w rytm skocznej i wesołej muzyki, która wpada w twój gust. Leciutko kiwasz głową na prawo i lewo, wsłuchując się w otoczenie. Szara Łapa doprowadza cię do jednego z większych namiotów i wprowadza do środka. Tam widzisz średnio umięśnioną dziewczynę z rudymi, długimi włosami związanymi w kucyk z tyłu głowy. Ma opaskę na jej lewym oku, a prawe jest koloru żółtego. Nie zauważyła was, siedzi za biurkiem i pisze coś na kartce papieru. Gdy twój kolega podchodzi bliżej podnosi głowę znad kartki i spogląda na ciebie pytająco, a potem na Szarą Łapę. -To obozowy...-wyszeptał do niej. Wstała z krzesła i zaczęła z nim dialog, z którego nic nie zrozumiałeś, bo mówili w innym języku. Podczas ich rozmowy rozglądnąłeś się po namiocie. Na ziemi został położony duży, ciemno czerwony dywan, który robił za podłogę. Po prawej leżał śpiwór, a obok niego aktualnie świecąca się lampa. Przed tobą, na przed chwilą zajętym biurku ujrzałeś całkiem dużą stertę papierów, które straciły swój biały kolor. Na podłodze również tarzało się parę papierków, niektóre zgniecione w kulkę, a inne podarte na strzępy. Mimo grającej na zewnątrz muzyki, w namiocie zrobiło się całkiem cicho. Za cicho. Spostrzegłeś, że Szara Łapa skończył swój dialog z tą dziewczyną. Teraz patrzyła się na ciebie ciekawie. Po jakichś ośmiu sekundach przestała. -Umie mówić?-pyta. -Nie.-Szara Łapa odpowiada. -Przypomnij mi, dlaczego obozowi nie uczą młodych jak się mówi? -Podobno mają mieć utrudniony kontakt ze światem zewnętrznym. Sourisy nie chcą też być poniżane, to założyciele obozów, a nie potrafią mówić. Posługują się językiem emotikonowym. -Dziękuję, Szara Łapo.-teraz znowu patrzyła się na ciebie.-Umiesz jakoś się porozumiewać? To pytanie zostało skierowane do ciebie. Potrafisz tylko pisać, innych form porozumiewania się nie znasz, więc wskazujesz łapą papiery na biurku, mając nadzieję, że zrozumieją. Odwracają głowy w stronę, którą pokazujesz i uśmiechają się. Czyli wiedzą, o co chodzi. -Pisanie to niezła umiejętność jak na początek. Szara Łapo, zaprowadź go do namiotu obozowych. I przynieś im jedzenie, pewnie zaczynają się robić głodni. Impreza powoli się kończy, więc większość z nich powinna już być w łóżkach. Zaprowadź nowego, potem zgłoś się do mnie.- skierowała się do twojego kolegi, przy okazj uśmiechając się do ciebie. -Tak jest, Wieczna Gwiazdo.-odpowiada jej i wskazuje ci ogonem, abyś za nim podążył. Wychodzicie z namiotu. Ognisko już zaczyna wygasać, a towarzystwo znacznie się zmniejszyło. Niektórzy jeszcze rozmawiali między sobą, a inni już wchodzili do własnych namiotów. Przechodzicie kawałek, aż dochodzicie do ciemno szarej jurty. Wchodzicie do środka, a tam wita was parę myszy. Mają różne futra, ale znaczna większość z nich jest brązowa. Jak ty. -Hej, chłopaki. Macie nowego kolegę. Nie ma imienia i nie umie jeszcze mówić. Ugośćcie go mile, dobra?-Szara Łapa powiedział zza ciebie, parę myszy przed tobą mruknęło coś w stylu "cześć" lub "hejka". Zza namiotu słyszysz gruby dźwięk rogów wojennych. Wszyscy nagle się pobudzają i panicznym wzrokiem patrzą po sobie. -Cholera, to Hakerzy! Dobra, Ciemny Liść was poprowadzi, chodźcie, wstawać!-Szara Łapa krzyknął. Myszy wstały ze swoich posłań i wzięły swoje plecaki, które dopiero teraz ujrzałeś. Wyszłeś z namiotu razem z innymi. Na zewnątrz panował chaos; jedna jurta już się paliła, a duża grupa uzbrojonych myszy właśnie formowała tak zwanego "żółwika", którego "wynalazcami" byli Rzymianie. Reszta obozowych idzie za Szarą Łapą, ty zostałeś w tyle. Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 3 Jakiś namiot właśnie stanął w płomieniach, a inny się zawalił. Nie widziałeś już Szarej Łapy, zniknął w tym chaosie. Stoisz w miejscu, bo nogi ze strachu przestały się ciebie słuchać. Serce bije jak szalone, a uszy ciągle wyłapują dźwięki walki. Zza pary jurt właśnie wyszła jakaś czarna mysz, nie wygląda na przyjazną, a jej zielone oczy świecą agresją. Odzyskujesz przytomność i podnosisz z ziemi najbliższą broń; średniej długości zdobioną włócznię. Haker skacze na ciebie, a ty tylko wyciągasz swoją broń przed siebie w odruchu i zamykasz oczy. Sekundę potem otwierasz je, bo coś ciebie musnęło. Coś ciekłego. Spoglądasz na swoje futro, jest w paru miejscach czerwone, a na włóczni nadziana wcześniej wspomniana mysz. Ciało wyparowało, ale krew została. Pierwszy raz kogoś zabiłeś, ale to Haker, chyba zrobiłeś dobrze. Na ziemi leży pozłacany hełm spartianina, z niebieską grzywą. Zakładasz go bez wachania. Pasuje idealnie. Mimo niebezpieczeństwa postanawiasz pomóc swoim nowym przyjaciołom. Przebiegasz przez plemię, na razie nie spotykając żadnego Hakera. Przy ciale jakiejś syjamskiej myszy z krótkimi blond włosami znajdujesz toporek i bierzesz go ze sobą. Po nie długim truchcie wychodzisz spomiędzy namiotów i widzisz pole walki. Cała polana jest pełna walczących ze sobą myszy, kłaki futra latają w powietrzu, co jakiś czas słychać brzęk broni uderzanej o siebie i syk przeciwników. Pierwszy Haker, który ciebie zobaczył chwilę się w ciebie wpatruje, a potem wybucha śmiechem. Z twarzą wkurzonego dziecka rzucasz w niego toporem, który wbija się mocno w ziemię obok samego ogona śmiejącej się myszy. Ta spogląda na swój ogon z obawą, a potem na ciebie, z przestraszonym pyskiem i ucieka w najbliższe krzaki. Niestety, takie z kolcami. Widzisz ją jeszcze jak z nich wyskakuje i biegnie w inną stronę. Chichoczesz pod nosem, ale kolejna mysz przerywa twój triumf nad wygraną i skacze na ciebie z mieczem w łapach. Odskakujesz na bok, unikając ataku. Kolejne dwa ciosy unikasz bez problemowo, ale na trzecim lekko zostajesz trafiony. Na twoim prawym ramieniu widnieje nie duża rana, która nawet nie krwawi. Wygląda jak zacięcie papierem. Ciągle odskakujesz to w jedną, to w drugą stronę. Twój przeciwnik zaczyna się pocić i męczyć. Na szóstym skoku doskakujesz do toporka wbitego w ziemię. Wyciągasz go i bierzesz w lewą łapę, a w prawej dalej trzymasz włócznię z której dalej kapie krew po pierwszym Hakerze. Wreszcie twój przeciwnik traci cierpliwość i skacze na ciebie z rykiem, a ty robisz krok w bok. Haker mija ciebie o parę milimetrów i wpada w błoto. Uśmiechasz się do siebie szeroko i kopiesz go w miejsce gdzie grzbiet traci swoją nazwę. Upokorzony przeciwnik podnosi się i przed ucieczką jeszcze parę razy się wywraca, a następnie znika w lesie. Po drugiej stronie polany walka jest jakby brutalniejsza. Biegnie tam dużo Hakerów, a plemienni chcą ich powstrzymać. Coś się tam naprawdę dzieje poważnego. Podbiegasz trochę w tamtą stronę, mając nadzieję, że znajdziesz ten powód. I widzisz. Wieczna Gwiazda walczy z każdym przeciwnikiem, który się tylko zbliży. To pazurami, to zębami, a to włócznią. Widać, że jest zmęczona. Już ledwo odpiera ataki Hakerów. Zza niej nadchodzi szara mysz, po której widać, że ma złe zamiary. Wieczna Gwiazda jej nie widzi i dalej bije się w przeciwnikami przed nią. Teraz widzisz, że ta szara mysz niesie ogromny topór i powoli się nim zamachuje tuż za rudowłosą przywódczynią. Musisz ją ostrzec, ale nie wiesz jak. Inni plemienni wojownicy są zajęci własną walką. Tylko ty jesteś wolny. I wtedy patrzysz na swoją włócznię. Jest ostra i specjalnie stworzona do rzucania. Właśnie! Do rzucania! Bez zastanowienia bierzesz odpowiednią pozę do rzutu, lewą ręką wskazujesz sobie cel, a w prawej gotujesz włócznię. I rzucasz, z największą siłą jaką masz. Twoja broń przecina powietrze leci na drugi koniec polany i... Trafia prosto w głowę celu. Szara mysz pada na ziemię, gdy Wieczna Gwiazda pokonuje ostatniego Hakera stojącego przed nią. Odwraca głowę na zabitego przez ciebie przeciwnika, a potem wędruje wzrokiem po polu bitwy aż widzi ciebie. Hakerzy jak tylko zobaczyli śmierć tego szarego szczura zaczęli uciekać. Plemienni wojownicy zaczęli wiwatować, a ty bez chwili zastanowienia zacząłeś biec na drugi koniec polany do Wiecznej Gwiazdy. Zbliżając się do niej zauważyłeś, że to jest naprawdę koniec polany. Przywódczyni stała na urwisku ustawionym parenaście metrów wyżej od głębokiej rzeki. Gdy prawie dobiegłeś na miejsce ziemia osunęła się pod Wieczną Gwiazdą i spadła do wody. Wraz z nią. Co robisz? ... Zadecydowane. Rozdział 4 Na powierzchni niespokojnej wody widać jeszcze parę bąbelków powietrza, co sekundę pojawiają się co nowe. Czyli dalej ma trochę powietrza. Paru plemiennych wojowników podbiega do ciebie i patrzy z samej krawędzi w taflę wody. Widzisz w ich oczach bezradność. Oni nie mają pojęcia co robić. Ale ty masz. Powoli podchodzisz do końca skarpy, gotując tylne nogi do skoku. Zmagasz się z pytaniami w głowie, skoczyć, czy nie? Trochę umiesz pływać, ale to nie perfekcja. Tym bardziej nurkowanie. Na myśl o zanurzeniu nosa pod wodę wachasz się, ale wiesz, że i tak to zrobisz. Tylko ty teraz możesz ją uratować. Mocno odpychasz się tylnymi nogami do przodu i przez sekundę jesteś w powietrzu. Potem z średnią siłą wpadasz w wodę, a bąbelki powietrza przez bardzo krótką chwilę zasłaniają ci widok. Woda jest nieskazitelnie czysta i przejrzysta, widzisz bardzo dobrze. Jeszcze ostatni raz wypływasz na powierzchnię i łapiesz głęboki oddech, a potem nurkujesz pod siebie śladami bąbelków powietrza ciągle dochodzących gdzieś z dna. Płyniesz w ich kierunku, nie tracąc nadzieji, że ona dalej żyje. Czas zaczyna się dłużyć, a cały świat spowalniać, gdy wreszcie widzisz wściekle rude włosy jakby powiewające na wietrze. Wieczna Gwiazda leży na samym dnie, nie ruchomo. Z zamkniętymi oczami. Z jej nosa wydobywa się parę bąbelków powietrza, niespodziewanie długo ma dalej powietrze. Łapiesz ją pod brzuch, ale od razu oddalasz łapę, z trudem tłumiąc syknięcie bólu. Nadziałeś się trochę na włócznię, rana jest całkiem głęboka i dalej krwawi zostawiając szkarłatną smugę niczym dym. Ponownie łapiesz ją, tym razem pod jej łapami, unikając jej broni. Następnie ostatkami sił próbujesz wypłynąć na powierzchnię. Widzisz już światło księżyca przenikające taflę wody. Cudem dopływasz, wynurzasz głowę z wody i łapiesz głęboki wdech. Opierasz Wieczną Gwiazdę na sobie i płyniesz do brzegu, nie masz już prawie sił i łapiesz ją za futro na karku, ciągnąc przez wodę. Gdy czujesz grunt pod łapami odczuwasz wielką ulgę, aż wreszcie opadasz na plażę bezsilnie. Z urwiska słyszysz wiwat myszy. Patrzysz na swoją ranną łapę. Zdążyła już spuchnąć. I wtedy otoczyła cie ciemność. *** Obudziłeś się w łóżku, w nieznanym ci pomieszczenu o beżowym kolorze ścian. Na łapie masz założony gruby bandaż, lekko czerwony od krwi. To namiot. Znowu. Do środka wchodzi czarna mysz, ma białe, proste włosy, a w nich szary kwiatek. Patrzy na ciebie jakby zadowolona. Przy tym ciekawa. -Dziwne, tylko zmieniło ci się futro?-powiedziała do siebie, po czym podszedła do ciebie i zaczęła cie oglądać z każdej strony. Czekaj. Futro. Tak, zmieniło się... Teraz nie jesteś brązowy, tylko szary w brązowe łaty jak Szara Łapa! Wstałeś z łóżka i zacząłeś się sobie przyglądać. Nic innego się nie zmieniło. Do środka namiotu wszedła kolejna mysz, Wieczna Gwiazda. -Ciemny Liściu, jak się czuje?-spytała, spoglądając na ciebie.-O, futro się zmieniło? -Wszystko jest okej, krew Hakera tylko zmieniła kolor futerka. Trucizna z twojej włóczni już nie działa. Wieczna Gwiazdo, a czy w tobie się coś zmieniło? Minęły ponad dwadzieścia cztery godziny... -Na razie nic nie zauważyłam. Możesz mnie zostawić sam na sam z nim? -Oczywiście. Już idę. Jak coś, to powinien móc chodzić. -Dziękuję. Usiadła obok ciebie na łóżku, z miłym uśmiechem na pysku. -To był wielki wyczyn stanąć do walki z Hakerami, dla takiego obozowego jak ty. Co do futra; jesteś pewnie zdziwiony jego zmianą. Wygląda na to, że krew jakiegoś Hakera dotknęła twojego ciała, zmieniając je. Ich krew działa w nieznany nam sposób, ale zawsze coś zmienia lub dodaje. W twoim przypadku tylko futerko zmieniło kolor.-przerwała, a potem popatrzyła na ciebie- I masz już imię, Nakrapiana Łapo. Zostawiła cię samego w namiocie. Co robisz? Zadecydowałeś... Rozdział 5 Ciekawość wzięła górą i postanowiłeś pozwiedzać. Zszedłeś z ciepłego łóżka i opuściłeś beżowy namiot. Światło oślepiło cię na moment, ale za chwilkę już wszystko widziałeś. Całkowicie inne miejsce, tutaj trawa była jasno zielona i krótka, a co kawałek jakiś krzaczek z jagodami. Różne myszy pałętały się od jurty do jurty, a inne, o wiele mniejsze bawiły się ze sobą pod jedynym drzewem na łące. Nie daleko przed tobą znajduje się wysoki głaz, jakby to głazem można było nazwać. Przezroczystym miejscami szorstki, na dodatek fioletowy. Zapewne kryształ. -O, hej! Obozowy!-usłyszałeś dobrze znany ci głos, obracasz się w jego kierunku. Szara Łapa. Podbiegł do ciebie.-Czy dobrze słyszałem, że uratowałeś Wieczną Gwiazdę?! Podobno nadała ci już imię Nakrapiana Łapa i za chwilę nazwie kolejego młodziaka, to prawda? Kiwnąłeś głową pozytywnie. Wokół zadzwoniły ciche dzwoneczki, ale na tyle głośno, że zwróciły uwagę każdej myszy do okoła. -O, ceremonia nadawania imienia. Siadaj, poczekamy na Wieczną Gwiazdę, dzisiaj ostatecznie zostaniesz jednym z nas.-powiedział jeszcze i zasiadł przed wysokim kryształem. Ty z nim. Wieczna Gwiazda już na nim była, ale poczekała, aż wszyscy przyjdą. Gdy wokół krzyształu zasiadł duży tłum myszy, rozpoczęła swoją przemowę. -W dzisiejszy dzień, trzy młode myszy będą miały swoje nowe imię. I zostaną nowymi studentami, którzy wkrótce zaczną walczyć z innymi Sentinelami. Podejdźcie bliżej, proszę. Szara Łapa lekko szturchnął cię w bok, pokazując, żebyś podszedł. I tak zrobiłeś. Po twojej lewej pokazay się dwie inne myszki, ta najbliżej miała czarne, długie, zaokrąglone rogi i rude włosy, wraz z wściekle rudym futrem, jak u lisa. Miał pewny siebie wyraz pyska. Ta dalej była szara, miała zawiązaną białą chustę z czerwoną kropką na środku nad pyskiem i na głowie założony hełm któregoś z Bogów seryjskich, czy tam rzymskich. Taką z dwoma skrzydełkami. Spod tej "czapki" wypadały zielone, krótkie włosy. -Od dzisiaj, nowo przybyły obozowy, który wczoraj uratował mnie przed utonięciem, będzie nazywał się Nakrapiana Łapa, ze względu na jego futro, któro zmieniło się przez krew Hakerów, których sam zabił, a dzierżył broń po raz pierwszy. Usłyszałeś głośne oklaski za tobą. Podniosłeś pysk dumnie do góry. Gdy wiwat tłumu ucichł, Wieczna Gwiazda kontynuowała. -Lisie futro, stojące przede mną ma od dziś imię Ognista Łapa, również ze względu na swoje futro, ale także dlatego, bo podpalił raz kawałek łąki odstraszając Hakerów. Niestety, samemu się poparzając... Kolejny wiwat, tym razem głośniejszy, bo dziewczyny chyba się obudziły jak tylko przeszli do tego "macho" obok ciebie. -A teraz, ostatnia mysz na dziś. Od dzisiejszego dnia jego imię będzie brzmiało Popielista Łapa, bo patrol znalazł go pół roku temu porzuconego w popiole po spalonym drzewie, nasiąkniętego krwią Hakerów. Tym razem wiwatu nie było, a wszyscy wrócili do swoich obowiązków. *** Obudziły ciebie wymuszone ciche kroki, otworzyłeś oczy i zauważyłeś dobrze znaną ci sylwetkę Ognistej Łapy. Ten wziął miecz, przypiął go do swojego pasa, i przed wyjściem z namiotu rozglądnął się za sobą, a później zniknął w ciemności nocy. Co robisz? Zadecydowałeś. Rozdział 6 Bez namysłu bezszelestnie opuściłeś ciepłe i wygodne łóżko po to, aby podążyć za Ognistą Łapą. Od samego początku go nie polubiłeś; traktował cię z góry i myślał, że jest fajny. Czasami miałeś naprawdę ochotę mu przylać. Jeszcze strugał takiego "macho". Dziewczyny go lubią, tfu! Szaleją za nim! To niedorzeczne, chodzić za jakimś rudym ułomem, który jest taki arogancki... Mimo ciemnej nocy, widziałeś go bardzo dobrze ze względu na jego lśniące futerko, od którego aż oczy łzawiły. Podążałeś za nim bez przerwy, co jakiś czas chowając się za którymś z namiotów, aby uniknąć wykrycia. Ognista Łapa nie wyglądał na takiego, co spodziewałby się bycia podążanym, ale trzeba było zachować ostrożność. Gdy opuściliście teren plemienia zestresowałeś się, nie tego się spodziewałeś, czyż nie? To nie było w planach. Cholera wie, co się stanie... Ale i tak za nim podążałeś, bo miało to jakiś cel. Wszedliście do lasu, tego samego co na początku. Był tak samo gęsty jak poprzednio, czyli można było łatwiej się ukrywać. Zakradałeś się od krzaka do krzaka, a Ognista Łapa dalej szedł przed siebie jak gdyby nigdy nic. Czasami naprawdę był wielkim idiotą, ale żeby nie zauważyć ciągle skradającej się za nim myszy? Może był po prostu ślepy? Ehh... I nagle, zatrzymał się w miejscu. -Matka ci nigdy nie mówiła, że w nie swoje sprawy się nie wtyka nosa?-warknął z agresją. Potem jeden jego ruch i wszystko zrobiło się czerwone.... Witam. Rozdział 7 Zmęczenie kłóciło się z ciekawością, mimo tego postanowiłeś nie opuszczać łóżka i nie zmrużyć oczu, aż Ognista Łapa wróci. Łoże było zbyt wygodne, a w namiocie zbyt ciepło, aby go opuścić. Poza tym, ten niby macho mógłby zniknąć ci z oczu na dobre, nie przeszkadzało by ci to. Jak tylko usłyszał, że jesteś obozowym, nie chciał przestać się z ciebie nabijać. Raz specjalnie ci stanął na ogon, a drugi prawie walnął z prawego sierpowego. Sam mu masz czasami ochotę przylać. Jak tylko opuścił jurtę, druga postać podniosła głowę z łóżka. Popielista Łapa właśnie się zbudził, i wygląda na to, że zauważył jak Ognista Łapa odchodzi. Wstał z łoża i ubrał swoją czapkę. On miał zamiar wyjść za nim... Mimo, że coś ci mówiło, aby go zatrzymać, nie ruszyłeś się ani trochę. Udałeś, że śpisz. Chwilę potem już drugie łóżko było puste, a reszta chrapała smacznie, prócz ciebie. Ty siedziałeś, i czekałeś, a czas dłużył się i dłużył. Minęła chyba druga godzina od kiedy zniknęli, oczy powoli zaczęły ci się zamykać. Wreszcie, ktoś wszedł do namiotu, i był to... Ognista Łapa. Bez wachania wszedł do środka, jak gdyby nigdy nic. Jeszcze przed wejściem do łóżka schował swój miecz w pochwie, a był on pokryty krwią. Potem sen przejął kontrolę i zasnąłeś. *** Skrzypienie desek nad tobą obudziło cię, był już ranek. Z łóżka nad tobą zeskoczył Szara Łapa, który wraz z wylądowaniem na podłodze rozciągnął się, jak reszta, bo też wstali. Pomyślałeś, że skoro inni już są poza swoim łożem, to ty też. Opuściłeś swoje łóżko, i lekko rozczochrałeś swoje brązowe włosy. Ziewnąłeś podczas przeciągania się, i opuściłeś namiot. Tam ujrzałeś Popielistą Łapę truchtającego w kierunku jurty, z którego przed chwilą wyszedłeś. Przebiegł obok ciebie i zniknął w namiocie. Nie wyglądał na rannego, więc krew na mieczu Ognistej Łapy dalej została zagadką. Zza twojego boku wyskoczył Szara Łapa, z wesołym pyskiem. Do was podszedła mysz z ciemnym futrem, czerwoną chustą i czapką policjanta. Miała bardzo spokojny wyraz twarzy. -Szara Łapo, wraz z Nakrapianą Łapą i Popielistą Łapą pójdziecie ze mną i Czerwionym Piórem do Transformice na vanillę po sery. Przyda wam się trening.-powiedział miłym, ale grubym głosem do twojego kolegi. -Naprawdę?! Wreszcie idziemy do Transformice, super!-Szara Łapa aż skoczył z radości-Już idę poinformować Popielistą Łapę, Mroczna Skóro. Zniknął w namiocie i zostawił cię z o wiele starszą myszką sam na sam. Przyglądał się tobie, a ty jemu. Jego futro w paru miejscach razem z włosami zaczęło robić się siwe, co mówiło o jego wieku. Czapka lekko potargana, ale za to chusta nieskazitelnie czysta. Jego futerko było bardzo puchate, co mogło zmylić inne myszy, bo wyglądał przez nie grubo. -To ty jesteś Nakrapiana Łapa, tak? Przepraszam, że ciebie nie rozpoznaję, nie byłem na twojej ceremoni.-spytał z miłym wyrazem pyska. Kiwnąłeś głową. -Będziesz pierwszy raz w Transformice?-kolejne pytanie. Skądś znałeś tą nazwę, ale poza obozem, szkarłatną łąką i gęstym lasem nigdzie więcej nie byłeś. Kiwnąłeś ponownie. -To przygotuj się na zachwyt, to wspaniałe miejsce, wolne od Hakerów. Wieczny Smok z pewnością opowie tobie i twoim przyjaciołom więcej. Z namiotu wyszedł Szara Łapa z Popielistą Łapą, obydwoje podekscytowani. Z wielkimi uśmiechami na pyskach popatrzyli na Mroczną Skórę. Podtruchtała do was kolejna mysz, trochę wyższa i bardziej umięśniona od was. Zielonooki chłopak z bujnymi brązowymi włosami i wystającymi z nich szarymi rogami oraz brązowawym futrem przechodządzym w rudy podbiegł do Mrocznej Skóry. Miał poważny wyraz pyska, jednocześnie zniesmaczony. -Możemy iść, Wieczny Smok pewnie już wie o naszym przybyciu.-mruknął. -Dobrze, Czerwone Pióro. Chodźmy.-odpowiedział mu Mroczna Skóra. Ruszyliście razem, przeszliście między namiotami na otwartą polanę. Przebiegliście truchtem do lasu znajdującego się niedaleko. Tam zwolniliście do szybkiego chodu. Las nie wyglądał na gęsty, ale na zamieszkany przez wiele zwierząt. Co jak co, ale w nocy było tam ciszej, bo teraz ptaki swoim pięknym śpiewem zagłuszały nudną ciszę. W drzewach nad wami usłyszałeś głośny szum liści, a nie był to wiatr. Nim się obejrzałeś, a z jednej z gałęzi do góry nogami zwisała... Mysz. I to nie byle jaka. Miała ciemno czerwone futerko w jasno różowym sercem na biodrach, a końcówka ogona była tego samego koloru, na dodatek bardzo puchata. Pysk miała okryty czerwoną maską kota, a spomiędzy uszu wychodziła sztuczna, bujna, neonowo czerwona grzywa. Co najważniejsze, na grzbiecie miał skrzydła. -A cóż to was sprowadza w moje progi?-spytał, jego głos nie był bardzo gruby, ale brzmiał jak typowy Robin Hood z bajek, taki sprytny i wesoły.-A, trzech nowych studentów widzę. W czym pomóc? -To co zawsze, czyli do Transformice trochę oprowadzić i na vanillę po sery. Tylko pilnuj swojego ogona, mutancie.-Czerwone Pióro warknął agresywnie. -Czerwone Pióro, wiesz, że nawet jako wojownik nie masz prawa tak zwracać się do Wiecznego Smoka.-krzyknął Mroczna Skóra na niego.-Wieczny Smoku, jeżeli wrócisz późnym wieczorem niech przenocują u ciebie, Szara Łapa zna drogę powrotną, ale noc tutaj bez żadnego wojownika w pobliżu jest dalej dla nich zbyt niebezpieczna. -Aha, rozumiem. Dobra, wezmę się za nich.-Jednym susem zeskoczył z gałęzi, przy okazji robiąc salto w przód.-Chodźcie, muszę do chaty jeszcze skoczyć po biotyk na skrzydła. Przecież nie chcemy, żeby normalne myszy mnie z nimi zobaczyły. Żegnajcie, Ciemna Skóro i Czerwone Pióro. -Do zobaczenia, Wieczny Smoku.-odmruknął Ciemna Skóra na pożegnanie, a potem zawrócił ze swoim towarzyszem za siebie i zniknął za drzewami. -Dobra, ferajna, zbieramy się. Jest ranek, więc mamy cały dzień. Tylko skoczę do chatki, chodźta.-zawołał wesoło i wskazał ogonem, aby iść za nim. Jego trucht bardziej przypominał krótkie, ale szybkie podskoki. Grzywa od maski podskakiwała wraz z nim, ale coś w tym chodzie było wesołego. Uśmiechnąłem się do siebie i pobiegłeś za nim. Po chwili dobiegliście do nie wielkiej, drewnianej chaty. Wieczny Smok otworzył drzwi, które zaskrzypiały wraz z ich poruszeniem. Wszedliście do środka, zaciekawieni. Cała chata była jednym wielkim pokojem z pokojem na piętrze. I wszystko było ozdobione to różnokolorowymi liśćmi lub piórkami, a czasami nawet własnymi ozdobami, czyli glinianymi kolorymi dzbankami, a to złotymi gwiazdami z drewna. Okno z piętra było zrobione z kolorowego szkła, wpuszczając do środka różnokolorowe promienie słońca, nadające wspaniały nastrój. Podłoga wszędzie była nakryta miłym w dotyku futrem, a na z sufitu zwisały różne papierowe ptaki. Patrzyliście na to zachwyceni, gdy Wieczny Smok przeszukiwał jakąś szufladę. Twoją uwagę przykuło coś świecącego, leżało trochę ukryte przed światłem dziennym, ale odbijane kolory zdradzały kryjówkę. Podszedłeś bliżej i odkryłeś dziwną rzecz, która okazała się być czerwonym sercem. Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 8 Tak, ciekawość wzięła górą. Wziąłeś dziwne serce w łapki i przyjrzałeś się mu uważnie. Teraz zauważyłeś, że pisze na nim "Dla Wiecznej Gwiazdy". Zdziwiony otworzyłeś wieczko i ujrzałeś tam... Czekoladki. I wszystkie w kształcie serca. Po środku jeszcze leżała ozdobiona różowa karteczka z napisem "od Wiecznego wielbiciela". Zachichotałeś pod nosem, wyglądało na to, że Wieczny Smok zabujał się w Wiecznej Gwiaździe. Spojrzałeś w jego stronę, chyba znalazł ten biotyk. Odłożyłeś serce na swoje miejsce i przykryłeś je tymi futerkami, co na nim przed chwilą były, i udałeś, że nic się nie stało. Wieczny smok właśnie połykał jakieś tabletki, a po chwili jego skrzydła zamieniły się w pył, który po chwili został rozwiany. I mruknął: -Dobra, dwie powinny starczyć na dzisiejszy dzień i kawałek jutra.-strząsnął z siebie resztki pyłu i zwrócił się do was-Chodźmy, to nie daleko. *** Przeszliście przez las i łąkę, minęło około trzydziestu minut. Na horyzoncie ujrzeliście kolorowe światła. -Jest karnawał w Transformice. Tam możecie nie przejmować się Hakerami, nie mogą tam chwilowo wejść.-powiedział Wieczny Smok. -Chwilowo?-dopytał Popielista Łapa. -Do póty w Transformice są Sentinele i Moderatorzy, Hakerzy nie mogą przekroczyć Bariery tak samo jak normalne myszy albo sourisy.-odpowiedział mu. -Co to ta Bariera?-teraz spytał Szara Łapa. -Transformice to świat ograniczony, jednocześnie bezpieczny. Bariera trzyma wszystkie zwykłe myszy wraz z sourisami w środku, my cały czas walczymy z Hakerami na Dzikim Internecie, który został już dostatecznie przez nich zniszczony. -A... Obozy...?-ty spytałeś. Szara Łapa i Popielista Łapa spojrzeli na ciebie osłupieni. Wieczny Smok popatrzył na nich, a potem na ciebie również osłupiony. -O co chodzi?-spytał, stanowczym głosem. -Nakrapiana Łapa podobno nie umie mówić, jest obozowym.-Szara Łapa pierwszy się ocknął. -Cóż, wygląda na to, że niektóre słowa umie wypowiedzieć. Jak z długo z wami jest?-Wieczny Smok tym razem spytał. -Jakieś parę dni.-odpowiedział mu Popielista Łapa. -I tak szybko dostał nowe imię? -Uratował Wieczną Gwiazdę przed utonięciem.-mruknął Szara Łapa. Do końca podróży Wieczny Smok się nie odzywał. *** Po całym dniu zbierania sera wróciliście wieczorem do chaty Wiecznego Smoka. Przespaliście całą noc, wykończeni. Razem uzbieraliście ponad pięćset serów. Rano, obudziłeś się przez kolorowe promienie światła wpadające przez okno powyżej. Powąchałeś nosem powietrze i wyczułeś barwny zapach topionego sera. Zrzuciłeś z siebie kołdrę, przy okazji budząc twoich przyjaciół skrzypieniem podłogi pod twoimi łapami. Popatrzyli na ciebie wzrokiem typu "jeszcze pięć minut". Potem wyszli z ciepłych posłań jak zapach sera stał się intensywniejszy. Spaliście na artresoli, spoglądnęliście na dół, a na dole przy dopiero rozłożonym stanowisku kucharza, siedział Wieczny Smok. Przywitał się z wami: -Dobrze się spało? Zjedźcie śniadanie i odeślę was do plemienia.-powiedział pogodnie. Zeszliście po schodach na dół, a potem zjedliście kanapki z topionym, wspaniale pachnącym serem. Po skończonym śniadaniu zaczęliście zbierać się do wyjścia, a gdy miałeś już wyjść z chaty, podbiegł, a raczej podskoczył do ciebie Wieczny Smok. W łapkach trzymał pudełko... w kształcie serca. -To ważna wiadomość dla Wiecznej Gwiazdy, proszę daj jej to pudełko.-powiedział do ciebie, a potem podał tą "wiadomość", która na prawdę była walentynką, którą znalazłeś ukrytą wczorajszego dnia, do twoich łap. Twoi przyjaciele zaczęli powoli znikać w lesie. Spojrzałeś na serduszko, które trzymałeś w łapkach. Wieczny Smok już był w środku chaty, która nagle poczerniała. -I nawet nie próbuj tego otwierać.-mruknął głębokim, groźnym głosem zza ramienia. Potem drzwi zamknęły się przed tobą z hukiem, a ty tylko potruchtałeś, a raczej uciekłeś do swoich przyjaciół. Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 9 Powiedział w prost, że się ciebie pozbędzie, jak to tylko otworzysz. Z wielką gulą w gardle i obawą, że coś pójdzie nie tak, wróciłeś do obozu ze swoimi przyjaciółmi. Oni skierowali się do namiotu, a ty sam poszedłeś w stronę jurty Wiecznej Gwiazdy. Plemię było jakoś dziwnie ciche i puste, coś się musiało stać. Może jakaś potyczka z Hakerami i ktoś zginął? Oj, kto wie... Zrzuciłeś złe myśli z głowy i podszedłeś pod jej namiot wolnym truchtem. Nie wiedziałeś, co jej powiedzieć, gdy pokażesz tą paczkę. Jeżeli w ogóle mógłbyś w stanie coś powiedzieć. Wszedłeś do jurty, a na środku namiotu stała Wieczna Gwiazda, w dziwnej pozycji. "Była tam" w rozkroku i szalenie latającym ogonem w tę i we w tę stronę. Obróciła się w twoją stronę, jej oczy miałe czarne białka i łzawiły ciemnymi łzami. Jeżeli to były łzy. Uśmiechnęła się pokazując ostre, wampirze zęby pokryte krwią. Strach wskoczył na miejsce twojego wstydu i przygwoździł tylne łapy do podłogi, przez co nie mogłeś się rzucić w ucieczkę. Jeden jej skok, i wszystko zrobiło się czarne... *** Dawno temu, gdy Internet był miejscem cichym i spokojnym, była mała nie duża część ziemii, należącej do... Myszy. Nie przeszkadzam, prawda? Zadecydowane... Rozdział 10 Podbiegłeś do swoich przyjaciół ze strachem i ich zatrzymałeś. Widząc twoje przerażone oczy popatrzyli na ciebie pytająco. -Wieczna Gwiazda jest... Opętana!-powiedziałeś ledwo, bo strach cię przyddusił. Nie, to nie strach... Zamknąłeś oczy, a gdy je otworzyłeś z powrotem twoich kolegów już nie było. Dalej byłeś w lesie, ale nocą. Gęste drzewa zasłaniały blask księżyca, przez co było ciemno jak w grobie. Przed tobą stanęła czarna mysz, z równie bujnymi, zielonymi włosami co drzewa i kogutkiem z tyłu głowy. Otworzyła oczy. Jej lewe oko było żółte, a prawe miało czarne białko i świeciło na biało, w kolor źrenicy. Co najważniejsze, nosiła podarty i lekko szary kitel. Taki, jaki noszą naukowcy. Machnął ogonem w jedną stronę, a potem w drugą. -I tak nie uciekniesz. Znowu zginiesz.-mruknął głębokim i lekko ochrypłym głosem.-Przepraszam, już nie żyjesz. Znowu, wszystko się stało czarne... Niestety, pewnego dnia Serrath oddał władzę w Transformice swojemu bratu, i oddał się nauce. No, jeszcze jeden raz i historyjka powinna się dokończyć... Te retrospekcje są całkiem ciekawe. Naprawdę. Zadecydowane. Rozdział 11 Już dwa razy popełniłeś złą decyzję. DWA RAZY ZGINĄŁEŚ. Zostały ci dwie opcje. ZNOWU, DWA. Wieczna Gwiazda jest opętana, i wiesz, że Wieczny Smok jej powinien pomóc. WIECZNY I WIECZNA, DWA TE SAME CHOLERNE IMIONA. Jeżeli zginiesz ponownie, historia dwóch braci się dokończy... DWAJ BRACIA, DWA, ZNOWU, DWA! Historia, jak powstali Hakerzy się wyjaśni, i dlaczego rozpoczęła się wojna... DWIE GRUPY, DWIE. Po prostu... Zgiń jeszcze raz. To jedyna szansa. Proszę. Proszę... To ten ostatni raz. Ostatni raz daj mu się zabić. Ostatni. Obiecuję. Proszę... Zadecydowane. Rozdział 12 Nie wiesz, z kim rozmawiałeś. Nie znałeś go, więc dlaczego miałbyś się jego słuchać? Obróciłeś się na pięcie, i ruszyłeś w stronę chaty Wiecznego Smoka. Las jakby poczerniał, a ptaki przestały śpiewać, przez co niepokojąca cisza zakłócała twój spokój. Przez bujne korony drzew nie widziałeś blasku słońca, co lekko ciebie przerażało. Doszedłeś do miejsca, gdzie mieścił się domek szukanej przez ciebie myszy. Podszedłeś do drzwi, i zapukałeś. Nic. Żadnego odzewu. Minuty mijały, a ty zaczynałeś się niecierpliwić. Otworzyłeś drzwi, i wszedłeś do środka. Pomieszczenie wydawało się ponure i zrujnowane. Meble były porozrzucane po całej chacie, a ozdobne rzeczy zniszczone i połamane na kawałki. Zamek w drzwiach też był zniszczony, dopiero teraz zauważyłeś, że drzwi się nie domykają. Na środku samego pomieszczenia leżał jakiś przedmiot, jako jedyny przykryty smugą światła dobywającego się z częściowo zasłoniętego okna, przywrócił twoją uwagę. Schyliłeś się, aby sięgnąć po to, co okazało się zdjęciem twóch myszy. Obydwie wyglądały jak swoje odwrotności, ale były uśmiechnięte i przytulone do siebie. Ta po prawej była czarna, z żółtymi oczami i srebrnymi, bujnymi włosami, z kogutkiem z tyłu głowy. Druga biała, ale z fioletowymi oczami oraz krótszymi, ciemnymi włosami. Ta z prawej przypominała bardzo tą, co ciebie raz zabiła. Odłożyłeś zdjęcie na swoje miejsce, i rozglądnąłeś się po pokoju. -Wieczny Smoku? Jesteś w domu?-usłyszałeś zza nie przymkniętych drzwi. Odwróciłeś się za siebie, ale zanim zdążyłeś coś odpowiedzieć, w chacie pojawiła się nowa mysz. Miała kremowe futro, jasne włosy i rogi, a raczej róg, bo drugi miała złamany. Spojrzała na ciebie zdziwiona, a potem jej pysk przybrał wrogi wyraz. -Co zrobiłeś Wiecznemu Smokowi?-warknęła. -Ni... Nie wiem gdzie jest! Dopiero przyszłem!-wymamrotałeś w odpowiedzi. -Przyszedłem.-poprawiła cię. Obeszła ciebie dookoła, patrząc na ciebie ze zdziwieniem na pysku. -Kim ty jesteś?-spytała. -Nazywam się Nakrapiana Łapa.-odpowiedziałeś. -Trafne imię, ale po "Łapie" w imieniu zgaduję, że jesteś jeszcze uczniem. Po co przyszedłeś?-spytała ponownie. -Mój lider jest chyba opętany... Myślałem, że Wieczny Smok jej pomoże.-odpowiedziałeś.... Ponownie. -Wieczna Gwiazda opętana? Chodź, szybko, nie ma czasu do stracenia!-ponagliła cię i wygnała z chaty. *** Pobiegłeś za nowo poznaną myszką, która zgrabnie omijała wszystkie korzenie drzew i skakała z jednego na drugie, widać było, że jest przyzwyczajona do poruszania się po lesie. Przed sobą ujrzałeś kolejne dwie dobrze znane ci myszy. Popielistą Łapę i Szarą Łapę. Przebiegłeś obok nich i pokazałeś głową, żeby pobiegli za tobą. Jeden z nich wzruszył ramionami i pobiegł bez wachania. Drugi też. Sprintem przebiegliście przez las, a potem dotarliście na łąkę, na której troszkę zwolniliście, ale plemię było już widać. Jako jedyny przyspieszyłeś kroku i wyprzedziłeś dziewczynę, która dopiero co was prowadziła. Zatrzymałeś się przy pierwszej jurcie, i spojrzałeś za siebie. Nowo poznana mysz już do ciebie dobiegła, ale Popielista Łapa i Szara Łapa byli parę metrów dalej. Wiedząc, że was dogonią, wszedłeś głębiej w plemię wraz z dziewczyną. Zaczęliście przechodzić między pustymi jurtami. -Sarnie Futro.-mruknęła. -Co?-dopytałeś. -Tak mam na imię.-odpowiedziała, a ty kiwnąłeś głową, pokazując, że rozumiesz. Twoi koledzy was dogonili, a potem spojrzeli na Sarnie Futro z pytającym wzrokiem. -To twoi przyjaciele?-spytała. Kiwnąłeś głową pozytywnie. -Już wyrwałeś jakąś?-zaśmiał się Szara Łapa. -Spadaj!-odpowiedziałeś oburzony. -Nakrapiany się zauroczył?-dodał Popielista Łapa, chichocząc z Szarą Łapą w tle. -Zamknijcie się, bo nas usłyszą!-skarciła ich Sarnie Futro. Z kwaśną miną nic nie dodali. Zza którejś z jurt coś się poruszyło. Spojrzeliście w stronę namiotu, a zza niego wyszedł... Mroczna Skóra. -Sarnie Futro, dobrze, że jesteś! Wieczną Gwiazdę... -Wiem, co się dzieje, Nakrapiana Łapa chciał iść do Wiecznego Smoka, ale go nigdzie nie ma.-ucięła go. -Musimy jej pomóc, zanim przyjdzie najgorsze.-dodał Mroczna Skóra. Ruszyliście w stronę namiotu waszego lidera tylko po to, aby zobaczyć ją martwą, leżącą na ziemii. *** -Przyszliśmy za późno.-mruknął Mroczna Skóra. -Kto był zastępcą?-zapytała Sarnie Futro. -Kędzierzawa Burza, zniknął gdy Wieczna Gwiazda zachorowała z resztą plemienia.-odpowiedział. -To, ktoś jeszcze przeżył? -Nie. Zostaliśmy tylko my. Niektórym uczniom chyba udało się uciec. -To kto zostanie liderem? -Nakrapiana Łapa skądś wiedział o jej opętaniu, on może zadecydować, któro z nas nim zostanie. -Nakrapiana Łapo, kto ma zostać liderem?-zapytała Sarnie Futro. Zadecydowane. Rozdział 13 -Sarnie Futro.-powiedziałeś. Dziewczyna popatrzyła na ciebie, jakby podziękowała. Mroczna Skóra uśmiechnął się do siebie i westchnął. Chyba nie chciał nim zostać. Zwrócił się do Sarniego Futra. -To co teraz, liderze?-spytał. -Musimy poszukać ocalałych, co najważniejsze pochować Wieczną Gwiazdę.-powiedziała po krótkim zastanowieniu.-Nakrapiana Łapo, weź... Jak brzmi twoje imię?-spytała twojego kolegi. -Szara Łapa.-odpowiedział jej. -Dobrze, a ty?-wskazała na drugiego. -Popielista Łapa.-mruknął. -No dobrze, Nakrapiana Łapo, weź Popielistą Łapę i Szarą Łapę i przeszukajcie obóz, ja z Mroczną Skórą pochowamy Wieczną Gwiazdę. Kiwnąłeś głową i ruszyłeś w stronę jurt, znajdujących się za tobą. *** Przeszukałeś już kolejny namiot, a znalazłeś tylko dwa kosze z zapasami i mały miecz, który wziąłeś ze sobą. Żadnego śladu po myszach, jakby uciekły albo rozpłynęły się w powietrzu. Jurty wydawały się nie używane jakby od paru lat, zniszczone, poszarpane i trochę zabrudzone w środku. -Naprawdę myślisz, że kogoś znajdziemy?-spytał Szara Łapa, kierując pytanie do nicości. Nie musiałeś odpowiadać, bo gdzieś coś za jurtą obok zaszeleściło, i nie był to Popielista Łapa. Cicho podkradliście się za namiot, aby zobaczyć pierwszą ocalałą mysz. Była czarną samicą o ciemnych włosach, z okularami, a na jej ramieniu siedział... Pająk. -Pajęczy Pysku, dobrze cię widzieć całą!-Szara Łapa pierwszy się odezwał, przywracając uwagę dziewczyny, która spojrzała na was mile. -Ciebie również, Szara Łapo. Czy Wieczna Gwiazda już rozesłała patrole? Po tej nawałnicy Hakerzy mogą nas zaatakować.-spytała. -Wieczna Gwiazda nie żyje.-poinformował ją Popielista Łapa. -Mogłam się tego spodziewać... Jej organizm nie przyjął kolejnej dawki krwii Hakerów, łatwiej złamali jej kod.-mruknęła głośno do siebie. -Jaki kod?-spytałeś. -Hakerzy nasłali na nas Trojana. Myśleliśmy, że to zwykła burza, a tak naprawdę to była nawałnica, niszcząca kody naszego plemienia. Niektórzy nie dali się złamać, a innych nie znaleźli. Przykładowo mnie. Każda istota w Dzikim Internecie jest stworzona z kodu, my go nie widzimy, ale może go modyfikować krew Hakerów.-odpowiedziała bez wachania, odwracając wzrok od was.-Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek prócz mnie jeszcze przeżył. Kto teraz jest liderem? -Sarnie Futro.-powiedziałeś, wszyscy w czwórkę ruszyliście w stronę niamiotu lidera, niegdyś należącego do Wiecznej Gwiazdy. -To ta uczennica Wiecznego Smoka? Dobra z niej wojowniczka, ale niecierpliwa.-mruknęła. -Była jego uczennicą?-spytałeś. -Jak, była? Wieczny Smok też nie żyje?!- nagle się ożywiła. -Nie wiem, gdy wróciłem po niego do chaty nigdzie go nie było. -Czyli mógł wyczuć burzę. Musiał uciec na północ, z daleka od niej. Resztę spaceru spędziliście w ciszy. *** Doszliście do jurty lidera, gdzie widać było jak Mroczna Skóra zakopuje Wieczną Gwiazdę, a Sarnie Futro tylko patrzyła w ziemię ze smutnym wzrokiem. Spojrzała w waszą stronę i lekko się uśmiechnęła. Ciemny wojownik obok niej również. Podeszli w waszą stronę. -Pajęczy Pysku.-z szacunkiem skinęła głową na mysz obok ciebie. -Sarnie Futro.-przywitała się również. -Nikogo więcej nie znaleźliście?-spytała was liderka. -Nie.-odpowiedział Szara Łapa. -Odbudowa plemienia nam trochę zajmie. Mamy jednego wojownika, trzech studentów i jednego medyka.-mruknęła.-Powinniśmy ruszyć w drogę, Hakerzy pewnie już idą w tą stronę, aby dobić przetrwałych. Idziemy na północ. *** Po nie długim czasie doszliście do chaty Wiecznego Smoka, zaczęło padać, ale bujne liście nie bardzo kryły was przed deszczem. Skryliście się w jego domku, i przespaliście noc. Wstaliście wcześnie rano, ale coś przykuło twoją uwagę. To samo zdjęcie, któremu przyjrzałeś się wczorajszego dnia, leżało nie ruszone. Zadecydowane. Rozdział 14 Inni zaczęli się zbierać, a ty dalej stałeś nad tym zdjęciem jakby zahipnotyzowany. -Nakrapiana Łapo, chodź!-Szara Łapa cię pospieszył. Szybko wziąłeś zdjęcie ze sobą i ruszyłeś za ostatnimi z twojego plemienia, nie zważając na niebezpieczeństwo czychające gdzieś w mroku lasu... *** -Sarnie Futro, możesz powiedzieć dokładnie w którzym sektorze jesteśmy?-spytał Mroczna Skóra. -Sektor piąty, A. -Tutaj są Jagody Śmierci, mogę je poszukać i pozbierać.-mruknęła Pajęczy Pysk. -Po co, chyba skądś mają tą nazwę?-powiedział Popielista Łapa. -Pestka jest trująca, ale owoc jest bardzo dobry. Mój pająk może wyjąć pestki, a owoce zostaną nam jako pożywienie, bo te kosze z jedzeniem, które ma teraz Szara Łapa nie na długo nam starczą.-odpowiedziała mu. -Dobrze, możesz pozbierać te jagody. Ale może lepiej weź kogoś ze sobą...-powiedziała Sarnie Futro. -Wolę pójść sama. Hakerzy mają jakiś honor, nie zaatkują medyczki.-mruknęła i zniknęła w krzakach. Szliście dalej, mijając różne krzaki oraz drzewa, a było to nudne, bo od jakiejś godziny widzieliście o samo. Co jakiś czas widziałeś Pajęczy Pysk zbierającą jagody gdzieś za drzewami. Po krótkim czasie dotarła do was, z ogromną liczbą czerwonych owocków w siateczce, najprawdopodobniej stworzonej przez pająka. Las zaczął rzednąć, a przed wami stała łąka. Pełna kolorowych kwiatów. A na samym jej środku, stała gromadka myszy, budująca... Obóz. *** -I co robimy? Tam są obozowi.-mruknął Szara Łapa. -Obozowi pewnie na nas popatrzą i wrócą do budowania, oni nigdy nie atakują. -powiedziała Sarnie Futro.-Chodźcie. Pewnym krokiem. Wyszliście z krzaków, w których się chowaliście i z obojętnym wzrokiem ruszyliście przed siebie. Powoli zbliżaliście się do budowli, a raczej jej szkieletu. Gdy byliście tuż obok, myszy budujące coś, co miało być murem w przyszłości, popatrzyły na was, a potem wzruszyły ramionami i wróciły do pracy. Troszkę dalej, pod bliskim drzewem, siedziała sobie biała mysz o czarnych włosach i obwieszką-serduszkiem na ogonie. Spojrzała w waszą stronę zaciekawiona, a gdy wstała, aby do was podejść, jakaś inna mysz z syjamskim futrem zagrodziła jej drogę i stanowczym głosem powiedziała: "Rashida, nie.". Wtedy obrócił się w waszą stronę i podszedł. Na głowie miał czapkę oficera. Stanęliście, bo chyba miał coś do przekazania. -Witam was, bezbronne myszy, przy obozie, bezpiecznym i wygodnym. Nie chcielibyście przerwać wędrówki i dołączyć do nas? Dbamy o sieb- -Nigdy byśmy nie dołączyli do obozu. Nie chcemy zostać szczurami bojącymi się walczyć.-ucięła go Sarnie Futro. -Nie boimy się walczyć, tylko nie chcemy rozlewu krwii. Dlatego nie wnikamy w wasz konflikt i go przeczekamy.-powiedział. -Nie boicie? To dlaczego obudowujecie się jak na zimę? I na dodatek wzmacniacie wszystko kowadłami i czerwonymi gwoździami?-dopytała, on ją zignorował, tylko podszedł do ciebie. -Przypominasz mi jednego chłopaka, który nie dawno uciekł z obozu, włosy macie takie same, ale futro się nie zgadza. Ciesz się, że nie jesteś w jego skórze, ucieczki są karane.-mruknął do ciebie. -Naprawdę?! To czemu mi nic mi nie zrobiłeś? Jesteś idiotą, Sahari. Jesteś nim i będziesz, te obozy to przekleństwo!-krzyknęła na niego wcześniej siedząca pod drzewem biała mysz, chyba Rashida. -Hej, przyjęłaś propozycję o dołączeniu do obozu, teraz go nie opuścisz.-mruknął ze szczerym uśmiechem. Ona mu odpowiedziała pazurami po jego pysku na ten uśmiech. Ten jak poparzony upadł na ziemię. -Hej! Chora jesteś?!-krzyknął, łapiąc się za ranę. -To ty jesteś chory, więzisz myszy w tym... Tym czymś, i myślisz, że to fajne. Wal się, Sahari, WAL SIĘ! Opuszczam to denne miejsce! -Dobra, ale jak wrócisz z płaczem i prośbą o wpuszczenie wydrapię ci te twoje cudne oczka!-warknął, wstał i pobiegł, a raczej uciekł do obozu. -Ładna akcja, gdybyś wycelowała trochę wyżej wydrapałabyś mu jedno oko.-powiedziała Sarnie Futro z podziwem. -Miałam zamiar to zrobić, ale i tak by wypłakał drugie. Nauczyłam się w lesie, zanim dołączyłam do obozu.-powiedziała. -Nie chciałabyś może dołączyć do nas? Potrzebujemy takich wojowników.-powiedziała. -Naprawdę?! Z wielką chęcią! *** Gdy wieczór się już zaczął zbliżać, a na horyzoncie ujrzeliście rzekę przecinającą łąkę i nieznane ci tereny za nią, zdecydowaliście się przenocować. Rozpaliliście ognisko, z liści pobliskiego drzewa zrobiliście posłania i wyznaczyliście warty. Owe zdjęcie dwóch braci było w nienaruszonym stanie. Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 15 -Sarnie Futro.-cicho ją zawołałeś. -Tak, Nakrapiana Łapo?-spytała ze spokojnym wyrazem pyska. -Czy... Wiesz kto jest na tym zdjęciu? Znalazłem je w domu Wiecznego Smoka.-mruknąłeś. -To dwaj bracia, którzy rządzili Transformice.-odrzekła, biorąc zdjęcie z twoich łap.-Co najwspanialsze, ich historia jest prawdziwa. -Naprawdę?-spytał Szara Łapa, który najwyraźniej przysłuchiwał się waszej konwersacji. -Tak. Chcecie usłyszeć?-spytała, a ty, Szara Łapa, Popielista Łapa, Pajęczy Pysk i Rashida kiwnęliście głowami.-Ciemna Skóro? -Niech będzie.-uśmiechnął się ciepło. -Dobrze. Wszystko zaczęło się, gdy... *** -... Bracia byli połączeni, więc Perrath poczuł ból Serratha i popędził do jego labolatorium. Gdy dobiegł na miejsce, jego brat płakał z bólu, stracił oko. Opatrzony przez najlepszych szamańskich medyków, nie mógł go niestety odzyskać. Spędzał dni samotnie w swoim pokoju, a labolatorium nie odwiedzał. Nie wychodził z królestwa brata. Podobno tuż przed wyjściem z jego pokoju, na ścianie było zawieszone lustro, i za każdym razem gdy widział bandaże na jego prawej części pyska, czuł nienawiść. Nienawiść do tego, kto to zrobił. Do samego siebie. Nienawidził się, za bycie takim głupim. Ale czas minął, a on z dnia na dzień miał przeczucie, że widzi coś prawym okiem, przepraszam, nie miał go. Myślał, że mu się wydaje. Jednak, gdy zdjął bandaże, okazało się, że... Nowe zastąpiło puste miejsce. Jego matka- Bogini Transformice dała mu kawałek siebie, niestety, nie było one tak piękne jak drugie. Miało czarne białko i białą źrenicę. Wyglądało to strasznie, więc przykrył je opaską. Wrócił do labolatorium, i zaczął znowu pracować, mimo ostrzeżeń brata. Zapraszał tam różne myszy, które potem nie wychodziły. Czas znowu minął, i nadeszło trzecie lato od wypadku Serratha. W rocznicę stracenia oka ogłosił bratu, że pokaże mu coś, nad czym pracował te trzy wiosny, zimy, lata i jesienie. Gdy nadeszła data ukazania jego dzieła, myszy, które wcześniej zniknęły w jego labolatorium ukazały się ponownie, ale wyglądały całkowicie inaczej. To jedna miała skrzydła, to druga była bardzo szybka, to trzecia mogła się teleportować... Serrath mówił, że są ulepszeni. Że pomoże to zbierać im sery. Jednak zapomniał o czymś. Przez ich nadprzyrodzone umiejętności, nie mogły spokojnie zbierać serów, bo oszukiwały. Zwykłym myszkom się to nie spodobało, oburzone chciały sprawiedliwości. Nazwali nadprzyrodzone myszy Hakerami. Perrath gdy dowiedział się o wszystkim szybko, tak jak całe Transformice, które w tamtych czasach było ogromne. Nie mógł się sprzeciwić z tłumem oburzonych myszy, musiał wygnać Hakerów do Dzikiego Internetu. Serrath gdy to tylko usłyszał, popadł w gniew, i zerwał opaskę kryjącą jego oko. Ukazał je, a normalne myszki przeraziły się i zamilkły. Perrath pierwszy raz ujrzał odrodzone oko brata. Oskarżony również o nadprzyrodzone umiejętności, musiał zostać wygnany. I tak się stało. Perrath z ciężkim sercem wygnał własnego brata, który zaprzysiągł zemsty. Potem było tylko gorzej. Transformice stało się mniejsze, Hakerzy czasami pojawiali się na Roomach, a nie długo potem Perrath zniknął bez śladu. Myszy wzięły Transformice w swoje ręce, wybrały Sentineli i Moderatorów, którzy pilnują po dziś dzień swojego domu. Następnie był masywny atak Hakerski, i wiele myszy zginęło. Rozpętała się wojna, a o braciach jak i o bóstwie zapomniano. Perratha jak i Serratha nie widziano nigdy więcej, mimo, że są szukani cały czas po całym Dzikim Internecie. Jedyne, co wiemy na temat Perratha to to, że na lewym oku ma bliznę. Po czym, nie wiadomo. Taka jest ich legenda, smutna, ale prawdziwa.-powiedziała na koniec i spojrzała w ziemię. Wszyscy spojrzeli po sobie, a potem położyli się na posłaniach, i zasnęli. Teraz Szara Łapa bierze wartę, możesz iść spać. Coś szeleści w krzakach paręnaście metrów za tobą, ale twój kolega albo jest głuchy, albo to ignoruje. Co robisz? Zadecydowane. ![]() Nie rozpoznajesz się? To przecież ty! ![]() Nazywa się Szara Łapa. Na razie najlepiej ci znana myszka. Jest miły i głupkowaty, na oko dwadzieścia lat... ![]() Wieczna Gwiazda; tak brzmiało jej imię. To była przywódczyni plemienia w którym jesteś. Miała chyba trzydzieści lat, ale wyglądała na młodszą. Nie żyje. ![]() Ognista Łapa. Arogancki, chamski, pewny siebie. Jest typowym Macho. Ma szesnaście lat. Ciągle cie zaczepiał... Poszedł do plemienia Ametystowej burzy, ale potem został wyrzucony. ![]() Popielista Łapa jest bardzo cichą myszką, a zarazem ciekawy świata i wrażliwy. Ognista Łapa się na niego uwziął, ale Popielisty dalej chce go traktować jako przyjaciela. ![]() Czerwione Pióro wygląda na młodego wojownika, nie przepada za Wiecznym Smokiem... Prawdopodobnie nie żyje. ![]() Mroczna Skóra to starszy wojownik, jest bardzo miły, ale w odpowiedniej sytuacji może wybuchnąć gniewem. Robi teraz za lidera twojego plemienia. ![]() Wieczny Smok to chyba wyjątkowe imię, żyje w odosobnieniu w pięknej chacie(patrz: rozdział 7), jest bardzo wesoły. Truchta swoim sposobem, czyli krótkimi podskokami... A tak na prawdę to Perrath, jeden z braci, którzy założyli Transformice. Nie żyje. ![]() Sarnia Gwiazda była liderką po Wiecznej Gwieździe. Zmarła nie długo po otrzymaniu swojego nowego imienia... ![]() Pajęczy Pysk jest medykiem, a jej przyjaciel to pająk. Woli zostać w odosobnieniu. ![]() Rashida czasami jest wredna, ale umie walczyć. Wcześniej mieszkała w lesie, potem dołączyła do obozu. Teraz jest z wami. ![]() Dziki kwiat wygląda na miłą, ale podejrzliwą osobę. Lubi kwiatki! ![]() Niebieska Gwiazda to zmarły lider, nie dużo o nim wiesz, ale podobno często pomaga innym plemionom. ![]() Jeleni Róg miał być liderem plemienia Szmaragdowego Drzewa. Był miły i poważny, wydawał się świetnym kandydatem na lidera. Nie żyje. ![]() Ognista Gwiazda może być czasem wściekła, ale chyba ma do tego powodu. Może się szybko uspokoić. Liderka plemienia Ametystowej Burzy. Więcej postaci jest w #5 poście! Dernière modification le 1461697980000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455031560000
| 0 | ||
Fajnie się zapowiada, życzę weny bo bardzo oryginalny pomysł na ff c; |
![]() ![]() « Censeur » 1455032100000
| 0 | ||
Powodzonka Cool :) |
![]() ![]() « Citoyen » 1455032760000
| 0 | ||
Powodzenia w pisaniu tego FF :) Jak na razie świetnie się zapowiada ![]() |
![]() ![]() « Citoyen » 1455033120000
| 0 | ||
Jutro w okolicach 15:00 zakończy się głosowanie. Nie długo potem powinien pojawić się rozdział. Rozdział 16 Z ciekawością wstałeś ze swojego łoża, a potem zakradnąłeś się pod krzak. Szara Łapa to zauważył. -Hej, co robisz?-spytał. I nagle, z krzaków wyskoczyło coś świecącego na biało i bardzo jasnego, zostawiając za sobą gwiazdki, które po po sekundzie znikały. Zszokowany, aż się przewróciłeś. Twój kolega przestraszony krzyknął, budząc resztę. Sarnie Futro wystąpiła przed was, i... Ukłoniła się. -Witaj, Niebieska Gwiazdo. Wystraszyłeś naszych uczniów.-powiedziała z szacunkiem. -Sarnie Futro w roli lidera, spodziewałem się, oj spodziewałem. Z pewnością będziesz dobrze rządzić tym plemieniem. Będziesz musiała jak najszybciej dotrzeć do Pamięci Serwera, sprawujesz lorę lidera długo, a nie posiadasz odpowiedniego imienia.-powiedział grubym głosem, ale miłym. -Idziemy w tamtą stronę, czy mogę mieć prośbę, abyś zwołał inne plemiona?-spytała. -Zrobiłem to wcześniej, wiedziałem, że o to spytasz. Najlepiej, jak wyruszycie teraz. Plemię Ametystowej Burzy będzie pierwsze, a dobrze znasz Ognistą Gwiazdę, będzie zła jak przyjdziecie ostatni.-mruknął. -Tak, będzie chciała wyjaśnień. Dziękuję, Niebieska Gwiazdo.-odpowiedziała Sarnie Futro. Niebieska Gwiazda skinął głową, a potem obrócił się, i powoli oddalił się, zostawiając za sobą ślad małych gwiazdek, lekko oświetlających okolicę. -Co to... Było?-wymamrotał Popielista Łapa. -To duch Niebieskiej Gwiazdy, jednego ze starszych wodzów tego plemienia. Zawsze nas wspierał, przez objawienie się lub przepowiednie.-odpowiedziała mu Pajęczy Pysk. -Duchy są prawdziwe?-spytała Rashida. -Są. Życie plemienne kryje jeszcze przed wami wiele rzeczy, ale z pewnością je odkryjecie.-powiedział Mroczna Skóra stanowczym głosem. -Dobra, zbieramy się, słyszeliście, co Niebieska Gwiazda powiedział. Szybko, idziemy!-pośpieszyła was Sarnie Futro, i zaczęliście opuszczać miejsce. Przekroczyliście rzekę, i wkroczyliście na szkarłatną polanę, a na horyzoncie ujrzeliście światełko nieznanego wam świata, za sobą tylko widziałeś już tylko niebieskie światło dawnego przywódcy, znikającego w gwiazdach tej pięknej nocy. *** Polana jeszcze nie świeciła, ale kwiaty i liście zaczęły się rozwijać, aby pochłonąć światło księżyca. Atmosfera była świetna, leciutkie czerwone światełka zaczęły was otaczać ciepłym blaskiem, a wy przedzieraliście się przez nie za wysoką trawę, jakby to było codziennością. -Widzicie ten blask przed nami? To Pamięć Serwera. Za nie długo tam dotrzemy.-powiedziała Sarnie Futro, a wy dalej kontynuowaliście swoją wędrówkę. *** Przed wami ukazało się strome i wysokie wzniesienie, na którego wierzchołku widać było tylko bardzo wyraźne i mocne światło. Co najważniejsze, można było wejść do środka "górki" przez jaskinię obok. Za wami dalej widać było szkarłatną polanę, całą świecącą na czerwono. Po prawej wysokie góry osnute chmurami burzy, lewej dżunglę, świecącą lekko na szmaragdowy kolor, a na przodzie szeroką rzekę, odbijającą szafirowe światło od siebie. -Dobrze. Pajęczy Pysku, wiesz co zrobić. Wszyscy zostają tutaj, gdy inne plemiona przybędą, powiedzcie, że zeszłam do środka.-powiedziała Sarnie Futro. -Po co?-spytał Szara Łapa. -Aby uzyskać imię i przywileje lidera, a także wzmocniony kod. -odpowiedziała mu prosto, i weszła do jaskini, a medyczka za nią. -Co teraz, Mroczna Skóro?-zapytał Popielista Łapa. -Teraz.-rzekł-Zostało nam czekać. *** Nie zauważyłeś kiedy zasnąłeś, ale zostałeś obudzony przez szturchnięcie w lewy bok. Obróciłeś się w stronę szturchającego, czyli Szarej Łapy. Ten tylko wskazał pyskiem w stronę gór. A raczej na ich podnóża. Jakaś grupa myszy szła w waszą stronę, a na ich przodzie szła złota mysz z jasnymi włosami zarzuconymi na jedną stronę i dzwonkiem na szyji. Po chwili podeszła do was, z gniewnym wzrokiem. -Gdzie jest Wieczna Gwiazda? Czyżby schowała się przed plemieniem Ametystowej Burzy? Czy boi się stanąć do walki?-spoglądnęła na was, i uśmiechnęła się do siebie.-Wygląda na to, że Hakerzy was zdziesiątkowali. Cóż za nieszczęście. Siedzeliście cicho, Mroczna Skóra miał coś powiedzieć, ale złota mysz go ucięła. -No gdzie jest ta wasza liderka?!-wrzasnęła. Jak na znak, z jaskini wyszła Sarnie Futro, i ze świecącymi oczami rzekła: -Czyżbyś wołała, Ognista Burzo? -Ty? Jak ty się nazywasz, Sarni Róg? A, Sarnie Futro... -Sarnia Gwiazda. Pradawni Sentinele podzielili się ze mną przepowiednią... -Pf, żartujesz! Pewnie sama zabiłaś Wieczną Gwiazdę, aby zdobyć jej miejsce. Wieczny Smok też zniknął, to również twoja sprawka, ja to wiem!-wrzasnęła.-No, mów, spowiadaj się! Co robisz? Zadecydowane. Rozdział 17 Mówię prawdę. Liderka plemienia Ametystowej Burzy chyba chciała pozbyć się Sarniej Gwiazdy, bo te oskarżenia nie były prawdziwe. Przecież dowiedziała się o opętaniu Wiecznej Gwiazdy od ciebie, o Wiecznym Smoku też. Twój lider był chyba w lekkim szoku, lub zaskoczeniu. Gdy miała już coś powiedzieć, uciąłeś ją. -Sarnia Gwiazda ode mnie dowiedziała się o tym, co się przydarzyło Wiecznej Gwieździe i Wiecznemu Smokowi! Jest bez winy! Ognista Gwiazda zaskoczona twoim nagłym wybuchem, ucichła, a myszy za nią zaczęły szeptać między sobą, a także wiercić. Za wami zawył gruby dźwięk rogów wojennych. Wszyscy spojrzeliście za siebie, i ujrzeliście szmaragdowe światło, i kolejną dużą grupę myszy, większą od waszej, idącą w waszą stronę. -Przerwijmy nasz spór, plemię Szmaragdowego Drzewa nadchodzi.-mruknęła Sarnia Gwiazda. Ognista Gwiazda tylko warknęła. Gdy kolejne plemię się zbliżyło, prowadzone przez samca z brązowym puchatym futrem, miejscami białym, rogami, kolczykami na jednym uchu i szarawymi włosami, Sarnia Gwiazda podeszła bliżej, do najprawdopodobnego lidera. -Jeleni Rogu, gdzie jest Popielista Gwiazda?-spytała. -Zmarł niedawno podczas burzy Hakerów. Byłem zastępcą, więc zostaję liderem. Niebieska Gwiazda zwołał nasze plemię poprzedniej nocy, więc przy okazji zejdę do Pamięci Serwera.-powiedział spokojnym głosem.-A Wieczna Gwiazda? -Również zginęła. -Przykro mi. Wasze plemię będzie musiało się zregenerować. Moje ma dużo pożywienia i budulców. Możemy się podzielić, bo widzę, że wasze zostało zdziesiątkowane. -Dziękuję, bardzo się przyda. -Gdzie jest plemię Szafirowych Fal?-spytała Ognista Gwiazda, lekko dopychając się do nowych liderów. -Mogą przyjść później, ich baza jest dalej osadzona niż nasze. Chyba o tym pamiętasz, Ognista Gwiazdo?-odpowiedział żartobliwie Jeleni Róg. -Jak chcesz, rogaczu.-odmruknęła. Sarnia Gwiazda i Jeleni Róg wymienili spojrzenia. Liderka plemienia Ametystowej Burzy lekko się wycofała, zarzucając swoim ogonam to na jedną i drugą stronę. Czuć było od niej lekki stres i zniesmaczenie. Księżyc stał wysoko na niebie, a twoi przyjaciele zaczęli zapoznawać się z wojownikami Szmaragdowego Drzewa. Spojrzałeś w stronę zbiorowiska myszy należących do plemienia Ametystowej Burzy. Jedna mysz wydała ci się bardzo znajoma. Poczułeś dreszcz przekradający się powoli po twoim grzbiecie. To był Ognista Łapa. On spotkał twój wzrok, i podszedł do ciebie, z podejrzanym uśmiechem. -Cześć, nakrapiany obozowy. Co tam w twym plemieniu? Czyżby się rozpadało? Od dawna wiedziałem, że jest pisane na klęskę.-zaśmiał się, przyciszając mocno gdy była mowa o plemieniu Nic nie odpowiedziałeś. -Co, zamurowało? A, no tak. Jesteś obozowym. Nie umiesz mówić. Zignorowałeś go, i poszedłeś w stronę Popielistej Łapy i Szarej Łapy. -Hej, wracaj tu, nie skończyłem! Przewróciłeś oczami, dalej go ignorowałeś. Kątem oka zauważyłeś, jak Mroczna Skóra szepcze coś do Sarniej Gwiazdy, i jak wraz z Jelenim Rogiem wpatrują się w Ognistą Łapę. Rozpoznali go. -Nakrapiany, no dawaj, walcz!-wyzwał cię do walki. Westchnąłeś. -Ognista Łapo, nie będę walczyć ze zdrajcą, który nie był wierny swojemu plemieniu.-odpowiedziałeś. -Jak to, plemieniu?-oniemiała Ognista Gwiazda. -Co... Jemu się coś chyba źle powiedziało, nigdy nie byłem w żadnym plemieniu!-zestresowany Ognista Łapa szybko odpowiedział. -Naprawdę?-wtrącił się Mroczna Skóra.- Byłem twoim mentorem, Ognista Łapo. Czyżbyś zapomniał o paru zasadach Regulaminu? -Trzeba być wierny swojemu plemieniu.-powiedziała Sarnia Gwiazda. -I nie można go zmienić.-dodał Jeleni Róg. Ognista Łapa rozglądnął się po wszystkich myszach, teraz spoglądających na niego z niesmakiem. -Ja tu wrócę! Wrócę, i przejmę wszystkie plemiona!-wrzasnął, i... uciekł w stronę szkarłatnej łąki. -Nie gońmy go, szkoda sił.-mruknął Mroczna Skóra. -Zgadzam się, a dorastał na dobrego wojownika.-dodała Ognista Gwiazda.- I może nawet zastępcę. Zagrały kolejne rogi wojenne, tym razem już nie tak grube jak poprzednie, ale równie głośne. -Plemię Szafirowych Fal nadchodzi.-zapowiedział Jeleni Róg.- Teraz, jeżeli pozwolicie, udam się głębiej do Pamięci Serwera, pozostaję bez imienia lidera dość długo. Sarnia Gwiazda skinęła głową, i pożegnała drugiego lidera. Już bardziej spokojna Ognista Gwiazda również go pożegnała. *** Plemię Szafirowych Fal doszło na miejsce, każdy członek ich plemienia był mokry, bo przepłynęli przez rzekę nie daleko. Woda lała się z nich strugami. Dosłownie. Myszy z innych plemion się z nimi powitały, tylko ty pozostałeś w miejscu. Za tobą, gdzieś w szkarłatnej łące, kątem oka zauważyłeś ciemno czerwoną postać. Ona ciebie obserwowała. Co robisz? Tylko wiedz, że pierwsza myśl nie jest zawsze tą najlepszą. Zadecydowane. Rozdział 18 Cicho oddaliłeś się od zbiorowiska. Cztery plemiona razem dawały ogromną ilość myszy, ale rozpraszały się nawzajem. Zanurkowałeś w szkarłatnych trawach, i zacząłeś skradać się w stronę tajemniczego... Czegoś. Nieznana ci mysz, jeżeli to była mysz, robiła duży hałas, więc nie mogła ciebie usłyszeć. Powoli się do niej zbliżałeś, co sekundę widziałeś ją wyraźniej. Tak, to była mysz. Wreszcie znalazłeś się wystarczająco blisko, aby zobaczyć ją całą. Samiczka, z brązową głową i łapkami, i reszta ciała biała. Z naszyjnikiem z białych kwiatów i innym, niebieskim, wpiętych w brązowiutkie włosy. I czymś złotym zapiętym na ogonie, przedstawiającym najprawdopodobniej słońce. Siedziała grzbietem do ciebie, ale widziałeś, że w łapkach trzymała szkarłatny, świecący kwiatek. Przyglądała się jemu jak zabawce, ciekawa. Przestawiłeś jedną łapę, bo ci ścierpnęła. Nadepnąłeś na patyk, powodując jego złamanie, i krótkie strzyknięcie, na tyle głośne, że mysz przed tobą usłyszała. Nagle podskoczyła, i obróciła się w twoją stronę, gotowa do walki. Cofnąłeś się, i w kogoś wpadłeś. Obróciłeś się w stronę drugiej myszy, która... Już uciekła. Spojrzałeś w stronę szumiących traw, i odgłosu łap tej "drugiej". Niczego nie zobaczyłeś, prócz szkarłatnych roślin. Zostałeś przypięty do ziemii, przez biało-brązową mysz, której wyraz pyska nie przypominał agresji, a przybrał pytający wyraz. -Ee...-nie wiedziałeś, co powiedzieć. -Po co tak się do mnie podkradłeś?-spytała. -Zobaczyłem cię, byłem... Ciekawy...-wymruczałeś. -Ehe, na pewno. Pewnie jesteś jednym z tych Hakerów, co? -Co? Nie! Należę do plemienia Sentineli! -Udowodnij. -Za nami, a raczej przed tobą, na wzniesieniu odbywa się jakieś spotkanie czterech plemion, do jednego z nich należę. -No to prowadź. Wstałeś z ziemi, i zacząłeś iść w stronę zbiorowiska, podstresowany,a na karku dalej czułeś wzrok ciemno czerwonej myszy, chowającej się gdzieś w krzakach... *** Wyszedłeś z wysokich szkarłatnych traw, i podszedłeś do swojego plemienia. Myszy z innych plemion popatrzyły podejrzliwie na twoją towarzyszkę, ale ta niosła pysk wysoko, jakby nie zważała na niebezpieczeństwo. Sarnia Gwiazda podeszła do ciebie. -Kto to?-spytała. -Przed chwilą znalazłem ją, jak zbierała kwiaty. Zauważyłem ją stąd na szkarłatnej polanie, i tak jakoś wyszło... Że miałem jej udowodnić, że należę do jednego z plemion...-krzywo się uśmiechnąłeś, a ona tylko podniosła jedną brew i spojrzała na twoją towarzyszkę, podeszła do niej. -Haker czy Sentinel?-zapytała. -Sentinel, bez plemienia... Obozowa...-mruknęła w odpowiedzi. -Jak brzmi twoje imię? -Piper. -A więc, Piper, skoro dałaś radę Nakrapianej Łapie, bo domyślam się, że go zaatakowałaś... To pewnie jesteś dobrą wojowniczką. Nie chcesz zatem dołączyć do plemienia Szkarłatnego Księżyca? -Oczywiście, że chcę! *** Po długim spotkaniu czterech plemion, wszystkie postanowiły odpocząć, zasypiając przed jaskinią Pamięci Internetu. Na szkarłatnym polu się coś dzieje. Słyszysz słabe odgłosy walki. Co robisz? Zadecydowane. ROZDZIAŁ 19... Ciekawość wzięła górą, i znowu zeszłeś w szkarłatne pola, w poszukiwaniu niespodziewanego. Księżyc wisiał wysoko na niebie i rzucał białe światło oświetlające tę noc, mimo świecących liści. Syczenie i świst pazurów stawały się wyraźniejsze i głośniejsze z każdym krokiem. Trawa zaczęła rzednąć, ukazując dwie myszy walczące ze sobą jak dzikie koty. Jedna była szara, i miała zawiązane oczy, a druga czarna, z pyskiem zakrytym ciemno-czerwoną maską. Syczały i wydawały dźwięki jak koty. Co najważniejsze, nie stały na dwóch tylnych łapach, a na czterech. Przyglądałeś się temu dziwnemu zjawisku, wyglądały jak dzikusy. I nagle, stało się. Szara mysz oberwała w bark, i straciła równowagę. Upadła na grzbiet, a czarna mysz... Rozcięła pazurami skórę i mięśnie, od gardła po sam ogon. Ciemna krew popłynęła strugami, ale szkarłatna polana zamaskowała wszystkie ślady zabójstwa. Ciało szarej myszki jeszcze chwilę drgało, ale po chwili przestało. A potem... Zniknęło. Dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Czarna mysz spoglądnęła w twoją stronę. Ale ty już uciekałeś... *** Wróciłeś do pod Pamięć Serwera. Sarnia Gwiazda jeszcze nie śpi. Co robisz? Zadecydowane... Rozdział 20 część 1: Natarcie -Sarnia Gwiazdo...-zawołałeś cicho. -Tak, Nakrapiana Łapo?-spytała. -Przed chwilą... Myszy dwie walczyły ze sobą. Jedna czarna, druga szara. Ta szara zginęła w walce, a jej ciało zniknęło.-powiedziałeś zgodnie z prawdą. -Gdzie to było? -Na polanie szkarłatnej, widzisz ten czarny... E... Punkt? -Tak, to pewnie ta mysz. Chodźmy. *** Przedzieraliście się przez wysokie, czerwone, świecące się trawy, i to dosyć cicho. Czarna mysz z pewnością was nie zauważyła. Noc dalej trwała, a ogromny księżyc dawał o sobie znać przez swoje światło, które nie było białe, a lekko szkarłatne. Sarnia Gwiazda cię zatrzymała przed małą częścią wydeptanej polany, na której środku, leżała... Owa czarna mysz. W tym momencie myła się... jak kot. Zdziwiłeś się. To w końcu była mysz, czy kot? -Słyszę was i czuję.-mruknęła tajemnicza... kotomysz.-Wyjdźcie, bo skończycie jak Ziębie Skrzydło. Twoja liderka szturchnęła cię w bok, mówiąc, aby się pokazać, więc tak zrobiłeś. -Czego tu chcesz? To teren czterech plemion.-powiedziała. -Honorowego wojownika przepędzacie?-lekko się zaśmiał. -A jak brzmi twoje imię zatem?-zapytała. -Wieczny Smok. *** -Ale... Nie byłeś czarny.-dodałeś. -Burza Hakerów zmieniła trochę mój kod. No dobra, nie trochę. Nie mam już krwi Bog-... Sentinela. Możecie mnie porównać do Hakera, tak bardzo mnie zmieniła.-mruknął w odpowiedzi. -I zachowujesz się troszkę jak kot, Smoczusiu.-zaśmiała się Sarnia Gwiazda. -O jeju, to wina zmienionego kodu.-machnął ogonem.- Poza tym, Sarenko, stałaś się liderką plemienia Szkarłatnego Księżyca. Czyli mam rozumieć, że Wieczna Gwiazda... -Przykro mi.-tylko mruknęła. -Śmierć w końcu dopadnie nas wszystkich, nie mam nad czym się rozczulać.-tylko odpowiedział.-Wiecie, inne plemiona nie powinny czekać na wiadomość o tym, że wracam. Chodźmy do Pamięci Serwera. *** Na wzgórzu, gdzie znajdowała się owa Pamięć Serwera coś się najwyraźniej działo, bo myszy pobudziły się i pozapalały pochodnie. Lekko się zaniepokoiłeś. -Jeleni Róg pewnie wraca z Pamięci Serwera. Musieli go usłyszeć, jak idzie jaskinią.-uspokoiła cię Sarnia Gwiazda.-Chodźmy szybciej. Popędziliście szybko na wzgórze. Tłum myszy was przepuścił, abyście mogli podejść bliżej. Każdy źle patrzył się na Wiecznego Smoka, z pewnością go nie rozpoznali. Pod samą jaskinią słychać było kroki, niesione echem. Stawały się głośniejsze z każdą sekundą, a napięcie narastało, bo do kroków doszedł dziwny szum, jakby Jeleni Róg, a raczej Jelenia Gwiazda coś za sobą ciągnął. Ognista Burza do was podeszła, lekkim potaknięciem głowy się przywitała, i zwróciła wzrok na jaskinię. -Gdzie Chmurzysta Gwiazda? Nie widziałam go w jego plemieniu, Szafirowe Fale siedzą cicho. Zastępcy też nie ma.-dodała cicho. -Może zachorował, całe ich plemię nie przyszło. Albo burza też ich dotknęła i jeszcze nikogo nie wybrali...-zaproponowała Sarnia Gwiazda.-Jeleni Róg już jest przy samym wyjściu, powitajmy go wesoło. Nagle, z mroku jaskini, zostało coś wyrzucone. Nie coś, a ktoś. Młody, przyszły lider plemienia Szmaragdowego Drzewa leżał na brzuchu, zakrwawiony, z dużą raną na gardle i lekko przymkniętymi oczami, w połowie oświetlony przez pochodnie i szkarłatny księżyc. Zza niego wyszła czarna mysz, z opaską na jednym oku, i zielonymi włosami. -Wygląda na to, że plemię Szmaragdowego Drzewa nie ma lidera, a Szafirowe Fale nie chcą ujawnić kim jest ich nowy wódz. No cóż, witam was. Jestem nowym liderem Szafirowych Fal, Hakerem również-powiedział spokojnie, z podstępliwym uśmieszkiem na pysku. Nie mogłeś zadecydować... Rozdział 20 część 2: Nie ma świata bez dobra Tłum myszy za tobą zaczął się nie spokojnie wiercić i szeptać między sobą. Spojrzałeś na liderki plemion, a one tylko patrzyły na ciało nie doszłego lidera, zszokowane. Zerknąłeś spod pyska na czarną mysz, która okazała się nowym przywódcą plemienia Szafirowych Fal. Spotkał twój wzrok, i uśmiechnął się. -Mówiłeś, że jesteś... Hakerem, tak?-spytałeś. -Tak, ale co w tym złego. Przecież wśród was jest jeszcze jeden Haker.-wskazał na Wiecznego Smoka.- Honorowy Wojownik, zniknął po burzy na parę dni, i znowu się pojawił. Mój lider śmiał się z ciebie, gdy w pośpiechu opuszczałeś swoją chatę. -Jesteś do niego zadziwiająco podobny.-odpowiedział mu Wieczny Smok. -No, mówi się trudno. Tylko ja jestem ślepy na lewe oko, czyli to pod opaską.-mruknął.-A poza tym, mam troszkę inne włosy. Coś jeszcze chcesz powiedzieć? -Haker nie może zostać liderem.-powiedział. -Nie? To co tu robię? Z imieniem Czarnej Gwiazdy? I dlaczego stoję przed Pamięcią Serwera, jako lider? -Długo nie postoisz, za chwilę twojego ciała tu nie będzie. -Wiesz, zabicie lidera jest karalne... -Haker to nie lider, więc nie jest. Dobranoc.-Wieczny Smok skoczył na Czarną Gwiazdę, przewracając go, i sycząc spod maski. Przywódca Szafirowych Fal próbował go odrzucić, naciskając tylnymi łapami na brzuch jego przeciwnika, ale na marne. Chcąc poderżnąć mu gardło, zamachnął się łapą, a jedyne, co zrobił, to zrzucił maskę Wiecznego Smoka. Pod nią krył się tylko brat Serratha, Perrath. *** Wszyscy zamarli. Wieczny Smok, a raczej Perrath, wziął zamach, i przejechał pazurami po gardle Czarnej Gwiazdy, który, również zszokowany jego ukrytą tożsamością, nawet się nie obronił, i zaczął się dusić. Perrath zszedł z Hakera, i spojrzał na niego z pogardą. Oddech Czarnej Gwiazdy zanikł, pozwalając niezręcznej ciszy objąć każdego mroczną pustką prawdy. Wszyscy z ogromnymi oczami patrzyli na Perratha. On tylko im odpowiedział morderczym wzrokiem. Podszedł do swojej maski, i przejechał po nią łapą. -Nie będzie mi potrzebna.-mruknął.-Ciekawe, jak brat zareaguje na moją śmierć. -Co...-Sarnia Gwiazda oniemiała. -Jestem na tym świecie za długo, a moja stwórczyni pewnie na mnie oczekuje.-odwrócił się do was przodem, ukazując drastycznie dużą ranę, krwawiącą bez przerwy.-Wasz koniec... Przyjdzie wkrótce. Znaki plemion zanikną, wraz z ich członkami, a Hakerzy przejmą Dziki Internet wraz z Transformice. Prędzej czy później Bogini zarządzi reset. Chrząknął, wypluwając krew. -No cóż... Nawaliliśmy. Może w następnym wcieleniu zwyciężymy.-tym razem się uśmiechnął do ciebie, i twojej liderki.-Miło było was poznać.-Jego ogon zaczął zmieniać się w pył, który od razu znikał pod wpływem wiatru.-Żegnajcie... Perrath, jeden z pierwszych braci, dobro tego świato, zanikło. A na jego miejsce wkroczyły czarne, zglichowane chmury, lecące z nad nie świecącej się szkarłatnej łąki, dziwnie pustej dżungli, niepokojąco spokojnej rzeki i czystych, odkrytych gór. Nadciągała burza Hakerska. Atrybuty plemion zanikły... A ty? Co zrobisz? Zadecydowałeś... Rozdział 21 Wszyscy, przerażeni, stali w bezruchu. Czarne chmury was otoczyły. Pioruny biły co sekundę, a ich błysk mógł oślepić. I nagle, jeden uderzył w jakąś mysz. Wybuchła panika, i każdy zaczął biec w swoją stronę, inni się potykali, potrącali, upadali... Krzyk był okropny, mógł ogłuszyć. Jakaś mysz na ciebie wpadła, i wraz z nią na grzbiecie upadłeś na ziemię. Spojrzałeś zza ramienia, to była Rashida. Wyglądała na przerażoną. -Nakrapiana Łapo, co robimy?!-wykrzyknęła do ciebie, ale głośne okrzyki paniki ją trochę zagłuszyły. -Ja... Nie wiem... Nie wiem!-odpowiedziałeś głośno. Spojrzałeś przed siebie. Leżeliście przed samym wejściem do Pamięci Serwera. Wpadłeś na pomysł. -Rashido, pomóż mi szukać resztę plemienia, schronimy się w jaskini!-krzyknąłeś. Kiwnęła głową, i wstała z ciebie. Potem zniknęła w tłumie innych myszy, a ty, zostałeś sam na przeciw dziwnej pieczary. Kątem oka zauważyłeś dobrze ci znaną postać. A nawet dwie. Szara Łapa i Popielista Łapa. -Nakrapiana Łapo, jesteś!-przecisnęli się przez panikujące, i krzyczące ze strachu myszy, podeszli do ciebie. -Co robimy, gdzie jest Sarnia Gwiazda?-spytał Szara Łapa. Rozejrzałeś się w około. Nigdzie jej nie było. Wstrząsnąłeś głową negatywnie, i wzruszyłeś ramionami z lekko przerażoną miną. -Szara Łapo, musimy schronić się w jaskini, Rashida poszła szukać resztę, czekajcie w środku, ja idę szukać innych.-powiedziałeś, ale twój głos był tak stanowczy, że wydało się, że wydałeś rozkaz. Oni go wykonali, skinęli głowami i weszli pośpiesznie do środka. Obejrzałeś się za siebie, chmury były co raz bliżej. Wszedłeś w środek tłumu, przepychając się między myszami, które nagle się uspokoiły. Stały w miejscu, i wpatrywały się w coś na szkarłatnej polanie. Przedostałeś się na sam przód, i zobaczyłeś dobrze ci znaną mysz. Sarnia Gwiazda szła na przeciw burzy. Ona chciała się poświęcić. Ruszyłeś przed siebie, nie zważając na protest innych. Biegłeś. Biegłeś w jej stronę. To była twoja liderka. Nie mogła zginąć. Nie teraz. Powoli zacząłeś ją doganiać, ale ona parła dalej przed siebie. Zbliżyłeś się dostatecznie, aby na nią skoczyć i powstrzymać. Ale było już za późno. Piorun uderzył prosto na nią. A ciebie odrzuciło od niej. Poczułeś nagły, gorący ból na głowie, już miałeś ją pomasować, ale wszystko stało się czarne... *** Otworzyłeś oczy, pomrugałeś nimi parę razy zdezorientowany. Wszystko zdawało się... Podwojone. Popatrzyłeś w sufit. Tak, sufit. Kamienny sufit. Podparłeś się rękami do pozycji siedzącej i rozglądnąłeś się. Leżałeś obok ogniska, z prowizorycznym bandażem na głowie. Tak, dalej ciebie bolała, a raczej pulsowała. Było to głupie uczucie, ale nie mogłeś na razie na to zaradzić. Wyglądało na to, że jesteś w jaskini. Zapewne Pamięci Serwera. W oddali słyszałeś kroki twoich towarzyszy, zmieszane z różnymi szmerami i szeptami. Głównymi było "nie powinniśmy go zostawiać samego" i "wyliże się". Domyśliłeś się, że mówią o tobie. Ową pieczarę wypełniał zapach wędzonego mięsa zmieszanego z lekkim zapaszkiem różnych mchów, albo ziół. Dziwna mieszanka, naprawdę. Za to pachniała smakowicie, jakby ktoś gotował obiad. Wziąłeś głęboki wdech, i wstałeś. Wraz z podniesieniem się, głowa zabolała cię bardziej, tak mocno, że aż się wywróciłeś. -Aalar aaray?-kobiecy głos mruknął, podskoczyłeś ze strachu i spojrzałeś za siebie. Za tobą stała z pewnością starsza od ciebie dziewczyna, podpierała się przednimi łapami, a jej blond włosy, ozdobione niebieskimi koralami, wiały na nie istniejącym wietrze, jakby niesione magią. Na dodatek miała coś w stylu gałązek jakiejś rośliny ozdabiającego jej głowę. A futro takie samo, jak twoje. Podeszła do ciebie, na czterech łapach, jednym podskokiem. Potem wspięła się na tylne i przyglądnęła tobie. Wasze pyski prawie się zetknęły, ale jej karmazynowe oczy patrzyły głęboko w twoją duszę, lekko odcinając cię od rzeczywistości. Były bardzo ładne. Mimo to, naruszyła twoją przestrzeń prywatną i czułeś się nie swojo. Wziąłeś krok w tył, a ona też się cofnęła, jakby na alarm. -Akalenedat.-wypowiedziała coś znowu w nieznanym ci języku. -Jaro...-inny, tym razem męski głos, też za tobą się odezwał. -Smoczy Pysku!-teraz była to Pajęczy Pysk. -Ja'hailir.-odpowiedział jej stanowczo. Z mroku pieczary wyszło parę dobrze ci znanych sylwetek, czyli twoi przyjaciele. Uśmiechnęli się na twój widok. Nieznajoma mysz o futrze pandy, szarej czaszce jakiegoś jaszczura na pysku, i wychodzącymi z niej białymi piórami o zielonych końcówkach tylko groźnie spoglądała w twoją stronę. -Ib'tuur jatne tuur ash'ad kyr'amur!-dziwna dziewczyna za tobą krzyknęła na niego, on tylko warknął i zasiadł przy ognisku. -Co oni mówią?-spytał Szara Łapa Pajęczy Pysk. -Lepiej, żebym nie tłumaczyła, uwierz mi.-mruknęła. -To może w skrócie?-zaproponowała Rashida. -No dobra, Smoczy Pysk nie ufa Nakrapianej Łapie, pewnie przez to, że Ognista Plama się nim zainteresowała. No... I posłał mu taką groźbę. Ona mu odpowiedziała, że dzisiaj ma zginąć kto inny.-mruknęła w odpowiedzi. -Tylko kto? To jest pytanie.- z mroku jaskini wyszedł Mroczna Skóra. -Może... To miała być Sarnia Gwiazda?-spytał Popielista Łapa. -Nie, ona zginęła z własnego życzenia. Chciała obronić plemiona, ale Hakerzy tego dnia woleli zdobyć więcej dusz.-zasmuczony spojrzał w ziemię. -Przynajmniej my się uchroniliśmy.-podsumowała Dziki Kwiat. -Może innym się udało.-powiedział Mroczna Skóra, a do Pajęczego Pyska poddreptała... Ognista Plama. -Aliit?-bąknęła pytającym tonem. -Yyy... Klan Szkarłatnego Księżyca.-odpowiedziała jej. -Aliik?-spytała ponownie. -Zanikł. -Akaan? -Trwa dalej. -Adiik? -Niewielu, pewnie martwi... Ognista Plama spojrzała w ziemię, i zmarszczyła brwi. -I see.-mruknęła pod nosem. -Smoczy Pysk, a'den? -Al...-już miał coś powiedzieć, ale go ucięła. -No al!-warknęła. Spojrzałeś na Pajęczy Pysk pytająco. Zauważyła sposób jaki na nią patrzysz, i zrobiła minę typu "lepiej się nie wtrącać". Z drugiego końca jaskini zaczęły dobiegać odgłosy kroków paru myszy. -Akaan'ade, akaanir!-Smoczy Pysk krzyknął, a Pajęczy Pysk tylko odkrzyknęła... -Hakerzy! Uciekamy! *** Biegliście przed siebie, Ognista Plama was prowadziła. Trzeba było przyznać, że miała dobre tempo. Wyprzedzała was co chwilę, i musiała się zatrzymywać, abyście mogli dobiec do niej. Na końcu biegł Smoczy Pysk, uważnie patrzący w mrok za wami. Wasze oczy się przystosowały do ciemności, więc jakimś cudem coś widzieliście. Mówiąc "coś", na myśli była ogromna przepaść obok ścieżki, którą biegliście. Po mimo ucieczki, głosy pościgu za wami ciągle się nasilały. Za wami ujawniły się światła pochodni, ale dalej biegliście przed siebie. -Stać!-gruby, agresywny głos rozgrzmiał echem po jaskini. Jakieś pięć myszy, Hakerzy, zatrzymało się. Wy też. Zza nich wyszła kolejna, z hełmem spartianinie na głowie i czarną grzywą. -Smoczy Pysk! Walcz, a nie, uciekasz jak tchórz.-to on krzyknął "stać"... -Tchórz?-zapytał Smoczy Pysk. -Hut'uun.-odpowiedział mu, ale zanim zdążył wyciągnąć oręże lub wydać rozkaz do ataku, Smoczy Pysk już się na niego rzucił. *** -Ognista Plama ma wyjście, szybko!-krzyknęła Pajęczy Pysk. -Nie ma mowy, musimy walczyć!-odkrzyknął Szara Łapa, i rzucił się w pole bitwy, trafiając pierwszego lepszego Hakera z prawego sierpowego. -Szara Łapa ma rację!-Popielista Łapa go poparł, i również rzucił się w wir walki. -Klan Szkarłatnego Księżyca, atak!-huknął Mroczna Skóra. Jak na komendę wszyscy, prócz Ognistej Plamy i Pajęczego Pyska skoczyli w stronę Hakerów. Nawet ty. Coś ci mówiło, że musisz to zrobić. Podbiegłeś do pierwszej wrogiej myszy, i kopnąłeś ją w klatkę piersiową, ta złapała się za nią i wypuściła nagle powietrze z płuc, a potem upadła na ziemię, łapiąc oddech. Trafiłeś tak, że zatrzymałeś jej akcję serca. Zdziwiony stałeś tam jeszcze sekundę, ale z transu wyprowadził cię nagły krzyk. Szara Łapa właśnie trzymał się jedną łapą krawędzi drogi, a pod nim stała otworem przepaść bez końca, czekająca, aż spadnie i stanie się jej ofiarą. Drugą łapę miał zakrwawioną, a Haker nad nim miał właśnie wbić nóż w tą zdrową. Znowu krzyk, ale przerażenia i bólu. Dowódca Hakerów właśnie zamachnął się swoją bronią, i trafił... W prost w oczy Smoczego Pyska. Ten upadł na ziemię, tuż przy przepaści, i zakrył ranę ręką. Jego przeciwnik już miał wtopić topór w jego plecy. Kogo ratujesz? Zadecydowałeś... Rozdział 22 Nie wiesz co, ale coś ci mówiło, że musisz ratować swojego przyjaciela, a nie tego nowo poznanego dziwaka. Ruszyłeś z miejsca przed siebie niczym rakieta, byle by dotrzeć na czas. Po drodze kopnąłeś jakiegoś Hakera w "to czego dziewczyny nie mają", o tak o, żeby go na pewien dłuższy czas zatrzymać przed jakimikolwiek ruchami. Biegłeś przed siebie, zbliżając się do Szarej Łapy i jego przeciwnika. Byłeś już na tyle blisko, że skoczyłeś na Hakera chcącego zabić twojego przyjaciela. Tarzaliście się po ziemii, biliście łokciami, łapami, a w przypadku twego przeciwnika, nawet gryźli. Wystarczył jednak tylko jeden zdecydowany zamach, a Haker pod tobą padł nieprzytomny od uderzenia w głowę. Zszedłeś z niego, i szybko podbiegłeś do Szarej Łapy, a potem podałeś mu rękę. Ten złapał się, i go podciągnąłeś. -Dziękuję, nie dałbym rady...-mruknął pod nosem. Przeraźliwy krzyk bólu zwrócił uwagę wszystkich, i każdy zwrócił się w jego stronę. Smoczy Pysk miał wbity topór głęboko w swój grzbiet, zginął z łap Hakera. *** Widząc śmierć swojego partnera, Ognista Plama rzuciła się z krzykiem w stronę mordercy. Jej ofiara spojrzała szybko na Smoczego Pyska, a potem na swojego przeciwnika. Zdezorientowany stanął jak wryty, nie ważył się ruszyć. Ta tylko skoczyła na niego z pazurami i przejechała nimi po jego oczach. Posłała syknięcie w jego stronę, i się wycofała. Powoli, uważając na każdy krok, jakby się bała kontrataku. -Moje oczy! Nic nie widzę!-zawył. -Hut'uun.-mruknęła. -Odwrót, teraz!-zakrzyknął do ocalałych Hakerów. Jak spłoszona zwierzyna zaczęli uciekać w inną stronę, chyba się przestraszyli porażki ich wodza. Jakiś pojedyńczy młodziak podbiegł do swojego przywódcy i pomógł mu wstać, a potem zaprowadził w stronę uciekającego oddziału. -Idźmy stąd.-rozkazał Mroczna Skóra. *** Zaczęliście iść po stromej powierzchni, nie była śliska, ale mimo tego uważaliście, aby się nie przewrócić. U góry widać było blask słońca, wyjście było blisko. Pajęczy Pysk dzielnie prowadziła was w stronę ujścia, gdy Ognista Plama, zasmucona, szła na samym końcu, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Szliście w ciszy, jedynym co słyszeliście, był wasz oddech. Nie marnowaliście powietrza na rozmowy, droga była męcząca. Ścieżka powoli się wyprostowała, i nie było tak stromo. Postanowiłeś zacząć temat. -Pajęczy Pysku, co znaczy... Hutun?-spytałeś. -Hut'uun.-poprawiła.- To takie... Jakby przekleństwo. Oznacza tchórz, ale to poważna obraza. -Co to w ogóle za język?-zapytała Rashida. -Mandaloriański. -Pierwsze słyszę. -To pradawny język, ciebie pewnie nie było na świecie.-odpowiedziała.-Patrzcie, wyjście! Przed wami ujwaniło się ogromne ujście pieczary. Światło was oślepiło, było ciepłe i miłe. Opuściliście jaskinię, a słońce nowego, lepszego dnia, was przywitało gorącymi promieniami. Zamrugałeś oczami, a przed tobą ukazała się dolina, z rzeką przecinającą las znajdujący się w niej. Po twojej prawej widziałeś nie daleko górę, a po lewej, jakieś zagłębienie. Najprawdopodobniej depresję. -Ohnaka-mruknęła Ognista Plama. -Co?-zapytała Dziki Kwiat. -To zapomniana dolina, tutaj powstało najstarsze i pierwsze Transformice... Znaleźliśmy ją!-odpowiedziała tylko Pajęczy Pysk, szczęśliwa. -Skoro tu powstało, to gdzie inne myszy? -Las podobno kiedyś się spalił, i myszy uciekły gdzie indziej, aczkolwiek tak mówili na historii... Wygląda na to, że odrósł. -Wiecie, lepiej będzie, jak się rozdzielimy, i poszukamy schronienia. Spotkajmy się tu przed zmrokiem, dobra?-Mroczna Skóra rozkazał, jako jedyny prawowity wojownik teraz on musiał dowodzić plemieniem. Co robisz? Zadecydowałeś... Rozdział 23 Gdy każdy udał się w swoją stronę, ty stałeś dalej na swoim miejscu. Szara Łapa poszedł z Pajęczym Pyskiem i Ognistą Plamą w stronę depresji. Popielista Łapa z Mroczną Skórą, Dzikim Kwiatem i Rashidą na górę. Tobie pozostała rzeka. I nie, żeby ci to przeszkadzało, bo kąpiel by się przydała. Mogłeś tam też znaleźć pożywienie w postaci ryb, co ci pasowało. Ruszyłeś spokojnie przed siebie. Poprzednia wspinaczka ciebie porządnie zmęczyła. Na dodatek nie pachniałeś za dobrze, więc myśl o kąpieli, nawet w zimnej rzece, była bardzo miła. Powoli doszedłeś do małej, kamienistej plaży, szerokości na prawie połowy owej rzeki. Czyli ostatnio musiała być susza i poziom wody opadł. Kamienie porastały różne rośliny, głównie coś podobnego do wodorostów. Jednak co innego przykuło twoją uwagę. Na jednym z kamieni leżała martwa ryba, i to całkiem spora! Jednym słowem- jedzenie. Podszedłeś do niej, i powąchałeś. Niestety, nie była świeża. Jednak inne zwierzęta mogły mieć na nią chętkę. Zostawiłeś ją w spokoju i poszedłeś w stronę wody. Na samym brzegu zamoczyłeś jedną łapę, nie była taka zimna jak się spodziewałeś. Lekko się ochlapałeś, ale na tyle, żeby nie być przemoczonym do suchej nitki. Może było ciepło, ale lepiej nie przesadzać. Zastanowiłeś się też, czego oczekiwał Mroczna Skóra. No schronienia, ale tutaj niczego takiego nie było. Rozglądnąłeś się w około. Słońce za nie długo miało się schować za górami. Przed tobą stał las, a za, rzeka. Nie wiesz, czego szukałeś. Po prostu miałeś przeczucie, że coś cie obserwuje. Mogło to być po prostu jakieś zwierzę, albo ryba. A w dzień nic za bardzo nie atakuje. I wtedy, kątem oka go zobaczyłeś. Duch, podobny do Niebieskiej Gwiazdy, z blizną przebiegającą po grzbiecie, bawił się kamyczkami, rzucając je do wody. Chichotał pod nosem i był niższy od ciebie. Zaciekawiony podszedłeś bliżej. Miał ciemne rogi i szare włosy tak samo jak Niebieska Gwiazda, ale po goglach ni śladu. Spoglądnął w twoją stronę, poczułeś ciary na swoich plecach. Ten tylko uśmiechnął się mile i pomrugał swoimi sprytnymi oczkami. Tak, to było dziecko, a raczej jego duch. Wstał, i ruchem ogonem wskazał, aby iść za nim. Bez wachania podążyłeś. Prowadził ciebie w górę rzeki, radośnie podskakując i nucąc jakąś wesołą piosenkę pod nosem. Wyglądał na bardzo zadowolonego i szczęśliwego. No, ale to dziecko, jakie ma być? Omijając różne przeszkody w postaci gęstych krzaków i dziwnie dużych korzeni, ujrzałeś, ze na rzece stworzył się most w postaci przewróconego drzewa. Duszek dziecka prowadził cię w jego stronę, ale przy nim zwrócił w lewo, i twoim oczom ukazało się, ukryta gęstymi lianami, jaskinia. Wprowadził cię do środka. Liany zablokowały jakiekolwiek światło z zewnątrz, i jedyne światełko pochodziło od twojego duszka. Rozejrzałeś się. Jaskinią teraz nie można było nazwać, bo nie była w ogóle głęboka. Miała jakieś trzy metry szerokości, cztery długości i jakieś pięć, może sześć, wysokości. Zakryta lianami dawała dobre schronienie. Uśmiechnąłeś się do siebie, los ci sprzyjał. Twój koleżka przeszedł obok ciebie z obojętną, aż zasmuconą twarzą, i wyszedł z pieczary. Poszedłeś za nim. Przed chwilą był radosny, a teraz nagle zrobił się smutny. Siedział na brzegu rzeki, i patrzył przed siebie, w stronę słońca, które już chowało się za górami. Czas było wracać, trzeba powiadomić innych o twoim odkryciu, zmrok nadchodził. Duszek spojrzał na ciebie przez ramię, uśmiechnął się, i rozpłynął w powietrzu, zostawiając po sobie niebieski pyłek, który od razu rozwiał wiatr... *** Zacząłeś iść w stronę miejsca spotkania szybkim marszem, zaczęło się ściemniać. Trawa szeleściła pod twoimi łapami, a nogi bolały z ciągłego chodzenia. Przydałby ci się odpoczynek. Do tego trochę kleiły ci się oczy. Jedyne, o czym marzyłeś, to odpoczynek. Chłodny wiatr zawiał drzewami, a ptaszki troszkę przycichły. Powoli robiło się zimno, a z nad przeciwka słońca nadchodziły chmury burzowe. I to całkiem szybko. Przyspieszyłeś tempo. Po chwili znalazłeś się na polanie przed jaskinią, a tam czekali już Szara Łapa, Pajęczy Pysk i Ognista Plama. -Gdzie inni?-spytałeś zaciekawiony. -Przed chwilą Popielista Łapa podbiegł i powiedział, że się spóźnią. Podobno coś znalezli na górze.-odpowiedziała ci Pajęczy Pysk.- Ale już wracają, widzę stąd jak schodzą z niej. Spojrzałeś w stronę góry, istotnie, było ich widać. Po jakichś paru minutach byli już przy was. -Znaleźliście coś?-zapytał Mroczna Skóra. -W depresji rosną jakieś dziwne owoce, Ognista Plama podobno umie sprawdzić, czy są trujące.-Szara Łapa powiedział. -No dobra, a ty, Nakrapiana Łapo? Co robisz? Zadecydowałeś... Rozdział 24 -Znalazłem schronienie... -Wspaniale, zaprowadź nas!-Mroczna Skóra ci przerwał. -i ducha...-dokończyłeś. Wszyscy spojrzeli na ciebie, nie zdziwieni w ogóle. Prócz Rashidy i Dzikiego Kwiatu. -Jak wyglądał?-spytała Pajęczy Pysk. -Jak Niebieska Gwiazda, tylko bez gogli... I był dzieckiem. Ognista Plama na słowo Niebieska Gwiazda spojrzała na ciebie z zaciekawieniem, wcześniej patrzyła w ziemię. -Wiecie, może pomyślmy o tym duchu w schronieniu. Nie wiemy, jakie zwierzęta tu się czają i jak groźne są.-powiedział Mroczna Skóra.-Nakrapiana Łapo, prowadź nas. *** Byliście już na brzegu rzeki. Zacząłeś prowadzić swoje plemię w jej górę. Droga była już troszkę wydeptana. Słońce już prawie całe zniknęło za górami, a gwiazdy poczęły się pojawiać na niebie. Zauważyłeś przewrócone drzewo, czyli byliście prawie na miejscu. Skręciłeś przy kłodzie w lewo, i skierowałeś się w stronę lian. Przeszłeś przez nie, i znalazłeś się w jaskini. Reszta weszła za tobą, i rozglądnęła się po pieczarze. -Dobre miejsce, mamy rzekę, przejście na jej drugą stronę i ukryte wejście! Jak to znalazłeś?-spytała Dziki Kwiat. -Duch mi pokazał...-mruknąłeś w odpowiedzi. -Odpocznijmy. Ja wezmę wartę tej nocy.-Mroczna Skóra powiedział.-Może być trochę niewygodnie, ale jest za późno, aby znaleść jakieś posłanie. Reszta jakoś ułożyła się na zimnej ziemii, i szybko zasnęła. Mroczna Skóra wyszedł z jaskini, i stanął przed nią. Księżyc świecił tak mocno, że przez liany padało trochę światła. Przed zaśnięciem zapamiętałeś tylko, że nie wspomnieliście nic o duchu. To był jednak temat na kolejny dzień. *** Obudził cię szum wiatru, poruszający liany. Zamrugałeś oczami, i zauważyłeś, że inni też się zaczynali budzić. Wstałeś pierwszy. Rozciągnąłeś się, i ziewnąłeś. Wyjrzałeś zza lian. Nastał nowy dzień. Słońcie świeciło, a ptaki śpiewały. Wziąłeś głęboki wdech, powietrze było lekko wilgotne i chłodne. W nocy musiało padać. Rozciągnąłeś się ponownie. Obok ciebie pojawił się Szara Łapa. Uśmiechnął się do ciebie, i sam się rozciągnął. -Gdy jeszcze spałeś, Mroczna Skóra powiedział, że pewnie tu na pewien czas zostaniemy. Może nawet się osiedlimy.-mruknął. -Czemu?-spytałeś. -No, proste. Tutaj Hakerzy nie zawitali i prawdopodobnie nie zawitają. Warunki sprzyjają... -A co z duchem, którego spotkałem? Wczoraj o tym nie mówiliśmy. Szara Łapa nagle zamilkł. -Za chwilę o tym pogadamy, okej? I znikł za lianami, zanurkowałeś w nie za nim. -Mroczna Skóro, pójdę z Nakrapianą Łapą w górę rzeki obczaić okolicę, dobra? -Dobrze, ale wróćcie za nie długo.-odpowiedział wojownik. -Mogę pójść z wami? Nie mam za bardzo co robić, a Popielista Łapa pomaga w czymś Pajęczemu Pyskowi.-spytała Rashida. -Tak, oczywiście!-Szara Łapa mruknął. Podeszła do was, a potem ruszyliście w drogę. Nie minęło parę minut, a byliście całkiem oddaleni od schronienia. Rashida zaczęła: -Nie wyszliście po to, aby... Jak to mówiłeś, "obczaić okolicę", co nie? -Ta, trafiłaś. Możesz naskarżyć Mrocznej Skórze.-Szara Łapa czuł się przegrany. -Ta, co ty? Chcę wiedzieć. O co chodzi?-prawie podskoczyła podekscytowana. -Ee... No dobra. Chodzi o tego ducha, co Nakrapiany widział. -Ta, Mroczny mówił, że mamy o tym nie gadać, że pewnie zmyśla... -Nie zmyśliłem!-zaprotestowałeś oburzony. -Ja ci wierzę, tak samo jak reszta. Tylko on nie.-Szara Łapa cie pocieszył. -Pajęczy Pysk mówiła, że on nigdy nie wierzył w duchy. Nawet, jak jakiegoś zobaczył. Nie wiem, jak on się stał wojownikiem.-Rashida mruknęła. -To co z tym duchem?-przypomniałeś. -Pajęczy Pysk ma nam podobno powiedzieć, tylko ktoś musiałby Mrocznego czymś zająć!-Rashida prawie krzyknęła.-Ognista Plama wie, kto to, ale on jej nie ufa. Powiedział nam wprost gdy ty, i ona spaliście. Coś jest na rzeczy! -Tylko co z nim zrobić? Pewnie tak łatwo nie będzie go wykurzyć z tej jaskini.-Szara Łapa upomniał. -Trzeba będzie coś wymyślić. *** Wróciliście przed zmrokiem do schronienia, przy okazji przynieśliście trochę drewna na ognisko. Mało tego znaleźliście, bo padał deszcz, i większość patyków była mokra. Kolejne chmury nadciągały, i były one burzowe. Co jakiś czas słychać było grzmoty. W jaskini przywitała was Dziki Kwiat. -Hej. Znaleźliście coś?-spytała. -W górę rzeki zaczynają się wodospady. Ale było tak stromo, że nie było jak iść dalej. Znaleźliśmy jeszcze trochę drewna na opał, na ognisko.-Rashida powiedziała zadowolona. -O, przyda się. Jak was nie było, zrobiliśmy prowizoryczne łóżka. Wiecie, jakie tu drzewa mają ogromne liście? I jakie są wytrzymałe! Ale kwiaty i tak tu są najpiękniejsze. -Dobrze słyszeć o łóżkach, wreszcie się wyśpię!-Szara Łapa odezwał się. Przeszliście przez liany, i na środku jaskini położyliście patyki. Po waszej prawej, pod samą ścianą pieczary mieściło się parę posłań zbudowanych z liści i paru mocniejszych badyli. Przypominały hamaki. Mroczna Skóra w tym czasie opierał się o przeciwną ścianę i coś robił z kamieniami, trzymanych w łapach. Spojrzał na was, zadowolony. Odłożył kamyki na bok i podszedł do was. -Dobrze, że przynieśliście drewno. Dzisiejszej nocy może być chłodniej. Akurat mam krzemienie, powinniśmy dać radę rozpalić ogień.-pochwalił was.- Odpocznijcie, od razu wybierzcie sobie łóżka. Odszedł od was i pochylił się nad sterką patyków. Parę odłożył na bok. Wziął dwa kamienie zostawione pod ścianą, a potem zaczął nimi o siebie uderzać. Wy natomiast podeszliście do posłań, i każdo z was usadowiło się na jednym. Były bardzo wygodne w porównaniu do zimnej podłogi. Może przy gwałtowniejszych ruchach liście szeleściły, a badyle skrzypiały, ale to już było coś na początek. -Nie urwą się?-spytał Szara Łapa. -Nie, podobno Popielista Łapa i Pajęczy Pysk chcieli taki rozerwać, każde ciągnąc w jedno stronę. Liść się rozciągnął.-Mroczna Skóra zaśmiał się cicho, nie przerywając uderzeń krzemieniami o siebie. Wreszcie jeden puścił iskrę, która poleciała na stertę patyków. Zaczął lekko dmuchać, aż wreszcie uzyskał stabilny ogień. -Reszta patyków powinna nam starczyć na noc. Powinna...-zamyślił się.-Pilnujcie jaskini, ja idę poszukać ich jeszcze trochę, póty słońce nie zaszło. Za nie długo wrócę. Przytaknęliście głowami, a on wyszedł z pieczary. Odczekaliście parę sekund, aby się oddalił. -Poszło lepiej, niż myślałem. Nie trzeba będzie go niczym zajmować. Dobra, to o co chodzi z tym duchem?-zaczął Szara Łapa. Co robisz? Zadecydowałeś... Rozdział 25 -Zobaczyłem, jak sie bawił nad rzeką, a potem mnie zaprowadził tutaj.-mruknąłeś. -I tyle?-spytał Szara Łapa. -Potem zniknął. Cisza objęła jaskinię. Ognista Plama wpatrywała się w ziemię, a wy patrzyliście po sobie. Nie wiedzieliście co powiedzieć. Siedzieliście cicho jeszcze tak minutę. Potem Pajęczy Pysk spoglądnęła na Ognistą Plamę, a ta przytaknęła. -Ognista Plama wie, kto to.-Pajęczy Pysk przerwała ciszę.- To jeden z czterech żywiołów, uwięzionych w formie myszy. -Skąd to wie?-spytała Rashida. -Tego mi nie powiedziała. Co do żywiołów, to są jeszcze trzy. Ognisty, wietrzysty i liściasty. Wszyscy są rodzeństwem. -A... Dlaczego są duchami?-Dziki kwiat spytała. -Podobno się tacy urodzili. Pilnują tej doliny przed Hakerami, są jej strażnikami. Nakrapiana Łapa spotkał Niebieską Falę, który potem stał się Niebieską Gwiazdą. Ognisty żywioł to Ognista Grzywa, wietrzysty Szara Strzała, a liściasty to Szmaragdowe Pnącze. Pojawiają się pod postacią dzieci. -A Ognista Plama skąd o tym wie?-spytałeś. -To jej dzieci... *** Chciałeś trochę ochłonąć. Wyszedłeś przed jaskinię, i usiadłeś na trawie. Księżyc już świecił wysoko na niebie. Mrocznej Skóry dalej nie było. Za to było co oglądać. Zorza się pojawiła. Wyglądała pięknie. Mimo ponurego nastroju, który panował w pieczarze, uśmiechnąłeś się. Taki widok nie był częsty. Żyły w tej dolinie cztery żywioły. Cztery duchy, które jej pilnowały. I to tej, w której teraz się znajdowałeś. To było trochę dużo. Nawet, ze względu na Hakerów, którzy nawet teraz mogli ciebie obserwować. Nie, nie mogli. Duchy by ich przegoniły. I co teraz? Jesteście z nimi bezpieczni, ale co z innymi plemionami? Co z Transformice? Co z wojną? To... Było na prawdę za dużo. Postanowiłeś pobujać w obłokach. Położyłeś się na miękkiej, i dalej ciepłej trawie. Za sobą, w jaskini słyszałeś szumienie gorącego ognia. Przed tobą, płynęła burzliwa rzeka, jakby miotana wiatrem. On przepływał między twoimi włosami, jakby były niczym. To razem tworzyło harmonię. Tworzyło... piosenkę. Cztery żywioły dopełniały siebie, jak składanka. No właśnie. Wiatr zaczęła, i zaszeptała do ucha, a potem jej rodzeństwo... Jeśliś mą gwiazdą Rozdział 26 Kolejny dzień był ciepły i duszny. Zapowiadała się burza, czarne chmury nadciągały nad dolinę. Obudziłeś się, ale oczy miałeś dalej zamknięte. Powąchałeś powietrze, wyczułeś w nim jakby pieczone mięso. Ładnie pachniało, jakby przyprawione. Poczułeś się jak w obozie. Bezpiecznym, z gotowym jedzeniem, z ciepłą wodą z... No właśnie. Nie było tego "czegoś", co miały klany. Nie było tej adrenaliny. W obozie dostawałeś wszystko na tacy, a jak podpadłeś to służyłeś innym. Otworzyłeś oczy. Przed tobą lekko tliło się ognisko, a nad nim gotowało się śniadanko. Ognista Plama pilnowała ognia, patrząc na nie ślepo. Szara Łapa leżał obok ciebie na prowizorycznym łóżku, głęboko drzemiąc. Popielista Łapa pomagał Pajęczemu Pyskowi. Rashidy i Dzikiego Kwiatu nie było w jaskini. Mroczne Futro siedział gdzieś w jej kącie i doglądał was. Jego wzrok był mroczny, a oczy żółte. Właśnie, żółte. Przecież były innego koloru... Czyż nie? Popatrzył na ciebie, a ty odwróciłeś wzrok przestraszony. Wstałeś z łoża, i się przeciągnąłeś. Do jaskini weszła Rashida z Dzikim Kwiatem u boku. Rozmawiały ze sobą z uśmiechem na pyskach. Podeszły do Ognistej Plamy i o coś zapytały, ona pokiwała głową i wstała z ziemi. Rashida wstąpiła na jej miejsce. Spojrzałeś na Szarą Łapę. Właśnie się powoli budził. Mroczna Skóra mruknął coś do siebie, i podszedł do was. Czuć było od niego jakąś dziwną, mroczną aurę. -Słuchajcie, wysyłam was na lekkie...-tu odwrócił od was wzrok.-Jak to mówicie? Obczajenie terenu. Zjedźcie tylko śniadanie. -Ale przecież dobrze znamy teren...-Szara Łapa zauważył, ale wojownik już się oddalił. *** Spokojnym marszem ruszyliście w dół rzeki, za to Mroczna Skóra i Popielista Łapa w górę. Szum i plusk wody uderzającej o kamienie lekko cię uspokajał. Szara Łapa co jakiś spoglądał na ciebie, jakby zaciekawiony lub zasmucony. Zauważyłeś to i spojrzałeś na niego pytającym wzrokiem. -No co? Od rana jesteś w jakimś dziwnym humorze.-bąknął. Stanąłeś w miejscu i wpatrzyłeś się w ziemię. Przemyślałeś swoją wypowiedź: -Mroczna Skóra... Się zrobił dziwny.-mruknąłeś cicho. -Wiem. Od kiedy Sarnia Gwiazda zginęła to jakby stał się liderem, a nie był nawet zastępcą. Ale ktoś musi dawać rozkazy, nie? -Czułeś "to coś" od niego jak do nas podszedł? -Jakie coś? -No takie dziwne uczucie. Jakby Haker... -Myślisz, że Mroczna Skóra jest z nimi?!-prawie wykrzyknął. -Nie... Ale... -To głupie. On by nigdy nie zdradził swojego plemienia. *** Słońce już górowało na niebie. Mimo to kontynuowałeś marsz z Szarą Łapą. W ciszy. Dalej szliście obok rzeki, ale droga zaczynała się robić trudna do przejścia. Skręciliście bardziej w las, mając nadzieję na wygodniejszą ścieżkę. Rozdzieliliście się. I tak między wami nastała grobowa cisza od ostatniej rozmowy. Powoli parłeś przed siebie, uważając na jakiekolwiek krzaki z kolcami. Nie miło by było mieć parę takich wplątanych w futro. -Nie możesz tego zrobić! Nadstawiłeś uszy. Usłyszałeś Mroczną Skórę, gdzieś niedaleko. Miał przecież być w innym miejscu z Popielistą Łapą. Powoli zakradłeś się w stronę głosów. Schowałeś się w najbliższym krzaku, jak najciszej jak mogłeś. Lekko odsunąłeś liście i zobaczyłeś swojego niby lidera i popielistego przyjaciela. Rozmawiali ze sobą. -Nic nie rozwiązałeś, ciągle na nich polegasz.-prawie wykrzyknął Popielista Łapa. -Mogą rozwiązać nasz problem. Pomogą nam bez wahania, synu. -Nie nazywaj mnie synem.-syknął. -Uważaj na ton głosu. Nie jestem twoim przyjacielem. -Ale oni mogą nas wszyscy zabić, splamią twoje imię! -Moje imię przeszło dużo. Przeżyjemy. -Nie damy rady, to oni są naszymi przeciwnikami. Daj mi to zrobić- -Nie. -Daj mi na chwilę władzę, a poprowadzę wszystko do porządku, znajdziemy innych i zawalczymy z Hakerami! -Albo byś zginął, a potrzebujemy cię żywego! Twoje plemię cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję synu! -Nazwij mnie tylko twoim synem jeszcze RAZ!-krzyknął na cały głos. Mroczna Skóra powoli podszedł do Popielistej Łapy, z gniewną miną. -Wracaj do pieczary.-syknął przez zęby. -Ale... -Już. Powoli wycofałeś się. Odszedłeś od nich parę metrów, i zacząłeś iść w stronę pieczary. Już zaczynałeś trucht, gdy wpadłeś na Szarą Łapę. -Też idziesz w stronę jaskini?-wstał z ziemi i otrzepał się, nie czekając na odpowiedź ruszył w jej stronę, ty za nim. Doszliście po paru minutach do pieczary, na miejscu byli już Mroczna Skóra z Popielistą Łapą. Twój lider dziwnie się na ciebie patrzył, jakby groźnie. Popielisty zaś spoglądał na niego jak na zdrajcę. Cicho zasiadłeś na swoim łożu i dałeś tylnym łapom odpocząć. Co robisz? Decyduj! ![]() Smoczy Pysk mieszkał w jaskini w Pamięci Serwera wraz z Ognistą Plamą. Nie przepadał za tobą, mówił w innym języku... Gdybyś mu pomógł, to by dalej żył. Morderco. ![]() Ognista Plama to chyba partnerka Smoczego Pyska, mieszka w Pamięci Serwera wraz z nim. Również mówi innym językiem. Nikogo więcej nie poznałeś... Dernière modification le 1464705360000 |
![]() ![]() « Censeur » 1455038700000
| 0 | ||
Bardzo kreatywne podoba mi się! na pewno będę śledzić postępy jak na razie zapowiada się ciekawie:) |
![]() ![]() « Citoyen » 1455039360000
| 0 | ||
Potrzebuję formularzyk do uzupełnienia. Kto pierwszy ten lepszy. Screen: Imię: Dowiecie się w następnym rozdziale. Cechy: Miły... Wiek: |
![]() ![]() « Censeur » 1455039480000
| 0 | ||
Screen: ![]() Imię: Dowiecie się w następnym rozdziale. Cechy: Miły, śmieszny , głupkowaty , odważny , przyjacielski Wiek:20 A jeśli to ma być kobieta to : Screen: ![]() Imię: Dowiecie się w następnym rozdziale. Cechy: Miła, śmieszna , uważna , Odważna , przyjacielska Wiek:20 Dernière modification le 1455039600000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455039840000
| 0 | ||
Zapomniałem napisać, że to ma być mężczyzna ;^; Ale oczywiście przyjmuję. |
![]() ![]() « Citoyen » 1455046080000
| 0 | ||
:O powodzenia! |
![]() ![]() « Citoyen » 1455084240000
| 0 | ||
Świetny pomysł na fanfic. Powodzenia! :D Dernière modification le 1455084300000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455099960000
| 0 | ||
Stwierdziłem, że wynik głosowania jest już wiadomy. Dlatego też napisałem od razu rozdział. Nie chce mi się czekać aż do 15:00... Aczkolwiek, rozdział 2 nadszedł, a wraz z nim parę postaci. I kolejna decyzja. |
![]() ![]() « Citoyen » 1455186000000
| 0 | ||
O godzinie 12:30 zakończę głosowanie. Ze względu na to, że nie chodzę do szkoły przez chorobę mam więcej czasu dla FF, poza tym w następnym tygodniu mam już ferie. A w godzinach 13-14 powinien pojawić się rozdział. |
![]() ![]() « Citoyen » 1455197220000
| 0 | ||
/triple .-. Rozdział 3 się ukazał, kolejny wybór... Piszcie coś, dobrze? Nie chcę robić double postów. @EDIT O 14:00 głosowanie będzie zakończone, a wynik jest chyba i tak wiadomy :P Dernière modification le 1455281280000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455225480000
| 0 | ||
Kolejny swietny rozdzial c; Ja tak swietna mam kondycje i tak dobrze sie posluguje bronia urzywajac ja pierwszy raz nie wiedzialam hihi |
![]() ![]() « Citoyen » 1455227100000
| 0 | ||
Bardzo ciekawy i pomysłowy FF :) Czekam na następne rozdziały ^^ |
![]() ![]() « Sénateur » 1455233160000
| 0 | ||
Czekam dalej |
![]() ![]() « Citoyen » 1455289800000
| 0 | ||
Rozdział 4 się ujawnił. //////// Yol will Ag, Yol is Ah, Yol live on Strunmah /////// Jedna zagadka pojawiła się w postach. I to od niej zależy, czy przetrwacie w następnych rozdziałach. Powodzenia, Vokun. Dernière modification le 1455380580000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455294360000
| 0 | ||
Fajnie że mi się kolor futerka zmienił, zaciekawiła mnie ta krew hackerów ^^ Czekam na kolejny rozdział c; Tylko w postaciach zmień kolor fur Dernière modification le 1455294420000 |
![]() ![]() « Citoyen » 1455355740000
| 0 | ||
Formularzyk do uzupełnieniaaa. Kto pierwszy ten lepszy(co z tego, że wszyscy śpią) Screen: Obowiązkowe lisie futerko Imię: Dowiecie się w następnym rozdziale. Cechy: Arogancki, chamski... Wiek: |